Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 8 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 28 Gru 2017 18:31 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
JAMBO!


Wciąż brakuje mi czasu na sprawozdania z dłuższych podróży. Zdecydowałam się jednak do Was wrócić, bo moja ostatnia wyprawa była krótka i zwarta - czyli łatwa do opowiedzenia. ;)

Image

Na początku tego roku spędziłam niemal dwa miesiące w Gambii. Widać mój facet obgryzał paznokcie z tęsknoty i nerwów, bo nieugięcie próbował zająć sobie czymś czas. Z tej nudy i niemocy prześledził wszystkie loty w całej dostępnej cyberprzestrzeni. Po powrocie do Polski czekało na mnie kilka niespodzianek: pyszne jedzenie i wyjazdowe atrakcje.
Kiedy usłyszałam, że kupił dla nas bilety do Tanzanii, pisnęłam z radości. Chwilę później dodał, że wyjazd odbędzie się w okresie świątecznym. Mina mi zrzedła i od razu oznajmiłam, że to on powie mojej mamie o planach na wigilię. Chwilę później się okazało, że pod hasłem TANZANIA, kryje się ZANZIBAR. I w ten sposób mój entuzjazm znacząco przygasł.
Preferuję wolny tryb podróżowania, z odpowiednią ilością czasu na rozmowy z ludźmi i poznawanie lokalnego życia. Na hasło "Zanzbibar" ogarnął mnie dreszcz grozy, a przed oczami namalowały się pocztówkowe obrazki: palmy, biały piasek, europejskie laski opalone na skwarkę i murzynek bambo za murami kurortu. Brr! Relaks należy się każdemu i nie ma w nim nic złego. Jednak moje zamiłowanie do Afryki nie pozwala mi leżeć plackiem na plaży wśród drinków z palemką.

Później przyszły dobre wieści. Najwięcej turystycznych kompleksów znajduje się na północy wyspy. My natomiast mieliśmy hotel ulokowany na południu, w małej wsi Jambiani. I chociaż na plaży leżała mąka, a pod palmami byczyło się kilka lalek, życie miasteczka pochłonęło mnie do reszty. Jeśli macie ochotę zaznać lokalności i prawdziwego życia, wybierzcie się właśnie tam.


Chociaż lotnictwo nie obchodzi mnie wcale, podobnie nie ogarniam wszystkich promocji i systemowych błędów (hmm a nawet obsługa komputera kryje przede mną sporo tajemnic), wiem że znajduje się tutaj wielu biletowych freaków. ;) Bilety z których skorzystaliśmy wynikły z błędu taryfowego Oman Air. Połączenie Luksemburg - Monachium - Oman - Zanzibar, w dwie strony kosztowało 750zł. Brzmi jak okazja? No raczej! Nie tylko my się załapaliśmy na niebiańską promocję. Pokład samolotu pękał w szwach od obecności Polaków, Czechów i nacji bliżej nieokreślonych ale sąsiadujących. ;)

Po długich i wyczerpujących lotach czekała na nas ciekawsza część podróży. Aby dostać się z lotniska do Jambiani, potrzebny jest transport. Do wyboru macie taksówkę (ok. 30-50 dolarów) lub Dala Dala, lokalne busiki, tłoczne i nieprzyzwoicie tanie ( w zależności od dystansu, ceny zamykają się w kilku dolarach). Prawdziwa cena za przejazd w mieście to 600 szylingów tanzańskich. Aby ze stolicy, Stone Town, ruszyć do Jambiani, powinniście wydać nie więcej niż 7 000 szylingów tanzańskich od osoby. Choć wydaje mi się, że realna cena dla mieszkańców to ok. 3000-4000 ;)
Dolary na szylingi wymienić możecie na lotnisku, jednak nie jest to korzystna transakcja. Najlepiej wymieńcie tylko kilka dolarów na podróż do Stone Town i tam poszukajcie kantoru. Nie wytłumaczę Wam, gdzie się znajduje, bo sama pytałam po drodze z 10 osób, żeby się tam dostać. Kiedy Marcin pilnował ciężkich plecaków, ruszyłam na prawdziwe poszukiwania! Kręte uliczki miasta nie powinny Was przerażać - wszyscy bardzo chętnie wskazywali mi drogę i owocnie doprowadzili do celu. Po drodze mijałam mnóstwo białych par z afrykańskim "przewodnikiem". ;) Nie dajcie się namówić na odpłatną pomoc, jest zupełnie zbyteczna.
DalaDala 309 prowadzi ze Stone Tone prosto do Jambiani. I tutaj również nie dajcie się robić w konia - najlepiej udawajcie, że korzystaliście już z takiego transportu i wiecie ile powinniście zapłacić. Nie pytajcie o cenę, wręczcie kierowcy lub "zbierającemu kasę" banknot i podziękujcie.
Image

