Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 20 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 02 Kwi 2025 09:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Po naszej ostatniej eskapadzie na pociągu w Mauretanii, która swoją droga została relacją roku, postanowiliśmy kontynuować afrykański kierunek.

Afryka zaczęła mi się podobać, a jej różnorodność wciąż mnie fascynuje. Tym razem nie miałem sprecyzowanej destynacji, a ponieważ w Afryce jest aż 54 kraje, wybór był naprawdę ogromny. Wybór padł na Togo i Benin, kraje, które na pierwszy rzut oka nie mówiły mi nic, ale okazały się pełne niespodzianek. Tym sposobem, równo rok od poprzedniego wyjazdu, w tym samym składzie czyli ja, Kuti, Bartek, Jurek, Bunio, wntl i Tomek zameldowaliśmy się na lotnisku w Krakowie. Doszedł do nas jeszcze Mateusz, co zgrabnie uformowało nam dwa czteroosobowe zespoły, co nie jest bez znaczenia dla kosztów transport.

Mamy mieć planowo przesiadkę w Monachium. Później lot do Brukseli, a tam już lot do Lome z międzylądowaniem w Akkra w Ghanie. W Monachium mamy 1,5h do kolejnego lotu, wiec ciasno. Na szczęście na jednym bilecie.
Plany planami….a lotnisko w Krakowie zalane gęsta białą mgłą. Siedzimy w samolocie na płycie lotniska Balice. Nasz lot miał odbyć się o 7:25. Przed nami nic nie wyleciało. Sprawdzam w telefonie jaka sytuacja na niebie i widzę że samoloty do Balic przekierowywane są do Katowic. W głowie mam już tysiące myśli. Obiecuje sobie że będę baczniej zwracał uwagę na jesienne wyloty z Krakowa, bo obarczone są jednak dużym ryzykiem którego nie przewidziałem.

Załącznik:
IMG_3110.jpg
IMG_3110.jpg [ 104.17 KiB | Obejrzany 4857 razy ]


Zaczynam dostrzegać sąsiednie samoloty. Po godzinie jednak startujemy i to jako pierwsi co mnie nieco zaskakuje. To Lufthansa, wiec może traktują te linie bardziej poważnie niż lowcosty. Będziemy mieli całe 30 minut w Monachium na przesiadkę i może się nam udać. Tak też się stało. W dobrych nastrojach lecimy już do Brukseli, gdzie też po krótkim oczekiwaniu (1,5h) odlecimy w stronę czarnego lądu.

Rozpoczyna się boarding. Jesteśmy jedynymi białymi w kolejce. Miły Pan z obsługi przy kontroli biletu daje mi bez pytania upgrade do premium economy. Extra! Co za miła niespodzianka. Reszta ekipy za mną i tez zaczynają się rozsiadać w premium. To będzie dobry lot.

Załącznik:
IMG_3125-2.jpg
IMG_3125-2.jpg [ 136.7 KiB | Obejrzany 4857 razy ]


Dzwoni do mnie Kuti, który był w kolejce jako ostatni z nas.

„Musimy wysiąść z samolotu.”

„Co?”

„No z samolotu musicie wysiąść!”

„Dobra, dobra.”

„Serio, nie wpuścili mnie.”

„Dobra, dobra, nie mam teraz czasu na pierdoły…”

„Serio, chcieli zobaczyć wizę do Togo.”

„Przecież wiza jest na lotnisku w Lome.”

„Serio. Przyjdź do mnie…”

Przy wejściu na pokład samolotu zaczynam rozmowę z obsługą. Grzecznie tłumacze ze dla nas wiza jest do uzyskania na lotnisku w Lome. Stewardessa jeszcze grzeczniej tłumaczy mi że jestem w błędzie. Co za absurdalna sytuacja. Wychodzę do „gate’u”. Obsługa wyjaśnia nam, że potrzebujemy wizy do Togo i nie ma już takiej na lotnisku. Wyciągam telefon, sprawdzam i widzę informacje ze owszem jest na lotnisku. Informacje datowane na dwa miesiące przed naszym wylotem.
Zaczynam czuć, jak rośnie mi temperatura ciała. Myślę, że nie potrafię już dobrze ocenić sytuacji i w tej chaotycznej atmosferze mam wrażenie, że coraz mniej kontroluję, co się dzieje. Nagle wszystko zaczyna się rozsypywać.” Oficjalny boarding jest już zakończony.
Obsługa jednak jest pomocna i dzwoni do Lome (sic!). Pytają czy przyjmą nas na miejscu i wydadzą nam wizy.
Czekamy. Samolot powinien już odlecieć, ale nadal czekamy.
Niestety nie ma zgody na nasz wylot bez wiz. Wiadomości z lotniska w Lome były jasne. W moim poukładanym planie, czuje jak zaczynam tracić kontrole nad sytuacją.

Załącznik:
IMG_3127.jpg
IMG_3127.jpg [ 332.25 KiB | Obejrzany 4857 razy ]


Samolot odlatuje bez nas, a my zostajemy na zimnej podłodze brukselskiego lotniska, z poczuciem, że wszystko wymknęło się spod kontroli. Jednak takie momenty podróży, choć frustrujące, są częścią tej nieprzewidywalnej, ale pięknej przygody. Czekały nas kolejne wyzwania, ale to właśnie one sprawiają, że podróże stają się niezapomniane.”
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
22 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
🚨M-E-G-A❗🚨 Wypoczynek w Tajlandii za 2130 PLN 🔥😲😍 Loty, transfery + ⭐⭐⭐⭐ hotel z basenem, niedaleko plaży 🏝️👙 🚨M-E-G-A❗🚨 Wypoczynek w Tajlandii za 2130 PLN 🔥😲😍 Loty, transfery + ⭐⭐⭐⭐ hotel z basenem, niedaleko plaży 🏝️👙
Leć do Miami za jedyne 1578 PLN 🌤️⛱️ Idealnie, bo w okresie jesień-zima ✈️😎 Leć do Miami za jedyne 1578 PLN 🌤️⛱️ Idealnie, bo w okresie jesień-zima ✈️😎
#2 PostWysłany: 02 Kwi 2025 10:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7907
platynowy
Niezły początek opowieści. Jak rozumiem, emocje będą teraz stopniowo rosnąć :D

Ciekawe, co o Was sądzili inni pasażerowie, gdy opuszczaliście ten Y+ (w sensie, o przyczynach tego opuszczenia, a nie o Was samych) :D
Góra
 Profil Relacje PM off
oskiboski lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 02 Kwi 2025 12:54 

Rejestracja: 04 Cze 2012
Posty: 4592
Loty: 510
Kilometry: 1 112 648
srebrny
BRU chyba często daje białym Y+ bo u nas też dali ;) nie uprzedzając relacji napisze tylko, że serwis dość słaby jak na Y+, to samo co w economy, nawet sztućce plastikowe, więcej alko za to, fajnie bo jest więcej miejsca :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
travellista lubi ten post.
travellista uważa post za pomocny.
 
      
#4 PostWysłany: 02 Kwi 2025 13:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sie 2012
Posty: 5489
Loty: 719
Kilometry: 996 247
platynowy
A nie! Jeszcze snacki cały czas dostepne
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
travellista uważa post za pomocny.
 
      
#5 PostWysłany: 03 Kwi 2025 21:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
To była katastrofa.Ciężko mi nawet opisać ogromny żal, jaki czułem w tamtym momencie. Kupiliśmy bilety około dziewięć miesięcy wcześniej. Sprawdzaliśmy wszystko – dokładnie, krok po kroku. Pamiętam, że kontrolnie zerknąłem na wymagania wizowe na trzy miesiące przed odlotem, i wszystko było w porządku. Niestety, przepisy wizowe zmieniły się tuż przed naszym przylotem, a nikt, ale to nikt tego nie zweryfikował. Togo to nie jest destynacja, o której piszą w głównym nurcie i popełniliśmy błąd. Tak, to czysty błąd, który trudno nawet usprawiedliwiać. W naszym zespole byli ludzie, którzy nie jedno już widzieli, mają spore doświadczenie, a mimo to nikt nie sprawdził tego ponownie. Epic fail!

Odlecieliśmy do Frankfurtu. Tam się rozdzieliliśmy. Trzy osoby wróciły do Polski, a pozostali uznali, że skoro już wzięli urlopy, a rodziny pogodziły się z wyjazdem, to nie ma sensu wracać. Na szczęście ogromną pomocą okazał się @skrzat który błyskawicznie znalazł nam ciepłą destynację i pomógł ogarnąć cały ten „bałagan”. Jeszcze tej samej nocy kupiliśmy bilety na Gran Canarię, by już następnego dnia poczuć ciepło Wysp Kanaryjskich.

Czułem wtedy ogromne piętno porażki. Nie miałem ochoty lecieć gdziekolwiek. Okazało się jednak, że nasz prawie tygodniowy wypad na Kanary był jedną z najlepszych męskich eskapad. Nigdzie się nie spieszyliśmy, jedzenie było pyszne, wino bardzo dobre, a towarzystwo świetne. To jednak nie temat naszej relacji, a to co działo się na Gran Canaria, zostaje na Gran Canaria :)

Cztery miesiące później meldujemy się na lotnisku w Warszawie w składzie siedmioosobowym, czekając na samolot do Brukseli. Z pierwotnego składu odpadł Tomek, który w tym czasie podbijał Koreę Południową.

Tym razem pamiętaliśmy już o wizach. Wizy do Togo aplikujemy pod linkiem . Wiza na 15 dni kosztuje 25 000 CFA za wersję single lub 35 000 CFA za multi. Co ciekawe, obciążają nas kosztami za wizę pod nazwą "Inh test covid19". Wiza do Togo wydawana jest do 5 dni, a proces jest całkiem intuicyjny. Jeśli czegoś brakuje, otrzymujemy informację, co należy uzupełnić. Zdarza się, że jedna osoba otrzymała wizę dopiero po ponad tygodniu.

Wizy do Beninu załatwiamy przez tę stronę - link. Koszt to około 30 000 CFA, a do tego dochodzi 3 000 CFA opłat manipulacyjnych. Wizę do Beninu dostaje się dosłownie w kilka minut, niemal automatycznie.

Podczas próby skanowania paszportu do wizy, Jurkowi wypadła kartka ze zdjęciem. Wiza była już zaaplikowana, ale nie da się wjechać na paszporcie tymczasowym. Super, zaczynają się problemy. Chociaż przyznam, że akurat trafiło na Jurka wcale mnie nie zaskoczyło. Na szczęście Jurek to stary chemik, więc w swoim warsztacie zmajstrował coś na szybko. Kartka została przyklejona, paszport wygląda jak nowy. Woleliśmy jednak nie sprawdzać, jak się trzyma. Mateusz natomiast dopiero w dzień wylotu zaczął szukać swojej żółtej książeczki, której oczywiście nie znalazł. I tak rozpoczęliśmy drugie podejście w poszukiwaniu śladów „VooDoo”.

Załącznik:
WhatsApp Image 2025-04-03 at 21.11.27.jpeg
WhatsApp Image 2025-04-03 at 21.11.27.jpeg [ 137.09 KiB | Obejrzany 4662 razy ]


Wylot z Warszawy przebiegł bez komplikacji, prosto do Brukseli. Mieliśmy trochę czasu, więc zaplanowaliśmy wizytę w saloniku. Niestety, na terminalu T nie ma dostępu do saloników z Priority Pass, więc trzeba jechać Shuttle Busem na terminal B, ale jeździ co 10 minut, więc dramatu nie ma.

