Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 72 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4
Autor Wiadomość
#61 PostWysłany: 20 Lis 2016 17:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
tak, uroda niczym Samuel. L. Jackson robi swoje :-D
Ale w gruncie rzeczy, to była bardzo sympatyczna osoba, a na Fidżi generalnie jest pewien problem z kobietami. Większość oczywiście nie budzi wątpliwości w zakresie płci, ale ustalenie wieku bywa już naprawdę wielce utrudnione, zwłaszcza w odniesieniu do pań w przedziale między 30 i 50 lat...

A co do lx100, to mam nadzieję, że uda mi się zrobić obiecany suplement ze zdjęciami z niego właśnie. No bo jednak te ze smartfona, to jednak nie to.

-- 20 Lis 2016 16:52 --

Dzień 10 - 16

Fidżi

Cougar II dociera do wyspy Nacula, prawie 100 km od Nadi. Podobnie, jak na poprzednich przystankach, łódź hotelowa podpływa do statku i zabiera bagaże osób tu wysiadających. Jest nas spora grupka. Po chwili podpływa kolejna, z której wysiadają goście opuszczający hotel. W drodze powrotnej zabiera nas. Zbliżamy się do brzegu, a tam na plaży kilkunastoosobowy zespół (jak się później okazało, składający się z obsługi hotelowej) śpiewa pieśń powitalną. Czekają na nas z drinkami i kierują do patio obok szkółki nurkowej, gdzie odbywa się oficjalne powitanie i zapoznanie z kilkoma szczegółami dotyczącymi pobytu. Wykład prowadzi jeden z pracowników recepcji. Oczywiście w obowiązkowej spódnicy...

Załącznik:
WP_20161104_13_09_18_Pro.jpg
WP_20161104_13_09_18_Pro.jpg [ 119.77 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161105_11_33_32_Pro.jpg
WP_20161105_11_33_32_Pro.jpg [ 123.61 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Zostajemy skierowani do naszych "miejscówek". Blue Lagoon Resort ma różne typy zakwaterowania. Najdroższe są wille wprost nad brzegiem morza, a nieco tańsze te ulokowane w ogrodzie. Kolejna kategorie to tzw. "bure" - proste chatki bez węzła sanitarnego. Na końcu drabinki (a w zasadzie u jej podnóża) są dwa 8-osobowe dormy, przy których znajduje się duża łaźnia z prysznicami i toaletami. No to teraz pytanie, jak sądzicie, na który typ zdecydowałem się ja?

Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi w zestawieniu z tyloma przelotami w C, korzystaniem z saloników, limuzyn (wyprzedzając nieco fakty ;) ) i innych udogodnień, najbliższe 4 noce spędzę w takiej oto koedukacyjnej sypialni, na tym oto łóżeczku :lol:

Załącznik:
WP_20161104_17_26_52_Pro.jpg
WP_20161104_17_26_52_Pro.jpg [ 92.07 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_17_27_07_Pro.jpg
WP_20161104_17_27_07_Pro.jpg [ 81.02 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Jako czterdziestolatek czuję się, niczym dobry wujek albo opiekun pozostałych mieszkańców dormu, których średnia wiekowa nie przekracza 22 lat. Tu też ujawnia się w szczytowej formie germanizacja tej części świata. O ile w Melbourne dawało się słyszeć niemiecki, a na statku płynącym wzdłuż wysepek Yasawa język ten był bardzo mocno obecny, o tyle tu wszyscy - oprócz mnie - to Niemcy, przynajmniej przez część pobytu (sytuacja zmienia się na jedną noc, gdy cały dorm jest wyłącznie dla mnie i niemieckiej studentki - w tym wypadku proporcje narodowościowe przybierają postać idealnie zbilansowaną). Realia są takie, że dla osoby podróżującej samotnie taka forma zakwaterowania jest na Fidżi optymalna. Występuje ona w bardzo wielu hotelach (np. w Octopus, Manta Ray, Barefoot, itd.) i jest nieporównywalnie tańsza od innych typów noclegowych. W przypadku Blue Lagoon, po zastosowaniu na venere.com kodu wrzuconego przez znanego wszystkim kolegę tycik‌a (dziękuję :) ), 1 nocleg kosztuje mnie 14 EUR. Nawet za prostą "bure", różniącą się od dormu tylko tym, że ma 2 łóżka (pod prysznic, czy do WC trzeba i tak chodzić do łaźni), musiałbym zapłacić kilkukrotnie więcej. O innych nawet nie wspominam. Wszelkie zatem analizy ekonomiczne i zwykły rozsądek przeważyły i ląduję właśnie tu. Sala jest bardzo czysta, wieczorem klimatyzowana, a w ciągu dnia schładzana wiatrakami. Każdy gość ma do dyspozycji swoje łóżko (bardzo wygodne, choć dość wąskie), zamykaną na klucz szafkę z lampką i wieszak. Sąsiadująca z oboma dormami łaźnia prezentuje się bardzo fajnie. Jest 6 kabin prysznicowych, 4 toalety i 4 umywalki. Wszystko czyściutkie i estetyczne.

Załącznik:
WP_20161105_11_30_11_Pro.jpg
WP_20161105_11_30_11_Pro.jpg [ 84.53 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161105_11_30_20_Pro.jpg
WP_20161105_11_30_20_Pro.jpg [ 91.97 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


W takich warunkach pozostają jedynie wątpliwości, jak układać będzie się życie ze współlokatorami? Widzę, że podchodzą do mnie z pewnym dystansem, choć i ja nie jestem wylewny. Przybyłem tu głównie z myślą o snorkelingu a nie zadzierzgiwaniu znajomości z niedawnymi nastolatkami. Gdy wychodzi na jaw, że szprecham, niektórzy stają się naprawdę sympatyczni. Większość z nich co prawda świetnie mówi po angielsku, ale jak to zwykle bywa, gdy się słyszy kogoś mówiącego w tym samym języku, człowiek staje się bardziej otwarty. Trzymam się zatem z niektórymi przy pierwszych posiłkach, opowiadamy sobie, co gdzie i jak. Z jednej strony, sprowadzają mnie na ziemię, gdy wspominam, że jestem najwyraźniej najstarszy w pokoju, a oni odpowiadają mi na to... "No..." (a ja liczyłem na coś w rodzaju: "No co ty! W życiu bym ci nie dał 40-tki! Wyglądasz zupełnie, jak my."), ale z drugiej im też miny rzedną, gdy wywalam kawę na ławę opowiadając z grubsza formułę mojej podróży 8-)
Tu widać znaczną część mojej młodocianej ekipy. Bierzemy tu udział w wyścigu krabów. Malutkie krabiki z ponumerowanymi muszelkami na karku są schowane pod wiadrem. Wygrywa sponsor (wpisowe to 10 FJD) tego kraba, który jako pierwszy dojdzie do okręgu wytyczonego na piachu.

Załącznik:
WP_20161107_20_42_38_Pro.jpg
WP_20161107_20_42_38_Pro.jpg [ 86.86 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161107_20_43_52_Pro.jpg
WP_20161107_20_43_52_Pro.jpg [ 83.7 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161107_20_44_11_Pro.jpg
WP_20161107_20_44_11_Pro.jpg [ 95.02 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161107_20_47_35_Pro.jpg
WP_20161107_20_47_35_Pro.jpg [ 102.55 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161107_20_52_39_Pro.jpg
WP_20161107_20_52_39_Pro.jpg [ 83.24 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


O wieku moich ziomali niech świadczą dwa kolejne obrazki (choć mam świadomość, że zarówno tytuł lektury, jak i stan łóżka mógłby wystąpić również w przypadku kogoś starszego :D ).

Załącznik:
WP_20161108_09_07_48_Pro.jpg
WP_20161108_09_07_48_Pro.jpg [ 90.22 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_09_08_03_Pro.jpg
WP_20161108_09_08_03_Pro.jpg [ 82.16 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Za wyjątkiem śniadania, które jest wliczone w cenę noclegu, wykupienie posiłków jest obligatoryjne (nawet gdyby nie było, zorganizowanie sobie czegokolwiek byłoby nie lada wyzwaniem). Według informacji hotelowej, za lunch i kolację płaci się każdego dnia ok. 100 FJD, ale wydaje mi się, że na venere.com wyszło to taniej (za 4 nocy zapłaciłem łącznie za wszystko 220 EUR, w tym zakwaterowanie, posiłki, podatki). Nie jest to tanie wyżywienie, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że karmią tam świetnie. Każdy posiłek jest obfity i smaczny. Tu kilka przykładów:

Załącznik:
WP_20161105_13_50_41_Pro.jpg
WP_20161105_13_50_41_Pro.jpg [ 104.79 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161105_19_10_48_Pro.jpg
WP_20161105_19_10_48_Pro.jpg [ 80.75 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161105_19_56_39_Pro.jpg
WP_20161105_19_56_39_Pro.jpg [ 96.71 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161106_12_28_00_Pro.jpg
WP_20161106_12_28_00_Pro.jpg [ 106.38 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


O ile lunch to czas na stosunkowo szybkie zjedzenie czegoś i powrót do wcześniejszych aktywności, o tyle kolacja to pora nie tylko na strawę, ale również na działalność na gruncie towarzyskim. Hotel zapewnia różne atrakcje. A to kino pod rozgwieżdżonym niebem, a to plebejskie zabawy z balonami rodem z polskiego wesela (brzmi sarkastycznie, ale ubaw po pachy :lol: ), a to wreszcie występy chóru kościoła metodystów z wioski na tej samej wyspie, czy fantastycznej grupy folklorystycznej. Jak oni śpiewają!

Załącznik:
WP_20161104_19_14_22_Pro.jpg
WP_20161104_19_14_22_Pro.jpg [ 85.5 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_19_15_17_Pro.jpg
WP_20161104_19_15_17_Pro.jpg [ 62.82 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_19_19_07_Pro.jpg
WP_20161104_19_19_07_Pro.jpg [ 85.01 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_19_25_03_Pro.jpg
WP_20161104_19_25_03_Pro.jpg [ 92.35 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_19_25_11_Pro.jpg
WP_20161104_19_25_11_Pro.jpg [ 84.71 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_19_28_23_Pro.jpg
WP_20161104_19_28_23_Pro.jpg [ 93.21 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Jednak podstawa, to ceremonia picia napoju Kava. Główny celebrant strasznie się poci, a nadmiar ściera z czoła wierzchem dłoni, po czym bez mrugnięcia okiem tą samą ręką miesza napój. Wszelkie reguły higieny w gastronomii idą tu w odstawkę, ale mimo wypicia 3 lub 4 kolejnych rundek, nie mam żadnych dolegliwości. Wręcz przeciwnie, mija mi ból głowy, który dopadł mnie po trudach podróży (w końcu poprzedniej nocy spałem tylko 2 godziny).

Załącznik:
WP_20161104_18_20_51_Pro.jpg
WP_20161104_18_20_51_Pro.jpg [ 111.49 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_18_21_29_Pro.jpg
WP_20161104_18_21_29_Pro.jpg [ 123.39 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_18_26_43_Pro.jpg
WP_20161104_18_26_43_Pro.jpg [ 119.18 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161104_18_40_13_Pro.jpg
WP_20161104_18_40_13_Pro.jpg [ 108.45 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Kava wygląda, jak woda z mułem i tak właśnie smakuje, choć wyczuć można jeszcze coś bardzo podobnego do środka antyseptycznego i znieczulającego, który aplikują stomatolodzy.

Jako samotnik zmieniam co wieczór stolik. Trafiają mi się różne osoby, przy czym staram się podczepiać pod takie, których wiek będzie bliższy mojemu, a nie mojej córki. Przekrój społeczny jest ogromny. Od niemieckich początkujących lekarzy, przez irlandzkich - również początkujących - prawników, holenderską młodą parę, austriackie małżeństwo w moim wieku, włoskiego emeryta z córką, po 2 pary australijskich emerytów przyjeżdżających do tego hotelu co roku, już od 14 lat. Chyba mają dobrą emeryturę, skoro stać ich na hydroplan...

Załącznik:
WP_20161105_11_52_36_Pro.jpg
WP_20161105_11_52_36_Pro.jpg [ 95.6 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Skoro już jesteśmy na plaży, przedstawiam nieco widoczków (przypominam - zdjęcia nadal tylko z telefonu).

Załącznik:
WP_20161105_11_37_33_Pro.jpg
WP_20161105_11_37_33_Pro.jpg [ 79.8 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161105_12_04_43_Pro.jpg
WP_20161105_12_04_43_Pro.jpg [ 95.21 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_12_36_17_Pro.jpg
WP_20161108_12_36_17_Pro.jpg [ 78.87 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_12_36_53_Pro.jpg
WP_20161108_12_36_53_Pro.jpg [ 100.48 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_12_37_43_Pro.jpg
WP_20161108_12_37_43_Pro.jpg [ 104.05 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_12_44_32_Pro.jpg
WP_20161108_12_44_32_Pro.jpg [ 128.25 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_12_47_52_Pro.jpg
WP_20161108_12_47_52_Pro.jpg [ 87.69 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Mnie interesuje jednak bardziej to, co pod wodą. Jest bardzo dobrze, ale po tegorocznym pobycie na Sebayur w Indonezji (przy parku narodowym Komodo) czuję niedosyt i pewne rozczarowanie. Tak, wiem, był tu huragan (a nawet dwa), który przetrzebił rafę koralową w płytszych partiach morza, ale nawet przy uwzględnieniu tego żywiołu mam wrażenie, że przeczytane opowieści o wspaniałościach życia podwodnego Fidżi były nieco przesadzone. Bywają fragmenty w bardzo dobrym stanie, których najwyraźniej huragan nie tknął i właśnie tu widać, jak dalece mniej kolorowy i różnorodny jest tutejszy morski świat w porównaniu z tym w okolicach Komodo. Nie jestem załamany, bo co rusz widzę jakieś interesujące obiekty (postaram się później dorzucić jakieś obrazki), ale odczuwam pewną dozę niespełnienia. Podobno rafa przy Manta Ray Resort jest lepsza.

