Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 06 Paź 2018 22:40 

Rejestracja: 23 Gru 2016
Posty: 30
Loty: 60
Kilometry: 116 765
PRZEDMOWA

Cześć,
w tej relacji chciałem podzielić się z Wami moimi doświadczeniami z podróży po krajach postsowiecich, jakimi są Kazachstan i Kirgistan. Mam nadzieję, że w mojej opowieści uda mi się zawrzeć istotne informacje dla tych, którzy mają podobny pomysł na siebie oraz nie znudzić zbyt szybko tych z Was, którzy mają ochotę po prostu poczytać o ciekawych przygodach w dość nieoczywistych miejscach. Zacznę zatem od informacji ogólnych:

termin: 22.08 - 11.09.2018
budżet: 300$ + bilety na pociąg Astana - Ałmaty - Astana (ok. 140 zł) + lot Warszawa - Astana - Warszawa PLL Lot (ok. 700 zł)
trasa: Astana - Ałmaty - Biszkek - Osz - Pamir - Osz - Biszkek - Tosor - Karakol - Czołponata - Biszkek - Ałmaty - Kanion Szaryński - Ałmaty - Astana

Życzę miłej lektury i zapraszam ;)


WSTĘP

Zacznę może od wyjaśnienia dlaczego akurat ta część globu. Szukając miejsca nieturystycznego, dziewiczego, niedrogiego, w wielu relacjach przewinął się Kirgistan. Dodatkowo obecność gór, które tak bardzo uwielbiam skłoniła mnie do rozpoczęcia poszukiwań taniego połączenia lotniczego do tego wydawałoby się kraju turystycznie idealnego. I tutaj trochę rykoszetem dostał Kazachstan. Po facie wiem, że to określenie jest niesprawiedliwe, bo ten kraj również da się lubić, lecz prawdą jest, że kupując bilety w styczniu do Astany miałem w głowie tylko jak w najszybszy sposób przedostać się z nowo wybudowanej stolicy do kraju położonego nieco na południe, który miał być spełnieniem moich marzeń.
Od stycznia do sierpnia jest aż 7 miesięcy. Jednak okres pomiędzy kupnem biletów, a miłym powitaniem przez stewardessę PLL Lot na pokładzie samolotu lecącego do Astany minął niepostrzeżenie. Pierwszy lot narodowym przewoźnikiem oceniam bardzo pozytywnie. Opinia zapewne jest nieco wypaczona, gdyż rzadko kiedy miałem okazję doświadczyć większego komfortu w powietrzu, co spowodowane jest korzystaniem głównie z usług tanich przewoźników. Dlatego też bezpłatny posiłek jest dla mnie wyjątkową atrakcją. Podróż minęła mi bardzo szybko, gdyż skupiłem się głównie na spaniu (lot o 23.00) i o 7:45 czasu lokalnego zameldowałem się w innym świecie.

Image


ROZDZIAŁ I
AZJA EXPRESS


Skąd ten tytuł? Ano głównym celem podróży był Kirgistan, dlatego też podróż przez ten ogromny azjatycki (w zależności od przyjętego kryterium i własnego widzimisię można go też nazwać za europejski) kraj jakim jest Kazachstan została odbyta w tempie ekspresowym. Po wylądowaniu w Astanie niezwłocznie przenieśliśmy się na dworzec kolejowy za pośrednictwem linii autobusowej nr 10, skąd po niedługiej chwili mieliśmy pociąg do Ałmatów. Po drodze podziwialiśmy rozmach nowo zbudowanej stolicy Kazachstanu.

Image

Bilety zakupiliśmy jeszcze w kraju ojczystym za 6721,50 Tenge, a sama podróż trwała 20 godzin. 4 osobowe przedziały z miejscami do spania były nie lada zbawieniem zważywszy, że poprzedniej nocy musieliśmy zadowolić się 4-godzinną drzemką na pokładzie samolotu. Pociąg był komfortowy i punktualny. W środku znajdował się wagon restauracyjny (gulasz z ryżem 1100 Tenge, piwo 500 Tenge), a podczas długich postojów można było skorzystać z oferty pobliskich sklepików i straganów. których w okolicach peronów nie brakowało. No i ten widok na niekończące się kazachskie stepy.

Image

Image

Image

W Ałmaty znaleźliśmy się wcześnie rano, gdzie zostaliśmy podwiezieni przez współtowarzyszy kolejowej podróży na dworzec autobusowy. Stąd za 3000 Tenge (po fakcie uważam, że da się znacznie taniej) dostaliśmy się na granicę kazachsko-kirgijską. Jeszcze tylko kontrola paszportowa i wreszcie: witaj wymarzona Kirgizjo! Teraz okaże się, czy byłaś warta tylu nieprzespanych nocy, podczas których marzyłem, żeby tu się znaleźć. Na tym etapie Kazachstanu nie oceniam, bo był to bardzo krótki pobyt. Kazachstan został przez nas tylko muśnięty i niewątpliwie było to przyjemne muśnięcie, jednak do obiektywnej oceny konieczny jest dłuższy dotyk, o którym w dalszej części opowieści.



ROZDZIAŁ II
KU SŁOŃCU, KU NIEBU


Spod granicy do stolicy Kirgistanu - Biszkeku dostaliśmy się za 300 Som/osobę (również za dużo, ale na początku zawsze trzeba się przejechać by zmądrzeć). O Biszkeku naczytałem i nasłuchałem się wielu opinii i wszystkie z nich przedstawiały to miasto jako nudne i nie mające nic do zaoferowania, a więc postanowiłem zaufać poprzednikom i po szybkim posiłku zaczęliśmy szukać transportu do Osz. W tego typu krajach transportu oczywiście szukać nie trzeba, gdyż znajduje cię on sam, także już chwilę po podjęciu decyzji siedzieliśmy w minibusie, który zabrał nas do Osz za 1200 Som/osobę.

