Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



 [ 50 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 07 Gru 2023 15:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Nie pamiętam już, czy motywacją do tej podróży była jedna z relacji z forum Fly4free, czy któryś z proponowanych filmów na YouTube. Nigdy nie miałem celów podróżniczych, bo w sumie świat jest taki ciekawy i duży, że chciałbym odwiedzić każdy kraj. Jedno jest pewne, po jakimś czasie ta podróż, a raczej jazda słynnym mauretańskim pociągiem stała się celem samym w sobie. Nigdy tez wcześniej nie poświęciłem tyle czasu na szukanie informacji na temat jakiegokolwiek wyjazdu. Szczegółowych informacji jest jednak mało, a te które znalazłem pisane były kilka lat temu. Warto więc spisać relacje, aby była dla kogoś pomocna lub inspirująca.

Przegadałem chwilę temat z żoną i szybko dostałem zielone światło na wyjazd, pod warunkiem że nie pojadę sam z uwagi na bezpieczeństwo. Momentalnie zaproponowałem wyjazd Bartkowi, z którym podróżowałem wielokrotnie /relacje z Iraku i Kuwejtu, a także Azja Pd-Wsch z dzieckiem. Kolejny telefon do Marcina K vel Kuti, który raczej doświadczenie zerowe, za to pełen zaangażowania do wyjazdu. Marcin po moim pobycie w Iraku tak długo wiercił mi dziurę w brzuchu że chciałby gdzieś pojechać, że nie pozostało mi nic innego zaproponować mu taki wyjazd. Mając na uwadze powyższe, do kompletu czteroosobowego składu który jest bardzo dobrym zespołem do podziału kosztów podróży (taxi, noclegi, etc) brakowało jednej osoby. Skład uzupełnił kolejny Marcin K vel @wntl którego w zasadzie widziałem na własne oczy dwa razy i znałem tylko z Internetu. Marcin długo negocjował wyjazd z żoną, która po wielu tygodniach w końcu zgodziła się na wyjazd na… 3 dni 8-) .

Po jakimś czasie, ku mojemu zaskoczeniu @wntl zaprosił do zespołu kolejny 3 osoby, których nie znałem. Zwiększało to wprawdzie nasze bezpieczeństwo, a jednak mogło spowodować logistyczne komplikacje. Klamka zapadła i zaczęliśmy przygotowania.

Przygotowań wbrew pozorom trochę było. Bo i trasa rozbudowana, a i trochę sprzętów też musieliśmy przygotować, porobić szczepienia i nastawić się trochę mentalnie. Finalnie część z nas nawet na lotnisku nie wiedziała do końca jaka jest trasa, ale nie było odwrotu ;)

Najprościej jest kupić jakiekolwiek bilety, wydać na to sporo pieniędzy i nie martwic się niczym. Wspólnie z @wntl spędziliśmy sporo czasu nad kombinacją lotów, aby odbyło się to logistycznie odpowiednio i przede wszystkim ekonomicznie uzasadnione.

Nasz plan zawierał wizytę w Senegalu, Mauretanii, w tym przejazd jednym z najdłuższych pociągów świata na rudzie żelaza i wizytę w Saharze Zachodniej, aktualnie pod jurysdykcją Maroka. Pomoc w optymalizacji kosztów dostarczył @skrzat. Biletu zostały zakupione. Koszt za wszystkie loty w okolicy 1400zł.

Zaplanowana trasa wyjazdu wyglądała tak:

Załącznik:
Zrzut ekranu 2023-12-7 o 09.56.10.png


Wisienką torcie miało być uroczyste przecięcie wstęgi komitetu powitalnego na lotnisku w Radomiu, ale zaczęło się od odwołania lotu w zimowej siatce Ryanaira i skasowaniu połączenie Kraków – Marsylia. No to trochę skomplikowała się sytuacja na starcie. Każde inne możliwe rozwiązanie powodowało konieczność przylotu dzień wcześniej, a co za sobą niesie konieczności noclegu i podniesienia kosztów.

Ograniczając potencjalnie ryzyka z kasowaniem kolejnych lotów, zmuszeni zostaliśmy do zakupu biletów z Warszawy do Amsterdamu późnym popołudniem, a następnie po niespełna dwóch godzinach lot do Marsylii.
@wntl uznał, że dla niego jest już spore ryzyko z połączeniem do Amsterdamu i postanowił polecieć rano do Marsylii z Krakowa i pozwiedzać jej uroki.

Większość ekipy poznała się więc na lotnisku w Warszawie, w składzie Kuti, Bartek, Tom, Jerzy i Łukasz. Mały dreszczyk emocji jest, bo w końcu jedzie się z obcymi ludźmi, dzielić trudny podróży a nie rzadko także jedno łóżko :) .

Podróż liniami KLM do Amsterdamu bez zakłóceń. Szybkie odnalezienie właściwy Gate, ustawiamy się w kolejce do boardingu i... słyszymy że mamy usiąść bo samolot będzie opóźniony o 1h. Nie zrażeni, w dobrych nastrojach czekamy na samolot.
Chwilę później słyszymy nadany komunikat, że na lotniskach we Francji rozpoczął się właśnie 24h strajk.
Że co? Jak to strajk? Teraz?