Podróż DalaDala to świetna zabawa, o ile nie macie problemów ze stawami. ;) Ponad dwie godziny siedzieliśmy skuleni w towarzystwie 30 (!) innych osób. Po środku auta leżał worek kartofli, kilka kartonów z jajkami, dzieci, ciuchy i zakupy. A na dachu piła maszynowa, dwumetrowe dechy i bagaże podróżnych. Dla pewności zostawiliśmy swoje plecaki w bezpiecznym miejscu - między nogami. ;)
Podczas niemal trzygodzinnej drogi zdziwiliśmy się przynajmniej 15 razy. Każda nowa osoba ładująca się na pokład była dla nas szokiem nie do ogarnięcia: GDZIE ON/ONA MA ZAMIAR USIĄŚĆ? Widać nasze wygodne dupy nie mają pojęcia, co znaczy ekonomiczna podróż. W DalaDala pasażerów nigdy za wiele!

Image




Niestety po tym krótkim wprowadzeniu muszę uciekać. Wrócę do Was jutro i zostanę trochę dłużej. W tej krótkiej relacji podzielę się z Wami praktycznymi wskazówkami, nie zabraknie też anegdot z życia wziętych. Nie liczcie jednak na recenzje hoteli, knajp i jedzenia w samolocie - nie po to lecimy na drugi koniec świata, żeby myśleć o takich pierdołach. ;) Spróbuję podzielić się z Wami klimatem, który mnie urzekł. A tymczasem zostawiam Wam okropne, pocztówkowe zdjęcie mojej roboty! ;)

Image

Hakuna matata i do zobaczenia!
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast
Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem) Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem)
#2 PostWysłany: 29 Gru 2017 14:15 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
O CHOLERA, JAK TU BIAŁO!

Do Jambiani przyjechaliśmy ok. 18:00, chwilę przed zmrokiem. Pilnujcie czasu wybierając się na dala dala bo z tego co mi wiadomo, nie wyruszają ze stolicy później niż o godz. 16-17. Podobnie sprawa wygląda z odjazdami z Jambiania do Stone Town - busiki jeżdżą od rana co ok. godzinę lub dwie, nie później niż o 17:00.

Pierwsze wrażenie miasteczka było dość... blade. Szarawy piach, szarawe kamienie, białe domy (a raczej gołe mury przypominające lepianki). Słońce przestało już grzać ciepłym światłem, powoli zaczęło się ściemniać. A przede wszystkim było pusto. Najlepszą ozdobą surowego krajobrazu są barwne stroje kobiet - tym razem ich zabrakło. Wjeżdżając w wąskie ulice miasteczka minęliśmy kilka osób, biegających dzieci i chudych krów. Pierwsza myśl: gdzie są wszyscy? Druga: to na pewno jeszcze przedmieścia! Zdziwiłam się, kiedy kierowca zatrzymał auto i wskazał nam krótką drogę do hotelu. Wiedzieliśmy, że nasz nocleg ulokowany jest na samym końcu wsi - znakiem tego przejechaliśmy już całą.

To dziwne uczucie, kiedy przyjeżdżasz do nowego miasta i widzisz tak niewiele. Wszystko jest obce, ciekawe ale też bardzo zagadkowe, nie odkrywa przed tobą nic. Właśnie takie wrażenie towarzyszyło mi pierwszego wieczora w Jambiani. Co ja tu będę robić? Gdzie iść skoro jest tak niewiele miejsc? Z kim rozmawiać, skoro jest tak mało ludzi? Czy będę mogła wyjść sama, czy znajdę tutaj jakiś sklep? Czy tutaj w ogóle jest poczta, koleżanka chciała pocztówkę... Jedna wielka niewiadoma, która trochę niepokoi ale bez niej nie byłoby żadnej zabawy.

