Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 33 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 21 Lut 2018 16:12 

Rejestracja: 31 Sty 2018
Posty: 8
ja też czekam na finał! wyjazd mamy we wtorek i tak fajnie się czyta "świeżutką" relację :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast
Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem) Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem)
#22 PostWysłany: 22 Lut 2018 11:28 

Rejestracja: 05 Lut 2018
Posty: 4
Dzięki za namiar. Z pewnością skorzystamy. Czekamy na dalszą relację z wyprawy.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#23 PostWysłany: 25 Lut 2018 16:08 

Rejestracja: 15 Lis 2012
Posty: 25
Loty: 4
Kilometry: 26 486
Dzień 15 – Wadi Rum . Plus skrót z dni 16 - 18, czyli Akaba i Eilat raz jeszcze.

Rano okazuje się, że katastroficzne prognozy tak całkiem się nie sprawdziły. Znaczy, śniegu nie ma, można jechać. Biorąc pod uwagę, że gdzieś na Costa Blanca podobno właśnie jest rekordowo ciepły styczeń, a w Wadi Musa jakieś 3 stopnie powyżej zera i w całej Jordanii ponoć generalnie zima iluśtamlecia, to nasze intuicje pogodowe delikatnie tylko zawiodły. Trochę tylko denerwują nas przychodzące od czasu do czasu wiadomości od znajomych w stylu – wam to dobrze, ciepło tam macie.
I to nas nie załamie. Jedziemy bez niespodzianek, do czasu. Bo na Kings Highway, gdy wyjeżdżamy jeszcze nieco wyżej, robi się tak:

Image

Image

Image

Image

Uczciwie mówiąc, zima chyba drogowców nie zaskoczyła. Trochę śniegu na szosie leży, ale to takie tam błoto pośniegowe bardziej. Sama możliwość trzaskania zimowych fotek gdzieś na szerokości geograficznej mniej więcej zbieżnej z Kairem nas natomiast zaskakuje mimo wszystko. Żarty żartami, ale mieliśmy po gorącej pustyni łazić. Mikołaj cieszy się na widok śniegu i wspomina, że moglibyśmy wziąć biegówki.
Cieszą nas też znaki zalecające ostrożność na wypadek spotkania z wielbłądami.

Image

No ale takie znaki, to prawie każdy fotografuje i taki znak, to można sobie w każdym sklepie ze znakami kupić. Gdzie tu jakie wielbłądy? Czyżby?

Image

To kilkanaście kilometrów przed wioską Rum. Zamiast oglądać rezerwat biosfery UNESCO, to my stoimy przy szosie i oglądamy zwykłe wielbłądy.

Image

One też nas oglądają.

Image

Ciekawe, skąd właściciel wielbłądów wie, gdzie one akurat są? Ta akcja z wielbłądami wprawia nas w naprawdę dobry nastrój.