Załącznik:
bcb33de8-5ea9-4999-981d-54d711731452-2.jpg


@wntl nadaje na naszej grupie WhatsApp o odwołanych lotach w Marsylii. Niestety już na starcie nasz zespół został rozdzielony. Skoro strajk ma trwać 24h…to co z naszym lotem jutro do Dakaru? Nikt nic nie wie. Obsługa naziemna KLM przekierowuje nas do automatów zmiany lotów, pobrania Voucherów na hotel. Zaczynam się denerwować. Jeszcze na dobre podróż się nie rozpoczęła a tutaj już takie kłopoty. Przypomniałem sobie nagle o odwołanym locie Ryanair z Krakowa do Marysylii. Siedzimy zablokowani na lotnisku w Amsterdamie, a za kilkanaście godzin mamy samolot z Marsylii do Dakaru w Senegalu. Może to jakiś kolejny znak aby nie lecieć?


Nie posiadasz wymaganych uprawnień, by zobaczyć pliki załączone do tej wiadomości.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD 29 Gru 2023 16:38, edytowano w sumie 3 razy
Góra
 Relacje PM off
45 ludzi lubi ten post.
6 ludzi uważa post za pomocny.
 
 
 Temat postu: Re: Dumb way to die…
#2 PostWysłany: 07 Gru 2023 15:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Maj 2017
Posty: 3583
Loty: 483
Kilometry: 860 771
złoty
Klikam "Pomocny", bo utwierdziłem się w przekonaniu, żeby się nie żenić :mrgreen:

DAD napisał(a):

Przegadałem chwilę temat z żoną i szybko dostałem zielone światło na wyjazd, pod warunkiem


DAD napisał(a):
Marcin długo negocjował wyjazd z żoną, która po wielu tygodniach
Góra
 Relacje PM off
20 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
 
 Temat postu: Re: Dumb way to die…
#3 PostWysłany: 07 Gru 2023 15:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
:lol: :lol: :lol: :lol:
U mnie jest spoko. Zona raczej ze mną jeździ. No ale nasze zony to takie psy ogrodnika :lol:
Tym razem to był męski wypad ;)
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD, 15 Maj 2024 09:14, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Relacje PM off  
 
 Temat postu: Re: Dumb way to die…
#4 PostWysłany: 07 Gru 2023 16:12 

Rejestracja: 20 Sty 2019
Posty: 85
niebieski
Myślę, że nie każda żona była by chętna na jedynkę w rogu wagonu, czy dwójkę pomiędzy wagonami na nieprzewidzianym postoju 😉
Góra
 Relacje PM off
Darek M. lubi ten post.
 
 
#5 PostWysłany: 09 Gru 2023 10:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Stoimy w długiej kolejce do kiosków aby przebookować lot. Po godzinie czekania, kilkadziesiąt osób zostaje odesłanych z niczym, gdyż…. obsługa kończy prace o 22:00.
Jedyne co jest pewne, że na drugi dzień o 5:30 wznawiają prace, a my możemy wziąć sobie voucher na hotel i na jedzenie (15e), co też czynimy.
Na naszej grupie Whatsapp jest gorąco. Nie bardzo mamy pomysł co zrobić, bo sami nie mamy pomysłu jak dostać się do Marsylii, a i lot na który czeka @wntl jest mało prawdopodobny. Dodajemy do czatu @Skrzata jako nasz suport i idziemy do hotelu.

KLM zapewnił nam nockę w hotelu Hilton, mieszczący się bezpośrednio przy samym lotnisku.
Nastroje raczej kiepskie, choć nie było w nas rezygnacji. O 8 rano miał być samolot do Barcelony w ramach sojuszu Star Alliance, więc liczyliśmy na pozytywny załatwienie sprawy. Niestety już wiedzieliśmy że lot z Marsylii do Dakaru nam przepadnie.

Załącznik:
IMG_2825.jpg


Docieramy do hotelu. Obiekt bardzo okazały. Siadamy w jego obszernym lobby i łączymy się telefonicznie na telekonferencji z Maryslią (@wntl) i dzwonimy do @Skrzata. Musimy przyjąć jakąś strategię. Już wiemy, że jeśli nie dostaniemy się na samolot z samego rana, to będziemy musieli kupić kolejny bilet do Barcelony i stamtąd do Dakaru.

Załącznik:
IMG_2832.jpg

Załącznik:
IMG_2837.jpg

Załącznik:
IMG_2843.jpg

Pamiątkowe zdjęcie tuż przed północą. Już wiemy że tego dnia nic więcej nie załatwimy i trzeba za 5h spotkać się w tym samym miejscu :)

Załącznik:
IMG_2854.jpg


Vouchery można wykorzystać na lotnisku. Jeszcze w nocy przed północą część ekipy wróciła na lotnisko do Burger Kinga. Duży zestaw 18e, ale mamy przecież kupony na 15e.
O północy postanawiamy się rozejść do pokojów. Hotel odmówił nam przygotowania prowiantu na rano. Śniadanie serwują od 6, ale my umawiamy się na 5 rano na recepcji. Od 5:30 otwierają helpdesk i za dużo mamy do stracenia, aby się tam tak wcześnie nie udać.