W poszukiwaniu czegoś ciekawszego wybieram się na niedługą wycieczkę snorkelingową łodzią. Zatrzymujemy się w dwóch różnych miejscach, ale żadne z nich nie oferuje nic lepszego, niż rafa zaraz przy hotelu. Wniosek? Wydatek 25 FJD okazuje się bezcelowy. Dużo więcej (79 FJD) kosztuje wycieczka do słynnych jaskiń na jednej z położonych niedaleko wysepek. Tego wydatku w sumie nie żałuję. Nie ma co naciągać rzeczywistości - same te jaskinie nie są niczym nadzwyczajnym w porównaniu do wielu innych na świecie, ale frajda pozostaje. Jest to bardziej przeżycie rozrywkowe, niż estetyczno-geologiczne, ale warto się tam udać, tym bardziej, że na plaży przy jaskini lokalne panie sprzedają wyrabiane na miejscu i niedrogie pamiątki.

Hotel oferuje możliwość bezpłatnego korzystania z kajaków. Po sugestiach usłyszanych od jedynego innego oprócz mnie samotnika(Australijczyka zajmującego się organizowaniem wycieczek na Wielką Rafę Koralową) odpływam ok. 1 km od brzegu, dobijam do ostatniej boi wyznaczającej kraniec rafy koralowej, przywiązuję kajak linką do boi i jestem gotowy do zejścia pod wodę... K...., gdzie są płetwy? Ja pierniczę, jak można być takim tępakiem, żeby przyczłapać się tu taki kawał kajakiem i nie zabrać płetw... No nic, skoro już tu jestem, wskoczę chociaż do wody i zobaczę, czy warto tu potem wracać, tym razem z płetwami. Wskakuję zatem, widzę, że jest tu jednak zbyt głęboko, więc ponowne przybycie nie będzie miało raczej sensu. Wracam zatem na kajak. To znaczy, chcę wrócić, ale nijak nie mogę się na niego wdrapać. Kilka razy omal go nie wywracam do góry dnem. Walczę z tym cholerstwem i ciągle nic. Już widzę oczami wyobraźni, jak odwiązuję go od boi i próbuję wrócić do brzegu wpław, pchając kajak przed sobą, a prąd morski mi nie pozwala. Próbuję zatem dalej. W końcu, przy 20., czy 30. zamachnięciu udaje mi się zaczepić jedną nogą na tyle mocno na śliskim kajaku, że podtrzymując się na boi wpycham się jakoś na pokład. Muszę chwilę odsapnąć i wracam do brzegu... Kolejna nauczka - do krańca rafy płyń raczej w towarzystwie, a co najmniej z płetwami.

Tak sobie mija dzień za dniem. W niedzielę wybieram się z kilkoma osobami i pracownikiem hotelu do wioski na mszę. W liczącej 300 mieszkańców osadzie są trzy kościoły: metodystów (największy), katolicki (niewielki, nieco podupadły) i trzeci, którego nie pamiętam (też chrześcijański). Mieszkańcy witają nas radosnymi "bula!", zapraszają do kościoła. Mam pecha, bo ksiądz przybywa tu tylko raz w miesiącu i wizyta nie przypada dziś. Mszę prowadzi zatem ksiądz zastępczy - tęgawy mieszkaniec wnioski, który z całą pieczołowitością zabiera się do swych obowiązków. Jestem ponownie zachwycony tym, jak pięknie tu śpiewają. To nie jest żaden chór, tylko zwykli mieszkańcy wioski, ale i tak płynie z nich pieśń na 3 głosy. Wspaniałe...

Pogoda jest świetna, za wyjątkiem jednego przedpołudnia, kiedy pada chyba z 2 godziny, a potem jest jeszcze pochmurno, ale w końcu się przejaśnia. Nie psuje mi to ogólnego doskonałego wrażenia z pobytu na Naculi. Przydałyby mi się tutaj jeszcze przynajmniej 3-4 dni, bym mógł zachłysnąć się zupełnie tym miejscem, ale cóż począć. Czasu nie nagnę i muszę wracać do Nadi, by przed jutrzejszym porannym lotem do Sydney przenocować w hotelu przy lotnisku. Około 14.00 na przeciwko hotelu cumuje Yasawa Flyer (tym razem ten właśnie katamaran, a nie inny). Doniosłym "vinaka!" dziękuję żegnającym nas śpiewem pracownikom hotelu. Z przygotowanym na wynos naleśnikiem z nadzieniem z grillowanego kurczaka pakuję się na pokład i ruszam w drogę powrotną, podziwiając po raz ostatni tutejsze wspaniałe widoki.

Załącznik:
WP_20161108_12_59_05_Pro.jpg
WP_20161108_12_59_05_Pro.jpg [ 95 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_13_07_10_Pro.jpg
WP_20161108_13_07_10_Pro.jpg [ 88.9 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_13_07_48_Pro.jpg
WP_20161108_13_07_48_Pro.jpg [ 78.89 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_13_08_05_Pro.jpg
WP_20161108_13_08_05_Pro.jpg [ 93.16 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_13_08_56_Pro.jpg
WP_20161108_13_08_56_Pro.jpg [ 99.1 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Załącznik:
WP_20161108_13_09_04_Pro.jpg
WP_20161108_13_09_04_Pro.jpg [ 82.35 KiB | Obejrzany 17355 razy ]


Nacula pozostanie w mej pamięci, jako jedno z najpiękniejszych miejsc odpoczynku, w których przytrafiło mi się być. Sympatyczna, radosna obsługa, pyszne jedzenie, fajne towarzystwo, no i piękna przyroda. Myślę, że jeszcze tam wrócę, choć tyle ciągle jeszcze miejsc na tym globie do odwiedzenia...


Ostatnio edytowany przez tropikey, 20 Lis 2016 22:16, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
 
      
Tydzień na Langkawi za 2841 PLN. Loty z Berlina i noclegi w 4* hotelu Tydzień na Langkawi za 2841 PLN. Loty z Berlina i noclegi w 4* hotelu
Odkryj Portugalię: Porto i Azory w jednej podróży z Wrocławia za 825 PLN Odkryj Portugalię: Porto i Azory w jednej podróży z Wrocławia za 825 PLN
#62 PostWysłany: 20 Lis 2016 21:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Pędzę dalej, bo przyszły tydzień, a w zasadzie najbliższe 2-3 tygodnie zapowiadają się w robocie drastycznie, więc im szybciej dotrę do końca relacji, tym lepiej...

Dzień 16. c.d.

Nadi, a w zasadzie okolice NAN

Katamaran wiezie mnie z powrotem do portu na przyklejonej do Nadi wysepce Denarau. To taki sztuczny twór, na którym usytuowano kilka drogich hoteli (m.in. Sheraton, Hilton, Radisson), osiedle domków jednorodzinnych dla bogatych, a także wielkie pole golfowe. W życiu nie zainwestowałbym w tym miejscu po tym, co widziałem na wysepkach Yasawa. Zastanawiam się, kto i na jak długo przybywa do wybudowanych tu 5-gwiazdkowców. Hotele są na pewno piękne, pokoje komfortowe, a jedzenie pyszne, tylko co z tego, skoro ta okolica nie ma w sobie absolutnie nic z tego, co na Fidżi najpiękniejsze. Woda przypomina tu bardziej Kavę, niż przepiękną, lazurową toń dostępną już kilkanaście kilometrów dalej, piach też jest tu jakiś taki jeziorny, a i pogoda, ze względu na częstsze gromadzenie się chmur nad dużymi Viti Levu i Vanua Levu, niż nad maluchami rozsianymi na wschodzie, zdaje się tu bardziej kapryśna (w każdym razie o tej porze roku). Kiepsko...

Na ostatniej wysepce przed osiągnieciem mariny na pokład wkraczają dziesiątki Chińczyków. To tylko jedna część wielkiej, kilkusetosobowej grupy stojącej na brzegu w oczekiwaniu na transport po zakończonym pobycie w resorcie. Po tym wszystkim, co opowiadał o nich wspomniany wcześniej australijski organizator wycieczek na Wielką Rafę Koralową, cieszę się, że byli zbyt leniwi, by dotrzeć aż do Blue Lagoon Resort.Dobijamy do brzegu. Chmara z krainy Wielkiego Muru ładuje się do swoich autobusów (dosłownie "swoich", bo wszystko do zbiorowego przewozu ludzi jest tu "made in China"), a ja do znanego mi już pojazdu Awesome Fiji. I znowu ciągnąca się jak flaki z olejem jazda od hotelu do hotelu (no, tym razem, jest ich jakby nieco mniej). A ja, na samym końcu wysiadam na przeciwko lotniska, u wejścia do Fiji Gateway Hotel. Szybko się melduję i idę do pokoju. Dali mi rodzinny - z dwoma sypialniami. W jednej łoże dla rodziców, w drugiej łóżko piętrowe i kuchenka. Oczywiście, wybieram tą pierwszą sypialnię.

Załącznik:
WP_20161108_18_58_59_Pro.jpg
WP_20161108_18_58_59_Pro.jpg [ 72.92 KiB | Obejrzany 17329 razy ]


Rozrzucam wszędzie swoje rzeczy, bo muszę się jakoś przepakować. Bezpłatnego internetu brak, więc włączam sobie na chwilę TV, co by popatrzeć nieco na przebieg przedwyborczej gorączki w USA. W końcu do wyborów już tylko 2 dni, a na Naculi telewizji nie było (internetu w sumie też, bo można było łączyć się tylko z facebookiem), więc jestem w tyle z informacjami. Miałem zamiar przed snem ruszyć się jeszcze gdzieś z hotelu, ale dookoła chyba nie ma nic ciekawego, więc odpuszczam i kładę się spać. W końcu, jutro czeka mnie kolejny etap.

Dzień 17.

NAN-SYD

FJ911, klasa Y, B737-800, miejsce 25F

Rano wstaję specjalnie nieco wcześniej, żeby skorzystać możliwie dużo na śniadaniu. Idę tam, zajmuję stolik, a tu pani pyta mnie o numer pokoju i informuje, że śniadanie kontynentalne (tosty, dżemik, kawa, herbata) kosztuje 18 FJD.

Załącznik:
WP_20161109_06_01_49_Pro.jpg
WP_20161109_06_01_49_Pro.jpg [ 107.02 KiB | Obejrzany 17329 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_06_01_54_Pro.jpg
WP_20161109_06_01_54_Pro.jpg [ 102.18 KiB | Obejrzany 17329 razy ]


No ale przecież ja mam śniadanie w cenie... Idę do pokoju po wydruk z Venere i co? Oczywiście mam wszystkie, oprócz tegoż właśnie jednego jedynego. Pytam w recepcji, czy nie daliby mi dostępu do internetu na 5 minut, bo muszę ściągnąć sobie ten voucher na nowo. Oczywiście nie - jak chcę, mogę kupić sobie na godzinę. Majątku to co prawda nie kosztuje, ale nie będę dawał pieniędzy tylko po to, by udowodnić, że nie muszę płacić za śniadanie! Ok, załatwię to później z Venere. Dam im teraz te 18 FJD, choć woła to o pomstę do nieba, by za tak skromne śniadanie płacić tyle pieniędzy.

Po śniadaniu odpoczywam chwilę w pokoju, potem z wyrazem twarzy dającym (mam nadzieję) do zrozumienia, że nie jestem zadowolony z pobytu opuszczam hotel i wsiadam do samochodu, który zawozi mnie na drugą stronę ulicy, do remontowanego terminalu.
Po przejściu odpraw i kontroli, za podpowiedzią spotkanego na pokładzie Yasawa Flyer miejscowego inżyniera kieruję się do sklepów wolnocłowych, w których urocze koszule fidżiańskie są ponoć tylko niewiele droższe, niż w mieście, a jakościowo lepsze. Faktycznie, nie jest źle. Za 39 FJD kupuję przyjemną w dotyku koszulę (100% bawełna). Do tego bardzo ładna (taka jest moja subiektywna opinia) suknia dla żony. Wraz z drobiazgami nabytymi przy jaskini będzie ładny komplet.

Zaczyna się boarding. Samolot taki sam, jak poprzednio, tylko chyba bardziej zdezelowany, choć być może to tylko kwestia miejsca. Poprawiam sobie zagłówek, a ten odłącza się od fotela i zostaje mi w dłoni. Jakoś go wstawiam z powrotem, ale ewidentnie nie działa, jak trzeba.