Jedna z głównych kirgijskich dróg i dość nietypowi uczestnicy ruchu :)
Image

Image

Nasz kierowca był muzułmaninem, a więc mieliśmy kilka dodatkowych postojów na modlitwę
Image



Ludzie w tym kraju są niezwykle mili i weseli także podróż przebiegła nam w znakomitym humorze. W trakcie drogi kilkukrotnie zatrzymywaliśmy się na postój i podczas jednego z nich pierwszy raz doświadczyliśmy kirgijskiej gościnności, która opiera się na stawianiu kieliszka wódki zagranicznym turystom. :) Co ciekawe, wódka jest normalnie sprzedawana na kieliszki w zwykłych sklepach, a cena za szocika to tylko 20 Som. I zakąska gratis! A propos zakąski... właśnie dzięki lufce z lokalsem poznaliśmy kurut, czyli kirgijski przysmak podawany do wódki. Jest to formowane w kulki wysuszone zsiadłe mleko i może ta opinia dla wielu Polaków zabrzmi kontrowersyjnie ,ale wesług mnie jest to zakąska na miarę ogórka kiszonego. No i dla podróżników idealna ze względu na swój rozmiar i wagę. :)
Osz to już przedgórze Pamiru, który był naszym głównym celem, a więc kolejny raz zaszliśmy na dworzec w celu znalezienia właściwego transportu. I już po chwili byliśmy w autobusie do Kashka-suu - miejscowości będącej bramą do Pamiru. Do marzeń. Których spełnienie kosztowało nas 600 Som/osobę. Ahoj przygodo!

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
Rejs (w kajucie z balkonem) z Barcelony przez Majorkę i Sycylię do Rzymu oraz loty z Krakowa za 2218 PLN Rejs (w kajucie z balkonem) z Barcelony przez Majorkę i Sycylię do Rzymu oraz loty z Krakowa za 2218 PLN
Grupa Lufthansa: Wakacyjne loty do Mołdawii, Maroka, Grecji i Rumunii z Krakowa i Warszawy od 438 PLN Grupa Lufthansa: Wakacyjne loty do Mołdawii, Maroka, Grecji i Rumunii z Krakowa i Warszawy od 438 PLN
#2 PostWysłany: 07 Paź 2018 10:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3699
srebrny
Jakim cudem zapłaciłeś 3000 za bilet z Ałmaty do granicy, skoro normalnie w kasie bez żadnego kombinowania bilet Ałmaty-Biszkek kosztuje 1800 KZT. Czytam z zainteresowaniem bo jestem świeżo po podróży po Kirgistanie i zakochałem się w tym kraju.

Kilka razy podchodziłem do kurut i dla mnie jest to obrzydliwe :lol: ale faktycznie oni to jedzą jak tic taci zawsze i wszędzie, fu
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 07 Paź 2018 14:50 

Rejestracja: 23 Gru 2016
Posty: 30
Loty: 60
Kilometry: 116 765
Wiem, nie znając standardowych cen przepłaciłem mega, ale potem już nie popełniałem tego typu błędów. ;)
Co do kurutu to rzeczywiście jest bardzo specyficzny, można go uwielbiać lub nienawidzić, mi akurat podszedł bardzo.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 11 Paź 2018 02:49 

Rejestracja: 23 Gru 2016
Posty: 30
Loty: 60
Kilometry: 116 765
ROZDZIAŁ III
ZABAWA W DEKARZA


Jazda autobusem zajęła nam kilka godzin a z niej zapamiętałem przede wszystkim pierwsze ukazanie się najwyższych szczytów Pamiru na horyzoncie. I to nic, że było pochmurno i brzydko - to była miłość od pierwszego wejrzenia. Od razu zrozumiałem dlaczego Pamir nazywany jest Dachem Świata. Dochodzimy do momentu, w którym będzie mniej tekstu a więcej zdjęć, bo to one bardziej oddają piękno tego miejsca. Ale najpiękniejsze jest ono kiedy można spojrzeć na nie własnymi oczami, z centrum wydarzeń, czego wszystkim fanom klimatów górskich życzę.
Z Kashka-suu do base campu pod Pikiem Lenina prowadzi długa droga przez step. Transport jest tutaj podobno bardzo drogi, lecz nam udało się złapać podwózkę (a w zasadzie znowu ona złapała nas) za 100 Som/osobę. Podróż miała swój urok, gdyż jechaliśmy przez wertepy na pacę, co skutecznie podnosiło poziom adrenaliny.

Image

Image

I tak na wieczór byliśmy w base campie pod Pikiem Lenina. Mając kieszeń pełną dolarów można tutaj skorzystać z licznych udogodnień oferowanych przez agencje turystyczne, my jednak zadowoliliśmy się ciasnotą naszego namiotu. Polana, na które znajduje się BC ma wysokość ok. 3600 m n.p.m. i była ona dla nas noclegiem przez kolejne 3 noce. Już pierwszego wieczoru zaczęliśmy snuć plany trekkingowe. Stanęło na próbie dojścia w okolice Piku Pietrowskiego i zdobyciu C1 pod Pikiem Lenina. Przebywanie na Dachu Świata było dla nas samo w sobie spełnieniem marzeń. Nie potrzebne nam było do szczęścia wejście na najwyższą kalenicę, wystarczyły nawet najniższe partie Dachu, choć oczywiście przez cały pobyt w Pamirze kusiło, by zrobić jeszcze krok wyżej, pobić swój rekord osiągniętej wysokości o kolejny 1 metr.
Pierwsza noc dała się we znaki. Brak aklimatyzacji i temperatury schodzące poniżej zera pozwoliły tylko na przerywany, krótki sen. Rano okazało się, że podczas gdy nieskutecznie staraliśmy się zmrużyć oczy, natura zajmowała się malowaniem okolicy na biało. I tak po konsultacji z lokalsami dowiedzieliśmy się, że oto jesteśmy świadkami pierwszego śniegu w sezonie.