Załącznik:
IMG_2857.jpg


Ekipa jest zdyscyplinowana. O 5 ruszamy na lotnisko i wcale nie jesteśmy pierwsi. Przed nami w kolejce kilka dwie osoby, co spowodowało że musieliśmy czekać kolejną godzinę aż będziemy mogli wyłożyć nasz problem. Poziom zdenerwowania każdemu się udzielał, bo do boardingu została godzina. Niestety okazało się że nie ma dla nas już biletów na 8 rano.
@Skrzat od rana już na posterunku, więc pomaga ogarnąć nam nowe bilety. Niestety za dwa kolejne bilety w trybie emergency musieliśmy zapłacić dodatkowo 1700zł. Nikt nie protestował. Zabrnęliśmy tak daleko, a jednocześnie tak blisko, że wycofanie się byłoby jakąś kompletna porażką. Tym sposobem staliśmy się posiadaczami biletów AMS – BCN i BCN – DSS linami Vueling. Pieniądze już nie miały znaczenia, a my wróciliśmy do Hiltona na śniadanie. Dochodzą do nas wieści że lotnisko w Marsylii zaczyna puszczać loty i tylko 20% z nich będzie odwołanych. Jest nadzieja.
Marcin @wntl też nie bardzo wie co robić, więc jedzie na lotnisko czekać.

Finalnie trasa została ustalona:

Załącznik:
Zrzut ekranu 2023-12-7 o 08.21.08.png



Startujemy do Barcelony choć nie obyło się bez dodatkowych perturbacji. Wcześniej mieliśmy wszędzie wykupione duże bagaże podręczne, ale teraz nie.
Niestety dwójka z nas została wyłapana w kolejce za zbyt duży bagaż.
Trzeba było zapłacić 2 x 60 euro extra. Przynajmniej tyle tylko że zabrali bagaż jako rejestrowy i poleci bezpośrednio do Dakaru, choć to tez niosło za sobą znamiona ryzyka.
Czekamy na wylot. Samolot spóźnia się ze starem już ponad 40 minut. Znowu zaczynam się denerwować bo w Barcelonie mamy 1:30h na przesiadkę.


info od @wntl że jego lot do Dakaru jednak się odbędzie, pomimo sporego opóźnienia i zaczyna wchodzić do samolotu. Mega szczęście, bo sporo lotów jednak odwołanych. Będzie przed nami tylko godzinę, więc poczeka na nas na lotnisku.

Przylatujemy na Terminal A. Pomimo tego, że to będzie dokładnie ta sama maszyna wylatujemy z terminalu D, do którego mamy 17 minut pieszo… zdążyliśmy.
Co ciekawe była tylko kontrola paszportowa a wejść można było wprost z ulicy. Zero security.
Już czujemy że się nam uda, że nie zaliczymy porażki w początkowej fazie wyjazdu. Po początkowym etapie euforii że jednak się nam uda dolecieć, przychodzi zmęczenie materiału. Wsiadamy do samolotu. Obłożenie miejsc to jakieś 30%, więc każdy z nas ma własną „kozetkę”.

Załącznik:
IMG_2924.jpg

Przylatujemy 18:35, czyli 3h później niż planowaliśmy. Marcin wylądował kilka godzin wcześniej zgodnie z planem, lotem z Marsylii.
Biorąc pod uwagę całokształt zamieszania ze strajkiem, to te 3h wydaje się być żadnym problemem.

Na lotnisku w Dakarze jest bezpłatne wifi, co pozwala nam się skomunikować z @wntl.
Po wyjściu na halę przylotów, po prawej stronie jest kantor i trzy bankomaty. Jeden z nich jest bez prowizji za wypłatę, więc warto sprawdzić wszystkie.
Autentycznie się cieszymy że udało nam się dotrzeć w komplecie. Trudno w to uwierzyć, ale jesteśmy stratni tylko 3h czasu wg pierwotnych założeń, nie wspominając oczywiście o dodatkowych wydatkach.

Załącznik:
5c9f2fee-6894-49af-911c-c38b477bba93.jpg

Bankomat bez prowizji.

Załącznik:
20231120_192622.jpg


Na lotnisku standardowo obskakują nas taksówkarze. Nie bardzo jesteśmy ufni. Szukamy 7 osobowej taksówki, ale każdy mówi że takiej tutaj nie ma. No i faktyczni nie było.
Decydujemy się więc na dwie z założeniem że nie mogą się zgubić. Musimy wszyscy dotrzeć do portu w Dakarze na prom. Naszym celem jest wyspa Goree.