Dojeżdżamy do Visitor Center. Tak jak się spodziewamy, natychmiast opada nas grupa facetów, którzy nas serdecznie witają, zapraszają, wszystko nam wytłumaczą no i oczywiście zabiorą na wycieczkę. W międzyczasie zrobiło się dość późno, a nasze nastawienie jest o tyle sceptyczne, że w sumie chcielibyśmy tam spędzić dużo więcej czasu niż trwa kilkugodzinna wycieczka. Tymczasem dziś już nic specjalnego nie nawojujemy, więc kiedyś trzeba będzie tu wrócić na dłużej, a teraz tylko zajrzymy, skoro i tak już za to zapłaciliśmy w JordanPassie.
Trochę wpadliśmy w pułapkę konstruowania z góry założonego planu, a wszystko dlatego, że baliśmy się, by po Wadi Rum wrażenia z wszystkich innych miejsc nie były osłabione. Że tam tak pięknie, a już potem gdzie indziej nuda.
Facetów omijamy, podbijamy JordanPassy, upewniamy się u pana z Visitor Center, że można jechać do wioski i można chodzić po pustyni gdzie i jak się chce. Faceci nie dają za wygraną i są delikatnie mówiąc nieprzyjemni. Niechętnie bym z nimi w ogóle dyskutował, ale otaczają nas i usiłują zatrzymać. Nie wierzą, gdy mówimy, że będziemy chodzić pieszo. Pieszo nie wyjdziecie z wioski, zgubicie się, dzieci się zmęczą, jest za zimno, za duży wiatr dla dzieci.
Zaraz, chłopie, a na pace twojego schrott-pickupa to nie ma wiatru i dzieciom będzie ciepło?
Robi się już naprawdę niemiło, gdy dajemy im zdecydowanie do zrozumienia, że nie będziemy korzystać z ich usług. Jeden z Beduinów – pewnie ten, co jest pierwszy w kolejce, albo ichni menedżer rzuca tekstem „jak wam się coś stanie, to my za to nie odpowiadamy i nawet nie próbujcie tu przychodzić”. Hm… Welcome to Wadi Rum! Pierwszy raz taka naprawdę niesympatyczna nachalność nas spotyka, a hasło rzucone na pożegnanie nieprzyjemnie brzmi jak groźba? Dochodzimy do wniosku, że to takie tylko gadanie. W sumie trudno się dziwić ich frustracji. Niby trochę turystów, jak później zobaczymy, pojawia się tam. Jednak tak jak wszędzie w Jordanii, zdecydowanie większa liczba osób usiłuje coś zarobić na turystach, niż tych turystów w ogóle tam przyjeżdża. Tyle, że wszędzie dotychczas nasza odmowa skorzystania z usług albo oferowanych towarów przyjmowana była spokojnie, z reguły z uśmiechem albo najwyżej obojętnie. Tu – raczej dość agresywnie.
Jedziemy do wioski, zostawiamy auto na dużym parkingu, historia się trochę powtarza, ale ci, którzy tam stoją są już jacyś tacy bardziej przyjaźnie nastawieni. Jeden z nich nawet próbuje nam tłumaczyć, gdzie jego zdaniem możemy pójść, aby dzieci zanadto się nie zmęczyły, jeśli już naprawdę nie chcemy skorzystać z jego usług. Przyjmujemy do wiadomości…
Nasza niechęć do skorzystania z usług miejscowych przewodników wynika po trosze z alergii na wszelkie zorganizowane formy zwiedzania czegokolwiek, po trosze z przekory, ale też wydaje się mieć pewne racjonalne podstawy. Otóż wcale aż tak bardzo zimno tam nie jest, jakieś 8 stopni, a od czasu do czasu prześwieca słonko.
Po drugie, przeprowadzone poprzedniego wieczoru badania czeskiej mapy oraz niezliczonych ofert wycieczek rezerwowalnych przecież przez Internet też prowadzą do wniosku, że oczywiście nie zobaczymy wszystkich atrakcji, które się pokazuje turystom na tych całodniowych turach. Ale nasz czas i tak będzie ograniczony do kilku godzin, a już to, co pokazują na 3-4 godzinnych wycieczkach, jest położone stosunkowo blisko wioski. W zasięgu spaceru są też pierwsze kempy, w których spędza się owe cudowne noce na pustyni, czyli musi tam być pięknie.
Skoro tak, to atakujemy. Wioskę Rum należy przejść czym prędzej, bo jest tam naprawdę „ tak brudno i brzydko że pękają oczy”.
Co wszakże nie dotyczy jej otoczenia. Starczy wyjść kilkaset metrów i jest już dobrze.

Image

Tyle, że przyczepia się do nas miejscowy burek. Jeszcze tego brakowało. Może wstyd się przyznać, ale ja się bardzo boję psów, a zwłaszcza takich wałęsających się. Strach rośnie proporcjonalnie do liczby dzieci, które mam pod opieką. Dorota oczywiście przekonuje mnie, że pies nie zrobi mi absolutnie nic, jest młody i chce się bawić. Dobra, dobra. Zdaje się że bestia będzie łazić za nami cały dzień. W końcu jakoś się z tym godzę, choć szanse na zgubienie asysty są marne. Nie widać, by ktoś wpadł na podobny do naszego pomysł łażenia tu na nogach, czyli pies nie będzie się miał do kogo przeczepić. Za to mimo fatalnej teoretycznie pogody co i rusz mijają nas auta z turystami, zdezelowane pickupy, mniej lub bardziej poobijane Jeepy, Landcruisery i inne takie. Ruch jak w niedzielę na drodze do marketu.
Z mapy wynika, że jakieś cztery kilometry od wioski jest piaszczysta wydma. Niewiele dalej zaś wąwóz Ghazali, do którego wozi się turystów i tam też zamierzamy dojść, a może przejść nim kawałek. Idzie się bez najmniejszego problemu, wyjeżdżonych kołami terenówek twardych szlaków jest mnóstwo, a gdy już tracimy z oczu wioskę , jest po prostu pięknie. W tych momentach, gdy nic nie przejeżdża, a takie też się zdarzają, można tę pustynię poczuć. Spójrzcie, co można zobaczyć chodząc po pustyni na własnych nogach – co według miejscowych miało być niemożliwe.