Image

Image

Image

Image

Image

Dzień przyniósł jednak słońce, a ono bardziej ludzkie warunki do życia, więc po krótkim obchodzie po BC zaczęliśmy pierwszy trekking w Pamirze. Śnieg stopniał, w dolinie szło się przyjemnie...

Image

Image

Image

...jednak po dotarciu na grań przywitał nas częsty gość takich miejsc, czyli silny wiatr. A reszta drogi prowadzi już cały czas granią... Ale nie, decydujemy, że idziemy dopóki starczy sił. I tak od szczytu do szczytu. Następny wydaje się wyższy, więc idziemy, odpalamy aplikację odczytującą wysokość... już prawie 4000 m n.p.m., ale jeszcze trochę brakuje. Kolejny szczyt już z pewnością osiąga wysokość powyżej 4000 m, no i my również ją osiągamy stając na jego wierzchołku. Cieszymy się, że przekroczyliśmy tą granicę, do tego oko radują wspaniałe widoki na okolicę.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Tylko ten wiatr... Ale nie może być za pięknie. Idziemy dalej, wiatr jakby osłabł, a wcześniej zdążył rozgonić chmury. I wtedy Pik Pietrowskiego ukazał nam się w całej okazałości.

Image

Poeta napisałby pewnie, że zasłany mgłą Pik Pietrowskiego zapraszająco otworzył przed nami swoje oblicze. Ja pomyślałem wtedy tylko: cholera, jak tu ładnie. A my dalej realizujemy plan, czyli idziemy dopóki starczy sił. Starczyło ich do wysokości 4270 m n.p.m., na których położony jest jeden z ostatnich szczytów na grani przed naszym początkowo głównym celem. Jednak ciągle jeszcze długa droga, zarówno w górę (Pik Pietrowskiego ma ponad 4700 m n.p.m.), jak i w dal, brak doświadczenia po śniegu na takich wysokościach oraz kurczące się siły sprawiły, że podjęliśmy decyzję o powrocie. I chyba była to dobra decyzja, bo Pik Pietrowskiego jakby się obraził, że zrezygnowaliśmy z jego zdobycia i ponownie pogrążył się w chmurach, a na nas zaczął padać lekki śnieg. Czy gdybyśmy zdecydowali się iść dalej uraczyłby nas dobrą pogodą przez cały dzień? Tego się nie dowiemy. W każdym razie udało się bezpiecznie wrócić do namiotu, gdzie przyrządziliśmy sobie posiłek i zaczęliśmy się szykować o przetrwanie w nocy.

Image

Tym razem spało się lepiej. Pogoda też lepsza, a więc dobrze, bo dziś celem C1. Dlatego też ruszamy z samego rana, po śniadaniu, bo droga w dwie strony długa. Początkowo jest lekko, gdyż trzeba przejść przez całą Cebulową Polanę.

Image

Image

Następnie wchodzimy już w wyższe partie gór i mozolnie brniemy pod górę w stronę Przełęczy Podróżników. Jest stromo, a rzadkie powietrze zmusza nas do częstych przystanków. W końcu jednak udaje się dojść do przełęczy, na której robimy przerwę i podziwiamy wspaniałe widoki.

Image

Image

Cały masyw robi ogromne wrażenie, wygląda jak biała ściana znajdująca się na końcu świata. Jest cudownie. Słońce przyjemnie grzeje w twarz, ale trzeba iść dalej. Schodzimy z przełęczy, wchodzimy na piarg i od tego momentu droga daje nam porządnie w kość. Szczególnie psychicznie. Długi czas idzie się wąską ścieżką, gdzie po jednej stronie ma się dużą przepaść, a po drugiej stok, na którym leża miliony kamieni, które tylko czekają by grawitacja wprawiła je w ruch. Strach miesza się z fascynacją cudowną okolicą i upartym dążeniem do osiągnięcia postawionego sobie celu.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Ostatecznie zwycięża jednak strach. Przed nami tworzy się lawinisko kamieni, które zasypuje ścieżkę. Stojąc przed przeszkodą nie mamy czasu na zastanowienie się jak ją pokonać, gdyż kamienie ciągle spadają w bliskiej odległości od nas. Podejmujemy więc decyzję o odwrocie i po kilku godzinach marszu tą samą drogą stajemy przed naszym namiotem. Cel nie został osiągnięty, jest duży niedosyt. Pocieszam się tym, że i tak ciężko byłoby dojść do C1 i wrócić do BC w jeden dzień. Póki świeci słońce wychodzimy na zewnątrz i robi sobie ucztę składającą się z najbardziej sycących liofilizatów jakie posiadamy. Miała być to nagroda za zrealizowanie marzenia, a jest nagroda pocieszenia. Słońce chyli się za zachodowi a spadająca temperatura wpycha nas do namiotu.
Ostatnia noc na wysokości 3600 m n.p.m. Ponownie nierówna walka z zimnem. Rano wita nas bezchmurna pogoda, a więc robimy ostatnie zdjęcia najwyższych partii Pamiru z perspektywy, która towarzyszyła nam przez ostatnie kilka dni.