Lot do Lome odbył się z tego samego gate’u co ostatnio, więc muszę przyznać – lekki stresik. Miałem obawy, czy wszystko jest w porządku. Liczyłem na darmowy upgrade do Premium Economy, ale usłyszałem, że mogę zapytać o to dopiero na pokładzie samolotu. Owszem, mogę go dostać, ale za 200 euro… No cóż, chyba wystarczy to, co mamy, choć Airbus 330 na taki lot to trochę mało komfortowy wybór. Na szczęście nie było za dużo ludzi, więc lot z przesiadką w Accra do Lome przebiegł bez zakłóceń. Każdy zajął swoją „kuszetkę”, co okazało się nawet lepszym rozwiązaniem niż Premium Economy.

Załącznik:
IMG_1399.jpg
IMG_1399.jpg [ 276.99 KiB | Obejrzany 4662 razy ]


Na lotnisku w Lome musieliśmy okazać wydrukowaną wizę. W zamian otrzymaliśmy elegancką naklejkę do paszportu, zajmującą całą stronę. Cała procedura przebiegła sprawnie. Przy wyjściu z lotniska znajdowały się dwa punkty sprzedaży kart SIM. Wybieramy Moov Africa, ponieważ poinformowano nas, że będzie działać również w Beninie. Choć, jak się później okazało, nie było to prawdą, internet działał bez zarzutu, a cena była odpowiednia.

Tuż obok znajdował się kantor, gdzie kurs wymiany był nawet lekko wyższy niż na oficjalnych stronach internetowych. Wymieniliśmy więc większą ilość gotówki, bo karta płatnicza działa jedynie w dużych miastach i to nie wszędzie.

Załącznik:
IMG_1406.jpg
IMG_1406.jpg [ 210.13 KiB | Obejrzany 4662 razy ]

Załącznik:
IMG_1411.jpg
IMG_1411.jpg [ 187.43 KiB | Obejrzany 4662 razy ]


Zdecydowanie polecam ściągnięcie aplikacji **Gozem**. To taki afrykański Uber, który działa bez zarzutów, choć tylko w większych miastach. Zaletą jest to, że od razu wiadomo, jaka będzie cena i można niektóre kwestie wcześniej zaplanować. Ceny również były bardzo korzystne, a dzięki podzieleniu kosztów transportu na cztery osoby, wyszło bardzo ekonomicznie.

Wychodzimy z lotniska, część z nas wymienia walutę, część załatwia karty SIM, a palacze jak to palacze – koniecznie muszą zapalić. I właśnie wtedy do Bunia przyczepił się żołnierz z długą bronią. Oczywiście, chodziło o palenie, choć Bunia palił już na parkingu poza lotniskiem. Dyskusja trwała około 15 minut, groźne miny, pokrzykiwania. Żołnierz zażądał paszportu, a później 50 euro kary. Gdy zaczęliśmy podnosić głosy i grozić wezwaniem policji, paszport wrócił do właściciela, a mandat zakończył się tylko pogrożeniem palcem i prośbą, byśmy nie robili tego ponownie na lotnisku.
Welcome to Africa. Trzeba uczciwie przyznać, że zaczynają się pojawiać problemy komunikacyjne, bo angielski w tej części Afryki nie jest powszechny. Na szczęście w krytycznych momentach oni sami też korzystają z Google Translate.

Na pierwszy ogień wzięliśmy **Hotel Yabisso**. Transport taksówką za pomocą Gozem kosztował 1600 CFA, czyli około 10 zł za całe auto. Hotel znajduje się w pobliżu, zaledwie 6 km od lotniska. W okolicy hotelu znajduje się małe koczowisko, ludzie śpią pod płotem, na chodniku… Jest ciemno i nie ma oświetlenia, atmosfera średnia, a noc, jak to noc – wszystkie koty są czarne.

Sam hotel okazał się w porządku. Cena to 160 zł za dwojke z śniadaniem. Pokój ma klimatyzację, a pościel była czysta. Trzeba jednak pamiętać, że w afrykańskim standardzie pokój dwuosobowy zazwyczaj ma jedno duże łóżko, chociaż czasami zdarzają się też pojedyncze.

Wyruszamy na mały rekonesans w poszukiwaniu kolacji i dobrego piwa. Spacerowanie nocą po czarnych ulicach Lome może być stresujące dla jednej osoby, ale siedmioosobowa grupa podnosi komfort psychiczny. I w końcu trafiamy do knajpy. Co prawda pusta, ale nie spodziewaliśmy się tłumów. Co ciekawe, można tu płacić… bitcoinem. Zapytałem obsługę, a oni potwierdzili – szef przyjedzie, jeśli będzie potrzeba. Przyznaję, że to mnie lekko wprawiło w konsternację.

Kupujemy togińskie piwo **Pils** i zamawiamy coś z karty, nie wiedząc dokładnie, co to będzie. Okazało się, że to wywar warzywny z kośćmi i minimalną ilością mięsa, a do tego kula z maniokowego ciasta do maczania. Okazało się, że to **fufu** – miękka, elastyczna masa powstała z gotowania i ubijania manioku lub yamu. Bardzo lokalne danie!

Załącznik:
IMG_1437.jpg
IMG_1437.jpg [ 142.59 KiB | Obejrzany 4662 razy ]

Załącznik:
IMG_1438.jpg
IMG_1438.jpg [ 229.19 KiB | Obejrzany 4662 razy ]

Załącznik:
IMG_1427.jpg
IMG_1427.jpg [ 235.39 KiB | Obejrzany 4662 razy ]


Wracamy do hotelu i idziemy spać. Rano planujemy zobaczyć jeszcze Fetish Market i ruszać w kierunku Beninu.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
19 ludzi lubi ten post.
4 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#6 PostWysłany: 05 Kwi 2025 17:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Wstajemy z Bartkiem jak zwykle wcześnie rano i idziemy na spacer. Chcemy zobaczyć Ocean i życie ulicy, zanim reszta wstanie. Zachwycają mnie kolorowe kobiety w tradycyjnych strojach. Z podziwem spoglądam na te, które noszą swoje zakupy lub całe sklepiki na własnej głowie. To typowy afrykański widok, ale podoba mi się bardzo. Ich wdzięk i siła, z jaką niosą ciężar na głowie, przypominają mi obrazy z podróży po Afryce, które widziałem w książkach i filmach.

Załącznik:
IMG_1461.jpg
IMG_1461.jpg [ 303.81 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1514.jpg
IMG_1514.jpg [ 296.67 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Docieramy do kościoła. To Katedra Najświętszego Serca Jezusa – największy i najbardziej znany kościół w Lomé. W środku pięknie poubierani, odświętni ludzie. Nie przeszkadzamy, bo akurat trwa msza. Atmosfera jest spokojna, czuć szacunek do świętości miejsca. Chociaż to wczesny poranek, katedra wypełniona jest modlącymi się osobami. Cicho, ale z namaszczeniem – jakby czas się tam zatrzymał.

Załącznik:
IMG_1467.jpg
IMG_1467.jpg [ 174.9 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1473.jpg
IMG_1473.jpg [ 313.4 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


W okolicy Katedry znajduje się Grand Marché – wielki bazar. Jest tak wcześnie, że ludzie dopiero zaczynają się rozkładać, ale przypuszczam, że to tętniące życiem miejsce przez cały dzień. Wokół pachnie przyprawami, świeżymi owocami i dźwiękami lokalnych rozmów. Uśmiechnięte kobiety i mężczyźni oferują swoje produkty. Czuć energię, która budzi się na nowo z każdym krokiem.

Dosłownie kilkadziesiąt metrów od kościoła jest już plaża. Jak na standardy afrykańskie, jest ogólnie czysta. Zresztą mam poczucie, że nie jest tu tak brudno, jak się spodziewałem. Fale są duże, ale to w końcu ocean. Czas wracać do hotelu na śniadanie.

Załącznik:
IMG_1485.jpg
IMG_1485.jpg [ 273.12 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Po drodze znowu podziwiam kobiety z towarami na głowie i przyglądamy się „stacji benzynowej”. Jest zapotrzebowanie, więc jest i biznes.Ciekawa ekspozycja sklepu obuwniczego. Miejscowy handel rozwija się tu na każdym kroku, a najprostsze pomysły bywają najbardziej trafione. Kiedy widać, jak ludzie radzą sobie z codziennymi trudnościami, pojawia się poczucie podziwu dla ich kreatywności i przedsiębiorczości.

Załącznik:
IMG_1517.jpg
IMG_1517.jpg [ 276.14 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1714.jpg
IMG_1714.jpg [ 261.26 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_4201.jpg
IMG_4201.jpg [ 258.79 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1532.jpg
IMG_1532.jpg [ 349.65 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Po porannym rekonesansie mam jedną ważną refleksję: NIKT ode mnie nic nie chciał. Nikt nie pytał, czy coś kupię, i nikt nie chciał ode mnie żadnych pieniędzy. To akurat ciekawe i chyba lekko zaskakujące. W całym tym tętniącym życiem mieście nie poczułem presji, z którą często spotykają się turyści w innych miejscach.

Ruszamy z Gozem na Fetish Market. 7 km pokonujemy za 1500 CFA, czyli niecałe 10 zł.
Wiele osób pisało, że nie warto się tam wybierać, ale ja lubię samemu sprawdzić, jak jest naprawdę, nawet wiedząc, że to może być turystyczna pułapka. Zanim tam dotarliśmy, zastanawialiśmy się, jak w takim miejscu zderzy się magia, historia i współczesność. To, co nas czeka, jest niepewne, ale także fascynujące.**

Fetish Market w Lomé to jedno z najbardziej fascynujących i wyjątkowych miejsc w Afryce Zachodniej, które przyciąga zarówno turystów, jak i osoby zainteresowane tradycyjną afrykańską sztuką, kulturą oraz duchowością. To miejsce jest znane z niezwykłego klimatu, który łączy handel, religię i folklor. Tyle wiedziałem, pogłębiając wiedzę filmami na YouTube przed wyjazdem. Wiedziałem więc, czego mogę się spodziewać.

Fetish Market, znany również jako Akodessewa Fetish Market, to rynek w Lomé, który specjalizuje się w sprzedaży przedmiotów związanych z tradycyjnymi wierzeniami religijnymi, duchowymi i magicznymi praktykami, które mają swoje korzenie w animizmie i religiach afrykańskich. Tego rodzaju rynek jest jednym z nielicznych w Afryce, który oferuje szeroką gamę przedmiotów związanych z fetyszyzmem, czyli praktykami religijnymi i duchowymi, które koncentrują się na czci przedmiotów lub duchów.

Warto tu dodać kilka słów o animizmie i samym Voodoo, by dać szersze zrozumienie dla otaczającej rzeczywistości.
Animizm to religijne i filozoficzne przekonanie, że wszystkie rzeczy w świecie, zarówno żywe, jak i martwe, posiadają duszę. Jest to jeden z najstarszych systemów wierzeń na świecie, występujący w różnych kulturach i religiach, szczególnie w Afryce, Azji, Amerykach i Oceanii.

Voodoo to religia, która wyewoluowała z animistycznych wierzeń zachodnioafrykańskich, zwłaszcza z regionów dzisiejszego Beninu, Togo i Nigerii, a potem rozprzestrzeniła się w obszarach Ameryki, zwłaszcza na Haiti, Dominikanie i w innych częściach Karaibów. Vodou jest złożoną religią, która łączy elementy animizmu z duchowością, magią, rytuałami oraz kultem bóstw i duchów. Przede wszystkim nie ma nic wspólnego z naszym hollywoodzkim wyobrażeniem czarnej magii. 8-)

Płacimy po 5000 CFA za możliwość wejścia i robienia zdjęć, ale mamy również w tej cenie przewodnika, który cały czas opowiada o tym miejscu, zwyczajach i rytuałach.

