więcej okazji z Fly4free.pl

Omijamy tłumy i kilometrowe kolejki, czyli jak zwiedzać naprawdę popularne miejsca i nie zwariować

Times Square Nowy Jork
Foto: Alexander Image/Shutterstock

Kolejki, tłum, przepychanie, jeszcze raz kolejka. Ktoś się wpycha przed ciebie, bo koniecznie musi teraz zrobić selfie, ktoś inny cię trąca swoim gigantycznym plecakiem, a zamiast radości zwiedzania rośnie w tobie coraz większa irytacja. Chciałeś tu być? To zwiedzaj i cierp. Tylko czy naprawdę tak musi być?

Popularne miejsca zazwyczaj w rzeczywistości są naprawdę piękne, ciekawe albo niezwykłe z różnych innych względów. Wszak gigantyczne zainteresowanie nimi nie bierze się znikąd. Niestety, jeśli miejsce faktycznie takie jest, a do tego można do niego w miarę łatwo dojechać, dolecieć czy dojść – często pada ofiarą swojej sławy. I zamiast raju zaczyna przypominać turystyczne piekło.

Nie raz pisaliśmy już, jak bardzo różnią się oczekiwania od rzeczywistości, czy o tym, jak masowa turystyka zrujnowała charakter przeróżnych miast. Czy tego chcemy czy nie, ludzie będą podróżować coraz więcej, coraz częściej i coraz dalej. Przecież sami też to robimy.

Oczywiście, najłatwiej jest po prostu jechać tam, gdzie tych tłumów nie ma, ale musiałabym wtedy ominąć połowę europejskich miast i przynajmniej kilkanaście na całym świecie z listy tych, które koniecznie chcę odwiedzić.

Nie ma się co łudzić. Miasta wprowadzają i dalej będą wprowadzać znaczne ograniczenia dla turystów, będą walczyć o odrobinę „normalności” dla mieszkańców, ale trudno oczekiwać, że nagle pod Tadż Mahal nie będzie nikogo oprócz nas, a metro w Barcelonie opustoszeje. Można zacisnąć zęby, jechać mimo wszystko i cierpieć pośród tłumu. Albo spróbować choć trochę ominąć kolejki i na to postaramy się zdradzić sposoby.

Foto: Lucertolone/Shutterstock

Odpowiednia data jest kluczowa

Nie ma nic gorszego niż źle wybrana data wyjazdu. Wydaje się, że nigdy nie ma złej pory na wyjazd, ale jednak taki drobny błąd potrafi skutecznie wpłynąć na całą wyprawę.

Od lat na przykład nie wyjeżdżam na majówkę. Nigdzie. To jest czas na miłe wycieczki dookoła własnego miasta, które tak uroczo pustoszeje w tym czasie. Ewentualnie – czas na relaks na balkonie, plażowanie przy jakimś pobliskim jeziorze, na grilla ze znajomymi czy wizytę w muzeum. Podobnie traktuję inne „długie weekendy” – chyba, że zamierzam odwiedzić jakieś bardzo mało popularne miejsce.

To jak gra na giełdzie, warto odwrócić kolejność. Kiedy wszyscy jadą na urlop, ja zostaję w mieście. Kiedy oni wracają, ja ruszam w drogę. Tegoroczna majówka nie pobiła rekordu turystów w Zakopanem, ale i tak czekanie na kolejkę, żeby wjechać na Kasprowy Wierch trwało 5 godzin, a parkingi i drogi pękały w szwach.

Stęskniona górskich widoków, wybrałam się tam zaledwie tydzień później. Turystów jak na lekarstwo, miejsca w karczmach do woli, szlaki opustoszałe, ceny za nocleg 4 razy niższe.

Ale świętowanie wcale nie musi być tak oczywiste. Przed wyjazdem zawsze warto sprawdzić, czy akurat w miejscu, do którego się udajemy nie wypada jakieś lokalne czy państwowe święto. Gdy w listopadzie zrobiłam sobie przedłużony weekend w Pradze, byłam zdziwiona jak ciężko znaleźć miejsce w restauracji. Chwilę mi zajęło, żeby przypomnieć sobie jak chętnie Czesi celebrują dzień Świętego Marcina i że wpakowałam się w sam środek owych obchodów. Podobnie jest z Chińskim Nowym Rokiem (obchodzonym przecież nie tylko w Chinach) czy rocznicą wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej.

