Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 47 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 31 Maj 2018 16:34 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Przyznam szczerze, że na norweskie fiordy planowałem się wybrać statkiem od ładnych paru lat. Dotychczas albo nie pasował termin, albo cena albo najczęściej jedno i drugie. Sezon tutaj jest krótki a kierunek ten niestety w ogóle do najtańszych nie należy – i to bez względu na to, czy wybieramy się tam statkiem czy w inny sposób. Aczkolwiek z drugiej strony biorąc pod uwagę jakie ceny obowiązują w Norwegii, to wyprawa na statku wcale nie musi wyglądać od strony finansowej najgorzej. Tak, czy inaczej – po długich polowaniach znalazłem jakiś czas temu ofertę, którą w końcu uznałem za akceptowalną i zarezerwowałem rejs. Dzisiaj zszedłem ze statku a korzystając z tego, że lot powrotny mam dopiero za ładnych kilka godzin, zabrałem się za ten wstęp.

Rejs zaczynał się i kończył w Kopenhadze i poza dwoma portami obejmował wyłącznie stopy w Norwegii. Jego szczegółowy plan wyglądał następująco:

Image

W zbliżonym terminie na Costa Favolosa było zresztą kilka możliwości do wyboru. Wynikało to stąd, że Costa oferowała ten rejs w wersji tygodniowej (Kopenhaga-Bergen) lub 2-tygodniowej (Kopenhaga-Kopenhaga) oraz dodatkowo – rozpoczynające się o jeden dzień później analogiczne wersje z Rostocku (Warnemunde) w Niemczech. Ja zdecydowałem się na wersję 2-tygodniową z Kopenhagi, do której łatwiej się jest dostać z Krakowa (bezpośrednie loty Norwegiana) a także dlatego, że z nieznanych mi powodów była ona o prawie 30% tańsza niż analogiczna wersja z Rostocku :-)

Tyle tytułem wstępu.

Zanim przejdę do właściwej relacji, niestandardowo zacznę od podsumowania.

Trasa okazała się rewelacyjna i każdemu ją polecam. Praktycznie każdy port to mniejsza lub większa perełka i miłośnikom natury (zresztą nie tylko) dostarczy niezapomnianych wrażeń – o czym postaram się napisać w kolejnych postach. Zapewne duży wpływ na to miała wspaniała pogoda, która towarzyszyła nam praktycznie cały czas. Poza powitalną, niezbyt uciążliwą mżawką w Kopenhadze na początku rejsu oraz bardzo intensywną ale krótką ulewą przy opuszczaniu Kristiansand praktycznie cały czas towarzyszyło nam słońce - a wręcz upały dochodzące do 30 stopni. Do tego morze było tak spokojne, że podczas przemieszczania się pomiędzy portami praktycznie nie miało się poczucia przebywania na statku.

A przyznam szczerze, że wcale nie byłem pewny tego, że tak będzie. Po przeczytaniu w sieci iluś relacji nt. wypraw do Norwegii (nie tylko na statku) i mając na uwadze, że jadę tam praktycznie na początku sezonu, przygotowałem się do wyjazdu niemal jak do wyprawy na biegun:-) Kurtka zimowa, czapka, rękawice, ciepłe ubrania…mało brakowało (ograniczeniem okazał się limit wagi dla bagażu w samolocie) a zabrałbym nawet buty zimowe – tymczasem na miejscu wszystko to okazało się zupełnie nieprzydatne.

W trakcie wizyt w kolejnych portach przemierzyłem pieszo w sumie prawie 200 km, z czego zdecydowaną większość po jakichś szlakach. Daje to całkiem niezłą średnią dzienną i z pełną odpowiedzialnością wszystkim wybierającym się w ten region zdecydowanie polecam aktywną formę zwiedzania tego pięknego kraju. Tego co można zobaczyć na szlaku nie da się w żaden sposób porównać z tym co można zobaczyć zza szyby autobusu, samochodu czy pociągu. Dodając do tego wiele godzin przez które statek płynął (bardzo powoli zazwyczaj) fiordami i towarzyszące temu wspaniałe widoki, ja byłem naprawdę w siódmym niebie.

Kolejna sprawa to język. Moje doświadczenia (ale może miałem szczęście) są takie, że 100% napotkanych osób znało angielski. Nie miał przy tym znaczenia ani wiek ani to, czy dotyczyło to osoby na szlaku, w sklepiku, kierowcy autobusu, dzieci w drodze do szkoły czy policjantów. Nieprawdopodobnie ułatwiało to podróżowanie, zasięganie informacji i generalnie dawało bardzo duże poczucie komfortu. Mówiąc krótko – translatory czy podręczne słowniczki są zbędne :-)

Co do waluty – nie wiem do tej pory jak wyglądają korony norweskie (duńskich zresztą również nie widziałem) i niewykluczone, że prędko się nie dowiem. Płatność kartami płatniczymi jest w tym kraju powszechna do tego stopnia, że niektóre punkty w ogóle nie przyjmują gotówki – lub w przypadku płatności gotówką, cena jest wyższa.

No i na koniec tego przydługiego wstępu i podsumowania w jednym, mała uwaga: dni w Norwegii nawet w maju są bardzo długie (jasno zaczyna być około 4, a zmierzch robi się po 23). To dla mnie też nowe doświadczenie :-) Jeśli ktoś wybiera się w miesiącach bardziej letnich albo bardziej na północ powinien przygotować się do tego, że nocy praktycznie nie będzie.

Trzeba uczciwie przyznać, że rejs był dość intensywny. Jak na trasę 2-tygodniową rzadko się zdarza tylko jeden dzień na morzu. Również postoje w portach (może poza Oslo) były jak dla mnie optymalnie dopasowane do tego co można w danym miejscu zobaczyć a przede wszystkim czemu można podołać kondycyjnie. Ale to nie transatlantyk – tutaj z góry było wiadomo, że niewiele będzie czasu na relaks i lenistwo:-)

Pomimo, że relacja dotyczy rejsu wycieczkowego, postaram się aby zawarte tutaj informacje okazały się przydatne również dla tych, którzy planują zwiedzanie Norwegii w bardziej tradycyjnej formie. Tak naprawdę statek to tylko forma przemieszczania połączona z noclegiem i wyżywieniem (z innych rozrywek na tym rejsie nie było za bardzo czasu, aby korzystać) – na lądzie bez względu na to jak się dostaniemy w dane miejsce czekają na nas te same atrakcje :-)

W kolejnej części napiszę kilka słów na temat statku oraz tego jak dotrzeć do portu w Kopenhadze. A tymczasem załączam parę zdjęć na zachętę dla zainteresowanych tematem i zapowiadających, czego można się będzie spodziewać dalej…

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

PS. Zdjęcia mają różne rozmiary ponieważ pochodzą z dwóch różnych urządzeń. Starałem się wybrać te, które po prostu były lepsze :-)


Ostatnio edytowany przez greg2014, 31 Maj 2018 18:49, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
24 ludzi lubi ten post.
BrunoJ uważa post za pomocny.
 