Za jedna taksówkę zapłaciliśmy 25 000 CFA (Frank Zachodnioafrykański). W tym dniu to mniej więcej 165zł, za 60km. To cena umowna, zapisana na tablicach przy lotnisku.
Docieramy sprawnie. Kierowca nie mówi ani słowa po angielsku. U nas nikt nie mówi po francusku.

Załącznik:
20231120_183140.jpg


Do portu docieramy około 21. Następny prom dopiero 22:30. Na szczęście przy samym porcie jest czynna restauracja. Ogólnie cała okolica nie wyglądała przyjaźnie lub też w nocy wszystko wyglądało dla nas obco i podejrzanie.
W restauracji sporo gości, raczej tak lepiej ubranych, czasami nawet „wystrojonych”.
Byliśmy głodni, więc każdy coś tam do jedzenia zamówił i na stół wskoczyły afrykańskie Gazele ;-)

Załącznik:
IMG_2958.jpg

Załącznik:
eb62de1b-e084-4914-86a3-5a66dc9ded89.jpg


W końcu możemy kupić bilety. Dorosły 5200 CFA, dziecko 2700CFA. Idziemy na prom, a ja czuje wyraźną ulgę że się udało. Jest noc, a nocleg mamy właśnie na wyspie Goree. Odpływamy
Załącznik:
IMG_2953.jpg

Załącznik:
IMG_2977.jpg


Nie posiadasz wymaganych uprawnień, by zobaczyć pliki załączone do tej wiadomości.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD 12 Gru 2023 16:50, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Relacje PM off
36 ludzi lubi ten post.
lukket uważa post za pomocny.
 
 
#6 PostWysłany: 10 Gru 2023 10:08 

Rejestracja: 15 Lut 2016
Posty: 460
Loty: 127
Kilometry: 158 074
niebieski
Zapowiada się znakomicie

A kasa za bilety Amsterdam-Marsylia-Dakar przepadła czy jakoś odzyskaliście/odzyskacie?
_________________
33/50: Albania, Austria, Belgia, Chorwacja, Cypr, Czarnogóra, Czechy, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Gruzja, Hiszpania, Holandia, Kosowo, Litwa, Łotwa, Macedonia, Malta, Niemcy, Norwegia, Polska, Rosja, Serbia, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Turcja, Ukraina, Węgry, W. Brytania, Włochy
Góra
 Relacje PM off  
 
#7 PostWysłany: 10 Gru 2023 10:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Cos tam sprobujemy podziałać, ale strajk jest niczym załamanie pogody. Nie z winy linii lotniczej. :roll:
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD, 15 Maj 2024 09:22, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Relacje PM off  
 
#8 PostWysłany: 10 Gru 2023 23:24 

Rejestracja: 15 Lut 2016
Posty: 460
Loty: 127
Kilometry: 158 074
niebieski
No tak, ale skoro nie skorzystaliście z przebukowania AMS-MRS na inny termin to nawet w przypadku strajku chyba powinni wam za ten odcinek oddać?
_________________
33/50: Albania, Austria, Belgia, Chorwacja, Cypr, Czarnogóra, Czechy, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Gruzja, Hiszpania, Holandia, Kosowo, Litwa, Łotwa, Macedonia, Malta, Niemcy, Norwegia, Polska, Rosja, Serbia, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Turcja, Ukraina, Węgry, W. Brytania, Włochy
Góra
 Relacje PM off  
 
#9 PostWysłany: 11 Gru 2023 11:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Oni z automatu nas przebookowali na lot do Frankfurtu. Będziemy próbować. Dam znać jakie efekty to przyniosło.
_________________
Image
Góra
 Relacje PM off
Qba85 lubi ten post.
 
 
#10 PostWysłany: 12 Gru 2023 16:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Prom płynie jakieś 20 minut. Jest ciemno więc mało co widać. Docieramy sprawnie, a wraz z nami tylko kilka dodatkowych osób, pewnie wracających z pracy na wyspę. Turystów brak.
Z racji napiętego planu na wyjazd zależało mi na noclegu na wyspie, ale móc jeszcze tego dnia pozwiedzać, a rano udać się w dalsza drogę. Niestety opóźnienie spowodowywało, że po zachodzie słońca już nie wiele można było zrobić. Najważniejsze ze dotarliśmy.
Na wyspie jest uboga oferta noclegowa. Na szczęście nocleg wcześniej zarezerwowaliśmy i dzięki temu wiedzieliśmy że będzie na nas czekać. Tak tez było. Miejscówka bardzo przyjemna, choć część z nas musiało dzielić jedno łózko z ledwo poznanym towarzyszem podróży ;-)

Już po rezerwacji noclegu gdzieś doczytałem że za pobyt na wyspie (pozostanie na noc) wynosi opłata około 100zł za noc. NIe ukrywam że trochę zmieniło to moje postrzeganie spania na wyspie a raczej kosztów noclegu. Nic takiego nie miało miejsca. Ta informacja jest błędna lub nikt tego nie respektuje.

