Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 52 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 23 Wrz 2023 22:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Kolejnego dnia mam wycieczkę na Sierra Negra. O poranku, w Villamil ładują nas na ciężarówkę. Pogoda niestety słaba, pochmurno i pada. Na miejscu rozdzielają nas na dwie grupy - angielsko i hiszpańskojęzyczną. Są Brytyjczycy, Duńczycy i Amerykanie w rozmiarze XXL. Już dostaję objawów reakcji alergicznej na obecność w wycieczce zorganizowanej i myślę sobie - pewnie będzie trzeba ciągle czekać na tych Amerykanów, no ale dobra, fajnie jest. ;)

Image

Ruszamy. I tu mnie nieźle zaskoczyli. :D Jedna Brytyjka narzuca jakieś horrendalne tempo marszu, a reszta jak te owce, w te pędy za nią. Okazuje się szybko, że to ja jestem na końcu. :D Ubieram/ściągam kurtkę przeciwdeszczową w biegu, żeby nie stracić ich z oczu. :D Przewodnik też ledwo nadążą i idzie mniej więcej moim tempem. W pewnym momencie pytam czy gdzieś się śpieszymy. Odpowiada mi, że nie, ale nic nie może zrobić, bo to ta dziewczyna nadaje takie tempo. No cóż. Żywy dowód na oczywistą kwestię tego, w jakim celu przewodnik jest obowiązkowy.
Dochodzimy do krateru. Widok zza chmur nie poraża. Amerykanie żartują sobie z tego mlecznego widoku.

Image

Dalej trasa prowadzi wzdłuż kaldery. Po dwóch minutach nasza przodowniczka znowu kilkaset metrów z przodu. :D Powoli zaczyna się rozpogadzać. Są kolejne punkty widokowe, inne grupy się zatrzymują, ale nie nasza. :D Wyłaniająca się zza chmur kaldera robi spektakularne wrażenie swoją wielkością.

Image

Image

W końcu przy kolejnym postoju mówię przewodnikowi, że chyba nie tak to powinno wyglądać, bo chciałbym zobaczyć wulkan a nie bić rekord prędkości przejścia trasy. W odpowiedzi słyszę, że to ja mam problem, bo wszyscy inni są zadowoleni. :D Pytam w związku z tym, gdzie w takim razie jest grupa hiszpańska, bo ta już została hen w tyle. “No to idź sobie z hiszpańską.” :D Dobra. Problem i tak się rozwiązał, bo zaczęła się trudniejsza część szlaku i grupa szła już mniej więcej zwarta. Schodzimy ze szczytu, gdzie roztacza się iście wspaniały widok na pola lawowe i północną część Isabeli.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W drodze powrotnej powtórka z rozrywki. Moja grupa popędziła, a ja wracałem sobie swoim tempem w okolicy grupy hiszpańskiej. Wtedy zrozumiałem, że to rzeczywiście ja miałem problem. Trzeba było do tego od początku podejść na luzaka. Tak właśnie działają różnice kulturowe. ;) Mi się po polsku/europejsku wydawało, że jak wycieczka zorganizowana, to ma być zorganizowana. Ale jestem w Ameryce. Tu wycieczki zorganizowane są niezorganizowane - tak jak lubię ;) tylko trzeba za to cenne niezorganizowanie zapłacić. :D

Image

Image

Image

W ostatni wieczór na Isabeli postanowiłem połazić po kamienistym wybrzeżu wokół Villamil. Jest pięknie i znowu spotykam pingwiny. :D

Image

Image

Image

Przycupnąłem sobie obok jednego i posiedzieliśmy tak sobie do zachodu słońca.

Image

Image





Kolacja jak zwykle w Albicie. Tym razem ryba guaju. Znowu dobry posiłek.

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
8 dni na Zanzibarze za 2903 PLN. Loty z dużym bagażem z Warszawy + hotel ze śniadaniami 8 dni na Zanzibarze za 2903 PLN. Loty z dużym bagażem z Warszawy + hotel ze śniadaniami
Wakacje na Krecie za 1097 PLN. Loty z Gdańska i 5 noclegów blisko plaży Wakacje na Krecie za 1097 PLN. Loty z Gdańska i 5 noclegów blisko plaży
#22 PostWysłany: 30 Wrz 2023 22:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Pobudka tuż po 4:00 ponieważ o 5:30 odpływa prom na Santa Cruz.
Miał być New Ocean jak w drodze tam, ale tym razem trafiam na Neptuna i jest kiepsko. Zamiast wygodnych foteli, ławeczka wzdłuż burty, łódź pełna i siedzimy w ścisku. Na domiar złego, Holendrzy mieli rację. Bardzo rzuca. Co jakiś czas ekipa musi przesunąć się do przodu, bo wszyscy zsuwają się w kierunku rufu. Siedzący z tyłu dostają płaszcze przeciwdeszczowe, bo woda niemalże się na na nich leje. Przeprawa była okropna do tego stopnia, że po przybyciu do Puerto Ayora odechciało mi się wszystkiego, łącznie ze zwiedzaniem i jazdą do tuneli. Dobrą godzinę trwało, zanim do siebie doszedłem.

Image

Wczesnym popołudniem płynę do Puerto Baquerizo Moreno. Ciekawy jestem jaka łódź tym razem. Nazwy nie pamiętam, ale jest zdecydowanie większa niż te do tej pory, co napawa mnie optymizmem. Niestety wchodząc na pokład, większość miejsc była już zajęta i wolne zostały tylko te z przodu. No trudno. Wielkość łodzi niestety nie pomogła. Ten odcinek był absolutnie najgorszy. I nie chodzi nawet o to, że bujało. Najbardziej nieprzyjemne były uderzenia łodzi o taflę wody, które wywracały wszystkie wnętrzności, doprowadzając wręcz do bólu. Choroby morskiej nie doświadczyłem, ale miałem wrażenie, że mój żołądek zamienił się miejscem z sercem a płuca z nerkami. Nigdy więcej! Gdybym wcześniej wiedział jak to będzie wyglądało, to nie zastanawiałbym się ani sekundy by dopłacić do samolotu. IMHO po prostu szkoda własnego ciała, by nim tak poniewierać.

Image

Pierwsze wrażenie Baquerizo Moreno - dość turystycznie, ale całkiem przyjemnie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Kolację jem w Rincon del Sebas. Jest ciut drożej niż na Isabeli. Niestety dostaję jakichś sensacji żołądkowych. Trochę dziwne, bo jedzenie było bardzo smaczne. Może coś nie halo było z baniakową wodą. Trudno powiedzieć.