      
Wycieczka do Tokio za 3943 PLN. Loty z dużym bagażem z Warszawy + 10 nocy w 4* hotelu Wycieczka do Tokio za 3943 PLN. Loty z dużym bagażem z Warszawy + 10 nocy w 4* hotelu
City break na Malcie za 909 PLN. Loty z Katowic i 5 nocy w hotelu dla pełnoletnich City break na Malcie za 909 PLN. Loty z Katowic i 5 nocy w hotelu dla pełnoletnich
#2 PostWysłany: 31 Maj 2018 17:09 

Rejestracja: 20 Lis 2014
Posty: 3354
złoty
Niesamowite zdjęcia, szkoda ze już po, ja sie dopiero pakuję a mój rejs zaczyna się 09 czerwca.
Chciałem zrobić relację, ale widzę ze nie będzie już sensu.
Mam nadzieję ze twoje opisy pomogą mi w mojej wyprawie.
Musisz wyrobić się do piątku !!

PS. Zazdroszczę Geiranger.


Ostatnio edytowany przez brzemia, 31 Maj 2018 17:25, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 31 Maj 2018 17:16 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
No jasne, że pisz relację. Zawsze jest sens-poza tym w końcu pojawi się jakaś relacja z rejsu na MSC.
Poza tym nie wierzę, że w 100% będziemy w tych samych miejscach i mieli te same obserwacje-może nie jeśli chodzi o porty ale o lokalne atrakcje, możliwości ich zobaczenia itp.:-)

Co do pisania, będę się starał ale nie wiem czy się wyrobię - w każdym razie możesz śledzić na bieżąco. W Norwegii na szczęście nie ma dopłat do roamingu a we fiordach praktycznie wszędzie jest zasięg 3G lub LTE (operator Telenor). Sugeruję jedynie, żebyś wybrał sobie ręcznie operatora ponieważ automaty (jak zresztą zapewne sam pamiętasz) na statku źle się kończą. Przy słabszym zasięgu automat potrafi przełączyć się na Telenor Maritime czyli sieć GSM generowaną przez statek (tak jest u Costy czy NCL ale w MSC pewnie podobnie bo to "morski standard"), w której ceny są kosmiczne.
Góra
 Profil Relacje PM off
brzemia lubi ten post.
brzemia uważa post za pomocny.
 
      
#4 PostWysłany: 31 Maj 2018 20:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 25 Wrz 2014
Posty: 2869
niebieski
Wszystko wskazuje na to że w tym roku pogoda jest jak na Norwegię odlotowa i na razie zanosi się na to, że taka pozostanie przez kolejne tygodnie. Znajomy dzwonił że w Tromso prawie 10st ;-).
W Stavanger (które pominęliście!) w zasadzie regularnie 25+, zaś ostatni weekend dobiło 30, szaleństwo na plażach, oraz na drogach dojazdowych do nich...
Norwegia chyba faktycznie tak ma, że gdzie by się nie pojechało to znajdzie się urokliwe, a czasem wręcz powalające miejsca. I to bez względu na to czym podróżujemy.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Aga_podrozniczka lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 01 Cze 2018 11:42 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
A propos pogody i upału, to tak w Oslo wyglądały nabrzeża centrum, gdy odpływaliśmy z portu.

Ludzi jak mrówków:-)

Image

Image

...cud, że nikt się nie wkręcił w śruby bo gdy odpływaliśmy, wokół statku była masa ludzi, łódek, jachtów i różnej maści jednostek pływających.

W ciągu dnia na pewno było 30 st. - zresztą jeszcze wieczorem po 22 było 26 st i pasażerowie leżeli sobie na górnym pokładzie jak w środku dnia.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 02 Cze 2018 14:58 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Jak wspomniałem wcześniej, mój rejs zaczynał się w Kopenhadze.

Można się tam dostać z Polski stosunkowo łatwo – ja w obie strony wybrałem bezpośrednie połączenie lotnicze z Krakowa realizowane przez linie Norwegian. Samo dotarcie do lotniska w Kopenhadze nie zasługuje na jakiś większy komentarz – lot trwa nieco ponad godzinę i standardowo dla tej trasy (patrząc na statystyki flightradar24) jest opóźniony – ale w akceptowalnych granicach.

Lotnisko w Kopenhadze jest świetnie skomunikowane z miastem. To samo dotyczy portu, przy czym warto wspomnieć, że w Kopenhadze trudno powiedzieć o czymś takim jak "jeden port". Zwyczajowo przybywające do tego miasta statki wycieczkowe zatrzymują się w jednej z czterech lokalizacji – w sporej odległości od siebie:

Image

W związku z tym warto wcześniej zorientować się skąd wypływa "nasz statek", aby potem nie tułać się po mieście. To, gdzie przypływa który statek można łatwo sprawdzić z kilkudniowym wyprzedzeniem na stronie http://www.cmport.com/ships-in-port/cruise-ships

Zazwyczaj w przypadku największych wycieczkowców wybierane są dwie lokalizacje o nazwach Oceankaj (Nordhavn) oraz Freeport. Costa Favolosa akurat była odprawiana z pierwszej w nich. Z tego co zorientowałem się w porcie jest to zwyczajowa lokalizacja dla statków Costy, które wykorzystują jeden z trzech dostępnych tam terminali.

Sama lokalizacja na pierwszy rzut oka położona jest "pośrodku niczego" co widać na poniższym zdjęciu wykonanym już z pokładu statku:

Image

Punktem orientacyjnym jest olbrzymi budynek z logo UNICEF, obok którego zlokalizowany jest przystanek autobusowy linii 25 oraz 27, którymi można dostać się do miasta.

Jeśli chodzi o samo dotarcie do portu to proponuję każdemu zainteresowanemu pójść najprostszą ścieżką: zainstalować na telefonie aplikację DOT Mobilbilletter, która jest odpowiednikiem naszego serwisu https://jakdojade.pl dla Kopenhagi. Podpowiada ona jak dojechać z miejsca A do miejsca B a także umożliwia od razu zakup odpowiedniego biletu. Jest ona tym pomocna, że w Kopenhadze obowiązuje dość pokręcony jak dla mnie system stref miejskich i kupując bilet trzeba wiedzieć, w której strefie się znajdujemy oraz ile stref chcemy przejechać. Przykładowo z lotniska do terminali Oceankaj jest 3 strefy – ale nie trzeba o tym wiedzieć jeśli korzystamy z w/w aplikacji, która sama to rozpozna. Z moich doświadczeń wynika, że trzeba jedynie pamiętać, żeby bilet kupować stojąc na przystanku, z którego chcemy odjechać – tylko wtedy strefa startowa zostanie rozpoznana prawidłowo. Sam bilet z lotniska do Oceankaj kosztuje 36 koron i jest ważny 90 minut (obowiązuje zasada: im więcej stref, tym dłużej ważny jest bilet); można się na nim przesiadać między autobusami, pociągami, metrem itd. Dla tych, którzy wolą papierowy bilet, dostępne są automaty biletowe (aczkolwiek nie na wszystkich przystankach).

Z lotniska do terminala dostałem się właśnie korzystając z w/w aplikacji oraz mobilnego biletu. Aplikacja podpowiadała kilka kombinacji połączeń – ja wybrałem pociąg z lotniska do stacji Osterport a następnie autobus nr 27, który kończy swoją trasę obok wspomnianego budynku UNICEF.

Akurat w przypadku mojego rejsu złożyło się tak, że zdecydowana większość pasażerów (ok. 2700) rozpoczynało go w Warnemunde czyli dzień później niż ja. W Kopenhadze dotyczyło to tylko można powiedzieć "kameralnej" grupy ok. 500 osób w związku z czym sam proces przebiegł bardzo sprawnie.