Image

Image

Image

Po około półtorej godziny docieramy do masywu skalnego Jebel Ghazali.

Image

Image


Już z daleka widzimy, że kierunek jest słuszny. Wszystkie terenówki z turystami tam się właśnie zatrzymują. Że tak powiem, moje wyobrażenie, iż przejdziemy się wąwozem, rozmija się nieco z rzeczywistością.

Image

Można przejść kilkadziesiąt metrów, a potem jak na mój gust potrzebne są już pewne umiejętności wspinaczkowe.

Image

Na dodatek tam gdzie dałoby się może i normalnie iść, stoi sporo wody.

Image

Niemniej oczywiście wrażenie jest duże. Jak zaobserwowaliśmy, przeciętny stop wycieczki jeepowej w tym miejscu trwa około pół godziny. 50% podjeżdżających autami turystów to Polacy. Jest też grupa Irańczyków. Panie w czadorach, z zasłoniętymi oczami chwilowo przestają się zasłaniać, gdyż przeszkadza im to w obfotografowaniu nas… Nie rewanżujemy się jednak tym samym.
Trochę się rozjaśnia. Spod wejścia do wąwozu widoki takie.

Image

Image

Idziemy też na wydmę. Później sprawdzę jeszcze raz, że najkrótsze dwu - trzygodzinne wycieczki nie obejmują w zasadzie żadnych innych atrakcji poza źródłem Lawrence'a. Na tę wydmę też jadą wszyscy. Jest położona niedaleko od wejścia do kanionu. Znów robi się szaro i groźnie, ale na chwilę.

Image

Włazimy i oglądamy świat z góry:

Image

Zbiegamy ciesząc się jak dzieci (zwłaszcza dzieci). To samo zresztą uskutecznia grupka koleżków w wojskowych mundurach.
Ale ich nie fotografujemy, może są strategiczną obsadą tego punktu? Dzieci nic sobie nie robią z obecności armii.

Image

Może Łebie nie dorównuje ;) , ale jest całkiem niezła.

Image

W Łebie nie mają poza tym takich skałek. No i ten róż.
Obserwujemy też, jak jacyś mistrzowie usiłują wjechać na wydmę oklejonym naklejkami wypożyczalni Pajero. Średnio im to wychodzi, ale jakoś się odkopują.
Światło jest tego dnia niesamowite, choć trudne do fotografowania, ale piękne. Chmury się przewalają, piasek zmienia kolor. On naprawdę jest albo przynajmniej bywa purpurowo czerwony. Ale nie zawsze na zdjęciach to widać.

Image

Image

Image

Kto oglądał "Lawrence’a z Arabii", rozpozna kilka planów z filmu. A może tylko mi się tak zdaje?

Image

I to samo nieco szerzej z nami i z perspektywą na dolinę.

Image

Różne źródła podają, że to w Wadi Rum król Hussein podczas jednej z „gospodarskich wizyt” na planie filmowym poznał swą drugą żonę - Antoinette Gardiner, brytyjską asystentkę przy produkcji Lawrence’a, po zawarciu małżeństwa znaną jako Muna al Hussein – matkę obecnego króla Abdullaha II.

Powoli wracamy, a światło i niebo szaleje.

Image

Image

Image

Do wioski dojdziemy przed zmierzchem. Oczywiście kundel cały dzień włóczy się za nami, ale już dawno go dodałem do ignorowanych, on też trzyma się w bezpiecznej odległości, pozwala nawet dzieciakom pobiegać nie goniąc ich. Na sam koniec wycieczki jednak nawet ja żałuję, że nie mamy nawet nic, co mógłby od nas dostać do jedzenia, a należy mu się jak psu zupa.
Przed wioską okazuje się, że takich jak on jest tam ładnych parę sztuk i nie zachowują się w stosunku do nas przyjaźnie. Jakby warczą. Co robi nasz towarzysz? Przejmuje odpowiedzialność za stado, wściekle warczy też, nie na nas – na sforę kundli która usiłuje do nas podejść i w pojedynkę ją rozgania. Idzie jeszcze jakiś czas z nami, ogląda się, po czym odchodzi w swoją stronę.
Po drodze do auta, w wiosce, która sama w sobie robi fatalne wrażenie, jednak coś fajnego też widzimy. Generalnie w tej wiosce są: betonowe bloczki i wielbłądy.