Image

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#23 PostWysłany: 01 Paź 2023 22:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
W Puerto Baquerizo Moreno śpię w Casa Alexita. Jest dobrze i tanio, a właścicielka jest wyjątkowo przyjazna. Przy śniadaniu uskuteczniamy małą pogawędkę z Aleksandrą i jej kilkuletnią córką Nataszą. Zaciekawił mnie ten niezbyt “hispanico” dobór imion. Już wcześniej zauważyłem, że w Ameryce Południowej zdarzają się takowe dość często i zastanawiało mnie jaka jest tego geneza. Mówię, że Natasza brzmi słowiańsko (chciałem być bardziej precyzyjny, ale słowo to nie przeszło mi przez gardło) i zapytałem skąd taki pomysł. Aleksandra odpowiedziała, że po prostu zobaczyła je w internecie i jej się spodobało. To wiele wyjaśnia. :D

Na kwaterce rezydował też francuskojęzyczny Kanadyjczyk, nauczyciel fizyki. Typ takiego “backpackersa trzeciego wieku” ;) Facet dużo podróżował, zna kilka języków. W przeszłości pracował przez półtora roku w Mauretanii. Całe szczęście, że czytałem relację @Zeus (panowie-to-co-wskakujemy-przejazd-mauretanskim-pociagiem,213,169507), więc mogłem powiedzieć, że wiem conieco i zapytałem o pociąg. ;) No i oczywiście jechał, ale stwierdził, że wolał dopłacić do pierwszej klasy. ;) Nie był w Europie wschodniej, w tym w Polsce, ale stwierdził, że ten rejon świata nie jest dla niego szczególnie interesujący. Pogadaliśmy jeszcze trochę o życiu, śmierci, podróżach i polityce, ale czas na zwiedzanie. Jedyny pełny dzień na San Cristobal. Ruszam w kierunku plaży Loberia.

Image

Droga do plaży biegnie wzdłuż pasa startowego.

Image

Image

Co ciekawe, lotnisko nie jest ogrodzone i tym samym zabezpieczone przed wejściem osób postronnych. Do samej plaży prowadzi asfaltowa droga. Pogoda w końcu znakomita. Trzeba tylko uważać na słońce, bo praży niemiłosiernie.

Na San Cristobal zwierzyniec wydaje się być nieco inny niż na Santa Cruz i Isabeli. W oczy rzuca się zdecydowanie mniejsza ilość iguan, za to lwów morskich jest wszędzie pełno. Loberia nie jest szczególnie ciekawa. Trochę lwów morskich, trochę pluskających się turystów.

Image

Image

Idę dalej w kierunku Piedras Negras. Dochodzę dom klifu, gdzie kończy się szlak i dalej iść nie można. A na klifie zatrzęsienie różnego rodzaju ptactwa. Jest sporo głuptaków niebieskonogich i fregat. W wodzie z kolei widać co najmniej kilka żółwi morskich. Rewelacja. Siedzę tam dobre pół godziny.

Image

Image

Image







Image

W drodze powrotnej próbowałem szukać ścieżki na Mirador la mina, ale takowej nie znalazłem. Może trzeba było szukać z drugiej strony.

Image

Przy szkole kilka całkiem fajnych murali.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam do swojej casy, żeby się nieco odświeżyć i w drogę na drugą stronę (Tijeretas). Mijam plaże Mann. Dużo ekwadorskich turystów, kolejki do obwoźnych lodów z automatu i tego typu sprawy.

Image

W Visitors Centre kilka całkiem ciekawych wystaw. Zatrzymałem się na chwilę przy planszy, przy której przewodnik opowiadał o tajemniczej historii dotyczącej Floreany.

Image

Pierwszymi osadnikami na wyspie byli Niemcy, dentysta - dr Friedrich Ritter i jego pacjentka Dore Strauch, którzy zaczęli nowe życie w odizolowaniu od cywilizacji. Prędko dołączyło do nich małżeństwo - Hans i Margaret Wittmer marzący o budowie hotelu. Jedną z ciekawostek jest to, iż ich syn, widoczny na jednym ze zdjęć jest pierwszym człowiekiem urodzonym na Galapagos. Trzecią grupą osadników była tajemnicza austriacka baronowa, która przypłynęła na wyspę w towarzystwie dwóch kochanków - niewolników. Sielanka życia w “raju” nie trwała jednak długo. Część pionierów zmarła w tajemniczych i do dziś niewyjaśnionych okolicznościach, a część dała dyla do Europy. Na Galapagios jednak nadal żyją niektórzy ich potomkowie, jak również do dziś stoi hotel Wittmer. Zainteresowanych szczegółami tej historii odsyłam do innych źródeł:

https://podroze.onet.pl/ciekawe/nie-tyl ... ie/4s4v9cs

https://podroze.onet.pl/ciekawe/seks-ch ... os/kb3tf5t



Jest w tym coś, że Niemcy darzą Galapagos szczególnym zainteresowaniem. Jak już wcześniej pisałem, nacja ta, spośród narodów europejskich była tam przeze mnie zdecydowanie najczęściej spotykana.

Z kolei to, jak mało “skażone” ludźmi jeszcze do niedawna były wyspy, pokazują poniższe zdjęcia satelitarne.

Image

Image

Image

Image

Dziś, w zasadzie nadal, poza portami, duża część wysp pozostaje niemal niezamieszkała. Podczas ostatniej erupcji Sierra Negra na Isabeli kilka lat temu, gdy lawa kierowała się w stronę północnej, niezamieszkałej części wyspy konieczna była ewakuacja 50 (!) osób.

Idę na Mirador Cerro Tijeretas

Image

Image

i dalej w kierunku plaży Baquerizo.

Image

Image

Image

Klimaty podobne jak na Isabeli, jest super. Idę jeszcze po kamolcach kawałek za plażę, do najbliższego cypla, gdzie spotykam pelikany kamuflujące się “na Kicker Rock”. ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam do Tijeretas. Widoki bajka.

Image

Image

Image

Przy Muelle Tijeretas stoi dość kiczowaty pomnik Darwina,

Image

Image

a kawałek dalej zardzewiała obrona wybrzeża.

Image

Punta Carola - plaża, jak plaża, nie zrobiłem nawet zdjęcia.

Wracam do portu na zachód słońca.

Image

Image

Image

Między kamieniami przemyka szczur, jeden z przywleczonych gatunków, z którym bardzo intensywnie walczą ekolodzy.

Trzeba teraz coś zjeść. Od kilku dni jem rybę z ryżem. Smakuje mi to, ale mam chęć na odmianę, więc udaję się do polecanej na forum knajpki Millenium.

Image

Zamawiam burgera, który jest bardzo taki sobie. Żołądek jeszcze od wczoraj nie wydobrzał, a do tego dostaję go na talerzu wielkości podstawka. Moja zgrabność sprawia, że po użyciu sztućców, większość frytek ląduje na stole. Skumulowana irytacja powoduje, że wyrzucam z siebie mało wyszukany i sążnisty wulgaryzm. Cóż, pech sprawił, że dokładnie w tym momencie chodnikiem przechodziła pewna dziewczyna, która słysząc moje słowa odwróciła się i zrobiła taką minę, że mogę jedynie być pewny, że albo była Polką, albo doskonale wiedziała co owe słowa znaczą. Ze skonfundowania nie zdążyłem przeprosić, także droga koleżanko - być może jesteś Polką i być może czytasz fora podróżnicze. Jeśli więc jakimś cudem przeczytasz tę relację, to przepraszam za słownictwo. :oops:

Wracam na nocleg. Ponownie zachwycam się chilloutowym życiem lokalsów, które bez problemu można dojrzeć, oddalając się tylko nieco od centrum. Słyszę odgłosy niedzielnej mszy i na chwilę włażę do kościoła.

Image

Przeurocze są te galapagoskie kościelne malowidła wychwalające stwórcę. Na myśl przychodzą mi jednak cytaty z książki Henry’ego Nichollsa.

