Wizz Air i Ryanair powoli odbierają tradycyjnym przewoźnikom ostatnią przewagę
Na pewno znasz ten stres – lecisz na jednej trasie, masz krótki czas przesiadki na kolejny lot, a twój samolot jest opóźniony i zachodzi poważne ryzyko, że spóźnisz się na samolot, na przykład do USA. Dla takich pasażerów (ale tylko tych z biletami w klasie pierwszej i biznesie) linie British Airways stworzyły właśnie nową usługę o nazwie Premium Transfer Drive. Jak działa ta usługa? Przewoźnik „śledzi” swoich pasażerów transferowych i widzi, kto ma szansę spóźnić się na przesiadkę. I wychodzi im naprzeciw: gdy tylko twój samolot znajdzie się przy lotniskowej bramce, linia lotnicza wysyła po ciebie limuzynę, która w mgnieniu oka dowiezie cię po płycie lotniska do właściwego gate’u, gdzie czeka twój kolejny samolot.
Z kolei Lufthansa, Austrian oraz Swiss kilka dni temu dały pasażerom klasy biznes (oraz posiadaczom biletów Economy Flex) możliwość bezpłatnej zmiany rezerwacji na wcześniejszy lot na danej trasie w dniu wylotu. To spora zmiana, bo do tej pory za taką usługę trzeba było płacić.
Te dwa przykłady pokazują, że tradycyjne linie lotnicze chuchają i dmuchają na pasażerów biznesowych jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Bo choć to banał, to pasażer biznesowy jest dla każdej linii lotniczej najważniejszy. Czemu? Ponieważ bez mrugnięcia okiem kupuje drogie bilety, a przy tym jest lojalny (przynajmniej tak długo, jak długo dostaje najlepszą możliwą usługę). No i oczywiście – to na nim linia lotnicza zarabia najwięcej. Mało tego, to od tego pasażera często zależy rentowność danej trasy. Dobrze wiedzą o tym np. w LOT, który w listopadzie 2010 roku uruchamiał połączenie do Hanoi. I choć samoloty latały praktycznie pełne, trasę zlikwidowano już w maju 2012 roku. Tłumaczono wtedy, że choć faktycznie – klasa ekonomiczna na lotach do Wietnamu i z Wietnamu była wypełniona po brzegi, to „biznes” świecił pustkami, a w efekcie połączenie nie spinało się finansowo.
Nie może więc dziwić, że dla takiego pasażera robi się bardzo dużo, tym bardziej, że jest on łakomym kąskiem także dla tanich linii.
Rękawicę tradycyjnym przewoźnikom jako pierwszy rzucił Ryanair, który w 2014 roku wystartował z taryfą biznesową. Z droższymi biletami (ale i tak tańszymi niż u legacy), ale za to z możliwością dowolnego anulowania i zarządzania rezerwacją do 40 minut przed odlotem, bagażem rejestrowanym i dodatkowym miejscem na nogi w pierwszych rzędach samolotu. W ślad za nim poszli inni tani przewoźnicy, a efekty widać już teraz.
– Naszymi samolotami latają trzy grupy pasażerów: studenci i ludzie latający do pracy, lecący na wypoczynek oraz pasażerowie biznesowi. Wielu ludziom wydawało się, że ta ostatnia grupa nie będzie zainteresowana tanimi liniami, ale w zachowaniu tej grupy nastąpiła duża zmiana nastawienia – mówi w rozmowie z izraelskim magazynem „Globes” Jozsef Varady, prezes Wizz Aira.
Co dokładnie ma na myśli?
– Coraz więcej biznesmenów wstydzi się latać luksusowymi liniami, bo są zwyczajnie drogie, a ich firmy stawiają na politykę ograniczania niepotrzebnych kosztów. Pasażerowie „biznesowi” to dla nas 10-15 proc. ogólnej liczby, ale pod względem przychodowym, są dla nas znacznie bardziej istotni, bo cena biletu nie ma dla nich tak dużego znaczenia. Kupują droższe, elastyczne bilety, gdzie mogą łatwiej zarządzać rezerwacją– mówi Varadi.
I dodaje, że Wizz Air będzie obsługiwał coraz więcej pasażerów lecących w celach biznesowych.
– Nie chodzi nawet o to, że będziemy wprowadzali dla nich nowe usługi. To po prostu efekt naszego modelu biznesowego, w którym każdy pasażer może sobie wybrać, jakich dodatkowo płatnych usług potrzebuje w trakcie swojego lotu – mówi prezes Wizz Aira.
Czy z podobnym trendem mamy do czynienia w Polsce? Z pewnością na taką walkę jest trochę za wcześnie, bo nasz rynek lotniczy rośnie w zawrotnym tempie. Widać to najlepiej po trasach krajowych, gdzie LOT i Ryanair biją absolutne rekordy pod względem liczby obsługiwanych pasażerów. Jak to się przekłada na pasażerów „biznesowych”?
– Potencjał na loty krajowe jest tak duży, że miejsca wystarczy zarówno dla LOT, jak i Ryanaira. Choć zdarzają się sytuacje, w których pasażerowie lecący w celach biznesowych do Warszawy kupują hurtowo np. 5 biletów po 19 PLN na każdy dzień nadchodzącego tygodnia, gdy zbliża im się podróż do Warszawy, ale nie mają pewności, kiedy będą musieli tam lecieć. To taka trochę bardziej opłacalna forma elastyczności – słyszymy na lotnisku w Gdańsku.