Załącznik:
WP_20161109_08_04_10_Pro.jpg
WP_20161109_08_04_10_Pro.jpg [ 93.39 KiB | Obejrzany 17329 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_08_11_47_Pro.jpg
WP_20161109_08_11_47_Pro.jpg [ 87.67 KiB | Obejrzany 17329 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_08_13_14_Pro.jpg
WP_20161109_08_13_14_Pro.jpg [ 94.47 KiB | Obejrzany 17329 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_08_13_23_Pro.jpg
WP_20161109_08_13_23_Pro.jpg [ 100.03 KiB | Obejrzany 17329 razy ]


Nie do końca zapełniony hotelowymi tostami, wciągam szybko posiłek samolotowy, gdy tylko dostaję go na stolik. Tym razem jest też całkiem smacznie, choć ponownie niezbyt obficie. Na zdjęciu nie wygląda to zbyt gustownie, ale słowo daję - jajecznica i paróweczka były naprawdę w porządku :)

Załącznik:
WP_20161109_09_59_16_Pro.jpg
WP_20161109_09_59_16_Pro.jpg [ 90.96 KiB | Obejrzany 17329 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_13_01_49_Pro.jpg
WP_20161109_13_01_49_Pro.jpg [ 57.62 KiB | Obejrzany 17325 razy ]


Gdy dolatujemy do Sydney, nad miastem unoszą się gęste chmury. Poniżej ich poziomu jest już lepiej. Mam nadzieję, że gdy będę już krążył po mieście, chmury całkiem się rozejdą i będzie równie pięknie, jak w Melbourne.

Załącznik:
WP_20161109_13_25_27_Pro.jpg
WP_20161109_13_25_27_Pro.jpg [ 79.93 KiB | Obejrzany 17325 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_13_25_42_Pro.jpg
WP_20161109_13_25_42_Pro.jpg [ 69.26 KiB | Obejrzany 17325 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#63 PostWysłany: 21 Lis 2016 18:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Dzień 16. c.d.

Sydney

Mimo że leciałem w Y, kontrola paszportowa odbywa się nieporównanie szybciej, niż po przylocie do MEL. Fakt, po wyjściu z samolotu, pomny doświadczeń z kolejką przy poprzednim przylocie do Australii, wykwintnym krokiem chodziarza pędzę do tej kontroli niczym Robert Korzeniowski, wyprzedzając wszystkich, łącznie z tymi na ruchomych chodnikach. Gdy już tam docieram jest zupełnie pusto i mogę podejść do "okienka" bez chwili czekania. Najwyraźniej bezpośrednio przed nami nie wylądował żaden pokaźny transport pasażerów z kategorii "other passports".
Odbieram bagaż z taśmy (tu przyszło mi chwilę poczekać) i idę na pociąg. Drogowskazy nie są ustawione w odpowiednich miejscach i dopiero po chwili kręcenia się widzę, że trzeba iść na prawo. Za 20 AUD (ciągle z tej nieszczęsnej wymiany w MEL) kupuję doładowanego opala i zjeżdżam do podziemi. Nadjeżdża dwupiętrowy pociąg i przemieszczam się szybko do stacji Central. Przytykam opala do czytnika i ze zdziwieniem stwierdzam, że pobrało coś ok. 14,50 AUD, a miało to kosztować chyba 18,50. Jak dla mnie ok, ale tracę zupełnie orientację, jak ustala się tu ceny przejazdu.
Wiem mniej więcej, w którą stronę iść do hotelu i tam z grubsza podążam. Wychodzę z przejścia podziemnego i bach! Wpadam wprost na docelową Foveaux Street. Rozglądam się - całkiem fajna okolica... Przy dworcu nowoczesne centrum biurowe, ale pozostałe budynki sporo starsze, acz dobrze utrzymane.

Załącznik:
WP_20161109_12_43_41_Pro.jpg
WP_20161109_12_43_41_Pro.jpg [ 135 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Idę w kierunku hotelu, mijam Australian Institute of Music, z którego wychodzi chmara wesołych młodych ludzi z różnymi instrumentami. Wielonarodowa grupa ochoczo o czymś dyskutuje. Aż miło popatrzeć. W jednej z witryn wielki ekran informuje o jednym z przygotowanych tu musicali.

Załącznik:
WP_20161109_12_44_31_Pro.jpg
WP_20161109_12_44_31_Pro.jpg [ 139.07 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Kurczę, córce flecistko-wokalistce by się tu spodobało! A po drugiej stronie ulicy jeszcze inna placówka edukacyjna, chyba wyspecjalizowana w mediach, bo uczniowie/studenci krążą właśnie po ulicy z wypasionym sprzętem wideo i coś nagrywają. Ciekawe, jak to wszystko wygląda kosztowo... Będę musiał to sprawdzić po powrocie. W sumie, wysłanie dziecka na studia do Australii to może nie taki głupi pomysł. Zawsze będzie kolejny powód do podróży :-D

O, jest nr 57. Ulokował się pod nim... 57 Hotel. Jest to obiekt nieco podobny w stylu do The Perkin w Hongkongu. Taki "smarthotel" - jak najmniejsza ingerencja pracowników, zmaksymalizowana samoobsługa (przy recepcji dostępny przez 24h wielki ekspres kapsułkowy i lodówka z wodą, a rano różne słodkie bułeczki do kawy), designerski wystrój, dobra lokalizacji, atrakcyjne stawki.

Załącznik:
WP_20161110_16_44_50_Pro.jpg
WP_20161110_16_44_50_Pro.jpg [ 117.08 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_16_56_12_Pro.jpg
WP_20161110_16_56_12_Pro.jpg [ 93.83 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_16_56_23_Pro.jpg
WP_20161110_16_56_23_Pro.jpg [ 105.92 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Po błyskawicznym zameldowaniu, rozświetloną przez dyskotekowe lampki windą wjeżdżam windą na moje piętro. Pokój okazuje się mniej atrakcyjny, niż w Hongkongu, ale nadal fajny. Taka trochę wąska kiszka z dwoma łóżkami przylegającymi do lewej ściany. Po drugiej stronie biurko i TV, przy wejściu nieco odjechana szafka z wieszakami i sejfem, a na przeciwko wejścia całkowicie przeszklona łazienka. Do tego cichutka klimatyzacja i tablet. Jest nawet deska do prasowania i żelazko - jak znalazł na mój zbliżający się lot w C EY, na który zostawiłem odświętne ciuchy :lol:
Jak dla jednej osoby jest bardzo fajnie, ale dla dwóch lepiej byłoby wziąć coś większego (mają chyba w ofercie też pojemniejsze jednostki).

Załącznik:
WP_20161109_12_51_46_Pro.jpg
WP_20161109_12_51_46_Pro.jpg [ 88.62 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_12_52_29_Pro.jpg
WP_20161109_12_52_29_Pro.jpg [ 71.88 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_12_53_21_Pro.jpg
WP_20161109_12_53_21_Pro.jpg [ 84.58 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_12_55_12_Pro.jpg
WP_20161109_12_55_12_Pro.jpg [ 76.34 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Czas ruszyć na miasto. Przyznaję się bez bicia, że do Sydney w zasadzie się nie przygotowałem. Wiem z grubsza gdzie jestem i w jakim kierunku są tutejsze główne atrakcje, ale to wszystko. Biorę aparat i idę przed siebie. Z tym aparatem to ja dziś za dużo nie zdziałam. Pogoda z typu "przekleństwo fotografa" - chmury na niebie, a jednocześnie jakoś tam słońce się przebija, więc zdjęcia wychodzą raz za ciemne, raz za jasne, a w ogóle to byle jakie. Zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie. Może poprawi się, jak w Melbourne? A tak w ogóle, to jest to przykład na to, jak pogoda wpływa na odbiór miasta. Ten pierwszy spacer pokazuje je w niezbyt atrakcyjnym ujęciu. W Melbourne też było pierwszego dnia dość pochmurno, a mimo to wydawało się radosne i kolorowe. Tu jest jakoś tak szarawo. Nawet w Hyde Parku, choć być może to również z powodu dużej przebudowy, jaka odbywa się wokół monumentu ku czci australijskich żołnierzy. I tylko niesamowicie błękitne jakarandy (ponoć "mimozolistne") i białe ibisy szwędające się po parkach ożywiają ten obraz.

Załącznik:
WP_20161109_13_37_37_Pro.jpg
WP_20161109_13_37_37_Pro.jpg [ 98.64 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_13_37_58_Pro.jpg
WP_20161109_13_37_58_Pro.jpg [ 168.42 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_13_45_28_Pro.jpg
WP_20161109_13_45_28_Pro.jpg [ 103.69 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_13_46_10_Pro.jpg
WP_20161109_13_46_10_Pro.jpg [ 124.75 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_13_46_28_Pro.jpg
WP_20161109_13_46_28_Pro.jpg [ 181.02 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_14_03_01_Pro.jpg
WP_20161109_14_03_01_Pro.jpg [ 162.76 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_14_03_45_Pro.jpg
WP_20161109_14_03_45_Pro.jpg [ 164.02 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_14_09_35_Pro.jpg
WP_20161109_14_09_35_Pro.jpg [ 101.8 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_14_11_01_Pro.jpg
WP_20161109_14_11_01_Pro.jpg [ 107.69 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_14_13_50_Pro.jpg
WP_20161109_14_13_50_Pro.jpg [ 108.99 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_14_29_09_Pro.jpg
WP_20161109_14_29_09_Pro.jpg [ 151.93 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_14_31_38_Pro.jpg
WP_20161109_14_31_38_Pro.jpg [ 102.22 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Skoro robienie zdjęć krajobrazowych mija się dziś z celem, ruszam do Domain i ogrodu botanicznego. Tam będą pewnie jakieś ładne okazy do zdjęć makro. Nie mylę się. Niezależnie od pięknych roślin tu rosnących, cały ten zakątek Sydney (swoją drogą, całkiem pokaźny), to naprawdę urokliwe miejsce, nawet przy takich szarawych warunkach. Jest ciepło, więc ludzie wylegują się na trawie, woda pluska o nabrzeże. Widzę też po raz pierwszy budynek opery. Cóż, moje wrażenie jest dokładnie takie, jak zdjęcie ją pokazujące...

Załącznik:
WP_20161109_14_49_30_Pro.jpg
WP_20161109_14_49_30_Pro.jpg [ 96.69 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_14_54_04_Pro.jpg
WP_20161109_14_54_04_Pro.jpg [ 107.68 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_20_29_Pro.jpg
WP_20161109_15_20_29_Pro.jpg [ 108.41 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_21_50_Pro.jpg
WP_20161109_15_21_50_Pro.jpg [ 99.03 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_23_31_Pro.jpg
WP_20161109_15_23_31_Pro.jpg [ 129 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_02_35_Pro.jpg
WP_20161109_15_02_35_Pro.jpg [ 132.85 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_05_56_Pro.jpg
WP_20161109_15_05_56_Pro.jpg [ 97.82 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_10_14_Pro.jpg
WP_20161109_15_10_14_Pro.jpg [ 122.83 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_12_33_Pro.jpg
WP_20161109_15_12_33_Pro.jpg [ 95.61 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_28_33_Pro.jpg
WP_20161109_15_28_33_Pro.jpg [ 133.98 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_26_02_Pro.jpg
WP_20161109_15_26_02_Pro.jpg [ 98.15 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_36_11_Pro.jpg
WP_20161109_15_36_11_Pro.jpg [ 90.48 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


W parku natykam się na dwie ciekawostki - "drzewo życzeń", wokół którego trzeba się przejść, a może spełni się wypowiedziane wtedy życzenie (ja chyba zrobiłem coś nie tak, bo nie zadziałało) i wszędobylskie papugi, które latają tu zupełnie, jak jakieś wróble, a są przy tym zdecydowanie mniej płochliwe.

Załącznik:
WP_20161109_15_14_00_Pro.jpg
WP_20161109_15_14_00_Pro.jpg [ 156.01 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_16_49_Pro.jpg
WP_20161109_15_16_49_Pro.jpg [ 146.09 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_15_50_05_Pro.jpg
WP_20161109_15_50_05_Pro.jpg [ 192.94 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Wracam tu jeszcze na wieczór, żeby zrobić stąd jakieś zdjęcia wieczorne, ale siąpi nieco deszcz i wynik jest mizerny. Polecam jednak taką wieczorną wizytę na Domain. Jest ok. 22.00. Jestem na nabrzeżu zupełnie sam, widok na operę, most i wieżowce jest tylko dla mnie. W tak wielkim mieście nie zdarza się to chyba zbyt często i w zbyt wielu miejscach ;-)

Załącznik:
WP_20161109_21_09_27_Pro.jpg
WP_20161109_21_09_27_Pro.jpg [ 81.91 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Załącznik:
WP_20161109_21_09_40_Pro.jpg
WP_20161109_21_09_40_Pro.jpg [ 97.77 KiB | Obejrzany 17249 razy ]


Z nieco mieszanymi odczuciami, wywołanymi głównie przez kapryśną nieco pogodę wracam (znowu na piechotę :roll: ) do hotelu. Nie odczuwam aż takich ochów i achów, jak w Melbourne, ale czuję, że i Sydney pokaże się jeszcze z lepszej strony. No dobra, uchylę rąbka tajemnicy... Następnego dnia aura ulegnie radykalnej odmianie 8-)
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#64 PostWysłany: 22 Lis 2016 19:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Dzień 17

Sydney c.d.

Cóż za odmiana! Na niebie ledwie kilka obłoków szwędających się gdzieniegdzie, wszystko nabrało intensywnych barw. Słowem, powtórka z Melbourne, z tą różnicą, że tam wcale nie padało...