Amerykański odkrywca Benjamin Morrel tak relacjonował swoją wyprawę z 1825 roku:
Cytuj:
Wrząca zawartość ogromnego kotła napęczniała po brzegi i przelała się przez krawędź kraterów w kaskadach płynnego ognia. Rzeka roztopionej lawy pędziła teraz w dół zbocza góry, zmierzając serpentynami ku morzu. Płonąca rzeka w kilku miejscach przełamała brzegi, kierując swe ogniste odnogi wszędzie wokoło, a każda z nich runęła w dół, jakby pragnąc ostudzić swój temperament głęboki grotach pobliskiego oceanu. Kiedy zaś lawa spotkała się z wodą, powstała doprawdy koszmarna wrzawa. Demon ognia zdawał się pędzić w ramiona Neptuna. Ocean zawrzał, zagrzmiał i zawył, jak gdyby w zatoce Tartaru rozgorzała wojna domowa.


Cytuj:
W 1954 r. pewien rybak dostrzegł wzdłuż linii brzegowej biały pas, którego wcześniej tam nie było, a po bliższym przyjrzeniu się odkrył straszliwy pejzaż usiany rozkładającymi się stworzeniami, gdzie panował niemożliwy do wytrzymania smród. Uważa się, że w wyniku pojedynczego zdarzenia wulkanicznego dno oceanu podniosło się – niemal natychmiast – mniej więcej o 5 metrów, odsłaniając jakieś 6 kilometrów rafy, a przy okazji wyrzucając wody rozmaite morskie stworzenia.


Cytuj:
Wyspy, które znamy pod nazwą Galapagos, pewnego dnia zanurzą się pod falami. Najpierw Española, następnie San Cristobal i dalej, ze wschodu na zachód, kolejno zajmując poczesne miejsce w podmorskim grzbiecie Carnegie. Mało jednak prawdopodobnie by flora i fauna Galapagos zapłonęły wraz z nimi. Do tego czasu bowiem plama gorąca wypuści nowe wyspy – nagie zbocza, tylko czekające na zasiedlenie przez rośliny i zwierzęta z wysp położonych na wschód od nich. Jak zobaczymy, ten proces następowania po sobie jest kluczem do zrozumienia Galapagos. W wielu przypadkach protoplaści współczesnych gatunków z Galapagos od dziesięciu tysięcy lat przeskakiwali z wyspy na wyspę. Obecnie wyspy to zaledwie tymczasowe domostwa dla tych wyewoluowanych i cennych gatunków. W przyszłości ich potomkom przyjdzie skolonizować wyspy, które na razie są jedynie błyskiem w rozognionym oku gorącej plamy Galapagos.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
#24 PostWysłany: 01 Paź 2023 23:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7428
HON fly4free
Co do tego fragmentu:

"Jest w tym coś, że Niemcy darzą Galapagos szczególnym zainteresowaniem. Jak już wcześniej pisałem, nacja ta, spośród narodów europejskich była tam przeze mnie zdecydowanie najczęściej spotykana",

nie kwestionując tego, że Niemcy mogą faktycznie mieć jakiś szczególny sentyment do Galapagos, muszą oni czuć to samo z grubsza do 3/4 świata, bo gdziekolwiek bym nie dotarł, to właśnie gości z Niemiec zawsze jest najwięcej :D

I jeszcze słówko a propos poprzedniego odcinka - podejrzewam, że mieszkałem u autora tej mozaikowej rzeźby z marlinem i orką ;)
gnam-se-sam,219,144662?start=100#p1262091
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#25 PostWysłany: 01 Paź 2023 23:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
@tropikey
W moim odczuciu, na Galapagos odsetek Niemców - turystów był jednak zdecydowanie większy niż w innych rejonach świata, ale może to przypadek. Moje wrażenie jest takie, że w odległych od Europy lokacjach dominują Francuzi, ale nie jest to wyraźna dominacja.
Niemcy, bądź co bądź też sporo kolonizowali. Na Samoa spotkałem swego czasu, takiego starszego jegomościa, który opowiadał o swoim dziadku, który był z Wermachtu niemieckim kolonizatorem. A pośród turystów i tak najczęściej spotykałem Francuzów.

Faktycznie odpustowymi mozaikami Baquerizo Moreno stoi. A Twój hotel przypomina nieco hotel Wittmerów. :D
https://www.tripadvisor.com/Hotel_Revie ... lands.html
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#26 PostWysłany: 01 Paź 2023 23:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7428
HON fly4free
Z tymi Francuzami to nigdy nie ma pewności, bo mogą to być też "Quebecczanie" (ja ich w każdym razie nie odróżniam :D ).
Na Fidżi, gdy na jednej z wysepek Yasawa spałem w 10-osobowym "dormie", oprócz mnie i jednego chłopaka z Kolumbii, resztę stanowili Niemcy :D .
Tak, czy inaczej, ta historia z pierwszymi osadnikami wielce interesująca :)
Góra
 Profil Relacje PM off
benedetti lubi ten post.
 
      
#27 PostWysłany: 01 Paź 2023 23:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
@tropikey
Tak dokładnie miałem z nauczycielem fizyki. Nie przyszło mi do głowy, że to Kanadyjczyk, a zważywszy na lokalizację powinno. :mrgreen:
Aż z ciekawości spojrzałem na dane (2019 r.) dotyczące nacji, które najwięcej wyjeżdzają za granicę i czołówka zestawienia wygląda tak:

1. Stany Zjednoczone
2. Chiny kontynentalne
3. Niemcy
4. Wielka Brytania
5. Francja
6. Korea Południowa
7. Japonia
8. Kanada
9. Rosja
10. Tajwan

więc Twoje odczucia są bliższe prawdy. :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#28 PostWysłany: 08 Paź 2023 00:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
To był ostatni pełny dzień na Galapagos. Muszę przyznać, że żal to miejsce opuszczać. Trudno porównywać odizolowane wyspy pełne dzikiej przyrody do spektakularnych punktów widokowych czy miast. Nie ulega jednak wątpliwości, że Galapagos zrobiły na mnie spektakularne wrażenie i z pewnością stanowią one miejsce wyjątkowe i prawdopodobnie jedyne w swoim rodzaju. Zastanawia mnie jaka będzie turystyczna przyszłość wysp. Czy masowa turystyka stopniowo zadepcze ich dziewiczość, czy wprowadzone zostaną limity lub drastycznie podniesione zostaną i tak niemałe koszta podróży, (już mówi się o podniesieniu opłaty za wjazd do parku nawet do 300 USD) czy może uda się wespół z naukowcami i władzami wypracować jakieś wyważone standardy współżycia człowieka z naturą - czas pokaże. Podpisuję się jednak wszystkimi kończynami pod rekomendacją tych wysp. Warto. Bardzo warto. I raczej lepiej wcześniej niż później.

Rano udaję się na lotnisko San Cristobal. Mam lot łączony do Santiago, z niemal 24-godzinnym stopem w Guayaquill.

Image

Image

Image

Jako, że lecę tylko z podręcznym, to do tej pory udawało mi się unikać stanowiska check-in i odprawiać on-line. Tym razem odprawiony jestem na lot SCY-GYE (Avianca), ale nie mogę odprawić się na lot GYE-SCL, bo LATAM ma inny PNR niż ten od Lufthansy i takowego nie posiadam. Idę więc do agenta LA i voila - dostaję PNR. Odprawić się jednak nie udaje, bo na lotnisku nie ma wi-fi i kompletny brak zasięgu GSM. No nic, jest czas.

