Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 2 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
 Temat postu: Życie nocne w Tokio
#1 PostWysłany: 25 Paź 2012 23:40 

Rejestracja: 25 Paź 2012
Posty: 2
Jakieś 8 miesięcy temu znalazłem na fly4free informacje o promocji lotniczej do Tokio. Polecieliśmy z Aeroflotem za 1000 zł w dwie strony. Było fantastycznie, na pewno tam wrócę i każdemu polecam. Mój wyjazd skupił się na nocnej/imprezowej części zwiedzania. Zapraszam lektury:

Biegnę kolorowymi ulicami Roppongi w poszukiwaniu „normalnego” bankomatu, który wyplułby jakieś resztki pieniędzy z mojego konta. Niestety w stolicy Japonii odnalezienie CitiBanku czy miejsca w którym można zapłacić europejską kartą płatniczą jest nie lada wyzwaniem. Wybija 19.00. Ulice przepełnione są facetami w czarnych garniturach i pięknymi kobietami. Wciąż biegnę, mijam nowo otwarty salon Mercedesa gdzie akurat odbywa się prywatny pokaz mody. Trąca luksusem. W końcu się poddaje. Po nieudanych poszukiwaniach wracam na miejsce spotkania i staję przed jednym z tańszych barów w Tokio – wszystko po 280 YEN!

Torikizoku – Wszystko po 280!

W Torikizoku przy wejściu wita nas kelner. Będziemy musieli poczekać gdyż na obecną chwilę nie ma wolnego stolika dla sześciu osób. Z witryn z naprzeciwka wystają skąpo odziane prostytutki zapraszające wybranych przechodniów na drinka. Dosłownie po chwili znów woła nas kelner. Możemy już wejść.

Dostajemy miejsce w rogu, przy wTorikizokuitrynie. Dostajemy nawet angielskie menu, jednak jak się chwilę później okazuje zamówienie czegokolwiek bez pomocy osób władających japońskim graniczy z cudem. W Torikizoku można się najeść i napić do syta. Nawet po przeliczeniu na złotówki i podzieleniu ceny na ilość osób nie wydaje się to być drogą zabawą. Każdy z nas wypija parę piw i po jednym lokalnym specyfiku (mój smakował jak wódka zabarwiona zieloną herbatą). Jedzenie zamawiamy wspólnie bo nie jesteśmy do końca pewni czy wszystko będzie nam smakować. Na koniec zdziwienie. Wyszło po około 40 zł za osobę! A przed wyjazdem mówiono nam, że w Tokio jest tak strasznie drogo!

Ciekawostką jest, że w całej Japonii ludzie bardzo szanują ciszę i mimo że siedzimy we względnie gwarnym lokalu w centrum Tokio, kelner parokrotnie zwraca nam uwagę za zbyt głośne śmiechy i rozmowy. Nie jest to oczywiście powód do dumy, ale trzeba przyznać że jak na „nasze” warunki i tak zachowujemy się nad wyraz spokojnie.

Około północy schodzimy na stację metra. Niestety okazuje się że ostatnie właśnie odjechało a następne będzie dopiero rano. Idziemy na piechotę. Zaopatrzeni jedynie w mapkę metra idziemy „na czuja”. Oddalając się od centrum spotykamy coraz mniej ludzi aż w końcu zostajemy zupełnie sami. Wszędzie wokół nas wyrastają ogromne drapacze chmur, a po drodze mijamy liczne parki. Zwiedzamy to czego nie zdążyliśmy z różnych względów zobaczyć za dnia. W przeciągu trzech godzin wędrówki po ścisłym centrum w środku nocy spotykamy jedynie dwie osoby (w tym Polaka na rowerze!). Jeden z mężczyzn na dodatek nie może się zatrzymać i rozmawia z nami w biegu. Jego wskazówki okazują się jednak bardzo cenne i po godzinie wracamy do hotelu.

Nie do opisania jest cisza panująca w tym mieście nocą, a nawet za dnia poza centrum odnosi się wrażenie że nikogo nie ma, tak jakby wszyscy ludzie nagle zniknęli..