Image

Image

Image

Image

Ruszamy więc w dół, przez step, do cywilizacji. Droga ma ok. 35 km i jest dość monotonna. Po horyzont z lewej i z prawej tylko trawa, przed nami gdzieś daleko majaczą zabudowania. No i tylko gdy odwracamy głowę w tył, ukazuje nam się ta przepiękna potęga natury.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Co jakiś czas mijamy jurty, gdzie jesteśmy atrakcją dla lokalnej społeczności i niemal w każdej otrzymujemy zaproszenie na jedzenie i czaj. Grzecznie odmawiamy, gdyż już w pierwszej jurcie najedliśmy się do syta. Ludzie tutaj są niezwykle mili i gościnni. Schodzimy coraz niżej, jurt zaczyna być coraz mniej, a wiatr hula po stepie z coraz większą siłą. Podejmujemy więc decyzję o dojściu do opuszczonych zabudowań znajdujących się ok. 5 km przed pierwszą miejscowości i wewnątrz rozbijamy namiot. Ta decyzja umożliwia nam spokojne przespanie nocy. Nazajutrz nie udaje nam się nawet dość do Kashka-suu, gdyż zatrzymuje się samochód z ofertą podwiezienia nas do Osh za jedyne 500 Som/osobę. Taniej niż w pierwszą stronę, kolejny raz dopisuje szczęście. Staramy się być uprzejmi i respektować kraj, w którym się znajdujemy oraz zamieszkujących go ludzi, więc to chyba karma. Ostatni rzut oka na Pamir przez okno minibusa. Spełnił moje oczekiwania z nawiązką. Zrealizowałem swoje marzenie i jestem szczęśliwy. Już wtedy w tym minibusie, zanim Pamir zniknął mi z pola widzenia, zaczął em organizować w głowie powrót w to miejsce, który mam nadzieję zostanie zrealizowany w najbliższych latach. Do zobaczenia Pamirze. Kiedyś na pewno.

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 11 Paź 2018 04:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Kwi 2016
Posty: 4716
Zbanowany
srebrny
Wow bomba, wielkie gratulacje, a tak czasem sie zastanawiam jaka gorke sobie obrac po Kili. :D
_________________
Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, uderzy w ciebie ze zdwojoną silą i nie bądź tchórzem i kłamcą.

Znów prymitywne ataki!

Socotra / Afganistan
Afryka / Goryle
Wyprawa na Biegun lodołamaczem atomowym, Antarktyda, Polska Stacja Arctowski, Arktyka etc.
Fotorelacje na życzenie przez PW
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 11 Paź 2018 08:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3699
srebrny
Ech Kirgistan, przepiękny skrawek świata, aż mi ślinka pociekła.
cccc napisał(a):
jaka gorke sobie obrac po Kili. :D

@cccc zacznij od obierania jabłek a później na dobry początek myślę, że пик Победы spełni Twoje wymagania

bodajże Rafał Fronia powiedział, że zna ludzi, którzy weszli na Kilimandżaro a mieli problem ze Śnieżką ;)
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 11 Paź 2018 09:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Kwi 2016
Posty: 4716
Zbanowany
srebrny
cypel napisał(a):

bodajże Rafał Fronia powiedział, że zna ludzi, którzy weszli na Kilimandżaro a mieli problem ze Śnieżką ;)

@cypel widze, ze lubisz bawic sie w OFF-TOP-y, a tak w ogole to ogarniales Kili, skoro takie dziwne stwierdzenia mapetujesz, ze ktos tam niby cos powiedzial? 8-)
BTW Kili nie jest az taki trudny i da sie ogarnac bez zadnego przygotowania, gorzej sobie wyobrazalem jak o nim czytalem. :)
_________________
Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, uderzy w ciebie ze zdwojoną silą i nie bądź tchórzem i kłamcą.

Znów prymitywne ataki!

Socotra / Afganistan
Afryka / Goryle
Wyprawa na Biegun lodołamaczem atomowym, Antarktyda, Polska Stacja Arctowski, Arktyka etc.
Fotorelacje na życzenie przez PW
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 11 Paź 2018 11:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3699
srebrny
@cccc reprymenda od mistrza offtopu przyjęta
nie ktoś tylko Rafał Fronia
o tym mówię, że Kilimandżaro w skali trudności nie jest trudny. I proszę nie porównuj coca-cola route (Marangu Route) z tragarzami, kucharzami i przewodnikami z dzikim Pamirem bądź nie bądź ;)
Kilimandżaro jest na mojej liście do odwiedzenia w drugiej setce, jak nie dalej :lol:
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 11 Paź 2018 11:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Kwi 2016
Posty: 4716
Zbanowany
srebrny
@cypel lubisz sie wymadrzac i cytujesz po raz wtory, przyjalem do wiadomosci, ale nie rob prosze smietnika z relacji! 8-)
cypel napisał(a):
o tym mówię, że Kilimandżaro w skali trudności nie jest trudny. I proszę nie porównuj coca-cola route (Marangu Route) z tragarzami, kucharzami i przewodnikami z dzikim Pamirem bądź nie bądź ;)
Kilimandżaro jest na mojej liście do odwiedzenia w drugiej setce, jak nie dalej :lol:

Nie byles na Kili, a sie wypowiadasz. :o
De facto, ja wybralem trudniejszy stopien niz najlatwiejsza Coca-Cola (Marangu Route). :D
BTW dla Twojej wiadomosci, bo nic nie zrozumiales, ja nie porownywalem, wspomnialem tylko, ze czasem zastanawiam sie nad kolejna gora (przeczytaj jeszcze raz to ogarniesz).
Jesli masz problem, napisz na pw albo sklec nowy watek. ;)
Udanego dnia.
_________________
Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, uderzy w ciebie ze zdwojoną silą i nie bądź tchórzem i kłamcą.

Znów prymitywne ataki!

Socotra / Afganistan
Afryka / Goryle
Wyprawa na Biegun lodołamaczem atomowym, Antarktyda, Polska Stacja Arctowski, Arktyka etc.
Fotorelacje na życzenie przez PW


Ostatnio edytowany przez cccc, 11 Paź 2018 11:41, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 11 Paź 2018 11:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3699
srebrny
Niepotrzebnie się napinasz.
Zaproponowałem Ci kolejną "górkę do ogarnięcia" Pik Zwycięstwa ;)
Przyznaję była złośliwość z mojej strony, ale wynikała ona z tego, że odebrałem to jako brak szacunku dla gór.
A relacji nasza dyskusja raczej nie zaszkodzi, rzekłbym nawet, że przez to jest widoczna w aktywnych wątkach i więcej ludzi może do niej dotrzeć.

