Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 52 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 18 Lip 2023 21:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Dawno nie pisałem żadnej relacji, a wydaje mi się, że mój najnowszy wypad powinien na takową zasługiwać. Pora się nieco wysilić, co też niniejszym czynię. :)

Zacznę od genezy. W zeszłym roku po raz pierwszy przytargałem swoją osobę do Ameryki Południowej (Peru, Brazylia, Kolumbia) i nie sądziłem, że tak szybko tam wrócę, tym bardziej, że nie da się odzobaczyć stref zombie w Sao Paolo, Rio czy bycie napadniętym przez takiego zombiaka. Ogólne poczucie bezpieczeństwa pozostawia tam wiele do życzenia. Tym razem Brazylii w planie nie ma. Uff. Przy okazji, proszę nie pisać, że jest bezpiecznie, bo wystarczy trzymać się pewnych zasad, uważać, nie rzucać się w oczy etc. bo jak dla mnie sytuacja w której musisz cały czas mieć oczy dookoła głowy, zastanawiać się czy możesz bezpiecznie wyjąć telefon na ulicy, a najlepiej brać tylko starą Nokię, sugestie by paszport chować do majtek czy dokładnie pilnować dobytku 24h/dobę, to nie jest dla mnie „bezpiecznie”.
Do wyrównania mam także rachunki z Kolumbią, z której to w zeszłym roku zostałem deportowany, o czym pisałem w poniżej przytoczonym wątku:

kolumbia-szczepienie-przeciwko-zoltej-febrze,740,166708

Kończąc dygresję, plan był taki, żeby spalić mile, a jednym z najczęściej pojawiających się pomysłów na dorzucenie do pieca jest Galapagos. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie postarał się wyciągnąć wszystkiego co się da z zasad M&M, toteż podróż została złożona z wykorzystaniem wielu odcinków, dwóch stopoverów, jednego layovera i podwójnego OJ. :mrgreen:
Trzon stanowiła więc trasa:
MAD-BOG-UIO (stop)-GPS
SCL-BOG (stop)-MAD-WAW

Następnie także za mile kupiłem SCY-GYE (layover)-SCL i kółko było domknięte.

Pozostało dokupić dolot z PL do MAD i zagospodarować okienka w Santiago i Bogocie, w związku z czym dokupiłem krajówki BOG-MDE-BOG, SCL-CJC-SCL oraz clou programu czyli SCL-IPC-SCL. Nieco więcej o zakupie tych ostatnich biletów pisałem tu:

wyspa-wielkanocna-jak,672,142741&start=40

Nie będę również ukrywał, że do złożenia takiej trasy zainspirował mnie @cart i jego relacja:
w-13-lotow-na-rapa-nui,212,167046
za co serdecznie mu dziękuję.
Podziękowania rownież dla @tropikey, @maxima, @marcin.krakow, @mmaratonczyk i @nelciowata za bezcenne informacje. :)

Ostatecznie więc trasa wygląda następująco:

17.07. KTW-WAW [LO]
17.07. WAW-MAD [W6]
19.07. MAD-BOG [AV]
19.07. BOG-UIO [AV]
23.07. UIO-GYE-GPS [LA]
31.07. SCY-GYE [AV]
01.08. GYE-SCL [LA]
04.08. SCL-IPC [LA]
06.08. IPC-SCL [LA]
07.08. SCL-CJC [LA]
09.08. CJC-SCL [H2]
10.08. SCL-BOG [LA]
11.08. BOG-MDE [AV]
16.08. MDE-BOG [AV]
17.08. BOG-MAD [AV]
18.08. MAD-WAW [LO]
18.08. WAW-KTW [LO]

Piszę to w tej chwili siedząc na Plaza de los Carros w Madrycie. Nie obiecuję (choć to chyba i tak za duże słowa ;)), że relacja będzie live, ale zaczynajac ją, można przynajmniej domniemywać, że kiedyś będzie skończona. Zdrowie!

Załączniki:
IMG_6669.jpeg
IMG_6669.jpeg [ 103.94 KiB | Obejrzany 6072 razy ]
IMG_6670.jpeg
IMG_6670.jpeg [ 77.95 KiB | Obejrzany 6072 razy ]
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez benedetti, 18 Lip 2023 23:22, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
40 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
8 dni na Zanzibarze za 2903 PLN. Loty z dużym bagażem z Warszawy + hotel ze śniadaniami 8 dni na Zanzibarze za 2903 PLN. Loty z dużym bagażem z Warszawy + hotel ze śniadaniami
Wakacje na Krecie za 1097 PLN. Loty z Gdańska i 5 noclegów blisko plaży Wakacje na Krecie za 1097 PLN. Loty z Gdańska i 5 noclegów blisko plaży
#2 PostWysłany: 18 Lip 2023 21:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Sie 2013
Posty: 2131
Loty: 860
Kilometry: 1 936 563
platynowy
Grubo! A myślałem, że to ja mam pokrętne trasy :D
Powodzenia na szlaku.
_________________
Moje podróże - piotrwasil.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 03 Sie 2023 17:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7428
HON fly4free
benedetti napisał(a):
Nie obiecuję (choć to chyba i tak za duże słowa ;)), że relacja będzie live, ale zaczynajac ją, można przynajmniej domniemywać, że kiedyś będzie skończona. Zdrowie!


@benedetti: z tym, że relacja nie będzie "(a)live" już się pogodziliśmy, ale nie dopuść do tego, żeby stała się zupełnie "dead" :D !
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 03 Sie 2023 21:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
@tropikey Jest za ciekawie, żeby zdechła, ale intensywność powoduje, że już padam na twarz (wiem, to się nazywa starość). Obiecuję, że będzie dużo i obszernie ale trzeba uzbroić się w cierpliwość. :cry: Pozdrawiam z Valparaiso. Jutro Rapa Nui. 😁

Załączniki:
IMG_9692.jpeg
IMG_9692.jpeg [ 153.46 KiB | Obejrzany 5566 razy ]
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 04 Sie 2023 00:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Mam mały problem z lotem powrotnym z Calamy H2. Bilet kupiony przez tripa. Wcześniej z rezerwacją było wszystko OK, natomiast 3 dni temu, tak na wszelki wypadek jeszcze raz na nią zerknąłem i okazało się, że jest nieopłacona. Wyskakuje stronka do płatności. Trip mówi, że mam się nie przejmować i wyjaśniają (już trzeci dzień), ale na razie mam stresa, bo tu nie bardzo mogę sobie pozwolić na wtopę. To ostatni lot wieczorem, a rano już lot do BOG. W ostateczności chyba opłacę ten bilet jeszcze raz, tylko nie wiadomo czy to się uda np. z powodu problemów z płatnościami polskimi kartami, dlatego chciałbym żeby się to wyjaśniło jeszcze zanim polecę do CJC. Co radzicie?

