Oto 7 absurdów w koronawirusowych przepisach. Udowadniają, że kombinowanie popłaca
Do Portugalii bezpośrednio lecieć nie można, ale po przesiadce nie ma już problemu. Do Szwecji się nie da, ale promy pływają w najlepsze. Kwarantanna po przylocie spoza UE obowiązuje, chyba że zrobisz sobie po drodze przystanek. Maseczki trzeba ubierać albo nie trzeba – w zależności od linii lotniczej i kraju docelowego. Absurdów, które pojawiają się wraz z zaostrzaniem i znoszeniem obostrzeń w całej Europie przybywa z dnia na dzień. I czasem trudno się w nich połapać. Bo zrozumieć już chyba nikt nie próbuje.
Chaos – tak w skrócie można podsumować ostatnie miesiące, kiedy najpierw zaczęło się blokowanie, a później odmrażanie branży turystycznej, zamykanie i otwieranie granic, wstrzymywanie i uruchamianie ruchu lotniczego. Przeżyliśmy gigantyczny młyn związany z niespodziewanym odwołaniem tysięcy lotów, na bieżąco raportowaliśmy, gdy zamykały się (a później otwierały) kolejne kraje i choć odpisaliśmy na wiele komentarzy, choć wertowaliśmy przepisy, wydzwanialiśmy do linii lotniczych, wysyłaliśmy zapytania do Straży Granicznej, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ambasad i do wielu innych miejsc, żeby móc wam pomóc, to nawet my, czasem musieliśmy rozłożyć ręce i na wasze pytania napisać szczerze, że: „nie mamy pojęcia”. Bo w wielu sytuacjach nikt nie wiedział, jak wygląda rzeczywistość (a czasem i o teorię było trudno).
Wiele problemów wynika z faktu, że Unia Europejska wydaje jedynie zalecenia i apeluje o skoordynowanie działań, ale ostateczne decyzje należą do poszczególnych krajów, czasem z tego, że ktoś nie przewidział takiej a nie innej sytuacji albo komuś wydawało się, że osób z podobnym kłopotem będzie niewielu. Często nieścisłości wynikają z nieprecyzyjnych, zbyt ogólnych przepisów lub po prostu z faktu, że decyzje ogłaszane są w ostatniej chwili. Do tego dochodzą opieszale aktualizowane strony rządowe, które przecież powinny być głównym źródłem informacji,
I nawet teraz, gdy turystyczny świat wraca już do normy, a coraz więcej rzeczy nie jest ograniczonych żadnymi obostrzeniami, to absurdów wciąż nie brakuje. Zebraliśmy najciekawsze z nich i te, o które najczęściej pytaliście. Próbujemy też wyjaśnić, skąd się wzięły, choć to czasem bywa jeszcze bardziej absurdalne.
1. Nie ma lotów do Szwecji, ale promy pływają w najlepsze
Chciałbyś lecieć do Szwecji, bo tam pracujesz, masz rodzinę lub po prostu marzy ci się zwiedzanie Sztokholmu? To wszystko jest możliwe, ale o podróży samolotem możesz zapomnieć. Szwecja, zgodnie z nowym rozporządzeniem polskiego rządu, nadal pozostaje na liście krajów, z i do których nie są wykonywane żadne loty pasażerskie z naszego kraju. Czy to znaczy, że Polacy nie mogą wyjechać do Szwecji? Ależ skąd! Każdego dnia z Polski do Szwecji wypływa przynajmniej kilka promów pasażerskich, m.in. ze Świnoujścia, Gdańska czy Gdyni.
Krótko mówiąc – bo polski rząd, utrudniając podróże za granice, skupił się przede wszystkim na lotach międzynarodowych, zupełnie ignorując inne formy transportu. O wiele szybciej od samolotów do pracy wróciły międzynarodowe pociągi, autobusy i jak widać również promy. W efekcie Szwecja, która sama nie ma żadnych obostrzeń wjazdowych dla obcokrajowców, jest wciąż jednym z krajów, do których loty z Polski nie mogą się odbywać.
2. Kwarantanna po przylocie spoza UE? Tylko dla wygodnych
Ogłoszone kilka tygodni temu zniesienie obowiązkowej kwarantanny po powrocie z zagranicy obowiązuje jedynie osoby, które powracają z krajów Unii Europejskiej, Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG) lub Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu. Kto wraca z innych państw, nadal musi przejść kwarantannę. To tyle w teorii.
W praktyce przejdą ją tylko ci, którzy są „wygodni” i zdecydują się na połączenia bezpośrednie. Jeśli jednak będziecie mieć przesiadkę w innym kraju, który już jest we wspomnianym obszarze (czyli np. w Niemczech, Czechach czy na Węgrzech), nagle okazuje się, że szanse na obowiązkową kwarantannę są niemal zerowe.