Image

Image


Nasz hotel, tzn. Uhuru Beach Hotel, jak sama nazwa wskazuje, znajdował się na plaży. Duży kompleks małych domków ulokowanych tuż na brzegu oceanu. Z biednej ulicy weszliśmy niczym bramą do nieba. Europejski raj mieścił się dwa metry za ubogą zabudową mieszkańców wioski. Odgradzał go mur, który przypominał granicę między wymiarami. W oczy rzucił mi się wysoki Masaj (a może mężczyzna za niego przebrany) w... czapce świętego Mikołaja. Czy to są jakieś jaja? Autorem tego pomysłu musiał być wyznawca ideologii multukulti albo ktoś o PRZEZABAWNYM usposobieniu! No nic, Wigilijni Masajowie okazali się bardzo pomocni i z uśmiechem i naszymi plecakami na barkach skierowali nas do odpowiedniego domku. W środku wielkie łóżko pod moskitierą (hmm, każda mała dziewczynka o takim marzy, ale chyba w dziecięcych marzeniach nikt nie uwzględnia ochrony przed malarią ;) ), prysznic, toaleta i umywalka wykuta w kamieniu. Jedna szafa, stolik, na ścianach kilka plakatów w stylu kolonialnym. Wnętrze skromne ale ładne, klimatyczne i wygodne. Każdy domek dysponował też niewielkim gankiem z siedziskiem i drewnianym stołem. Przed wejściem dwa leżaki i wielki parasol, a jakżeby inaczej. Reasumując - znajdziecie tutaj komfort rodem z folderu dobrego biura podróży.

Image



Zostawiliśmy rzeczy w pokoju, przebraliśmy się w gacie do pływania i pobiegliśmy do wody. Kostki po podróży mieliśmy tak opuchnięte, że... a nie, my nie mieliśmy już kostek. Nogi jak od fortepianu, twarze obrzmiałe i zmęczone. Woda w oceanie była kojąca, mimo że bardzo ciepła. Spodziewaliśmy się chłodnej, orzeźwiającej kąpieli, tymczasem okazało się, że wskoczyliśmy do wanny. ;) Nie spodziewajcie się na południu przejrzystej wody i białego dnia tuż przy brzegu. Po 5 minutach pływania wyraźnie zaczęło się ściemniać i pełne glonów dno przyprawiało mnie o dreszcze. No tak, trochę ze mnie taka panienka, podskakuję jak coś mnie posmyra po nodze. Oj tam, oj tam! Nie mniej, uważajcie na siebie bo oprócz zielonych niespodzianek możecie nadepnąć na skamieliny i stąpać po bardzo nierównym dnie, wpaść w dołek. Ale głowy do góry - nie oznacza to, że w Jambiani bajkowe kąpiele nie są możliwe. ;)

Image

Na zdjęciu widać parasole i dachy domków. ;)

Image

Ogólnodostępna przestrzeń przed dużym barem pełnym trunków malowała się baaaaaaardzo wygodnie.


Zachęceni opiniami na booking com wybraliśmy się na kolację do hotelowej restauracji. Trochę z braku laku, niewiedzy i późnej pory. A także potrzeby spożycia czegokolwiek innego, niż chemiczny roztwór zamknięty w sreberku na pokładzie samolotu. Faktycznie, jedzenie w Uhuru jest bardzo smaczne, w "przystępnych" cenach. Danie obiadowe to koszt ok. 1500-2500 szylingów tanzańskich. Jako roślinożercy podpowiemy, że znajdziecie tam również opcje wegetariańskie i wegańskie. ;)
Akurat ten wieczór "umilał" biały śpiewak w kapeluszu. Gitara elektryczna, duży głośnik (może gdyby był mniejszy i grał ciszej, jego zawodzenie byłoby bardziej znośne). Skutecznie zagłuszał szum oceanu i pomimo kilku całkiem niezłych wykonów znanych kawałków z Zachodu, nie wytrzymaliśmy tam długo. Na szczęście do samego końca towarzyszyli mu rozweseleni winem turyści. Kiedy kolejny decybel dotarł do mojego zmęczonego lotami mózgu, powiedziałam: spadamy!