Załączniki:
IMG_9735.jpeg
IMG_9735.jpeg [ 48.95 KiB | Obejrzany 5511 razy ]
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 20 Sie 2023 20:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Jestem już dzień po powrocie, a więc zaczynamy od początku. A początek podróży, to już najbardziej ryzykowny moment wyprawy, ponieważ doloty do MAD mam na oddzielnych biletach. Jako, że były one też kupowane z dużym wyprzedzeniem, to “plan B” polegał na pozostawieniu 48-godzinnego marginesu w Madrycie. Podróż zaczynam w KTW.

Image

Po zmianach, ostatecznie 1:15 na przesiadkę w WAW. Na szczęście wszystko odbywa się o czasie, a boarding W6 WAW-MAD rozpoczyna się na 50 min. (!) przed planowaną godziną wylotu.

Późnym popołudniem melduję się w Madrycie. Nocleg w średnio podłym hostelu w centrum.

Image

Plaza de España już po remoncie. Miasto, pomimo upałów żyje, choć ewidentnie nie jest to szczyt jego możliwości.

Image

Image

Kolejny dzień to moja zakładka bezpieczeństwa. Jako, że temperatury przekraczały 40 stopni Celsiusza, a Madrycie byłem już po raz trzeci, nie planowałem szczególnie intensywnego zwiedzania i dzień minął na szlajaniu się po centrum w poszukiwaniu cienia oraz nawodnienia. Samo miasto i jego klimat (w tym przypadku akurat nie pogodowy) bardzo, bardzo lubię, myślę, że nawet bardziej niż Barcelonę.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Kolejnego dnia, wczesnym rankiem melduję się w T4S czyli standardowo na tej trasie.

Image

Lot AV47 MAD-BOG na B787. Widać pozytywne zmiany po pandemii. Udało mi się odprawić on-line i w związku z tym, że leciałem tylko z podręcznym, mogłem odpuścić wizytę przy check-in, co dało godzinkę snu więcej. Podczas boardingu zostałem jednak wyczytany, ustawiony do dodatkowej kolejki i celem pozwolenia wejścia na pokład musiałem okazać bilet wylotowy z Ekwadoru. W BOG tylko transfer.
Podczas odprawy zauważyłem dostępność (za friko) rzędu 24 przy wyjściach awaryjnych. SeatGuru zaznacza te miejsca „na czerwono” pisząc: więcej miejsca na nogi, brak okna, bliskość toalety. Miejsce na nogi na 10-godzinnym locie w eko brzmiało bardzo dobrze, więc zdecydowałem się na wybór 24A. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Okna niby brak ale tak nie do końca. Jak już rozłożyłem oparcie, to było moje. :D

Image

Image

Image

Bliskość toalet - poza trzaskaniem drzwiami, nie było źle. Z resztą i tak mam zawsze ze sobą zatyczki do uszu. Do nosa na szczęście nie były potrzebne.
Odnośnie hałasu to zwykle mam wrażenie że w 787 jest głośniej niż w A350 czy A380 co także przekłada się na komfort i zmęczenie lotem. Tym razem nie omieszkałem tego sprawdzić. Podczas lotu hałas oscylował w okolicy 76 dB. Na kolejnych lotach robiłem to samo. Najczęstsze wyniki to właśnie 75-76 dB, choć 2-3 razy zdarzył się wynik ok. 71-72 i różnica była wyraźnie odczuwalna. Nie potrafię jednak na tej podstawie zaobserwować żadnej prawidłowości, czy to w zależności od typu i wieku samolotu, zajmowanego miejsca czy siły wiatru. Może ktoś mądrzejszy będzie w stanie coś więcej na ten temat napisać?

Image

Przejdźmy do serwisu. Na początku lotu niezbyt smaczne ciastko z kurczakiem i KitKat. Za to białe wino mieli akurat całkiem niezłe. Na obiad do wyboru kurczak curry i makaron w sosie neapolitańskim. Wziąłem makaron. Trzeba przyznać, że byłem pozytywnie zaskoczony - całkiem niezłe. Do tego sałatka i ciastko czekoladowe. Wszystko dość smaczne. Muszę jednak zauważyć, że byłem już bardzo głodny, bo obiad podano po 8 godzinach lotu, tuż przed lądowaniem! Obsługa nieszczególnie miła - czytaj - standard hiszpańskojęzyczny, czyli odzywasz się po angielsku i reakcja jest taka, że zastanawiasz się czy przypadkiem kogoś nie obraziłeś. ;)
Reasumując - typowe eko dla ubogich z plusem.

Image

Image

Image

Długi czas lotu częściowo zabiłem czytając książkę H. Nichollsa pt. “Galapagos. Historia naturalna”.

Image

Lot o czasie, -7 godzin, więc w BOG lądują wczesnym popołudniem. 2 godziny na transfer i dalej lot BOG-UIO. Lot niby o czasie, ale kolejka samolotów sprawiła, że taxi trwało ok. 50 minut (!).

Image

Standard nowego A320 w barwach AV to równoważnik W6 + gniazda USB. Brak jakiegokolwiek serwisu w cenie, fotele nierozkładane. Na kolejnych krajówkach było tak samo, albo nawet bez gniazdek. Wiem więc, że jeśli tylko będzie możliwość, to lepiej (pomimo zwykle starszych samolotów) wybierać LA.