Załącznik:
IMG_1537.jpg
IMG_1537.jpg [ 326.57 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Na targu można rzeczywiście spotkać wypchane zwierzęta, które są częścią lokalnych praktyk Voodoo i animistycznych rytuałów. Te przedmioty, w tym zwierzęce szczątki, czaszki, skóry czy kości, są uważane za mające specjalną duchową moc i często wykorzystywane w celach leczniczych lub ochronnych. W tradycjach Voodoo oraz w animistycznych wierzeniach w Togo i innych częściach Afryki Zachodniej, niektóre zwierzęta są uznawane za święte i pełnią ważną rolę w kontaktach z duchami lub w rytuałach uzdrawiających.

Załącznik:
IMG_1553.jpg
IMG_1553.jpg [ 355.51 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1593.jpg
IMG_1593.jpg [ 422.5 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Według naszego przewodnika, każda choroba może zostać uleczona za pomocą odpowiedniego gatunku zwierzęcia. Wywar w zależności od potrzeb się pije lub wpuszcza pod skórę jako medykament. Nasz przewodnik pokazuje pionowe nacięcia na swoim torsie, w które były one wpuszczane. Widziałem później również u spotykanych kobiet takie nacięcia na dekolcie, więc chyba faktycznie tak to stosują. Ciekawe, choć jak się zastanowić, to u nas też podobne rzeczy dzieją się z medycyną naturalną, nie zapominając także o przyjmowaniu „Ciała Chrystusa”.

Załącznik:
IMG_4142.jpg
IMG_4142.jpg [ 383.42 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1568.jpg
IMG_1568.jpg [ 396.35 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1542.jpg
IMG_1542.jpg [ 384.06 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Generalnie to dziwne i specyficzne miejsce. Ilość wypatroszonych zwierząt początkowo może szokować. Co ciekawe, wcale tam nie smierdzi. Truchła są wypatroszone i chyba odpowiednio zakonserwowane. Moim zdaniem niektóre tam leżą od kilku lat, bo część z nich widziałem na kadrach filmów na YouTube. To wszystko z pewnością jest pod turystów, ale jest to ciekawe miejsce, tym bardziej że duchowy aspekt ma rzeczywiście miejsce i nie jest wyssany z palca.

Jest sporo ciekawych masek. Ja akurat takie zbieram i przywożę z różnych krajów, więc można było oko nacieszyć.
Załącznik:
IMG_1557.jpg
IMG_1557.jpg [ 370.12 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Trafiamy oczywiście do kapłana Voodoo. Takie wizyty są częścią tradycji, w której religijna i duchowa pomoc jest integralną częścią życia codziennego. Niektóre osoby zwracają się do kapłanów Voodoo, gdy borykają się z problemami życiowymi, chcąc uzyskać pomoc w rozwiązywaniu trudności. Postanowiliśmy skorzystać.
Najpierw dowiedzieliśmy się, że laleczki Voodoo są tylko suwenirem dla turystów, ale dopiero po aktywowaniu przez kapłana będą miały moc. Później Kuti chciał mocą kapłana pozbyć się chrapania, ale z jakiegoś powodu rytuał ten nie mógł być przeprowadzony w tamtym momencie. Nie do końca wiemy dlaczego, ale uznajmy, że to przez problemy komunikacyjne.
Kończy się na drobnych amuletach poświęconych przez kapłana, oczywiście za drobną opłatą. W sumie ciekawe doświadczenie. Można wierzyć lub nie, ale ceremonia była ciekawa, nawet jeśli uznać to tylko za folklorystyczne przedstawienie i modły.

Załącznik:
IMG_1606.jpg
IMG_1606.jpg [ 203.77 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Kuti nie dał za wygraną. Kupił laleczkę i wrócił do kapłana w celu aktywowania. I co się okazało? Kapłan nie chciał tego zrobić, bo od razu powiedział, że chce to zrobić w złym celu. Nawet nie chodziło o pieniądze, bo ich nie chciał. Hmm… ciekawe.**

Była tam także „Świątynia Żelaza”, jeśli można tak to określić. To tutaj zbiera się ofiary od każdego, kto zajmuje się żelaznym rzemiosłem. Przywożone są tu ofiary ze zwierząt i odmawiane są modlitwy w nadziei, że interesy petenta będą prosperować. Jak nam przekazał przewodnik, w listopadzie będzie podpalony i czczony.

Załącznik:
IMG_8942 (2).jpg
IMG_8942 (2).jpg [ 217.96 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Oczywiście to nie jedyne miejsce po które przychodzi się po błogosławieństwo. Niektóre z nich nie wymagały wyjaśnień przewodnika.

Załącznik:
IMG_1595.jpg
IMG_1595.jpg [ 234.29 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Generalnie, jak się głęboko nad tym zastanowić, to po pierwszej fascynacji tym miejscem przychodzi smutna refleksja. Sterty wypatroszonych psów i kotów… a na ulicy nie widziałem ani jednego psa. Ciekawe.

Na całym tym terenie były tylko dwa żywe zwierzęta. Mała małpka i kameleon. Nie jesteśmy jednak pewni czy taki stan posiadania nadal jest aktualny.
Załącznik:
IMG_8933.jpg
IMG_8933.jpg [ 143.67 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1650.jpg
IMG_1650.jpg [ 125.85 KiB | Obejrzany 4445 razy ]

Załącznik:
IMG_1665.jpg
IMG_1665.jpg [ 224.32 KiB | Obejrzany 4445 razy ]


Dziwne miejsce, ale nie mogę powiedzieć, że to był stracony czas. Ciekawe doświadczenie.
Wracamy do hotelu po bagaże, a czekając na taksówkę, próbowaliśmy jeszcze lokalnego rzemiosła ;-)

Załącznik:
IMG_1670.jpg
IMG_1670.jpg [ 319.97 KiB | Obejrzany 4445 razy ]
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#7 PostWysłany: 08 Kwi 2025 21:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Taksówka do Togoville - 100 zł, czyli 25 zł na osobę. Jechaliśmy w kilka osób, więc nie opłacało się szukać lokalnego transportu. Podróż trwała 1,5h przez malowniczą drogę wzdłuż wybrzeża. Po pewnym czasie zaczęły pojawiać się piękne widoki – widziałem rozległe plaże i błękitną wodę. Po drodze mijaliśmy Aneho, a zaraz potem zaczęliśmy okrążać Jezioro Togijskie.

Załącznik:
IMG_1768.jpg
IMG_1768.jpg [ 400.07 KiB | Obejrzany 4297 razy ]


Droga była nieco kręta, ale zrozumiałem, dlaczego tak prowadzi, bo zaraz potem wjechaliśmy na odcinek, gdzie była tylko szutrowa droga, a czerwony pył unoszący się wokół, niemal zasłaniał widok. Na szczęście nasz samochód prowadził konwój, więc ci za nami musieli borykać się z ograniczoną widocznością.

Tuż przed Togoville wpadliśmy na punkt kontrolny – bardzo poważnie wyglądający. Szukanie w bagażnikach, kontrola paszportów. Choć w Mauretanii widziałem podobne punkty, to tego się nie spodziewałem. Po kilku chwilach kierowca przybił piątkę ze strażnikiem, a ich "wymiana" była szybka. Moneta przeszła z ręki do ręki. Strażnik rozpromieniony, a na pożegnanie dał mi przez okno… „żółwika”. W Afryce zachodniej za jedną z najwyższych monet CFA jest 500, za co dostajesz zaledwie 3,2 zł. Cóż, to tylko Togo.
Kierowca tłumaczył, że te punkty kontroli są związane z możliwością pojawienia się terrorystów, ale wydawało mi się to dziwne. Na północy kraju mogą się pojawić bojówki Al-Kaidy, ale na południu? To raczej nie ta historia.

Zostaliśmy wysadzeni tuż pod Kościołem Katolickim w Togoville. Miejsce ma ogromne znaczenie zarówno religijne, jak i historyczne. Kościół wiąże się z misjonarzami francuskimi, którzy przybyli, by szerzyć chrześcijaństwo. Jednak dla mnie najważniejszym wydarzeniem było, że w 1985 roku, Papież Jan Paweł II odwiedził to miejsce podczas swojej pielgrzymki do Togo. Jego podróż miała na celu umocnienie katolickiej wiary w Afryce, nawiązanie głębszych więzi z tym kontynentem. To nie jest tylko kościół – to miejsce symboliczne, pełne duchowej mocy.

Załącznik:
IMG_1900.jpg
IMG_1900.jpg [ 304.28 KiB | Obejrzany 4297 razy ]

Załącznik:
IMG_1915.jpg
IMG_1915.jpg [ 351.13 KiB | Obejrzany 4297 razy ]

Załącznik:
IMG_1911.jpg
IMG_1911.jpg [ 352.04 KiB | Obejrzany 4297 razy ]


Wydaje się, że transport będzie problematyczny. W małych miejscowościach dla tak dużej grupy może być naprawdę ciężko coś zorganizować. Zagadujemy naszych kierowców, pytając, czy zawiozą nas na granice. W końcu dogadujemy się – cena za poczekanie 2 godziny pod kościołem, wizytę w Aneho i podwózkę do granicy to 60 zł – czyli tylko 15 zł na osobę.
Pojawia się przewodnik. Z miejsca proponuje, że oprowadzi nas po tej pełnej Voodoo okolicy. Brzmi rozsądnie, chociaż nie chce podać ceny. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że bilety kupuje się w biurze, które znajduje się kilka kroków dalej. Idziemy.

Okazuje się, że bilety kosztują 5000 CFA – czyli około 32 zł. Choć to nie mało, to nie mieliśmy lepszego planu na zagospodarowanie czasu. Wchodzimy na kompleks kilku chat, które, szczerze mówiąc, niczym szczególnym się nie wyróżniają. Jak dla mnie to tylko turystyczna Cepelia, która niczego mnie nie nauczyła. Warsztaty stolarskie i kilka obrazów, które oczywiście można kupić. Nic specjalnego.

Zatrzymujemy się nad brzegiem jeziora, a przewodnik zaczyna mówić o Voodoo i zauważam coś w tym miejscu mnie zaskakuje – widzę lokalną łódź, którą można przepłynąć na drugi brzeg jeziora. Mają tutaj więc swoją przystań promową, która za kilka złotych pewnie przetransportuje na druga stronę.

Załącznik:
IMG_1801.jpg
IMG_1801.jpg [ 250.65 KiB | Obejrzany 4297 razy ]

Załącznik:
IMG_1804.jpg
IMG_1804.jpg [ 354.39 KiB | Obejrzany 4297 razy ]


Wchodzimy do pobliskiej wioski. Kobiety, które zauważyły nasz widok, zakrywają swoje piersi. Czasem w wioskach widuję je nagie do połowy. Przewodnik zabiera nas do pierwszej świątyni lokalnego bożka Voodoo.

Załącznik:
IMG_1832.jpg
IMG_1832.jpg [ 450.77 KiB | Obejrzany 4297 razy ]

Załącznik:
IMG_1835.jpg
IMG_1835.jpg [ 246.48 KiB | Obejrzany 4297 razy ]


Oglądamy klasyczne domki w tej miejscowości i co widać na zdjęciu voodooński ołtarz domowy. W kulturze voodoo każde domostwo może mieć swój własny ołtarz, który chroni przed złymi duchami, przynosi błogosławieństwo, zdrowie i urodzaj. To miejsce, w którym rodzina składa ofiary, zapala świece, rozmawia z przodkami lub prosi o pomoc. W Togoville wiele rodzin utrzymuje takie ołtarze nawet jeśli chodzą do kościoła – duchy przodków są dla nich równie ważne jak Bóg chrześcijański. Czasem ksiądz wie o ołtarzu i po prostu przymyka oko ;-).