A linie lotnicze z przyjemnością wpędzają nas w te drobne pułapki, bo tanie bilety bardzo często pojawiają się nie bez powodu – jak chociażby promocje na Dubaj czy Maroko w trakcie ramadanu albo loty do Izraela w sobotę. Ze względu na niższe ceny, turystów będzie mnóstwo, gorzej może być z otwartą restauracją czy transportem.

Nie raz i nie dwa wyjeżdżałam do muzułmańskich krajów w czasie ramadanu, gdy od świtu do zmierzchu ich mieszkańcy poszczą. Ale robiłam to świadomie, wiedząc na co się piszę. Oczywiście w dużym hotelu w egipskim czy tunezyjskim kurorcie pewnie nawet nie odczujecie, że właśnie trwa ten szczególny miesiąc, ale już przy zwiedzaniu na własną rękę nie jest on tak do końca bez znaczenia.

Jeśli chcecie pakować się w święta, to róbcie to bez zawahania. Byle nie przez przypadek, bo wtedy na tłumy narzekać nie wolno. Wszak w tej sytuacji to tylko nasza własna wina.

zatłoczone kyoto japonia
Foto: javarman/Shutterstock

Sezon odchodzi do lamusa

Podobnie jak majówkę traktuję tzw. „sezon”. Zamiast jechać do Barcelony w lipcu, gdy podobno przed Sagrada Familia stoją kolejki na dobre 2 godziny oczekiwania, metro jest tak pełne, że nie macie szans wsiąść do pierwszego, które podjedzie, a Barceloneta zamienia się miejsce gęsto obsiane plażowiczami, wybrałam się do stolicy Katalonii w listopadzie.

Nastawiłam się na tłumy, na kolejki i na obecność mnóstwa innych podróżników. Przecież wszyscy wiemy, jak zatłoczona jest Barcelona. Tymczasem przyjemna, ciepła jesień ułatwiała zwiedzanie, które w upale jest kłopotliwe. Turystów nie brakowało, ale ich obecność zupełnie nie była uciążliwa. Sagrada Familia nie była oblegana – bez trudu weszłam tam po kilku minutach, Barceloneta pusta, na La Boqueria dało się przejść bez przepychania, a w metrze nawet parę razy usiadłam.

Podobnie jest z Azją, gdy pora deszczowa potrafi dać w kość. Jednak przy odrobinie szczęścia możecie nie tylko upolować dużo tańsze bilety i oszczędzić sobie zwiedzania w gigantycznym tłumie, ale też wcale nie zmokniecie aż tak mocno. Oczywiście zazwyczaj pada bardzo intensywnie i często, ale bywa, że przy tamtejszych temperaturach, deszcz jest nawet pożądanym zjawiskiem.

Planuj i myśl

Są jednak miejsca, w których ludzi zawsze jest dużo i po prostu trzeba się z tym pogodzić. Piramidy w Gizie, wspomniane już Tadż Mahal, przepiękne Machu Picchu czy Mona Lisa w Luwrze przyciągają tłumy każdego dnia.

Jednak większość turystów po prostu jest z tym pogodzona. Dlatego najpierw spokojnie zjedzą śniadanie, potem jeszcze spokojniej dotrą na miejsce, a potem bez zbędnych nerwów odstoją swoje w kolejce. To idealna szansa dla nas.

Jeśli zamierzasz zwiedzić jakieś bardzo popularne miejsce, staw się w nim jak najwcześniej. Nawet chwilę przed otwarciem. Oczywiście nie tylko ty wpadniesz na ten pomysł, ale na pewno chętnych będzie znacznie mniej niż w południe.

Dodatkowo, gdy tylko istnieje taka oferta, zawsze kupuję bilety z pierwszeństwem wejścia lub na konkretną godzinę. Zazwyczaj te, które pozwalają ominąć kolejkę są droższe niż standardowe, ale choć marnuję pieniądze, to oszczędzam czas, nerwy i kupuje sobie święty spokój. Z biletami kupowanymi przez internet na konkretną godzinę bywa różnie – czasem są w tej samej cenie, co inne (Podziemia Rynku Głównego w Krakowie), czasem są droższe (np. kolejka na Kasprowy Wierch), a czasem nawet tańsze (Sagrada Familia).