Image

Image

Image

Image

Niski standard rekompensują widoki. W trakcie lotu lekkie turbulencje, natomiast przy podchodzeniu do lądowania nad tymi wzgórzami dookoła Quito zaczęło szarpać mocniej, na tyle że pilot wylądował dopiero za trzecim razem po dwóch odejściach przed samym pasem. Po drugiej próbie, w komunikacie do pasażerów wspomniał coś o “divert”, ale nie do końca zrozumiałem ani hiszpański ani jego latino-inglisz i byłem przekonany, że już lecimy gdzie indziej. Na szczęście trzecia próba zakończyła się powodzeniam przy gromkich oklaskach publiczności. ;)
Położenie miasta jest spektakularne.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Udało się wylądować, ale czeka mnie teraz chyba jeszcze większy stres, tj. czy zadziała KK w wypożyczalni. Ale wczesniej kontola graniczna. Strażnicy bardzo mili i uprzejmi. Różowa pieczątka w paszporcie. To idziemy do rentcaru. Pani w Sixt mówi świetnym angielskim, jakiego przez całą wyprawę u żadnego hispanicos już nie usłyszałem. No to karty... PKO - nie, Santander zaskoczył. Uff. W Quito jest ograniczenie ruchu pojazdów w zależności od tablicy. Na szczęście mój numer był szczęśliwy i przez całe 4 dni mogłem bezkarnie po mieście jeździć. Miasto położone jest niesmaowicie, na skarpie. Nocleg w spokojnej dzielnicy w okolicy Plaza Foch. Wygląda spoko, ludzie wychodzą na spacery z psami, kierowcy nie odwalają pawiana na każdym kroku, obsługa w hotelu bardzo przyjazna. Kurcze, podoba mi się ten Ekwador! Krótki spacer wieczorem by coś zjeść i znaleźć ekwadorskiego SIMa, co okazało się bezproblemowe i następnie do łóżka leczyć jet lag.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez benedetti 21 Sie 2023 11:27, edytowano w sumie 5 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#7 PostWysłany: 20 Sie 2023 20:55 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8123
HON fly4free
I tak już widać z twojej relacji, że AV lekko odbiła się od dna z tym serwisem na longach w porównaniu do tego, gdzie była jeszcze w tamtym roku.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 20 Sie 2023 21:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
@marek2011 Dokładnie i uprzedzając kolejne wydarzenia, lot powrotny to potwierdził.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 21 Sie 2023 02:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Na pobyt w Quito nie miałem sprecyzowanego planu, jedynie zaznaczone na mapie ciekawe punkty. Ruszam najpierw w kierunku Cotopaxi. Droga szybkiego ruchu na południe od Quito zadziwiająco dobra, po 3-4 pasy w jednym kierunku, wydaje się niewspółmierna do małego natężenia ruchu. Jest myto, ale symboliczne, chyba 40 centów.
Dojeżdżam do Visitors Center i szlabanu.

Image

W pierwszej chwili otrzymuję informację, że dalej tylko z permitem czy wycieczką, ale po zrobieniu smutnej miny okazuje się, że jednak mogę jechać. Chyba do laguny, ale ja i tak “nie ablam”, więc co za różnica. ;)
Zaczęło się rozpogadzać, toteż widok na Cotopaxi cudny.

Image

Image

Droga stopniowo była coraz gorsza, ale udało się nawet dojechać (i to tym wypierdkiem) na 4600 m pod samo Refugio Cotopaxi. Nawierzchnia nie była taka zła, choć znam osoby, które po takiej przejażdżce dostałyby stanu przedzawałowego. ;) W każdym razie już mam przećwiczone, że powyżej 3500 m te małe silniczki ledwo ciągną na jedynce z gazem do dechy i to jest najbardziej irytujące.
Niestety na tej wysokości widok ograniczał się do już tylko do kilku metrów.

Image

W drodze powrotnej zatrzymałem się jeszcze na chwilę przy Laguna de Cajas.

Image

Image

Image

Image

Jako, że jak już pisałem, planu nie było, więc spontanicznie spojrzałem na prognozę pogody i tego dnia zapowiadano najlepszą, więc spojrzałem na zegarek, czasy dojazdów i popędziłem w kierunku Laguny Quilotoa. Jechało się bardzo dobrze, E35 cały czas kilka pasów, a E30 kręta, ale dobrze utrzymana, bardzo mały ruch i praktycznie brak ciężarówek, które bardzo utrudniają poruszanie się samochodem np. po Peru.
Po drodze takie oto widoczki:

Image

Na miejscu opłata 2 dolce za wstęp i darmowy parking. Już mi się podoba ;) a widoki wspaniałe. 🙂 Tylko wieje jak cholera. Turystów bardzo niewielu i to tylko hiszpańskojęzyczni.

Image

Image

Image

Image

W drodze powrotnej zatrzymuję się jeszcze w Pujili. Miastko jak miastko.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Posiłek jem w dobrze ocenianym Mr. Grill. Ujdzie, ale bez szału.

Image

Image

Image

Image

Jeszcze tylko rzut okiem na podquitowskie drogi i koniec bardzo intensywnego dnia, choć to nic szczególnego bo dalej będzie tak praktycznie codziennie. :D

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
SPLDER uważa post za pomocny.
 
      
#10 PostWysłany: 21 Sie 2023 20:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Następnego dnia ruszam na podbój miasta. Pierwszy przystanek to wzgórze Panecillo. Dolar za parkowanie. Samochodem przynajmniej bezpiecznie, bo ta okolica nie cieszy się dobrą sławą.
Miasto położone jest bardzo malowniczo. Punkt jest panoramiczny, więc można podziwiać miasto zarówno na stronę na północną (tę bogatszą) i biedne południe.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Zjeżdżam na stare miasto, gdzie szybko udaje się znaleźć wolne miejsce parkingowe przy samej Calle la Ronda.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Centrum bardzo mi się podoba, jest dość spokojnie, czuję się bezpiecznie, nikt mnie nie zaczepia.
Pokręciłem się trochę po starówce i ruszyłem w kierunku Bazyliki Głosowania Narodowego.

Image

Image

Image

Za kościołem, który znajduje się na wzgórzu roztacza się całkiem przyjemny widok na wieżowcową część Quito.

Image

W okolicy jest również kilka ciekawych murali.

Image

Image

Image

Image

Wracam powoli w kierunku samochodu.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po mieście dobrze się jeździ. Kompletnie inny świat niż w pobliskim Peru. Kierowcy jeżdżą, owszem jak to latynosi - czasem nieco brawurowo, ale poza tym całkiem “normalnie”, jakby wręcz znali przepisy i używali podczas jazdy rozumu. I nie używają klaksonu do zakomunikowania każdej sekundy swojej obecności na drodze!!!! Super! Ulice szerokie, a korki jeśli już się tworzą, to niezbyt duże.

Poprzez aplikację do poznawania ludzi zapoznaję miejscowych amigos i wybieramy się na balangę przy Foch Plaza. Jako, że było przed 18:00 pytam, czy to nieco nie za wcześnie. “Nie, jest w porządku.” I faktycznie - klub pełniutki i impreza trwa w najlepsze. Zabawa okazała się baaardzo zabawowa. Trzeba przyznać, że latynosi to potrafią imprezować.