Załącznik:
IMG_1894.jpg
IMG_1894.jpg [ 395.06 KiB | Obejrzany 4297 razy ]

Załącznik:
IMG_1880.jpg
IMG_1880.jpg [ 475.85 KiB | Obejrzany 4297 razy ]


Przy okazji warto dodać, że to właśnie w Togoville, w 1973 roku, miało miejsce objawienie Maryi. W ten sposób religie tradycyjne współistnieją z chrześcijaństwem, tworząc unikalną przestrzeń duchową w tym regionie.

Voodoo to religia, która nie ma jednego centralnego lidera. W przeciwieństwie do innych religii, takich jak chrześcijaństwo, duchowość voodoo opiera się na lokalnych kapłanach, którzy odprawiają rytuały i mają kontakt z duchami. Są to osoby o specjalnym powołaniu, które pełnią rolę przewodników duchowych. W Togo, zwłaszcza wśród ludu Ewe, kapłani Voodoo mają kluczową rolę – prowadzą ceremonie, modlitwy, ofiary, pomagają w rozwiązywaniu problemów.

Rzadko spotyka się dorosłych w uliczkach, ale za to dzieci biegają tu dość licznie. Zresztą chętnie wchodzą z nami w interakcje.

Załącznik:
IMG_4301.jpg
IMG_4301.jpg [ 420.11 KiB | Obejrzany 4297 razy ]

Załącznik:
IMG_1890.jpg
IMG_1890.jpg [ 117.78 KiB | Obejrzany 4297 razy ]


Zbliżamy się do kolejnego ołtarza – z daleka widać, że niedawno składano tu ofiary z drobiu. Wciąż natrafiamy na dzieci biegające wokół, wesołe i ciekawskie. Docieramy do kolejnych świątyń i ołtarzy. Wszystko to niesamowicie mnie ciekawi i choć czasem spotykamy kilku ludzi, to w wiosce nie ma tłumów. Odczuwamy presję czasu – chcemy zdążyć do Grand Popo w Beninie. Bunio zaczyna być głodny więc lekko popędza przewodnika ;-)

Załącznik:
IMG_1844.jpg
IMG_1844.jpg [ 448.22 KiB | Obejrzany 4297 razy ]

Załącznik:
IMG_1855.jpg
IMG_1855.jpg [ 404.03 KiB | Obejrzany 4297 razy ]


Przy dużym, rozłożystym baobabie, który w tych rejonach ma ogromne znaczenie duchowe i symboliczne, spędzamy dłuższą chwilę. Nasz przewodnik wyjaśnia, że owinięte płynem konary drzewa są specjalnie przeznaczone dla nowo narodzonych dzieci, oddzielnie dla chłopców i dziewczynek. Tuż obok znajduje się mała, zamknięta zagroda, w której, jak mówi przewodnik, przebywają kobiety po porodzie, a także te, które chcą dokonać aborcji. Nie do końca zrozumiałem tę procedurę, choć była ona dość skomplikowana, z dużym naciskiem na aspekt duchowy.

Załącznik:
IMG_4246.jpg
IMG_4246.jpg [ 487.68 KiB | Obejrzany 4297 razy ]


Ja, mimo presji, nie spieszyłem się. To miejsce ma w sobie coś autentycznego. Przewodnik zdecydowanie nie prowadzi nas po ścieżkach typowych dla turystów. Nauczyłem się że flagi voodoo wskazują miejsca kultu.
Zaskoczeniem jest jednak fakt, że religia katolicka i Voodoo bardzo się tu przeplatają. Wiele osób jednocześnie wierzy w Voodoo, a uczestniczy także w katolickich obrzędach. Dla nich, oba systemy religijne są integralną częścią życia. I choć Togo to kraj, w którym obecne są również inne religie, to Voodoo pozostaje głęboko zakorzenione w codziennym życiu.

Gdy wracamy do kościoła, zauważamy coś niepokojącego. W jednej z salek plebanii dochodzą dziwne dźwięki – coś jak intensywne modlitwy, ale z pewnym dramatyzmem. W kilka osób idziemy w stronę okna, przez które widać wnętrze.
To, co zobaczyłem, przeraziło mnie. Choć nie jestem strachliwy, to atmosfera w pomieszczeniu była wręcz paraliżująca. W środku, w otoczeniu obrazu Drogi Krzyżowej i krucyfiksu, stała grupa czarnoskórych osób – trzymali się za ręce, tworząc krąg. Ich modlitwy przyspieszały, tworząc wrażenie jakiejś mantry. Co jakiś czas w głąb tej monotonii wkraczały krzyki – stawały się coraz głośniejsze, bardziej przerażające.
Zaczynam czuć, że coś złowrogiego unosi się w powietrzu. Kobieta w kręgu upada na ziemię w konwulsjach – zaczyna krzyczeć, jakby ktoś ją opętał. Cała scena przybiera mroczny obrót. Myślę tylko o tym, by jak najszybciej się stąd oddalić. Jakiś mężczyzna zaczyna zbliżać się w naszą stronę, krzycząc i machając rękami. Bez oporów oddalamy się od tego miejsca dołączając do pozostałej części grupy.
To, co widziałem, było najprawdopodobniej afrykańskim rytuałem modlitewnym z elementami uzdrowienia duchowego lub wręcz egzorcyzmu. W Afryce rytuały mają zupełnie inny wymiar niż te znane z Europy. Byłem przerażony, ale również zafascynowany tym, co zobaczyłem.
Wiem, że zdjęcie nie oddaje emocji jakie mną targały w tamtym momencie. Mam jednak nagranie na telefonie które odruchowo zrobiłem i dzięki temu wiem, że nie przesłyszało mi się. Dźwięk tego nagrania za każdym razem powoduje u mnie gęsią skórę i dreszcze. To było wyjątkowe doświadczenie – i mimo strachu, czuję, że to było coś, czego nigdy nie zapomnę.

Załącznik:
IMG_1907.jpg
IMG_1907.jpg [ 234.63 KiB | Obejrzany 4297 razy ]
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#8 PostWysłany: 19 Kwi 2025 12:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Bierzemy nasze samochody i ruszamy w stronę Aneho. Krótki postój na zdjęcia, trochę spaceru, no i oczywiście – szukamy czegoś do jedzenia. Wybieramy lokal polecony przez naszego kierowcę. Zamawiamy danie serwowane w wielkich misach, typowe dla regionu.

Niestety, entuzjazm szybko opada. W środku znajdujemy głównie kości z resztkami mięsa, trochę sosu i kulkę fufy, czyli manioku. Smakuje... powiedzmy, że średnio. Ogólnie jedzenie w tej części Togo nas nie zachwyca.

Przed wejściem do restauracji kobiety sprzedają przekąski – chipsy z bananów i całe worki suszonych małż. Te ostatnie są ciekawe, choć twarde jak kamień. Bartek wybiera coś bardziej bezpiecznego – cały, świeżo obrany ananas za równowartość złotówki. Mówi, że nigdy nie jadł słodszego.

Załącznik:
1 (1) (1).png
1 (1) (1).png [ 516.85 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_1945.jpg
IMG_1945.jpg [ 294.68 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Wróciliśmy do restauracji, gdzie właśnie wybuchła salwa śmiechu. Okazuje się, że kelnerka pozbierała talerze z naszymi resztkami – kości, niedojedzone mięso – i wrzuciła z powrotem do głównego gara. Szok. Ale cóż, może tu naprawdę nic nie może się zmarnować.

Docieramy do granicy z Beninem. Przejście wydaje się iść gładko – do momentu, gdy wyciągam telefon, żeby nagrać krótkie ujęcie. Nie zdążyłem nic sensownego powiedzieć, gdy togijscy strażnicy zaczęli krzyczeć i gestykulować, każąc mi się cofnąć. Rozpętała się awantura o nagrywanie. Tłumaczę, że filmowałem tylko siebie, ale to nie wystarczy – przez 15 minut trwa nerwowa wymiana zdań.

Choć formalnie byliśmy już po stronie Beninu, kazano nam otworzyć plecaki. Problem pojawił się, gdy znaleźli mojego drona. Wiedziałem, że jest legalny – waży poniżej 249g, więc nie wymaga pozwolenia. Ale według nich sam fakt posiadania drona to już przestępstwo.

Zachowałem spokój i poprosiłem o rozmowę z przełożonym. Zostałem odprowadzony przez pas ziemi niczyjej do kolejnego punktu. Reszta grupy poszła dalej swoją drogą.

Przy stoliku siedział wojskowy, któremu wszyscy salutowali – wysoki, dobrze zbudowany, z przekrwionymi oczami. Wyglądał groźnie, ale po chwili pojawił się inny – najwyraźniej specjalista od przepisów. Spojrzał na drona, uśmiechnął się i powiedział, że wszystko w porządku.

Strażnik, który mnie przyprowadził, dostał reprymendę – podobno powinien zatrzymać całą grupę, a nie tylko mnie. Pot zalśnił mu na czole.

To nie było szczególnie niebezpieczne, ale takie sytuacje uczą ostrożności. W końcu dołączam do grupy po beninijskiej stronie. Formalności ciągną się – trzeba wpisywać dane na luźnych kartkach, których cel istnienia pozostaje dla mnie tajemnicą. Biurokracja w najczystszej postaci. Po kilkunastu minutach dostajemy pieczątki i możemy oficjalnie wejść do Beninu.

Tuż za granicą – niespodzianka. Kolorowy korowód ludzi, tańczących, śpiewających, grających na bębnach. Mają koszulki z logo jakiejś szkoły. Nie wiemy, co świętują, ale atmosfera jest niesamowicie pozytywna.

Załącznik:
IMG_1996.jpg
IMG_1996.jpg [ 277.09 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Organizujemy transport do Grand-Popo – całe auto za 25 zł. Cena więcej niż uczciwa.

Wieczorem zostaje nam tylko kolacja i szybki spacer po plaży. Miejsce wygląda jak afrykański resort – basen, grill, restauracja, bar na plaży. Niestety, kolacja nas rozczarowuje. Poisson Fon, czyli tradycyjne danie rybne ludu Fon, okazuje się nieapetycznym kawałkiem ryby utopionym w czerwonym sosie. Inne dania – też przeciętne. Piwo kosztuje 12 zł – sporo jak na lokalne warunki, ale jakoś nam to nie przeszkadza.

Załącznik:
IMG_2037.jpg
IMG_2037.jpg [ 176.42 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_2038.jpg
IMG_2038.jpg [ 188.84 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_4306.jpg
IMG_4306.jpg [ 199.44 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Kolejny dzień to wreszcie totalny chill. Szkoda tylko, że taki dzień nie wypadł pod koniec podróży – ale nie narzekamy.

Wychodzę na taras bungalowu. Wczesny poranek. Jest pięknie. Kolorowa jaszczurka czai się na drzewie, nad głową śpią nietoperze. Sto metrów dalej – ocean.

Załącznik:
A3D4BB1B-8C18-4B3F-93DF-DBC8230C59F2.jpg
A3D4BB1B-8C18-4B3F-93DF-DBC8230C59F2.jpg [ 427.58 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_4309.jpg
IMG_4309.jpg [ 448.43 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_2268.jpg
IMG_2268.jpg [ 303.64 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Wypuszczam drona, choć światła jeszcze mało. W pobliskiej wiosce życie już się toczy: jedni siłują się z sieciami, inni suszą ryby. Sielski, prawdziwy obraz. Część mieszkańców niechętnie reaguje na aparat – protestują, ale nie wszyscy.

