Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 51 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 27 Lis 2015 00:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
Podtytuł relacji : 4 500 km, 92 godziny w aucie:)
Wprawdzie tym razem podczas naszej podróży nawet nie zobaczyliśmy samolotu, ale odwiedziliśmy tyle miejsc, że chciałabym się tym z Wami podzielić:) Poza tym, mam nadzieję, że kolega Marcin dopisze parę zdań na temat prowadzenia auta w każdym z odwiedzonych krajów. Ja nie mogę - tzn. mogę, ale byłby to bardzo krótki opis : "O nie, nieeee...Gdzie jedziesz???...Spokojnie...spokojnie...nie ma mnie tu...nie ma mnie tu...." :D

Czas pobytu : 25.07 - 9.08
Odwiedzone miejsca : Serbia, Kosowo, Macedonia, Albania, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Węgry.
Uczestnicy wycieczki : kolega Marcin, Opel Astra, dwa przewodniki i ja :)

Image

Ponieważ do naszego ostatniego wyjazdu przygotowaliśmy się bardzo gruntownie i wiadomo, co z tego wyszło (patrz : Maroko), tym razem postanowiliśmy powrócić do ulubionego sposobu podróżowania, czyli "idź na żywioł". Dużą nadzieję pokładaliśmy w przewodnikach, które zakupiłam dzień przed wyjazdem - jeden to "Bałkany", a drugi "Albania". Natomiast wyjątkowo dobrze przyłożyliśmy się tym razem do pakowania :D Chyba pierwszy raz w życiu jechaliśmy tylko we dwójkę dosyć dużym autem, co okazało się pułapką :D Po tylu razach ograniczania ilości bagażu, wreszcie poczułam się jak w raju :D Nie będę Wam wymieniać wszystkich niepotrzebnych rzeczy, które zabraliśmy, kierując się zasadą "a, co tam. Mamy miejsce". Napomknę tylko o 3 (słownie : trzech) dużych grach planszowych, które zabrałam na wypadek, gdyby nam się nudziło wieczorami :D

Wyjechaliśmy o 3 w nocy. Droga mijała dość szybko (szczególnie dla kogoś, kto mógł spać na fotelu pasażera :) Słowacja, Węgry. Pierwszy nocleg chcieliśmy spędzić już w Serbii, więc kupiliśmy winietę na węgierską autostradę (ważna miesiąc - 22 euro). Przed samą granicą wzięliśmy autostopowiczów i był to niestety ostatni raz, kiedy mogliśmy kogoś podwieźć (to jest nie do uwierzenia, jak szybko rzeczy z bagażnika puchną i przemieszczają się na tylne siedzenia :/ i na całe auto :/ bałam się, że w końcu zabraknie miejsca i dla mnie :/ :D

Image

Waluta w Serbii to dinar. 5 zł = ok. 142 dinary serbskie.

Parę dni przed wyjazdem zarezerwowaliśmy na booking.com pierwszy nocleg - w Nowym Sadzie. Koszt : 2200 dinarów za dwuosobowy pokój ze śniadaniem. Mieliśmy świadomość, że mamy ambitny plan na odwiedzenie tylu krajów i bardzo mało czasu. Jedyną sensowną opcją było więc szukanie noclegów na bieżąco - w zależności od tego, czy w danym miejscu będzie się nam podobało, czy nie. Co do Nowego Sadu nie mieliśmy wątpliwości - w końcu w przewodniku stało jak byk " jedno z najładniejszych miejsc w kraju" :)
Znaleźliśmy nasz hostel - przy samej drodze, stosunkowo niedaleko od centrum, pokoik mały, ale przyjemny. Szybki prysznic i ruszyliśmy zwiedzać.

Image

Pani z naszego hostelu objaśniła nam, że do centrum najłatwiej dostać się autobusem. Faktycznie - ok. 10 min jazdy, bilet 55 dinarów, kupowany u kierowcy.

Image
To chyba sieciówka, bo w wielu miejscach widzieliśmy te piekarnie.

Image
Centrum Nowego Sadu.

Image
W Serbii warto znać język rosyjski, a przynajmniej cyrylicę.

Image

Centrum Nowego Sadu rzeczywiście jest bardzo ładne. Odrestaurowane, oświetlone, mnóstwo kawiarni i kawiarenek, kolorowych parasolek...Troszeczkę się jednak zawiedliśmy na naszym przewodniku. Oczekiwaliśmy raczej czegoś innego - klimatów, jakiejś takiej "prawdziwości" (hm...teraz już wiem, jak dużo prawdy jest w przysłowiu "uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić" :D Zazwyczaj tego szukamy podczas naszych podróży. Zjedliśmy więc tylko pizzę (2 kawałki + cola - 510 dinarów) i postanowiliśmy się nieco oddalić od centrum.

Image

Image

Im dalej od głównego deptaku, tym było dla nas ładniej.
Image

Planowaliśmy odwiedzić też twierdzę Petrovaradin, do której trzeba dojść mostem nad Dunajem.
Image

Jednak gdy przeszliśmy most, naszą uwagę przykuły małe uliczki, które wyglądały bardzo prawdziwie i bardzo "nie-turystycznie". I tak jakoś się stało, że zamiast skręcić w prawo, do twierdzy, skręciliśmy w lewo :)
Image

Image

I pewnie tak byśmy spokojnie napawali się tymi widokami, gdyby nie pewien płot, który bardzo nas zaciekawił.

Image

Niestety, ten napis obudził w nas żyłkę detektywistyczną, adrenalina podskoczyła, no i cóż mogę powiedzieć? :D

Image

Image

Sesja fotograficzna trwałaby dłużej, gdyby nie fakt, że podglądając wnętrze przez nieco spróchniałe i rozklekotane deski płotu, zauważyliśmy żołnierza, który dość energicznie zaczął się zbliżać w kierunku bramki. Trzeba jednak przyznać, że budynek robił bardzo mroczne wrażenie - jak XIX-wieczne obrośnięte winoroślami dworki, w których szaleni naukowcy robią swoje zakazane eksperymenty.
Ruszyliśmy dość szybko przed siebie.

Image
Dowód na to, jak szybko JA ruszyłam przed siebie - fotograf został dobrych parę metrów z tyłu :D
Po przejściu tunelu okazało się, że właściwie jesteśmy na boku twierdzy. I że ta twierdza jest naprawdę olbrzymia. I że jej boki zdecydowanie nie są do zwiedzania. Fragmenty murów połączone były zarośniętą siatką. W ten sposób odgrodzony został ogromny teren, pełen górek, zarośli, zdziczałych drzew...

Image

Z chodnika widać było tabliczki na siatce. Oczywiście ostrzegawcze. Nie wiem dlaczego nam się tak dzieje, ale niestety zazwyczaj w takich sytuacjach reagujemy odruchowo, tzn. jeśli chcesz nas koniecznie gdzieś zaprosić, wywieś tabliczkę : zakaz wstępu:/ a najlepiej : pod kara śmierci :/ reagujemy wtedy instynktownie :/ :D I oczywiście przedarliśmy się z chodnika przez trawy pod siatkę, na kolejną pozorowaną sesję zdjęciową (czyli uparta dziewczyna koniecznie-och-koniecznie musi mieć zdjęcie pod tą właśnie siatką. I kropka. A tabliczki? Jakie tabliczki? Nic o tym nie wiem :D
I gdy się tak wdzięcznie wyginałam na prawo i lewo, kątem oka zauważyłam ruch za siatką. I usłyszałam przenikliwy gwizd. Mały punkcik w oddali zaczął się bardzo szybko przemieszczać w naszym kierunku i po paru sekundach pod siatką przeczołgał się duży pies. Lubię zwierzęta i pochlebiam sobie, że dużo wiem o ich zachowaniu. Ten nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Poznałam to po warczeniu, skakaniu i próbach ugryzienia :/ :D Ruch na chodniku jakby zamarł. Przechodnie przeszli na drugą stronę ulicy i zniknęli. A kątem oka cały czas widzieliśmy stojącą na wzgórzu, daleko za siatką, nieruchomą postać...Pierwsze sekundy były straszne. Pies dociskał nas do siatki, odcinając drogę odwrotu. Wiem, że psy wyczuwają strach, więc siłą woli zmuszałam się do myślenia o czymś przyjemnym (w tym przypadku był to mój kot - nie wiem, czy to był najlepszy pomysł :D Po chwili jednak zauważyliśmy ciekawą rzecz - pies warczał, był ewidentnie niezbyt przyjaźnie do nas nastawiony, próbował gryźć skacząc, jednak zawsze w ostatnim momencie się wycofywał, nie dotykając nas nawet zębami. Powoli - powoli zaczęliśmy się wycofywać. Gdy doszliśmy (i otarliśmy pot z karków) do chodnika, pies momentalnie zniknął za siatką. Postać na wzgórzu zniknęła dopiero wtedy, gdy wchodziliśmy z powrotem do tunelu, którym tu przyszliśmy. I wtedy uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy w życiu ktoś mnie poważnie poszczuł psem. I oczywiście miał do tego pełne prawo - po co pchaliśmy się tam, gdzie nie trzeba. Jednak do tej pory mój podziw budzi fakt, jak doskonale ten pies był wyszkolony. Nie dostał polecenia : ugryź (na szczęście) i nie zrobił tego, ale cofał zęby dosłownie sekundę przed uderzeniem w ciało.

Image
W bezpieczniejszym rejonie - to "legalne" wejście do twierdzy.

Cóż mogliśmy więcej zrobić? Trzeba było wrócić do turystycznego centrum.
Image

I odreagować przeżyty stres :D
Image
Przepiękna uliczka, na której znajdują się knajpki stylizowane na standardowe lokale z różnych stron świata - był i irlandzki pub, i włoska knajpka. A 4 sztuki antystresowego napoju kosztowały 700 dinarów :)

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915


Ostatnio edytowany przez pestycyda, 31 Gru 2015 11:52, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
correos uważa post za pomocny.
 
      
Urlop w Wietnamie za 3602 PLN. Loty (z bagażem) z Warszawy i noclegi ze śniadaniami w 4* hotelu Urlop w Wietnamie za 3602 PLN. Loty (z bagażem) z Warszawy i noclegi ze śniadaniami w 4* hotelu
Urlop na Krecie za 1077 PLN. Loty SWISS z Warszawy + noclegi Urlop na Krecie za 1077 PLN. Loty SWISS z Warszawy + noclegi
#2 PostWysłany: 27 Lis 2015 09:18 

Rejestracja: 26 Maj 2013
Posty: 113
Fajna relacja "z jajem" ;-) . Czekam na kolejne czesci.