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 22 Sie 2023 19:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Został mi ostatni dzień w Quito. Dnia poprzedzającego chciałem jeszcze wjechać kolejką pod wulkan, ale była serwisowana. Kolejnego dnia nadal nieczynna. Ruszam więc na północ, najpierw na Mitad del Mundo.
Miejsce jest całkiem ładne, ale nie przypada mi do gustu ze względu na jej typowo komercyjny charakter. Z drugiej strony, jakby się zastanowić nad sensem organizowania takiej atrakcji, tu trudno spodziewać się czegokolwiek innego.
W głównej wieży wystawa poświęcona generalnie Ekwadorowi, kilka sal wystawienniczych w formie interaktywnego muzeum, można też spróbować postawić jajko na gwoździu ;) i skorzystać z oferty wszelakiej maści straganów.

Image

Image

Image

Image

Najbardziej podobał mi się element folklorystyczny.



Nie spędzam tam dużo czasu i stwierdzam, że jadę do Otavalo. Jest sobota, więc dzień słynnego targu. Wprawdzie targowiska to też nie moja bajka, ale nie mam lepszego pomysłu, więc ruszam. Tym razem droga nie jest już taka dobra, tzn. sama droga była w porządku, ale ruch spory. Przejazd ok. 100 km w jedną stronę zajął 2-2,5h.
Co do targu, to nie napiszę zbyt wiele. Pewnie dałoby się znaleźć jakieś ciekawe artykuły, ale nie mam do tego cierpliwości. Starałem się raczej załapać nieco klimatu tego miejsca.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W drodze powrotnej zatrzymuję się na chwilę przy Lago San Pablo.

Image



Image

Na jedzonko zatrzymuję się w Guayllabamba. Polecam ten przybytek. Smacznie i niedrogo.

Image

Image

Podczas pobytu w Quito spałem w hoteliku Hotel + Arte, który udało mi się zarezerować a bardzo korzystnej cenie. Generalnie mogę polecić. Jedyna wada to brak klimy, a o tej porze roku jak dla mnie było ciut za zimno.

Ostatniego wieczoru siadłem sobie przy piwku w ogrodzie.

Image

Z przylegającego do ogrodu pokoju słyszę charakterystyczne odgłosy, które na myśl przywołowywały niezwykły zachwyt na czymś lub pewną czynnością. ;) W pewnym momencie odgłosy ustały i wychodzi, wyglądający na neco zdezorientowanego facet, na papieroska. Szybko do mnie zagadał i wywiązał się small talk. Pyta skąd jestem a ja jego. Odpowiada, że z Quito. Pytam co robisz w takim razie w hotelu. On, że chciał się spotkać ze swoim partnerem. No cóż... nie wypytywałem dalej. Może ma to związek z wciąż bardzo silnym oddziaływaniem KK w Ekwadorze, co pozostawię bez komentarza. W pewnym momencie zawołał go partner, a ten ruszył takim pędęm, że nie zauważył przeszklonych drzwi, prowadzących do hotelowego korytarza i tak w nie przywalił, że wyleciały z zawiasów. :lol: Na szczęście obyło się bez ofiar i kontuzji.

Podsumowując ten krótki czas w kontynentalnym Ekwadorze - wrażenie bardzo dobre. Ludzie bardzo przyjaźni i sympatyczni, całkiem dobrze ogarnięty ruch uliczny i dobre drogi, subiektywne poczucie względnego bezpieczeństwa, przyjemne stare miasto w Quito i piękna przyroda i krajobrazy w okolicach, ceny względnie niskie, całkiem dobrze działający internet. Miałem Movistara, Claro ma jednak lepszy zasięg (sprawdzone przez lokalsów). Mi się bardzo podobało, nawet powiedziałbym, że to takie moje małe odkrycie, choć może to już wpływ tego, że jestem w Am. Pd. już drugi raz, nabycia odporności pobytem w Brazylii, a także lepszym rozeznaniem, gdzie się nie zapuszczać i na co uważać.
Praktyczna uwaga. W gotówce miałem ze sobą tylko nowe 100-dolarówki. Są tam praktycznie bez wartości i nigdzie nie chcą ich przyjąć. Udało mi się taki banknot rozmienić tylko na stacji benzynowej i to po dłuższych negocjacjach i udawaniu Greka, że przecież płacę prawdziwymi pieniędzmi. Sam widok tego banknotu powoduje u Ekwadorczyków poruszenie jakby zobaczyli coś niezwykłego. Chłopak na stacji tak się nakręcił na jego widok, że aż obleciał kolegów, żeby im to "cudo" pokazać.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 23 Sie 2023 22:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Kolejnego dnia, poranny lot do GPS, z międzylądowaniem w GYE. Na lotnisku najpierw należy udać się do punktu drukującego permity na wyspy. Jako, że dane miałem wcześniej wpisane przez formularz internetowy, poszło bardzo szybko. 20$ też już nie moje.

Image

Lot LA 20-letnim A319. Wnętrze faktycznie retro, ale fotele… Kiedyś to było, teraz to nie ma… ;) No i w przeciwieństwie do AV, dostaniesz przynajmniej orzeszki.

Image

Image

Jest i pierwszy widok na wyspy.

Image

Image

Image

Na lotnisku najpierw punkt opłat. “You have to pay”. 100$ w całości przyjęte bez gadania, zepsuta strona w paszporcie ;) i witamy!

Image

Następnie kontrola sanitarna. Bagaże do prześwietlania. Po wyjechaniu nikt się nimi nie interesował ani nie obwąchiwał.

Dalej idzie się do kasy by zapłacić busa do przystani (5$). Tu już od razu piszą, że setek i chyba pięćdziesiątek (ale głowy nie dam) nie przyjmują.

Image

Dojazd do przystani i następny dolar za przepłynięcie z Baltry na Santa Cruz i dalej za kolejne 5$ możemy się dostać już właściwym autobusem do Puerto Ayora.

Image

Image

Dojeżdżam na miejsce. Para turystów pyta mnie czy wiem gdzie jesteśmy. Odpowiadam z pełną powagą: “w Ekwadorze”. Ale czy wiem, jak dotrzeć do przystani? Patrzę na Googla i mówię: 200 m główną drogą i dojdziecie. :) Jak miło być pomocnym dla innych turystów. :D.
Melduję się w kwaterce Stephany Hospedaje. Było tanio, warunki całkiem dobre. Wg dzienniczka meldunkowego przede mną spał w tym pokoju wykładowca kalifornijskiego uniwersytetu (ach ten brak RODO).
Idę w kierunku przystani. Próbowałem przejść w okolice centrum Darwina, ale wszystko otwarte do 17:00. Była już 16:30 i mnie nie wpuścili.
Zostaje deptak, który robi na mnie kiepskie wrażenie. Bandy Iwanów i Tatian w sandałach i skarpetach łażą obładowani wielkimi torbami, wypełnionymi zakupami zrobionymi w miejscowych butikach. Cóż... pomyślałem, że może w końcu naprawdę działają sankcje, ale zostawmy to. Ceny w sklepikach i knajpach 3x wyższe niż na kontynencie. Jak to troll, pytam w takim sklepie gdzie jest sklep dla mieszkanców a nie dla turystów. Odpowiedź tak mądra jak i moje pytanie - “nie wiem”. :D
Okazuje się, że wystarczy przejść kilkaset metrów w głąb miejscowości i wszystko zaczyna wyglądać “normalnie”. Ceny jednak nawet w tych lokalnych sklepach ok. 2x wyższe.
Dość szybko znajduję uliczkę Charles Binford, gdzie ciągnie się szereg knajpek, w których można zjeść dwudaniowe menu dnia + sok za 5 dolców. Porcje nie są zbyt wielkie, ale dwa dania - dla mnie było w sam raz.