Oh jak nam się dobrze spało! A już jutro pierwsze zderzenie z miejscowymi i wycieczka w głąb oceanu. Pieszo... ;)

Image


Ostatnio edytowany przez Japonka76, 02 Sty 2018 15:46, edytowano w sumie 1 raz
spadamy
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 30 Gru 2017 16:59 

Rejestracja: 25 Paź 2012
Posty: 1022
niebieski
Miły, pogodny tekst. Czekam na c,d.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 05 Sty 2018 16:14 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
POLE POLE!


Na plaży śpi się fantastycznie. Co prawda nie jest to nocleg pod gołą chmurką, spontaniczny jak na młodych przystało ale... szum oceanu i głośny wiatr są jeszcze przyjemniejsze z perspektywy wygodnego materaca. ;) Nad łóżkiem rozwieszona była wielka moskitiera, w trosce o nasze zdrowie. Jednak na Zanzbibarze zagrożenie malaryczne jest niewielkie, a pomimo końcówki pory deszczowej, nie spotkaliśmy na swojej drodze ani jednego komara. Czasem użarło nas coś w tyłek ale obawiam się, że były to innego rodzaju robaki niż sympatyczne komary. ;)

Podniosłam prześcieradło, a moim oczom ukazały się KOSTKI! Hura, odzyskałam swoje stawy, opuchlizna zeszła! W Uhuru śniadanie podają do godziny 10:00. Pobiegliśmy do restauracji, z której za dnia rozpościerał się piękny widok na ocean. W powietrzu wisiały latawce surferów, kitesurfing to najpopularniejsza rozrywka na wyspie. Niestety, niezbyt tania. Z tego co podejrzałam w przyhotelowej szkółce surfowania, lekcja kitesurfingu to koszt min. 50 dolarów. Chętnych jednak nie brakowało, wśród trenujących znalazł się nawet jeden Polak. ;)
Image


Jeśli jesteście wegetarianami to bez problemu dostaniecie wege śniadanie. Ja, niejedząca również mleka i jaj, sporo się nagimnastykowałam, żeby wyjaśnić kelnerce (która niespecjalnie mówiła po angielsku, wydaje mi się, że też niewiele rozumiała ;) ) co mogę zjeść, a za co podziękuję. Na szczęście tuż za bramami hotelu krył się owocowy raj, schowany na niewielkich stoiskach lokalnych sprzedawców.

Image

Byli nieco zaskoczeni widząc białych robiących zakupy z takim zapałem. Okazuje się, że w hotelu można zamówić wszystko - poranne zakupy odbywają się często w recepcji hotelu, gdzie można odebrać swoje zamówione wcześniej mango i banany. SZALEŃSTWO! No i te ceny, dwukrotnie wyższe. Woda w hotelu kosztuje 2000 szylingów, na mieście 1000. Jest różnica.
Przykładowe ceny za inne produkty (w szylingach tanzańskich):
Mango - 500
Awokado - 800-1500 (wielkie, jak zobaczycie na poniższym zdjęciu.. ;) )
Marakuja - 500
Limonka - 200
Ananas - 3000-4000 (ogromny i słodki)
Placek Chapati - 500
"Pączek" - 200
Inne pieczywo - ok. 200-500


Oprócz tego możecie kupić bakłażany, cebule, pomidory, imbir, paprykę i wiele, wiele innych.

A dla ciekawych pocztówka + znaczek do Europy - 2400 ;)

Powyższe ceny są bardzo orientacyjne i możliwe, że dalej zawyżone.

Image

Image

Image

No i teraz, drodzy Państwo, gwóźdź programy! JACKFRUIT! Chlebowiec ;)

Image

Image

Ten smakołyk to jak połączenie banana, ananasa, brzoskwini... smak i zapach to istna multiwitamina jak z hortexowego kartonu. Za tę spektakularną przyjemność zapłaciliśmy 5000. Prawdopodobnie za dużo, bo na jackfruita polowałam od rana, a znalazłam go na pace przypadkowego samochodu. Wyprosiłam i mi sprzedali. ;) Jednak myślę, że w innych miejscowościach niż Jambiani jest bardzo popularną przekąską. Z Dala Dala widziałam go WSZĘDZIE, mijaliśmy setki drzew, z których dumnie zwisały te olbrzymy. Uprzedzę Was jednak, że spożycie tego owocu nie należy do najłatwiejszych wyzwań. Z miąższu sączy się lepka jak żywica maź. Najlepiej wydłubywać mięsiste wnętrze w rękawiczkach (których na bank tam nie znajdziecie) albo przygotować zawczasu olej i piach. Do ścierania i wycierania dłoni. O wodzie i mydle zapomnijcie, na nic się nie zdadzą. ;)