Image

Czy warto było tak na parę godzin, nie na wycieczkę jeepową? Bez dwóch zdań. Czy da się i czy warto poznawać Wadi Rum na własnych nogach? Na pewno da się, tylko trzeba takie założenie przyjąć z góry i jeszcze nieco lepiej się przygotować. Miejsca, gdzie doszliśmy, spokojnym marszem oddalone są o półtorej godziny od wioski. Nam oczywiście cały spacer zajął jakieś 5 godzin, ale obejmował piknikowanie, niezliczoną ilość fotostopów, zabawy na wydmie. Według nas, nie straciliśmy niczego, co dałaby nam taka krótka jeepowa wycieczka, a strasznie nie lubimy, gdy ktoś nas popędza, patrzy na zegarek, wyznacza nam czas – 15 minut tu, pół godziny tam. Wycieczki jeżdżą jeszcze na źródło Lawrence’a – świadomie tam nie poszliśmy, uznając że nie jest to najciekawsza z rzeczy do oglądania tam. Do źródła można również z pewnością dojść z wioski. W zasięgu naszego spaceru było pięć –sześć turystycznych kempów. Jeśli ktoś liczy na takie przeżycia polegające na nocy spędzonej w odosobnieniu, dzikości, to warto dokładnie sprawdzić w jakim miejscu jest położone obozowisko i ewentualnie wybrać takie bardziej oddalone.
Absolutnie nie negujemy wartości nocy spędzonej pod gwiazdami czy też w zbudowanym dla turystów obozie w Wadi Rum, do którego dojeżdża się autem. Wiem, że nie zobaczyliśmy skalnych grzybów, łuków skalnych i tylko liznęliśmy kawałek pustyni. Ale i tak nie byłoby tego dużo więcej na kilkugodzinnej turze autem. A my sobie powoli, spokojnie, po swojemu… I już zupełnie nie brakowało nam sztucznie aranżowanych śpiewów, tańców czy przepłaconego „miejscowego” jedzenia (które często podobno gotują egipscy kucharze udający miejscowych Beduinów – są po prostu tańsi).
Z naszego punktu widzenia optymalnym sposobem zwiedzenia pustyni byłaby wędrówka z własnym namiotem od punktu do punktu - pod warunkiem rozwiązania problemu wody pitnej, której w styczniu nie zużyliśmy zbyt wiele, lecz przy większym upale niewątpliwie poszłoby jej mnóstwo. Zatem pewnie nie dałoby się uniknąć wizyt w tych obozowiskach, a może i noclegu tam. Pod warunkiem posiadania dobrej mapy/ śladów GPS można jednak moim zdaniem Wadi Rum eksplorować pieszo.
Jeśli natomiast ktoś chciałby – jak większość – pustynię zwiedzać w ramach zorganizowanej wycieczki, to według nas zdecydowanie lepszym pomysłem jest dokonanie rezerwacji z góry, dokładne z góry ustalenie ceny i pozytywne nastawienie do tego projektu od samego początku. Spotkanie z Beduinami w Visitor Center i próba negocjacji z nimi nie będzie należeć do przyjemności. My nie próbowaliśmy negocjować niczego, a i tak byli niemili.
My z Wadi Rum wyjeżdżamy naładowani mimo wszystko pozytywną energią i z myślą, że kiedyś zobaczymy je dokładniej. Właściwie „przygodowa” część naszej wyprawy na tym się kończy.
Dojeżdżamy do Akaby, gdzie zarezerwowaliśmy sobie inny niż poprzednio hotel przy południowej plaży. Bedouin Moon Village – to jeden z kilku skupionych obok siebie ośrodków, połączonych z centrami nurkowymi. Ten nasz akurat był w danym terminie najtańszy, jest dość czysto, basen, ogólnie przyjemne wyluzowane miejsce. Prowadzi to od kilkunastu lat z pewną przerwą nieco hm… ekscentryczny menedżer Ronnie, zdaje się że choć Jordańczyk, to taki trochę zamerykanizowany (mieszkał tam jakiś czas, tak przynajmniej zrozumieliśmy). Jest wobec nas bardzo przyjazny, pewne niedostatki miejsca przykrywa swoją troskliwością, wlewa w nas herbatę. Ale odnoszę wrażenie, że facet jest niezłym dziwakiem i niekoniecznie cały czas panuje nad sytuacją. Na wszelki wypadek przy śniadaniu nie powiem mu, że serek topiony który dostaliśmy powinien wylądować w śmietniku już jakiś czas temu….
Wieczorem prowadzimy rozmowę z jednym z gości – Jordańczykiem z okolic Irbid, który przyjechał na krótkie wakacje z Kanady, gdzie mieszka i pracuje od siedmiu lat jako elektryk. Ciekawie, mądrze opowiada o różnicy spojrzeń na świat, na życie tu i tam, o ewolucji swoich poglądów, o trudnościach życia tak daleko od domu. Jego syn, który studiował medycynę w Chinach, też zamierza dołączyć do ojca w poszukiwaniu lepszego życia. Podobno w Kanadzie jest stosunkowo wielu Jordańczyków.
Korzystając z obfitości liquor shopów w czasie wypadu do miasta wieczorem jeszcze postanawiamy, że zbyt krótki pobyt w Wadi Rum dorosłej części wycieczki zrekompensuje rozwiązanie połowiczne. Nie było za dużo Wadi, może być sam rum. 4JOD - 0,375l i da się to wypić z jakimś rozcieńczaczem.