Wyspa Goree to przy wizycie w Senegalu jest punkt obowiązkowy. To wyjątkowe miejsce, ma swoja burzliwa historię. To właśnie wyspa Goree była centrum handlu niewolników w tej części Afryki. Procederem tym, w zależności od okresu panowania zajmowali się Portugalczycy, Hiszpanie, Brytyjczycy, Francuzi i Holendrzy. Przez lata handel niewolnikami stał się bardzo intratnym zajęciem, wiec przyłożyli się do niego także sami mieszkańcy Afryki, wyłapujących ludzi z głębi lądu i dostarczając żywy towar do Goree. W różnych materiałach można wyczytać, że przez prawie trzysta lat, wywieziono z Afryki w ten sposób od kilku do kilkunasty milionów ludzi jako niewolnicy (sic!). Dziś cała wyspa jako swoiste muzeum tamtych czasów, figuruje na liście światowego dziedzictwa UNESCO.


Jeszcze wieczorem próbujemy w kilka osób eksploracji wyspy. Jest ciemno więc musimy sobie świecić telefonami ścieżki którymi podążamy. Wiele tego dnia nie widzimy, ale zaczynamy się orientować w jej topografii . Ta wyspa jest bardzo mała. Zajmuje zaledwie 0,36km kwadratowego. Mieszka tutaj tylko 1000 mieszkańców i podobno nie ma tutaj żadnej przestępczości, gdyż mieszkańcy bardzo wzajemnie siebie pilnują, wiedząc że w zasadzie ich los jest powiązany z turystami przyjeżdzającymi do nich na wyspę. No i nie ma tutaj kompletnie ruchu samochodowego, zreszta nawet nie bardzo byłoby gdzie.
Załącznik:
IMG_2979.jpg

Załącznik:
IMG_2997.jpg

Załącznik:
IMG_2996.jpg



Wcześnie rano wstaje i puszczam nad wyspą drona. Pozwoliło mi to tez na szybko zapoznać się jeszcze bardziej z lokalizacją. Trochę pospacerowałem po wyspie.

Załącznik:
DJI_0744.jpg

Załącznik:
DJI_0732.jpg


Poranne zwiedzanie to kompletnie puste ulice. W zasadzie byłem cały czas sam.
No i wszystko wygląda jednak dużo lepiej w ciagu dnia.


Załącznik:
IMG_3072.jpg

Załącznik:
IMG_3059_9515.jpg

Załącznik:
IMG_3040.jpg

Załącznik:
IMG_3033.jpg

Załącznik:
IMG_3022_4638.jpg



Wiele osób nie ma jednak swojego domu. Nie widać tego w ciągu dnia, ale bladym świtem spotykam ludzi w najstarszej części wyspy, śpiących pod prowizorycznymi namiotami, czy wprost na kocach na ziemi. Nikt mnie nie przegania, nic nie chce, ale ja tez szanuje ich prywatność, nie robiąc im zdjęć. Rano też dzieci wychodzą do szkoły, wesoło biegając po uliczkach. Życie zaczyna powoli się budzić. Zauważyłem, że mało kto „zwija” swoje kramy, jeśli są rozłożone na dużej przestrzeni. Wiele obrazów, rękodzieł całą dobę rozstawione są przy głównym deptaku prowadzącym na szczy wyspy.

Załącznik:
IMG_3051.jpg

Załącznik:
IMG_3043.jpg

Załącznik:
IMG_3016.jpg


Wracam na śniadanie, które mamy w cenie. Oczywiście śniadanie kontynentalne. Jeszcze nie wiedzieliśmy wtedy, że na koniec wyjazdu nikt nie będzie chciał patrzeć na bagietki :lol:

Załącznik:
IMG_3114.jpg

Załącznik:
IMG_3590-2.jpg


Nie mamy dużo czasu, więc zaczynamy zwiedzać. Musimy jeszcze dzisiaj zameldować się w Saint Louis. To z Dakaru prawie 300km, ale wiadomo że odległości i czas inaczej się liczy niż w Europie.
Na górę wyspy prowadzi brukowana ścieżka, przy której porozkładane są dzieła lokalnych artystów. Dużo obrazów, ale także wiele rzeczy zrobionych… w sumie z „byle czego” :) , od starych telefonów, przez puszki po rybach na kontaktach kończąc.

Załącznik:
IMG_3139.jpg

Załącznik:
IMG_3138.jpg


Nikt jednak nie jest nachalny, co mi się bardzo podoba. Na samym szczycie znajdują się stare, już zardzewiałe działa, które kiedyś służyły do obrony wyspy. To pozostałość po francuzach z czasów ostatniej wojny światowej. Co ciekawe, to tutaj właśnie kręcone były niektóre sceny filmu „Działa Nawarony”. To tutaj na szczycie znajduje się także duży monument, przedstawiający biały żagiel, jako symbol niewolnictwa.