Wysłane z mojego X2_Twin przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 27 Lis 2015 09:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Sie 2010
Posty: 4825
Loty: 307
Kilometry: 514 401
Ostrzeżenia: 1
HON fly4free
:) pozdrawiam samochodowego "guźca"
moj ulubiony wariant podrozowania
z uwaga bede sledzil relacje
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 27 Lis 2015 09:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Lut 2014
Posty: 3058
Loty: 321
Kilometry: 481 404
platynowy
@pestycyda wierni fani tęsknili :)
_________________
W "relacjach": Filipiny (2018), Armenia(2017), Argentyna(2016), Kazachstan (2016) i Maroko(2015).

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 27 Lis 2015 15:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
Dziękuję za miłe słowa :) to bardzo motywuje do dalszego pisania :)

correos napisał(a):
moj ulubiony wariant podrozowania
Idź na żywioł, czy autem? :)

Wieczorem dosyć nerwowo przeglądaliśmy przewodnik, a w głowach kołatało nam się jedno pytanie : co dalej? Nie będę ukrywać - Serbia miała stanowić tylko wstęp do naszej podróży, więc nie mogliśmy i nie chcieliśmy spędzić tu zbyt dużo czasu. Wiedzieliśmy na pewno, że Belgradu zwiedzać nie będziemy (nie dlatego, że nie jest ciekawy, albo coś. Po prostu wiedzieliśmy, że możemy poświęcić na niego maksymalnie pół dnia, a to prawie nic na tak duże miasto. Szkoda nam było go sobie "wytracać". Uznaliśmy, że będziemy polować na tanie loty i może kiedyś uda się wyskoczyć tylko do Belgradu na cały weekend). Znaleźliśmy natomiast w przewodniku bardzo polecane Smederevo (cyt. "jedno z najstarszych i najsłynniejszych serbskich miast"), wiec decyzja zapadła :)

Image
Rano pierwszy burek w przydrożnej piekarni (1 z mięsem, 1 z serem, 2 razy napój - 350 dinarów) i wjechaliśmy na autostradę do Belgradu (bramka - 240 dinarów).

Image

Przejazd obrzeżami Belgradu.

Image

Image

A to już Smederevo.
Image

Bardzo urokliwe, wręcz pocztówkowe miasteczko. Przypominało mi trochę miasta na Słowacji.
Image

Trochę na poboczu, zaraz za dworcem kolejowym, znajduje się twierdza obronna. Ogromne mury, w różnym stopniu zachowane, otaczają coś w rodzaju parku, placu zabaw i miejsca spacerowego dla mieszkańców.

Image

Image

Image

Na mnie ten kompleks robił dużo większe wrażenie z zewnątrz, niż w środku. Zestawienie XV-wiecznych murów z przerdzewiałymi, starymi wagonami wywierało dużo większy efekt, niż ugładzony, przygotowany dla wygody turystów środek. I tu właśnie poczułam ogromny dysonans pomiędzy własnymi oczekiwaniami, a "dobrem ludzkości". To świetnie, że Serbowie dbają o takie kompleksy, restaurują, przygotowują dla turystów. Świetnie, bo za tym idą pieniądze dla kraju, zabytek nie niszczeje, turyści przyjeżdżają, jest ruch i rozwój. Ale...ale ja nie chcę oglądać "ugrzecznionego" muru, niezbyt odnajduję się w muzeach, nie do końca je czuję i rozumiem... I jak z tego wybrnąć?

Image

Image
Znacznie większe wrażenie robi na mnie taki widok, ale równocześnie mi z tego powodu przykro, bo przecież Serbowie woleliby mieszkać w dużo nowszych lokalach.

Po opuszczeniu kompleksu nie byliśmy w zbyt dobrych nastrojach. To cały czas nie była "nasza" podróż. Nie chcieliśmy spędzić kilkunastu dni w aucie odwiedzając "największe atrakcje Bałkanów", natomiast zupełnie nie dotykając kultury, życia i jakiejś takiej prawdy...(dzięki Ci, Boże, choć za tego psa wczoraj. To było coś :D
Nim doszliśmy do auta, usłyszeliśmy bardzo głośną muzykę. Bregovic, jak nic! :) Idąc za dźwiękami, trafiliśmy pod kościół, w którym akurat odbywał się ślub.
Image
Goście weselni, wchodząc do kościoła, tańczyli w rytm muzyki granej przez orkiestrę. Prym wiódł ojciec panny młodej (najprawdopodobniej).

Image
Chwila przerwy dla orkiestry.

Image
Obsługa fotograficzna :)

Image
I, nieznany u nas zwyczaj, uhonorowania pary młodej.

Mimo wszystko, wiedzieliśmy, że tu na noc nie zostaniemy. Po raz kolejny zaczęliśmy wertować nerwowo przewodnik. Po paru minutach stresu - jest! Kolejne miejsce do odwiedzenia! Wierzyliśmy, że tym razem znacznie bardziej będzie odpowiadać naszym gustom - twierdza Golubac (cyt. "mała miejscowość", "brama do wąwozu Derdap" - to wszystko nastrajało nas bardzo pozytywnie. Dodatkowo po przeczytaniu cyt. "będąc w pobliżu warto odwiedzić Srebrne Jezero" uznaliśmy, że to jest to! Może po prostu brakuje nam kontaktu z przyrodą?) W każdym razie postanowiliśmy zaryzykować!

Image

Ruszamy zatem. Po drodze snuliśmy rozważania na temat noclegu - koniecznie będziemy spać nad Srebrny Jezerem, ach, jak cudownie będzie rano wstać i wyjść na brzeg, może obejrzymy zachód słońca?...:)
I oto, Panie i Panowie, przedstawiam ten cud dzikiej natury :
Image

Image
No to akurat jakby niezupełnie wina przewodnika, raczej naszych oczekiwań. Uczciwie przyznaję, że przy całostronicowym opisie urody jeziora, stało jak byk "kąpielisko jest wspaniałym miejscem odpoczynku i rekreacji" :D Powinno to dać nam coś do myślenia. Nie dało. Po prostu jakoś świadomie to zignorowaliśmy, mając w głowie obraz dzikiej przyrody :)

Image
Na pewno to miejsce jest wspaniałe dla ludzi, którzy takiego odpoczynku szukają. Dużo atrakcji dla dzieci, baseny, deptaki, kawiarenki, restauracyjki itp. Spać tu raczej nie będziemy:)

Image
Duży wybór dań obiadowych.

Image
Jak wiadomo, gdy Polak głodny, to zły. Zdecydowaliśmy się więc na gulasz (260 dinarów). Trochę poprawiło to nam humor, więc wyruszyliśmy na poszukiwanie twierdzy Golubac.

Image
Droga wokół jeziora była wyjątkowo malownicza.

Image

Image
I twierdza Golubac. Monumentalna, robiła wrażenie. Pewnie robiłaby jeszcze większe, gdyby nie była w remoncie, ale tu już zupełnie trudno doszukiwać się jakiejkolwiek winy przewodnika.

Image
Droga przechodziła bezpośrednio przez twierdzę, co czasem sprawiało pewne, hm...problemy :)

Drugi dzień wycieczki, drugi dzień czujemy niedosyt, a uczucie "nie do końca tego chcieliśmy" zrosło się z nami jak druga skóra. I dalej nie mamy gdzie spać. Co teraz? Jak na razie z usług przewodnika byliśmy, jakby to powiedzieć, nie do końca zadowoleni:) Wertując kolejne kartki, zupełnie bez przekonania, nagle nasz wzrok padł na notkę o autorach. I wtedy nadeszło olśnienie! Autorzy piszący przewodnik, na zdjęciach byli dość elegancko ubrani. Jeśli chodzi o zakres ich zainteresowań, niesamowicie rozmijał się z naszymi (w notkach było podane m.in. np. "przewodnik pisany w ogromnym mieszkaniu w centrum Prisztiny", "absolwent historii sztuki i studiów muzealniczych" itp.). Zrozumieliśmy wtedy coś bardzo ważnego. Przewodnik z pewnością jest dobrze napisany i bardzo kompetentny, ale przedstawia głównie miejsca, które nie do końca będą dla nas interesujące. I odwrotnie - te, które dla nas byłyby wybitne (ze względu na klimat, prawdziwość itp), nigdy by się w tym przewodniku nie znalazły! Po prostu, ten akurat przewodnik zupełnie nie jest dla nas! Po tych głębokich przemyśleniach, podjęliśmy wybitną wręcz w swojej błyskotliwości decyzję - skoro jest, jak jest, od tej pory będziemy zwiedzać głównie te miejsca, którym autorzy raczej nie poświęcili dużo uwagi :D To powinno nam dać większą gwarancję, że będziemy wreszcie zadowoleni :D
Zaczęliśmy więc wertować go ponownie, z dużo większym entuzjazmem. I znaleźliśmy coś, co wg naszej najnowszej skali ocen, wyglądało bardzo interesująco - Majdanpek (optymistycznie brzmiało to, że w przewodniku poświęcono mu tylko pół zdania i to jako dookreślenie miejsca wybitnej jaskini :D
Ruszyliśmy więc :)

Image

Nie chcieliśmy się tym razem za bardzo nakręcać, żeby nie przeżyć takiego rozczarowania, jak przy Srebrnym Jeziorze, ale zobaczcie sami - droga dojazdowa dużo obiecuje :)

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 27 Lis 2015 15:52 

Rejestracja: 03 Gru 2013
Posty: 516
srebrny
Czekam na CD, super historia napisana "z jajem" :)
_________________
Bali https://www.fly4free.pl/forum/bali-lipiec-2023-relacja-z-raju-prawie-na-zywo,215,171983
Malediwy https://www.fly4free.pl/forum/malediwy-ferie-2023-mathiveri-i-ukulhas,215,169789
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 27 Lis 2015 16:09 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Lis 2012
Posty: 2240
Ohoho, @pestycyda - zapinam pasy i podróżuję z Wami w fotelu widza :)
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 27 Lis 2015 17:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Gru 2012
Posty: 1986
Loty: 123
Kilometry: 110 954
niebieski
Dołączam do grona czekających na c.d. :)

I kolejny raz chylę czoło przed lekkością pióra /czy tam klawiatury/ ;)
_________________
vivere militare est
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 29 Lis 2015 21:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@dmirstek , zapraszamy:) usiądź sobie na tylnym siedzeniu...hm...wygodnie :D Tylko proszę, przesuń moją torbę...i namiot...a, i nie będzie Ci przeszkadzać, jak lodówkę weźmiesz na kolana? :D

