W poniedziałek w Modlinie napisze się historia. Takiej sytuacji nie było tu od ponad 10 lat!
Kiedy na początku września narodowy przewoźnik Mołdawii ogłaszał uruchomienie lotów z Kiszyniowa do Modlina, nie było jakiegoś specjalnego entuzjazmu. Nie tylko dlatego, że przewoźnik i kierunek są mimo wszystko dość egzotyczne. Głównym powodem był fakt, że choć dla Modlina to duże wydarzenie (koniec monopolu Ryanaira), to podwarszawskie lotnisko już wiele razy było bardzo blisko dopięcia umów z nowymi przewoźnikami, z których potem nic nie wynikało. Kto był na tej liście?
Chalkidiki od 1849 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
Sharm El Sheikh od 2398 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Łódź)
Korfu od 1869 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Poznań)
Już kilka razy było blisko pojawienia się nowych regularnych przewoźników w Modlinie. W kuluarach mówiono na przestrzeni lat o różnych mniej lub bardziej egzotycznych przewoźnikach, takich jak islandzki WOW Air czy Fly Dubai, ale oficjalnie też pojawiały się różne zapowiedzi. Z Modlina miała zacząć latać m.in. bułgarska linia Voyage Air, a także ukraiński SkyUp, który w marcu 2020 roku miał uruchomić stąd loty do Kijowa. Ostatecznie żadna z tych tras nie wystartowała, a kwestia siatki połączeń z Modlina przez lata stała się jedną z głównych osi politycznego sporu, który od dawna towarzyszy temu lotniska. Przypomnijmy pokrótce jego genezę.
Modlin, czyli jak Ryanair wykorzystał swoją szansę
Uruchomione w lipcu 2012 roku lotnisko w Modlinie od początku było pomyślane jako idealny port dla low-costów i czarterów, z których mogliby korzystać podróżni z Warszawy i okolic. Dość powiedzieć, że na początku z Modlina latał zarówno Ryanair jak i Wizz Air. Sielanka trwała jedynie pół roku, bo w związku z poważnymi usterkami pasa startowego lotnisko zostało zamknięte pod koniec roku i ponownie otwarte po ponad sześciu miesiącach przerwy. To wydarzenie miało decydujący wpływ na kolejne lata działalności Modlina. Dlaczego? Bo po ponownym otwarciu lotniska okazało się, że z dwóch przewoźników został tylko jeden, czyli Ryanair. Wizz Air zaś zdecydował się pozostać na Lotnisku Chopina, gdzie zresztą doskonale radzi sobie do dzisiaj. Ryanair też swoje wygrał, bo korzystając z trudnej sytuacji Modlina, wynegocjował sobie długą 10-letnią umowę na bardzo korzystnych warunkach. W jej ramach poziom opłat lotniskowych dla linii był mocno obniżany, wprost proporcjonalnie do wzrostu liczby obsłużonych pasażerów. Co oczywiście miało swoje zalety i wady. Z jednej strony Ryanair zachęcony preferencyjnymi warunkami szybko rósł w Modlinie, praktycznie dochodząc do limitu przepustowości portu. Z drugiej jednak tak mocna pozycja irlandzkiej linii sprawiła, że przez lata – mimo wielu toczonych rozmów – żadna linia nie zdecydowała się ostatecznie na pojawienie się w Modlinie. A sam Ryanair i jego monopol stały się główną osią sporu o potencjalną rozbudowę lotniska, który trwa od lat między udziałowcami portu.

Czy w Modlinie nastąpią zmiany?
W tym kontekście można się zastanawiać czy pojawienie się mołdawskiego przewoźnika może być zapowiedzią zmian. Przypomnijmy, że sytuacja podwarszawskiego portu jest niejednoznaczna. Pod względem liczby pasażerów lotnisko radzi sobie bardzo dobrze. W sierpniu lotnisko zanotowało najlepszy miesiąc w historii, bo z jego usług skorzystało aż 331,3 tysiąca pasażerów. Wrzesień był niewiele słabszy: przez lotnisko przeszło bowiem aż 316,9 tysięcy pasażerów. Jednak z drugiej strony lotnisko wciąż nie przynosi zysków i nie zarabia na siebie. A w tle toczą się rozgrywki o przyszłość portu.
Z jednej strony mamy negocjacje Ryanaira z władzami lotniska w sprawie nowej umowy i stawek opłat lotniskowych. Irlandczycy negocjują w „klasyczny” dla siebie sposób, czyli przy użyciu szantażu. We wrześniu przewoźnik ogłosił zawieszenie części tras (m.in. krajowego połączenia do Szczecina) ze względu na brak postępów w negocjacjach. Lotnisko w Modlinie spokojnie odpowiada na to, że negocjacje toczą się swoim torem, a porozumienie jest blisko.
To ważne z punktu widzenia przyszłości lotniska w Modlinie. Choćby jego rozbudowy, przeciw czemu wypowiada się choćby PPL (jeden z udziałowców lotniska), budujący konkurencyjny wobec Modlina port w Radomiu.
– Absolutnie bierzemy pod uwagę rozwój, a w tej chwili właściwie konieczne remonty w Modlinie, ale stawiamy pewne warunki. Nie może być tak, jak było dotychczas, że pieniądze będą płynąć i niezależnie od liczby pasażerów ta spółka będzie przynosiła straty. Sprawa wygląda prosto: wszystkie porty lotnicze, gdy chwalą się wynikami, mówią o liczbie pasażerów i o zysku. Modlin zaś zawsze mówi tylko o liczbie pasażerów. A mój warunek jest taki, żeby również chwalił się zyskiem (…) gwarantuję, że wciąż są linie zainteresowane lataniem z Modlina. Ale muszą one dostać takie same warunki jak Ryanair. Albo odwrotnie – Ryanair musi się dostosować do warunków, jakie będą otrzymywały inne linie. I to jest przecież sprawiedliwe – mówił niedawno w rozmowie z Fly4free.pl prezes PPL Stanisław Wojtera.
Wśród celów dla nowego zarządu Modlina wymienia on m.in. uzyskanie rentowności i zwiększenie portfolio przewoźników, czyli zakończenie monopolu Ryanaira. Pojawienie się w Modlinie linii Air Moldova to dobry początek i należy mieć nadzieje, że wkrótce w Modlinie pojawią się kolejne linie. Ale każdy kij ma dwa końce, bo bez rozbudowy terminala lotnisko może mieć ze skuszeniem nowych przewoźników poważny problem.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?