Kolejnego dnia nasza przygoda z Jordanią dobiega końca. Od rana plażujemy intensywnie. Plaża jest pustawa, sporo Europejczyków, niemal brak miejscowych, nikogo nie bulwersują dziewczyny w kostiumach kąpielowych, lecz pewnie inaczej byłoby w ciepły wolny od pracy dzień, gdyby miejscowych były tłumy. Jak dla nas (pewnie nie za dużo widzieliśmy) doskonały snorkelling – rafa przy tej plaży zwana Japanese Garden należy do najlepszych w Akabie. Około 16 – tej zwracamy w centrum Akaby auto. Mohammad, który przyjechał wraz z kolegą po auto z Ammanu odzywa się do nas znacznie wcześniej, mówi że ruszyli z samego rana, bo w Ammanie śnieżyca… Jeszcze zanim się spotkaliśmy odblokował kaucję z karty kredytowej, procedura zwrotu auta przebiega błyskawicznie. Ostatnie żarełko – godna polecenia restauracja Al Mohandes (głównie miejscowi, tanio, i fastfoody i bardziej zaawansowane żarcie), taksówka na granicę za 7 JOD, szybkie przejście(Izraelczycy usiłują rozpakować mój plecak, ale po dojściu do warstw śmierdzących rezygnują) – i już….
Zostają nam dwa dni plażowe w Eilacie. Taksówka z granicy do hotelu 60 NIS. Hotel fajny - a co tam, poszaleliśmy (no dobrze, cashback robi swoje), śpimy w takim wczasowym molochu o nazwie Club Inn, 6 kilometrów poza Eilatem. Miejsce dla nas maksymalnie na dwa dni, bo ile można czasu spędzić wysłuchując wieczorem polskich przekleństw, ale zakwaterowanie komfortowe, duże apartamenty, przepyszne urozmaicone śniadania. Spod samego hotelu można pójść w góry znakowanymi szlakami albo przez góry na plażę Migdalor albo Princess. Zaliczamy obie idąc szosą, wobec buntu dzieci w góry nie wychodząc. Princess lepsza, dla wyjadaczy pewnie słabo, ale nam snorkelling się bardzo podoba.
Te akurat plaże o dziwo są pustawe. Może dlatego nikt w nas nie rzuca kamieniami ani nie kopie plażowym piaskiem (podobno takie dramaty się tam gdzieś rozegrały właśnie jednego z tych dni, gdy byliśmy w Eilacie). O właśnie rozpętanym dyplomatycznym konflikcie polsko – izraelskim dowiemy się już po przejściu wszystkich kontroli na lotnisku w Ovdzie z internetu. Z naszych obserwacji nie wynika, by ktokolwiek do Polaków był negatywnie nastawiony. My natomiast jesteśmy negatywnie nastawieni do części naszych rodaków, mocno widocznych i słyszalnych po ewidentnie nadmiernym spożyciu i nie wiem, czy przy jakimś splocie okoliczności sam bym nie rzucił w ich stronę czymś tam... Spotyka się jednak również bardzo wielu ludzi z Polski wyglądających i zachowujących się sympatycznie, też mnóstwo rodzin z dziećmi, a nawet takich z babcią i dziadkiem. Pełen przekrój. Izraelczycy, z którymi my mamy kontakt, obojętnie w jakiej kwestii - są bardzo pozytywni.
Poniedziałkowy przejazd na lotnisko odbywa się sprawnie, choć nie bez pewnych emocji. Jeden z autobusów 282 nie zatrzymuje się mimo, że na niego machamy, ale o mniej więcej założonej godzinie przyjeżdża ten właściwy pusty i nas zabiera. Kierowca nic o naszych zarezerwowanych i zapłaconych biletach nie wie, kartki z wydrukami ogląda i mówi że musimy wysiąść na dworcu i bilety w maszynie wydrukować, ale tam jest taki tłum, że kierowca wysyła po nasze bilety jakiegoś kumpla , a nam każe siedzieć, w końcu ktoś mu przynosi coś - chyba nasze bilety, bo już nic od nas nie chce. Autobus nie zabiera wszystkich chętnych z dworca, zostają jakieś osoby z już kupionymi biletami, szofer rygorystycznie przestrzega liczby osób na pokładzie – siedzące plus 10 stojących. Jednak pozostali nie zostają na lodzie – wsiadają do odjeżdżającego o tej samej porze 392.
Kontrola w Ovdzie jest tego dnia bardzo sprawna i według mnie profesjonalna, jeśli tylko się jest nastawionym na to, że padną określone pytania i ma się koncepcję odpowiedzi na nie (być może najlepiej powiedzieć prawdę) – jest to do przeżycia. Podobno jednak lepiej traktują rodziny z dziećmi. Nasza rozmowa trwa około 10 minut, padają pytania o to, co właściwie można robić dwa tygodnie w Jordanii, kto nam to wszystko zaplanował, skąd czerpaliśmy informacje, czy kogoś tam poznaliśmy, czy mamy znajomych na Facebooku. Tego tematu szeroko nie poruszamy, a poza tym o CS nie pytał. Po odpowiedzi na pytanie o Egipt, że byliśmy tam owszem, w 1999, agent już tylko się śmieje, przylepia na paszporty naklejkę z kodem 2 i wszystko jest już bardzo szybkie i do bólu poprawne.
Jeden z oficerów paszportowych perfekcyjnie mówi po polsku i wszyscy są naprawdę bardzo uprzejmi. Zdaję sobie sprawę z faktu, że pewnie w zależności od dnia, składu ekipy, humoru może to wyglądać inaczej – nas przebieg kontroli od ponownego wyjazdu do Izraela kiedyś w przyszłości nie odstraszył. Tym bardziej jesteśmy zadowoleni, gdy już pod bramką czytając krajowe wiadomości dowiadujemy się, jak aktualnie wyglądają polsko – izraelskie relacje dyplomatyczne.
I na tym właściwie koniec. Powrotny lot bez wydarzeń, zapełnienie samolotu może 30% nie rokuje bardzo pozytywnie na przyszłość tego połączenia. Chwilę po północy, we wtorek 30 stycznia dojeżdżamy do domu we Wrocławiu.