Image

Image

Image

Standard AV taki jak locie BOG-UIO, czyli odpowiednik FR i W6.

Image

Image

Adios San Cristobal! :(

Image

Image

Lot bezproblemowy i o czasie.

Image

Terminal lotniska jest całkiem przyjemny i znajduje się dość blisko centrum. Kolega @mmaratonczyk, który kilka dni wcześniej był w Guayaquill radził, by odpuścić sobie zbiorkom, bo wprawdzie tani, ale ani dobrze zorganizowany, ani szczególnie bezpieczny, a Uber kosztuje 3-5 USD. Tak też robię. Podwozi mnie sam Lenin, który okazuje się być wyjątkowo sympatycznym Wenezuelczykiem.

Image

Image

Image

Przejazd bardzo dobry, kierowca jeździ stylem europejskim ;) i sprawnie dowozi mnie na Plaza Garibaldi, gdzie znajduje się mój hotel - Casa Boutique la Fontana. Hotel w przeszłości mógł być całkiem elegancki, ale lata świetności ewidentnie ma już za sobą. Do tego wydaje się być pozbawiony gości. Może dzięki temu dostaję pokój “premium” ;) z dużym balkonem w samym narożniku.

Image

Image

Nie czas jednak na zwiedzanie hotelu. Staram się szybko ogarnąć i idę na miasto, by zdążyć coś zobaczyć przed zmrokiem. Ruszam najpierw w kierunku Malecon. Pierwsze wrażenie psują nadużywający klaksonu kierowcy. Ewidentnie mają tu inne zwyczaje niż w stolicy. Nabrzeże odgrodzone jest od reszty miasta wysokim stalowym płotem a porządku pilnuje sporo policji. Promenada jest bardzo przyjemna.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Następnie kieruję się w stronę ratusza, parku Seminario i katedry.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Zaczyna się zmierzchać, ale miasto żyje, jest dużo ludzi na ulicach, nikt mnie nie zaczepia i zero turystów. Podoba mi się! :) Znajduję główny deptak i idę w głąb miasta, dochodząc do Parque Centenario.

Image

Image

Image

Image

Image

W tym momencie zrobiło się już całkiem ciemno i pomimo, że czułem się raczej komfortowo uznałem, że dalej już nie idę. Pokręciłem się jeszcze po okolicy i przysiadłem na ławeczce koło kościoła św. Franciszka chłonąc chwile i obserwując prozę życia mieszkańców. Ulice powoli pustoszały i w pewnym momencie uznałem, że jest to dobry moment na powrót do pobliskiego hotelu.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#29 PostWysłany: 09 Paź 2023 13:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Celem kolejnego dnia jest Las Penas. Czasu sporo, bo lot do Santiago mam o 14:30.

Image

Wymeldowuję się z hotelu, zostawiam bagaż i w drogę.

Image

Image

Zaglądam do pobliskiego kościoła. Ciekawe, czy w środku też mają fioletowe światła. :D

Image

Idę do promenady, tylko tym razem ruszam w przeciwnym kierunku.
Ta część Malecon jest ewidentnie ciekawsza. Widać też, że Ekwadorczycy ewidentnie bardzo lubują się w stawianiu pomników.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po kilku minutach spaceru wyłaniają się dwa wzgórza - Santa Ana i del Carmen.

Image

Image

Przy wyjściu/wejściu z Malecon taki monitoring, że o bezpieczeństwo nie ma się co martwić. ;)

Image

Od tego momentu szedłem trochę “na czuja” i skręciłem w pierwszą uliczkę w prawo. Cisza, spokój, prawie brak ludzi, ładne kamieniczki i murale.

Image

Image

Image

Image

Tym sposobem doszedłem do nabrzeża, z eleganckimi wieżowcami i restauracjami. Całość robiła naprawdę dobre wrażenie.

Image

Image

Po drugiej stronie promenady wyłoniło się Cerro del Carmen, z charakterystyczną wieżą nadawczą.

Image

No ale dobra, celem bya Santa Ana, a ja nie mam całego dnia. Zawijam więc w stronę wzgórza docelowego i po chwili znajduję wejście na szczyt. Wygląda całkiem legitnie.

Image

Image

Image

Doszedłem jednak do pierwszych, nawiasem mówiąc bardzo zaniedbanych zabudowań, z których wyszli lokalsi i wymownie machając palcem zakomunikowali, że jest peligroso i dalej iść nie powinienem. Pomimo, że wzgórze wydawało się być tuż tuż, a chwilę wcześniej szła tą drogą jakaś kobieta, to wiedziałem, że panują tu tego typu zwyczaje i grzecznie zawróciłem na drogę którą przyszedłem. Kawałek dalej zobaczyłem schody, który wyglądały jeszcze bardziej legitnie i turystycznie, a więc w górę.

Image

Ponownie doszedłem do zabudowań. Jedna pani robiła właśnie pranie w plenerze. Zatrzymuje mnie i pokazuje, że nie tędy i każe iść na około. No dobra, idę gdzie pokazała i w końcu dochodzę do głównych schodów, gdzie pojawiają się turyści, knajpki, suweniry, monitoring i security.

Image

Image

Nie wiem na ile rozsądne było to kluczenie, ale przechadzka między żyjącymi swoim życiem lokalsami była całkiem ciekawa, a atmosfera raczej sympatyczna.
Tuż pod szczytem znajduje się muzeum poświęcone obronie miasta przed najazdami piratów.

Image

Image

Image

Na szczycie widoki całkiem zacne, a przyjemny nastrój lekko zakłóca mi tylko bardzo głośna grupka Amerykanów.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Czas na powrót. Po drodze mijam kolejny bardzo przyjemny rejon w okolicy centrum.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam do hotelu, zabieram graty i zamawiam Ubera. Tym razem przejazd to już typowy "latino style", czyli nadmierna prędkość, jazda slalomem, telefon w ręce i trąbienie na stojące w korku auta. Kierowca nie krył też irytacji spowodowanej dużym natężeniem ruchu. Zasugerowałem więc, że może “tranquillo” i że trąbienie nie spowoduje, że auto stojące przed nami w korku w magiczny sposób ruszy. Przytaknął, ale pomogło na tylko na jakieś 30 sekund…Ostatecznie na lotnisko dotarłem cały i zdrowy. Pomijając szaleńczą jazdę, zastanawia mnie stan umysłu ludzi, którzy jeżdżąc Uberem nie zaopatrzą się w plastikowy chwytak do telefonu za pół baksa. Naszła mnie myśl, że na przyszłość wezmę takie ze sobą i będę rozdawał...

Image

Image

Image

Opuszczam więc Ekwador i muszę przyznać, że nie spodziewałem się, iż ten kraj zrobi na mnie aż tak dobre wrażenie. Mam nadzieję , że tam wrócę, a szanse na to są dość spore, bo “w szulfadzie” leży i czeka na dogodny termin bilet z dealu SN/AV przez NY. :D

Lot do SCL bez większej historii, jednak wrażenie zrobiła mnie zaserwowana na pokładzie kanapka. Bułka z serem i szynką o smaku soli. Nie szynka tylko cała kanapka... Pomimo sporego głodu z trudem to zjadłem. Całe szczęście, że można było zagryźć owocami i czekoladką.