Dziś również nie mam sprecyzowanych planów. Transfer na lotnisko jest około 17.30, więc mam do dyspozycji jakieś 7 godzin. Ruszać się gdzieś dalej nie ma chyba sensu, więc decyduję się na przedreptanie przez centrum, ale tym razem od innej strony. Przechodzę pod wiaduktem przy stacji Central i idę w kierunku Darling Harbour. Na początku trasy trafiam do Market City - czegoś na kształt gdyńskiej hali targowej, gdzie kupić można wszystko - od owoców i warzyw po staniki i kierpce. No, tych ostatnich tu chyba raczej nie ma, ale jest za to masa pamiątek i australijskich gadżetów różnej maści za naprawdę rozsądne pieniądze. Kupuję dla córki czapeczkę bejsbolową z kangurem i "Australią" za 3 AUD - wcale nie jakąś poliestrową, tylko dobrej jakości, w 100% bawełnianą (w tej cenie znalazłem ten asortyment tylko na jednym stoisku) - oraz bardzo nietypową koszulkę z nadrukami w klimacie australijskim (nie jakieś ordynarne koale, kangury, czy bumerangi, tylko koale, kangury i bumerangi nieordynarne :-D), choć ta jest już spora droższa, ale naprawdę odbiega od sztampy. Polecam to miejsce na tego rodzaju zakupy. W sąsiedztwie, za 7-10 AUD można zjeść porządne i bardzo smaczne dania azjatyckie. To w sumie nie dziwi, bo jestem najwyraźniej w miejscowej Chinatown.

Załącznik:
WP_20161110_10_42_01_Pro.jpg
WP_20161110_10_42_01_Pro.jpg [ 137.7 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_14_12_Pro.jpg
WP_20161110_11_14_12_Pro.jpg [ 151.63 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Kawalątek dalej mijam "Chiński Ogród Przyjaźni" i trafiam do parku Tumbalong. Bardzo lubię takie miejsca - pozostawiona w sercu miasta duża przestrzeń, którą oddano ludziom, a nie deweloperom, choć i oni skorzystali budując dookoła pomniki nowoczesnej architektury. Tu też znajduję pierwszą informację turystyczną. Jakże mnie to wczoraj wkurzało, że nigdzie nie mogłem znaleźć takowej.

Załącznik:
WP_20161110_11_21_44_Pro.jpg
WP_20161110_11_21_44_Pro.jpg [ 170.99 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_24_54_Pro.jpg
WP_20161110_11_24_54_Pro.jpg [ 111.47 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_26_51_Pro.jpg
WP_20161110_11_26_51_Pro.jpg [ 86.72 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_28_03_Pro.jpg
WP_20161110_11_28_03_Pro.jpg [ 88.7 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_31_00_Pro.jpg
WP_20161110_11_31_00_Pro.jpg [ 113.48 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Wchodzę i dopytuję, na co byłoby najlepiej wykorzystać środki, które zostały mi na opalu. Wychodzi na to, że pozostaje mi przejechać się, np. ze stacji Circular Quay do Centrala, gdy już będę kończył swój dzisiejszy obchód. Coś tam jeszcze pozostanie, ale i tak trudno chyba tak zaplanować swoje przejazdy, by wydać środki z opala w 100%. Przechodzę kilka kroków dalej i jestem w Darling Harbour. Jest pięknie, słońce w pełnej krasie, nowoczesne budynki kontrastują swym błyszczącym szkłem z błękitem nieba, na wodzie kołyszą się bielutkie jachty. Jak to dobrze, że trafiam tu właśnie dziś.

Załącznik:
WP_20161110_11_37_11_Pro.jpg
WP_20161110_11_37_11_Pro.jpg [ 112.42 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_42_17_Pro.jpg
WP_20161110_11_42_17_Pro.jpg [ 105.29 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_47_24_Pro.jpg
WP_20161110_11_47_24_Pro.jpg [ 114.53 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_51_49_Pro.jpg
WP_20161110_11_51_49_Pro.jpg [ 114.56 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_54_16_Pro.jpg
WP_20161110_11_54_16_Pro.jpg [ 94.24 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_11_57_12_Pro.jpg
WP_20161110_11_57_12_Pro.jpg [ 83.45 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Idąc brzegiem docieram do niezbyt wysokiej latarni morskiej. Okazuje się, że można wejść na jej szczyt. Dołączam do kilkuosobowej grupy Chińczyków i grzecznie podążam na górę krętymi schodami. Tam zagaduje mnie przewodnik, który spragniony jest chyba kontaktu z turystą dysponującym oczami innymi, niż skośne. Opowiada mi co nieco o maszynerii latarni. Gdy zadaję mu kilka pytań i orientuje się, żem nieswój, pyta, skąd jestem. Mówię, że z Polski, ale drąży dalej. Gdy wyjaśniam, że z Gdyni, ten na to, że właśnie wrócił stamtąd 3 tygodnie temu :shock: No i się zaczęło... Stoimy tam i gadamy chyba z pół godziny, bo gościu jest po prostu zachwycony Polską i wybiera się tam znowu za jakieś pół roku. Z tego, co opowiada, zwiedza nasz kraj naprawdę gruntownie ("A ten wasz Malbork... Ja pierniczę, w życiu czegoś takiego nie widziałem!"). Mniej więcej przy porównywaniu ORP "Błyskawica" z jednostką stojącą w Darling Harbour ("Wiesz, nasz okręt jest 12 lat młodszy, niż Błyskawica, a i tak wolniejszy") zaczynam się powoli wymigiwać, bo czas leci. Żegnamy się zatem, daję gościowi mój adres mailowy - może znowu kiedyś zawita do Gdyni.

Załącznik:
WP_20161110_11_58_18_Pro.jpg
WP_20161110_11_58_18_Pro.jpg [ 106.95 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_00_20_Pro.jpg
WP_20161110_12_00_20_Pro.jpg [ 58.53 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_22_26_Pro.jpg
WP_20161110_12_22_26_Pro.jpg [ 122.18 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_22_31_Pro.jpg
WP_20161110_12_22_31_Pro.jpg [ 134.1 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_24_22_Pro.jpg
WP_20161110_12_24_22_Pro.jpg [ 109.77 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_27_29_Pro.jpg
WP_20161110_12_27_29_Pro.jpg [ 84.34 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Przechodzę mostem Pyrmont na drugą stronę i długą, gwarną i tłoczną George Street kieruję się do Circular Quay.

Załącznik:
WP_20161110_12_31_43_Pro.jpg
WP_20161110_12_31_43_Pro.jpg [ 126.28 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_34_49_Pro.jpg
WP_20161110_12_34_49_Pro.jpg [ 124.86 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_43_27_Pro.jpg
WP_20161110_12_43_27_Pro.jpg [ 127.57 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_44_57_Pro.jpg
WP_20161110_12_44_57_Pro.jpg [ 136.58 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_49_17_Pro.jpg
WP_20161110_12_49_17_Pro.jpg [ 138.27 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_12_52_49_Pro.jpg
WP_20161110_12_52_49_Pro.jpg [ 115.07 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Po drodze natykam się na drobną polonicę:

Załącznik:
WP_20161110_13_05_49_Pro.jpg
WP_20161110_13_05_49_Pro.jpg [ 132.35 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Gdy docieram na miejsce, Sydney prezentuje przede mną swoje kolejne wdzięki. No i opera wygląda dziś tak inaczej, niż wczoraj...

Załącznik:
WP_20161110_13_12_22_Pro.jpg
WP_20161110_13_12_22_Pro.jpg [ 136.92 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_13_36_Pro.jpg
WP_20161110_13_13_36_Pro.jpg [ 80.16 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_15_59_Pro.jpg
WP_20161110_13_15_59_Pro.jpg [ 116.55 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_17_59_Pro.jpg
WP_20161110_13_17_59_Pro.jpg [ 145.72 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_22_19_Pro.jpg
WP_20161110_13_22_19_Pro.jpg [ 96.8 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_38_43_Pro.jpg
WP_20161110_13_38_43_Pro.jpg [ 69.76 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_41_11_Pro.jpg
WP_20161110_13_41_11_Pro.jpg [ 111.29 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_46_08_Pro.jpg
WP_20161110_13_46_08_Pro.jpg [ 109.41 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Przy operze mój wzrok przyciąga wypielęgnowany park powyżej. Najpierw myślę, że to część ogrodu botanicznego, ale nie - to tereny wokół budynku rządowego. Cóż, jeśli faktycznie, choćby tylko czasami urzędują tam jacyś australijscy ministrowie, nic dziwnego, że ten kraj jest taki przyjemny i przyjazny. Pracując w takim miejscu i z takimi widokami, nie można mieć chyba złych pomysłów na rządzenie...

Załącznik:
WP_20161110_13_53_28_Pro.jpg
WP_20161110_13_53_28_Pro.jpg [ 95.85 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_55_22_Pro.jpg
WP_20161110_13_55_22_Pro.jpg [ 164.34 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_13_59_22_Pro.jpg
WP_20161110_13_59_22_Pro.jpg [ 122.2 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_14_00_36_Pro.jpg
WP_20161110_14_00_36_Pro.jpg [ 126.08 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_14_01_29_Pro.jpg
WP_20161110_14_01_29_Pro.jpg [ 122.29 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Potem trafiam do części ogrodu botanicznego, której nie widziałem wczoraj. Przechadzam się wśród wielu odmian róż i wyluzowanych ibisów, a potem powoli kieruję się w okolice stacji Circular Quay, by pojechać z niej na Central i wrócić do hotelu.

Załącznik:
WP_20161110_14_19_08_Pro.jpg
WP_20161110_14_19_08_Pro.jpg [ 165.73 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_14_22_37_Pro.jpg
WP_20161110_14_22_37_Pro.jpg [ 213.46 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_14_24_09_Pro.jpg
WP_20161110_14_24_09_Pro.jpg [ 96.85 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_14_31_23_Pro.jpg
WP_20161110_14_31_23_Pro.jpg [ 113.43 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Tu mam czas na odświeżenie i przebranie się w wyprasowane wczoraj ubranie. W końcu prawie piętnastogodzinny lot na górnym pokładzie A380 EY to nie byle co i trzeba się odpicować :D. Tak wyszykowany czekam na limuzynę przysługującą pasażerom C i F w EY. Wcześniej dostałem SMS-a, że będzie sedan, więc wypatruję takowego za oknem. W końcu dzwoni telefon i kierowca mówi, że już czeka. Wychodzę, a tu żaden sedan, tylko taka landara (w pozytywnym tego słowa znaczeniu :) ):

Załącznik:
WP_20161110_17_39_00_Pro.jpg
WP_20161110_17_39_00_Pro.jpg [ 96.22 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Jedziemy sobie z kierowcą, "rodowitym Australijczykiem" (cokolwiek to oznacza) i okazuje się, że wkrótce jego córka wychodzi za Polaka (choć urodzonego już w Australii). Kto wie, być może wesele będzie w Polsce... Rozmawiamy sobie również o nocnych wynikach wyborów w USA i śmiejemy się z okładki jednej z gazet australijskich, która w niewysublimowany sposób powitała te wyniki (przepraszam, ale za Chiny nie chce się dać obrócić).

Załącznik:
WP_20161110_16_44_02_Pro.jpg
WP_20161110_16_44_02_Pro.jpg [ 90.42 KiB | Obejrzany 17167 razy ]


Jazda na lotnisko zajmuje nieco czasu, bo są godziny szczytu i droga nieco się korkuje. W takim wnętrzu mi to jednak nie przeszkadza. Poza tym, dzisiejszy dzień był tak przyjemny, że żadne korki nie mogą mi popsuć humoru (póki oczywiście nie powodują spóźnienia na lot). Docieramy do celu. Wkrótce rozpocznie się przedostatni odcinek mej podróży: prawie 15-godzinny lot do Abu Zabi i 20-godzinny pobyt w tym mieście. O tym jednak w następnej części :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#65 PostWysłany: 23 Lis 2016 20:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Dzień 17.

SYD-AUH

EY455, klasa C, A380, miejsce 10K

To ma być taka trochę wisienka na torcie. Co by nie powiedzieć, prawie 15-godzinny lot na górnym pokładzie A380 Etihad, w uchodzącej za jedną z najlepszych klasie biznes, to nie lada gratka. Jasne, do lotu tym samym samolotem w suicie nawet się to nie umywa (nieprawdaż przemos74‌ ;) ?), ale dla mnie to i tak wielka atrakcja tego wyjazdu. Kto wie, w zakresie lotniczym może i największa...

Początek nie jest jednak różowy. Rozstałem się już z kierowcą, który dowiózł mnie na lotnisko i ze zdziwieniem stwierdzam, że stanowiska check-in są jeszcze zamknięte. Lot jest o 21.50, teraz jest ok. 18.00 i miałem nadzieję, że będę mógł o tej porze oddać bagaż i udać się ochoczo ku wrotom saloniku EY. A tu cisza...
Najpierw siedzę sobie z boczku. Wokół mnie przyrasta masa australijskich Greków w wieku 65+, którzy - jak wyjaśniła mi dziarska starsza pani siedząca obok mnie - udają się właśnie w liczbie osiemdziesięciu na tydzień na Hawaje. Zamieniam z nią kilka zdań o Grecji i jestem zaskoczony, jak przeciętnie mówi po angielsku. Mieszka tu zapewne od lat 50-tych, gdy do Australii przybyła wielka fala greckiej emigracji, a mówi zupełnie tak, jakby do dziś nie ruszyła się z Aten, czy Pireusu. Widać, że trzymają się mocno we własnym sosie i mimo tysięcy kilometrów od ojczyzny, wciąż używają częściej greckiego, niż angielskiego.

Załącznik:
WP_20161110_17_51_02_Pro.jpg
WP_20161110_17_51_02_Pro.jpg [ 111.73 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_18_00_37_Pro.jpg
WP_20161110_18_00_37_Pro.jpg [ 102.09 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Po kilkunastu minutach, mimo tego, że check-in jest nadal pusty widzę, że zaczynają się do niego powoli ustawiać ludzie z wózkami. Dzieje się tak również w części dla pasażerów F i C. Co gorsze, jako pierwsza ustawiła się w kolejce kilkuosobowa rodzina z Bliskiego Wschodu z wózkami wypchanymi po brzegi walizami i torbami. Co oni tam wiozą?