Pojechaliśmy więc dalej, mając nadzieję, że tym razem bardziej trafimy w nasze klimaty. Po pół godzinie byliśmy już pewni, że owszem, klimaty to są, jak najbardziej. Z tym, że jakoś dziwnie zaczęliśmy tęsknić za bardziej stonowanymi rozrywkami. Jakieś może muzeum, albo deptaczek? I w sumie to Srebrne Jezioro nie było przecież takie złe...:D Pokrótce - bardzo wąska droga pięła się coraz wyżej, dosyć ostre zakręty, gdzieniegdzie przepaści, na szczęście częściowo zasłonięte drzewami. W dodatku robiło się coraz ciemniej. I coś, co nas mocno zaskoczyło - jeden jedyny samochód, który spotkaliśmy na drodze, zjechał na pobocze (to oczywiście eufemizm :D po prostu trochę bardziej przytulił się do drzewa) i przepuścił nas przodem :/ Oho - pomyśleliśmy. - Nie jest dobrze, skoro mamy służyć jako przedni zwiad :D W końcu wjechaliśmy na szczyt góry i ujrzeliśmy niesamowity widok - pomiędzy lasami, w dolinie, rozlokowało się niewielkie miasteczko. Widok przepiękny (i ze względu na ulgę, że wreszcie skończy się droga przez mękę i z powodu walorów estetycznych - akurat w tym momencie zaczął się zachód słońca). Niestety, nie zdążyliśmy zrobić żadnego zdjęcia, bo droga schodziła w dół pod dosyć dużym kątem i zupełnie nie było się gdzie zatrzymać.
W końcu wjechaliśmy do Majdanpeku. Nie powiem, miejscowość robi duże wrażenie. Małe, robotnicze miasteczko, usytuowane w środku niczego i wyglądające na nieco opuszczone. Dodatkowo zaczynało się robić coraz ciemniej - a to trochę uwypuklało horrorowy charakter miasteczka.
Image

Zostawiliśmy auto na parkingu - jak się później okazało, policyjnym - i ruszyliśmy na poszukiwanie noclegu. Podczas drogi na miejsce, żeby odwrócić swoją uwagę od widoków za oknem (jak to jest możliwe?! Zawsze najgorsze przepaści są od strony pasażera!!! :D , przeglądałam przewodnik i dowiedziałam się, że w Majdanpeku jest tylko jedno miejsce noclegowe - hotel Golden Inn. Wprawdzie było tam też jeszcze napisane, że cyt. "pracownicy biura informacji turystycznej mogą pomóc w znalezieniu tańszego noclegu w kwaterze prywatnej", ale to chyba nie o tej porze :/ Na szczęście hotel Golden Inn był widoczny z daleka.

Image
I na szczęście w restauracji hotelowej było wi-fi. Jednak, po przepatrzeniu zasobów internetu, okazało się, że tym razem autorzy przewodnika mieli rację - z bólem serca musieliśmy wydać po 25 euro za nocleg (ze śniadaniem - innej opcji nie było) i staliśmy się dumnymi posiadaczami trzech kluczyków od pokoju. Zaraz...Dlaczego trzech? :/ Otóż, jak zaraz nas poinformowała pani, jeden jest od pokoju, drugi od wejścia do części hotelowej, a trzeci od bramy głównej. Bo oni wszyscy kończą pracę o 23.00 i idą do domu :D Ale o paszporty nie musimy się martwić (tak, tu podczas zameldowania musieliśmy zostawić paszporty), bo zamykają je na noc w kantorku, do którego klucze ma tylko ona :D I tak oto, za marne 50 euro, staliśmy się właścicielami hotelu (owszem, byliśmy jedynymi gośćmi). Wprawdzie tylko na jedną noc, ale za to porządnego, piętrowego i z dywanami na schodach :D

Image
Samotność w hotelu najbardziej dała się odczuć podczas śniadania :/ Rano pani wprowadziła nas do ogromnej sali i usadziła przy ogromnym stole. Gdzie okiem sięgnąć, tam piękne, ozdobne nakrycia. I my we dwójkę. Dziwne, straszne uczucie.

Image

Ponieważ wczorajszy wieczór spędziliśmy bardzo pracowicie (nie, nie było żadnych ekscesów w stylu zjeżdżania po poręczach pustego hotelu itp :D - w sumie teraz tego trochę żałuję, druga taka okazja może się nie trafić :D ) , przeglądając internet, wiedzieliśmy więc, że w Majdanpeku znajduje się kopalnia złota i rudy miedzi. I bardzo chcieliśmy ją zobaczyć.
Pani z hotelu poinformowała nas, że wejście jest bardzo blisko. Owszem, było, tylko że tam powiedziano nam, że kopalni nie można oglądać. I ja może tutaj bym się nawet poddała, ale kolega Marcin widział gdzieś zdjęcia kopalni i uznał, że skoro komuś się udało ją sfotografować, to i my wejdziemy :)
I zaczęliśmy szukać, jako wskazówek używając logiki Marcina - widziane przez niego zdjęcie było robione z góry, więc musimy wjechać gdzieś ponad miasto. Przyznam szczerze - nie było łatwo. Pierwsza droga skończyła się w połowie jakimiś kamiennymi stosami :/ Druga okazała się być pętlą. Trzecia natomiast zupełnie nie wyglądała na taką, która mogłaby nas doprowadzić do kopalni :D

Image
Przynajmniej nadrobiliśmy zdjęcia Majdanpeku widzianego z góry :)

Image

Postanowiliśmy w końcu dać szansę trzeciej drodze i to okazało się strzałem w dziesiątkę, chociaż, jadąc nią, mieliśmy duże chwile zwątpienia:) Ona też skończyła się w połowie, ale za to budką strażnika, z której momentalnie wyszedł uzbrojony pan. Pierwsza rozmowa nie rokowała dobrze - owszem, stąd można kopalnię zobaczyć, ale nie wolno wchodzić, a on jest od tego właśnie, żeby to prawo było przestrzegane. Wróciliśmy więc do auta, żeby się naradzić. Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że pan wydaje się bardzo miły i, że ..no...nie możemy tego tak zostawić :D Drugie podejście w wykonaniu Marcina okazało się bardziej obfite w informacje - owszem, był gdzieś tutaj taki most, z którego można było zrobić zdjęcia, jakie widział, ale tego mostu już nie ma. Może go będą naprawiać, może nie - ale w każdym razie nie prędko. Kolejna szybka narada w aucie - pan jest naprawdę przemiły i serdeczny (no ma jedną wadę, ale starałam się na nią nie patrzeć :D mam na myśli broń :D W takim razie podejście numer trzy (starałam się pomagać Marcinowi, prezentując przez szybę auta najbardziej smutny wzrok, na jaki było mnie stać). Tym razem rozmowa trwała ok. 5 min, a po zakończeniu obaj panowie radośnie zaczęli mnie wołać :) Możemy wejść, ale nie wolno nam tego powiedzieć głównemu szefowi :) W podzięce daliśmy panu koszulkę z naszego miasta. Początkowo wzbraniał się przyjąć, ale wytłumaczyliśmy, że to souvenir, nie żadna łapówka (tym bardziej, że tak naprawdę było). Był naprawdę sympatycznym panem :)

Image

Zdjęcia naprawdę nie oddają klimatu i ogromu tego miejsca.

Image

Image

Image

Image
Tu może będzie lepiej widać - po prawej Majdanpek, po lewej kopalnia.

Image

Image

Image

Wrażenie niesamowite...Zostaliśmy tam ok. pół godziny (nie chcieliśmy przysporzyć kłopotu naszemu panu), a spokojnie moglibyśmy tam spędzić pół dnia.

Image

Image

Image

Image

Image

Przepraszam, dziś więcej zdjęć, ale tego nie da się opisać słowami...

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 30 Lis 2015 14:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
Gdy skończyliśmy napawać się widokiem kopalni, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem naszym celem był Nisz (cyt. "jedno z najstarszych miast bałkańskich". Chcieliśmy zobaczyć tam Wieżę Czaszek, stanowisko archeologiczne i niemiecki obóz koncentracyjny).
Jednak nasza podróż została bardzo szybko i z piskiem opon przerwana :)

Image

Okazało się, że pewien jegomość wybrał się w podróż, maszerując drogą wzdłuż białej linii. Nie było to zbyt bezpieczne, więc Marcin postanowił mu pomóc.

Image
Nie wiem, czy żółw był szczęśliwy, gdy zorientował się, że wylądował po przeciwnej stronie ulicy. Ale z drugiej strony - nie sądzę, żeby gdzieś dotarł idąc dalej wzdłuż białej linii :)

Image
Jedziemy dalej, widoki niesamowite.

Image

Nagle na drodze pojawiła się duża ciężarówka. A ponieważ staliśmy się właśnie wiernymi wielbicielami różnych rodzajów kopalni, coś nas tknęło i postanowiliśmy kawałek za nią pojechać.

Image

I...tak! Okazało się, że dojechaliśmy do kolejnej kopalni! :) Tym razem przy mieście Bor.

Image

Image
Wprawdzie pan przy strażnicy również wyglądał na sympatycznego, ale postanowiliśmy już nie nadwyrężać naszego szczęścia i zawróciliśmy auto :)

Image
Nie pomyślałabym nigdy wcześniej, że kopalnie mogą mnie aż tak zafascynować. No ale "nigdy nie mów nigdy" :)

Image

Image
I dalej w drogę.

Image
Przydrożny sprzedawca arbuzów. Taki arbuz - 200 dinarów. A smak...Rewelacja!

Image
A to już Nisz. Nie wiem, jak u Was, ale u mnie określenie "jedno z najstarszych miast" wywołuje zupełnie inny obraz w wyobraźni :/

Image

Image
Chociaż i starsze elementy się znalazły.