Image

Image

Image

Późnym wieczorem ląduję w stolicy Chile. Sporo czasu zajmują mi formalności z wypożyczeniem auta w Chilean. To nie działa jedna karta, to trzeba opłacić zaliczkę na poczet autostrad, to znowu umowę trzeba podpisać w mailu i takie tam. Ostatecznie jest spoko, bo dostaję up’a z najmniejszego malucha do VW Voyage (Polo sedan w wersji latino). Po 23:00 dojeżdżam do hostelu Providencia. Martwiłem się nieco jak będzie z parkowaniem. Wcześniej na street view obczaiłem przyległe uliczki i doszedłem do wniosku, że powinno się udać. Tak też było. W nocy wiele osób chowa auta do garaży, więc na ulicach więcej wolnych miejsc. W oczy rzucają się przede wszystkim wszechobecne bohomazy, które na myśl przywiodły mi miasta w Brazylii, ale więcej o Santiago w już w kolejnym odcinku. ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#30 PostWysłany: 14 Paź 2023 23:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Jako, że pogoda piękna, to zwiedzanie Santiago rozpoczynam od wzgórza Santa Lucia. Na szczycie wyłania się wielka metropolia, zatopiona w gęstym smogu. Andy ledwo widoczne, a niezbyt odległa dzielnica biznesowa z Costanera Center tonie we mgle. Wszystko wygląda dla mnie jakby przykryte grubą warstwą kurzu i pyłu. Miasto wydaje się być szarą i nieco ponurą, betonową dżunglą.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Muszę zakupić lokalnego SIMa i peso, więc kieruję się w stronę Plaza de Armas, gdzie wg relacji z forum powinno być zatrzęsienie kantorów. ;)

Mijam teatr miejski.

Image

Następnie dochodzę do głównego placu, łażę dookoła i żadnego kantoru. Szukam w bocznych uliczkach i nadal nic co powoduje u mnie sporą irytację. Handel uliczny i straganowy oczywiście kwitnie, ale zazwyczaj jest własnie tak, że wszędzie kupisz każdy duperel, ale akurat tego co potrzebujesz - nie ma. :D W końcu wszedłem do KFC, złapałem wi-fi, odpaliłem googla i znalazłem to zatrzęsienie kantorów, które znajduje się konkretnie przy ulicy Agustinas. No tak - łażąć tak dookoła, akurat w tę nie wszedłem. :D Ceny rzeczywiście się nieco różnią. Spready mają takie same, ale w jednych lepiej sprzedawać, a w drugich kupować.
Z SIMem nie było żadnego problemu, wszędzie tego pełno. Wziąłem WOMa, który sprawdził się dobrze przez cały pobyt, w tym na Rapa Nui i Atacamie.

Image

Image

Image

Image

Idę w kierunku pałacu prezydenckiego

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

i dalej przez Plaza Bulnes w kierunku Barrio Paris-Londres.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na koniec zwiedzania powrót główną arterią Av Alameda Libertador Bernardo O'Higgins i dalej do dzielnicy Lastarria.

Image

Image

Image

Image

Tego dnia próbowałem też wjechać na jedno ze wzgórz z widokiem na Costanerę. Znajdują się one przy ładnej willowej dzielnicy. Autem wjechać sie nie da, konieczne płatne parkingi i wjazd kolejką linową. Do tego duży smog i mało czasu do zachodu słońca. Wszystko to spowodowało, że ostatecznie sobie odpuściłem.

Santiago nie zrobiło na mnie zbyt dobrego wrażenia. Rzeczywiście zwiedzając centrum, trudno nie napotkać zapachu moczu i trawki, o czym wspominano w innych relacjach, ale generalnie czułem się całkiem bezpiecznie. Po prostu IMHO, miasto jest delikatnie mówiąc średnio ładne. Może nie było aż tak źle jak na załączonym obrazku, ale do zachwytu daleko. ;)

Image

Poruszanie się po mieście autem jest niezbyt wygodnym rozwiązaniem, choć dla mnie to atrakcja sama w sobie. Ileż można dowiedzieć się o kraju, biorąc pod uwagęto, jak wygląda ruch uliczny. Na pewno jest on bardziej uporządkowany niż w Ekwadorze, a tym bardziej niż w Peru, co szczególnie objawia się w dużej ilości sygnalizacji świetlnej. Skrzyżowania bywają bardzo pogmatwane i nie znając terenu i kierując się nawigacją łatwo o pomyłkę. Kierowcy jak to latynosi. Nie robią tak debilnych manewrów jak Peruwiańczycy, ale to nadal gorąca krew. Często jeżdżą brawurowo i agresywnie. Można zapomnieć o współpracy i o tym, że ktoś cię wpuści. W krótkich słowach - jak to w Ameryce - dostosuj się albo giń. ;) Korki bywają niestety dość duże.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#31 PostWysłany: 15 Paź 2023 15:13 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8123
HON fly4free
Jedną z najfajniejszych części Santiago jest IMO Barrio Italia - gdzie jest niska, kameralna zabudowa, dużo fajnych knajpek, designerskich kawiarni, barów itp. Można tam niespiesznie spędzić trochę czasu z dala od wielkomiejskiej dżungli. Warto też odwiedzić Museo de la Memoria y los Derechos Humanos - wstęp jest darmowy - zwłaszcza jeśli ktoś słabo zna historię Chile, bo tam pozna jej najbardziej ponury rozdział.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
benedetti uważa post za pomocny.
 
      
#32 PostWysłany: 21 Paź 2023 22:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Kolejnego dnia chciałem wykorzystać auto. Myślałem o wypadzie w góry albo do Valparaiso. Posprawdzałem prognozy pogody, czasy dojazdów i jest decyzja - jadę do Valparaiso.

Czuję się jak ryba w wodzie, bo bardzo lubię zwiedzanie za pomocą samochodu. Pogoda piękna, nowe widoki, myślę - może by sobie włączyć jakieś latino w radiu. Przeszukuję stacja po stacji i wszędzie tylko gadają. I tak przez całą drogę w tę i z powrotem. Zdumiewające. Jedyna muzyka, jaką wyszukało radio było jakieś daremne italiano amore i to w jakości takiej, jakby to nadawał z garażu jakiś pasjonat. No trudno. Droga jest bardzo dobra, dwupasmówka w standardzie ekspresówki. Pasy nieco wąskie, w stylu ekspresówek na południu Europy.
Będąc już pod samym miastem z lekkim zdumieniem zobaczyłem, że całe wybrzeże pokryte jest białym pierzem (czyt. chmurami) także ładna pogoda była niestety tylko wyżej. Pierwsze wrażenie - miasto bardzo zaniedbane.

Image

Zatrzymuję się w pobliżu Plaza Sotomayor.

Image

Image

W tym miejscu jest punkt zbiórek free toursów. Spotykam akurat przewodników, którzy mówią, że niedługo startują. Wolę jednak samodzielne zwiedzanie i konsultuję tylko z nimi punkty, które mam w planie.

Zaczynam od ulicy Urriola, gdzie spotykam turystów przy samochodzie z wypożyczalni. Wybita szyba, torby z dokumentami wyparowały. Pytają mnie czy mogę im jakoś pomóc. Współczuję, bo sam kiedyś znalazłem się w podobnej sytuacji i od tego czasu wiem, że w aucie nie można zostawiać nic wartościowego. Po tej przykrej akcji zapewne też będa już o tym pamiętać.