A to pierwszy widok na statek w porcie:

Image

Sam terminal portowy nie oferuje żadnych wodotrysków:

Image

Prosta hala z ilomaś stanowiskami check-in, toalety, sprawne WIFI oraz stanowiska informacyjne – to wszystko czego można się tam spodziewać.

Odprawa rozpoczęła się tuż po 11 i praktycznie 15 minut później wszedłem na statek, mogłem się przywitać się z "moim" stewardem i udać do miejsca, od którego zaczynam każdy rejs czyli do bufetu :-)

Jeszcze kilka słów na temat statku.

Costa Favolosa jest jedną z 5 bliźniaczych jednostek klasy Costa Concordia, z których pierwsza (Costa Concordia właśnie) uległa katastrofie w 2012 roku i po podniesieniu z dna jest obecnie cięta na złom w porcie w Genui. Pozostałe jednostki tej klasy we flocie Costy to Pacifica, Fascinosa, Serena oraz właśnie Favolosa. Różnią się one minimalnie układem i ilością kabin oraz przede wszystkim wystrojem i wzornictwem, które zwyczajem Costy jest bardzo krzykliwe, charakteryzuje się niezliczoną liczbą kolorów, zdobień, lamp, lampek i lampeczek. Wszystkie te statki mają wyporność ok. 115 tys. ton i posiadają po 13 pokładów pasażerskich. Sama Costa Favolosa weszła do służby w 2011 roku i jest utrzymana w naprawdę przyzwoitym stanie. Od kilku lat statek ten miesiące od maja do września spędza w północnej Europie żeglując po jednej z tutejszych tras (oprócz Fiordów może to być również Bałtyk, rejsy po portach Holandii i W.Brytanii albo na Islandię) – według jakiegoś schematu podziału tras pomiędzy statki Costy. Warto przy tym dodać, że Costa Favolosa jest jednym z kilku (zazwyczaj 4-ech) statków Costy obsługujących latem region Europy Północnej. Z kolei zimą (od listopada do marca/kwietnia) Favolosa obsługuje trasy w Brazylii i Argentynie. Przez pozostałą część roku pływa głównie po Morzu Śródziemnym albo wykonuje jeden z rejsów repozycyjnych przemieszczając się pomiędzy tymi trzema regionami.

Akurat mój rejs w krainę norweskich fiordów był pierwszym jaki Costa Favolosa wykonywała w tym roku – do Kopenhagi przypłynęła po 2-tygodniowym rejsie repozycyjnym z Morza Śródziemnego.

Jeśli chodzi o standard statku oraz jego atrakcje dostępne dla gości to praktycznie niczym szczególnym nie odstaje on od pozostałych statków Costy i w zasadzie czytając dowolną relację nt. rejsu tą linią (może z wyjątkiem tych, które dotyczą najmniejszych statków) można spodziewać się, że kabiny, wnętrza statku, program dnia , codzienne atrakcje, rozwiązania dot. wycieczek, wyżywienia oraz wszelkich dodatków rozrywkowych będą zbliżone.

Poniżej zamieszczam kilka poglądowych zdjęć z Costa Favolosy – idąc od najwyższych pokładów w dół.

Image


Image

Image

Image

Image

Również życie wieczorne na statku nie odbiegało specjalnie od "statkowej" normy:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

A tymczasem około 17-ej zaliczyliśmy standardowe szkolenie na wypadek alarmu szalupowego. Zazwyczaj odbywa się ono na pokładzie szalupowym obok łodzi ratunkowych ale tym razem ze względu na niewielką liczbę osób, które wsiadały na statek w Kopenhadze odbyło się to w dużo bardziej komfortowych warunkach – nowych pasażerów podzielono na grupy językowe, wyznaczono miejsca zbiórki w różnych barach, gdzie obejrzeliśmy odpowiedni film. Poszło szybko, sprawnie i przyjemnie – tym bardziej, że tym razem nie trzeba było słuchać komunikatów w kilku wersjach językowych:-)

W kolejnej części napiszę co nieco nt. naszego pierwszego i jedynego (oprócz Kopenhagi oczywiście) portu w Danii – Aarhus.

PS. Jeśli chodzi o zwiedzanie Kopenhagi z perspektywy uczestnika rejsu wycieczkowego to polecam świetny przewodnik portowy dot. tego miasta. Można go znaleźć na stronie https://www.tomsportguides.com/port-guides.html
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
brzemia uważa post za pomocny.
 
      
#7 PostWysłany: 03 Cze 2018 17:41 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Miałem pisać o Aarhus ale zapomniałem o wcześniejszym Warnemunde. Jest to dzielnica Rostocku oraz jeden z najpopularniejszych portów wycieczkowców w Niemczech – obok Hamburga oraz Kilonii.

Sama miejscowość jest nieduża i ma charakter wypoczynkowy zbliżony do polskich miejscowości turystycznych nad Bałtykiem. W lecie jest tutaj pewnie masa turystów ale w czasie naszego pobytu nie był to jeszcze sezon, więc w samym miasteczku było sennie i spokojnie.

My zacumowaliśmy praktycznie w samym centrum Warnemunde – kilkaset metrów od stacji kolejki miejskiej skąd co ok. 10 minut kursują pociągi S-Bahn do centrum Rostocku (drogę tę można pokonać również regularnie kursującym stateczkiem). Z górnego pokładu można praktycznie bez problemu ogarnąć wzrokiem całe Warnemunde:

Image

Główny cel pobytu w tym miejscu był związany z wymianą pasażerów – tutaj schodziła zdecydowana większość tych, którzy przypłynęli Costa Favolosą w ramach rejsu repozycyjnego z Morza Śródziemnego, miejsce których zajmowali nowi goście wybierający się na norweskie fiordy.

Trzeba szczerze powiedzieć, że w samym Warnemunde zbyt wiele do oglądania nie ma – ale chętni mogą łatwo i bardzo szybko dostać się do Rostocku, w którym oprócz kilku typowych atrakcji turystycznych jest masa sklepów i galerii handlowych, które jak zauważyłem cieszą się sporym powodzeniem.

Z racji tego, że w Rostocku miałem okazję już być wcześniej, tym razem potraktowałem pobyt w Warnemunde jako relaks przed fiordami i poza krótką przechadzką po mieście oddałem się błogiemu lenistwu.

Poniżej załączam kilka zdjęć z Warnemunde. Tuż obok portu w towarzystwie przyportowych barów można podziwiać rzeźby wykonane w piasku:

Image

Image

Image

Image

Centrum Warnemunde podzielone jest na dwie części wąskim kanałem portowym-zatoką, w której cumują małe jednostki turystyczne oraz różnego rodzaju bary i restauracje na wodzie:

Image

Image

Image

Idąc wzdłuż brzegów kanału można zobaczyć zlokalizowane przy jego wejściu po obu jego brzegach dwie małe latarnie sygnalizacyjne oraz spotkać liczne cumujące tutaj łodzie rybackie:

Image

Największy ruch turystyczny, różnego rodzaju knajpki, hotele itp. są zlokalizowane właśnie w tej okolicy – tym bardziej, że jest to praktycznie tuż obok końcowej stacji kolejki S-Bahn, z której kursują nie tylko wspomniane pociągi do Rostocku ale także do Berlina.