Załącznik:
IMG_3173.jpg

Załącznik:
20231121_094957.jpg


Nie posiadasz wymaganych uprawnień, by zobaczyć pliki załączone do tej wiadomości.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD 14 Gru 2023 18:48, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Relacje PM off
22 ludzi lubi ten post.
 
 
#11 PostWysłany: 12 Gru 2023 18:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
No tak. Dla zwiększenia wiarygodności dodałem kolejne zdjęcie już z bagietką ;-)
Gdyby ktoś jednak uznał ze na dwóch zdjęciach są różne obrusy, to dodam ze siedzielismy przy długim stole złączony z dwóch, gdzie były dwa obrusy, różnych kolorów :lol:

Co do samej bagietki. Przez kolejny tydzień w zasadzie jedliśmy bagietki na śniadanie, obiad i kolacje :D
_________________
Image
Góra
 Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
 
#12 PostWysłany: 14 Gru 2023 18:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Zaczynamy robić drobne zakupy, czyli pamiątki. Przez chwile nawet w grę wchodziło zakup fotela, stylizowanego na afrykański tron. Kuti negocjował, przymierzał się i się nawet zastanawiał nad zakupem. Cena wyjściowa to 1mln CFA. Tylko udało mi się go przekonać że będzie nam ciężko ze sobą go ciągnąc przez całą podróż i odpuścił. Z drugiej strony mieć zdjęcie na takim tronie na szczycie wagonu wypełnionego ruda żelaza to było by coś. Rozsądek zwyciężył :).

Załącznik:
IMG_3165.jpg

Załącznik:
IMG_3172.jpg

Załącznik:
IMG_3200.jpg

Załącznik:
IMG_3202.jpg

Załącznik:
IMG_3092.jpg



Przechadzamy się po alejkach wyspy. Piękne kolorowe elewacje, czerwone, pomarańczowe. Stare bydynki. Kolonialny klimat. Jest bardzo ładnie. Goree słynie także z muzyki, choć nie było tego dnia słychać senegalskich rytmów.
Załącznik:
IMG_3095.jpg

Załącznik:
IMG_3096.jpg

Załącznik:
IMG_3102_8790.jpg


Jest tutaj na serio czysto. Zbają bardzo o porządek. Śmieci zwożone są wcześnie rano za pomocą osiołków. Uliczki pozamiatane. Kompletnie inny afrykański świat. Oczywiście nie jest idealne, ale odnoszę to do reszty kraju.
Załącznik:
IMG_3197_9238.jpg


Docieramy do tzw Domu Niewolników.
Bilet 1500 CFA od osoby. Nas 7 osób…. a 10 biletów grupowych to koszt 10 000 CFA ;-)
To wyjątkowe miejsce. Wiele lat temu, to właśnie z tego miejsca transportowano na statki niewolników. To jednopiętrowy dom, gdzie na piętrze mieszkali właściciele, a na dole w fatalnych warunkach przetrzymywani byli niewolnicy czekający na transport do „lepszego świata”. Małe ciasne cele z małym okienkiem, w których rozmieszczano po 20-30 osób robiły wrażenie. Są tutaj także symboliczne drzwi, przez które można wyjść na brzeg oceanu, w miejsce gdzie kiedyś wychodzili niewolnicy wprost na statki. Wyjście te okraszone jest wymownym napisem „Door of no return”, czyli „Drzwi bez powrotu.”
Ciekawe miejsce, o ile można tak określić.
Warto tez pamiętać, że na wyspę cyklicznie przyjeżdżają promy z turystami, którzy tłumnie przybywają do tego miejsca. Wiąże się to niestety ciasnotą zwiedzania w tym okresie. My nie mogliśmy za bardzo tracić czasu na czekanie, więc wygląda to tak jak na zdjęciu…

Załącznik:
IMG_3258.jpg

Załącznik:
IMG_3264.jpg

Załącznik:
IMG_3284.jpg




W środku wyspy znajduje się kościół Saint-Charles-Borromee na cześć kardynała Borromee.
Jak dla mnie kościół jak kościół.

Załącznik:
IMG_3216.jpg

Załącznik:
IMG_3219.jpg

Załącznik:
IMG_3220_1333.jpg


Nie zostało wiele czasu, więc niespiesznie idziemy na prom. Siedząc już na promie, zorientowałem się że w oddali widzę pomnik, symbol tego miejsca. Jak ja mogłem to pominąć? Po wizycie w Domu Niewolników, poszedłem jeszcze na dodatkowe zakupy. Staram się z takich miejsc przywieźć zawsze jakąś maskę, która wieszam na ścianie i tak było tym razem. Zupełnie więc zapomniałem że nie widzieliśmy jeszcze małego cypla tej wyspy. Tam właśnie był ten pomnik. Do odpłynięcia zostało 8 minut, wiec nie zastanawiając się wiele, wyskoczyłem w promu i bieganiem wzdłuż wybrzeża aby jeszcze chwile nagrać to miejsce i porobić kilka fotek. Może i szaleństwo, ale udało się :D.
Ważna informacja jest taka, że nie trzeba kupować biletów w druga stronę. Z założenia pewnie jest tak, że jak ktoś już dopłynął w jedną w jedną stronę to z pewnością kupił bilet wcześniej :)

Robimy kilka pamiątkowych fotek na promie i żegnamy się z wyspą.

