Próbują nas zniechęcić do podróży i znacznie je utrudniają. Kto i czy im się uda?

Drożejące wizy i wprowadzanie opłat za wstęp do miasta, coraz wyższe podatki turystyczne, limity odwiedzających, stale wydłużająca się lista zakazów i nakazów, obwinianie za częste latanie, doliczanie specjalnych dopłat środowiskowych to biletów. Podróżnik w 2019 roku nie ma łatwo, a wiele środowisk próbuje utrudnić lub zniechęcić nas do wyjazdów. I wszystko wskazuje, że w przyszłości będzie tylko gorzej.
Możni tego świata, aktywiści, miejskie władze, politycy, mieszkańcy, a nawet sami podróżnicy – lista ludzi, którzy narzekają na masową turystykę rośnie każdego dnia. W efekcie rok 2019 jest kolejnym, który upływa nam pod znakiem ograniczeń, opłat i dopłat, podwyżek i gorących dyskusji, kto, komu i w jaki sposób powinien ograniczyć podróżowanie. Wielu uważa, że wyjazdy znów powinny stać się ekskluzywnym przywilejem, na który stać tylko nielicznych.
Pojawiło się przy tym przynajmniej kilka silnych trendów, które zmieniają branżę turystyczną – według jednych na gorszą, według innych na lepszą. Przyjrzyjcie się zmianom i sami zdecydujcie, po której stronie barykady stoicie.
Tanie bilety? Pieśń przeszłości
Uwielbiacie polować na naprawdę tanie bilety? Świetnie pamiętacie te promocje, w których można było kupić loty za 9 groszy na Ibizę do Londynu, Malagi czy Paryża, loty Ryanaira po Polsce za 9 PLN albo słynne mega tanie bilety z Amsterdamu do Meksyku, Panamy, Gwatemali, Peru, Salwadoru i na Kubę za 570 PLN? Wielu polityków uważa, że powinniśmy czym prędzej potraktować je jako wspomnienia i przyzwyczaić się, że jeśli chcemy latać samolotami, to musimy płacić za to odpowiednio dużo. Samych pomysłów, jak do tego doprowadzić jest jednak sporo.
Na przykład francuski rząd zaproponował, żeby w całej Unii Europejskiej wprowadzić podatek lotniczy, a jeden z tamtejszych polityków chciałby zakazać lotów krajowych – pod warunkiem, że tę samą trasę można pokonać koleją w maksymalnie 5 godzin. Zresztą Francja nie rzuca słów na wiatr i zaczyna od siebie, bo już od przyszłego roku zamierza naliczać dodatkowe opłaty od każdego pasażera wylatującego z kraju – w wysokości od 1,5 do 18 EUR.
To oczywiście nie jedyny pomysł w Europie. Brytyjski komitet ds. zmian klimatycznych (CCC) zaproponował tamtejszemu rządowi, by osoby, które latają częściej płaciły za bilety więcej niż te, które robią to tylko od czasu do czasu. Pojawiły się też zapowiedzi, że od kwietnia przyszłego roku, możemy dopłacać nawet 30 GBP na trasach za ocean i 5 GBP na lotach wewnątrz Europy. Niemieckie władze już wprowadzają w życie plan, zgodnie z którym już od 2020 roku podatek lotniczy może wzrosnąć aż o 16 EUR za jeden odcinek lotu. Tym samym ziści się sen szefa Lufthansy, który już kilka miesięcy temu optował za wprowadzeniem zakazu (!) sprzedaży bardzo tanich biletów lotniczych.
– Z ekonomicznego, ekologicznego i politycznego punktu widzenia takie oferty tanich linii są nieodpowiedzialne. Bilety lotnicze kosztujące mniej niż 10 EUR nie powinny istnieć – mówił Carsten Spohr.