Kiedy wróciliśmy z porannego spaceru, wody już nie było. Odpływ przesunął ją o ponad kilometr w głąb brzegu. W takim razie czas na dłuuugi spacer! Odpływy mają swój niepodważalny urok. Nieczęsto mamy okazje biegać po dnie oceanu... ;) W dodatku na plaży nikt nie leży, bo nie ma sensu wylegiwać się nad pustym brzegiem. I nagle się okazuje, że miejsca jest taaaak dużo, że nikt nie wchodzi sobie w drogę. To bardzo przyjemne, bo obcowanie z wodą staje się bardziej intymne i relaksujące. Jak już w końcu do niej dojdziecie... A warto. W dodatku dno w głębi oceanu jest gładsze, miałkie, przyjemne. Pod stopami nie plączą się glony ani ostre kamienie, które spotkacie przy brzegu, na płyciźnie.
A przede wszystkim, po drodze miniecie kobiety zbierające algi. Na dnie umieszczone są niskie badyle, pomiędzy nimi sznurki, na których porastają drogocenne liście. Kiedy woda odpływa, kobiety wyruszają do swoich morskich "grządek", pielęgnują je i zbierają dojrzałe okazy. Mężczyźni w tym czasie łowią ryby - harpunem lub w skromne sieci, które zawieszają na wbitym w dno kiju. I tutaj się przeliczyłam... Pierwszy raz weszłam do wody bez aparatu. Nie przejęłam się tym jednak, bo byłam przekonana, że te same Panie spotkam kolejnego dnia. Niestety: nazajutrz było już ich zaledwie kilka. Okazuje się, że do alg nie zaglądają aż tak często - czekają ok. 3 tygodni aż wyrosną świeże sztuki. W dodatku zbliżał się weekend, okres świąteczny i tym sposobem cały wszechświat stanął mi na drodze do rozmowy ze zbieraczkami. Może Wam się poszczęści i będziecie mieli okazję się z nimi zaprzyjaźnić albo pomóc z targaniem ciężkich worków pełnych glonów. ;)

A żeby zagadać, krzyknijcie JAMBO! Jeśli odpowiedzą KARIBU! oznacza to, że jesteście mile widziani. ;)
Jambo - Cześć!
Karibu - Witaj/Welcome
Karibuni - Welcome, ale w przypadku dwóch osób lub większych grup
Pole pole - easy easy


W kolejnych dniach mój słownik nieco się powiększył. Podzielę się nim z Wami w kolejnym odcinku!
A tymczasem POLE POLE!

Image

Image

Na koniec nasze urocze sąsiadki. ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
cccc uważa post za pomocny.
 
      
#5 PostWysłany: 05 Sty 2018 16:32 

Rejestracja: 14 Maj 2016
Posty: 1439
Zbanowany
niebieski
Chlebowiec zapewne swietnie smakuje. Mam ochotę na....duriana
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 05 Sty 2018 17:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Kwi 2016
Posty: 4716
Zbanowany
srebrny
Fajna relacja.
Chcialbym dodac, ze pyszne sa lody z jackfruit i mleczkiem kokosowym. :)
_________________
Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, uderzy w ciebie ze zdwojoną silą i nie bądź tchórzem i kłamcą.

Znów prymitywne ataki!

Socotra / Afganistan
Afryka / Goryle
Wyprawa na Biegun lodołamaczem atomowym, Antarktyda, Polska Stacja Arctowski, Arktyka etc.
Fotorelacje na życzenie przez PW
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 08 Sty 2018 14:00 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
@HandSome @cccc Jackfruit naprawdę boski, chociaż mojego towarzysza nie zachwycił. Pewnie dlatego, bo jako owoc jest strasznie niepraktyczny. Wielki, lepki (do granic przyzwoitości), trzeba w nim dłubać... ;) Dzieciaki miały z nas niezły ubaw obserwując ten cyrk.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 07 Mar 2018 15:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08 Gru 2016
Posty: 515
Loty: 120
Kilometry: 206 814
Będzie kolejna część? czyta się fajnie, a i informacje przydatne :-)
_________________
Image Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 8 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group