Załącznik:
dji_fly_20250320_103410_249_1744113390554_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250320_103410_249_1744113390554_photo_optimized.jpg [ 204.83 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_2066.jpg
IMG_2066.jpg [ 428.03 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_2073.jpg
IMG_2073.jpg [ 239.1 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_2080.jpg
IMG_2080.jpg [ 391.5 KiB | Obejrzany 3944 razy ]



Po śniadaniu idziemy kąpać się w oceanie. Fale są duże – śmiechu co niemiara. Odpuszczam sobie wrzucanie zdjęć w stylu Baywatch ;-)

Pomagamy lokalnym wyciągać linę z połowem – ciągniemy przez kwadrans razem z całą wioską, ale lina wciąż nie wychodzi z wody. Dajemy za wygraną. Zastanawiamy się, jak długa mogła być.

Ku naszemu zdziwieniu mieszkańcy chcą pieniędzy za naszą pomoc. Uprzejmie odmawiamy.

Załącznik:
IMG_8188.jpg
IMG_8188.jpg [ 249.78 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Resztę dnia spędzamy nad basenem. Pływamy, pijemy piwo albo wodę z kokosów rosnących wokół. Czysta błogość.

Załącznik:
IMG_2085.jpg
IMG_2085.jpg [ 306.62 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Wieczorem ruszamy „do miasta”. Trochę trzeba przejść na pieszo. Trafiamy do małej knajpki – langusta za 30 zł, francuskie wino. Przyjemna odmiana. Choć lokalna kuchnia wciąż nie porywa – może to kwestia przypraw, a raczej ich braku.

Załącznik:
IMG_2218.jpg
IMG_2218.jpg [ 241.39 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_2177.jpg
IMG_2177.jpg [ 211.98 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Załącznik:
IMG_2209.jpg
IMG_2209.jpg [ 262.45 KiB | Obejrzany 3944 razy ]


Wspólnie z @wntl wzięliśmy lokalny specjał – sauce gombo – i... no cóż, więcej nie popełnimy tego błędu. Sos miał śliską, ciągnącą się konsystencję, która autentycznie przypominała wymiociny. Zresztą wntl zapytał mnie w pewnym momencie, czy to ja zwymiotowałem wcześniej, czy dopiero po spróbowaniu 😅

Smak? Trudny do opisania – coś pomiędzy rozgotowanym szpinakiem, a rybną wodą z olejem palmowym. Rozumiem, że to tradycja i wiele osób naprawdę to lubi, ale dla mnie to był kulinarno-sensorystyczny koszmar. Zdecydowanie najgorsze danie całego wyjazdu.

Załącznik:
sauce gombo.png
sauce gombo.png [ 312.15 KiB | Obejrzany 3892 razy ]


To był świetny dzień. Bez pośpiechu. Pełen luz. Nocujemy w Village Vacances Awale Plage – zdecydowanie polecam. Właścicielem jest Belg, mówi po angielsku, co bardzo ułatwia komunikację – cała reszta obsługi to tylko francuski.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 20 Kwi 2025 11:26 

Rejestracja: 04 Cze 2012
Posty: 4592
Loty: 510
Kilometry: 1 112 648
srebrny
Mnie też odrzucały ich dania. Ciężko to zjeść.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 21 Kwi 2025 06:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Ja nie do końca rozumiem z czego to wynika. Mięso maja, choćby mieli mieć tylko kurczaka. Przyprawy? Może to. W Tajlandii tez maja a mimo wszystko dla mnie kuchnia tam rewelacja. Może w Afryce struktura potraw, może podanie. Sam nie wiem.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 21 Kwi 2025 08:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Sie 2012
Posty: 5489
Loty: 719
Kilometry: 996 247
platynowy
Mieliście smaczne, zwykle papu w przyzwoitych cenach i piwo w regulowanej (chyba) cenie 150 metrów na lewo od ośrodka, a jeszcze lepsze trochę przed Domem Pracy Twórczej.

Pewnie Lions Bar też dobrze karmi.

Widzę, że powinienem takie informacje umieszczać w relacji, ale trochę wstydziłem się mojego Avale Plage

Rozmawiałem z Belgiem i mi się wydaje, że on jest kierownikiem ośrodka, może ajentem ale nie właścicielem, jest tam bodaj 2 lata z 20 i myśli aby wrócić do Cotonou, bo w Grand Popo nudy.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 21 Kwi 2025 09:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Tak, tak. Po tej kolacji w ośrodku na drugi dzień jedliśmy tam w lewo, gdzie sklep. I piwo w lepszej cenie, to fakt.

Ja tam się nie wstydzę tego Grand Popo 8-) Mnie się nie trafiają takie dni kiedy kompletnie leżę i nic nie robie, a jak raz na parę lat cos takiego się trafi to spoko.
Ja chodziłem do wiosek przy plaży i próbowałem sobie tam pogadać z lokalsami, choć łatwe to nie było.

Co do jedzenia, to mialem na myśli ogólnie cały wyjazd. O ile śniadania są ok, bo to bagietka jakiś dżem czy omlet, to w zasadzie inne dania są jednak słabe. Dla mnie jedzenie lokalne na wyjazdach stanowi mega ważny aspekt. Porównuje do innych destynacji na świecie i stąd moje lekkie rozczarowanie.

Co do Belga. To my mieliśmy wrażenie po rozmowie, ze on jednak chyba tutaj uciekł z Europy... no ale jak jest to sami nie wiemy.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 25 Kwi 2025 06:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Rano, po śniadaniu, wyruszyliśmy w dalszą drogę w dwóch samochodach. Tutaj ogromną pomocą wykazał się właściciel naszego noclegu – zorganizował kierowców, wynegocjował dla nas uczciwą cenę i zadbał o to, żeby wszystko przebiegło sprawnie. Naszą główną potrzebą na start były karty SIM. Na lotnisku zapewniano nas, że ta, którą kupiliśmy, będzie działać również w Beninie – co już wtedy brzmiało podejrzanie. I tak musieliśmy kupić nową na Togo, więc nie byliśmy specjalnie zawiedzeni.

Plan na dziś był dość ambitny: zobaczyć Ouidah, odwiedzić jezioro Ganvié i jeszcze wieczorem dotrzeć do Kotonu. Napięty grafik, ale do zrobienia.

Z zakupem kart SIM nie było problemu – w każdej większej wiosce po drodze stoją żółte lub niebieskie budki, w których można kupić kartę albo doładować konto. Dominuje tutaj system prepaid. O ile samo znalezienie punktu było proste, to komunikacja już niekoniecznie. Kierowcy mówili tylko po francusku, a na wsiach trudno było znaleźć kogoś mówiącego po angielsku. Gdyby był internet, nie byłoby problemu – Google Translate działa tu znakomicie, a mieszkańcy sami chętnie z niego korzystają. W końcu udało się – karta i doładowanie kosztowały grosze, a internet wystarczył na komunikację między autami.

Załącznik:
IMG_2459.jpg
IMG_2459.jpg [ 311.92 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Z jakiegoś powodu mam słabość do lokalnych stacji benzynowych. Mają w sobie coś autentycznego – przypominają mi małe rodzinne biznesy. Widziałem już podobne w Azji i innych częściach Afryki, ale nadal mnie cieszy ten klimat.

Załącznik:
IMG_2290.jpg
IMG_2290.jpg [ 410.64 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Po formalnościach i zatankowaniu ruszyliśmy do Ouidah – miejsca, które od dawna chcieliśmy zobaczyć. To miasto kontrastów – senne i spokojne, a jednocześnie naładowane dramatyczną historią. Przez wieki było jednym z głównych portów niewolniczych w Afryce Zachodniej. Stąd tysiące ludzi wysyłano w nieznane, przez ocean. W Ouidah znajduje się symboliczna Droga Niewolników – 4-kilometrowa trasa od starego fortu portugalskiego do Bramy bez Powrotu nad brzegiem oceanu.

Ale Ouidah to nie tylko historia handlu ludźmi. To również duchowe centrum religii vodoun (voodoo), która tutaj nie tylko przetrwała, ale nadal jest żywa. Miasto słynie z Międzynarodowego Festiwalu Voodoo oraz ze Świątyni Pytonów – od niej zaczęliśmy zwiedzanie. Miejsce dość osobliwe… Ledwo się obejrzeliśmy, a już ktoś zarzucił nam na szyję jednego z węży. W środku – kilkanaście osobników, choć przewodnik mówił, że bywa ich znacznie więcej. Całość to wizyta na góra 10 minut, łącznie z przeglądaniem pamiątek.

Załącznik:
IMG_2339.jpg
IMG_2339.jpg [ 244 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Załącznik:
IMG_2368.jpg
IMG_2368.jpg [ 292.1 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Na terenie świątyni znajduje się tablica UNESCO, choć sama nie figuruje na Liście Światowego Dziedzictwa. Całe Ouidah – jego historyczne dzielnice oraz Droga Niewolników – znajduje się natomiast na liście informacyjnej (Tentative List). Świątynia Pytonów to jedno z najważniejszych miejsc kultu religii Vodun. Co ciekawe, miejsc kultu tego typu jest tutaj wiele – z czasem ich widok przestaje robić takie wrażenie jak na początku.

Załącznik:
IMG_2382.jpg
IMG_2382.jpg [ 166.66 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Załącznik:
IMG_2317.jpg
IMG_2317.jpg [ 295.68 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Załącznik:
IMG_2383.jpg
IMG_2383.jpg [ 317.25 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Zaledwie kilka kroków dalej znajduje się Bazylika Niepokalanego Poczęcia – główny kościół katolicki w mieście, podniesiony do rangi bazyliki mniejszej przez Jana Pawła II w 1989 roku. Trafiliśmy akurat na trwające nabożeństwo, więc nie zwiedzaliśmy środka.

Załącznik:
IMG_2388.jpg
IMG_2388.jpg [ 257.11 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Później udaliśmy się na Place Chacha, dawny plac aukcyjny, z którego ruszała Droga Niewolników. To tutaj handlowano ludźmi – przetrzymywanymi i prezentowanymi przed dalszym transportem. Dziś miejsce to wygląda zupełnie inaczej – uporządkowane, zielone, symboliczne. Trudno uwierzyć, że kiedyś rozgrywały się tu tak dramatyczne sceny. Pośrodku – skwer z drzewem, dookoła ścieżki, ławeczki, spokój. Pojawiły się też nowe, jeszcze nieodsłonięte rzeźby – mające upamiętniać tragedię niewolnictwa.

Załącznik:
dji_fly_20250321_114844_269_1744113386857_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_114844_269_1744113386857_photo_optimized.jpg [ 287.04 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Załącznik:
dji_fly_20250321_114804_263_1744113388471_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_114804_263_1744113388471_photo_optimized.jpg [ 339.9 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Załącznik:
IMG_2398.jpg
IMG_2398.jpg [ 313.39 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Załącznik:
IMG_4440.jpg
IMG_4440.jpg [ 249.41 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Załącznik:
IMG_4448.jpg
IMG_4448.jpg [ 295.9 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Dalej dotarliśmy do Centre d'Interprétation Historique "Royaume – Vodoun – Esclavage, podobno nowoczesnego muzeum poświęconego królestwu Dahomeju, religii vodoun i historii handlu niewolnikami. Niestety – było zamknięte. Szkoda.