Image

Image

Image

Duże, ładne, odnowione miasto. Mnóstwo kawiarenek, restauracyjek, sklepów...Zostawiliśmy auto w bocznej uliczce i wyruszyliśmy na poszukiwanie informacji turystycznej - chcieliśmy poprosić o jakąś mapkę turystyczną, żeby jak najszybciej odwiedzić zaplanowane przez nas miejsca i wyjechać z Niszu. Mapkę, owszem, dostaliśmy. Natomiast okazało się, że jest poniedziałek, a w poniedziałek miejsca, które nas interesują, są nieczynne. Cóż było robić - skoro już tu przyjechaliśmy, to trzeba będzie zostać na noc. Szkoda byłoby wyjeżdżać z Niszu mając w pamięci McDonald'sa i ulice handlowe. Niestety, panowie z biura informacji nie zajmowali się noclegami, więc byliśmy zdani na własne siły. Szybka kawa mrożona w jednej ze ślicznych restauracyjek (185 dinarów) i niezawodny booking.com:) Znaleźliśmy apartament niedaleko centrum w dosyć atrakcyjnej cenie (ale mając w pamięci nasze problemy z apartamentem w Maroku, przezornie go tylko zarezerwowaliśmy, zamiast od razu płacić. Na szczęście:)

Image

Image
Jeszcze tylko szybkie zwiedzanie twierdzy i już możemy jechać odpoczywać :)

Serbowie mają dziwny zwyczaj obchodzenia się z zabytkami. Z zewnątrz - przepięknie zachowane mury XVIII-wiecznej twierdzy. W środku - sklepiki, kawiarnie, park spacerowy, place zabaw itp. Dla leniwych była również kolorowa kolejka, która można objechać cały teren. Bardziej przypominało to kompleks wypoczynkowy.

Image
Twierdza "po godzinach" zamienia się w miejsce spotkań młodzieży.

Image

Upał prawie nie dawał żyć. Wróciliśmy do auta myśląc już tylko o kąpieli, jednak, jak się okazało, nie była nam ona szybko dana :) W aucie niespodzianka - mandat. Za brak biletu parkingowego :/ Owszem, przyznaję - mieliśmy świadomość, że trzeba go kupić, ale zupełnie nie było gdzie. Szukając miejsca do zaparkowania czuliśmy coraz większą irytację, przeciskając się w tłumie aut, zawracając po raz kolejny w tę samą uliczkę, że, gdy w końcu znalazła się możliwość zaparkowania, zrobiliśmy to bez chwili namysłu. I nawet przeczytaliśmy tabliczkę, na której stało jak byk : opłata za parkowanie przez sms. Niezbyt wiedzieliśmy, jak to zrobić. Nie mieliśmy serbskiego numeru i szukaliśmy kogoś, kto pobierałby opłaty i....no dobrze, winni zawsze się tłumaczą :D W każdym razie efekt, to 900 dinarów. Postanowiliśmy pomyśleć o tym po kąpieli i ruszyliśmy do naszego apartamentu.
I ponownie okazało się, że my i apartament to zupełnie niepasujący do siebie zestaw :D Podjechaliśmy na jakieś osiedle, znaleźliśmy numer domu i mieszkania i (deja vu :D w końcu kciuk zaczął mnie boleć od wielokrotnego naciskania dzwonka :/ :D A potem od naciskania wszystkich dzwonków po kolei :/ :D Cicho, pusto, nawet w pobliżu nie było nikogo, żeby się dopytać. Życie, po raz kolejny, daje nam przestrogę - trzymajcie się z dala od apartamentów. A my, jak te osiołki, z uporem maniaka, nic tylko : apartament i apartament. A powinniśmy już wiedzieć, że dla nas to produkt zakazany :D
Na szczęście do naszej klatki podszedł jakiś pan. Jedyna nadzieja, więc spróbowaliśmy się go dopytać. Owszem, jakieś apartamenty tu są, ale pan do końca nie wie. Wymieniamy numer mieszkania, na to pan, lekko zdziwiony, stwierdził, że to jego mieszkanie...Zupełnie załamani pokazaliśmy mu zrzut ekranu z naszą rezerwacją i zdjęciami apartamentu. Pan obejrzał dokładnie i stwierdził, że potwierdza, że to jego mieszkanie :/ :D i że możemy wejść, on nam pokaże i porównamy. O, tu jest jego sypialnia...A tu kuchnia... Jest tylko jeden problem - on tu MIESZKA... :/ :D
Szczerze mówiąc, do tej pory do końca nie rozumiem, o co tam chodziło :/ :D Jedno jest pewne - od tej pory od wszelkich apartamentów na pewno będę trzymać się z daleka, bo robią więcej kłopotu, niż są warte :D Natomiast dziwne dla mnie było to, że gdyby ktoś pokazał mi, że na booking.com są zdjęcia mojego mieszkania z propozycją wynajęcia, to raczej na pewno chciałabym mieć adres tej strony i zrobiłabym jakąś nieziemską awanturę. Pan natomiast do sprawy podszedł bardzo spokojnie - pożegnał się, zabrał siatki z zakupami i po prostu poszedł do SWOJEGO mieszkania. No, ale może tacy właśnie są Serbowie:)
Dalej byliśmy więc bezdomni, za to z mandatem :) Robiło się coraz później, a my - coraz bardziej spoceni :D Kolejną godzinę zajęła nam objazdówka po okolicznych ulicach i poszukiwanie noclegu (w 80% hotelików nikogo nie było, pozostałe 20% było za drogie. W dodatku nie było gdzie zaparkować, poza tym, baliśmy się, żeby nie powiększać naszej kolekcji niezbyt sympatycznych karteczek. Opanowaliśmy więc nową metodę poszukiwań - wyskakiwałam z auta w biegu. Albo na światłach :D
Wreszcie znaleźliśmy - przepiękny hotelik La Belle Epoque, blisko centrum, 25 euro za pokój i z przemiłymi właścicielami :) Tak miłymi, że znaleźli rozwiązanie problemu parkowania (uwierzcie, na tych uliczkach naprawdę nie było gdzie szpilki wcisnąć :/ - usunęli stoliki ze swojej restauracyjki i mieliśmy najlepsze miejsce parkingowe na świecie :)

Image

Image

A to nasz pokoik. Cudowne, przyjazne miejsce:) i olbrzymi prysznic:)

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 30 Lis 2015 14:37 

Rejestracja: 03 Gru 2013
Posty: 516
srebrny
Superowo:) Może ten były właściciel apartamentu zapomniał go usunąć z booking.com???

kiedy CD? Czekam na Albanię najbardziej ;) :)
_________________
Bali https://www.fly4free.pl/forum/bali-lipiec-2023-relacja-z-raju-prawie-na-zywo,215,171983
Malediwy https://www.fly4free.pl/forum/malediwy-ferie-2023-mathiveri-i-ukulhas,215,169789
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 30 Lis 2015 14:38 

Rejestracja: 26 Kwi 2014
Posty: 361
niebieski
Bardzo fajna relacja. Miło się czyta i czekam na więcej. Mnie podobny trip czeka w sierpniu 2016...
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 30 Lis 2015 20:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@popcarol, może faktycznie? Zupełnie o tym nie pomyślałam. Co do Albanii, to nie dziwię Ci się. Ja jestem w niej głęboko i namiętnie zakochana:) Niestety, jeszcze parę krajów przed nią:) Poza tym, martwię się trochę, że to będzie baaaardzo długa relacja. Nie dość, że dużo miejsc do opisania, to jeszcze jestem niepoprawną gadułą :/
@yogibabu, super, zazdroszczę! To na pewno będzie udana wyprawa:) też jedziecie autem?

Rano postanowiliśmy zostawić samochód na naszym bezpiecznym parkingu i pieszo udać się do Wieży Czaszek. Obóz koncentracyjny i stanowisko archeologiczne znajdowały się przy drodze wyjazdowej, więc tam chcieliśmy podjechać opuszczając miasto.

Image

Image
Jeszcze szybkie śniadanie w piekarni i można ruszać. Ktoś w innej relacji zapytał autora, dlaczego ciągle jadł burki? Nie mogę się powstrzymać i muszę odpowiedzieć : bo są tanie, piekarnie można znaleźć na każdym kroku, no i są naprawdę przepyszne - z mięsem, serem, szpinakiem...Rewelacja!

Image
2 razy burek z mięsem, cola i jogurt - 294 dinarów.

Około 20 minut drogi na piechotę od naszego hoteliku znajdowała się Wieża Czaszek. Można tam kupić łączony bilet na zwiedzanie trzech miejsc - Wieży Czaszek, stanowiska archeologicznego Medijana i obozu koncentracyjnego "Czerwony Krzyż". Cena takiego biletu - 200 dinarów. Niestety, okazało się, że Medijana jest akurat zamknięta, bo trwa remont (szczerze mówiąc, wyobrażałam sobie jakoś, że to aktywne stanowisko archeologiczne i trudno mi było sobie ten remont wyobrazić :/). Zaproponowano nam w zamian zwiedzenie, uwaga uwaga, muzeum :) (momentalnie stwierdziliśmy, że sobie jednak to odpuścimy:).

Image
Po wygranej bitwie, turecki przywódca kazał obcięte głowy Serbów wypełnić słomą i wysłać do Stambułu, do sułtana. Z czaszek natomiast rozkazał wybudować wieżę - miała to być przestroga dla potencjalnych buntowników. I zbudowano wieżę, w którą zostało wmurowanych 958 czaszek...Do dziś przetrwało ich 58, a ponieważ z upływem lat wieża coraz bardziej niszczała, w XX wieku wybudowano wokół niej kaplicę, która ma pełnić rolę ochronną.

Image
Do środka wchodzi się z przewodnikiem, który opowiada całą historię. Wieża, a właściwie jej fragment, jest niewielka, ale robi straszne wrażenie. Smutno i ciężko rozmyśla się o historii Serbów...Przed kaplicą znajduje się tablica, na której zapisane są słowa francuskiego poety : Niech Serbowie zachowają ten pomnik! Będzie on zawsze uczył ich dzieci o znaczeniu niepodległości, pokazując prawdziwą cenę, którą musieli za to zapłacić ich ojcowie"...

Kolejny przystanek (tym razem już autem) to obóz koncentracyjny "Czerwony Krzyż". Podobno więzionych tu było ponad 30 tysięcy osób - Serbów, Romów i Żydów. Prawie 1/3 z nich zginęła podczas egzekucji, które miały miejsce na pobliskim wzgórzu.

Image

Image

Image

Image

Image
Przepraszam, nie bardzo jestem w stanie przy tych zdjęciach wstawić jakiś komentarz...Bo co napisać? Że miejsce niewielkie i skromne? A jakie miałoby być?...Dla mnie to jedno z takich miejsc, które oglądając zwiedza się bardziej "do wewnątrz" niż "na zewnątrz". Skłania do zadumy i przemyśleń... Jedynym miłym światełkiem jest fakt, że obóz, podczas bardzo spektakularnej ucieczki, opuściło ponad 150 osób. Inna sprawa, że za ich wyczyn krwawo zapłacili pozostali......Ciężkie, trudne czasy.......