Załącznik:
WP_20161110_18_07_31_Pro.jpg
WP_20161110_18_07_31_Pro.jpg [ 108.67 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_18_20_30_Pro.jpg
WP_20161110_18_20_30_Pro.jpg [ 115.53 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Kurczę, lepiej się też tam ustawie, bo wystarczy, że pojawi się kolejna taka familia i będę tu stał do otwarcia boardingu. No tak, mówisz - masz. Ledwie staję w ogonku za moimi plecami pojawia się następna grupa z tobołami.

Załącznik:
WP_20161110_18_10_39_Pro.jpg
WP_20161110_18_10_39_Pro.jpg [ 100.14 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


W końcu przychodzą trzy panie, które dość ślamazarnie uruchamiają odprawę. Na szczęście do okienka dla pasażerów F oczekuje tylko jedna pani, więc zaraz po niej mogę podejść ja, zostawiając z boku pierwszą z objuczonych rodzin, którym pracownica check-inu klaruje cierpliwie i powoli, że T E ... T O R B Y ... S Ą ... Z A ... C I Ę Ż K I E bo limit to 40 kg (o ile dobrze pamiętam), a te wasze ważą chyba tonę każda. Swoją drogą, ciekawe, jak i kiedy skończyło się przyjmowanie bagażu tych dwóch rodzin.
Na chwilkę staję jeszcze z boku, szybko i z wprawą wypełniam druczek wyjazdowy i lecę do kontroli.

Załącznik:
WP_20161110_18_29_07_Pro.jpg
WP_20161110_18_29_07_Pro.jpg [ 83.47 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Jest znowu lepiej i sprawniej, niż w Melbourne, więc po chwili jestem już po drugiej stronie i rozpoczynam poszukiwania saloniku EY. Idę sobie i idę. Wiem z grubsza przy której bramce mam szukać, ale ciągle nie widzę. Zatrzymuję się na chwilę i dopiero wtedy dostrzegam ukryte z boku szklane drzwi. Podchodzę nieco bliżej, a one rozsuwają się i uśmiechnięte panie w mundurkach EY mówią, że tak, to właśnie tu...

Załącznik:
WP_20161110_18_37_12_Pro.jpg
WP_20161110_18_37_12_Pro.jpg [ 127.79 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_09_12_Pro.jpg
WP_20161110_21_09_12_Pro.jpg [ 81.72 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Wchodzę zatem, podaję moją kartę pokładową i jedna z pań prowadzi mnie do windy. Zjeżdżamy poziom niżej, pani grzecznie, acz na australijskim luzie zagaduje mnie zgodnie z wpojonymi na szkoleniach zasadami. Na dole wchodzę do przestronnego i ładnie urządzonego saloniku. Nie jest wielki, ale funkcjonalnie urządzony, więc każdy znajdzie dla siebie odpowiednie miejsce. Jestem już bardzo głodny, więc siadam w części restauracyjnej. Okazuje się, że oprócz bufetu, mogę skorzystać również z potraw a la carte. Bardzo sympatyczny kelner przyjmuje zamówienie i po niedługiej chwili na stole pojawiają się kolejne dania.

Załącznik:
WP_20161110_18_46_21_Pro.jpg
WP_20161110_18_46_21_Pro.jpg [ 87.65 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_18_52_30_Pro.jpg
WP_20161110_18_52_30_Pro.jpg [ 71.84 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_18_57_18_Pro.jpg
WP_20161110_18_57_18_Pro.jpg [ 77.87 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_19_04_11_Pro.jpg
WP_20161110_19_04_11_Pro.jpg [ 88.47 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Na dokładkę dobieram sobie jeszcze jakieś delikatesy z bufetu.

Załącznik:
WP_20161110_19_26_07_Pro.jpg
WP_20161110_19_26_07_Pro.jpg [ 97 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_19_19_42_Pro.jpg
WP_20161110_19_19_42_Pro.jpg [ 118.58 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Przed lotem trzeba się koniecznie odświeżyć. Dobrze, że jestem tu tak szybko, bo łazienka z prysznicem jest tylko jedna i później musiałbym pewnie czekać. Teraz jednak jest od ręki do mojej dyspozycji. A po kąpieli jest jeszcze na przygotowanie wpisu na F4F :-)

Załącznik:
WP_20161110_19_59_34_Pro.jpg
WP_20161110_19_59_34_Pro.jpg [ 76.67 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Muszę przyznać, że siedzi się tu bardzo przyjemnie i mógłbym spokojnie w saloniku EY spędzić jeszcze nieco czasu. Wzywają już jednak do boardingu. Nieco podekscytowany zmierzam ku cielsku A380 (ciągle nie mogę pojąć, jak to możliwe, że to monstrum lata). Dotąd leciałem takim tylko 2 razy, Lufthansą do Singapuru i z powrotem, ale mam przeczucie graniczące z pewnością, że tym razem będzie znacznie lepiej (wtedy lecieliśmy w Y :) ).

Wkraczam na pokład. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to słynny salonik, w którym podczas lotu można zintegrować się z innymi pasażerami i załogą (mi to nie w głowie, bo przed beznoclegowym pobytem w Abu Zabi muszę się wyspać ile się tylko da).

Załącznik:
WP_20161111_08_27_46_Pro.jpg
WP_20161111_08_27_46_Pro.jpg [ 84.34 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_08_27_57_Pro.jpg
WP_20161111_08_27_57_Pro.jpg [ 75.46 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Docieram do fotela. Jest bardzo dobrze. Podobnie, jak w NH, dzięki jego konstrukcji jestem odseparowany od innych pasażerów i widzę, że nikt mi nie będzie przeszkadzał w czasie snu. ‌Aga_podrozniczka‌ - o ile jeszcze nie leciała A380 EY - byłaby zadowolona z ilości schowków. Jest ich tyle, że istnieje ryzyko zapomnienia o swoich rzeczach tam schowanych. Bardzo przypadło mi do gustu klimatyczne oświetlenie kabiny i foteli. Widać, że zainwestowano tu masę petrodolarów, ale jednocześnie nie ma tu blichtru i efekciarstwa, które widziałem na zdjęciach z klasy biznes EK. Naprawdę, może się tu podobać.

Załącznik:
WP_20161110_21_15_06_Pro.jpg
WP_20161110_21_15_06_Pro.jpg [ 104.96 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_15_41_Pro.jpg
WP_20161110_21_15_41_Pro.jpg [ 74.93 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_16_09_Pro.jpg
WP_20161110_21_16_09_Pro.jpg [ 73.81 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_16_39_Pro.jpg
WP_20161110_21_16_39_Pro.jpg [ 84.2 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_17_20_Pro.jpg
WP_20161110_21_17_20_Pro.jpg [ 68.3 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_17_57_Pro.jpg
WP_20161110_21_17_57_Pro.jpg [ 80.3 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_19_58_Pro.jpg
WP_20161110_21_19_58_Pro.jpg [ 73.9 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Rozpustą jest osobny ekran do sterowania fotelem i oświetleniem. Naprężenie siedziska i oparcia, regulacja podparcia lędźwiowego, masażer... Posługując się nomenklaturą automobilową - full wypas.

Załącznik:
WP_20161110_21_20_46_Pro.jpg
WP_20161110_21_20_46_Pro.jpg [ 87.47 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_21_18_Pro.jpg
WP_20161110_21_21_18_Pro.jpg [ 87.44 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_21_33_Pro.jpg
WP_20161110_21_21_33_Pro.jpg [ 89.34 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_21_22_12_Pro.jpg
WP_20161110_21_22_12_Pro.jpg [ 85.67 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


W jednym ze schowków znajduję kosmetyczkę z ekwipunkiem godnym C :-)

Załącznik:
WP_20161110_21_29_28_Pro.jpg
WP_20161110_21_29_28_Pro.jpg [ 99.09 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Szybko zwijam ten majdan, bo rozpoczyna się catering. Nie opisuję, co podali, ale zaręczam - wszystko jest pyszne...

Załącznik:
WP_20161110_22_43_10_Pro.jpg
WP_20161110_22_43_10_Pro.jpg [ 83 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_23_04_18_Pro.jpg
WP_20161110_23_04_18_Pro.jpg [ 79.03 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_23_12_05_Pro.jpg
WP_20161110_23_12_05_Pro.jpg [ 97.66 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161110_23_37_01_Pro.jpg
WP_20161110_23_37_01_Pro.jpg [ 78.01 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Do posiłku uruchamiam kino pokładowe. Pierwsze, co poraża, to arabska modlitwa na początku lotu, która brzmi tak złowieszczo i groźnie, że co bardziej wrażliwe osoby mogą się przerazić.
Wiem, że i tak nie będę nic oglądał w całości, więc pobieżnie skaczę po kanałach. Wybór jest bardzo duży, choć prawdę mówiąc powtarza się już większość tytułów, które już widziałem, więc bez żalu rozłączam się zaraz po zakończeniu posiłku. Wspomnę tu jedynie o ciekawym rozwiązaniu - pilocie z osobnym ekranem, na którym równolegle z filmem na ekranie głównym można oglądać inne materiały (np. śledzić trasę).

Załącznik:
WP_20161111_08_39_31_Pro.jpg
WP_20161111_08_39_31_Pro.jpg [ 71.22 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Biorę piżamkę (nie wspominałem? Tak, każdy może otrzymać takową, chyba że sobie nie życzy...) i idę się przebrać do jednej z kilku toalet. Prezentują się bardzo elegancko, ale ktoś tu miał mały rozumek i nie wyposażył ich w tekturowe kubeczki, przez co nabranie wody do umycia zębów wymaga sporej gibkości ciała.

Załącznik:
WP_20161111_09_32_16_Pro.jpg
WP_20161111_09_32_16_Pro.jpg [ 75.73 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_09_32_56_Pro.jpg
WP_20161111_09_32_56_Pro.jpg [ 74.06 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Wracam na miejsce i rozkładam łóżko. Jest bardzo wygodne i wystarczająco długie. Czytałem kilka opinii, że przestrzeń na same stopy jest nieco ciasna, ale nie odczuwam tego problemu. Robię zaciemnienie, zakładam klapki na oczy i słuchawki wygłuszające na uszy - jestem gotowy do najdłuższego (ma nadzieję) snu w mojej dotychczasowej historii lotów.

Budzę się po niecałych 8 godzinach. Nieźle... Czuję się naprawdę wypoczęty, a to dobrze wróży na pobyty w Abu Zabi. Na śniadanie zamawiam wielką bułę z bogatym wsadem i budyń (raczej budyńsko :lol: ).

Załącznik:
WP_20161111_08_42_54_Pro.jpg
WP_20161111_08_42_54_Pro.jpg [ 99.9 KiB | Obejrzany 17064 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_09_20_09_Pro.jpg
WP_20161111_09_20_09_Pro.jpg [ 76.91 KiB | Obejrzany 17072 razy ]


Mam jeszcze sporo czasu do lądowania w AUH, więc włączam sobie nową wersję "Ghostbusters". Cóż, arcydzieło to to nie jest, ale jakoś tam umila końcówkę lotu.

Gdy zbliżamy się do lądowania, za oknami jest ciągle ciemno, ledwo się przejaśnia. Ze zdjęć pustyni nici. Może będzie okazja podczas kolejnego lotu...

Załącznik:
WP_20161111_11_16_29_Pro.jpg
WP_20161111_11_16_29_Pro.jpg [ 78.68 KiB | Obejrzany 16997 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_11_24_47_Pro.jpg
WP_20161111_11_24_47_Pro.jpg [ 83 KiB | Obejrzany 16997 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_13_01_25_Pro.jpg
WP_20161111_13_01_25_Pro.jpg [ 72.42 KiB | Obejrzany 16997 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_13_08_30_Pro.jpg
WP_20161111_13_08_30_Pro.jpg [ 90.71 KiB | Obejrzany 16997 razy ]


Za chwilę będę wysiadał. Muszę przyznać, że Etihad mi zaimponował. Zarówno sam lot, jak i usługi zaoferowane jeszcze w Sydney były na najwyższym poziomie (oczywiście z mojego prowincjonalnego punktu widzenia ;) ). Chciałoby się rzec, aż chce się wracać. Tu kusi mnie, by powiedzieć więcej, bo pisząc te słowa doskonale już wiem, co się będzie działo za kilkanaście godzin, ale usta na kłódkę. A będzie się działo...
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#66 PostWysłany: 27 Lis 2016 22:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Dzień 18.

Abu Zabi

Z samolotu wysiadam o świcie, przed 6-tą rano. Do kolejnego lotu mam 20 godzin, które mam zamiar przeznaczyć głównie na zwiedzanie miasta. Najpierw jednak wizyta w saloniku arrival EY. Od śniadania na pokładzie samolotu minęło już trochę czasu, więc muszę podładować akumulatory do pełna. No i co równie ważne, skorzystać z prysznica (zdaje się, że ten wyjazd utkwi mi w pamięci również ze względu na ilość wizyt w łaźniach lotniskowych :lol: ).