Image

Image

Image

Sprawdzam zabezpieczenie mojego podręcznego dobytku i idę dalej. Jest przed południem i póki co pustki, lecz stopniowo zaczynają pojawiać się turystyczne grupki. Lokalsi niezbyt widoczni.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Odmiana obskurnej dzielnicy poprzez graffiti i murale bardzo fajnie ją odmieniło. Doświadczyć można też wątpliwej wartości atrakcji, takich jak zjeżdżanie na tyłku/kartonie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Warto dodać, że niektóre murale ukazują burzliwą historię Chile, o czym słyszę od przewodników oprowadzających wycieczki.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam do auta i podjeżdżam jeszcze do kilku punktów.

Image

Cerro Cárcel z fajnym widokiem na miasto.

Image

Image

Plaza De La Victoria.

Image

Image

Mirador Barón.

Image

Image

Image

Jeżdżąc po mieście nie raz wjechałem w uliczkę, w której nie chciałbym się znaleźć poza autem nawet w środku dnia. Podsumowując - wyjazd do Valparaiso uważam za udany, na pewno było warto. Miasto jest jednak generalnie bardzo obskurnym, zaniedbanym i nieprzyjemnym portem. Bardzo dobrze podsumowuje je ten oto pomnik (Monumento al cable de cobre) znajdujący się na głównej wlotowo/wylotowej arterii.

Image

Image

W drodze powrotnej zastanawiałem się jeszcze nad zatrzymaniem się przy winnicach w okolicy Curacavi, ale nie jest to dla mnie jakaś szczególnie interesująca atrakcja. Nie pomogły też bilbordy w okolicy, zachęcające do zakupu/konsumpcji lokalnego wina, które dostępne jest bez problemu w każdej Biedrze. :D

Image

Image

Po powrocie do Santiago pochodziłem jeszcze trochę po “Sanhattanie”, a przy okazji doświadczyłem santiagowskich korków.

Image

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#33 PostWysłany: 22 Paź 2023 20:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Kolejnego dnia lecę na Wyspę Wielkanocną. Powinienem być podjarany jak pochodnia ;), ale ostatnie dwa tygodnie były tak pełne wrażeń, że jestem już nieco znieczulony :D i myślę o tym po prostu jak o kolejnym odcinku do wylatania ;). Samochód zdaję przez key boxa, tuż przed 6:00, jeszcze przed otwarciem Chileana. Do terminalu dowożą busikiem. "Gra" radio... choć nie. Już wiemy, że w Chile radia nie "grają" tylko "gadają". No i gadają wiadomości. W Valparaiso duża strzelanina i kilka trupów, czyli dzień jak codzień w Ameryce Południowej. Będąc w Peru zwróciłem uwagę, że połowa wiadomości jest o tym kto kogo i gdzie dziś zastrzelił. Niestety takie są tam realia.

Image

Image

Image

Po wejściu do samolotu mały zgrzyt. Podchodzę do swoich miejsc, a tam kobieta i kilkuletni chłopiec. Grzecznie przepraszam, bo mam miejscówkę pod oknem. Na to zbulwersowana matka wezwała stewkę, żeby im znalazła inne miejsca, bo chłopak lubi siedzieć przy oknie. No cóż, moje lekkie zakłopotanie prędko zmieniło się w radość. :D Cudownie, trzy miejsca tylko dla mnie i brak dzieci w okolicy! :mrgreen:
Świadkiem sytuacji był siedzący w poprzedzającym rzędzie facet w stylu “na nomada” i sympatycznie, z ewidentnym hamerykańskim akcentem skomentował, że ktoś tu chyba lubi miejsca przy oknie. Dość szybko wykorzystał też rozrzedzenie sardynek w okolicy i dosiadł się do mnie. Jako, że Amerykanin, to od razu pomyślałem, że nudzić się nie będę i na rozpoczęcie "small talk" nie trzeba było długo czekać. ;)
Cytuj:
- Where are you from?
- From Poland.
- O, a ja się urodziłem we Wrocławiu!

Tak więc tym “Amerykaninem” był Bogdan, od 30 lat mieszkający w Chicago. Boguś okazał się wyjątkowo fajnym człowiekiem, który przy okazji był prawie wszędzie. “Sprzedał” mi kilka fajnych tipów podróżniczych, szczególnie związanych z Afryką. W obecnej podróży wybierał się jeszcze do Brazylii i Rio, więc w tej jednej kwestii mogłem też co nieco podpowiedzieć mu ja. Tak więc "small talk" zmienił się w "big talk" i 6 godzin lotu minęło w oka mgnieniu. Na koniec stwierdził, że jestem nietypowy jak na Polaka, bo zwykle od rodaków słyszy głównie “ku*wa i narzekanie”. Cóż, lubię “po naszemu” pomarudzić, ale staram się z tym walczyć, więc być może widać już jakieś efekty. ;)
Jedzonko może szczególnie dobrze nie wygląda, ale jest smaczne.

Image

Image

Image

Image

Ciekawostką jest, że w przypadku tego lotu lotniskiem zapasowym jest SCL. Na forum o lotnictwie pisali, że kwestie bezpieczeństwa i ilości paliwa rozwiązuje się tak, że na podstawie prognoz pogody i danych historycznych ustala się punkt podjęcia decyzji, po którym nie ma powrotu. Ponadto, po minięciu tego miejsca, kontrola ruchu nie puszcza już nic w pobliże IPC, by nie narażać lotniska na zablokowanie pasa.

Po 6 godzinach lotu lądujemy na Mataveri. Pas lotniska ma ponad 3 km długości. Został on specjalnie wydłużony na mocy umowy Chile i USA, aby mógł być zapasowym lądowiskiem dla promów kosmicznych.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Z lotniska odbiera mnie host, pokazuje główną ulicę Hanga Roa i odwozi do kwaterki. Szybkie ogarnięcie się i ruszam na “miasto”.

Image

Image

Najważniejsza sprawa to kupić bilet do parku. W centrum turystycznym stoją banery z kodem QR przekierowujące do strony internetowej, gdzie można bilet kupić. Cena to 80 USD lub równowartość w CLP. Ponieważ mam peso, to chcę kupić na miejscu. Pokazują mi na kalkulatorze inną cenę niż na stronie, bo inaczej przeliczają USD. Mówię, że chciałbym zapłacić tyle co na oficjalnej stronie i wzywam kierownika. Nie są to oczywiście jakieś drastyczne różnice, ale chodzi o zasady. W międzyczasie pracownicy wykonali kilka telefonów. Kierownik nieugięty. No i po chwili śmieją mi się w twarz i pokazują, że właśnie zmienili cenę na stronie i że teraz już nie mam argumentów. No cóż, oczywiście zapłaciłem, ale niesmak pozostał.

Następnie zaglądam do sklepu spożywczego. Rzeczywiście jest drogo, nawet 2-3x drożej niż na lądzie i asortyment typowo wyspowy - bardzo ubogi. Wiele osób zabiera jedzenie ze sobą (LA pozwala na zabranie bagażu 2x32 kg). Ja tylko na dwa dni i z samym plecakiem (walizka została w hostelowej skrytce w Santiago), więc na kolację musi wystarczyć mi chińska zupka za kilkanaście złotych (nie żebym narzekał).