Załącznik:
IMG_2444.jpg
IMG_2444.jpg [ 219.71 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Przed wejściem – samotna rzeźba przedstawiająca człowieka w pozycji skulonej, skutą kajdanami. Przewodnik wyjaśnił, że niewolnicy byli zmuszani do siedzenia właśnie tak przez wiele tygodni – często bez wody i jedzenia, by sprawdzić ich wytrzymałość przed transportem. Brutalne ale chyba prawdopodobne.

Załącznik:
IMG_2430.jpg
IMG_2430.jpg [ 263.27 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Obok rosło niezwykłe drzewo o nazwie sausage tree, czyli drzewo kiełbasiane, z długimi, zwisającymi owocami przypominającymi kiełbasy. Przewodnik opowiadał, że to "Drzewo Zapomnienia", wokół którego niewolnicy - mężczyźni dziewięć, a kobiety siedem razy byli zmuszani do jego okrążenia, by „zapomnieć” swoją tożsamość i pochodzenie przed deportacją do Ameryk. To chyba jakaś symbolika, ale tutaj wszystko w sumie oparte na wierze.

Załącznik:
IMG_2454.jpg
IMG_2454.jpg [ 371.18 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Przemierzając boczne uliczki Ouidah, trafiliśmy na niezwykły budynek oznaczony jako siedziba Dynastii Królewskiej Akaba. Na elewacji – płaskorzeźby dawnych władców Dahomeju i galeria symboli związanych z religią vodoun. Trochę się gubię w tej lokalnej genealogii, więc musiałem później na spokojnie wszystko doczytać. Za to widać wszędzie że przynajmniej do ciekawych miejsc wszędzie budują uliczki z kostki brukowej. Po chwili się orientuję że tutaj co chwilę jakiś remont.

Załącznik:
IMG_4468.jpg
IMG_4468.jpg [ 334.33 KiB | Obejrzany 3451 razy ]


Na jednej z ulic spotkaliśmy grupę dzieci wracających ze szkoły – ubrane w jednakowe mundurki, roześmiane, ciekawe świata. Ten widok był pięknym kontrapunktem do miejsc, które odwiedzaliśmy wcześniej. Tak szczerze – nie widzę niczego złego w tych mundurkach. Sam kiedyś swój mundurek nosiłem z tarczą szkoły i dostrzegam tego zalety.

Załącznik:
IMG_4497.jpg
IMG_4497.jpg [ 359.54 KiB | Obejrzany 3451 razy ]
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
      
#14 PostWysłany: 30 Kwi 2025 16:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Czas ruszać na nadbrzeże, zobaczyć finałową Drogę bez Powrotu, czyli miejsce, gdzie ładowano niewolników na statki. Dojazd zablokowany. Odwiedziny prezydenta kraju, który nadzorował zdobywanie jakiegoś mostu. Ot, ćwiczenia. W sumie szkoda, że tego nie mogliśmy zobaczyć, ale faktycznie latał jakiś wojskowy helikopter.

W sumie czekanie umiliłem sobie krótkim meczykiem z lokalnymi dzieciakami i było sympatycznie. Co ciekawe, takie stoły z piłkarzykami widziałem później w kilku innych miejscach. Dokładnie takie same, więc to jakaś szersza inicjatywa.

Załącznik:
IMG_2474.jpg
IMG_2474.jpg [ 324.13 KiB | Obejrzany 3120 razy ]


Obok nas przechodziła mała dziewczynka, która niosła miskę z wodą na głowie, w dodatku boso po szutrowej drodze. To sporych rozmiarów naczynie. Moim zdaniem z 30 kg jak nic… Dla mnie szok.

Załącznik:
IMG_2464.jpg
IMG_2464.jpg [ 332.65 KiB | Obejrzany 3120 razy ]


Postanawiamy wykorzystać wolny czas w Ouidah i ruszamy do Sacred Forest of Kpassè – miejsca, które w lokalnej kulturze zajmuje szczególne, niemal mityczne miejsce.

Załącznik:
IMG_2480.jpg
IMG_2480.jpg [ 414.35 KiB | Obejrzany 3120 razy ]

Załącznik:
IMG_2481.jpg
IMG_2481.jpg [ 312.42 KiB | Obejrzany 3120 razy ]


Las ten to nie tylko skupisko starych drzew, ale także przestrzeń duchowa, pełna symboli, rzeźb i opowieści. Według legendy, którą nam przewodnik opowiadał, to właśnie tutaj zniknął król Kpassè – założyciel Ouidah – który, nie chcąc oddać się śmierci w tradycyjnym sensie, wszedł do lasu i rozpłynął się w nim, by powrócić jako baobab. Dziś to drzewo w centrum lasu jest czczone jako reinkarnacja króla, a jego pień pełni funkcję duchowego pomnika.

Załącznik:
IMG_2522.jpg
IMG_2522.jpg [ 439.36 KiB | Obejrzany 3120 razy ]

Załącznik:
IMG_2549.jpg
IMG_2549.jpg [ 421.22 KiB | Obejrzany 3120 razy ]


Nasz przewodnik prowadzi nas ścieżkami wydeptanymi pomiędzy drzewami i rzeźbami. Gdy stajemy przed ogromnym baobabem, mówi z powagą: „To nie tylko drzewo. To sam król.” Ludzie przychodzą tu składać ofiary. Modlą się. Proszą. Dziękują.

W dalszej części lasu natykamy się na dziesiątki figur – bóstwa i duchy voodoo, wyrzeźbione z drewna i metalu, każda o innym wyglądzie i charakterze. Niektóre groteskowe, inne subtelne, pełne symboliki. Przewodnik zatrzymuje się przy każdej, opowiadając historie: który duch odpowiada za zdrowie, który za płodność, a który za ochronę przed złymi energiami. Czasem to opowieści dziwne, czasem fascynujące.

Załącznik:
IMG_2577.jpg
IMG_2577.jpg [ 408.22 KiB | Obejrzany 3120 razy ]

Załącznik:
IMG_2566.jpg
IMG_2566.jpg [ 409.53 KiB | Obejrzany 3120 razy ]

Załącznik:
IMG_2505.jpg
IMG_2505.jpg [ 287.69 KiB | Obejrzany 3120 razy ]

Załącznik:
IMG_2492.jpg
IMG_2492.jpg [ 377.93 KiB | Obejrzany 3120 razy ]

Załącznik:
IMG_4531.jpg
IMG_4531.jpg [ 532 KiB | Obejrzany 3120 razy ]


A jak to wszystko odebraliśmy? Trudno powiedzieć jednoznacznie. Miejsce jest ciekawe, nawet przyjemne w odbiorze – ciche, pełne zieleni, nietypowe. Ale czy duchowe? Mam wrażenie, że po tylu „świętych” drzewach w Afryce zaczynam łapać lekki przesyt. Może to zbyt wiele opowieści naraz, może zderzenie z innym światem duchowym, który próbuje się zrozumieć, ale nie zawsze się udaje.

Przy wyjściu zauważamy też kobietę z charakterystycznymi nacięciami na dekolcie. Przewodnik wyjaśnił nam, że to nacięcia lecznicze, stosowane w rytuałach voodoo – przez skórę wprowadza się specjalne mikstury z ziół i substancji ochronnych, mające przynieść zdrowie, siłę lub ochronę przed złymi duchami. W sumie niemal jak nasze zastrzyki...

Załącznik:
IMG_2590.jpg
IMG_2590.jpg [ 223.26 KiB | Obejrzany 3120 razy ]


Przy jednym z posągów wszedłem w dyskusję teologiczną z naszym przewodnikiem, który powiedział, że jest chrześcijaninem i wierzy w voodoo. Mówię mu, że wiara chrześcijańska zabrania wierzenia w inne bóstwa. On ze spokojem odpowiedział, że on wierzy w voodoo, a voodoo pozwala wierzyć w różnych bogów i w ten sposób on to pogodził. Ot, logika 😊

Opuszczamy to święte miejsce i postanowiliśmy spróbować raz jeszcze z „Drogą bez Powrotu” i dać temu miejscu drugą szansę. Tym razem docieramy bez przeszkód. „Droga bez Powrotu” w Ouidah ukazuje się naszym oczom w pełnej krasie. Już z oddali widać, że miejsce to przeszło – i nadal przechodzi – wielką przemianę. Trwa budowa ogromnego parkingu, a wokół przestrzeń jest zagospodarowana z rozmachem. To już nie tylko miejsce pamięci, ale centrum ceremonii, festiwali i duchowej turystyki.
Tuż nad brzegiem oceanu wznosi się potężna konstrukcja – Pomnik Zniewolonych. Symboliczna brama, przez którą – zgodnie z przekazami – ostatni raz przechodzili niewolnicy przed wejściem na statki. Symbol zniewolenia.

Załącznik:
IMG_2606.jpg
IMG_2606.jpg [ 300.33 KiB | Obejrzany 3120 razy ]


Zaledwie kilka kroków dalej – zupełne przeciwieństwo. Amfiteatr voodoo – nowoczesny, przemyślany architektonicznie obiekt na tle oceanu, z zadaszoną częścią widowni i sceną wysypaną żółtym piaskiem. Konstrukcja przyciąga wzrok – wygląda jak połączenie współczesnego stadionu piłkarskiego.

Załącznik:
dji_fly_20250321_152736_286_1744113383346_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_152736_286_1744113383346_photo_optimized.jpg [ 393.89 KiB | Obejrzany 3120 razy ]

Załącznik:
dji_fly_20250321_152512_277_1744113385902_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_152512_277_1744113385902_photo_optimized.jpg [ 279.97 KiB | Obejrzany 3120 razy ]

Załącznik:
dji_fly_20250321_152438_274_1744113386362_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_152438_274_1744113386362_photo_optimized.jpg [ 279.78 KiB | Obejrzany 3120 razy ]


To właśnie tu odbywa się jedno z najważniejszych wydarzeń w Beninie: Międzynarodowy Festiwal Religii Voodoo, który ma miejsce każdego roku, 10 stycznia. To tutaj zbierają się tancerze, kapłani, rytuały, maski, muzyka i tysiące uczestników z kraju i zza granicy. Miejsce tętni wtedy życiem, ale teraz – poza sezonem – panuje tu cisza. Morze spokojnie uderza o brzeg, a po okolicy przechadzają się pojedyncze osoby. Bardzo chciałbym uczestniczyć w takim wydarzeniu, ale niestety tym razem się to nie udało. Czas ruszać w dalsza drogę.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 06 Maj 2025 21:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Załącznik:
IMG_2636.jpg
IMG_2636.jpg [ 327.25 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Nasi kierowcy szybko ogarniają nam przewodnika. Cena, 45ł za osobę W sumie nie wiem czy to dużo czy mało ale jednostkowo za kilka godzin z pewnością dla nas przyzwoicie.

Zostawiamy auta przy nabrzeżu i przesiadamy się do łodzi. Wypływamy i nasz przewodnik zaczyna opowiadać o historii tego miejsca i w sumie robi to bardzo interesująco.

Załącznik:
IMG_2654.jpg
IMG_2654.jpg [ 258.46 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Załącznik:
IMG_2664.jpg
IMG_2664.jpg [ 257.81 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Nasi kierowcy szybko ogarniają nam przewodnika. Cena, 45ł za osobę W sumie nie wiem czy to dużo czy mało ale jednostkowo za kilka godzin z pewnością dla nas przyzwoicie.

Zostawiamy auta przy nabrzeżu i przesiadamy się do łodzi. Wypływamy i nasz przewodnik zaczyna opowiadać o historii tego miejsca i w sumie robi to bardzo interesująco.