Choć brzmi to absurdalnie, to w rzeczywistości osoba przyjeżdżająca czy przylatująca z Niemiec jest traktowana jakby… przyleciała z Niemiec i nic więcej. Inaczej było na początku, gdy przepisy różnych krajów obejmowały wszystkich, którzy w ciągu ostatnich 14 dni odwiedzili ten czy inny kraj. Dziś sytuacja się zmieniła i w efekcie mamy nie tylko koronawirusowy absurd przepisowy, ale i kruczek, który pozwala wielu osobom obejść obowiązek kwarantanny.
3. Maseczkę ściągasz i zakładasz – w zależności od linii czy kraju
Kolejne tygodnie pandemii mijały, a my spokojnie przyzwyczajaliśmy się do zasłaniania ust i nosa. W końcu, gdy wróciły połączenia lotnicze z Polski było jasne. Ale to nie znaczy, że tak jest na całym świecie. Może się zdarzyć, że lecąc z jednego lotniska na drugie, w punkcie startowym maseczka będzie obowiązkowa, a w docelowym nie musicie jej używać. Podobnie z liniami lotniczymi. Wsiadasz do samolotu linii X i musisz zasłaniać usta oraz nos, potem przesiadka na inną linię i nagle okazuje się, że jednak nie jest to już obowiązkowe. Co gorsza te przepisy będą się pewnie jeszcze kilkukrotnie zmieniać. Oczywiście zawsze możecie mieć maseczkę z własnej woli – nawet wtedy, gdy nie jest obowiązkowa.
Wszystkie przepisy dotyczące latania wychodzą od rządów poszczególnych krajów i samych przewoźników. W efekcie mogą nas obowiązywać różne zasady nawet gdy pokonujemy tę samą trasę, ale np. na pokładzie dwóch różnych linii lotniczych. Wszystkie unijne decyzje w sprawie zachowania się podczas lotu są jedynie zaleceniami i sugestiami, do których państwa i linie lotnicze mogą, ale nie muszą się dostosować.
4. Wczoraj wpuszczaliśmy Polaków, ale dziś już nie będziemy
Sprawdzacie przepisy wjazdowe na długo przed planowaną podróżą? Możecie solidnie przejechać się na takim podejściu. Decyzje poszczególnych rządów potrafią zmieniać się jak w kalejdoskopie i to w każdą ze stron. Łotwa i Estonia były jedynymi z pierwszych krajów, które otworzyły granice dla Polaków. Chwilę później zdecydowały się ją zamknąć, by po kilku dniach… znów ją otworzyć.
Podobnie jest z Węgrami czy Słowakami, którzy najpierw nie zamierzali wpuszczać Polaków, ale później zmienili zdanie i otworzyli granice. Czechy w końcu zniosły obostrzenia dla województwa śląskiego, ale już Słowenia skróciła czas na tranzyt z 24 do 12 godzin. Czarnogóra nową listę wypuszcza co tydzień. Można zwariować. Dlatego warto sprawdzać wszelkie obostrzenia przynajmniej kilkukrotnie. I jeszcze potwierdzić je tuż przed samym wyjazdem. Polecamy szczególnie stronę Reopen UE, która dostarcza aktualnych informacji.
Wiele krajów uzależnia wpuszczanie obywateli konkretnych krajów od liczby zakażeń. Gdy współczynnik spada, granica się otwiera. Gdy współczynnik rośnie, kraj znika z listy „państw bezpiecznych”. Dokładnie tak stało się w przypadku Łotwy i Estonii. Najpierw tamtejszy rząd uznał, że możemy wjeżdżać bez problemu, później wycofał się z tej decyzji, a kilka dni później ponownie otworzył dla nas granice.
5. Zakaz lotów? Tylko w teorii, bo przesiadka rozwiązuje problemy
Zgodnie z opublikowanym wczoraj rozporządzeniem, w Polsce wciąż obowiązuje zakaz lotów z i do Szwecji oraz Portugalii, który został przedłużony przynajmniej do 14 lipca. Polski rząd tłumaczy to trudną sytuacją epidemiologiczną i od ewentualnej jej poprawy ma zależeć to, czy w drugiej połowie miesiąca polecimy już do tych krajów bez problemów.
Czy to jednak oznacza, że Polacy nie mogą się dostać do Portugalii albo Szwecji lub z nich wrócić? Nic bardziej mylnego. Pomijając już kwestię promów do Szwecji, które opisaliśmy wyżej, wszystkie przesiadki w innych krajach praktycznie likwidują ten problem. Nie możemy więc polecieć bezpośrednio, ale już przesiadając się w dowolnym kraju, który wpuszcza do siebie Polaków – nie napotkamy żadnych kłopotów.
Ponownie – wszelkie decyzje są podejmowane przez poszczególne kraje i dotyczą tylko ich obszaru. Nie można więc zabronić Niemcom latania do Portugalii czy Szwecji, mimo że w Polsce takich lotów się nie obsługuje. Nie da się też zabronić Polakom korzystania z takich połączeń, bo granice wewnątrz UE są już w większości otwarte.