Image
I wreszcie opuszczamy Nisz :)

Image
Po wyjeździe z tego miasteczka, kolega Marcin odetchnął z ulgą :D Ja bałam się trochę mniej :)

Image
Żeby wypatrzeć przystanek autobusowy, trzeba było mieć naprawdę dobry wzrok:) ten akurat trochę stał, więc było łatwiej :) pozostałe polegiwały leniwie w trawie :D

Image
I ponownie drogi, jakie najbardziej lubimy - z dala od miast, przez małe miejscowości.

Image

W Serbii chcieliśmy odwiedzić jeszcze jedno miejsce - Diabelską Wieś. Wprawdzie nasze zaufanie do przewodnika zostało mocno nadszarpnięte, ale nie mieliśmy żadnych innych źródeł informacji. Dodatkową zaletę stanowił fakt, że autorzy przewodnika nie rozwodzili się zbytnio nad tym miejscem (raptem pół strony i pojawiały się tylko określenia typu : "wyjątkowy fenomen przyrody". Żadnego "miejsca rekreacji i wypoczynku"). Ale w zupełną euforię wprowadziło nas doczytanie zdania : "dojazd tutaj może być problemem" :D
I faktycznie - bardzo wąską, bardzo krętą ścieżką (na szczęście bez przepaści:) dojechaliśmy do parkingu na którym stało dosłownie parę samochodów (po drodze parokrotnie uznaliśmy, że to chyba nie ta droga. Chcieliśmy nawet zawrócić, tylko...nie było jak :D

Image
Przy parkingu parę sklepików z pamiątkami, restauracja i kasa. Bilet - 350 dinarów.
Diabelska Wieś to ukryty w lesie obszar, na którym występuje ok. 200 czerwonawych skał w kształcie słupów i piramid, pokrytych czapami. W tym rejonie występuje wysoka koncentracja żelaza i siarki, więc trudno tam się dopatrzeć oznak życia.
Żeby do niego dojść, trzeba przejść przez coś w rodzaju pasażu handlowego - sklepiki, stoiska i znajdujące się wszędzie, ozdobne, diabelskie elementy :D
Image
Tak, to na traktorze, to diabły :D

Image
To chyba też :/ :D

Image
Diabelska woda - źródło z wysoką zawartością żelaza i siarki. Woda w smaku okropna :D

Po około 15-minutowym spacerze po lesie, wreszcie doszliśmy.
Image

Trzeba przyznać - skały robią wrażenie. Niektóre są bardzo malutkie, inne olbrzymie, ale wszystkie podobne.
Image

Image

Dla wygody zwiedzających zbudowano tam szereg mostków i drewnianych schodów. Ale muszę przyznać, że przy olbrzymim upale, taki widok raczej mocno zniechęca :D
Image

Image

I, jako ciekawostka, zestawienie. Widok z prawej :
Image

I widok z lewej :
Image

Niesamowite. Człowiek stoi na podeście w otoczeniu skał i rzadkich, rachitycznych drzewek, a obok taka buchająca zielenią przyroda.

Image
Przy zejściu można odwiedzić kościółek.

Image
Obejrzeć kapliczkę zrobioną na drzewie.

Image
I zostawić ofiarę.

W Diabelskiej Wsi pędziliśmy około 2 godzin i naprawdę było warto:)

Image
Droga do granicy. Teraz zaczęłam się robić troszeczkę spięta. Co jak co, ale czekał nas przejazd przez granicę z Kosowem, a naczytaliśmy się wcześniej na sieci o różnych problemach i kłopotach, jakie mogą nas tam spotkać. Jedno wiedzieliśmy na pewno - ponieważ Kosowo nie uznaje Zielonej Karty, na granicy trzeba będzie wykupić miejscowe ubezpieczenie. Wiedzieliśmy też, że sami będziemy musieli się o to zatroszczyć, bo na granicy nikt tego nie wymaga, ani nie przypomina. Byliśmy trochę zaniepokojeni całą sytuacją, więc gdy zatrzymaliśmy się niedaleko granicy, żeby wydać ostatnie serbskie pieniądze (palacze nie mają z tym żadnego problemu :D Paczka LM-ów - 190 dinarów), z nerwów zaprosiliśmy do podwózki pana, który delektował się pod sklepem napojem bogów :D (zgodnie z zasadą przeczytaną na sieci - w krajach byłej Jugosławii nigdy-przenigdy nie podwoź miejscowych w okolicach granic :D (w dodatku musieliśmy dokonać nie lada wyczynów akrobatycznych, żeby na tylnym siedzeniu upchnąć i pana, i moje, no nazwijmy to, niezbędne rzeczy :D
Pan wysiadł parę metrów przed granicą (okazało się, że jest tam jeszcze jeden sklep, a pan po prostu uprawiał turystykę konsumpcyjną :), więc zostaliśmy z naszym stresem zupełnie sami :/ Przybrawszy najbardziej sympatyczne wyrazy twarzy, podjechaliśmy do okienka. Kolega Marcin podał nasze paszporty i wtedy przypomniało nam się ubezpieczenie:/ Złapałam dowód rejestracyjny i wyskoczyłam do kolejnego budynku, gdzie, jak widziałam, ustawiała się kolejka innych kierowców. Tak, to było to. 15 euro ubezpieczenie na 15 dni (na miesiąc - 28 euro). Zadowolona z siebie odwróciłam głowę i wtedy zobaczyłam (o nie! o nie, nie! :D, jak nasz samochód spokojnie przejeżdża granicę...:/
Cóż było robić - granicę z Kosowem przeszłam na piechotę, bez paszportu, za to z ubezpieczeniem :D Natomiast kolega Marcin przejechał ją z dwoma paszportami i bez dowodu rejestracyjnego :D I to by było na tyle, jak chodzi o obostrzenia na granicy z Kosowem :D

Image
Pierwsze wrażenia z Kosowa.

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#14 PostWysłany: 30 Lis 2015 21:33 

Rejestracja: 14 Mar 2014
Posty: 1239
Loty: 114
Kilometry: 156 105
niebieski
Napiszę krótko szacun za relację z serbskiej części. Byłem w tym roku w Serbii głównie Belgrad i Vrśać ale to co czytałem i obejrzałem na zdjęciach sprawia, że Serbia do powtórki. Takich Bałkanów szukałem. Świetnie, szkoda, że wyjeżdżacie już z Serbii do tego pseudopaństwa. ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
vivere lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 30 Lis 2015 22:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Gru 2012
Posty: 1986
Loty: 123
Kilometry: 110 954
niebieski
Kopalnie są super tylko mają jedną wadę - nijak się nie da pokazać tego na zdjęciach :(

A Serbię wpisuję do "must see".
_________________
vivere militare est
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 02 Gru 2015 20:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
@vivere, @krystoferson112 - bardzo się cieszę, że udało mi się zachęcić Was do Serbii :)

Po wjeździe do Kosowa postanowiliśmy najpierw trochę ochłonąć i coś zjeść.

Image
Sałatka, 2 razy cola i 2 razy mięso - 15 euro (tak, waluta w Kosowie to euro). Nie najtaniej, ale kto jest taki mądry, żeby jeść zaraz za granicą ? :/ Oczywiście my :/ :D

Image
I wjazd do Prisztiny. Z wiadomych względów, najważniejsze dla nas było znalezienie parkingu z panem parkingowym :) Udało się nawet dosyć szybko - 3 godziny legalnego parkowania w centrum Prisztiny to koszt 1 euro.

Image
Prisztina bardzo szybko się rozwija. Widać włożone w nią pieniądze. Mnóstwo nowych hoteli w budowie, najmodniejszych firm, lokali...Przemieszczając się przez pozostałe kraje bałkańskie, cały czas mieliśmy wrażenie, że pomoc finansowa z zachodu była przeznaczona właśnie dla Kosowa i nikogo więcej - tak mocny jest kontrast pomiędzy graniczącymi ze sobą państwami.

Image

Image
Chyba najsłynniejszy symbol Prisztiny - a zarazem miejsce spotkań i zabaw :)

Image

Image

Image
Moje pierwsze wrażenie - zachodnie miasto, z deptakiem, sklepami itp.

Image

Jednak gdy zboczy się trochę z głównego (niesamowicie wychwalanego przez nasz przewodnik - no jakżeby inaczej? :D) traktu, Prisztina zaczyna pokazywać nieco inne oblicze.

Image

Image

Image

Takich widoków wprawdzie jest mało (albo my mieliśmy za mało czasu, żeby je spotkać), ale są. I mocno przypominają o historii.
Image

Image

Image

Siedziba premiera oraz rządu :
Image

Parlament Republiki Kosowa :
Image

Image
Na płocie parlamentu wiszą zawieszane przez mieszkańców portrety zaginionych Albańczyków.

Image
Nie wiem, co to za namiot i do czego służy. Dwa takie stały przed parlamentem, w środku były składane łóżka i jakieś rzeczy. Zaciekawieni zajrzeliśmy do środka i nagle ktoś poruszył się na jednym z łóżek ustawionych w głębi. Niezbyt wiedzieliśmy, czy możemy tam być, więc wyszliśmy. No dobrze - szybkim krokiem :) No dobrze, dobrze - uciekliśmy po prostu :)