Załącznik:
IMG_2702.jpg
IMG_2702.jpg [ 215.49 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Załącznik:
IMG_2703.jpg
IMG_2703.jpg [ 230.46 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Załącznik:
IMG_2710.jpg
IMG_2710.jpg [ 226.49 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Zbliżamy się do pierwszych zabudowań. Od razu mam skojarzenia z Kambodza i jeziorem Tanle Sap. Tam była wioska Kompong Pluk. Bardzo mi się tam podobalo i widze ze tutaj będzie podobnie.

Załącznik:
IMG_2740.jpg
IMG_2740.jpg [ 366.08 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Przewodnik mówi że dziś Ganvié liczy ok. 40 000 mieszkańców. Tutaj niemal wszystko czyli, domy, szkoły, kościoły, meczety, sklepy, a nawet cmentarz, zbudowane są na palach wbitych w dno jeziora. Mieszkańcy poruszają się pirogami. Podobno uczą dzieci pływac łodzia już od czwartego roku zycia

Załącznik:
IMG_2832.jpg
IMG_2832.jpg [ 341.12 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Nie ma tu ulic, chodników, ani samochodów — cały świat odbywa się na wodzie. Cały handel odbywa się z łodzi do łodzi. Kobiety sprzedają owoce, warzywa, ryby czy gotowe posiłki bez potrzeby wychodzenia z pirogi. Najlepsze w tym jest chyba to, że nie czuje tutaj żadnej komercji. Mieszkańcy z ciekawością się nam przyglądają i nikt niczego od nas nie probuje wymusić. Zauważam ze czesc kobiet na widok aparatu zaslania się kapeluszem. Nikt jednak nie krzyczy, nie przegania nas.

Załącznik:
IMG_2826.jpg
IMG_2826.jpg [ 436.69 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Przewodnik zawiózł nas rzekomo do swojego domu, w którym było sporo do kupienia pamiątek. Lekko powątpieaam czy na pewno to jego dom, ale nie jest nachalny. Tym bardziej ze poczęstował nas czymś co nazwał lokalnym whisky :). Później to sprawdziłem i była to chyba była sodabi, czyli lokalna wódka palmowa, bardzo popularna w Beninie i Togo. Destylowany trunek powstaje ze fermentowanego soku palmowego.
Smak lekko korzenny. Jakieś zioła i przyprawy. To było całkiem mocne… i dobre :). Zastanawialiśmy się nawet czy sobie nie kupić na droge, ale jednak lekko się obawialiśmy skutków ubocznych niewiadomego pochodzenia alkoholu.


Załącznik:
IMG_2776.jpg
IMG_2776.jpg [ 375.32 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Załącznik:
IMG_2799.jpg
IMG_2799.jpg [ 361.84 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Można u niego wynająć pokój! Fajna sprawa — prosty, lokalny nocleg nad samym jeziorem, z widokiem na życie, które płynie dosłownie i w przenośni. Gdybym był w mniejszym gronie i wiedział o tej opcji wcześniej, z pewnością poważnie bym to rozważył. Cena? Coś w okolicach 100 zł za noc, a klimat nie do podrobienia.

Załącznik:
IMG_2744.jpg
IMG_2744.jpg [ 416.49 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Załącznik:
IMG_2747.jpg
IMG_2747.jpg [ 410.83 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Nas było jednak trochę więcej, więc po wizycie każdy zaczął się rozchodzić po różnych zakątkach tego niewielkiego, ale zaskakująco rozbudowanego domostwa, które okazało się połączone z innymi zabudowaniami. W pewnym momencie, eksplorując te drewniane konstrukcje, natknąłem się na coś, co wyglądało jak toaleta. Zawahałem się, spojrzałem w dół i... uświadomiłem sobie, że mieszkańcy Ganvié, czyli kilkadziesiąt tysięcy ludzi, załatwiają się bezpośrednio do tej samej wody, z której żyją: piją, gotują, łowią ryby, kąpią się i piorą.

Załącznik:
IMG_2760.jpg
IMG_2760.jpg [ 584.08 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


W Ganvié postanowiliśmy zrobić coś, na co od dawna czekałem – wizyta u lokalnego fryzjera. To już prawie moja podróżnicza tradycja – gdziekolwiek jestem, staram się odwiedzić jakiś lokalny zakład fryzjerski. Z czasem zacząłem naprawdę to lubić.

Czułem się jak element czegoś autentycznego – nie turystycznej atrakcji, ale codzienności mieszkańców. W zakładzie co chwilę ktoś wpadał, ktoś wychodził, ktoś komentował, ktoś się śmiał. NApierw fryzjer wpadł w konsternacje, bo raz że nie spodziewal się takich klientów, a dwa ze nie byliśmy zainteresowani wybraniem jednej z ustalonych w schamcie fryzur. Fryzjer za pomocą tłumaczenia naszego przewodnika poinformowal nas ze mamy sobie wybrać fryzure z plakatu wiszącego na „zakładzie”.
Wyszliśmy z zakładu z lekką fryzurą i dużym uśmiechem. Znowu udało się uchwycić kawałek świata z zupełnie innej perspektywy – i za to właśnie lubię te moje podróżnicze wizyty u fryzjera. Cena… 10zł. Wprawdzie przewodnik mocno protestował ze to za dużo, ale uważam ze należalo mu się ;-)


Wypuszczam drona i unoszę go nad Ganvié. Z dołu wszystko było już niezwykłe, ale z góry to miejsce wygląda jak zupełnie inny świat. Nie przypomina żadnej wioski, miasta czy osady, którą widziałem wcześniej. To nie sieć ulic, tylko sieć kanałów. Nie place i chodniki, tylko kładki, łodzie i woda — wszędzie woda.
I choć wszystko wydaje się kruche, to jednak funkcjonuje — od wieków. Jestem tym miejscem autentycznie zachwycony.

Załącznik:
dji_fly_20250321_175022_297_1742798266747_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_175022_297_1742798266747_photo_optimized.jpg [ 317.47 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Załącznik:
dji_fly_20250321_175110_304_1744113381163_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_175110_304_1744113381163_photo_optimized.jpg [ 323.79 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Załącznik:
dji_fly_20250321_175502_322_1742798315799_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_175502_322_1742798315799_photo_optimized.jpg [ 292.24 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Nadlatuję nad coś, co przypomina stację benzynową – tyle że nie tankuje się tu paliwa, tylko wodę pitną. Dziesiątki wąskich łodzi przybijają do brzegu, a każda z nich załadowana jest nie ludźmi, lecz beczkami w różnych kolorach. To miejsce tętni życiem – ktoś napełnia zbiornik, ktoś inny czeka w kolejce, dzieci siedzą na krawędzi pirog, pomagając rodzicom.


Załącznik:
dji_fly_20250321_175600_325_1744113376644_photo_optimized.jpg
dji_fly_20250321_175600_325_1744113376644_photo_optimized.jpg [ 421.01 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


W Ganvié woda jest paradoksem — wszędzie obecna, a jednocześnie deficytowa. Woda z jeziora, choć otacza mieszkańców ze wszystkich stron, nie nadaje się do picia. Jest zanieczyszczona, pełna odpadów i ścieków. Dlatego taka „wodna stacja” to dla wielu najważniejsze miejsce dnia — tutaj zdobywa się coś, co w naszych oczach wydaje się oczywiste, a dla nich ma wartość przetrwania.

Mijamy też budynek, który wygląda na kościół katolicki — prosty, z krzyżem na dachu i charakterystycznym układem przestrzeni. Nie jest to monumentalna świątynia, raczej skromne miejsce. Co ciekawe, tu w Ganvié, katolicyzm współistnieje z voodoo i islamem. Wszystko funkcjonuje w jednej, zadziwiającej symbiozie.


Załącznik:
IMG_2842.jpg
IMG_2842.jpg [ 344.82 KiB | Obejrzany 2805 razy ]


Słońce zaczyna zachodzić. Ciepłe światło kładzie się na tafli jeziora, odbijając się w spokojnych falach. Sporo łodzi wraca do domów ze stałego lądu. Dużo dziś zobaczyliśmy, chłonąc tę wioskę wszystkimi zmysłami – zapachami, dźwiękami, widokami. Ale mimo to czuję niedosyt. To miejsce ma w sobie coś, co zostaje pod skórą. Chciałbym zostać tu na noc, zobaczyć jak wygląda Ganvié po zmroku, kiedy wszystko cichnie, a światło pochodzi już tylko z latarni, ognisk i księżyca odbijającego się w wodzie. Niestety nasz plan jest napięty. Zresztą, niestety jak zawsze.

Załącznik:
IMG_3080.jpg
IMG_3080.jpg [ 305.7 KiB | Obejrzany 2506 razy ]



W przystani czekają na nas kierowcy, których spotkaliśmy jeszcze rano. Mają ze sobą nasze bagaże – na szczęście nie musieliśmy zabierać ich do wioski, co dało nam większą swobodę poruszania się. Docieramy do przystani już po zachodzie słońca. Szybko wsiadamy do samochodów i ruszamy w stronę Kotonu
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD 20 Maj 2025 15:37, edytowano w sumie 5 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#16 PostWysłany: 20 Maj 2025 14:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Cos poknociłem i złe wysłałem, później chciałem skasować, skasowałem wcześniejszy post z połowa zdjęć. Na szczęście na stronie głównej są relacje i one odświeżają się z opóźnieniem, wiec tekst odzyskałem :shock: :roll:

W każdym razie wracam z relacją, bo z powodu innych wyjazdów ciężko mi było zachować dyscyplinę ;)
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD, 20 Maj 2025 15:55, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
cart lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 20 Maj 2025 15:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Docieramy już nocą. Hotel okazuje się całkiem przyjemny, a do tego ma własną restaurację. Tego wieczora raczymy się wołowymi burgerami i zimnym piwem. Smakuje wybornie.
Wcześniej dogadujemy się z naszymi kierowcami, żeby następnego dnia zawieźli nas do Abomey. Swoją drogą, zrobią z nami spory kawałek trasy – ruszyliśmy razem z Grand Popo. Za transport z Kotonu do Abomey zapłacimy po 30 zł od osoby.

Rankiem szukamy kantoru. Docieramy w końcu do miejsca, które – okratowane i z ochroną – wygląda jak bank.
W środku w rzędach z 20 krzesełek, jak w poczekalni. A to tylko kantor. Ciekawe.

Załącznik:
IMG_4775.jpg
IMG_4775.jpg [ 371.24 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Załącznik:
IMG_3142.jpg
IMG_3142.jpg [ 180.86 KiB | Obejrzany 2505 razy ]



Trochę żałujemy, że nie mamy czasu porządnie zwiedzić Kotonu, ale plan jest napięty. Był też pomysł, żeby pojechać do Port-Novo – stolicy Beninu – ale trochę się obawiałem, że ucieknie nam ostatni autobus z Abomey na północ, do Natitingou.

W Kotonu znajduje się kilka znaczących pomników. Najbardziej imponującym z nich jest statua Amazonki – monument upamiętniający legendarne wojowniczki z Królestwa Dahomeju, znane jako Agojie lub Amazonki Dahomejskie – elitarny żeński korpus wojskowy, który istniał od XVII do XIX wieku. Trochę poczytałem wcześniej o tych kobietach i muszę przyznać, że to bardzo ciekawa lektura – polecam.

Załącznik:
IMG_3166.jpg
IMG_3166.jpg [ 141.02 KiB | Obejrzany 2505 razy ]



Ruszamy w dalszą drogę i mijamy kolejny pomnik. Doczytuję, że to Pomnik Bio Guéry – bohatera narodowego Beninu, który odegrał kluczową rolę w oporze przeciwko francuskiemu kolonializmowi. Jest całkiem ładny, ale nie chcemy się już zatrzymywać.