Załącznik:
WP_20161111_06_18_10_Pro.jpg
WP_20161111_06_18_10_Pro.jpg [ 82.05 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_06_27_52_Pro.jpg
WP_20161111_06_27_52_Pro.jpg [ 109.66 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Salonik arrival okazuje się być dość kompaktowym pomieszczeniem z niewielką ilością miejsc do siedzenia i z barkiem oferującym całkiem szeroką ofertę spożywczą. Są również prysznice i... golibroda :)

Załącznik:
WP_20161111_07_18_08_Pro.jpg
WP_20161111_07_18_08_Pro.jpg [ 90.76 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_06_31_59_Pro.jpg
WP_20161111_06_31_59_Pro.jpg [ 108.54 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_06_34_59_Pro.jpg
WP_20161111_06_34_59_Pro.jpg [ 72.92 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_06_35_08_Pro.jpg
WP_20161111_06_35_08_Pro.jpg [ 85.35 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Korzystam z obu udogodnień. O ile to pierwsze to sprawa dość standardowa (wystrój jest identyczny, jak w SYD), o tyle to drugie jest dla mnie czymś nadzwyczajnym. Nigdy nie byłem jeszcze golony przez kogoś innego, na dodatek przy użyciu brzytwy. Fryzjer okazuje się być Syryjczykiem, ale z emigracji jeszcze przedwojennej. Mówi, że pracuje w tym zawodzie już od 15 lat. Hm... patrząc na ilość krwawych punktów na mojej twarzy po zakończeniu zabiegu (swoją drogą bardzo przyjemnego), mam wątpliwości, czy to moja skóra jest taka wrażliwa, czy też raczej te 15 lat pracy to wciąż za mało do osiągnięcia doskonałości w posługiwaniu się brzytwą. Na szczęście, pradawna słowiańska metoda (obklejenie się na chwilę maleńkimi skrawkami papieru toaletowego) daje pożądany efekt i punkty znikają.

Opuszczam progi saloniku arrival, poddaję się kontroli paszportowej i wychodzę na halę przylotów. W informacji turystycznej brodaty i znudzony gościu zakutany w białe odzienie leniwie tłumaczy, gdzie są skrytki na bagaż i skąd odjeżdża autobus. Na stoisku jest ledwie kilka ulotek i mizerne mapki miasta. Jestem zdegustowany. I to ma być owo gościnne nastawienie Emiratów do turystów? Toż chyba na słynnym radomskim lotnisku jest pewnie większe zainteresowanie przybyszami, niż tu (no, może nieco przesadzam...). W każdym razie, z takim podejściem, to oni nie dogonią turystycznych potęg nawet za 100 lat.
Biorę jedną z mapek i idę najpierw do biura Airport Services, by złożyć u nich niepotrzebne mi w Abu Zabi rzeczy. Znajduję je piętro wyżej. Muszę zapłacić 50 Dirhamów. Sporo, ale nie będę przecież targał tych różnych drobiazgów. Oddaję rzeczy (nie podoba mi się, że nie mogę ich sam zdeponować w skrytce, ale ryzykuję) i ruszam na przystanek. Rozglądam się za jakimś automatem biletowym, ale nie ma takowego. Okazuje się, że znaleźć go można dopiero kilkanaście metrów dalej, na innym przystanku. Akurat stoi przy nim dwóch filipińskich gejów (nie pytajcie, skąd wiem - gdybyście ich zobaczyli i usłyszeli, również nie mielibyście cienia wątpliwości). Jeden z nich zdaje się przebywać tu na stałe, więc ogarnia automat i tłumaczy drugiemu, co i jak. Potem pomaga i mi. Kupuję kartę doładowaną na 10 AED. Powinno wystarczyć na jazdę do miasta i z powrotem, no i może jakiś jeszcze przejazd w mieście. Gaworząc z Filipińczykami - swoją drogą przemiłymi - wracam na właściwy przystanek, a tam okazuje się, że ekspresowy autobus lotniskowy A1 jeździ bardzo rzadko. Po części to wina tego, że dziś piątek - dzień modlitw. Ale nawet w inne dni częstotliwość kursowania nie jest wcale zbyt wysoka. To samo dotyczy pozostałych autobusów zatrzymujących się tutaj. Po 20 minutach czekania podjeżdża nr 162. Z rozpiski wynika, że A1 ma być dopiero za kolejne kilkanaście minut, więc wsiadam. To błąd. Nie idźcie tą drogą. Autobus jedzie co prawda dość szybko (niestety, na drodze są co chwilę "śpiący policjanci", przed którymi gwałtownie hamuje), ale droga do centrum Abu Zabi ciągnie się, jak flaki z olejem, bo trasa tej linii przebiega po różnych osiedlach i zatrzymuje się bardzo często na przystankach, z których zbiera masy filipińskich kobiet i mężczyzn dojeżdżających do miasta. Autobus A1 jest ekspresowy i przystanków ma na swej trasie ledwie kilka, więc podróż jest nieporównywalnie przyjemniejsza.

No, ale skoro już jadę tą nieszczęsną sto sześćdziesiątką dwójką, oglądam sobie widoki za oknem. Już po chwili jestem znużony. Żeby była chociaż jakaś kura, czy koń. Nic z tego. Najpierw ciągnące się kilometrami osiedla domków jednorodzinnych, szeregowców i niezbyt dużych domów wielomieszkaniowych. Wszystkie zbudowanego z materiałów zlewających się kolorem z pustynią. Jedyne, co przykuwa oczy, to wielkie flagi ZEA wiszące na domach, czasem zakrywające pół, albo i większą część elewacji. Potem przedmieścia z wieżowcami mieszkalnymi, a jeszcze dalej wielkie kompleksy ministerstw do spraw wszelakich i biura. Gdzieś między nimi widać Wielki Meczet, ale nie ekscytuję się tym jeszcze, bo mam zamiar dotrzeć do niego po południu. W końcu wysiadam na przystanku niedaleko bulwaru Corniche. Jestem dość daleko od głównej jego części, tej gdzie znajdują się plaże. Tu bulwar graniczy z morzem bezpośrednio. Z deptaka można spojrzeć w dół, wprost w toń, z której co rusz ktoś próbuje wyciągnąć jakieś ryby (przy użyciu nie jednej, ale często nawet 5 - 6 wędek). Niestety, na powierzchni pływa tu też masa śmieci. Idę w kierunku majaczących w oddali (będzie ładne 7 km) szklanych wieżowców znanych z panoramy Abu Zabi. Tuż obok mnie też stoją nowoczesne budynki, ale to ewidentnie kraniec Corniche, a nie jego serce.

Załącznik:
WP_20161111_11_03_03_Pro.jpg
WP_20161111_11_03_03_Pro.jpg [ 96.74 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_11_19_05_Pro.jpg
WP_20161111_11_19_05_Pro.jpg [ 97.97 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_11_22_59_Pro.jpg
WP_20161111_11_22_59_Pro.jpg [ 81.61 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Jest coraz goręcej. Gdy docieram do początku plaży temperatura musi być już gdzieś w okolicach 35 st. C. Dzielnie jednak idę dalej, mając nadzieję na znalezienie miejsca z jakimiś prysznicami. Mam ze sobą ręcznik i zamierzam się schłodzić w zat. Perskiej, ale słony przecież nie będę później łaził. Rozglądam się też za jakimś centrum handlowym. Gdy znajduję jedno (muszę się w tym celu oddalić nieco w głąb miasta) okazuje się, że dziś zamknięte. No tak - myślę sobie - dzień święty trzeba święcić. Ale tuż obok jest otwarty mały sklepik z mydłem, szydłem i powidłem. Zaopatrzony w wodę i banany mogę ruszać dalej.

Jest wejście na plażę ogólnodostępną, gdzie są i toalety i prysznice.

Załącznik:
WP_20161111_11_34_06_Pro.jpg
WP_20161111_11_34_06_Pro.jpg [ 97.48 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_11_34_17_Pro.jpg
WP_20161111_11_34_17_Pro.jpg [ 55.38 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Rozkładam się choć na pół godziny. Pomny ostrzeżeń przy wejściu wchodzę do wody rozglądając się za ewentualnymi zagrożeniami. Pławię się tak dwukrotnie i odreagowuję panujący upał. Potem zbieram manatki i psim swędem udaje mi się złapać autobus jadący do mariny. Tu okazuje się, że z tym dniem świętym chyba nie do końca jest aż tak rygorystycznie, bo stojące vis a vis mariny wielkie centrum handlowe jest otwarte i licznie odwiedzane. Wchodzę i ja. W ogromnym, monstrualnym wręcz Carrefourze w podziemiach kupuję jakieś przekąski, ale nie mam najmniejszego nawet nastroju na inne zakupy, więc oglądam jedynie pobieżnie tą świątynię komercji i ruszam na piechotę w kierunku Hiltona.

Załącznik:
WP_20161111_14_00_04_Pro.jpg
WP_20161111_14_00_04_Pro.jpg [ 96.04 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_14_53_16_Pro.jpg
WP_20161111_14_53_16_Pro.jpg [ 104.65 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_14_58_59_Pro.jpg
WP_20161111_14_58_59_Pro.jpg [ 113.07 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_15_00_07_Pro.jpg
WP_20161111_15_00_07_Pro.jpg [ 104.84 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_15_04_13_Pro.jpg
WP_20161111_15_04_13_Pro.jpg [ 76.26 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_15_11_34_Pro.jpg
WP_20161111_15_11_34_Pro.jpg [ 94.87 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_15_16_30_Pro.jpg
WP_20161111_15_16_30_Pro.jpg [ 71.96 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Tu gdzie robię tych kilka zdjęć zaczynam odczuwać nieodpartą potrzebę sprawdzenia, gdzie jest moja karta autobusowa. Szukam, wywracam wszystkie kieszenie i portfel na drugą stronę. Kurde, gdzieś ją zgubiłem. Zapewne w Carrefourze, gdy oddawałem w przechowalni numerek do odbioru swojego plecaka. Co teraz? Pół biedy ta karta, bo zostało na niej tylko 6 AED, ale dokoła nie ma żadnego automatu, a kierowcy biletów nie sprzedają. Cofam się do centrum handlowego z nadzieją, że będzie tam jakakolwiek możliwość kupienia biletów. Nic, ZERO! Jak można tak funkcjonować? Proszę o radę pracownika w informacji centrum handlowego. Mówi tak: "Niech pan powie kierowcy, że musi pan kupić bilet na najbliższym przystanku, gdzie jest automat, to na pewno pana zabierze". No dobra, zobaczymy... O dziwo, kierowca chyba mnie rozumie i machnięciem pozwala wsiąść, a potem przytakuje, gdy go proszę, żeby mi pokazał przystanek z automatem. Żeby go nie przeoczyć, jadę blisko kierowcy, w przedniej części pojazdu, a tam na szybach (w każdym autobusie) takie oto oznaczenia:

Załącznik:
WP_20161111_15_55_04_Pro.jpg
WP_20161111_15_55_04_Pro.jpg [ 78.26 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


A niech sobie myślą, co chcą. Jakoś muszę przecież dojechać do Wielkiego Meczetu, a potem wrócić na lotnisko. W pewnym momencie kierowca daje znak i wysiadam. Faktycznie, jest automat. Teraz zastanawiam się, za ile kupić kartę. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że 1 przejazd to 2 AED, niezależnie od długości trasy. Skoro będę jechał jeszcze 2 razy (do meczetu i potem na lotnisko) potrzebuję doładowania za 4 AED. Za tyle właśnie kupuję i po ok. 10 minutach oczekiwania (o dziwo, nawet nie aż tak długo) wsiadam do autobusu, który - jak mgliście zdaje się wynikać z tabliczki - zatrzymuje się gdzieś w pobliżu Wielkiego Meczetu. Kierowca też przytakuje na hasło "Grand Mosque", więc wątpliwości zostają na chodniku. Siadam sobie i co widzę? Kanar, jako żywy! Jakież mam szczęście, że pojawia się dopiero tu, a nie w autobusie, którym jechałem kilkanaście minut temu. Ciekaw jestem, jak przyjąłby moje tłumaczenia...
Przytaknięcie kierowcy przy wsiadaniu do autobusu okazuje się uczciwe - autobus faktycznie zatrzymuje się jakieś 200 m. od Wielkiego Meczetu. Słońce zaczyna już zachodzić, więc budynek zaczyna przybierać kremową barwę. Już teraz widzę, jak fascynująca jest ta budowla.

Załącznik:
WP_20161111_17_15_53_Pro.jpg
WP_20161111_17_15_53_Pro.jpg [ 82.52 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Wejście jest z innej strony. Podążam tam wraz z kilkoma innymi zagubionymi osobami. Przechodzę przez kontrolę bezpieczeństwa i wchodzę na teren meczetu. Wyłapuje mnie urzędnik, któremu moje krótkie spodnie wydają się zbyt wyzywające lub w inny sposób naruszające powagę tego miejsca i muszę zejść do podziemi, gdzie przebieram się w strój nawiązujący stylem nieco do habitów Ku Klux Klan. Tak odziany wracam na powierzchnię. Zmierzcha już. Budynek meczetu wydaje się teraz jeszcze piękniejszy, niż wcześniej. Nie jestem wielkim miłośnikiem architektury, ale to co widzę tutaj przykuwa wzrok, jak magnes.