W okolicy tej jest również nieco starszych budynków, a nieco dalej najstarsza zachowana budowla Warnemunde – latarnia morska z końca XIX wieku. Obok niej w czasach DDR wybudowano oryginalny budynek Teepott, w którym zlokalizowane są przede wszystkim restauracje:

Image

Image

Image

W tej okolicy można wejść również na bardzo szeroką i ciągnącą się po horyzont plażę, która w czasie naszego pobytu nie licząc spacerowiczów była praktycznie pusta. W oddali widać z niej budynek hotelu Neptun zdecydowanie dominujący nad tutejszą zabudową:

Image

Image

Image

Cała wycieczka wokół Warnemunde spacerowym krokiem nie zajmuje więcej niż 2 godziny. Z mojego punktu widzenia było to leniwe i spokojne miejsce i tak naprawdę poprzedzające prawdziwy początek naszej wyprawy na fiordy – aczkolwiek w lecie zapewne jest tutaj zupełnie inaczej.

C.D.N.


Ostatnio edytowany przez greg2014, 11 Cze 2018 09:46, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 04 Cze 2018 08:50 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Aarhus przywitało nas prawdziwie letnią pogodą – i w zasadzie od tego miejsca do samego końca rejsu pozostała już ona bez większych zmian (nie uwzględniając tego, że bywało jeszcze cieplej). Jest to drugie co do wielkości miasto Danii i bardzo duży ośrodek akademicki – kampus uniwersytecki zajmuje zresztą sporą jego część.

Image

Statek zacumował w miejscu, które trudno zdefiniować. Z jednej strony było to praktycznie centrum miasta, z drugiej zaś byliśmy otoczeni jakimiś industrialnymi obiektami, dźwigami itp. Z pomiędzy nich można było wypatrzyć pierwszą panoramę Aarhus:

Image

Okolice nabrzeży portu są zresztą popularnym miejscem do opalania, placem zabaw dla dzieci a dodatkowo towarzyszy im kilka boisk do gier zespołowych. W godzinach popołudniowych miejsce zaroiło się od dzieci i nie tylko:

Image

Akurat nasz pobyt w Aarhus przypadł na sobotę. Rano (około godz. 9), gdy schodziliśmy ze statku miasto było praktycznie wyludnione i senne. Odległość z portu do umownego centrum okazała się stosunkowo niewielka a samo miasto naprawdę interesujące. Co ciekawe, bardzo dużo pasażerów pojechało stąd (samodzielnie albo w wycieczkach organizowanych przez statek) do Legolandu w Billund (ok. 90 km).

Przez całe centrum miasta wije się niczym uciekający wąż rzeczka – imienniczka miasta. Do tego slalomu-giganta nieźle dopasowana została okoliczna, w większości bardzo współczesna zabudowa, deptaki i placyki miejskie, ciągi knajpek i sklepików, które co widać było szczególnie po południu-gdy wracałem na statek są centrum miejskiego życia. Tutaj też zlokalizowane są (przechodząc nie sposób ich nie zauważyć) kluby studenckie, które otwierają swoje podwoje praktycznie dopiero na noc. Zresztą powitalny napis przy wejściu do portu głosił, że statystycznie 1/3 osób napotkanych nocą w mieście – szczególnie w weekendy – to studenci :-)

Tak wyglądają okolice wspomnianej "wężowej" rzeczki:

Image

Image

Image

Moim pierwszym celem w Aarhus było plenerowe muzeum-skansen Den Gamble By.

Po drodze minąłem obrzymią-sarkofagową wręcz bryłę muzeum Muzeum Sztuki ARoS (Aros to pierwotna nazwa Aarhus), na szczycie której zlokalizowany jest kolorowy przeszklony pomost w kształcie okręgu, z którego można podziwiać panoramę miasta:

Image

Den Gamble By jest de facto ogrodzoną dzielnicą miasta, w skład której wchodzi kilka kwartałów ulic zabudowanych pochodzącymi z różnych okresów oraz regionów Danii oryginalnymi domami oraz innymi budowlami. Bilet wstępu kosztuje 135 koron duńskich dla osób dorosłych i 55 koron dla studentów (dzieci i młodzież do lat 17 mają wstęp za darmo) i moim zdaniem jest absolutnie wart swojej ceny. Wystarczy spojrzeć na mapę, żeby się przekonać, że jest to naprawdę spory kompleks około 75 budynków i towarzyszących im różnych dodatkowych budowli, pomiędzy którymi wytyczone są uliczki, ogródki, podwórka, oczywiście obowiązkowa rzeczka z kręcącymi się kołami młyńskimi itd. Całość jest utrzymana w świetnym stanie (chociaż część budynków była wyłączona ze zwiedzania w związku z prowadzonymi pracami konserwacyjnymi), a do zdecydowanej większości obiektów można wejść i zobaczyć jakie pierwotnie funkcje pełniły. Znajdziemy wśród nich domek krawca, aptekę, wytwórnię trumien, zwykłe domki farmerskie a także salony klasy średniej. Poczucie realizmu podnoszą odpowiednia aranżacja podwórek, gdzie można zobaczyć np. szwendające się ptactwo domowe czy suszące się pranie. Aptece z kolei towarzyszy z kolei ogródek z ziołami (tablica informuje pod którym numerem możemy znaleźć interesującą nas roślinkę – z ostrzeżeniem, że niektóre są trujące) itd.

Cały kompleks podzielony jest na trzy części poświęcone różnym okresom historycznym. Największa dotyczy okresu do 1864 roku, druga lat 1864-1927 a trzecia okresu już prawie współczesnego – tzn. po 1927.

Poniższe zdjęcia prezentują wybrane budynki tego kompleksu w porządku chronologicznym:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Mogę tylko dodać, że temu miejscu można poświęcić nawet kilka godzin czasu – w zależności od stopnia zainteresowania tematem. W razie potrzeby w Den Gamble By jest wszystko co potrzeba – od miejsc do odpoczynku, kafejek oraz restauracji zaczynając, na placach zabaw dla dzieci kończąc. Miejsce jak dla mnie jest naprawdę warte zobaczenia. Prawdziwa podróż w czasie.

W bezpośrednim sąsiedztwie Den Gamble By znajduje się ogród botaniczny oraz drewniany wiatrak:

Image

Pomijając wspomniane na wstępie okolice rzeki Aarhus, warto również przejść się po uliczkach starego miasta, nad którym dominuje katedra (co ciekawe jest to w ogóle największy kościół w całej Danii), której początki sięgają XIII wieku:

Image

Drugą wiekową świątynią w mieście jest były kościół św. Mikołaja, którego zachowana krypta pochodzi z XI wieku:

Image

Jeden i drugi można swobodnie zwiedzać.

Dodatkowo w bezpośrednim sąsiedztwie katedry można zobaczyć teatr miejski:

Image

Cokolwiek by nie powiedzieć, Aarhus jak dla mnie okazało się ciekawym i wartym zobaczenia miejscem chociaż charakter tej wizyty był zupełnie inny, niż większości miejsc na naszej dalszej trasie, gdzie głównym punktem programu była natura.

Co prawda kolejny port w norweskim Haugesund był dopiero wstępem do podziwiania cudów natury, ale dawał już szansę na poczucie pierwszych norweskich klimatów.

Ale o tym napiszę już w kolejnej części :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
BrunoJ uważa post za pomocny.
 
      
#9 PostWysłany: 05 Cze 2018 11:15 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Po kilku dniach od rozpoczęcia rejsu dotarliśmy do Norwegii. Miasto przywitało nas piękną słoneczną - jeszcze do niedawna powiedziałbym, że nie-norweską – pogodą.

W Haugesund podczas całego rejsu mieliśmy zaplanowane dwa postoje – jeden w pierwszym tygodniu – w drodze do Bergen oraz drugi podczas powrotu. W związku z tym postanowiłem, że podczas pierwszego postoju zaliczę spacerek po mieście i jego najbliższych okolicach a podczas drugiego wypuszczę się nieco dalej, żeby zobaczyć okoliczną naturę.

Samo miasto jest niewielkie jak na europejskie standardy – liczy niespełna 40 000 mieszkańców i położone jest na kilku wyspach, z których dwie największe połączone są majestatycznymi i zawieszonymi bardzo wysoko mostami . Na pozostałe można z kolei dostać się korzystając z promów/łodzi. Do tego dochodzą dziesiątki niewielkich i niezamieszkałych wysepek, z których niektóre to co najwyżej większe skały wystające z wody.

Tak miasto oraz okoliczne wysepki wyglądają od strony wody:

Image

Image

Image

Image

Nasz statek zatrzymał się przy nabrzeżu na wyspie Risoy, przy klimatycznym terminalu o minimalistycznym może na pierwszy rzut oka wyglądzie ale bardzo praktycznym od strony użytkowej – było w nim wszystko co należy, z wifi włącznie :-)

Image

Z kolei obok nas – przy sąsiednim nabrzeżu trwała w najlepsze budowa platformy wiertniczej, w głębi zatoki można było zresztą łatwo dostrzec kolejne podobne konstrukcje:

Image

No właśnie, historia Haugesund jest bardzo ciekawa i o ile dla nas stanowiła pewnego rodzaju bramę-wstęp do zwiedzania Norwegii, o tyle dla miejscowych jest czymś w rodzaju naszego Gniezna. Chociaż samo miasto jest stosunkowo młode, to już dużo wcześniej istniały już tutaj osady a według przekazów historycznych, to właśnie w tej okolicy Harald Pięknowłosy – jeden z wodzów Wikingów po zwycięskiej bitwie i zjednoczeniu kilku dotychczas odrębnych regionów ogłosił się królem kraju, który nazwał Norwegią.

Ale po kolei. Z portu do centrum miasta można się przejść na piechotę (według drogowskazów jest to 850m) lub podjechać darmowym autobusem zapewnianym przez port. Przynajmniej w jedną stronę zdecydowanie polecam tę pierwszą opcję ze względu na możliwość przejścia mostem Risoy, z którego roztacza się piękna panorama na nabrzeża starego portu rybackiego oraz zabudowę portową.

Sam most jest zawieszony bardzo wysoko i stanowi ciekawą konstrukcję stalową - podobnie jak położony kilkaset metrów dalej drugi most prowadzący na wyspę Hasseloy.

Image

A tak wygląda port rybacki i jego okolice z poziomu mostu Risoy:

Image

Okolice starego portu są zresztą bardzo malownicze i warto poświęcić im trochę czasu. Tutejsza zabudowa jest charakterystyczna i bardzo reprezentacyjna:

Image

Image

Zresztą historycznie miasto utrzymywało się i słynęło głównie z połowów licznie występujących w tej okolicy śledzi. Z czasem, kiedy ryb ubywało – pojawił się tutaj jakiś przemysł a obecnie, co zresztą było widać z naszego statku powstają tutaj m.in. konstrukcje dla przemysłu naftowego.

W centrum miasta znajduje się długi na kilka kilometrów deptak pełniący głównie funkcje handlowe, a w jego bliskiej okolicy jeden z najwyższych budynków - miejscowy kościół, obok którego zlokalizowany był zresztą końcowy przystanek autobusu portowego:

Image

Spacerując po mieście nie sposób nie zwrócić uwagi na charakterystyczne drewniane (w całości lub w zdecydowanej większości) budynki:

Image

Image

W stosunkowo bliskiej odległości od miasta można zobaczyć pomnik uważany za kolebkę Norwegii:

Image

Został on wzniesiony w 1000-lecie zjednoczenia Norwegii przez Haralda Pięknowłosego. Według legendy został tutaj pochowany jednak historycy się spierają co do tego, czy faktycznie tak było.

Obok na niewielkim wzniesieniu można zobaczyć również kamienny krzyż (przez niektórych datowany na X wiek), w przeszłości głoszący, że dotarła tutaj religia chrześcijańska. Krzyż złamał się w czasie jednej z zim XIX wieku i po rekonstrukcji składa się z dwóch części spiętych metalowymi pierścieniami:

Image

U podnóża wzgórza zlokalizowany jest jeden z kampingów, których w następnych dniach miałem okazję widzieć co najmniej kilkanaście. Niewątpliwie miał swój urok, a jak się później dowiedziałem od przewodnika zwiedzanie Norwegii kamperem lub samochodem szczególnie latem jest niezwykle popularne.

Image

Z tego miejsca warto się przejść dalej – wzdłuż malowniczego wybrzeża pokrytego w dużej części nieprawdopodobnie soczystą zieloną trawą. Okolica ta zaczęła przypominać tutaj moje norweskie wyobrażenia – z poszarpanym brzegiem, nieśmiałymi klifami, szwendającymi się wszędzie owcami oraz bardzo silnym wiatrem.

Image

Image

Na końcu wycieczki – już na gołej skale – zlokalizowana jest mała latarnia sygnalizacyjna:

Image

Ale wytrzymać tam dłużej niż chwilę było bardzo trudno – silny wiatr chciał dosłownie urwać głowę…

W drodze powrotnej "zahaczyłem" jeszcze o kościółek z XIX wieku o nazwie Skåre kirke:

Image

Niestety w dniu naszej wizyty w Haugesund zamknięty był na cztery spusty, w związku z czym pozostała tylko możliwość obejrzenia go z zewnątrz.

I na tym zakończył się mój pierwszy spacerek po Haugesund. Biorąc pod uwagę kolejne miejscowości na trasie – Olden, Hellesylt, Geiranger czy Flam była to wręcz metropolia. Dała ona również pierwszą szansę na spotkanie z norweską naturą a także historią i tradycjami Norwegii. Przede mną był jeszcze jeden postój w tym miejscu – około tydzień później. Poświęciłem go już niemal w całości okolicznym wzgórzom, parkom oraz szlakom turystycznym – ale o tym napiszę pewnie za kilka dni.

A tymczasem przed nami pierwszy prawdziwy norweski fiord, małe Olden i lodowiec (a w zasadzie to co z niego zostało)…
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 05 Cze 2018 21:46 

Rejestracja: 01 Lip 2012
Posty: 211
Loty: 14
Kilometry: 90 771
niebieski
Dzieki za relacje;) Opowiesz i pokazesz tez codzienne życie pasażera na samym statku?

Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 05 Cze 2018 23:39 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
@Złoty - Szczerze mówiąc tym razem planowałem skupić się przede wszystkim na trasie i tym co można było zobaczyć po drodze. Co do samego statku to z jednej strony traktowałem go głównie jako sypialnię/restaurację/bar i z racji intensywności rejsu mniej niż zwykle korzystałem z jego atrakcji - ale jeśli masz jakieś pytania, pytaj proszę śmiało. Postaram się odpowiedzieć.