3 godziny minęły dosyć szybko. Poza tym, zaczynało się robić coraz później i trzeba było z Prisztiny wyjechać, żeby znaleźć jakiś nocleg. Chcieliśmy zatrzymać się w jakiejś małej miejscowości, żeby zobaczyć "prawdziwe" Kosowo. Wyjechaliśmy z miasta około 20.00 i , jak do tej pory uważałam, że jazda autem po Bałkanach do największych przyjemności nie należy, tak teraz dotarło do mnie, że wszystko, co widziałam wcześniej, to były tylko przedbiegi :D Nie chodziło o zły stan dróg (jechaliśmy wielką, nowoczesną autostradą), nie chodziło o przepaści (wręcz przeciwnie - po obydwóch stronach drogi wszędzie wyrastały nowe, piękne osiedla). Chodziło o sposób (a raczej wybitne umiejętności :) prowadzenia auta przez naszych współautostradowiczów :D (naprawdę - trzeba to nazwać wybitnymi umiejętnościami, bo żeby przy takiej brawurze, pewności siebie, prędkości i manewrowaniu nie doprowadzić do żadnego wypadku, to trzeba być specjalistą :) Wyglądało to tak (bardziej odpowiednie byłoby wstawienie tu ścieżki dźwiękowej :D : Bzzzzzziut...(mija nas niebieski ford z na oko przekroczoną prędkością o 200 km/h :D Zzzzzzzzziuuummm... (pan z prawej zajeżdża nam drogę mijając naszą maskę o 2 milimetry :D Iiijjjjuuuuu..... (jadąca przed nami mazda zawraca i, jadąc slalomem, wraca do Prisztiny pod prąd :D Jednym słowem - jazda na rollercoasterze :D
Nie miałam wyboru - wyjęłam książkę i zaczęłam ją czytać (tu muszę Wam zdradzić pewną tajemnicę :D to był mój prywatny sposób radzenia sobie ze stresem. Wiedziałam, że na drodze może być różnie, więc wzięłam z Polski dwie, nieczytane jeszcze, książki mojego ulubionego pisarza. Plan był taki - gdy zagłębię się w lekturze i wciągnę w nią mocno, przestanę się przejmować tym, co za oknem :D Sprawdziło się, owszem. Jedna uwaga - książki skończyły mi się mniej więcej w połowie podróży :D
Tym razem jednak nie do końca pomogło :D Po ok. 10 minutach takiej jazdy zgodnie stwierdziliśmy, że gdy tylko pojawi się jakiś hotel/motel/hostel/cokolwiek na poboczu, natychmiast zjeżdżamy z autostrady i nie interesuje nas, ile taki nocleg będzie kosztował :D
Ten plan wydawał się bardzo łatwy w realizacji. Jednak pojawił się pewien problem...

Image
Na poboczu było mnóstwo różnego rodzaju hoteli, tylko, nie wiem, jak i dlaczego, my znajdowaliśmy się na nieodpowiednim pasie drogi :D Taka oto barierka dzieliła nas od drugiego pasa, z którego spokojnie można było zjeżdżać, gdzie się żywnie chciało :) No cóż - nie było nam to dane. Mijaliśmy hotele, motele, oświetlone szyldy i nic...(wiem! To na pewno były apartamenty!!! :D) (a w uszach cały czas : Zzzziiiiiuuuuuttt.......Bzzzzzzzyyyyt....:D
W końcu zobaczyliśmy coś, co spowodowało, że powróciła do nas nadzieja - zjazd na lewą stronę, ozdobiony świecącym neonem : Motel 24 h !

Image
Wprawdzie zjazd nie wyglądał zachęcająco (dalej wyglądał jeszcze gorzej - pusto i nic wokół), ale wreszcie udało się nam wyrwać z tej drogi do piekła - tylko to się liczy :) W końcu dojechaliśmy - sympatyczny motelik, w bardzo amerykańskim stylu (garaże na samochody bezpośrednio przy pokojach).

Image
Natychmiast wyszedł nas przywitać bardzo sympatyczny pan. Wprawdzie trochę słabo znał angielski, ale dogadaliśmy się bez problemu (dialog dla wygody czytających tłumaczony na język polski :D :
Ja - Czy ma pan wolne pokoje?
Pan - Tak.
Ja - A ile kosztują? (choć, tak właściwie, niewiele mnie to obchodzi :D I tak tu zostaniemy, bo na pewno nie zgodzę się wrócić do tego koszmaru :D
Pan - 5 euro.
Ja (bardzo mile zaskoczona niską ceną) - Za osobę?
Pan - 5 euro pokój.
Ja (jeszcze milej zaskoczona) - Bierzemy!
Pan (próbując nas gestami zachęcić do wcześniejszych oględzin pokoju) - Cztery.
Ja (żadnego oglądania! Bierzemy i już) - Jakie cztery?
Tu kolega Marcin próbuje coś wtrącić, szarpiąc mnie za rękaw.
Ja - Marcin, obojętne, możemy spać w czteroosobowym pokoju!
Pan - Cztery godziny.
Ja (jakie cztery godziny???? Ja chcę tu zostać do rana!!!) - Aha. Ale my chcemy na całą noc.
Marcin, jeszcze bardziej zdesperowany, coraz mocniej ciągnie mnie za rękaw.
Pan (patrząc z podziwem na Marcina) - Dobrze.
Ja - To ile będzie za całą noc?
Pan (z lekkim zawahaniem, ale i z podziwem) - 5 euro?
Ja - Bierzemy! Bierzemy! :D
I wiecie co? Tak byłam tym podekscytowana, że nie zorientowałam się do ostatniego momentu :D Przeżyłam jeszcze chwilę grozy, gdy pan otworzył wejście od garażu i zobaczyłam, że do pokoju wchodzi się bezpośrednio z garażu - wymyśliłam sobie, że to taki hotel dla zmotoryzowanych, gdzie śpi się w garażu w aucie, a w pomieszczeniu jest tylko łazienka, żeby się odświeżyć przed dalszą podróżą :/ :D

Image
Czar prysł, gdy weszłam do środka :D Ale muszę Wam powiedzieć, że to było chyba najczystsze miejsce, w jakim spałam - ręczniki zmieniali co 4 godziny :D I pościel :D A czerwone światło dało się wyłączyć.

Gdy zorientowałam się w pomyłce (Marcin domyślił się gdzie jesteśmy, już po pierwszych paru minutach, ale ja, jak typowa baba, nie dałam mu dojść do słowa), zamknęliśmy drzwi i dostaliśmy ataku śmiechu trwającego dobrych kilka minut :D
Pan okazał się bardzo przyjazny, poczęstował nas piwem z baru, ale do końca trzymał fason :) Gdy, po przełamaniu pierwszych lodów, oznajmiłam mu "Zaszło olbrzymie nieporozumienie...To jest miejsce, do którego przyjeżdża się w celu doznań cielesnych, prawda?", zachował kamienną twarz i odrzekł : Nic mi o tym nie wiadomo" - natomiast wymagało to od niego dużego samozaparcia, bo oczy śmiały mu się tak mocno, że myślałam, że jednak nie wytrzyma :D
Noc minęła bardzo spokojnie. Dźwięki zamykanych i otwieranych garażów, mimo, że częste, nie zakłócały tak mocno odpoczynku :D
A gdy rankiem wyjeżdżaliśmy z motelu, pan machał nam w bramie ze słowami " Do zobaczenia! Przyjedźcie jeszcze!" :D

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 02 Gru 2015 21:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Sty 2014
Posty: 200
Loty: 124
Kilometry: 226 762
Pestycydo, jak zwykle wciągająca relacja! Czekam na dalszy ciąg :))
_________________
http://podroz-usmiechu.blogspot.com/
Góra
 Profil Relacje PM off
pestycyda lubi ten post.
 
      
#18 PostWysłany: 04 Gru 2015 21:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
Kolejnego poranka opuściliśmy motel w bardzo dobrych humorach :) (chcieliśmy "prawdziwe" Kosowo, to mieliśmy :D swoją drogą, w Polsce też często widziałam Motele 24 godz. - myślicie, że to taki sam przybytek?

Chcieliśmy podjechać do monastyru, który znajduje się w Gracanicy - enklawie serbskiej. Gracanica bardzo różni się od Prisztiny - już na pierwszy rzut oka jest dużo biedniej. Mieliśmy wrażenie, że zamieszkujący ją Serbowie przyglądają się nam podejrzliwie. Nic dziwnego - to raczej miejsce, w którym wszyscy się znają i początkowo niechętnym okiem patrzą na przyjezdnych, bo ci mogą mieć coś wspólnego z Albańczykami. Do tej pory widzieliśmy w tym kraju głównie flagi Albanii (mieszkańcy wieszają je wszędzie - w oknach, na samochodach, gdzie tylko się da). Gracanica, żeby podkreślić swoją odrębność, jest mocno ozdobiona flagami Serbii.
Pierwsze wrażenie potwierdziło się już za chwilę, gdy usiedliśmy w przydrożnym barze, żeby coś zjeść. Było dużo taniej : duża pljeskavica (coś w rodzaju hamburgera) - 1,30 euro, kawa, herbata - 0,50 euro. Można było (tu i tylko tu, albo w innych enklawach serbskich) płacić również serbskimi dinarami. Podobno wyjęcie serbskiego dinara w albańskich częściach Kosowa, jest często odbierane jako prowokacja i może się niemiło skończyć. Na barze zawieszona była olbrzymia reklama różnych potraw i cennik. Jednak mam wrażenie, że produktem, który się tam najczęściej (i chyba wyłącznie sprzedawał) była kawa. Gdy po wstępnych rozmowach z właścicielem przeszliśmy test pozytywnie (Tak, jesteśmy z Polski. Nie, w Kosowie tylko przejazdem. Ale byliśmy w Serbii, przepiękny kraj i chcemy tam wrócić) i chcieliśmy coś zamówić, wymieniając po kolei potrawy z menu, okazało się, że nic nie było. Pan zaproponował, że może nam przyrządzić pljeskavicę. I trochę to trwało, bo najpierw musiał wysłać barmankę do sklepu po produkty. Ale jedzenie było przepyszne.

Image
Zwróćcie uwagę na drut kolczasty, który nadal opasuje mury monastyru. To pozostałość po wojnie domowej.

Image
Cerkiew Zwiastowania Gracanica, zarządzana przez żeński klasztor. Jest naprawdę przepiękna. Właściwie mogę się pokusić o stwierdzenie, że dla mnie jedna z najładniejszych spośród zwiedzanych na Bałkanach.

Image

Image

Zmierzaliśmy w stronę granicy z Macedonią. Przewodnik podpowiadał nam, że będziemy przejeżdżać obok jaskini Gadime, a wizyta w niej okaże się cyt. "ciekawą wycieczką" :) Po wcześniejszych doświadczeniach z przewodnikiem, zabrzmiało nam to lekko podejrzanie, ale skoro jaskinia była po drodze...:)

Image
Wstęp - 2 euro. Wchodzić do jaskini można tylko z przewodnikiem, więc musieliśmy chwilę poczekać, aż uzbiera się odpowiednia grupa, a samo zwiedzanie trwa około 45 min.