Image

Image

Image

Wie ktoś może co to jest, takie “ziemniaki”, które przekrojone wzdłuż mają wizualnie strukturę podobną do banana albo kiwi? Zawsze zapominałem o to miejscowych zapytać …
Teraz czas na ogarnięcie promów, na Santa Cruz mam tylko dwie noce, więc lepiej zrobić to jak najszybciej. Pytam w jednej z agencji. Cena 30$ za poranny i 35$ za popołudniowy. Zgadza się z informacjami, które wcześniej wyczytałem. Kupuję więc od razu bilet na Isabelę oraz powrót Isabela-Santa Cruz-San Cristobal. Zastanawiałem się czy brać od razu powrotny z powodu różnych opinii na temat przyjemności pływania łódkami pomiędzy wyspami. Brałem więc też pod uwagę transport samolotem. O tym jednak w dalszej części relacji.
Pokręciłem się jeszcze chwilę po centrum, zobaczyłem pierwsze iguany i nieco rozczarowany pierwszym wrażeniem wróciłem do hospedaje.

Image

Image

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 24 Sie 2023 07:24 

Rejestracja: 10 Maj 2013
Posty: 2121
srebrny
benedetti napisał(a):
Wie ktoś może co to jest, takie “ziemniaki”, które przekrojone wzdłuż mają wizualnie strukturę podobną do banana albo kiwi? Zawsze zapominałem o to miejscowych zapytać …

Zapewne plantany, czyli tzw. banany warzywne.
Góra
 Profil Relacje PM off
benedetti lubi ten post.
benedetti uważa post za pomocny.
 
      
#14 PostWysłany: 25 Sie 2023 23:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Kolejny dzień zaczynam od udania się do Tortuga Bay. Niestety pogoda nie rozpieszcza. Zanosi się na deszcz i prognozy nie są zbyt dobre. Wejście na teren parku jest na końcu uliczki z niedrogimi knajpkami, czyli Charles Binford. Zaczyna padać, a deszcz działa na mnie jak płachta na byka. Co zrobić, zaciskam zęby, klnę pod nosem i idę.

Image

Image

Dojście na plażę zajmuje ok. 30-40 min. Deszcz trochę pada, trochę nie pada. Przy takiej pogodzie plaża początkowo nie robi na mnie większego wrażenia. Widzę 2-3 pelikany. Idę wzdłuż wybrzeża, na wydmach widoczne tabliczki z zakazem wchodzenia. Na końcu plaży rozłożyło się stado legwanów morskich.

Image

Image

Legwan morski to typowy dla Galapagos endemit. Jego cechą szczególną jest przystosowanie do życia w środowisku wodnym. Ciekawostką jest, że aby poradzić sobie z nadmiarem soli, bez skrępowania po prostu wysmarkują ją, co jest faktycznie bardzo często u tych zwierząt zauważalne. Darwin nazywał je “chochlikami ciemności” zapożyczając to określenia zapewne od kapitana George’a Byrona, który po wylądowaniu na Galapagos w 1825 r. pisał:

Cytuj:
Pośród nieprzeliczonego tłumu legwanów morskich, najbrzydszych żywych stworzeń jakie kiedykolwiek widzieliśmy. [...] niczym aligator, ale z bardziej szkaradnym łbem, czarne z odcieniem brudnej sadzy, siedziały na czarnych skałach wulkanicznych jak mrowie chochlików ciemności.


Na końcu plaży jest kilka ścieżek, ale wszędzie da się podejść co najwyżej kilkadziesiąt metrów, wszędzie zakazy…

Image

Image

Image

Image

Zaraz za wydmami znajduje się spokojna zatoczka. Jest, nawet trochę kąpiących się osób, oraz głuptak niebieskonogi.

Image

Image

Image

Jego spojrzenie w połączeniu z charakterystycznym kolorem nóg ukazuje ptaka, którego nazwa jak widać nie jest przypadkowa. :D Kolor nóg również, ponieważ okazuje się że im bardziej niebieskie, tym ptak jest w lepszej formie zdrowotnej, co z kolei przekłada się na większą łatwość w znalezieniu partnerki. Badania (m. in. takie z malowaniem nóg ptakom) dowiodły, że samice zwracają na to dużą uwagę. Ich głupkowaty wygląd może być też nieco mylący, ponieważ dorosłe samce, które w czasie godów są bezrobotne, potrafią wykazywać jawną i nierzadko brutalną agresję w stosunku do piskląt, w tym również o podtekście seksualnym.

Zatoczka kończy wycieczkę, dalej iść nie wolno. Wracam więc w kierunku plaży głównej i ścieżki do Puerto. Na szczęście zaczyna się przejaśniać i świat zaczyna wyglądać znacznie lepiej.



Image

Image

Image

Image

Przy końcu plaży spotykam poznane wcześniej pelikany i legwana w trakcie obiadu.



Co za alien! :D



Dochodzę do drugiego krańca plaży, gdzie znowu słyszę język bandyckiego kraju i ruszam z powrotem.

Image

Image

Puerto Ayora

Image

Idę na drugą stronę miasteczka do Centrum Darwina.
Zaraz na początku droga się rozgałęzia. Na lewo mamy centrum żółwi. Stoi budka i przewodnik. Podchodzę i słyszę, że moge kupić sobie tour za 10$. Mówię, że nie chcę touru, tylko sobie po prostu wejść. ;) Wejść po prostu nie wolno, bo to obszar chroniony, ale do plaży i Centrum - "proszę bardzo". Idę więc do Centrum

Image

Image

oraz na plażę La Ratonera.

Plaża nieszczególnie ciekawa, ale daję sobie trochę czasu na odpoczynek i odrobinę kontemplacji.