Samo funkcjonowanie na Costa Favolosa oraz jej organizacja i atrakcje wyglądają podobnie jak na innych rejsach Costy, gdzie opisałem to bardziej szczegółowo.
Więcej informacji znajdziesz we wcześniejszych moich relacjach z pokładu statków Costy:

rejs-wycieczkowy-z-florydy-karaiby,210,105646
21-dni-na-statku-czyli-z-ziemi-wloskiej-do-dubaju,219,120651
z-wyspy-na-wyspe-czyli-wyprawa-na-karaiby,211,123316
Góra
 Profil Relacje PM off
Złoty lubi ten post.
Złoty uważa post za pomocny.
 
      
#12 PostWysłany: 06 Cze 2018 18:16 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Kolejnego dnia na naszej trasie czekał na nas bajkowy Nordfjord, na którego jednym z końców leży senna wioska o nazwie Olden. Sam fiord nie ma aspiracji bicia rekordu w konkurencji tych najdłuższych (ma "zaledwie" ok. 106 km), jednak dostarcza naprawdę niezapomnianych atrakcji.

Warto wstać rano, aby zobaczyć przepiękne okolice w trakcie żeglugi fiordem. Statek płynął bardzo powoli i pokonanie tych zaledwie 100km zajęło ładnych parę godzin – ale z drugiej strony dla śpiochów zawsze pozostawała możliwość podziwiania widoków podczas drogi powrotnej – trwa mniej więcej tyle samo a ponieważ zmrok zapada bardzo późno, fiord nie zginie w mroku nocy.

Rano było baaardzo zimno, ale później temperatura się podnosiła – aż osiągnęła okolice 25 stopni w środku dnia. Biorąc pod uwagę zaśnieżone szczyty wokół i lodowiec w oddali było w tym jednak coś dziwnego…

Tak wyglądały poranne widoczki z jednego z górnych pokładów:

Image

Image

Image

Około godz. 8 na horyzoncie pojawiło się Olden:

Image

Mówiąc bardzo oględnie, Olden to mała wioska z nieco ponad 1000 mieszkańców i bardzo rozproszoną zabudową ulokowaną na otaczających fiord wzgórzach. Wioska ma jednak swoje "centrum" zlokalizowane w pobliżu miejsca, przy którym cumują statki wycieczkowe. Oprócz dużego pawilonu, w którym ulokowały się sklepy (głównie z pamiątkami) i biura turystyczne oraz położonej w pobliżu stacji benzynowej, składa się na nie kilka sklepów skomasowanych w mały park handlowy. W tle można z kolei zobaczyć jeden z licznych (nie podejmuję się nawet szacować ilu – na pewno słowo "dziesiątków" jest niewystarczające) strumyków przechodzących miejscami w wodospad:

Image

Trzeba przy tym przyznać, że statek po przybiciu do portu totalnie dominuje nad okolicą:

Image

Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, kiedy we fiordzie jest więcej niż jeden statek (wówczas pozostałe stoją na kotwicy a pasażerowie są dostarczania na ląd łodziami – nabrzeże pozwala na przyjęcie tylko jednej jednostki).

Tuż po zejściu ze statku powitały nas tradycyjne norweskie trolle:

Image

Image

Jak się okazało później nie były to wcale ostatnie trolle tego dnia…

Przed większością domów w Olden (i nie tylko) można zobaczyć charakterystyczne trójkątne flagi:

Image

Flaga ta ma swoją nazwę – ale niestety jej nie pomnę. Jak wyjaśnił nam później przewodnik jest to znak dla wszystkich, że właściciel jest w domu i zaprasza do siebie – tradycyjny symbol norweskiej gościnności. W Polsce (i pewnie nie tylko) mógłby to też być znak nie tylko dla gości… :-)

W Olden miałem w planie wybrać się do położonej w pobliżu doliny, z której można zobaczyć lodowiec (a właściwie jego jęzor) o nazwie Briksdal. Ponieważ dostałem od Costy "prezent" w postaci środków na statkowym koncie, które mogłem wydać w trakcie rejsu na co chciałem (z wyjątkiem tzw. "napiwków" oraz wydatków w kasynie), w ramach zagospodarowania tych środków skorzystałem ze statkowej wycieczki. A ponieważ start wycieczki wyznaczono nam na godz. 13, bezpośrednio po przybyciu do Olden zrobiłem sobie indywidualną wycieczkę wstępną po samym Olden i najbliższej okolicy.

Wracając do lodowca, jeśli chodzi o dostanie się w jego okolice, nie ma z tym większego problemu. Zaraz po zejściu ze statku można się natknąć na co najmniej kilka opcji dojazdu na miejsce – ceny zaczynają się od 30-40 EUR za transport w obie strony.

Pierwsze kroki po zejściu ze statku skierowałem w stronę białego kościoła z XVIII wieku, wokół którego zlokalizowany jest niewielki cmentarz:

Image

Jak się okazało, kościół ten w odróżnieniu od drugiego-czerwonego nazywany jest "starym". Czerwony jak łatwo się domyślić z kolei jest "nowym".

Warto przy tym wspomnieć, że swojego czasu w Olden osiedlił się znany amerykański malarz (a przy okazji milioner) William Singer i to dzięki jego staraniom stary kościół został uratowany przed ruiną. Również dzięki jego pomocy wybudowano drugą z wymienionych świątyń.

Od starego kościoła skierowałem się w stronę rzeczki, do której co kilkaset metrów wpada spływający z gór strumyk lub jakiś wodospad. Wzdłuż rzeki prowadzi wąska ścieżka:

Image

Praktycznie z każdego miejsca w Olden można podziwiać przepiękną panoramę doliny z zaśnieżonymi górami i ledwo widocznym w oddali lodowcem na ich szczytach:

Image

Image

A tak prezentuje się nowy kościół:

Image

…i zlokalizowane w jego okolicy tradycyjne domki:

Image

Dla tych, którzy w Olden byli już wcześniej lub z jakichś powodów nie wybierają się na wycieczkę w pobliże lodowca Briksdal, w okolicy jest wytyczonych kilka szlaków. Jednym z nich jest szlak na punkt widokowy Huaren (początek szlaku zlokalizowany jest w okolicy szkoły w Olden), z którego można podziwiać panoramę fiordu:

Image

A ja tymczasem powoli wróciłem na statek. Uzbroiłem się w zimową odzież (no bo jak jedziemy w okolice lodowca to musi być zimno – tak mi się przynajmniej wydawało) i pomaszerowałem na miejsce zbiórki mojej wycieczki…

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
brzemia uważa post za pomocny.
 
      
#13 PostWysłany: 06 Cze 2018 23:48 

Rejestracja: 06 Cze 2018
Posty: 1
Trudno się powstrzymać od pozostawienia komentarza oglądając Twoją fotorelacje. Kiedyś też miałem okazję popłynąć rejsem do Chin, ponieważ pracodawca zapewnił to mnie i mojej małżonce [...] w ramach prezentu urodzinowego od firmy. Jako Klient zresztą uważam, że jest to jeden z czołowych organizatorów rejsów statkiem na jakiego można trafić. Każdy detal dopięty jest na ostatni guzik, nie ma zbędnego zamieszania tuż przed wyjazdem, bo nagle coś się przypomni. Ceny też są przyzwoite, można trafić na fajne promocje a dodatkowo w umowie nie ma żadnych ukrytych opłat i to się ceni. Piękne wspomnienia! Dzięki, że przypomniałeś mi o moich!