Dorosłam już do myśli, że nie zawsze warto za wszelką cenę upierać się przy najtańszych rozwiązaniach. Wy musicie to sobie sami przeliczyć.

mona lisa luwr
Foto: Andrea Izzotti/Shutterstock

Szukaj alterantyw

Jeśli już jedziesz na Islandię, która przeżywa turystyczne oblężenie, to może warto poszukać czegoś innego do zwiedzania niż objeżdżanie trasy Golden Circle? Jesteś w Disneylandzie, który codziennie przyjmuje tysiące gości? Zamiast iść zgodnie z mapką – odwróć kolejność i zacznij tam, gdzie przeciętny turysta dojdzie dopiero popołudniu. Akurat, gdy ty wrócisz na początek trasy, który wszyscy „zaliczyli” już rano.

Pytaj mieszkańców, szukaj w internecie, pytaj na forum – znajdziesz dużo ciekawsze restauracje, w których wcale nie ma turystycznych tłumów. Przy odrobinie szczęścia otaczać będą cię jedynie lokalni mieszkańcy, a z nimi zawsze warto się bratać. Nawet, jeśli nie do końca mówicie w jakimś wspólnym języku.

Nie przygotowałeś się wcześniej? Trudno. Spróbuj kombinować. Może zamiast najprostszej drogi, warto skręcić jedną uliczkę w lewo i odkryć, że poza głównym deptakiem, bywa w danym miejscu naprawdę spokojnie, a czasem o wiele bardziej urokliwie.

Warto też szukać różnych opcji transportu. Gdy stworzony dla turystów bus z lotniska będzie pękał w szwach, może się okazać, że obok jest przystanek zwykłej, miejskiej komunikacji, na którym stoją dwie osoby.

Wszyscy zwiedzają w autobusie typu hop-on / hop-off? Odpuść i spróbuj tą samą trasę pokonać w inny sposób. Może wynajętym samochodem, pieszo albo z całodziennym biletem na transport publiczny – zależy, dokąd się wybierasz.

Zawsze szukaj, próbuj i kombinuj. Idąc z głównym nurtem na pewno natkniemy się na tłumy. Zmieniając standardowy plan możemy tylko zyskać. Albo trochę się pogubić. Na szczęście w czasach aplikacji z mapami działającymi offline, nie stanowi to żadnego problemu.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
"Od lat na przykład nie wyjeżdżam na majówkę. Nigdzie."Byłem w tym roku na majówkę w Kazachstanie i Kirgistanie. Tam wciąż można wyjechać na majówkę i tłumów nie będzie. Pewnie, że Prazdnik Mira i Prazdnik Pabiedy będą świętowane w większych miastach - nawet tam, nikt nie wgryzie się w zdjęcie ze swoim selfie stickiem. Za rok będzie podobnie. Za dwa lata też. A potencjał jest i będzie.
jimi, 26 maja 2018, 21:11 | odpowiedz
Dlatego napisałam:  "Podobnie traktuję inne „długie weekendy” – chyba, że zamierzam odwiedzić jakieś bardzo mało popularne miejsce." :) 
jimi "Od lat na przykład nie wyjeżdżam na majówkę. Nigdzie."Byłem w tym roku na majówkę w Kazachstanie i Kirgistanie. Tam wciąż można wyjechać na majówkę i tłumów nie będzie. Pewnie, że Prazdnik Mira i Prazdnik Pabiedy będą świętowane w większych miastach - nawet tam, nikt nie wgryzie się w zdjęcie ze swoim selfie stickiem. Za rok będzie podobnie. Za dwa lata też. A potencjał jest i będzie.
Aneta Zając, 26 maja 2018, 21:24 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Mam taki sposób że wybieram knajpy bez angielskiego menu ,  Takie dla lokalesow 
noyle, 27 maja 2018, 16:10 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Chorwacja na majówkę, to wcale tez nie głupi pomysł. Ludzi prawie brak, wspominając co tam się dzieje w sezonie.
lousylucky, 27 maja 2018, 22:47 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »