Dodatkowo płatne opcje w samolocie to zło? Nie zawsze! Za te usługi warto dopłacić
Od foteli, które zamierzają się w łóżko, przez wyższy standard lotu, miejsca z dala od dzieci lub… mężczyzn aż po tort i wino przygotowane na specjalną okazję – to tylko kilka propozycji, które oferują linie lotnicze w ramach dodatkowych usług. I wiecie co? Niektóre z nich naprawdę warto rozważyć, zwłaszcza jeśli cena jest rozsądna.
Gdy przychodzi zapłacić nam za odprawę na lotnisku albo przekroczenie limitu dozwolonego bagażu, to… cóż – zawsze pozostaje smutek i myśl, że można to było zrobić inaczej. Wtedy psioczymy na dodatkowe opłaty, podchwytliwe regulaminy linii i restrykcyjne zasady.
Tymczasem dopłaty w liniach lotniczych dzielą się na kilka kategorii – te, na które szkoda tracić pieniędzy, bo nie mają większego sensu, te podstępne, które płacimy za głupotę, roztargnienie lub nieświadomość i te, które warto rozważyć – pod warunkiem, że nasz budżet nie ogranicza się do absolutnego minimum. Dziś pochylamy się nad tymi ostatnimi. I podpowiadamy, w jakiej sytuacji warto sięgnąć do portfela.
1. Siedzenia, które można przekształcić w łóżko
Fotele-łóżka to jeden z najciekawszych produktów w ostatnich latach, który pojawił się za dodatkową opłatą w klasie ekonomicznej. W swojej regularnej ofercie ma go już Air New Zealand czy Thomas Cook, a od 24 maja będzie mieć All Nippon Airlines. Nowozelandczycy nazwali usługę SkyChouch, a japończycy ANA COUCHii. W obu jednak idea jest dokładnie taka sama. Dzięki specjalnej budowie siedzeń, można rozłożyć ich dolną część na płasko. Dzięki temu rząd trzech lub czterech siedzeń zamienia się w wygodną przestrzeń, którą można wykorzystać jako łóżko czy miejsce do zabawy dla dzieci. W zależności od trasy i liczby pasażerów można wykupić tę usługę już od 45 USD (170 PLN), ale górna granica ma przynajmniej jedno zero więcej. W ramach usługi pasażerowie otrzymają także pościel i specjalne pasy bezpieczeństwa.
Nie jest to najtańsza opcja, ale jeśli nasz lot trwa 8, 10 czy 12 godzin, to rozkładane siedzenia mogą okazać się zbawieniem. Zwłaszcza dla rodzin z dziećmi. Oczywiście, pojedynczy pasażer też może skorzystać ze SkyCouch czy COUCHii, ale wtedy cena znacznie rośnie, bowiem trzeba dla niego zarezerwować minimum trzy miejsca w samolocie.
2. Priority Boarding w Wizz Air i Ryanair
Jedna z najbardziej znienawidzonych decyzji ostatnich lat, czyli drastyczna zmiana polityki bagażowej rozwścieczyła pasażerów, ale dla linii okazała się być kurą znoszącą złote jaja. Priority boarding idzie jak świeże bułeczki i co oczywiste – wcale nie dlatego, że nagle klienci zapragnęli wchodzić na pokład jako pierwsi. Od kiedy wykupienie tej opcji gwarantuje możliwość zabrania dużego bagażu podręcznego do samolotu, niemal nie ma lotu, na który nie sprzedałyby się komplet priorytetowych wejść.
Oczywiście było cudownie, gdy duży bagaż podręczny był wliczony w cenę biletu, ale wszystko wskazuje na to, że z taką opcją możemy pożegnać się na długi czas. Dlatego, jeśli zależy wam na zabraniu czegoś więcej niż niewielkiego plecaka, to nawet po ostatnich podwyżkach w węgierskiej linii, ta wersja nadal jest najtańszym sposobem na większy bagaż.
Możemy się na to złościć, ale tak – priority boarding jest rzeczą, którą warto wykupić. Oczywiście pod warunkiem, że nie opanowaliśmy jeszcze do perfekcji upychania całego stosu rzeczy w magiczne 40 x 30 x 20 cm (lub 40 x 25 x 20 cm w przypadku Ryanaira). No i powiedzmy to sobie szczerze – lepiej już kupić priority boarding niż przy bramce palić się ze wstydu, gdy nasz bagaż nie zmieści się w miarce i przyjdzie nam dopłacić karne 25 EUR.