Załącznik:
WP_20161111_17_28_31_Pro.jpg
WP_20161111_17_28_31_Pro.jpg [ 76.79 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_17_34_26_Pro.jpg
WP_20161111_17_34_26_Pro.jpg [ 74.67 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_17_44_04_Pro.jpg
WP_20161111_17_44_04_Pro.jpg [ 74.26 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_17_45_35_Pro.jpg
WP_20161111_17_45_35_Pro.jpg [ 84.65 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_17_48_30_Pro.jpg
WP_20161111_17_48_30_Pro.jpg [ 100.79 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_17_49_59_Pro.jpg
WP_20161111_17_49_59_Pro.jpg [ 90.63 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_17_51_26_Pro.jpg
WP_20161111_17_51_26_Pro.jpg [ 104.24 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_17_56_16_Pro.jpg
WP_20161111_17_56_16_Pro.jpg [ 84.19 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_17_58_04_Pro.jpg
WP_20161111_17_58_04_Pro.jpg [ 102.59 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_18_00_21_Pro.jpg
WP_20161111_18_00_21_Pro.jpg [ 96.02 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_18_00_31_Pro.jpg
WP_20161111_18_00_31_Pro.jpg [ 83.31 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_18_00_38_Pro.jpg
WP_20161111_18_00_38_Pro.jpg [ 104.15 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_18_08_22_Pro.jpg
WP_20161111_18_08_22_Pro.jpg [ 100.41 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_18_09_36_Pro.jpg
WP_20161111_18_09_36_Pro.jpg [ 89.38 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_18_12_14_Pro.jpg
WP_20161111_18_12_14_Pro.jpg [ 85.66 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_18_21_06_Pro.jpg
WP_20161111_18_21_06_Pro.jpg [ 82.06 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_18_26_22_Pro.jpg
WP_20161111_18_26_22_Pro.jpg [ 82.29 KiB | Obejrzany 16953 razy ]


Obchodzę meczet z każdej strony dostępnej dla niewiernych. Wkurzam się gdzieniegdzie na pętających się wszędzie Chińczyków, którzy za nic mają jakiekolwiek zakazy i ograniczenia. Nie potrafią jednak zburzyć wielkiego wrażenia, jakie wywołuje Wielki Meczet. Nawet jeśli całą reszta Abu Zabi nie przypadła mi jakoś szczególnie do gustu, to jedno miejsce sprawia, że mój layover w AUH okazuje się strzałem w dziesiątkę...

Wracam na przystanek (wcześniej sprawdziłem na tablicy, że odjeżdża stąd A1) i czekam. Schodzi mi na tym fascynującym zajęciu prawie pół godziny (a ilość wypitej wcześniej wody daje się coraz silniej we znaki :shock: ). Gdy wreszcie wkraczam na pokład A1, przykładam kartę do czytnika i... "NIEWYSTARCZAJĄCA ILOŚĆ ŚRODKÓW". Co? Przecież mam na koncie jeszcze 2 AED, więc powinno być ok... Przez myśl przechodzi mi, że A1 - jako ekspres - jest pewnie droższy. Kierowca patrzy na mnie znudzony, ja robię minę, że o co chodzi, że to niebywałe i niewytłumaczalne... W końcu macha ręką i pokazuje, żebym wsiadał. Oczywiście czynię to, bo w zasadzie nie mam wyboru, ale gdy już siadam w fotelu zaczynam wymyślać, co powiem kanarowi, jeśli ten się pojawi. Martwię się niepotrzebnie, bo kolejny przystanek A1 to terminal. Tam też wysiadam. Odbieram z przechowalni swoje drobiazgi i idę do saloniku EY w Terminalu 3.
Uff, co za dzień. Teraz sobie odpocznę i potem będzie już z górki. Ach, jakże się mylę myśląc w ten sposób...
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#67 PostWysłany: 28 Lis 2016 08:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Lut 2013
Posty: 1649
niebieski
tropikey napisał(a):
Tu kusi mnie, by powiedzieć więcej, bo pisząc te słowa doskonale już wiem, co się będzie działo za kilkanaście godzin, ale usta na kłódkę. A będzie się działo...
tropikey napisał(a):
Uff, co za dzień. Teraz sobie odpocznę i potem będzie już z górki. Ach, jakże się mylę myśląc w ten sposób...
Ale budujesz napięcie :)
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#68 PostWysłany: 28 Lis 2016 09:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Subtelnie, prawda? :-D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#69 PostWysłany: 28 Lis 2016 23:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Czas na ostatnią odsłonę...

Dzień 19.

AUH-TXL oraz TXL-HEL + HEL-GDN

Tak miało być:
AB 7495, klasa C, A330, miejsce 4A
oraz
AY 912, klasa Y, A320, miejsce 12F + AY 751, ATR-72, miejsce 6A

A oto, jak jest...

Wchodzę do saloniku EY w Terminalu 3.

Załącznik:
WP_20161111_19_29_06_Pro.jpg
WP_20161111_19_29_06_Pro.jpg [ 94.38 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Jest ok. 20.30, więc do wylotu mam jeszcze ładnych kilka godzin. To dobrze, bo po lataniu po upalnym Abu Zabi jestem wykończony i potrzebuję spokoju i czasu, żeby się zregenerować. Salonik jest bardzo przestronny. Wygląda, jak rozdmuchany lounge w SYD. Dokładnie taki sam "design", tyle że na dużo większej powierzchni. Pierwsze kroki kieruję oczywiście do... łaźni :-D Po wizycie tam jestem gotowy do konsumpcji. Ze zdziwieniem i pewnym żalem stwierdzam, że w przeciwieństwie do saloniku EY w SYD, tu nie ma oferty a la carte. Jest tylko bufet. Ale nie ma powodu do narzekania, bo w bufecie jest "na bogato" i bardzo smacznie. Znajduje sobie bardzo wygodną sofę, na której się nieco rozkładam i sącząc Tia Marię odprężam się.

Załącznik:
WP_20161111_19_34_15_Pro.jpg
WP_20161111_19_34_15_Pro.jpg [ 108.43 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_20_03_04_Pro.jpg
WP_20161111_20_03_04_Pro.jpg [ 106.16 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_20_19_41_Pro.jpg
WP_20161111_20_19_41_Pro.jpg [ 106.76 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_20_30_45_Pro.jpg
WP_20161111_20_30_45_Pro.jpg [ 126.37 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_22_24_47_Pro.jpg
WP_20161111_22_24_47_Pro.jpg [ 88.38 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161111_22_25_13_Pro.jpg
WP_20161111_22_25_13_Pro.jpg [ 93 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_01_35_48_Pro.jpg
WP_20161112_01_35_48_Pro.jpg [ 81.52 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Potem wyskakuję na chwilę do sklepów, bo w kieszeni zostały mi jakieś drobne AED, których chce się pozbyć (ostatecznie kupuję produkowane w Omanie cukierki toffi z nadzieniem o smaku orzechów laskowych - bardzo dobre!). Przy okazji zaglądam w okolice mojego gate'u (jest dokładnie pod salonikiem. Tłoczy się tam już chyba cała kabina Y. Słyszę też rodzimy język (skołowane i zmęczone dziewczyny wracają z Tajlandii). Do boardingu jest jeszcze ok. godziny, więc wracam do saloniku. Po godzinie obsługa saloniku wciąż nie wywołuje pasażerów AB do TXL. Podobnie, jak kilku innych pasażerów C tego lotu, z którymi się zgadałem, zaczynam się niecierpliwić. Schodzę na dół. Na ekranie nad przejściem jakaś inna godzina boardingu - kilkadziesiąt minut później, niż pierwotnie. Pani z AB bez mikrofonu coś tam tłumaczy niektórym pasażerom, ale nie słyszę, co, bo są zbyt daleko. Słyszę jednak rozmowę wspomnianych już dziewczyn z Polski. Jedna z nich rozmawiała z obsługą naziemną i powiedzieli jej, że załoga samolotu za długo jest już w pracy i nie może lecieć dalej. No ładnie... Ciekawe co teraz? Po co odkładają boarding? Czyżby ściągali inną załogę? No nic. I tak nic tu nie zwojuję, więc wracam na górę. Wraz z moimi nowymi niemieckimi kompanami komentujemy sytuację i odgrażamy się wrednemu AB, co to nie my, jeśli nas nie dowiezie na czas (choć tak naprawdę, problem będę miał tylko ja, bo tamci wszyscy są z Berlina, więc na nic dalszego się nie śpieszą). Tak mija kwadrans za kwadransem, pół godziny za kolejną... Obsługa saloniku mówi, żebyśmy cierpliwie się rozłożyli, a oni nas na pewno zawiadomią, jak będzie wiadomo coś nowego. Cóż zostaje robić, rozkładam się na sofie, zakładam klapki na oczy i kimam.

Załącznik:
WP_20161112_04_10_01_Pro.jpg
WP_20161112_04_10_01_Pro.jpg [ 79.26 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Około 4-tej rano patrzymy na tablicę odlotów i odkrywamy, że nasz lot zupełnie z niej zniknął. Obsługa saloniku potwierdza - AB odwołał lot! Niech ich szlag trafi! to znaczy, że mój lot do domu przez Helsinki też odpada, bo mało prawdopodobne, by znaleźli takie połączenie w ramach Oneworld, bym zdążył do TXL przed 12.00. Załoga lounge zbiera od nas dane potrzebne do przebukowania (nie zajmują się tym osobiście, tylko pośredniczą w kontaktach z AB - może i dobrze, przynajmniej nerwów sobie zaoszczędzę).
Około 6-tej rano dają mi nowe karty pokładowe: lecę najpierw do Rzymu (EY083 o 9:10), a potem do TXL (AB8705 o 14:15). Na miejscu mam być dopiero o 16:20, czyli 10 godzin później, niż pierwotnie zaplanowałem :shock: A to przecież tylko zakończenie etapu do TXL. Pozostaje pytanie, co dalej? Mimo próśb i sugestii, by załatwili też jakiś transport dalej do GDN, odmawiają (w sumie nie liczyłem na wiele, bo lot AY był na osobnym bilecie, choć widziałem cień szansy w tym, że obie linie są w OW).
Siadam zatem do komputera i zaczyna gorączkowo szukać nowego sposobu wydostania się z Berlina jeszcze tego samego dnia. Ewentualnie, w grę wchodzi przespanie się w Berlinie i dalsza podróż nazajutrz, ale w ten sposób dotrę tam jakąś dobę później, niż chciałem. Pociąg odpada, loty też, decyduję się więc na Polskiego Busa. Nie jest źle - za 79 zł. jest nocny kurs i mam być w Gdańsku o świcie. Będę musiał tylko nieco poczekać na odjazd z ZOB o 21:00 (przypominam, że przylecieć do TXL mam o 16:20). Kupuję zatem bilet na PB i czekam na lot do FCO.
Przychodzi czas boardingu. W całym tym zamieszaniu jest jeden pozytyw - przelecę się ponownie EY, który przypadł mi do gustu (choć biznes w A330 Airberlin - jeśli już uda się nim polecieć - jest również bardzo fajny). Wsiadamy do specjalnego busa dla pasażerów C (rękawa tym razem nie ma) i jedziemy do samolotu.

Załącznik:
WP_20161112_08_50_05_Pro.jpg
WP_20161112_08_50_05_Pro.jpg [ 61.69 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_08_52_12_Pro.jpg
WP_20161112_08_52_12_Pro.jpg [ 78.68 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Okazuje się, że lot będzie wykonywał ich A330. Zaczynam się trochę denerwować, bo pamiętam, że niektóre modele używane przez EY są już lekko niedzisiejsze. Ten samolot jest jednak w pełnym porządku - są bardzo wygodne fotele rozkładane do płaskiego łóżka. Serwis pokładowy jest też na bardzo dobrym poziomie, więc powodów do narzekań brak.

Załącznik:
WP_20161112_08_53_59_Pro.jpg
WP_20161112_08_53_59_Pro.jpg [ 92.4 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_08_54_24_Pro.jpg
WP_20161112_08_54_24_Pro.jpg [ 74.35 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_08_54_39_Pro.jpg
WP_20161112_08_54_39_Pro.jpg [ 68.99 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_08_55_18_Pro.jpg
WP_20161112_08_55_18_Pro.jpg [ 97.21 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_09_01_01_Pro.jpg
WP_20161112_09_01_01_Pro.jpg [ 74.51 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_09_01_19_Pro.jpg
WP_20161112_09_01_19_Pro.jpg [ 76.19 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_09_01_48_Pro.jpg
WP_20161112_09_01_48_Pro.jpg [ 74.93 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_10_10_33_Pro.jpg
WP_20161112_10_10_33_Pro.jpg [ 86.53 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_11_03_35_Pro.jpg
WP_20161112_11_03_35_Pro.jpg [ 74.74 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_11_22_51_Pro.jpg
WP_20161112_11_22_51_Pro.jpg [ 87.88 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_11_49_18_Pro.jpg
WP_20161112_11_49_18_Pro.jpg [ 71.09 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Dodatkowym bonusem są fajne widoczki na pustynne krajobrazy wokół Abu Zabi.

Załącznik:
WP_20161112_09_36_48_Pro.jpg
WP_20161112_09_36_48_Pro.jpg [ 94.82 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_09_36_54_Pro.jpg
WP_20161112_09_36_54_Pro.jpg [ 91.6 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_09_37_02_Pro.jpg
WP_20161112_09_37_02_Pro.jpg [ 66.06 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Jestem już wykończony, więc staram się zasnąć. Lot nie jest zbyt długi (coś ok. 6 godzin), więc nie korzystam zbyt wiele.

Załącznik:
WP_20161112_13_47_23_Pro.jpg
WP_20161112_13_47_23_Pro.jpg [ 77.43 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Zbliżamy się do Rzymu. Mam szczęście. Pogoda za oknem jest piękna, więc mogę poobserwować nieco Italię z lotu ptaka. Widać nawet Wezuwiusza...