Miasta wyciągną z nas, ile mogą. Przyzwyczajcie się!
Myślicie, że tylko politycy zajmujący się transportem „wyczuli pieniądz”? A gdzie tam! Kto tylko może, podnosi opłaty – a to podatek turystyczny, a to koszt wizy (dobra, zniesienie wiz do USA i wprowadzenie darmowych wiz do Sankt Petersburga i obwodu kalinigradzkiego jest chwilowo wyjątkiem), a to ceny do najważniejszych atrakcji. Za wszystko musimy płacić coraz więcej.
Amsterdam zdecydował, że do istniejącego już podatku, który wynosi 7 proc. od noclegu, będzie wymagał od turystów zapłacenia jeszcze 3 EUR za każdą spędzoną tu noc. Od kwietnia 2020 roku, dodatkową opłatę wprowadza też Turcja. Każda osoba będzie musiała dopłacić równowartość od 4 do 12 PLN za dobę. Nie można też zapominać, że dosłownie kilkanaście dni temu Turcja podniosła też cenę e-wizy. Zamiast 20 USD, musimy przygotować już 35 USD. Opłaty za wjazd, pojawiły się także w Nowej Zelandii. Co prawda Polaków dalej nie obowiązują wizy, ale od października muszą oni opłacić eTA, czyli Elektroniczną Autoryzację Podróży.
Rzym podniósł ceny biletów do Koloseum – za podstawowy bilet zapłacimy bowiem już 16 EUR, a nie 12 EUR, a za wersję rozszerzoną 18 EUR zamiast 14 EUR. W Dubrowniku podrożał wstęp na mury obronne – jedną z największych atrakcji miasta ze 150 na 200 HRK, a Wenecja co prawda przełożyła start pobierania opłat za wstęp do miasta od jednodniowych turystów, ale dalej zapewnia, że pomysł zacznie obowiązywać już w przyszłym roku – i może to być nawet dodatkowe 10 EUR od osoby.

Swobodne zwiedzanie? Marzenie!
Ale sposobów na poskromienie turystów jest o wiele więcej. Nie zawsze jednak w grę wchodzą obowiązkowe dopłaty, ale np. mandaty, które sypią się hurtowo, gdy tylko wprowadzi się nowe prawo.
Tegorocznym zwycięzcą w kategorii „turystycznego cerbera” są Włochy. Tak wielu zakazów i nakazów w tak krótkim czasie nie wprowadził żaden inny kraj. Skończyły się „pikniki” przy fontannach, picie alkoholu w miejscach publicznych, zdjęcia z centurionami, naganiacze z usługą typu „omiń kolejkę”, chodzenie bez koszulek, a nawet przesiadywanie na słynnych Schodach Hiszpańskich czy nieodpowiednie używanie poidełek. A co ważniejsze – przepisy, które początkowo wydawały się być nie do wyegzekwowania, okazały się być traktowane z pełną powagą.
Ale inne kraje i miasta też nie próżnowały. W Kioto zabroniono robienia zdjęć na prywatnych ulicach w słynnej dzielnicy Gejsz. Sardynia chce blokować Google Maps, bo prowadzą turystów na manowce, a władze w Hanoi zamknęły znaną „train street”, która stanowiła jedną z największych atrakcji miasta. Pompeje wprowadzają nowy system bezpieczeństwa, a Nepal będzie wydawał pozwolenia na górską wspinaczkę tylko tym, którzy zapłacili za wyprawę minimum 35 tys. USD i będą mogli pochwalić się „dowodem kondycyjnym”.
A to przecież tylko kilka przykładów, które można by mnożyć niemal w nieskończoność. I wszystkie mają mniej niż pół roku!

***
Nie da się ukryć, że obecnie podróżowanie jest tak łatwe i popularne, jak nigdy wcześniej. Futuryści przewidują jednak, że ten trend się odwróci. W przyszłości mamy bowiem wykładać duże kwoty na odwiedzenie najpopularniejszych i najbardziej znanych miejsc. To, co robi Wenecja jest początkiem, który pokazuje, że „przepowiednia” naukowców może być mniej irracjonalna niż wydawało nam się jeszcze kilka lat temu. Z drugiej strony ludzie chcą podróżować świadomie i sami przyklaskują niektórym limitom czy ograniczeniom. Coraz częściej rozumiemy, że tylko w ten sposób, możemy ochronić zabytki, środowisko, mieszkańców danych miejsc i ich kulturę. Jako ogół stoimy w decyzyjnym rozkroku, a następne ruchy wciąż zamykają się w strefie domysłów.
Dajcie znać, po której stronie sporu wy stoicie. Ograniczyliście podróżowanie w efekcie tych wszystkich zmian i obostrzeń? A może po prostu zmieniliście do niego podejście? Szukacie równowagi pomiędzy tym, że chciałoby się odwiedzić każde miejsce na świecie, a tym że może niekoniecznie w każdym z tych miejsc jesteśmy potrzebni? Czekamy na Wasze komentarze!