Image

Image

Wracam następnie do Centrum Darwina, gdzie oglądam kilka wystaw, które w dużej części odpowiadają o programach odbudowy naturalnego ekosystemu wysp. Widać kręcących się zagranicznych naukowców. Są jakieś laboratoria biologiczne, czy banki nasion.

Image

Image

Image

Idę jedną z rozgałęziających się ścieżek i spotykam strażnika. Pytam czy można dalej - “tak, zapraszam.” No i okazało się, że tym sposobem wlazłem od tyłu do centrum żółwi. Na początku, a dla “normalnych” turystów na końcu jest wybieg. W pierwszej chwili, widząc ogrom tych żółwi myślałem, że to sztuczne figury. Są ogromne!

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jest i drobne ptactwo niewiele robiące sobie z mojej obecności.



Doczepiam się do grupki turystów z przewodnikiem i wchodzę do mauzoleum Samotnego Georga, gdzie znajduje się jego spreparowane truchło. George był ostatnim znanym osobnikiem z jednego z podgatunków Żółwia Słoniowego zamieszkującego wyspę Pinta. Przyczyną wymierania był oczywiście nie kto inny jak człowiek, który najpierw masowo je uśmiercał (szacuje się, że w okresie polowań, zabitych mogło zostać nawet kilkaset tysięcy osobników), ze względu na wartościowe mięso i łatwość jego przechowywania oraz sprowadzenie na wyspy kóz, które spałaszowały całe dostępne żółwiom pożywienie. Na wyspach trwa obecnie wielka akcja eradykacji niepożądanych (przywleczonych) gatunków takich jak kozy czy szczury. Przeciwko tym ostatnim wyrzucane są z samolotów tony trutki i okazuje się, że działania te przynoszą powoli pożądane rezultaty. Wracając jednak do Georga. Otóż wszelkie próby zainteresowania go samicami innych podgatunków zakończyły się fiaskiem, toteż naukowcy ochrzcili go “Samotnym”, gdyż wg nich zasługiwał on na miano najbardziej samotnego stworzenia na Ziemi.

Image

Wracam do portu w Ayora i na dobranoc żegnam się z lwami morskim, którym najwyraźniej nie przeszkadza nawet dyskoteka tuż obok.



Image

Image

Image
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez benedetti, 27 Sie 2023 02:13, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 26 Sie 2023 10:09 

Rejestracja: 05 Paź 2022
Posty: 954
Loty: 6
Kilometry: 12 016
niebieski
Ładne kolory na zdjęciach. Czym robione?
_________________
Czy The Office US jest najlepszym serialem komediowym?
Zdania są podzielone. Niektórzy mówią, że tak, inni że owszem.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 26 Sie 2023 11:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
@piotrkr Ajfon. Na razie zdjęcia ogólnie słabe, ale relacja to relacja. Będzie lepiej. 😀
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
piotrkr uważa post za pomocny.
 
      
#17 PostWysłany: 27 Sie 2023 14:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Maj 2017
Posty: 3452
Loty: 429
Kilometry: 738 214
platynowy
Zostawię dla czytających i planujących Ekwador: tam oficjalnym środkiem płatniczym jest max 20 USD. 50 i 100 co do zasady nie akceptują.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#18 PostWysłany: 30 Sie 2023 20:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
@marcin.krakow Zgadza się, ale nie do końca. W Quito udało mi się wymienić na inne dobra dwie stówki. Tymi dobrami było paliwo. W każdym razie nie polecam, bo rzeczywiście nie chcą akceptować banknotów wyższych niż 20$. Na Galapagos nie było problemu z setkami, zarówno podczas płacenia za wstęp do parku, agencje z wycieczkami i promami czy opłatę portową na Isabeli. W knajpach czy w sklepach nie sprawdzałem. Jest to wszystko o tyle istotne, że w Ekwadorze jest nawet jak na Am. Pd. bardzo słabo z dostępnością do płatności kartami.


Kolejnego dnia mam już przeprawę na Isabele, ale zdecydowałem się na rejs popołudniowy, więc jest dużo czasu do zagospodarowania.

Image

Image

Przyszedł mi do głowy pomysł, że może wypożyczę rower i może dojadę do jaskiń lawowych. Odległość 20 km w jedną stronę wydawała się spokojnie do ogarnięcia. Przeliczyłem się jednak. W połowie trasy, będąc już za Bellavista miałem dość. Męczące podjazdy + moja kiepska wydolność spowodowały, że zaczałem obawiać się o czas. Można było zapakować się do autobusu wraz z rowerem, ale zwlekałem z decyzją, co ostatecznie doprowadziło do tego, że nie dojechałem do celu i wróciłem wcześniej do Puerto Ayora. Stwierdziłem, że podjadę tam pomiędzy promami, jak będę płynąć na San Cristobal.

Image

Poszedłem na obiad i połaziłem trochę po okolicy portu.

Image

Image

Image

Znalazłem także miejsce do przechowania bagażu, które w założeniu miało przydać mi się podczas przeprawy z Isabeli na San Cristobal (kilkugodzinny layover) w Puerto Ayora. Na prawo od kościoła przy samym porcie znajduje się taki punkt, w którym w szafce przechowamy bagaż za 3 USD. Znalezienie go nie było zupełnie proste. Poszedłem najpierw do oficjalnej informacji turystycznej. Na miejscu facet stwierdził, że czegoś takiego nie ma i pyta czy OK? Odpowiadam, że niezbyt OK, bo nie mam co zrobić z bagażem przez kilka godzin, no ale jak nie ma, to nie ma. Wtedy zaczął usilnie myśleć i wymyślił to miejsce. Jakież to typowe dla całej strefy latino. :mrgreen:

Image

Czas na boarding na rejs do Isabeli. Najpierw trzeba znaleźć naszego przewoźnika w porcie, w postaci gościa z listą na której będziemy figurować. Dostajemy boarding pass w postaci zawieszki na szyję. Następnie opłata portowa 1 USD i prześwietlanie bagaży. Dalej za 1 dolara ładują nas wodną taksą na właściwy prom. Prom? Nie wiem jak to nazwać, to po prostu takie większe 20-30 osobowe motorówki. Mój New Ocean okazał się całkiem fajny, płynęło tylko 5 czy 6 osób, więc można było zająć miejsca z tyłu. Z przodu nie polecam, szczególnie osobom ze skłonnościami do choroby morskiej, ponieważ, nie ma za bardzo na czym oka zawiesić, okna nie są na wysokości wzroku i podobno też bardziej rzuca. Siedzenia bardzo wygodne. Na łodzi poznałem parę Holendrów zafascynowanych Galapagos, którzy są już tu drugi raz. Przepłynięcie zajęło ok. 2h. Nie była to przyjemna przejażdżka, szczególnie uderzenia łodzi o taflę wody do przyjemności nie należały, ale nie było źle, powiedziałbym nawet, że zupełnie w porządku. Holendrzy też stwierdzili, że luz, z zastrzeżeniem, że zobaczę jak będzie w drodze powrotnej, bo podobno jest zwykle gorzej.