Bezwzględnie warto było. Choć bynajmniej nie 4free i bynajmniej nie tanio, to obejrzeliśmy fantastyczną Jordanię, sporo z niej posmakowaliśmy, wyjechaliśmy z niej przekonani, że warto tam wrócić. Przede wszystkim do Wadi Rum, żeby spędzić tam kilka dni i połazić po miejscach, gdzie idzie się dłużej. Jeszcze gdzieś indziej w góry, może na jakąś kilkudniową wędrówkę. Najlepiej byłoby wczesną wiosną, żeby jeszcze było choć trochę zielono i nie tak strasznie upalnie. Może warto byłoby poeksplorować wschodnią pustynię, jeszcze na wschód od Azraq – skoro nic tam nie ma, to musi być pięknie. Zostało też parę nieobejrzanych miast.
Jordania jest póki co bezpieczna. Jest przyjazna – z drobnymi wyjątkami, tam gdzie biznes turystyczny mocno już zdemoralizował miejscowych (Wadi Rum) – ale może to nasze indywidualne doświadczenie. Absolutnie nie wykracza to poza podobne układy w bardziej obleganych przez turystów krajach. Poza drobnymi opisanymi gdzieś w relacji kłopocikami – bardzo łatwa do podróżowania, wręcz bezproblemowa. Czyni ją to perfekcyjnym kierunkiem wyjazdu również z dzieciakami, bo różnorodne doświadczenia powinny być ciekawe i dla nich – tak było w naszym przypadku.