6. Wjazd do kraju? Absolutnie nie. Tranzyt? Zapraszamy!
Większość krajów przez cały czas trwania największych obostrzeń zezwalała przynajmniej na tzw. tranzyt do domu. Polacy mogli więc przez nie przejechać pod warunkiem, że w ten sposób próbowali wrócić do swojego kraju. Wiązało się to jednak z takimi obostrzeniami jak zakaz wysiadania z samochodu, postojów itd. i miało na celu po prostu pomóc dotrzeć obywatelom do ich ojczyzny – jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało.
Gdy z czasem pojawiło się luzowanie obostrzeń, wiele krajów poluzowało też kwestie wjazdu w dowolnym celu, ale i tranzytu. I powstały pewne absurdy jak np. w Słowenii, gdzie przebywać możemy tylko po odbyciu kwarantanny, ale już na tranzyt dostajemy 12 godzin. I możemy spędzić ten czas w dowolny sposób. Brzmi to tak, jakbyśmy w ciągu 12 godzin nie byli w stanie zarazić siebie ani innych. A trzeba zaznaczyć, że jeszcze niedawno były to 24 godziny, jednak ten czas skrócono. Inny absurd miał miejsce przez pewien czas na Słowacji, która pozwalała na tranzyt, ale tylko w drodze do domu. Czyli jadąc do Chorwacji nie mogliśmy przejechać przez Słowację, ale już wracając z wakacji w Chorwacji – jak najbardziej. Na szczęście ten przepis to już przeszłość.
Bo kraje też dogadują się między sobą i doskonale znają swoją rolę. Słowenia wie, że często jest jedynie fragmentem drogi prowadzącej do Chorwacji i wiele osób przejedzie przez nią bez żadnego postoju. Czarnogóra zdaje sobie sprawę, że jest po drodze do Albanii i skoro ktoś ma tylko wjechać i wyjechać, to… czemu nie? A czemu przepisy nie są jednakowe? No cóż, bo nie muszą.
7. Granice otwieramy, ale tylko dla bogatych
Dla równowagi po polskich i europejskich absurdach, warto zaznaczyć, że zaskakujące pomysły płyną także z innych części świata. Już przynajmniej dwa popularne turystyczne miejsca zapowiedziały, że będą otwierać granice, ale tylko dla… bardziej majętnych turystów. O takich planach poinformowała Tajlandia, która chce najpierw uruchomić 4- i 5-cio gwiazdkowe hotele w konkretnych regionach, ale także Fidżi, które chciałoby zachęć do odwiedzin… przede wszystkim milionerów.
Ten jednak przynajmniej da się sensownie wytłumaczyć – w obu przypadkach kraje zaznaczyły, że po pierwsze hotele łatwiej kontrolować i przygotować na czasy pandemii, ale przyznały też, że chodzi po prostu o pieniądze. Jeśli bowiem można wpuścić mniejszą liczbę turystów, a jednocześnie uzyskać takie same wpływy do budżetu, to czemu by tego nie zrobić? Może nam się to nie podobać, ale przynajmniej argumentacja jest sensowna.
Chyba musimy się po prostu przyzwyczaić
Na przestrzeni koronawirusowego szaleństwa oczywiście było takich absurdów więcej. Początkowo ludzie, którzy wracali do Polski chociażby w ramach akcji LOT do domu, byli już objęci kwarantanną, ale dopiero od… momentu dojechania do miejsca zamieszkania. Czyli wcześniej spokojnie korzystali z autobusów czy pociągów. Dopiero później rząd wpadł na pomysł rozwożenia takich pasażerów po Polsce w specjalnie dedykowanych busach i pociągach, by nie mieszali się z ludźmi, którzy nigdy granic nie opuścili. Były problemy z tym, czy w trakcie kwarantanny można pracować (oczywiście zdalnie) czy jest to coś w rodzaju L4 i praca nie wchodzi w grę. Na krajowych połączeniach lotniczych blokowano 50 proc. miejsc, ale już pociągi mogły jeździć pełne.
Ludzie ze stref przygranicznych byli kierowani na kwarantannę przez smsy ostrzegawcze, gdy telefony złapały na moment zagraniczną sieć, choć nigdy nie przekroczyli granicy. Kolejne rozporządzenia dotyczące lotów i przekraczania granic publikowane są na kilka godzin przed tym, jak zaczną obowiązywać. Strona MSZ, która powinna być najlepszym źródłem aktualnych informacji o przepisach wjazdowych i wyjazdowych poszczególnych krajów bywa opóźniona nawet o kilka dni. A wprowadzenie przepisów o kwarantannie i zamknięcie granic zaledwie kilkadziesiąt godzin po ogłoszeniu decyzji doprowadziła do tego, że znaleźli się tacy, którzy woleli spróbować przekroczyć granicę pod kocem – mimo posiadania dokumentów i możliwości wjazdu bez większych problemów.
Nie można też zapomnieć o człowieku, który musiał poddać się kwarantannie tylko dlatego, że przegapił zjazd z autostrady i przypadkiem wylądował w Niemczech – dosłownie na kilka minut. I mimo, że nie wysiadał nawet z auta ani nie miał z nikim kontaktu, przepisy i służby były nieubłagane. Kwarantanna miała bowiem dotyczyć wszystkich bez wyjątku.