3. Podwyższenie klasy
Zamiast ciasnych siedzeń w klasie ekonomicznej i posiłków w aluminiowych foremkach, wolicie trochę więcej miejsca i jedzenie na talerzach? Warto rozważyć wykupienie biletów w wyższej taryfie niż ta najbardziej podstawowa. Trzeba to jednak dobrze przemyśleć.
Po pierwsze warto sprawdzić, jak wyższa klasa wygląda. W czołowych liniach nie macie się, czego obawiać. Wyższa klasa zawsze będzie oznaczać naprawdę lepszy standard. Z przewoźnikami ze średniej półki bywa już różnie. Przykładowo premium economy w UIA na długich lotach to już całkiem miła klasa, w której jest zdecydowanie lepiej niż w ekonomicznej. Siedzeń jest mniej, są większe, a jedzenie nieco lepsze. Dalej jednak rozrywka pokładowa jest sterowanie odgórnie i wszyscy oglądają ten sam film na kilku wspólnych ekranach. Można rozważyć, ale cudów się nie spodziewajcie.
Dla kontrastu, wykupując bilet klasy biznes na krótkiej trasie np. LOT-u robicie dość… kiepski biznes. Zwłaszcza, jeśli traficie na Bombardiera. Siedzenia są dokładnie te same, choć oddzielone zasłonką od reszty pasażerów. W bonusie jednak dostajemy posiłek zamiast prince polo i alkohol, ale to dalej za mało, by warto było dopłacić (przynajmniej w mojej opinii). Zwłaszcza, gdy lot trwa godzinę.
Oczywiście, wyższa klasa zwykle wiąże się z dość dużą opłatą, czasem sięgającą rzędu 1,5 tys. PLN za miejsce. Jeśli jednak od pieniędzy o wiele bardziej cenicie sobie wygodę, nie ma lepszego sposobu na przyjemną podróż. Szczególnie, gdy ta ma trwać kilkanaście godzin.
Budżetowi podróżnicy nie muszą jednak kompletnie rezygnować z takiej możliwości. Od czasu do czasu zdarza się, że przejście do wyższej klasy można załatwić zupełnie za darmo. Na łamach Fly4free.pl opisywaliśmy wiele sposobów na to, jak zwiększyć swoje szanse.
Inną, fajną opcją, jeśli macie ograniczony budżet, a chcecie podnieść sobie klasę w samolocie, są licytacje. Taką usługę ma m.in. LOT, Lufthansa, KLM i blisko 50 innych przewoźników. Mówiąc w skrócie – my jeszcze przed lotem składamy ofertę informując linię, ile jesteśmy w stanie zapłacić. Jeśli zostanie zaakceptowana, bo na przykład nie ma innych chętnych, musimy dopłacić zaoferowaną stawkę. Jeśli się nie uda, nic nie tracimy, a żadne pieniądze nie są pobierane z naszego konta.
4. Świętujemy, czyli tort i wino tylko dla Was!
To opcja, którą proponuję nieco z przymrużeniem oka. Niektóre linie np. Hongkong Airlines oferują bowiem specjalny pakiet na równie specjalne okazje. Rocznica, urodziny, zaręczyny? Nieważne. Możesz w trakcie rezerwacji biletów zamówić tort i wino, które obsługa poda w odpowiednim momencie tylko dla was. Ba, w Air Serbia można dorzucić nawet różę. Najdroższy pakiet w serbskich liniach, czyli wino musujące, tort i wspomniana róża, to koszt 35 EUR (150 PLN). W Hongkong Airlines jest już zdecydowanie drożej – samo ciasto to ok. 30 USD (115 PLN).
Brzmi trochę kiczowato, ale jestem pewna, że wiele osób uzna to za genialny sposób na świętowanie. A jeśli za 35 EUR można „kupić” dobry nastrój drugiej połówki, która doceni taki gest, to nie pozostaje nic innego jak wpisać numer swojej karty w odpowiednim polu.
5. Wolne ręce od easyjeta, czyli nadanie podręcznego bagażu
W starych, choć nie tak odległych i na pewno dobrych czasach Wizz Air pozwalał dobrowolnie nadać bagaż podręczny do luku. Pamiętacie to jeszcze? Zamiast zabierać plecak na pokład samolotu, można było podejść do stanowiska odprawy i poprosić, aby nasz bagaż podręczny został zabrany już teraz. Opcja była darmowa, a w zamian pasażer nie miał żadnego problemu z przewiezieniem płynów w dużych pojemnościach czy innych przedmiotów niedozwolonych w bagażu podręcznym. Dziś w węgierskiej linii to już przeszłość, ale za to easyJet sprzedaje dokładnie taką usługę pod nazwą „Hands Free”. Gwarantuje też, że nadany bagaż wyjedzie na taśmę po przylocie jako jeden z pierwszych.
Umówmy się jednak, że zajęte ręce – zwłaszcza w przypadku plecaka – to akurat niepotrzebna bzdura. Natomiast, gdy wziąć pod uwagę na przykład możliwość przewiezienia alkoholu, korkociągu czy scyzoryka, usługa robi się o wiele bardziej sensowna. Aktualnie kosztuje 7 EUR, czyli tyle co najtańszy bagaż rejestrowany (do 15 kg). Rzadko jednak zdarza się, że trafimy akurat na wystarczająco niski sezon i odpowiednią trasę, by system zaproponował nam właśnie tę najtańszą opcję. O wiele częściej opłata będzie wyższa i może wynosić nawet 35 EUR. Wtedy na pewno warto przemyśleć wersję Hands Free, która kosztuje pięciokrotnie mniej.
6. Miejsce daleko od dzieci, czyli wybieramy konkretne siedzenie
W większości budżetowych podróży miejsce w samolocie nie ma dla nas żadnego znaczenia. Oczywiście są zwolennicy foteli przy oknie, inni kochają miejsce przy korytarzu, ale gdy wybór uszczupli i tak ograniczone fundusze, jesteśmy w stanie bez problemu poddać się losowi. Na szczęście wiele tradycyjnych linii pozwala wybrać sobie miejsce w cenie biletu i wtedy nie ma problemu.
Są jednak sytuacje, w których warto wygospodarować nieco pieniędzy i czy to w taniej linii czy u tradycyjnego przewoźnika, dopłacić do konkretnego miejsca. Myślę, że zrozumieją to przede wszystkim bardzo wysokie osoby, które choć jeden lot przecierpiały, podkurczając kolana niemal na wysokości stolika w siedzeniu przed nimi. Oszczędności oszczędnościami, ale gdy przyjdzie wam tak spędzić 4 czy 5 godzin, szybko pomyślicie, że warto było dopłacić za siedzenie „z dodatkowym miejscem na nogi”.
Konkretne miejsca powinny zainteresowań też fanów fotografii i wspaniałych widoków. Nie każdy lot, nie o każdej porze i nie na każdej trasie gwarantuje, że zobaczymy z okna coś ciekawego. Ale są też te połączenia, na których siedzenie z dala od okna albo po niewłaściwej stronie to jedno wielkie rozczarowanie. Jeśli konkretne miejsce nie jest szczególnie drogie, to może warto wysupłać drobniaki i zagwarantować sobie przepiękne lotnicze wspomnienia? To już oceńcie sami. A jeśli chcecie wiedzieć, po której stronie warto usiąść na konkretniej trasie, zajrzyjcie na forum Fly4free.pl, gdzie istnieje specjalny wątek dedykowany temu zagadnieniu.
A co z tymi miejscami daleko od dzieci? To trochę rewolucja, a trochę ściema. Jakiś czas temu w ofercie nieistniejącej już linii Joon – spółki córki Air France, pojawiła się oferta, która miała być idealnym kompromisem pomiędzy rodzinami z rozbrykanymi dziećmi, a bezdzietnymi pasażerami, na których latorośle działają jak płachta na byka. Za 30 EUR ci drudzy mogli wybrać miejsca z przodu samolotu, czyli jak najbardziej oddalone od strefy dla rodziców.
Choć idea brzmiała rewolucyjnie, w rzeczywistości nie była niczym innym niż najzwyklejszym wyborem miejsc. W dodatku przy założeniu, że rodzice faktycznie wybiorą droższe miejsce w sferze dla rodzin z dziećmi. Idea była więc cudowna, dopłata jak najbardziej warta rozważenia, ale wykonanie i efekt słabe. Może jednak jakiś inny przewoźnik spróbuje zrobić to lepiej? Wtedy na pewno znajdzie się niejeden chętny, który będzie gotowy sięgnąć do portfela.
***
A może jest jakaś opcja dodatkowa, którą wy chętnie lub często wykupujecie i możecie polecić, bo się opłaca, bo jest odpowiednia w stosunku do swojej ceny albo po prostu – jest fajnym bajerem, na który warto sobie pozwolić? Dajcie znać w komentarzach!