Dotarłem właściwie do końca relacji. W sumie nie spodziewałem się, że opisanie podróży będzie trwało dłużej, niż sama podróż. Wymaga to jednak sporo pracy. Tym bardziej docenić trzeba wszystkie fantastyczne relacje, zainspirowany którymi postanowiłem napisać coś własnego. Jeszcze może dodam na koniec, w osobnym poście, podsumowanie kosztów i praktycznych aspektów wyjazdu. Miło mi, że komuś się to pisanie podobało, ale mam świadomość niedostatków relacji, za które przepraszam. Dziękuję tym, którzy doczytali :)
Wszystkie zdjęcia wykorzystane w relacji są naszego autorstwa (Dorota, a samochody - Mikołaj). Mam nadzieję, że także się podobały.
Ziemek
Góra
 Profil Relacje PM off
13 ludzi lubi ten post.
4 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#24 PostWysłany: 26 Lut 2018 11:25 

Rejestracja: 27 Lis 2012
Posty: 31
@ziemekb - dzięki za tę relację. Świetnie się czyta, mnóstwo przydatnych szczegółów i fajne zdjęcia! Fantastyczna rodzinna wyprawa, pomimo rozmaitych kaprysów aury. Tak trzymać!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#25 PostWysłany: 26 Lut 2018 11:36 

Rejestracja: 23 Gru 2014
Posty: 101
@ziemekb ja też ślę podziękowania, za informacje też. Gratuluję samozaparcia na wycieczkach. Co do zachowania miejscowych przewodników, cóż bywa i tak, pamiętam jak nas chciano koniecznie zabrać na wycieczkę do wodospadu w rejonie Agadiru w momencie gdy byliśmy już tam na parkingu, na szczęście poróżnili się między sobą i mogliśmy w miarę spokojnie odjechać.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#26 PostWysłany: 26 Lut 2018 13:37 

Rejestracja: 31 Sty 2018
Posty: 8
@ziemekb - ja również dziękuję! doczekałam się przed naszym wyjazdem (lot jutro) do zamknięcia relacji i doczytałam z pełnym zainteresowaniem do końca. życzę sobie (trochę to egoistyczne?) spotykać na szlakach TAKICH POLAKÓW! pozdrawiamy!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#27 PostWysłany: 17 Mar 2018 19:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Maj 2011
Posty: 159
Loty: 43
Kilometry: 94 286
Dzieki za opis @ziemekb . Chciałem Cie zapytać o osobistą opinię - gdybyś wiedząc co wiesz planował wyjazd raz jeszcze to...".

Będziemy 11 dni w Jordania (przylot do Ammanu, wypożyczenie auta - objazd wzdłuż Morza martwego do Petry i Wadi Rum - powrót: Dana i autostradą do Madaba na 2-3 noce. stąd objazd okolic tj. Zamki na pustyni, Amman, Jerash)

Patrząc na zdjęcia różnych relacji i blogów mam wrażenie że najatrakcyjniejsze dla mnie będą : spacery wzdłuż Wadi przy Morzu Martwym, Petra i Wadi Rum. Lubie zabytki i historyczne miejsca ale na zdjęciach Zamek karak (pominęliście) i te zamki pustynne wyglądają jakoś mało ciekawie. Amman z teatrem tez nie porusza gdy widziałem już mase takich miejsc w Turcji). Napis zprosze czy te pustynne zamki i Amman zrobiły na tobie wrażenie czy raczej to był klasyczny punkt to zobaczenia ale bez szału. Zastanawiam sie czy na północy, przed wylotem nie być krócej i zobaczyć tylko Madabe i okolice oraz Jaresh - w zamian za to dłuzej zostać na południu (na Petre mam 3 dni, na Wadi rum 2 noce :-), Dana niestety tylko pół dnia - a moze warto więcej
_________________
http://www.patrze.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#28 PostWysłany: 29 Mar 2018 20:59 