Image
Powiem tak - pewnie byłaby to faktycznie ciekawa atrakcja, pod warunkiem, że : 1. bylibyśmy tam sami, a nie z kilkunastoosobową grupą. 2. moglibyśmy być nawet z grupą, ale bez żadnego fanatycznego wielbiciela jaskini, który zwiedził już ich wiele (wg. siebie samego chyba wszystkie :D i pouczał, wybrzydzał i denerwował wszystkich wokół) 3. nie byłoby tam wielopokoleniowej niemieckiej rodziny, która krzyczała, skakała - to jej młodsi członkowie - a na koniec nestor rodu nam ubliżył :D Poważnie - przy samym wyjściu, z politowaniem powiedział do nas (a były to jedyne słowa, którymi nas zaszczycił) - wy to pewnie nic nie zrozumieliście (to taki przytyk językowy, bo przewodniczka używała języka angielskiego). Tego już było dla nas za dużo i z dumą odmówiliśmy wspólnego pożegnalnego zdjęcia przed jaskinią :D I tyle mieliśmy z tego zwiedzania :) Ale jaskinia miała co najmniej jedną niezaprzeczalną zaletę - przynajmniej przez 45 min. przebywaliśmy w chłodzie :)

Image
Gdy dzień wcześniej zastanawialiśmy się nad naszą dalszą trasą, przeglądając mapy google, zauważyliśmy ogromny, bardzo dziwny obiekt. Zajmował olbrzymi obszar i był całkowicie wyciemniony. W pierwszej chwili zamarliśmy z zachwytu, bo podejrzewaliśmy, że to kolejna kopalnia :D Jednak, po uważniejszym przeanalizowaniu szczegółów, dotarło do nas, że chyba jednak nie... Mimo wszystko zdecydowaliśmy się tam pojechać.
I oto, Panie i Panowie, przedstawiam Wam zdjęcia, które zostały zrobione z ogromnym narażeniem życia, ku chwale Fly4free :D Zdjęcia jak najbardziej szpiegowskie (przejeżdżaliśmy koło wejścia dobrych parę razy, a ja próbowałam fotografować LEŻĄC na tylnym siedzeniu :D
Image

Image
Baza KFOR. To, że tam jest, zupełnie nie jest śmieszne. Śmieszna natomiast była sytuacja i to, że chyba coś z nami nie tak, skoro zawsze nas ciągnie do miejsc, w których "nie wolno".

Image

Image
Zdjęcia na maksymalnym zbliżeniu, bardzo słabej jakości.

Image
Takie znaki drogowe tez mnie nie śmieszą...

Następny przystanek na drodze to cmentarz partyzantów z Armii Wyzwolenia Kosowa (UCK).
Image

Image

Image

Image

Straszne i smutne wrażenie robi ta sama data śmierci na wszystkich nagrobkach...
Image

To był ostatni przystanek przed granicą z Macedonią. Kosowo - miejsce naznaczone wieloma tragediami, wiele dramatów dzieje się do dziś. Miejsce, gdzie Serbowie żyją w enklawach, gdzie pokazanie dinarów może skończyć się bójką, gdzie ludzie nie potrafią żyć ze sobą w zgodzie. Wiem, ostatnie wydarzenia są jeszcze dosyć świeże, ale historia tej niechęci ciągnie się aż setki lat wstecz... A równocześnie miejsce, które bardzo szybko się rozwija i niesamowicie tego rozwoju pragnie...Trudny i ciężki temat.

Image

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#19 PostWysłany: 09 Gru 2015 00:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
Przed nami kolejna granica, tym razem Kosowo - Macedonia. W dobry nastrój wprawił nas pan na przejściu granicznym, który po zadaniu standardowego pytania ("Czy jedziecie do Macedonii do pracy?"), rzucił okiem na nasz niemiłosiernie już brudny i wypchany do granic możliwości pojazd (do dodatkowego obciążenia, doszły nam jeszcze przeróżne, namiętnie kupowane na poboczach owoce - w tym momencie już lekko podgniłe - porozrzucane po całym aucie) i dostał ataku śmiechu :) "No tak, turyści" - skwitował życzliwie. Po czym zaczął z zaciekawieniem dopytywać się, co dokładnie chcemy zwiedzić. I tu musieliśmy go trochę oszukać. Wiedząc (dzięki przewodnikowi oczywiście:), że Macedończycy są bardzo dumni ze swojej stolicy, powiedzieliśmy, że oczywiście pierwsze, co chcemy zrobić, to pojechać do Skopje, a potem do kanionu Matka. To spotkało się z dużą aprobatą pytającego i przez kilkanaście minut tłumaczył nam dokładnie, jaka jest najlepsza droga ze Skopje do kanionu. Jednak my nie do końca chcieliśmy jechać do Skopje...:)
Tzn. chcieliśmy, ale w zupełnie innym celu, niż jeździ się zazwyczaj i w zupełnie inne miejsce (powiem wprost - byliśmy już naprawdę zmęczeni wskazaniami naszego przewodnika, wszystkie wymienione w nim atrakcje powoli zaczynały się nam mieszać i ustaliliśmy, że po prostu wykorzystamy fakt, że jesteśmy autem. Mieliśmy zamiar jeździć wszędzie tam, gdzie transportem publicznym trudno się dostać. A duże miasta - zwłaszcza te, do których można się dostać samolotem - czyli głównie stolice, zostawimy sobie na jakieś weekendy. Szkoda nam było sobie je "wytracać" na pobieżne, szybkie zwiedzanie).
A Skopje interesowało nas z powodu jednej swojej dzielnicy - Szutki (Ha! A przewodnik mówił : "Należy zaznaczyć, że absolutnie nie jest to miejsce turystyczne". Czyż to nie wystarczająca rekomendacja? :) ). Byliśmy jej namiętnymi wielbicielami od czasu obejrzenia filmu dokumentalnego pt. "Księga rekordów Szutki". Ba, byliśmy w niej zakochani :) Otóż Szutka, to dzielnica Skopje zamieszkana przez Romów. W tym niewielkim, ubogim osiedlu, marzeniem każdego mieszkańca (wg. autora filmu) jest zostanie najlepszym na świecie w wybranej dziedzinie. Nic więc dziwnego, że koniecznie chcieliśmy ją zobaczyć :)

Image
I oto ona.

Image

Przejeżdżaliśmy przez znane nam z filmu miejsca, rozpoznawaliśmy bazar - centrum życia dzielnicy i w którymś momencie zrobiło się nam po prostu przykro. Uświadomiliśmy sobie, że podglądamy codzienne życie tej małej, bardzo hermetycznej społeczności, jakbyśmy oglądali zwierzęta na safari fotograficznym - jadąc sobie wygodnie, zza zasuniętych szyb auta. Tym bardziej, że budziliśmy tam duże zainteresowanie - jedyny "obcy" samochód od razu rzucał się w oczy i zwyczajnie wstyd nam było się tak przyglądać.

Image

W Szutce nie ma co zwiedzać (w kategorii turystyczno-przewodnikowej), nie mieliśmy więc żadnego pretekstu, żeby wysiąść z auta. Najgorsze było to, że nie mieliśmy jeszcze ani jednego macedońskiego denara, który mógłby nam pozwolić na wejście do malutkiej kawiarni i przyglądanie się mieszkańcom i miejscu z poziomu neutralnego stolika.

Image

Image

Żałuję, że nie przygotowaliśmy się lepiej do odwiedzin tego miejsca. No cóż, mam nadzieję, że ceny biletów lotniczych będą łaskawe i dostaniemy drugą szansę :)

Image

Obraliśmy więc kurs na kanion Matka ( cyt. "przepiękny", "widoki tak fantastyczne, że trzeba to zobaczyć" itp. Trochę nas to zaniepokoiło, ale, no wiem, trzeba być bardziej asertywnym, a jakoś ciągle dawaliśmy "ostatnią szansę" przewodnikowi :D

Image

Image
Trzeba przyznać, że widoki faktycznie były imponujące.

Image

Image

Jednak uważam, że określenie cyt. "miejsce ukryte w ciszy" jest całkowitym kłamstwem :D (edit : później doczytaliśmy bardzo ciekawe zdanie : "jeśli akurat nie ma tłoku, np. wieczorem lub po sezonie" :D no tak, to trochę zmienia optykę :D Nie wiem, mam wrażenie, że tego dnia cała Macedonia (wraz z mieszkańcami państw ościennych) postanowiła przyjechać do kanionu Matka, aby zrelaksować się w zupełnie odmiennym od miejsca pracy otoczeniu (i, jak wynika z tego, każdy z nich pracował w jednoosobowej, hermetycznie wyciszonej kapsule :D

Image
To zdjęcie wcale nie przeczy mojej wcześniejszej wypowiedzi. Na te mostki po prostu nie wolno było wchodzić :D

Image

Na miejscu można przenocować w rzeczywiście przepięknie położonym hotelu Matka. Żeby do niego dojść, trzeba zostawić auto na parkingu przed barierkami (w optymistycznym wariancie znalezienie miejsca do zaparkowania zajmuje ok. pół godziny), a następnie przespacerować się wzdłuż rzeki (droga jest faktycznie malownicza, przyklejona do skał).

Image
Ta cerkiew znajduje się już właściwie na terenie hotelu.

Image
A to widok z hotelowej kawiarni :/ Strasznie szkoda - miejsce przepiękne, ale głośne i ogromnie zatłoczone.

Image

Image
A tu wreszcie udało się nam upolować cykadę w pełnej krasie :)

Po spędzeniu kolejnych 40 minut na próbie wyjechania z tej turystycznej atrakcji, ruszyliśmy w stronę Ochrydy. Robiło się coraz później, więc zdecydowaliśmy się na przejazd autostradą (3 bramki - 1 euro i dwa razy po 0,5 euro). Dzień wcześniej zarezerwowaliśmy przez booking.com nocleg w Konjsko (miejscowość nad jeziorem Ochrydzkim, położona blisko Ochrydy). Ochrydę, owszem, chcieliśmy zobaczyć, ale od spania w niej skutecznie odstraszyło nas m. in. cyt. "ma świetne zaplecze turystyczne" i "jest prawdziwą letnią stolicą Macedonii" :)
Faktycznie, był to dobry wybór, choć dojazd do naszego hostelu przysporzył nam trochę trudności (samo miasteczko położone jest na dosyć dużej górce. Uliczki niebywale strome, wąskie i pozakręcane, manewrowanie samochodem było ogromnie utrudnione. W którymś momencie po prostu zawiesiliśmy się na jakimś małym mostku i jedynym ratunkiem było pójście na piechotę po pomoc do właściciela hotelu. Tzn. ja zostałam podpierać auto, żeby nie spadło :D Właściciel natychmiast przyszedł nam na pomoc i okazało się, że od drugiej strony do hotelu prowadzi piękna, szeroka, asfaltowa droga :/ :D

Image
Zostawiliśmy auto pod hostelem i pognaliśmy nad jezioro obejrzeć zachód słońca.