Shibuya Elf Club

Drugiego dnia postanawiamy poznać prawdziwy smak japońskiego clubbingu. Bez uprzedniego przygotowania merytorycznego zaopatrujemy się w dużą ilość gotówki (kluby w Japonii są dość drogie. Samo wejście to koszt zazwyczaj 120 zł) i ruszamy do dzielnicy Shibuya. Przy wyjściu ze stacji skręcamy w lewo i spotykamy grupkę dziewcząt. Jak się później okazuje był to przypadek, który zaważył na naszym późniejszym wyobrażeniu o japońskich imprezach.

Więcej relacji z Tokio oraz z podróży na moim blogu: http://follow-urbansky.com/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Przedłużony weekend w Stambule za 889 PLN. Loty Turkish Airlines z Krakowa + 3 noce w 4* hotelu Przedłużony weekend w Stambule za 889 PLN. Loty Turkish Airlines z Krakowa + 3 noce w 4* hotelu
Wycieczka na Majorkę od 1224 PLN. Loty z Warszawy, transfery i 4 noclegi z widokiem na morze Wycieczka na Majorkę od 1224 PLN. Loty z Warszawy, transfery i 4 noclegi z widokiem na morze
#2 PostWysłany: 26 Paź 2012 16:49 

Rejestracja: 25 Paź 2012
Posty: 2
Druga i ostatnia część relacji z nocnego życia w Tokio. Zapraszam!

Shinjuku, Shibuya Crossing & Club Camelot

Słońce w październiku zachodzi w Japonii już koło 18.00. Nic więc dziwnego, że zaczynamy zwiedzanie po zmroku. Shinjuku wita nas neonami, sklepami z masą gier i tanią elektroniką. Nie zastanawiając się ani sekundy skręcamy w pierwszą lepszą uliczkę. Po godzinie szwendania się po sklepach dochodzimy do salonu z Pachinko (Pachinko to jedyna legalna forma hazardu w Japonii. Za pieniądze kupujemy metalowe kulki, którymi gramy w maszynie. Naszym zadaniem jest wystrzelenie tych kulek z taką siłą, żeby trafiły w dziurkę na dole maszyny. Siłę wyrzutu sterujemy wajchą). Patrzymy na siebie i w ułamku sekundy już każdy wie co dalej robimy. W środku panuje przeraźliwy hałas, a przy maszynach siedzą zahipnotyzowani Japończycy co chwila wkładający nowe banknoty do wąskiej dziurki. Przez dłuższą chwilę staramy się zrozumieć o co chodzi w tym sporcie, jednak bezskutecznie. A co tam, najlepiej uczyć się na własnych błędach! I wkładamy tysiaka. Niestety Pachinko nie zależy od szczęścia, a od zręczności i doświadczenia. Pomachałem chwilę wolantem, kulki poskakały, wpadły do dziury i koniec gry. Drugi banknot też nie przynosi milionów. No nic, przynajmniej jak ktoś mnie kiedyś zapyta o Pachinko będę mógł z ręką na sercu powiedzieć że to barachło!
W drodze na Shibuya Crossing ładujemy kieszenie mamoną. Pieniądze na pewno się przydadzą. Spacer trwa ponad 40 minut jednak jesteśmy na wakacjach, więc nikomu się nie spieszy. Shibuye rozpoznajemy praktycznie od samego początku. Wielkie drapacze chmur, salony z luksusowymi autami, neony, reklamy i coraz więcej ludzi na ulicach. W końcu dochodzimy do miejsca gdzie z oddali widać już Shibuya Crossing i setki ludzi zbierających się co parę minut przy przejściach dla pieszych. Po drodze jednak czas na napełnienie brzuszka. Patrzę na nazwę, następnie na obrazek. Szkoda czasu na myślenie, najwyżej nie zjem. Trafia mi się coś w rodzaju prawie półmetrowego pasztecika z mięsem, serem i brokułami – pycha!