Również życzę miłego dnia.
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 17 Paź 2018 07:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Paź 2011
Posty: 195
Loty: 131
Kilometry: 208 382
niebieski
Fajna relacja a rejon inspirujący. Mam głupie pytanie - jaki to model namiotu na zdjęciach?
_________________
moje podróże: https://acotamjest.blogspot.com/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 17 Paź 2018 13:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Paź 2014
Posty: 1039
srebrny
Extra wyprawa! Szkoda, że niektóre zdjęcia prześwietlone, ale i tak super widoki. Góry wyglądają niesamowicie! :)
_________________
Moje relacje:
Włochy - Liguria / Indonezja / Malmo+Kopenhaga / Dublin / Sri Lanka+Malediwy / Maroko / Amsterdam / Kaukaz / Wyspy Owcze
i: https://www.instagram.com/ola.javv/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 17 Paź 2018 21:39 

Rejestracja: 23 Gru 2016
Posty: 30
Loty: 60
Kilometry: 116 765
@kawon30 używany przeze mnie namiot to jeden z tańszych tego typu sprzętów na rynku czyli Arbaqs Malwa 3.

@olajaw z góry przepraszam, jeśli zdjęcia nie są najlepszej jakości, gdyż fotografem jestem niestety kiepskim. ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 18 Paź 2018 07:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Paź 2011
Posty: 195
Loty: 131
Kilometry: 208 382
niebieski
Ale grunt, że namiot dał radę. Czasami nie potrzeba jakiegoś super wypasionego.
_________________
moje podróże: https://acotamjest.blogspot.com/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 02 Lis 2018 23:30 

Rejestracja: 23 Gru 2016
Posty: 30
Loty: 60
Kilometry: 116 765
ROZDZIAŁ IV
MIĘDZYGÓRZE



Jako, że trekking po górach był głównym celem tego wyjazdu, najbliższe dni możemy uznać za przejściowe. Choć były one również niewątpliwie wspaniałe. Pierwsze co robimy po wyjściu z mini-busa w Osz to kierujemy kierujemy się w stronę zarezerwowanego hostelu. Prysznic, ciepłe łóżko... warto czasem zrezygnować z udogodnień życia codziennego by móc potem docenić to, czego na co dzień nie zauważamy. A to wszystko jest naprawdę warte docenienia. Samo Osz nie jest w żaden sposób ciekawym miastem pod względem architektoniczny, ale ma swój urok. Mało turystów, przemili ludzie, którzy dowiadując się, że jesteśmy z Polski, są jeszcze bardziej mili. No i duży bazar, na którym można kupić dosłownie wszystko. I to za grosze. Tam też zaopatrujemy się w prowiant na kolację i śniadanie (polecam lepioszkę z kajmakiem, tak nas goszczono w jurtach i by być bardziej "kirgijscy" sami również zaczęliśmy spożywać ten zestaw na śniadanie).

Bazar z pięknie uformowanymi lepioszkami:

Image

Jako, że nie ma nic do zwiedzania, jemy tylko kebaba i zaszywamy się w hostelu, gdzie przechodzimy regenerację. Nazajutrz wymeldowanie, znowu bazar, znowu kebab i rozpoczynamy szukanie transportu do Biszkeku. Transport oczywiście znajduje nas pierwszy. A więc ubożsi o 1200 somów/osobę jedziemy całą noc do stolicy Kirgistanu. Biszkek nie oferuje wiele atrakcji, ale jako stolica jest wspaniałym miejscem przesiadkowym i często by dostać się w różne rejony kraju najłatwiej jest podróżować właśnie przez Biszkek. My dokładnie tak robimy i w mieście spędzamy ok. 30 minut, bo tyle zajmuje nam dojście do właściwego dworca i znalezienie transportu do naszego kolejnego celu, czyli Isyk-Kul. Ze względu na bardzo wczesną porę jest mało chętnych do podwózki, więc do miejscowości, którą wybraliśmy na chybił-trafił, czyli Tosor, dostajemy się z przesiadką w Bałykczy. Całość wyniosła nas 550 somów/osobę.
Tosor okazało się malutką mieściną, małą do tego stopnia, że nie udało nam się nawet znaleźć restauracji lub czegokolwiek sprzedającego posiłki na ciepło (choć nie gwarantuję, że czegoś takiego tam nie ma). Zadowoliliśmy się więc ogromnym arbuzem i innymi produktami oferowanymi przez okoliczne sklepy. Niewielkość wioseczki niewątpliwie dodała klimatu temu miejscu, a brak turystów nad przepięknym Isyk-Kul jeszcze bardziej podkreśla magię tego miejsca.

Image

Image

Image

Teraz dopiero skojarzyłem fakty, u góry na zdjęciu oprócz arbuza możecie zobaczyć power bank, wygrany przeze mnie na tym forum za relację o Spitsbergenie (przepraszam za autoreklamę). Dzięki F4F! :D

Trudno mi porównać Tosor z innymi miejscowościami położonymi nad Isyk-Kul, ale dla ludzi chcących zaznać spokoju nad cudownym jeziorem otoczonym majestatycznymi górami jest to zdecydowanie godne polecenia miejsce.
A więc rozbijamy namiot w otoczeniu tych cudów natury i właśnie tam spędzamy noc. Rankiem decydujemy się jednak jechać dalej, w kierunku tego co widoczne w oddali i tego co przyciąga nas najbardziej, czyli gór.