Image
I na kolację :) Znaleźliśmy cudowną restauracyjkę, z tarasem na jezioro i przepysznymi daniami (1 litr wina - 170 denarów, olbrzymi kawał pieczonego sera - 80, miska oliwek - 50. A 60 denarów to jeden euro:)

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
karpik uważa post za pomocny.
 
      
#20 PostWysłany: 09 Gru 2015 23:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Lip 2013
Posty: 310
niebieski
Miejsce, w którym spaliśmy, bardzo przypadło nam do gustu. Tak bardzo, że chcieliśmy od razu zamówić kolejny nocleg - niestety, nie było już miejsc.

Image
Hotel Taneski, Konjsko, prowadzony przez przesympatyczną rodzinę. Dwuosobowy pokój - 15 euro.
Kolejnego poranka trzeba było więc ruszyć w dalszą drogę. Oczywiście najpierw musieliśmy pożegnać się z cudowną restauracyjką (pożegnanie było długie i obfite :D m.in. przepyszna zupa rybna - 130 denarów. I, uwaga, uwaga, mieli tam też czarną herbatę! To bardzo rzadkie w krajach bałkańskich. Tutaj pija się kawę, herbatę natomiast, i to głównie owocową, pije się tylko podczas choroby. Dla mnie, osoby uzależnionej od czarnej herbaty, było to dość traumatyczne przeżycie. Na szczęście zabrałam ze sobą z Polski pokaźne opakowanie mojej ulubionej :)

Image
Jedziemy w kierunku Ochrydy.
Na szczęście dojechaliśmy tam dosyć wcześnie, więc szukanie parkingu nie trwało jakoś strasznie długo (4 godziny parkowania - 160 denarów).

Image

Image
Ochryda jest faktycznie przepięknym miejscem. Z pewnością warto je zwiedzić. Natomiast raczej nie chciałabym się tam zatrzymać na dłużej - to zupełnie nie moje klimaty. Jednak dla osób, które wolą spędzać w taki sposób wakacje, pobyt w Ochrydzie z pewnością będzie niezapomniany. Dla nas te cztery godziny to był idealnie wyliczony czas zwiedzania.

Image

Image
Pełne uroku, małe uliczki.

Image
Niestety, upadł nam aparat fotograficzny i od tej pory większość zdjęć zostało wzbogacone o malowniczą kropkę :D Na szczęście okazało się, że jest to model samonaprawiający :D - za jakiś czas znowu nam spadnie i kropka zniknie :D

Image
Ochryda naprawdę jest przepiękna. Ma jednak pewną wadę - wszędzie jest pod górę. A jak na samym końcu masz już wreszcie "z górki", to jesteś tak umęczony, że właściwie tego nie zauważasz :D

Image

Image
Chyba najbardziej znana wizytówka Ochrydy - cerkiew św. Jana Teologa.

Image

Image
Ulokowana jest na wzgórzu (tak, jakby wcześniej było płasko :/ :D ), z którego rozciągają się niesamowite widoki - na miasto i na Jezioro Ochrydzkie.

Image
Miejsce jest rzeczywiście urokliwe. Doceniają to również pary młode - spotkaliśmy chyba z pięć par podczas sesji ślubnych.

Image

Image
Niestety, upał stawał się nie do zniesienia. Każdy szukał chociaż małego fragmentu cienia, żeby na chwilę schować się przed palącym słońcem.

Image
Ceny w Ochrydzie są podobne jak w Polsce. Pizza - 270 denarów, woda mineralna - 50.

Z dużym podekscytowaniem ruszyliśmy dalej. Zbliżaliśmy się do granicy z Albanią i bardzo nas to cieszyło. Z dwóch powodów - Albania była krajem, który najbardziej chcieliśmy odwiedzić, a ponadto to miał być moment, w którym mieliśmy się przynajmniej na chwilę pożegnać z "nie do końca do nas dopasowanym" przewodnikiem. Drugi przewodnik dotyczył tylko Albanii i pokładaliśmy w nim wielkie nadzieje :D Nauczeni doświadczeniem, najpierw przejrzeliśmy notkę o autorach. Spełniła nasze oczekiwania w 100% :) Trzech facetów, wyglądających na prawdziwych twardzieli. A charakterystyki...Cudowne!!! "Poszukiwacz guzów", "jeździ w miejsca, na wzmiankę o których inni pukają się w głowę" :D Nie wyglądali na takich, którzy rekomendowaliby "miejsca rekreacji" i najlepsze restauracje. Tak, z tym przewodnikiem wiązaliśmy rzeczywiście olbrzymie nadzieje...:D
Przejazd przez granicę odbył się bardzo szybko i bezproblemowo. A Albania przywitała nas takimi widokami:

Image

Image
Nic więc dziwnego, że po przejechaniu paruset metrów zakochaliśmy się w niej na zabój i na zawsze :)

Image
Jechaliśmy nadal wzdłuż Jeziora Ochrydzkiego, z tym, że po albańskiej stronie. Nasi nowi przewodnicy napisali, że znajduje się tu wioska rybacka, którą należy odwiedzić, bo wygląda tak, jakby czas się w niej zatrzymał 200 lat temu. Ponadto na wzgórzu znajduje się bazylika wczesnochrześcijańska, w której znaleziono mozaikę z IV wieku. Tak, to było to!

Image
Widok na wioskę Lin - jeszcze z drogi, ale już wiedzieliśmy, że chcemy tam jechać :)

Przy samym wjeździe do wioski znajdował się piętrowy hotelik. Nawet się nie zastanawiając, weszliśmy i zapytaliśmy o nocleg...I to był ten moment, w którym zaczęliśmy się dowiadywać, jak cudownymi ludźmi są Albańczycy. Niesamowicie serdeczni, przyjaźni i uczciwi. Pan poczęstował nas wodą i pięć razy pokazywał, w jaki sposób przelicza euro i denary serbskie na leki albańskie. Dokładnie wytłumaczył, jak dojść do bazyliki, choć podkreślał, że mozaik tam już nie ma. Jednak słowa, to tylko słowa i tej serdeczności, która od niego epatowała, zupełnie nie da się opisać. To trzeba poczuć :) Po chwili otrzymaliśmy klucze do dwuosobowego pokoju (25 euro za dobę) i nawet nie wyciągają bagażu z auta, polecieliśmy w stronę bazyliki.

Image
Samo Lin jest zupełnie niesamowite (O, dzięki wam, panowie od przewodnika :D . To bardzo mała wioska, w której wszyscy się znają, więc nasz przyjazd wzbudził sensację (drogą pantoflową, przez pół godziny, chyba wszyscy się dowiedzieli, że do hotelu Leza przyjechało dwóch "obcych" :D Z każdej strony doznawaliśmy przejawów życzliwości - począwszy od pana w sklepie, który, nim jeszcze zdążyłam kupić papierosy, nauczył mnie, jak mówić "dzień dobry" po albańsku, bo uznał, że to się może przydać. Miał rację - wszyscy napotkani mieszkańcy witali się z nami serdecznie, a my wiedzieliśmy, co do nas mówią i mogliśmy się odwdzięczyć tym samym :) Cudowne, życzliwe miejsce, w który czas płynie wolniej...
Szukając bazyliki na wzgórzu, dotarliśmy na skraj pastwiska. Zupełnie nie wiedzieliśmy, w którą stronę iść dalej. Na szczęście zauważyliśmy leżącego pod drzewem i obserwującego owce pana i postanowiliśmy spytać go o drogę. Było to bardzo utrudnione - po angielsku się nie da, bo pan nie mówi, po albańsku nie mówimy my. Na szczęście międzynarodowy język gestów, wspierany wymawianym w różnych, według nas, językach " mosaik", hm..."mosaiko?"...dał radę :D Na szczęście pan był bardzo tolerancyjny i życzliwy i wskazał drogę.
Faktycznie, trzeba było wejść na sam szczyt wzgórza, które górowało nad wioską. Niestety, na miejscu czekało nas duże rozczarowanie. Z bazyliki zostały jedynie fundamenty, w dodatku otoczone wysokim płotem - zdecydowanie nie dało się tam wejść.

Image
Zdjęcie zrobione znad płotu.

No cóż, postanowiliśmy się z tym pogodzić i pójść dalej, zresztą już pan w hotelu nam przecież mówił, że mozaik tu nie ma (to zupełnie logiczne. Przecież najprawdopodobniej przeniesiono je do jakiegoś muzeum, żeby nie niszczały. W końcu to najstarsze mozaiki w Albanii). Poza tym, miejsce było tak piękne, że znacznie złagodziło nasze obyczaje. Chcieliśmy dojść do końca wzgórza, które wyglądało zupełnie jak klify.

Image
Cudowne, przepiękne miejsce.

Image
Z lewej Lin, z przodu Jezioro Ochrydzkie...
Nagle usłyszeliśmy jakieś wołanie za plecami. Okazało się, że dogonił nas pasterz, który wcześniej wskazywał nam drogę do bazyliki. I, no cóż, powiem szczerze, teraz mam duży problem. Mieszkańcy Lin byli dla nas niesamowicie życzliwi i nie chciałabym ich zawieść, czy zdradzić ich tajemnicy. A zarazem bardzo chciałabym Wam coś pokazać. Ujmę to tak - oto mozaika z Lin :

Image
Prawdziwa, oryginalna mozaika z IV wieku. Nie w muzeum, nie za szybą, nie w otoczeniu tysięcy turystów ...:)

I teraz muszę ugryźć się w język, żeby za dużo nie powiedzieć :D Dziękuję, skończyłam temat mozaiki z Lin :)

Image

Image
Zeszliśmy z powrotem do wioski i podziwialiśmy przepiękne, malutkie uliczki. Niektóre domy były nowsze, niektóre - stare, kamienne, kryte dachówką... Przepiękne...

Image
Naprawdę, wioska z niesamowitym klimatem - dokładnie czegoś takiego szukaliśmy od początku naszej podróży.

Image
Hotel Leza. Bardzo wyróżnia się w takim otoczeniu. Ale nie dajcie się zwieść może niezbyt atrakcyjnemu wyglądowi - w jego wnętrzu znajdziecie tyle prawdziwego ciepła i serdeczności, że warto, warto, warto! A nawet koniecznie trzeba :)

Image

C.D.N.
_________________
magiczna-torpeda-akcja-na-dom-dziecka-w-nepalu,18,108915
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 51 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group