Image

Na Isabeli znowu dolar za transfer do portu i 10 USD opłaty portowej dla foreigners. Dla Ekwadorczyków opłata znacznie niższa.
Dalej piechotą do hotelu Brisas del Mar, który znajdował się 1-1,5 km od portu.
Na Isabeli od samego początku bardzo mi się podobało. Dużo spokojniej i kameralniej. Jak wyszedłem się przejść, zobaczyłem jak wygląda centrum Villamil i miejscowa plaża stwierdziłem - tak, to jest to! Jestem w miejscu, które można by z przymrużeniem oka nazwać rajem!



Image

Podczas spaceru słyszę język polski. Czteroosobowa grupka 60+. Zagaduję ich w sklepie i pytam czy ogarnęli już jakiś sklep dla lokalsów. Mówią, że chyba nie ma na to szans. Oczywiście kompletna bzdura, bo podobnie jak w Ayora wystarczyło przejść się kilkaset metrów w głąb miejscowości. W ogóle zarówno w Puerto Ayora, Puerto Villami i Puerto Baquerizo Moreno urzekające jest to, że jest w nich deptak i wszystko co z nim związane, a kilkaset metrów dalej toczy się normalne, tubylcze życie. Najlepiej pod tym względem jest w Villamil, gdzie już nawet deptak jest duuużo mniej turystyczny. Chodząc po miasteczku zatrzymałem się na chwilę przy boisku. Lokalsi grali w siatkę na całkiem grube dolary. Jakby ktoś był zainteresowany, to grali słabo. ;)

Image

Image

Jedyne co mnie teraz martwiło, to fatalne prognozy pogody dla Isabeli, które wyglądały tak…

Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
 
      
#19 PostWysłany: 01 Wrz 2023 13:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Plan na kolejny dzień to pokonanie szlaku z Villamil do Wall of Tears. Pogoda średnia - pochmurno, ale nie pada. Wypożyczam rower z myślą o tym, że szybciej pokonam szlak i w razie czego również szybko ucieknę przed ulewą. :D

Image

Zaczyna się on zaraz za miejscowością. Na początku biegnie wzdłuż bardzo ładnej plaży.

Image

Następnie mijam cmentarz i zaraz za nim są jeziorka z flamingami.

Image







Następnie kieruję się do kolejnych punktów.

Playa la Playita, gdzie spotykam ogromne ilości iguan.

Image

Image

Zwierzęta te, oprócz mało estetycznego sposobu na pozbywanie się nadmiaru soli mają jeszcze kilka innych cech przystosowawczych, które robią wrażenie. Są to m. in. elastyczny szkielet, dzięki któremu mogą się w trakcie życia zmniejszać, gdy brakuje pożywienia, by w lepszych czasach “odrosnąć”. Innymi ich własnościami są odporność na wysokie ciśnienie na dużych głębokościa oraz umiejętność regulowania tempa swoich czynności życiowych, co pozwala na wyjątkowo długie nurkowania.

Plaża pełna jest też niezliczonych ilości krabów.



Image

Image

Zdjęcia tego nie oddają. To jest po prostu kosmos!

Image

Los Tunos, kolejne jeziorko.

Image

Dalej Playa del Amor, gdzie z jednym legwanem zrobiliśmy sobie sesję portretową.

Image

Image

Image

Następnie El Tunel. Jest informacja o tym, aby nie przekraczać obszaru zastrzeżonego, ze względu na gniazdowanie legwanów.

Image

W tunelu fotografują się jacyś Azjaci. Widzę, że to chwilę potrwa, więc idę górą wzdłuż tunelu.

Image

Image

Image

Nagle niespodzianka! Pingwin!

Image



Z kolei wejście do do tunelu wygląda tak:

Image

Image

Kolejny punkt nie jest zbyt ciekawy.

Image

Ale za to następny - El Estero jest świetny, może nawet najlepszy na tym szlaku.
Główna ścieżka prowadzi do malutkiej plaży w szuwarach.

Image



Image

W tym miejscu należy koniecznie skręcić w lewo przy drogowskazie na “picnic area”. Ścieżka ta prowadzi do mirador El Estero. To co się tam dzieje, to istne szaleństwo. :D Spektakl w wykonaniu pelikanów w tej zatoczce, to jest coś co zapamiętam do końca życia.

Image











W dalszej części szlaku zaczyna się droga żółwi. Jadę powolutku i zaglądam w krzaki, ale żółwi nie widać. W pewnym momencie postanawiam poszukać ich z dala od głównej ścieżki i odbijam nieoznaczoną dróżką w kierunku Playa Surf.

Image

Żółwi nadal ani śladu. Na plaży spotykam znowu całe masy iguan. Niektóre spektakularnych rozmiarów.

Image

Image

Wracam w kierunku głównej drogi. W krzakach widzę jamy. Nie znam się, ale wygląda jakby do żółwi pasowały. ;) Niestety nadal nic.... No i w pewnym momencie jest! Co za olbrzym!!!

Image

Image

Image



Image

Chyba się nie wyspał.



W drogę…



Trzeba tylko uważać, żeby nie ugrzęznąć.



Image



Wracam do głównej drogi. Dojeżdżam do punktu widokowego gdzie widzę kolejne żółwie.

Image

Spotykam turystę poznanego na łodzi, który pokazuje mi zdjęcia bezwstydnie kopulującej pary żółwi. Poprawka - żółwie wcale nie były takie bezwstydne, ponieważ w momencie gdy ludzie zaczęli kręcić właśnie bezwstydnie porno, te udały się w pobliskie krzaki. Z krzaków dochodzą za to spektakularne odgłosy. No nic, nie mam zamiaru przeszkadzać w utrzymywaniu gatunku i wchodzę na punkt widokowy. Jest pieknie!

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Schodzę na dół. Parka nada buszuje w krzakach. A przy drodze kolejne osobniki.

Image

Kawałek dalej znajduje się mur, zbudowany przez więźniów kolonii karnej przy którym biegnie ścieżka na kolejne punkty widokowe, w tym ostatni, gdzie można zobaczyć resztki amerykańskiej stacji radarowej.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dalej niestety iść nie wolno.