RODZIAŁ V
COOL ALA-KUL



Naszym kolejnym celem jest trekking w Parku Narodowym Karakol. Dojeżdżamy więc za 150 somów/osobę do miejscowości o tej samej nazwie, gdzie zjadamy bardzo tani i niezwykle smaczny posiłek w jednej z restauracji (polecam wątek na forum o jedzeniu w Kirgistanie, tam znajdziecie namiary na tę knajpę, a zdecydowanie warto ;) )

Image

Wejście do parku kosztuje chyba 250 somów/osobę, jednak nasz taksówkarz jadący do resortu narciarskiego znajdującego się na terenie parku sam proponuje nam się schować przy przejeździe przez bramkę, przez co opłata nas omija. ;) No cóż, wzbogacimy gospodarkę w Kirgistanie tymi pieniędzmi w inny sposób. Godzina jest już późna, więc decydujemy się iść przed siebie do zachodu słońca, a potem rozbić namiot. Szlak jest w rzeczywistości szutrową drogą bezproblemowo przejezdną dla samochodów, choć my oczywiście polecamy trekking, szczególnie że jest co podziwiać wokoło.

Image

Image

Słońce chyli się ku zachodowi, a więc znajdujemy odpowiednią polankę, stawiamy nasz przenośny dom i kładziemy się spać. Nazajutrz w planach mamy niezbyt długą podróż w kierunku jeziora Ala-Kul, do miejsca przeznaczonego na kemping, skąd kolejnego dnia chcemy ruszyć "na lekko" na eksplorację jeziora i okolic. Nie zrywamy się więc szybko, nie forsujemy tempa, lecz na spokojnie podziwiamy otaczające nas krajobrazy. A jest co podziwiać...

Image

Image

Image

Droga w dalszym ciągu jest szeroka i wygodna, aż wreszcie dochodzimy do skrętu na most prowadzący przez rzekę, za którym już wąska ścieżka prowadzi nas przez las wyraźnie pod górę. Jest coraz wyżej, coraz bardziej stromo, ale jeszcze w granicach dobrego smaku. A i z góry widoki ładniejsze.

Image

Na kamieni napis: "bar, camp 200 m". Czyli już prawie, więc idziemy. 200 metrów? Ktoś tu mocno zaniżył odległość... ale w końcu są jurty na wynajem do spania dla bogatszych podróżników i rzeczywiście "bar", gdzie można kupić piwo, wódkę, napoje i przekąski. Pani zarządzająca tym "kompleksem" oferuje również śniadania i kolacje własnej roboty odpowiednio za 250 i 300 somów. Jest wcześnie, więc na polanie stoi tylko jeden namiot, lecz z biegiem czasu robi się coraz bardziej tłoczno. Co ciekawe, zarówno w parku, jak i w samej miejscowości Karakol spotykamy mnóstwo Polaków (może niektórzy są obecni na tym forum? ;) ), a więc pierwszy raz od dawna mamy okazję porozmawiać w ojczystym języku nie tylko między sobą. Wieczór upływa przyjemnie, palą się dwa ogniska przyciągające wszystkich chcących się ogrzać obozowiczów. Następnego dnia czeka nas dłuższy trekking, a więc uciekamy do namiotu, żeby znów powalczyć z zimnem nieodłącznie towarzyszącym nocom na tej wysokości (kemping znajduje się na wysokości ok. 3000 m n.p.m.) i choć trochę zmrużyć oko.
Nazajutrz wstajemy wcześnie i na oszronionej polanie, w najcieplejszych rzeczach rzeczach pakujemy niezbędne rzeczy do plecaków. Zostawiamy namiot wraz z pozostałym dobytkiem i ruszamy na trekking w okolicach jeziora Ala-Kul. Początkowo leśna droga łagodnie wznosi się do góry, lecz następnie teren robi się bardziej surowy i bardziej stromy. Widać przełęcz, ale jest ona ciągle tak samo daleko... idziemy i idziemy, coraz bardziej zmęczeni i w końcu jest! przed nami ukazuje się jezioro Ala-Kul, położone na wysokości 3500 m n.p.m.

Image

Image

Image

Image

Image

Jest znacznie większe niż myśleliśmy. I jest piękne. A wokół równie wspaniałe górskie szczyty. Idziemy więc wzdłuż jeziora podziwiając widoki, które z każdym krokiem w górę pokazuje nam coraz piękniejszą swoją stronę.

Image

Jest też lodowiec po drugiej stronie jeziora. Początkowo planowaliśmy pójść właśnie w tym kierunku i przejść choć kawałek po lodzie, lecz jest to bardzo daleko i nie ma żadnej sensownej drogi. Trudno, ciężkie raki, które znacznie obciążają nasze plecaki okazują się na tym wyjeździe bezużyteczne. Ale za to jest droga na przełęcz. Znacznie bliżej. I to teraz jest nasz nowy cel. I znów wysoko, znów stromo, znów niezwykle się męczymy. Po co? Nie wiem, ale wiem, że warto. Choć podczas wchodzenia niejednokrotnie myślę inaczej. Jesteśmy na przełęczy. Rzeczywiście warto, choćby dla tych widoków...

Image

Image

Image

Image

Image

Dalej droga prowadzi w dół do kolejnego kempingu, i tak też podąża większość zataczając koło w Parku Narodowym Karakol. My jednak wracamy z powrotem do naszego namiotu. Po kilku godzinach docieramy. Zmęczeni, ale szczęśliwi. W nagrodę kupujemy sobie piwo w "barze" w iście barowej cenie 150 somów za litr. Leżąc przed namiotem i pijąc złocisty trunek odpoczywamy. Dopóki spadająca temperatura nie zmusi nas do wejścia do środka.
Kolejna noc, kolejna ciężka, ale pociesza nas, że ostatnia. Teraz pociesza, a za jakiś czas będziemy za tym tęsknić. W tej chwili obaj jednak jesteśmy szczęśliwi, że czeka nas zejście znaną nam, łatwą trasą do miejscowości Karakol, gdzie będziemy korzystać z dobrobytu cywilizacji. Schodzimy więc. Podziwiając piękne widoki spędzamy ostatnie chwile w górach podczas tego wyjazdu. Było super.