Pogoda taka sobie, dość chłodno i wietrznie, ale się rozpogadza. Idę na wulkan. Trasa z centrum Hanga Roa liczy ok. 8 km.

Image

Image

Wiem, że głupie, ale mnie ta nazwa nieco bawi. :mrgreen:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Hmm, chyba to już widziałem. Ale nie, to Rano Kau, a nie Quilotoa.

Image

Image

Do Orongo dochodzę ok. 30 min. przed zamknięciem. Pytam czy mogę wejść. Niestety bez przewodnika się nie da i żadne negocjacje nie wchodzą w grę.

Image

Image

Cóż, pozostaje zrobić jeszcze kilka ujęć temu wyjątkowo malowniczemu kraterowi.

Image

Image

Image

Image

Image

W drodze powrotnej, lokalsi jadący pickupem zatrzymali się i zaproponowali podwózkę. 🙂

Image

Następnego dnia miałem jeden jedyny pełny dzień na wyspie. Planując Rapa Nui, zdecydowanie przydałby się jeszcze jeden, ale rozkład lotów był taki, że do wyboru miałem albo 2 albo 5 nocy na miejscu. Biorąc pod uwagę wielkość wyspy, ostatecznie zdecydowałem się na dwie. Duuużo wcześniej umówiłem sobie z polecanym na forum przewodnikiem - Nelsonem, całodzienny trip z uwzględnieniem wszystkich najważniejszych atrakcji. No i jest godzina 19:00-20:00, a Nelson pisze, że miał wypadek, rozwalił auto i nie da rady mnie jutro obwieźć. W zamian podał numer do innego przewodnika. Był on już jednak zajęty i jedyne co zaproponował, to wycieczkę po 12:00 i za cenę 3x taką jaką miałem ustaloną z Nelsonem. Napisałem też do hosta czy może coś poradzić. Stwierdził, żebym bez stresu szedł spać, a rano “uratujemy moją wycieczkę”. Ja jednak nie byłem tak wyluzowany, szczególnie w tych okolicznościach. Zaproponowałem więc Nelsonowi, że spróbuję wypożyczyć samochód na własną rękę i zabiorę go na zwiedzanie. Przystał na tę propozycję, podrzucił linki do lokalnych grupek fejsbukowych i dość szybko udało mi się załatwić samochód. Uff, chyba wycieczka uratowana. To jednak nie koniec problemów, ale o tym w następnym odcinku. ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
#34 PostWysłany: 22 Paź 2023 21:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7428
HON fly4free
Od tego "Rano Kau" aż na ekran naparskałem :D
Chciałoby się rzec "wyborne!", ale chyba nie do końca pasuje :D
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#35 PostWysłany: 02 Gru 2023 23:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Następnego dnia rano sprawdzam, czy na pewno tu jestem i czy to wszystko mi się nie przyśniło. ;)

Image

Niestety kolejnym problemem okazała się pogoda. Burza… i to taka, że nie szło wyściubić nosa z kwaterki. Prognoza mówiła, że poprawi się około 12:00-13:00. Nie pozostawało mi nic innego jak powiadomić Nelsona i właściciela auta, że ruszę jak tylko przestanie lać. Prognozy na szczęście były trafne i po 12:00 zaczęło się poprawiać. Samochód wypożyczony “na gębę” i jadę po Nelsona. Ewidentnie nie był on zachwycony koniecznością rozmawiania po angielsku, ale na szczęście nasz poziom był zbliżony, toteż całkiem dobrze się rozumieliśmy. Spytał, czy ma prowadzić. Mówię, że nie. Jak już się dorwę do kółka, to nie oddam. ;)
Później generowało to wielkie oczy zdziwienia u innych przewodników, którzy pytali Nelsona - “czemu on cię wozi?” :D
Pierwszym punktem było stanowisko archeologiczne z rekonstrukcją wioski.
Na wstępie sprawdzanie biletu, spisywanie danych z paszportu i sprawdzanie czy mam przewodnika. ;) Strasznie dużo biurokracji… Wioska nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia, ale na odbiór mógł wpłynąć fakt, że nadal wiało, trochę padało i generalnie było nieprzyjemnie.

Image

Jedziemy dalej do Rano Raraku. Na wejściu te same procedury. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że do Rano Raraku można na bilecie do parku wejść tylko raz.

Image

Zapytałem Nelsona o niedawny pożar w tym miejscu. Mówił, że spowodowało go bezmyślne wypalanie traw przez miejscowych. Wiele moai zostało podobno uszkodzonych, ale nie było to dla mnie widoczne.
Nelson oczywiście w międzyczasie opowiadał o wyspie, walkach plemiennych, przewracaniu i ponownym stawianiu posągów, ale nie była to wiedza, która nie byłaby dostępna w sieci, więc nie będę się na ten temat rozpisywał.

Image

W oddali widać już majaczące moai. Wreszcie są - jest magia. ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Tu z kolei, w zboczu kamieniołomu znajdują się moai niewygrzebane do końca. Ten jest ponoć największy ze wszystkich i ma ok. 25 metrów wysokości.

Image

Image

Image

Na końcu szlaku znajduje się piękny widok na plażę Tongariki (ech, cholerna pogoda :cry: ) oraz Moai Tukuturi - charakterystyczny, bo zupełnie różny z wyglądu i będący w pozycji klęczącej.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jedziemy do Tongariki. Coś tam się zaczyna przez chmury przebijać, ale nie chce się przejaśnić.

Image

Image

Image

Na razie tylko tyle zdjęć z Tongariki. Dlaczego? O tym później.

Następnym miejscem do którego jedziemy jest plaża Anakena. Tu można wejść bez biletu i przewodnika. Zapytałem Nelsona, z jakiego kraju jest najwięcej turystów. Odpowiedział, że Japończyków. Okazuje się, że mają oni fioła na punkcie moai. Ciekawostką jest też fakt, że rząd Chile współpracuje z rządem Japonii przy restauracji posągów. Zapytałemn też o to jak miejscowi czują się pod rządami Chilijczyków. Odpowiedź nie była zaskakująca - wielu mieszkańców Rapa Nui chciałoby autonomii, ale zdają sobie sprawę, że ze względów gospodarczych jest to absolutnie niemożliwe.

Image

Image

Image

Image

Image

I kolejno - Puna Pau, czyli jedyny kamieniołom na wyspie, z którego wydobywano scorię - czerwoną skałę, z której wyrabiano pukao - kapelusze moai.

Image

Image

Ostatnim punktem wycieczki miało być Ahu Akivi, ale widząc, że pogoda bardzo się poprawiła poprosiłem Nelsona, abyśmy jeszcze raz podjechali na Tongariki. Nie miał nic przeciwko. Ruszyliśmy zatem ponownie na plażę i dlatego właśnie wcześniej nie wrzuciłem większej liczby zdjęć.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jeszcze rzut oka na pożyczoną Toyotę i wracamy do Hanga Roa.