Image

Image

Image

Image

Image

W drodze powrotnej zatrzymuję się znowu w El Estero i spędzam tam dobrych kilkadziesiąt minut, podziwiając pelikany. W wodzie pojawia się też kilka pingwinów.

Image

Szlak ma ok. 6 km długości w jedną stronę. Było jednak tak wspaniale, że spędziłem na nim całe 7 godzin! Pogoda okazała się całkiem dobra, nawet do tego stopnia, że zagapiłem się w kwestii dosmarowania się kremem z filtrem i pomimo używania 50-tki lekko mnie przypaliło.

Image

Wypożyczenie roweru nie miało większego sensu, ponieważ co chwilę schodzi się do punktów widokowych. Jedynym plusem było to, że wracając z górki było znacznie szybciej niż piechotą. W każdym razie odradzam go wypożyczać.

Posiłek w znanej i lubianej Albicie. 6-7 $ za posiłek, jedno lub dwudaniowy, w zależności od pory dnia. Mi tam bardzo smakowało (bardziej niż w Puerto Ayora) plus super obsługa, także mogę zdecydowanie polecić.

Image

W drodze do hotelu zaglądam jeszcze do akurat otwartego kościoła.

Image

Image

Idę następnie do agencji, ogarnąć jakąś wycieczkę na jutro. Pytam najpierw o wulkan. Zamknięty. Później okazało się, że zamknięty tylko i nich, także standardowo mogę tylko potwierdzić, że latynosi kolejny raz mi udowadniają, że nie można im wierzyć na słowo. Kupuję więc Tintoreras na następny dzień za 45$. W agencjach należy się targować, ponieważ początkowa cena może być mocno zawyżona, jednak poniżej stawek, o których pisała w swojej relacji @maxima, zejść już się nie dało.

Tyle na dziś. To był jak do tej pory bezkonkurencyjnie najlepszy dzień wyjazdu.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
 
      
#20 PostWysłany: 02 Wrz 2023 21:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Lip 2018
Posty: 2051
Loty: 190
Kilometry: 435 841
platynowy
Kolejnego dnia mam zaplanowaną popołudniową wycieczkę na Tintoreras. Rano idę do miejsc gdzie można wejść samemu i na piechotę.
Koło portu znajduje się mała zatoczka pod nazwą Concha la Perla. Jest to ponoć fajne miejsce do snoorkowania. Mnie jednak ten typ rozrywki nie interesuje, toteż spędzam tam niewiele czasu.

Image

Image

Image

Image

Image

Ogarniam też wycieczkę na wulkan na kolejny dzień. Już wczoraj zorientowałem się, że w jednej z agencji ściemniali i wycieczki na Sierra Negra odbywają się normalnie.

Image

Image

Idę w kierunku centrum żółwi i jeziorka z flamingami. Na końcu miejscowości rozpoczyna się malowniczy szlak.

Image

Image

Image

Do żółwi nie wchodzę, idę do jeziorka. Flamingów nie widać, ale krajobrazy przepiękne, tym bardziej, że w końcu się rozpogodziło.

Image

Image

Image

Image

Postanawiam iść dalej wzdłuż głównej drogi. W pewnym momencie po lewej stronie wyłania się ogromne pole lawowe.

Image

Image

Stwierdzam, że bez sensu wracać tą samą drogą i zrobię sobie znacznie dłuższy spacer, robiąc na mapie trójkąt i wracając do miasta od strony lotniska. Trzeba było jednak nieco przyspieszyć kroku, bo czas zaczął mnie gonić, a przed wycieczką dobrze byłoby jeszcze coś zjeść.

Image

Image

Image

Image

Image

Zatrzymuję się w Albicie na szybki obiadek, a następnie kieruję się prosto do hotelu, żeby nieco odsapnąć i się ogarnąć.

Image

Jeszcze rzut oka na mój hotelik, Brisas del Mar.

Image

Na wycieczkę mieli mnie zgarnąć ok. 14:00. 14:15 - nikogo nie ma, ale myślę “latino style”. więc luz. Mija jednak 14:30, z okolicznych hoteli i pensjonatów inne auta zabrały turystów, a po mnie jak nie było tak nie ma. Poprosiłem więc obsługę by zadzwonili do agencji. Okazało się, że nie zapomnieli o mnie i bus zaraz będzie.
Po chwili podjeżdża totalnie rozklekotany busik, który dowozi nas do przystani. Przeważają Niemcy. Również ichniejszy język był przeze mnie najczęściej słyszany na Galapagos, po hiszpańskim i angielskim. Tintoreras leżą bliziutko, transport odbywa się takimi samymi łódkami jak te “taxi” do promu.
Gdy tylko zbliżyliśmy się do wysepek ukazało się sporo pingwinów. Mocno zaskakujący był fakt, że obsługa łodzi powyciągała telefony i zaczęła robić zdjęcia. Pytam przewodniczkę o co chodzi, a ta mówi, że od dawna nie widzieli tylu pingwinów, a tyle ile naliczyliśmy w jednym tylko miejscu to jej się chyba nigdy nie zdarzyło na raz tyle zobaczyć. W zeszłym roku podobno praktycznie ich nie było. Już na Santa Cruz chłopak w agencji z dużym podnieceniem mówił o dużej ilości pingwinów na Isabeli, ale nie odebrałem tego jako coś wyjątkowego, a raczej jako naganianie na zakup wycieczki. Spojrzałem do Wikipedii i faktycznie, przed oczami mieliśmy ok. 1% szacowanej populacji pingwina równikowego. Ich występowanie Na Galapagos warunkuje głównie intensywność prądu El Nino, który wpływa na dostępność ich pokarmu i stanowi jedno z najistotniejszych zagrożeń dla istnienia tego gatunku.

Image

Image

Image

Schodzimy na ląd. Przewodniczka opowiada całkiem ciekawie.

Image

Image

W tunelach lawowych pływa sobie sporo rekinów, które lubią tam przypływać ze względu na temperaturę wody.

Image

Image

Image



Widać też kilka żółwi morskich.

Image

Image



Image

Na koniec wycieczki czas na pływanie/nurkowanie, a na pomostach całe stada lwów morskich.

Image

Image

Do zachodu słońca zostaję w okolicy plaży.

Image

Image

Image

Image

Później jeszcze trochę szwędam się po Villamil. W pewnym momencie słyszę odgłosy jakiejś imprezy. Okazuje się to spotkaniem jakiegoś zboru, chyba zielonoświątkowego. W ogóle w Ameryce Łacińskiej oczywiście poza KK, widać dość intensywną działalność różnych odłamów chrześcijaństwa, czy innych świadków Jehowy.

Image

_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 52 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group