Image

Image


RODZIAŁ VI
KIRGIJSKIE OSTATKI



Pobyt w Karakol zaczynamy od posiłku, w tym samym miejscu co ostatnio. Następnie zameldowanie w pensjonacie, kąpiel, łóżko i jesteśmy jak nowi. Podobnie jak w Osz, nie ma tu co zwiedzać, lecz miasto ma swój klimat. Większość dróg niewyasfaltowana, owce chodzące po ulicach... jest swojsko. Początkowo założyliśmy, że to ostatnia noc w Kirgistanie. Na następny dzień chcieliśmy się dostać do Kanionu Szaryńskiego już po stronie kazachskiej, lecz ostatecznie decydujemy się jechać okrężną drogą przez Biszkek, dzięki czemu zostajemy w Kirgistanie jeden dzień dłużej. Kirgistan nie chce nas wypuścić. Nie, bliżej prawdy jest to, że my nie chcemy wyjeżdżać. Ostatnie chwile spędzone w Karakol poświęcamy na eksplorację ogromnego bazaru.

Image

Image

Po zakupach udajemy się na dworzec autobusowy, skąd odjeżdżamy do Cholpon-Ata (200 somów/osobę z bagażem), miejscowości położonej na północnym wybrzeżu Isyk-Kul, gdzie właśnie odbywają się zawody Nomad Games. Jest to niezwykle ważne wydarzenie sportowe dla tej części świata. My jednak ze względu na późną porę zostajemy tu dosłownie chwilę i wsiadamy do kolejnego busa, który za 400 somów/osobę zawozi nas do Biszkeku. Jest późno, więc nic już nie zwiedzamy, a nazajutrz po wymeldowaniu się z hostelu idziemy na dworzec. Stąd marszrutka już za normalną cenę 400 somów/osobę zabiera nas do Ałmatów. Przekraczając granicę odczuwam żal, że to już koniec. Podróż jeszcze trwa, ale coś już teraz się skończyło. Żegnaj Kirgistanie. Wrócę. Na pewno.


ROZDZIAŁ VII
STEP BY STEP W KIERUNKU DOMU



Witaj Kazachstanie. Ponownie. Tym razem na troszkę dłużej. Przygodę z tym państwem zaczynamy od drogi, którą pokonywaliśmy na zakończenie naszego poprzedniego, krótkiego pobytu, czyli jedziemy z granicy w kierunku Ałmatów. Dawna stolica ponownie zostaje przez nas odwiedzona tylko przelotnie, gdyż naszym pierwszym celem jest dotarcie do Kanionu Szaryńskiego. Za 4000 Tenge taksówkarz podwozi nas oraz parę z Czech pod samą bramę wjazdową do parku. Kupujemy bilet wstępu za 750 Tenge i wchodzimy do kanionu. Widoki niewątpliwe mogą zrobić wrażenie, tak więc powoli przechadzamy się dnem kanionu podziwiając piękno natury.

Image

Image

Image

Image

Wieczór jest idealną porą na zwiedzanie tego miejsca ze względu na przyjemniejsze temperatury, o czym dobitnie przekonamy się nazajutrz. Po kilkudziesięciu minutach dochodzimy do Eco Parku znajdującego się na końcu kanionu, w którym można wynająć jurtę lub (co nas bardziej interesuje) znajduje się miejsce, gdzie możliwe jest rozbicie namiotu. Zapada zmrok, a więc korzystamy z usług znajdującej się tu restauracji oferującej piwo, a następnie przenosimy się do namiotu, który tej nocy służy nam po raz ostatni w trakcie tej wyprawy. Nasz przenośny dom spisał się naprawdę dzielnie.

Image

Rankiem, po spakowaniu wszystkich swoich rzeczy ruszamy w drogę odwrotną do tej, którą przebyliśmy dnia poprzedniego. Tym razem upał daje o sobie znać, więc idzie się zdecydowanie mniej przyjemnie. Jednakże słońce i bezchmurne niebo nadają kanionowi jeszcze piękniejszą postać.

Image

Po dotarciu za bramkę zostajemy zabrani przez robotników do głównej drogi (wg wcześniejszych relacji odbicie do parku było jeszcze niedawno nierówną drogą szutrową, teraz jest to piękny, nowy asfalt, a prace tutaj nadal trwają, dzięki czemu nie musimy pokonywać tej trasy na piechotę ;) ), a następnie płatnym (ku naszemu rozczarowaniu) autostopem docieramy po raz trzeci do Ałmatów. Tym razem nie na chwilę. Spędzamy w tej miejscowości niecałe 2 dni. Pierwszym naszym celem jest oczywiście hostel, prysznic, łóżko i odpoczynek. Jako że wieczór zbliża się nieubłaganie, czasu starcza nam tylko na odwiedzenie kantoru, sklepu i posiłek na mieście. W nocy udaje nam się jeszcze znaleźć otwarty 24/dobę pub, w którym oglądamy mecz Polski z Włochami. ;) Zwiedzanie zostawiamy na dzień kolejny. W trakcie spacerowania po Ałmatach zahaczamy o Centralny Meczet, Zielony Bazar oraz wjeżdżamy kolejką na Kok Tobe, z którego rozpościera się piękny widok na miasto. Koszt tej podróży to 1000 Tenge w jedną stroną (my decydujemy się zejść na nogach z powrotem) i 2000 Tenge w obie.