Image

Jeśli chodzi o Nelsona, to generalnie okazał się on być bardzo sympatycznym gościem. Gadało się nam na tyle fajnie, że podczas powrotu powiedział, że jeśli mam auto, to bez dodatkowej opłaty rano możemy jeszcze podjechać do Orongo. A w ogóle to wieczorem robią ze znajomymi grilla i mnie zaprasza. Jako, że nie miałem w planie żadnej innej imprezy, to chętnie na tę propozycję przystałem. Umówilismy się, że nieco poźniej da znać o której zaczynamy i prześle lokalizację. Stay tuned…
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#36 PostWysłany: 03 Gru 2023 20:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Po powrocie tankowanie. Ceny ewidentnie regulowane (było taniej niż na kontynencie).

Image

Image

Na zachód słońca wybrałem się do Ahu Tahai. Tu również można wejść bez biletu.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jako, że głupio byłoby przychodzić na grilla z pustymi rękami, a jednocześnie będąc turbo cebulą zakupiłem za miliony monet najtańszego dostępnego winiacza. :mrgreen: Nelson jednak mnie wystawił, tj. nie odezwał się już, a ja akurat nie z tych, co by się wpraszali. Pozostało więc zmęczyć go w samotności, a zdecydowanie nie był wart swojej ceny. ;) Nie kupujcie tego - nawet na prezent! :lol:

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#37 PostWysłany: 03 Gru 2023 22:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Następny dzień zaczynam znowu od znajdującego się w Hanga Roa Ahu Tahai.

Image

Kilka fotek w innym świetle:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Następnie podjechałem do muzeum Rapa Nui.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Tu jeden z około 20 zachowanych artefaktów z pismem w języku rapanui nazywanym rongorongo. Ciekawostką jest fakt, że alfabet ten powstał całkowicie niezależnie od innych. Żaden ze rdzennych mieszkańców go nie zna i do dziś pozostaje nieodszyfrowany. Badaniem rongorongo zajmują się m. in. polscy naukowcy.

https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/new ... ocnej.html

Image

Kolejnym punktem było Hanga Kioe:

Image

Postanowiłem, pomimo braku przewodnika wybrać się jeszcze do Ahu Akivi licząc na to, że będzie coś widać z zewnątrz. Próbowałem jechać wzdłuż wybrzeża, jednak w pewnym momencie natrafiłem na teren prywatny i trzeba było wrócić się do Hanga Roa. Na miejscu trochę poudawałem Greka, trochę ponegocjowałem i choć nie było łatwo, to ostatecznie udało się nakłonić strażnika do wpuszczenia mnie.

Image

Image

Image

Miejscówka ta nie jest szczególnie spektakularna i gdybym poprzedniego dnia zamiast jechać ponownie na Tongariki, zdecydował się przyjechać tu, byłoby mi nieco przykro.

Jako, że zostało mi jeszcze trochę czasu do umówionej godziny zwrotu auta, postanowiłem podjechać jeszcze raz do Orongo. Nie próbowałem już wchodzić na krzywy ryj na zamknięty teren. Sam widok krateru był dla mnie wystarczający.

Image

Image

Zdanie auta bezproblemowe. Jeszcze kilka fotek z mojego lokum - Hostal Petero Atamu. Mogę śmiało polecić. Tanio i wszystko czego potrzeba. Właściciel pomocny i podwożący z i na lotnisko. Śniadania bardzo dobre, złożone z różnych produktów w tym owoców. Housekeepingiem zajmuje się również bardzo sympatyczna i pomocna osoba transseksualna. Wspominam o tym tylko dlatego, że była to dla mnie ciekawostka, bo z wyglądu fizycznego był to typowy, wielki Polinezyjczyk (wyraźnie zaznaczam, że nie chcę nikogo urazić i nie mam absolutnie nic przeciwko takim osobom).

Image

Image

Image

Image

Host o umówionej godzinie podwozi mnie na lotnisko.

Image

Image

Image

W wielu miejscach na wyspie można napotkać loga Rotary Club.

Image

Cysterny też już w gotowości.

Image

Jest i lotniskowy moai.

Image

Image

Image

Image

A tu tabliczka dedykowana współpracy z NASA:

Image

Poczekalnia przy gejcie:

Image

I ponownie Rotary Club:

Image

Skusiłem się jeszcze na zakup małej pamiątki, czego zwykle nie czynię.

Image

Boarding wyjątkowo szybki, bo lot na oko miał obłożenie nie większe niż 20-30%.

Image

Mauruuru! Iorana!

Image

Lot przy takim LF, był to najprzyjemniejszy lot jaki odbyłem. Wiem, że to co teraz napiszę, u wielu forumowiczów spowoduje zapewne uśmiech politowania, ale w tych warunkach nazwa Dreamliner nabrała dla mnie sensu. Jedzenie bardzo smaczne, nastojowe i przyjemne światełko, bardzo cicho! Mam ostatnimi czasy fetysz na mierzenie hałasu i nadal nie wiem od czego jest to zależne. Do tego przy pomocy kocyków i poduszeczek udało się spreparować całkiem wygodne wyrko. Taki mój mały first. ;)

Image

Image

I na koniec krótka poverty parade po biznesiku. ;)

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#38 PostWysłany: 05 Gru 2023 22:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Powrót do Santiago jedynie celem przepakowania i przenocowania. Wczesnym popołudniem lecę do Calamy. Wysypiam się do oporu, idę na miasto coś zjeść i ponownie na lotnisko.

Image

Image

Lot LA na A321.

Image

W sumie lot bez historii, ale moją uwagę zwróciło, że załoga przeszła do porządku dziennego nad tym, że niektórzy pasażerowie nie odsłonili okiem przy lądowaniu. Wychodząc z samolotu zapytałem o to stewkę, a ta zrobiła tylko minę pt. “ale o co ci chodzi?”. Może nie kumała za bardzo po angielskiemu. ;)

Image

Auto wypożyczone z Chileana. Po SCL miałem już przećwiczone ich procedury i poszło sprawniej. Pani z wypożyczalni, sama z siebie powiedziała, że w San Pedro jest bezpiecznie, natomiast w Calamie nie i mam uważać i pod żadnym pozorem nie zostawiać nic w samochodzie.
A więc w drogę do San Pedro. Ta nagła zmiana krajobrazu zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Bardzo podobnie jak w Death Valley, z tą tylko różnicą, że widać spektakularne stożki wulkaniczne. Generalnie krajobraz - rewelacja!

Image

Image

Tuż przed zachodem słońca dojechałem do punktu widokowego na Valle de la Luna.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Pierwsze wrażenie San Pedro było dla mnie nieco zaskakujące. Nie spodziewałem się nieutwardzonych dróg i wszechobecnych tumanów kurzu. Melduję się w Hostelu Tuyasto. Niby wszystko co potrzeba, ale łazienka na zewnątrz, ogrzewania/klimy brak, a po zmroku zrobiło się zimno jak diabli. Pierwszy raz pomyślałem, że jestem już trochę za stary na takie noclegowanie. :D
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#39 PostWysłany: 05 Gru 2023 22:29 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8123
HON fly4free
Bez ogrzewania to tam raczej ciężko w nocy :D
Góra
 Profil Relacje PM off
benedetti lubi ten post.
 
      
#40 PostWysłany: 05 Gru 2023 23:10 

Rejestracja: 07 Lip 2012
Posty: 625
niebieski
A propos tego odsłaniania okien, to zarówno w AmS jak i AmN nie przywiązują do tego większej wagi. Inne przepisy najwidoczniej
Góra
 Profil Relacje PM off
benedetti uważa post za pomocny.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 52 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group