Najpiękniejsze kraje wymagają deklaracji od turystów. Nie podpiszesz – nie wjedziesz
Palau, Nowa Zelandia, Islandia, ale także niektóre miejsca w USA – lista miejsc, które chcą wymagać od turystów odpowiedniego zachowania rośnie z roku na rok. Tym razem nie chodzi jednak o zakazy, mandaty i grożenie palcem, a o coś dużo bardziej honorowego – obietnicę. Sprawdzamy, co znalazło się w turystycznych przyrzeczeniach i czy trudno jest dotrzymać danego słowa.
Dwa lata temu jeden z najpiękniejszych zakątków świata zaczął intensywną walkę o ochronę swojej przyrody. Palau, bo o nim mowa, nie bało się nawet zamknąć jednej z największych atrakcji wyspy, czyli słynnego Jellyfish Lake – jeziora z meduzami. Miejsce było niedostępne przez dwa lata, by zagrożony ekosystem mógł wrócić do swojej pierwotnej formy.
Trzymanie masowej turystyki na wodzy idzie Palau tak dobrze, że w marcu 2019 roku kraj otrzymał nawet nagrodę rankingu Green Destination, który docenia najbardziej zrównoważone miejsca turystyczne na świecie.
– Aż 80 proc. terytorium jest objęte rezerwatem przyrody, a wiele odpadów jest ponownie wykorzystywanych. Na przykład z użytego już szkła robi się pamiątki. Dodatkowo, od przyszłego roku nie będzie tu można używać kremów do opalania, które zawierają substancje chemiczne, żeby nie niszczyć raf koralowych – pisaliśmy na Fly4free.pl przy okazji ogłoszenia wyników plebiscytu.
Ale czy to wystarczy? Wyspiarskie władze uznały, że trzeba pójść krok dalej i nie tylko ograniczyć niesforne zachowanie turystów licznymi obostrzeniami, ale także w sposób o wiele mniej systemowy – przez przyrzeczenie.
Obiecaj albo nie przyjeżdżaj
Palau chce m.in. żebyś wspierał lokalne firmy, nie karmił ryb, nie niszczył koralowców w trakcie nurkowania, poznał lokalną kulturę, nie śmiecił, nie łamał zakazu palenia czy nie zabierał ze sobą muszelek i innych morskich pamiątek. Oczywiste? Niestety nie dla wszystkich.
Stąd pomysł na obowiązkowe podpisanie obietnicy dobrego zachowania. Kraj jest pierwszym, który zmienił przepisy imigracyjne ze względu na ochronę środowiska.
– Naszym obowiązkiem jest pokazać naszym gościom, jak szanować nas dom na wyspie, podobnie jak ich obowiązkiem jest dotrzymanie podpisanej obietnicy w trakcie wizyty – powiedział Tommy Remengesau, prezydent Palau. – Mamy nadzieję, że świat to zauważy – dodał Keobel Sakuma, dyrektor Palau National Marine Sanctuary.
Deklaracja została stworzona we współpracy z mieszkającymi na wyspie dziećmi. Ma 16 wersów i jest wbijana do paszportu. Pod tekstem przyrzeczenia jest też miejsce na podpis – potwierdzacie więc własnoręcznie, że zapoznaliście się z zasadami i zobowiązaliście ich przestrzegać. Nie podpiszecie? To zapomnijcie o wizycie w Palau. Przykro mi. A jeśli złamiecie dane słowo, czekają na was solidne kary finansowe. Jakby co, próbowali po dobroci.


Palau nie jest odosobnione
I to, co od dłuższego czasu robi Palau, nie jest odosobnionym przypadkiem. No dobra, nie wszędzie ślubowanie lub jego brak warunkuje wjazd do kraju, ale niewątpliwie turystyczne przyrzeczenia rozprzestrzeniają się na wszystkich kontynentach.
W ubiegłym roku podobną akcję w Nowej Zelandii zainicjował Hon Kelvin Davis, tamtejszy minister turystyki. Dzięki współpracy z Air New Zealand, licznymi biurami podróży, atrakcjami turystycznymi, hotelami, lokalnymi agencjami oferującymi wycieczki fakultatywne, turyści podpisują „obietnicę Tiaki”.