Załącznik:
IMG_3085.jpg

Załącznik:
IMG_3317.jpg

Załącznik:
IMG_3227.jpg

Załącznik:
IMG_3306_2912.jpg

Załącznik:
IMG_3331.jpg

Załącznik:
IMG_3337.jpg



Po przybiciu do portu chcemy udać się na dworzec, znaleźć transport do Saint Louis na północy kraju. Stamtąd już będzie blisko do granicy na Rosso. Otaczają nas taksówkarze a każdy tłumaczy że do dworca z 10km i chce jakieś nieprzyzwoite pieniądze za transport.
Na szczęście widzimy w oddali dworzec kolejowy i postanawiamy się tam dopytać o szczegóły.

Załącznik:
IMG_4026.jpg


Krótki rekonesans i okazuje się że trzeba jechać pociągiem do tego dworca. Taksówkarze nie kłamali, choć kwota była absurdalna. Za bilet na pociąg każdy z nas zapłacił 500 CFA, czyli jakieś 3,3zł. Na dworcu jest sklepik Relay. Drobne przekąski, napoje. Woda 1,5l – 400CFA.

Zarówno sam dworzec, jak i pociągi bardzo nowoczesne. Wszystko z Francji.
Jedziemy do miejsca docelowego 4 stacje. Trzeba wysiąść na stacji – Baux Maraicher.
Załącznik:
IMG_3350.jpg


Wszystko sprawnie. Już na stacji sporo miejscowych próbuje nas wyłapać na kolejny transport. Duży dworzec transportowy, gdzie znajdują się autobusy, busy i prywatne taksówki, znajduje się zaraz przy stacji. Nie sposób tego nie zauważyć. Jest bardzo duży. Trochę miejscowych się do nas dokleiło oferując transport. Ignorowaliśmy ich skutecznie, aby robić rekonesans.
Sprawdzaliśmy bardzo dużo możliwości. Od starych zdezelowanych autobusów, przez kilkunastoosobowe busy, do tych wieloosobowych (7?) samochodów.
Potrzebowaliśmy gotówki, wiec od razu znalazł się ktoś kto nam wymienił euro. Kurs uczciwy, taki jak w internetowych bankach.

Nie wiedzieliśmy w sumie czy nas ktoś nie oszukuje w tych cenach przejazdu. Miejscowi nam proponowali co chwile inny środek transportu, bo to my zaczęliśmy być mocno wybredni. W sumie to zaczęli być mocno nachalni, kłócili się miedzy sobą i przybywało ich coraz więcej.
W sumie zachowywaliśmy bardzo duży spokój. Byliśmy w licznej grupie, a i doświadczenie każdy ma. Mogę sobie wyobrazić jednak, że ktoś mógłby czuć się mocno niepewnie, w sytuacji gdy napiera z 20 osób, każdy krzyczy w obcym języku. W końcu znalazł się ktoś kto mówił trochę po angielsku, wiec w miarę zaczęliśmy się rozumieć.

Finalnie zdecydowaliśmy się na busa. Koszt 4000 CFA (26zł) za trasę do Saint Louis, czyli prawie 300km. W Afryce oczywiście nie wystarczy wsiąść do busa i odjechać. Trzeba czekać aż znajda się inni pasażerowie. Bagaże zapakowanie na dach. Oczywiście okazało się ze trzeba dopłacić za bagaż po 500 CFA. To bzdura oczywiście, bo to była prowizja dla tego który nas do tego busa doprowadził. Żalu nie mam, w końcu każdy chce żyć. Wole zapłacić za taką formę pracy, niż ktoś miałby kraść.

Załącznik:
IMG_4030.jpg

Załącznik:
IMG_4078.jpg

Załącznik:
IMG_3377.jpg

Załącznik:
IMG_3353.jpg

Załącznik:
IMG_3366.jpg


Dosiadło się kilka osób, więc po godzinie czekania liczyliśmy że odjedziemy.
Jakie było nasze zdziwienie, gdy się okazało że zapełnienie 10 osobowego busa plus kierowca to jeszcze nie komplet. To że na pierwszym siedzeniu pakują po dwie osoby to wiedziałem, ale że do kolejnych rzędów, gdzie siedziały już po trzy osoby miały się dosiąść jeszcze kolejne to już gruba przesada. Byliśmy już mocno poirytowani, czas uciekał i postanowiliśmy zapłacić za te 3 miejsca i odjechać. Tym bardziej że nie był to kolejny sposób na zarabianie, ale faktycznie widzieliśmy ile osób ładuje się do każdego środka transportu.
Robiło się już nieco późno. W głowie przeliczałem ciągle te godziny i czy zdążymy coś zobaczyć jeszcze wieczorem. Planowana trasa to 5h. Start

Po drodze mijamy sporych rozmiarów Stadion Olimpijski o pojemności 60 000 miejsc. Rozgrywane są tutaj mecze piłki nożnej reprezentacji Senegalu, a w 2026 odbywać się będą Młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie. Stadion przypomina mi nieco Alianz Arena w Monachium.
Pierwszego dnia jechaliśmy już w ciemnościach, to tez był bardzo ładnie oświetlony.