Rejestracja: 15 Lis 2012
Posty: 25
Loty: 4
Kilometry: 26 486
Z opóźnieniem, ale odpowiadam. Gdybyśmy jeszcze raz tak i na tyle dni jechali, pominąłbym jeden dzień w Ammanie. Wolałbym dłużej pobyć w Danie. Zamki pustynne zrobiły spore wrażenie. Kto wie czy jakbyśmy mieli mniej czasu, nie odpuściłbym także Dżerasz. Ruiny fajne, ale mocno odbudowane. Jeśli na koniec chcecie być w Madabie, a auto bierzecie z lotniska, równie dobrze możecie w ogóle odpuścić nocleg w Ammanie i wyskoczyć tam na jeden dzień, dla załapania klimatu. Co do Karak, na to nie starczyło czasu po prostu. Mam nadzieję, że to jeszcze przydatne w ogóle...
Góra
 Profil Relacje PM off
okiemserca lubi ten post.
 
      
#29 PostWysłany: 31 Mar 2018 17:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 19 Maj 2011
Posty: 159
Loty: 43
Kilometry: 94 286
jasne, dzieki
my lecimy dopiero jesienią, pierwszym lotem KRK-AMM :-)
_________________
http://www.patrze.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#30 PostWysłany: 26 Wrz 2018 21:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Kwi 2013
Posty: 175
Loty: 73
Kilometry: 200 797
niebieski
Bardzo ciekawie się czyta Twoją relację, zawiera ona również wiele wskazówek :) Super, że wybraliście się na pieszą przechadzkę po pustyni. Tutaj pojawiają się moje pytania odnośnie do Wadi Rum:
- czy od głównej drogi do Visitors Center/ Wadi Rum Village jeżdżą głównie jeepy z turystami czy widziałeś wiele lokalsów przemierzających tę trasę? Pytam, pod kątem autostopa.
- jesteśmy młodzi i sprawni i oceniając nasze poprzednie doświadczenie z pustynią, będziemy w stanie przejść do 30 km. gdybyś miał cały dzień od rana do nocy na pieszą wędrówkę to jakie miejsca byś zobaczył tak, aby powstała pętla? :)
_________________
Moje relacje:

Zachód USA mocno rozszerzony i skondensowany jednocześnie
Transsybirem do Chin
Indie z podręcznym
Autostopem po Jordanii
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#31 PostWysłany: 27 Wrz 2018 15:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22 Kwi 2012
Posty: 1254
Loty: 69
Kilometry: 142 806
srebrny
Jeśli chcesz zrobić Wadi Rum na piechotę i masz pytania, to proponuję też zajrzeć na bloga obecnego tu użytkownika „wapniaki w drodze", bo go chyba jeszcze nie znalazłeś.
A odnosząc się do pytania pierwszego, to o którą główną drogę Ci chodzi? Autostradę Akaba - Amman, czy już tę odbiegającą od niej? Generalnie samochody „lokalsów" na tej trasie to albo jadące z turystami, albo po turystów. Stopa idzie złapać, choć pewnie większość kierowców będzie spodziewała się jakiejś zapłaty.
_________________
Przez Bliski Wschód i Kaukaz - Relacja z wyprawy do Turcji, Iranu, Armenii i Gruzji


Ostatnio edytowany przez Pabloo, 28 Wrz 2018 08:39, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
Pietrucha uważa post za pomocny.
 
      
#32 PostWysłany: 27 Wrz 2018 20:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Kwi 2013
Posty: 175
Loty: 73
Kilometry: 200 797
niebieski
Tak, teraz już ich znalazłem w innym wątku.Chodzi mi o autostradę, bo z niej do Wadi Rum Village jest 30 km, ale odpowiedziałeś już na moje pytanie. Dzięki :)
_________________
Moje relacje:

Zachód USA mocno rozszerzony i skondensowany jednocześnie
Transsybirem do Chin
Indie z podręcznym
Autostopem po Jordanii
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#33 PostWysłany: 27 Paź 2018 09:18 

Rejestracja: 23 Gru 2014
Posty: 101
Przygotowujemy się do krótkiego wyjazdu do Jordanii i próbuję znaleźć jakieś informacje co do wypożyczenia samochodu. Nasz wyjazd będzie od 9.11 do 23.11 i będzie łączony z Izraelem. Nie wiem skąd brać samochód, chodzi o polecane firmy, jeżeli takie są. Samochód jest dla nas istotny bo chcielibyśmy tym razem zobaczyć Wadi Rum.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 33 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group