Image

Image

Image

Image

Image

Ałmaty niewątpliwie mogą się podobać, choć miasto to zdecydowanie bardziej przypomina miasta cywilizowane, europejskie, a w tej części świata oczekuje się chyba czegoś innego.
Następnego dnia czeka nas znana już nam dobrze wielogodzinna podróż przez step w kierunku stolicy Kazachstanu - Astany - naszego ostatniego celu przed powrotem do Polski. Standardowo zaczynamy od zameldowania się w hostelu, a następnie ruszamy na zwiedzanie. Pogoda tego dnia po raz pierwszy podczas naszego wyjazdu jest nienajlepsza, a dodatkowo zmęczenie 3-tygodniową podróżą daje o sobie znać. Nie odpuszczamy jednak i kierujemy się w stronę centrum miasta, które charakteryzuje niesamowity przepych. Tak jak nie jestem wielkim fanem zwiedzania miast, tak Astana ma w sobie zupełnie coś innego niż inne miejscowości. Jednak to nie przez urok. A przez to, że wszystko jest tutaj jakieś takie sztuczne. Nie pochlebiam tego typu zabiegów, jakim poddana została ta jeszcze niedawno mała mieścina, jednak uważam, że warto zobaczyć to na własne oczy, bo jest to niewątpliwie... inne. Tak więc spacerujemy podziwiając miasto, które stworzył prezydent Kazachstanu dla uczczenia samego siebie.

Image

Image

Image

Image

Image

Po szybkim zwiedzeniu stolicy Kazachstanu, wracamy ogrzać się do hostelu (tego dnia było naprawdę chłodno), gdzie spędzamy ostatnią noc w Azji Centralnej. Następnego dnia czeka nas już tylko podróż na lotnisko, a potem powrót do rzeczywistości...


EPILOG


Lotnisko. Jak wszystko tutaj imienia prezydenta Nazarbayewa. Odwracam się i ostatni raz zaciągam się powietrzem, innym niż to normalne, pachnącym podróżą i przygodą. Narodowe linie lotnicze LOT to pierwszy kontakt z polskością. To właśnie one zabierają mnie z powrotem do mojego kraju. Lubię go, ale siedząc w samolocie do Warszawy czuję przede wszystkim tęsknotę do tego, co przeżyłem przez ostatnie tygodnie. Żegnaj Kazachstanie. I przede wszystkim, żegnaj Kirgistanie. Witaj Polsko. No i niestety, witaj rzeczywistości.


POSŁOWIE


Zarówno Kazachstan jak i Kirgistan to niewątpliwie państwa, które da się polubić. Mi przede wszystkim do gustu przypadł Kirgistan, którego uwielbiam za dzikość, wspaniałe górskie krajobrazy i niezwykle miłych ludzi, szczególnie wobec Polaków. Do tego Kirgistan jest zdecydowanie tańszy, dlatego zwiedzanie tych państw polecam rozpocząć od Kazachstanu, a skończyć na Kirgistanie, gdyż my przekalkulowaliśmy nasz budżet na podstawie Kirgijskich cen i po przekroczeniu granicy wszystkie nasze obliczenia poszły w łeb. ;)
Kazachstan zrobił na mnie wrażenie już prawie europejskiego kraju, więc będzie on na pewno przyjemniejszy dla osób, które nie chcą się zderzyć z całkowicie innym światem. Każdy oczywiście wybierze to, co uzna dla siebie za najlepsze, ja w każdym razie w żadnym z tych dwóch państw nie spotkałem się z niczym bardzo nieprzyjemnym i mogę z czystym polecić obydwa kraje.
Dziękuję wszystkim, którzy dotarli tak daleko i mam nadzieję, że nie zanudziłem Was na śmierć swoimi wypocinami. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie organizacji podobnego wyjazdu dla siebie, chętnie służę pomocą.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam wszystkich forumowiczów.
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#16 PostWysłany: 03 Lis 2018 09:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3699
srebrny
Okolice Karakol i Kirgistan moja nowa miłość. Fajna wyprawa.
Osobiście w pierwszej wersji chciałem swój niedługi pobyt w Kazachstanie i Kirgistanie podzielić sprawiedliwie po połwie, ale tak mi się w Kirgistanie spodobało, że zostałem tam dłużej niż planowałem. O Kirgizach złego słowa nie powiem, świetni ludzie za to kilku wrednych Kazachów spotkałem na swojej drodze.
Do Kirgistanu wrócę na 100%. Czekam tylko na dobre ceny od UIA do Ałmaty.
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 08 Lis 2018 01:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Kwi 2013
Posty: 175
Loty: 73
Kilometry: 200 797
niebieski
Kacperun napisał(a):
Poeta napisałby pewnie, że zasłany mgłą Pik Pietrowskiego zapraszająco otworzył przed nami swoje oblicze. Ja pomyślałem wtedy tylko: cholera, jak tu ładnie.


Wisienka na torcie tej doskonałej relacji :) Do tego świetny kierunek i styl podróżowania. Głos oddany :)
_________________
Moje relacje:

Zachód USA mocno rozszerzony i skondensowany jednocześnie
Transsybirem do Chin
Indie z podręcznym
Autostopem po Jordanii
Góra
 Profil Relacje PM off
Kacperun lubi ten post.
 
      
#18 PostWysłany: 08 Lis 2018 22:48 

Rejestracja: 23 Gru 2016
Posty: 30
Loty: 60
Kilometry: 116 765
Dziękuję za tę opinię! ;) Szczerze mówiąc w najśmielszych snach nie spodziewałem się, że moje wypociny mogą zostać nagrodzone tak miłym komplementem. To na pewno motywuje do pisania kolejnych relacji. ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
Pietrucha lubi ten post.
 
      
#19 PostWysłany: 14 Lis 2018 11:52 

Rejestracja: 14 Kwi 2016
Posty: 23
Loty: 57
Kilometry: 121 348
Bardzo fajna relacja! Gratulacje za organizację dobrego tripa!.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group