Załącznik:
IMG_4802.jpg
IMG_4802.jpg [ 161.63 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Inaczej jednak było dosłownie chwilę później, gdy kątem oka zauważam... samolot na plaży (sic!). Szybki kontakt z drugim samochodem – zawracamy.
Szczerze przyznam, że zupełnie zapomniałem o tym samolocie – coś mi się kiedyś przewinęło na YouTubie, ale to było wiele miesięcy temu.
Samolot to prawdziwa gratka dla miłośników lotnictwa. Jestem autentycznie podekscytowany – na środku plaży stoi ogromny samolot!
Podchodzimy bliżej, a z daleka ktoś na nas krzyczy i biegnie w naszym kierunku. Aha... koniec zwiedzania? Okazuje się jednak, że ten ktoś przebiegł tylko po to, by zapytać, czy chcemy wejść do środka. Cena: 1000 CFA, czyli jakieś 6 zł. Nie zastanawiamy się długo – nawet nie próbujemy negocjować.

Załącznik:
IMG_3200.jpg
IMG_3200.jpg [ 312.48 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Załącznik:
IMG_3213.jpg
IMG_3213.jpg [ 320.89 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Załącznik:
IMG_4811.jpg
IMG_4811.jpg [ 248.82 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Wchodzimy na pokład – boarding czas zacząć! 😊

Załącznik:
IMG_3228.jpg
IMG_3228.jpg [ 236.91 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Załącznik:
IMG_3232.jpg
IMG_3232.jpg [ 238 KiB | Obejrzany 2505 razy ]



Wnętrze samolotu robi wrażenie. Widać rzutnik, na którym kiedyś wyświetlano filmy. Na końcu znajduje się aż sześć toalet ustawionych jedna obok drugiej – totalny odjazd.

Załącznik:
IMG_3247.jpg
IMG_3247.jpg [ 248.71 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Załącznik:
IMG_3259.jpg
IMG_3259.jpg [ 268.94 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


W lukach bagażowych znajdujemy zestawy ratunkowe i maski przeciwgazowe w kabinie pilota – nikt ich nie zabrał, co nas autentycznie zaskakuje. Nasi kierowcy, widząc naszą radość, też chętnie zaczynają robić sobie zdjęcia 😊.

Załącznik:
IMG_4825.jpg
IMG_4825.jpg [ 303.74 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Załącznik:
IMG_4827.jpg
IMG_4827.jpg [ 247.83 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Załącznik:
IMG_3328 (1).jpg
IMG_3328 (1).jpg [ 226.03 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Załącznik:
IMG_4843.jpg
IMG_4843.jpg [ 313.06 KiB | Obejrzany 2505 razy ]


Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze historię tego samolotu, którą wyczytałem z internetu:
Samolot został wyprodukowany w 1978 roku i dostarczony japońskim liniom All Nippon Airways (ANA). Przez 18 lat obsługiwał loty pasażerskie w Japonii, aż do 1996 roku. Wtedy trafił do amerykańskich linii Rich International Airways. W 2001 roku został przekazany kambodżańskim Kampuchea Airlines, a w 2004 kupiła go jordańska linia czarterowa Air Rum.
Air Rum obsługiwała m.in. loty pielgrzymkowe na Hadżdż. W 2008 roku zakończyła działalność, pozostawiając swoje samoloty na różnych lotniskach. W 2015 roku lokalny przedsiębiorca kupił ten konkretny egzemplarz i przetransportował go z lotniska na plażę w Kotonu (ok. 400 metrów), z zamiarem przekształcenia go w restaurację. Usunięto silniki, przemalowano kadłub – ale projekt nigdy nie został ukończony.
Czas nas goni – robimy ostatnie wspólne fotki i ruszamy dalej.
Muszę przyznać – wizyta na pokładzie tego samolotu dała mi dziecięcą frajdę, jak jazda na karuzeli. I wcale się tego nie wstydzę. 😊
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
      
#18 PostWysłany: 01 Cze 2025 14:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Do Abomey dojeżdżamy bez komplikacji. Na miejscu kierowcy chwilę kluczą w poszukiwaniu właściwego „dworca”, ale w końcu się udaje. To jeden wielki, podziurawiony plac – właściwie klepisko – otoczone prowizorycznymi straganami.

Zastanawiam się przez moment, jak wygląda to miejsce po porządnej ulewie, i cieszę się, że nie trafiliśmy na porę deszczową.

Z transportem nie ma problemu – odpowiedni ludzie znajdują nas sami. Wiedzieliśmy, że między 14:00 a 15:00 będzie autobus do Natitingou – i faktycznie jest. Koszt za ponad 400 km – 40 zł od osoby. Mamy więc 1,5 godziny, żeby zobaczyć pałace Królestwa Dahomeju. Mało, ale nie mamy wyjścia.

Nie spodziewam się zbyt wiele. Przed wyjazdem widziałem zdjęcia i nie robiły specjalnego wrażenia.

Zaczynamy od wizyty na Place Goho i oglądamy pomnik króla Béhanzina – ostatniego niezależnego władcy Dahomeju.

Załącznik:
IMG_3429.jpg
IMG_3429.jpg [ 362.54 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Następnie podjeżdżamy pod pałace. Od XVII wieku Abomey pełniło funkcję stolicy Królestwa Dahomeju. Rozpoznaję to miejsce ze zdjęć. Kompleks Królewskich Pałaców Abomey został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1985 roku. To właśnie ten status był głównym powodem, dla którego bardzo chciałem się tu zatrzymać.

Załącznik:
IMG_3444.jpg
IMG_3444.jpg [ 298.26 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Załącznik:
IMG_3447.jpg
IMG_3447.jpg [ 350.39 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Załącznik:
IMG_3467.jpg
IMG_3467.jpg [ 440.2 KiB | Obejrzany 2397 razy ]



Przy wejściu znajduje się muzeum – niestety, nieczynne z powodu renowacji. Pojawia się przewodnik, który oferuje oprowadzenie, ale tym razem nie mamy na to czasu.

Załącznik:
IMG_3450.jpg
IMG_3450.jpg [ 292.57 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Doczytałem wcześniej, że kompleks obejmuje 12 pałaców zbudowanych przez kolejnych królów w latach 1625–1900. Charakterystycznym elementem są kolorowe płaskorzeźby, przedstawiające historię, mitologię i symbole władzy.

Niemniej… jeśli ktoś wyobraża sobie to miejsce jako imponujące budowle ukazujące potęgę monarchii, to raczej się zawiedzie. Mnie się jednak podoba – jest w tym wszystkim coś surowego, prawdziwego.

Postanawiamy obejść kompleks i wejść tylnym wejściem. Całość wygląda trochę jak opuszczona strefa – porośnięta, z pustostanami. Czasem coś odremontowane, ale nie czuć ani dostojeństwa, ani nawet historii.

Znajdujemy kilka posągów, m.in. ten przedstawiający potencjalną żonę króla. Królowie Dahomeju mieli dziesiątki, a nawet setki żon – wiele z nich pełniło funkcje rytualne, administracyjne lub opiekuńcze na terenie pałacu. Miejsce to nosi nazwę „Targ żon” – zgodnie z tabliczką przy rzeźbie.

Załącznik:
IMG_3482.jpg
IMG_3482.jpg [ 459.38 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Zagłębiam się trochę dalej w teren, ale ekipa zaczyna się niecierpliwić – chcą wracać na plac autobusowy, żeby zrobić zakupy przed wyjazdem. Rzeczywiście, nie ma tu wiele do oglądania.

Jako ciekawostkę zauważam jeszcze kolejne kręgi voodoo – jeden z nich dość ciekawie wymalowany, choć w środku... wygląda, jakby ktoś zrobił z niego toaletę.

Załącznik:
IMG_3488.jpg
IMG_3488.jpg [ 504.51 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Załącznik:
IMG_3525.jpg
IMG_3525.jpg [ 361.69 KiB | Obejrzany 2397 razy ]



Wracamy na umówioną godzinę na targ. Autobus ma być „wkrótce”, co w Afryce znaczy tyle co: będzie, jak będzie.

Jemy dobre bagietki z awokado po 3 zł za sztukę i jakieś mięso z grilla niewiadomego pochodzenia. Pewnie koza – klasyka.

Załącznik:
IMG_3553.jpg
IMG_3553.jpg [ 282.29 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Zaczynamy być lokalną atrakcją – podchodzi masa dzieci i kobiet, trochę się wygłupiają, trochę śmieją. Jest wesoło, sympatycznie. Nikt nie zaczepia, nikt niczego nie oczekuje. Po prostu są.

Załącznik:
IMG_3594.jpg
IMG_3594.jpg [ 378.02 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Pozostaje nam obserwować życie ulicy – a to chyba zawsze najbardziej mnie fascynuje.

Podjeżdżają różne autobusy, ale to nie nasz. Gdy w końcu przyjeżdża ten właściwy, pojawia się nagle tłum handlarzy – od jedzenia po wentylatory i... zapasowe opony. No ale każdy chce zarobić, każdy chce żyć – i to akurat rozumiem.

Załącznik:
IMG_3609.jpg
IMG_3609.jpg [ 370.04 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Z godzinnym opóźnieniem wpuszczają nas do autobusu. Kierowcy wcześniej rozłożyli dywaniki i modlili się przy pojeździe, na gołej ziemi. Przednia szyba? Pęknięta i... zalepiona zaprawą murarską.

Załącznik:
IMG_3612.jpg
IMG_3612.jpg [ 231.86 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Ale czy cokolwiek w Afryce może mnie jeszcze zdziwić?

Autobus się zapełnia. Część pasażerów wyszła wcześniej coś kupić, a po powrocie ich miejsca były już zajęte. Zaczynają się awantury – głośne, emocjonalne. Obsługa próbuje to jakoś ogarnąć. Akcja trwa dobre 15 minut. Może dobrze, że nie do końca rozumiemy, kto, co i dlaczego...

Załącznik:
IMG_3645.jpg
IMG_3645.jpg [ 277.47 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Droga długa – około 7 godzin – ale jakoś zleciało. Było kilka przystanków, więc można było rozprostować nogi, a palacze – pooddychać.

Załącznik:
IMG_4910.jpg
IMG_4910.jpg [ 325.07 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Finalnie dojeżdżamy do Natitingou przed 23:00. Autobus po takiej trasie wygląda dramatycznie, ale chyba dla nich całkiem normalnie. Generalnie syf masakra. Jeszcze w autobusie kontaktuję się z właścicielem noclegu, żeby upewnić się, że na nas czekają. Gospodarz okazuje się bardzo miły – wyjeżdża po nas swoim busem i zawozi do hotelu.

Załącznik:
IMG_4918.jpg
IMG_4918.jpg [ 196.76 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


A na koniec – niespodzianka: nasz autobus ma polskie korzenie :)

Załącznik:
IMG_4923.jpg
IMG_4923.jpg [ 199.47 KiB | Obejrzany 2397 razy ]


Całe szczęście – od miejsca, gdzie wysadził nas autobus, było jeszcze kilka kilometrów, a o tej porze nocy ulice były zupełnie puste. O transport byłoby bardzo trudno.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 01 Cze 2025 17:10 

Rejestracja: 04 Cze 2012
Posty: 4592
Loty: 510
Kilometry: 1 112 648
srebrny
Brali ludzi na stojąco/siedząco na środku? Bo u mnie nie chcieli
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#20 PostWysłany: 01 Cze 2025 17:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 903
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Overbooking 8-)

Wydaje mi się ze przypadkiem sprzedali więcej biletów niż miejsc, ale to chyba nie było celowe ładowanie ile wejdzie.
Myślę ze ta awantura była właśnie z tego powodu.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 20 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group