Ostatnio edytowany przez Roku, 07 Cze 2018 11:50, edytowano w sumie 1 raz
Reklama, promowanie własnych stron internetowych, podawanie linków do innych, konkurencyjnych stron.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 07 Cze 2018 13:55 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Zatem przyszedł czas na wizytę w Briksdalen i spotkanie z jęzorem lodowca Briksdal. Jest to stosunkowo niedaleko od Olden (ok. 20 km). Dojazd na miejsce może jednak zająć nawet blisko godzinę ze względu na wąską drogę, na której co jakiś czas trzeba się zatrzymywać, aby przepuścić samochody jadące z przeciwnej strony.

Naszym przewodnikiem okazał się Niemiec, który rok wcześniej zachęcony tutejszą naturą przeprowadził się do Norwegii i aktualnie pracuje w biznesie turystycznym.

Praktycznie cała droga prowadzi korytem doliny polodowcowej – początkowo przez Olden (m.in. obok nowego kościoła), a później wzdłuż jezior o mocno wydłużonym kształcie i "wpasowanych" w kształt doliny. Z obu stron drogi co chwilę zresztą spływają do nich liczne strumienie – a co jakiś czas wpada mniej lub bardziej widowiskowy wodospad:

Image

Image

O ile pierwsze wodospady budziły wśród wycieczkowiczów "ochy" i "achy", każdy chciał je fotografować czy filmować, o tyle w mniej więcej w połowie drogi spowszedniały już one wszystkim na tyle, że tylko z mniejszą lub większą ciekawością się im przyglądali.

Naszym punktem docelowym był wielki parking towarzyszący centrum obsługi turystów, spod którego prowadził szlak do jęzora lodowca:

Image

Dosłownie za naszymi plecami szumiał olbrzymi strumień spadający z jednego ze zboczy wysokiej na ponad 1300 metrów góry w kilku kaskadach – będzie go widać na jednym z dalszych zdjęć.

Przejście od parkingu do jęzora lodowca zajmuje ok. 40-50 minut. Trasa jest raczej spacerowa – prowadzi praktycznie na całej długości lekko wznoszącą się utwardzoną drogą i pomijając jedno miejsce, gdzie trzeba nieco bardziej wyjść pod górę przypomina drogę na Polanę Chochołowską w naszych Tatrach.

Dla tych, którzy z różnych powodów nie chcieli (lub nie mogli) zaliczać tej trasy pieszo, miejscowi przygotowali alternatywne (płatne) rozwiązanie – kilkuosobowe pojazdy terenowe o wdzięcznej nazwie "troll". Takie mechaniczne trolle :-)

Image

Image

Tak wygląda sam szlak – patrząc w kierunku parkingu, z którego się wychodzi. To jest zresztą to jedyne wspomniane miejsce o jakiejś poważniejszej różnicy poziomów:

Image

Zresztą patrząc w kierunku początku wędrówki można podziwiać również piękną panoramę doliny, z której wyszliśmy. W oddali widać wielki strumień/wodospad spadający z wysokości około 1000 metrów, o którym wspominałem wcześniej oraz ledwo widoczne dachy domków składających się na centrum obsługi turystów – właśnie tam znajduje się parking, z którego wyszliśmy:

Image

Mniej więcej w połowie drogi przechodzi się obok dużego i bardzo widowiskowego wodospadu. Mostek przez rzeczkę jest miejscem z gwarantowanym prysznicem-mgiełką. Z racji tego, że woda jest lodowata (w końcu rzeczka zaczyna swój bieg właśnie od lodowca), daje to znakomity efekt odświeżający. W tym miejsce, w tle za wodospadem – chociaż może jeszcze niewyraźnie - widać jęzor lodowca:

Image

Image

Praktycznie po minięciu wodospadu, droga prowadzi już praktycznie cały czas po prawie płaskim terenie. Dolina się zwęża, las co ciekawe miejscami gęstnieje a lodowiec widać coraz lepiej:

Image

Ze wzgórz wokół kotła, do którego prowadzi droga spływają dziesiątki mniejszych i większych strumyków:

Image

W pewnym momencie pojawia się tablica informująca o miejscu, do którego dochodził jęzor lodowca w 1920 roku. Było to zaledwie niespełna 100 lat temu – dzisiaj jest tutaj lasek a do jęzora lodowca jest jeszcze spory kawałek. GPS w moim telefonie zmierzył odległość od tego miejsca do ogrodzenia nad jeziorem, którego nie powinno się przekraczać 850m czyli w praktyce jęzor lodowca cofnął się przez 100 lat o co najmniej kilometr:

Image

W końcu dotarliśmy do końca szlaku i jeziora, które daje początek biegu rzeczce wzdłuż której szliśmy od parkingu – zasilanej z kolei wodą z lodowca oraz z okolicznych wzgórz. No i zobaczyliśmy w końcu jęzor lodowca jak na dłoni…

Image

Image

Dziś jęzor urywa się gdzieś na zboczu i nie dochodzi do jeziora, tymczasem jak pokazuje jedno ze zdjęć obok parkingu, zaledwie ok. 10 lat temu kończył się on praktycznie w jeziorze:

Image

Jeszcze kilka słów nt. specyficznej pogody w tym miejscu. Z jednej strony lodowiec i góry śniegu na okolicznych wzgórzach, z drugiej lodowata woda w jeziorze i rzeczce a temu wszystkiemu towarzyszyła całkiem miła dla organizmu temperatura, która moim zdaniem sięgała 15-20 stopni. Kurtki, szaliki, czapki, rękawiczki i inne zimowe odzienia nie były nikomu do niczego potrzebne – chociaż niektórzy z jakichś powodów je zakładali :-)

Powrót na parking zaliczyliśmy tą samą drogą.

W drodze powrotnej na statek, zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę nad jednym z jezior wzdłuż drogi, aby rzucić okiem na potężny masyw górski pokryty śniegiem, z którego "spływa" lodowiec Briksdal:

Image

Image

Uroku (tak w tym, jak i w wielu innych miejscach w Norwegii) dodawały liczne piramidki z kamyków zbudowane przez turystów, oznaczających w ten sposób miejsca, do których chcieliby wrócić:

Image

A tymczasem wróciliśmy na statek i wyruszyliśmy w powrotną drogę Nordfjordem:

Image

Image

Image

Image

W kolejny dzień czekała na nas żegluga wspaniałym Geirangerfjorden oraz dwa postoje – techniczny w Hellesylt oraz właściwy w Geiranger:

Image

Jeśli chodzi o Olden to miejsce jest naprawdę warte zobaczenia a dzień był bardzo udany. Wszystkim polecam tę okolicę:-)
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
brzemia uważa post za pomocny.
 
      
#15 PostWysłany: 07 Cze 2018 14:22 

Rejestracja: 20 Lis 2014
Posty: 3354
złoty
Widziałeś tam drony lub informacje o zakazie lotów dronem ?
juz nie mogę się doczekać, mam nadzieję ze pogoda będzie równie wspaniała jak Twoja.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 07 Cze 2018 17:42 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Dobre pytanie.

Nie widziałem żadnych dronów. Tablic o zakazie ich wykorzystania też nie widziałem - ale za bardzo się pod tym kątem nie rozglądałem.