Na Shibuya Crossing stoimy z dobre pół godziny. Jest po 21.00 a co parę minut przez jezdnię przetaczają się setki, jak nie tysiące ludzi. Do tego ogromne kolorowe telebimy, oświetlone wieżowce i co zadziwiające, stosunkowo umiarkowany hałas. Owszem, słychać ludzi, reklamy i samochody ale nie wydaje się to być aż tak ogłuszające jak w innych zatłoczonych miastach. Robimy sobie zdjęcia, Matek odstawia małe show na środku skrzyżowania, zagadują nas ludzie i piękne kobiety. W końcu ruszamy na ostatni spacer tego dnia – w stronę Shibuya Love Hotel Hill. Dzielnica czerwonych latarni widocznie zaczyna budzić się do życia. Na ulice wychodzą zgrabne dziewczyny i naganiacze zachęcający do wejścia na małe co nieco. Zagaduję z ciekawości o ceny. Nawet nie tak drogo, jednak na razie nie potrzebuję płacić. Wrócę tu nie szybciej niż za 60 lat. W końcu dochodzimy do metra. Każdy siada jeszcze na sekundę, żeby wyciągnąć z tego miejsca i z tej atmosfery jak najwięcej. Gdy ktoś z nas pyta „no, to co. Wracamy do hotelu?” Reszta patrzy się po sobie rozmarzonym wzrokiem z nadzieję że może jeszcze chwilę tu zostaniemy. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jeżeli dzisiaj znów odpłyniemy w taneczny trans nici z jutrzejszego zwiedzania. Rozum swoje, serce swoje. Zbieramy się już do wejścia do metra gdy nagle Krzysiek rzuca „Dobra, chłopaki, są wakacje. Jeden z ostatnich dni, może niech każdy robi co chce”. Wszystkim spada kamień z serca. Na zwiedzanie przyjedziemy tu na emeryturze, albo z rodzinami za parę lat. Nieważne. Ważne, że ta noc dopiero przed nami. Z różnych względów rozdzielamy się na grupki. Ja z Kamilem, chłopaki w trójkę. Długo szukamy odpowiedniego miejsca. Raz brakuje dokumentów, raz nie ‘podchodzimy’ ochroniarzowi. W końcu zrezygnowani siadamy na schodach w jednej z bocznych uliczek. Mija nas grupa dziewczyn, które bez namysłu zaczepiamy. Idą do Camelota, więc zabieramy się z nimi. Przy wejściu ochroniarz ostrzega, że wchodzimy na własną odpowiedzialność. Klub jest o niebo większy od tego z poprzedniej nocy, jednak DJ-eje tak samo świetnie tworzą muzyczny klimat. Wydaje mi się, że każdą, nawet najgorszą piosenkę przetworzyliby tej nocy na hit do którego skakałyby tłumy. Jest godzina 23.00 i parkiet pęka w szwach. W barze zamawiamy drinki i zanurzamy się w otchłani tłumu…
Impreza w Club Camelot okazuje się jeszcze lepsza niż w Elfie poprzedniej nocy. Znów wychodzę z metra na stacji Kayabacho i nie wierzę, że kolejny raz nie zdążyłem wrócić przed świtem. Jest około 7.00 rano, ale dzisiaj nie wysiedzę do śniadania. Idę spać, może jutro w końcu zjem normalnie…

Japońskie Karaoke

Ostatni wieczór w Tokio spędzamy z koleżankami z Filipin i Japonii w dzielnicy Shinjuku w jednym z barów, w którym wszystko kosztuje 270 jenów. Bardzo spodobał mi się tam system zamówień. Przy każdym ze stolików goście mają do dyspozycji tablet w którym dostępne jest całe menu. Wystarczy wybrać interesujące nas danie lub napój, zatwierdzić i po chwili zjawia się przy stoliku kelner z zamówieniem. Dodatkowo, tablet daje też możliwość ustawienia muzyki przy stoliku, jednakże tego wieczora nie jest to nam potrzebne. Krzysiek „na fazkę” uderza paluchami w wyświetlacz na oślep. Maszyna coś gulgocze, a do stolika przychodzą nowe piwka i jakieś potrawy których nikt nie zamawiał. Na szczęście smaczne.

Zapraszam do przeczytania dalszej części relacji oraz innych relacji z podróży na moim blogu: http://follow-urbansky.com/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 2 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group