Załącznik:
WP_20161112_15_02_47_Pro.jpg
WP_20161112_15_02_47_Pro.jpg [ 74.91 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_15_16_12_Pro.jpg
WP_20161112_15_16_12_Pro.jpg [ 83.54 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_15_17_07_Pro.jpg
WP_20161112_15_17_07_Pro.jpg [ 94.82 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_15_19_57_Pro.jpg
WP_20161112_15_19_57_Pro.jpg [ 85.35 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_15_30_20_Pro.jpg
WP_20161112_15_30_20_Pro.jpg [ 77.89 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_15_31_24_Pro.jpg
WP_20161112_15_31_24_Pro.jpg [ 66.83 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_15_35_15_Pro.jpg
WP_20161112_15_35_15_Pro.jpg [ 89.32 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Załącznik:
WP_20161112_15_35_54_Pro.jpg
WP_20161112_15_35_54_Pro.jpg [ 111.24 KiB | Obejrzany 16815 razy ]


Lądujemy w FCO. Muszę przyznać, że lotnisko zaskakuje mnie pozytywnie. Jest całkiem nowoczesne (trwa tam dość zaawansowana przebudowa), ma nawet pociąg bezobsługowy. Czytelne informacje prowadzą mnie do terminala, z którego mam polecieć do TXL. Niestety, jest za mało czasu na wizytę w jakimkolwiek saloniku, więc siadam grzecznie w pobliżu gate'u. Tym razem lot jest punktualny. Tu też mam bilet w C (klasa wprowadzona niedawno przez AB na trasach europejskich). Polega to na przeznaczeniu pierwszego rzędu na potrzeby tej klasy, przy czym środkowy fotel jest pozostawiony pusty. Do tego, mogę wybrać sobie dowolne produkty z gazetki cateringowej. Zamawiam kilka rzeczy i wkrótce po konsumpcji dolatuję do TXL. Żadnych zdjęć nie robię. To forma protestu przeciwko AB ;)

Autobus dowozi nas do słynnych tegelskich blaszaków. Staję przy taśmie bagażowej. Znikają z niej kolejne bagaże, a po moim ani śladu. Obok widzę dwie panie, które leciały ze mną w C do FCO. One też miały lecieć odwołanym lotem AB i też nie widzą swoich bagaży. No to już pewnie wiecie, co się stało? Oczywiście - jak już nawalać, to na całego. "Skoro już odwołaliśmy lot, to dokopmy im jeszcze zagubionym bagażem" - tak pewnie postanowiono w kwaterze AB.
Powiem tak, nie pierwszy raz nie dowieziono mi bagażu (poprzednimi razami był to też AB, który słynie z tej zagrywki), ale tym razem to jest dla mnie KATASTROFA! Mam na sobie koszulę i spodnie. Wszystkie ciepłe ubrania są w bagażu, który tuła się teraz gdzieś między AUH, FCO i TXL. Na zewnątrz jest poniżej zera. Jak ja mam teraz wrócić do domu?
Na razie nie mam czasu na odpowiedź na to pytanie, bo trzeba zgłosić brak bagażu. Poza tym, muszę dać znać kierowcy z serwisu limuzynowego AB, żeby poczekał (przed wylotem z AUH zdążyłem jeszcze zmienić czas odbioru z TXL - pierwotnie miał mnie zawieźć w okolice Bramy Brandenburskiej, którą chciałem zobaczyć bez tłumów turystów, co zapewnić miał sobotni wczesny poranek. Teraz, zamiast tego zawiezie mnie do ZOB).
Jak na złość, biuro bagażowe znajduję dopiero na zewnątrz terminala. Z drżącą z zimna szczęką wyjaśniam, co i jak, na co pani wskazuje tablet, na którym muszę dokonać zgłoszenia. Wszystkie te formalności zajmują mi chyba z pół godziny. Dopiero wtedy mogę wreszcie wsiąść do cieplutkiego, błyszczącego Mercedesa (chyba jakaś 600-tka), który wiezie mnie do ZOB...
Zdecydowanie zbyt szybko dojeżdżamy do celu (jestem tu pierwszy raz w życiu) i sytuacja jest iście żenująca. No bo tak: pod budynek wypełniony po brzegi ubogimi raczej imigrantami z Ukrainy, Mołdawii i innych zakątków podjeżdża wymuskany Merc, wysiada z niego panicz w samej koszuli z plecaczkiem, włazi do środka dworca autobusowego, który do ekskluzywnych miejsc nie należy i siada na ławce z tymi wszystkimi babciami w chustach i butach typu "walonka". Ja nie wiem, co oni tam sobie o mnie myślą, ale wiem coś innego - dopiero teraz, gdy siedzę w tym ledwo co ogrzanym dworcu i gdy patrzę na tych okutanych ludzi uświadamiam sobie, że trzeba było może raczej pojechać do jakiegoś centrum handlowego, żeby kupić jakąś kurtkę, czy choćby sweter. AB miałoby wtedy kolejną pozycję dopisaną do rachunku (czy egzekwowalnego, to już inna sprawa). Niestety, kierowca już odjechał, więc pozostaje czekać. Na szczęście, tuż obok jest Ibis. Idę tam zatem z moją kartą Le Club i pytam, czy mógłbym posiedzieć u nich do 21.00 i opowiadam całą historię. Panie nie widzą problemu i przycupuję sobie w kąciku.
"Toż to jakaś makabra" - myślę sobie...
Po jakiś 3 godzinach czekania jestem już mocno zesztywniały, bo kawiarenka w Ibisie nie należy do najbardziej komfortowych miejsc na tej planecie (choć w porównaniu z ławkami na dworcu ZOB, krzesła w Ibisie są niczym trony). Zbliża się 21.00. Zgarniam swoje rzeczy, dziękuję za gościnę i w swym letnim ubranku idę na autobus. Przyjechały dwa. Jeden do Gdańska, drugi do Poznania. Przy każdym z nich stoi przynajmniej tuzin pasażerów oddających bagaż do luku. Ja nie mam nic do oddania, ale i tak musze sterczeć w -4 st. C na zewnątrz, bo kierowca odbiera bagaż i nie może sprawdzać w tym czasie biletów. Trzęsę się z zimna już jak galareta. W końcu dostaję się do środka. Uff, na szczęście jest ciepło.
To moja pierwsza jazda PB. Cóż, na rejs nocny to nadaje się to raczej tak sobie. Odległość od foteli przede mną jest niby spora, ale nie ma kompletnie co zrobić ze stopami. W czasie jazdy próbuję różnych kombinacji, żeby usnąć choć na chwilę, a jednocześnie nie stracić zbyt dużo ciepła. To pierwsze wychodzi bardzo kiepsko. Z tym drugim jest nieco lepiej, ale i tak czuje się już mocno zziębnięty. W końcu docieramy do Gdańska. Uruchamiam aplikację Ubera i ze zdziwieniem stwierdzam, że o świcie w niedzielę można złapać kogokolwiek przy jej użyciu. Wychodzę z autobusu i staję przy ulicy, bo mapka wskazuje, że kierowca jest tuż tuż. Nagle, gościu z tej mapki znika, tak jakbym nigdy go nie zamówił. W mym coraz mniej nienagannym stroju chowam się przed mrozem w budynku dworca PKS w Gdańsku. Błąkające się tam gołębie patrzą się na mnie zdziwione, a ja próbuję zamówić kolejnego kierowcę. Jest! Ma podjechać za kilka minut. Faktycznie, pojawia się wkrótce. Wsiadam, tłumaczę gdzie jechać i zatapiam się w myślach, jak tu dowalić temu cholernemu AB za wszystko, co przeszedłem od przylotu do TXL. Pogrążony w żądzy rewanżu docieram do domu i myślę sobie: "Boże, jak to dobrze, że cała ta historia przytrafiła się dopiero teraz, a nie na początku mojego wyjazdu".

Takim oto optymistycznym akcentem kończę relację. Miało być "live", ale nie do końca się udało. Cieszę się jednak, że nie złapałem jakiegoś zapalenia płuc, czy innej przypadłości. Przynajmniej jestem "alive" :lol:

Postaram się dopisać jeszcze podsumowanie moich wrażeń i przemyśleń, może też jakąś zgrzebną kalkulację kosztów no i obiecany suplement ze zdjęciami z aparatu.

Dziękuję za uwagę :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
18 ludzi lubi ten post.
 
      
#70 PostWysłany: 02 Gru 2016 00:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Chyba gdzieś tekst uciekł :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#71 PostWysłany: 02 Gru 2016 01:03 

Rejestracja: 06 Lip 2011
Posty: 3562
złoty
To chyba takie forumowe bez komentarza. :) Super Relacja!!!
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#72 PostWysłany: 06 Gru 2016 19:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Znalazłem chwilkę, więc zamieszczam jeszcze drobne podsumowanie.

Najpierw może to, co zazwyczaj interesuje największe grono forumowiczów - koszty. Niestety, nie prowadzę wnikliwej buchalterii, więc wszystko poniżej jest kalkulacją "z grubsza" (choć w sporej mierze opartą na potwierdzeniach z różnych rezerwacji), ale daje chyba w miarę obiektywny obraz moich wydatków związanych z tym wyjazdem. Zatem:

Przeloty.

Tą część analizowałem dość wnikliwie w wątku o zakupach milowych (https://www.fly4free.pl/forum/na-lezaco-przez-swiat-podsumowanie-zakupow-w-mm-i-ow,1556,94090), więc przypomnę jedynie, że wszystkie loty-nagrody kosztowały mnie łącznie:
a) 350 zł. za loty Star Alliance i
b) ciut ponad 100 EUR za loty One World.
Do tego, doszły jeszcze:
1) MEL-NAN-SYD za ok. 1.900 zł.
2) TXL-HEL-GDN za 111 EUR (to ten nieszczęsny lot, na który nie zdążyłem z uwagi na odwołanie lotu AB z AUH do TXL).

Hotele.

W przeciwieństwie do wielu "starych wyjadaczy" na tym forum, nie mam w portfelu masy hotelowych kart lojalnościowych z wysokim statusem, więc niestety różne darmowe noclegi odpadały. Kierowałem się raczej lokalizacją, opiniami i oczywiście ceną, choć nie był to pierwszoplanowy czynnik. W niektórych wypadkach to widać :-D
Tu koszty przedstawiają się następująco (w nawiasie podaję ilość nocy i wyżywienie):

1) Tokyo i Narita:
a) Ueno Touganeya - 67 EUR (1, bez niczego)
b) Excel Excel Tokyu - 50 EUR (1, pełne śniadanie)

2) Hongkong:
a) The Perkin - 260 EUR (2, tzw. light breakfast)
b) Le Meridien Cyberport - 650 zł. (1, pełne śniadanie)

3) Manila - Belmont Hotel - 75 EUR (1, pełne śniadanie)

4) Melbourne - Radisson on Flagstaff - 125 EUR (1, pełne śniadanie)

5) Fidżi:
a) Blue Lagoon Resort - 220 EUR (4, 3 posiłki dziennie)
b) Fiji Gateway - 70 EUR (1, bez niczego)

6) Sydney - 57 Hotel - 85 EUR (1, bez niczego)

Wszystkie powyższe koszty poniosłem jeszcze przed wyjazdem.
Oprócz tego, z wyprzedzeniem kupiłem jeszcze:
a) bilet w dwie strony na Airport Express w Hongkongu za 70 zł. i bilet w dwie strony na kolejkę linową do Ngong Ping za 90 zł,
b) 10000 jenów od jednego z użytkowników F4F, które kosztowały mnie 375 zł.. Kwota ta pokryła wszystkie moje wydatki w Tokio i Naricie (oprócz noclegów), czyli Skyliner w 2 strony + 24 godzinny bilet na metro, jedzenie i wstęp na Skytower.

W podróż zabrałem w staromodnej gotówce 700 USD, z czego wydałem 500 USD, a dodatkowo, z bankomatu pobrałem 50 EUR (w dolarach Fidżi). Z tej kwoty znaczną część pożarł rejs w dwie strony Yasawa Flyer'em, który kosztował 360 FJD, czyli ok. 170 USD. Reszta poszła na transfery w Melbourne i Sydney, jedzenie i Octopus Card w Hongkongu (w tym przejazdy inne niż Airport Express i wstęp na wieżę na The Peak), zakupy odzieżowo-pamiątkowe na Fidżi, no i na jedzenie, tam gdzie było to konieczne. Ten ostatni element jest godzien podkreślenia, bo udało się to tak rozegrać (nie zawsze, ale w wielu przypadkach), że nie musiałem w zasadzie żywić się na mieście, bo robiłem to w salonikach i na pokładzie samolotów. Nie ma to, jak dobra logistyka :-D

Ostatnim wydatkiem był ok. 75 zł. za Polski Bus z Berlina do Gdańska - kwota nieprzewidziana i wymuszona przez Air Berlin.

Reasumując, kalkulując i podsumowując, wychodzi coś ok.:

3510 zł. + 1213 EUR + 500 USD = ok. 10500 zł. (oczywiście przy zastosowaniu kursów z czasu wydatkowania, a nie obecnych).

Czy to dużo, czy mało, trudno mi to ocenić. Z mojej perspektywy, za tego rodzaju wyjazdy byłbym skłonny wydać w przyszłości taką kwotę jeszcze wielokrotnie :D

Dodam, że obecnie jestem na rozruchu batalii, jaką zamierzam przeprowadzić z Air Berlinem o kwotę 600 EUR (a może nawet ponad 700, jeśli zdecyduję się doliczyć koszt utraconego lotu AY). Oczywiście, wygrana mocno mnie uszczęśliwi (innych opcji nie biorę pod uwagę) :-)

W kolejnym wpisie z cyklu "Postscriptum" pozwolę sobie na przemyślenia natury pozaekonomicznej...
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 72 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group