– Obietnica Tiaki jest zobowiązaniem do opieki nad Nową Zelandią – teraz i dla przyszłych pokoleń – czytamy na stronie projektu.
Podpisując deklaracje obiecujesz, że będziesz jeździł ostrożnie, chronił naturę, szanował kulturę, odkrywał kraj z otwartym umysłem i sercem oraz dbał o czystość – tak, by nie został po tobie żaden ślad. Przy okazji uruchomiono kampanię społeczną, która przede wszystkim jak dbać o Nową Zelandię podczas jej zwiedzania oraz pozwala dzielić się ideą Tiaki ze swoimi znajomymi.
W Aspen – jednym z najbardziej znanych narciarskich kurortów na świecie – także możecie podpisać stosowny dokument.
– Przygotuję się na wszystkie doświadczenia. Będę karmił swój głód przygody, ale nigdy nie będę „dokarmiał” dzikiej przyrody. Będę rzeźbić w śniegu, ale nigdy w drzewach. Odnajdę siebie bez odnajdywania mnie przez ratowników górskich. Będę atakował stoki bez atakowania innych narciarzy. Nie będę jeździł na nartach w dżinsach – to tylko kilka z elementów przyrzeczenia.
I choć treść jest całkiem zabawna, to w rzeczywistości podkreśla najważniejsze błędy turystów. Uświadamia o zagrożeniach i skupia się na podkreśleniu nieodpowiedzialnych zachowań. Być może część z nich – właśnie przez humorystyczną formę – zapadnie im w pamięć.
Przyrzeczenie stworzyło także Bend w środkowym Oregonie. Co trzeba zadeklarować? Między innymi uśmiechanie się do innych ludzi, wykazywać uprzejmość na drodze, używać wielorazowych butelek. W zamian za złożenie obietnicy można było nawet wygrać darmowe pobyt w mieście – razem z zakwaterowaniem, posiłkami i atrakcjami.
Obietnicę wobec Islandii, która powstała w czerwcu 2017 roku, tylko do kwietnia 2019 roku złożyło 62 tys. osób. Nawiązuje ona jednak nie tylko do ochrony środowiska, ale także nieodpowiedzialnych zachowań turystów – jak robienie sobie selfie w najmniej odpowiednich miejscach, co skutkuje śmiertelnymi wypadkami.
– Zobowiązuję się być odpowiedzialnym turystą. Kiedy odkrywam nowe miejsca, zostawiam je w takim stanie, w jakim je zastałem. Robię zdjęcia, za które mógłbym umrzeć… bez umierania dla nich – brzmi część przyrzeczenia. – (…) Będę przygotowany na każdą pogodę, każdą ewentualność i wszystkie przygody – obiecują turyści.

Groźbą czy prośbą?
Są kraje, które stawiają na konkrety – tworzą długie kodeksy dobrych zachowań, jak ten na Majorce czy zaostrzają przepisy wobec turystów, co rusz uchwalając nowe prawa – tak dzieje się np. we Włoszech. Przy okazji eksponują finansowe kary za wykroczenia i przykładają się do egzekwowania prawa. Pewnie czasami tak po prostu trzeba, bo ani prośby ani upomnienia nie przynoszą skutki.
Z drugiej jednak strony coraz popularniejsze stają się właśnie dość osobiste deklaracje, które skupiają się na ochronie przyrody i zrównoważonej turystyce. I nawet, gdy przybierają humorystyczną formę, mogą w odpowiednim momencie zapalić w umyśle turysty czerwoną lampkę. Stają się drobnym wyrzutem sumienia, bo nie możemy już powiedzieć, że „nie wiedzieliśmy”, że „nie było napisane” albo „nikt nam nie przeszkodził”.
No i tak po ludzku – nagle trochę głupio wyjść na stok w dżinsach, skoro śmialiśmy się z takich ludzi przy podpisywaniu deklaracji. I nawet jeśli to nie zadziała w 100 procentach, to na pewno nie zaszkodzi. Tego jestem pewna.
To jak, podpisalibyście?
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?