Przy wejściu na szlak jest z tego co pamiętam jakaś tablica z mapą i zasadami poruszania, ale jej nie czytałem - sądzę jednak, że prędzej przypomina, żeby zabrać czapkę i coś do jedzenia niż żeby nie używać dronów:-) Ale swoją drogą właśnie rzuciłem okiem na YT i są tam filmy kręcone z drona więc może można...

Jeśli byś się na to zdecydował uważaj tylko na wodospady - już w sporej odległości od nich jest mniejszy lub większy prysznic. Szkoda by było drona, chociaż z tego co pamiętam parę dni na palmie na Kanarach zaliczył to i z fiordami sobie pewnie poradzi:-)
Góra
 Profil Relacje PM off
brzemia lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 08 Cze 2018 10:30 

Rejestracja: 20 Lis 2014
Posty: 3354
złoty
jeśłi kogoś interesuje to mój rejs na fiordy który zaczyna się jutro z Kilonii właśnie staniał do 299E za osobę w kabinie z balkonem.
Czasu jest mało ale wczoraj jeszcze kosztował 1499E od osoby.
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#18 PostWysłany: 08 Cze 2018 11:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Piękna cena. Gdyby nie lot do Alesund za ok. 10 dni, to kto wie...

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 08 Cze 2018 13:12 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Last minut jak marzenie - szczególnie na tym kierunku. Jechałbym nawet zaraz...gdyby nie to, że wróciłem stamtąd zaledwie tydzień temu:-)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#20 PostWysłany: 09 Cze 2018 12:43 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Fiord fiordowi nierówny. W zasadzie to chyba każdy jest trochę inny. Nordfjord, którym płynęliśmy dzień wcześniej na sporej części trasy miał łagodne opadające zbocza i zabudowę schodząca niemal do linii brzegu.

Geirangerfjord jest zupełnie inny. Bardzo strome i niedostępne wręcz zbocza spadają prawie pionowo często z wysokości kilkuset metrów. Dosłownie co kilkadziesiąt metrów spada z nich jakiś wodospad lub strumień.

Sam fiord jest odnogą nieco dłuższego Sunnylvsfjorden (26 km), który z kolei rozpoczyna się od jeszcze dłuższego (110 km) Storfjorden (110 km). Z tego ostatniego zresztą odchodzi kilka bocznych fiordów tworząc cały układ. Wystarczy spojrzeć na mapę, aby przekonać się jak jest on pokręcony.

Na godz. 9 mieliśmy zaplanowane przybicie do portu w Hellesylt. To miejsce, w którym umownie kończy się Sunnylvsfjorden oraz rozpoczyna malowniczy Geirangerfjord.

Widok z samego rana z górnych pokładów był bajkowy. Mgła unosiła się jeszcze znad wzgórz ale zapowiadał się naprawdę piękny dzień. To pierwsze zdjęcia jeszcze przed przybiciem do Hellesylt:

Image

Image

Image

A to pierwszy widok na Hellesylt, jaki można było zobaczyć przed godz. 9:

Image

Hellesylt to bardzo mała wioska, która liczy zaledwie niespełna 300 mieszkańców. Statek miał tutaj wyłącznie godzinny postój techniczny przewidziany dla kilku całodniowych wycieczek, które rozpoczynały się właśnie w Hellesylt a kończyły w kolejnym porcie – Geiranger.

Podczas przybijania do nabrzeża w Hellesylt mgła podniosła się już prawie całkowicie odsłaniając wysokie zbocza fiordu oraz zabudowę zdominowaną przez jakąś halę. Pewnie zmieściliby się w niej wszyscy mieszkańcy wioski :-)

Image

A to już pełny widok na Hellesylt. W zbliżeniu widać rozdzielającą wioskę na dwie części rzekę z widowiskowym wodospadem, kościół, zabudowę…oraz autobusy wycieczkowiczów z naszego statku:

Image

Tak wyglądało to w nieco szerszej perspektywie:

Image

Pomiędzy Hellesylt a Geiranger (zresztą nie tylko) kursują promy pozwalające nie-statkowym turystom podziwiać fiord od strony wody jak również obsługujące miejscowych mieszkańców:

Image

Postój tak jak było zaplanowane był krótki i trwał tylko tyle ile musiał trwać. Więcej czasu zajęły czynności techniczne związane z cumowaniem (rzucanie i mocowanie lin, odwracanie statku itd.) niż sam postój. Około godz. 10 rozpoczęliśmy dalszą wędrówkę wgłąb naprawdę niesamowitego Geirangerfjordu.

Co ciekawe niektóre statki wycieczkowe nie płyną do Geiranger a jedynie zatrzymują się na postój w Hellesylt, po którym wychodzą z fiordu na pełne morze. Biorąc pod uwagę niezwykłe widoki we fiordzie oraz w samym Geiranger trudno mówiąc szczerze mi to zrozumieć – proponuję zwrócić uwagę na to, żeby tego uniknąć jeśli ktoś będzie się wybierał do tej części Norwegii.

My w każdym razie ruszyliśmy dalej. Zbocza na tym odcinku są w wielu miejscach prawie pionowe. Do tego niepoliczalna ilość strumyków, leżące tu i ówdzie pozostałości śniegu no i dosłownie wodospad na wodospadzie. Zresztą wiele z nich składa się z kilku części – kaskad, które musi pokonać woda zanim zasili fiord:

Image

Image

Image

Image

Image

Po kilkudziesięciu minutach wolnej żeglugi na horyzoncie pojawił się jeden z najbardziej popularnych wodospadów w tym fiordzie znany pod nazwą "7 Sisters":

Image

Image

Akurat teraz (wiosną) można z mniejszą lub większą dokładnością policzyć wodospadowe "siostry" i faktycznie widać 7 większych strumieni. Tych mniejszych chyba nikt nawet nie próbował liczyć… W bardziej suchych okresach podobno wodospad ten zamienia się w zależności od sytuacji w "5 Sisters", "3 sisters" itd. Akurat nam było dane zobaczyć go w pełnej okazałości.

Powoli przepływamy obok wodospadu:

Image

Praktycznie dokładnie naprzeciw – na przeciwnym zboczu - znajduje się również bardzo widowiskowy wodospad znany pod nazwą "Zalotnik". Niestety ze względu na porę dnia, akurat w tym czasie słońce świeciło dokładnie z tej strony i zdjęcia nie nadają się do publikacji. Tych, którzy będą w okolicy zachęcam jednak do obejrzenia obu wodospadów w realu – naprawdę warto :-)

Po fiordzie można też pływać mniejszymi jednostkami – nawet kajakami. Jak widać na poniższej fotce, niektórzy uczestnicy takich wypraw pozostawiają po sobie wątpliwej jakości pamiątki – napisy i graffiti na ścianach fiordu:

Image

Jeszcze jeden (a w zasadzie dwa) rzut oka na fiord:

Image

Image

…i jesteśmy praktycznie na miejscu. Niestety w Geiranger dostępne jest nabrzeże (co ciekawe – rozkładane) umożliwiające przyjęcie tylko jednego statku i w tym dniu było ono zarezerwowane dla innej – znacznie większej od naszej – jednostki. Z tego powodu statek rzucił kotwicę w fiordzie a na ląd byliśmy dostarczani łodziami ratunkowymi (tzw. tenderami), które przez cały dzień kursowały tam i z powrotem.

Ale o wrażenia z samego Geiranger napiszę w kolejnej części.

C.D.N.


Ostatnio edytowany przez greg2014, 09 Cze 2018 13:12, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 47 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group