Załącznik:
IMG_4045.jpg



Nasz transport zdezelowany jak każdy inny. Nie robiło to na nas dużego wrażenia, nawet to że miedzy nogami Bartek widział cały czas dziurę w podłodze karoserii. Po drodze uzupełnianie płynów, wymiana kół, to raczej chyba tutaj taki standard.
Przynajmniej podczas zmiany koła mamy okazje kupić cos do jedzenia. Nie inaczej… bagietka. Tym razem zamiast dżemu miał w sobie podobno kurczaka. Smakowało, albo byliśmy już tak głodni.

Załącznik:
IMG_4077.jpg


Po zmroku okazało się że nasz samochód nie ma świateł. Niby nic specjalnego chyba tutaj, nikt specjalnie nie był zdziwiony. Problem jedynie taki, że jechaliśmy stosunkowo szybko. Auta z naprzeciwka nas nie widziały, więc z ulga przyjmowaliśmy moment, w którym przez jakiś czas mogliśmy jechać tuż za innymi samochodami.
Załącznik:
IMG_4082.jpg


Dopiero podczas jazdy busem, zakupiłem kolejny nocleg. Nie było warunków do głębszej analizy i dopiero na miejscu się okazało że nasz nocleg nie jest w centrum. Kierowca nie chciał nas tam zawieźć wiec niestety musieliśmy przełknąć dodatkowy koszt, a oczy przecierać banknotami które szybko zabrał kierowca. Odległość niewspółmierna (5km) do kwoty ja mieliśmy dopłacić. Wyszło jakieś 10zł za osobę, co może nie było wielkim obciążeniem, ale w zestawieniu z 30zł za 300km robiło różnicę.
Trudno. Byliśmy już zmęczeni i chcieliśmy już być na miejscu.

cdn...


Nie posiadasz wymaganych uprawnień, by zobaczyć pliki załączone do tej wiadomości.
_________________
Image
Góra
 Relacje PM off
24 ludzi lubi ten post.
lukket uważa post za pomocny.
 
 
#13 PostWysłany: 17 Gru 2023 14:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Nasza miejscówka to Le Poulagou w Saint Louis. W zasadzie przy samym lotnisku. 425zł za 4 pokoje dwuosobowe z prywatnymi łazienkami i śniadaniem. Przyjęła nas właścicielka o imieniu Ciara. Bardzo otwarta, mówiąca po angielsku. Postanowiliśmy za jej pomocą zorganizować sobie transport na drugi dzień pod granice z Mauretania na Rosso. W transporcie tym koniecznie chcieliśmy wrócić do miasta, zwiedzić i dopiero jechać na granicę. Pierwszy raz w życiu chyba skorzystaliśmy tez z opcji wynajęcia przewodnika który mógłby nam nieco więcej pokazać i opowiedzieć.
Tego wieczora pospacerowaliśmy sobie jeszcze po okolicy i zaliczyliśmy drobne zakupy. Ciara cały czas z nami. Trochę mnie to dziwiło, ale w sumie było miło. Wprawdzie próbowała nas co chwile przekierować do restauracji gdzie miałaby solidną prowizję, ale nikomu nie uśmiechało się iść 15-20 minut w jedną stronę. Zadowoliliśmy się… bagietkami.

Załącznik:
IMG_3426.jpg

W tej okolicy, każdy sklep ma takie kraty.

W sumie zgodziliśmy się aby zorganizowała nam piwo. Ktoś po nie musiał pojechał, bo w okolicznych sklepach faktycznie nie było żadnego alkoholu. Zauważyłem że żadne sklepy nie posiadały alkoholu. Dostarczyli je z tej restauracji. Koszt nie był mały bo 10zł za piwo, ale dla nas do zaakceptowania biorąc pod uwagę okoliczności, uwzględniając dostawę do hotelu.

Załącznik:
IMG_3410.jpg


Do późnych godzin w nocy w oddali było słychać śpiewy. Jak poinformowała na Ciara, to pobliska jednostka wojskowa. W sumie taki folklor trochę gdyby nie fakt, że od bladego świtu zaczęli śpiewy od nowa. Skoro świt wyszedłem na rekonesans. Ciekawe są zawsze takie miejscówki kiedy jeszcze życie nie zaczęło się budzić. Chciał drona wypuścić, ale była założona blokada. W sumie zarówno lotnisko jak i jednostka wojskowa. Trudno. Rano śniadanie. Tradycyjna bagietka z dżemem. Dzisiaj jednak na wypasie, bo zamówiliśmy sobie dodatkowo omlety.

Po śniadaniu pamiątkowe zdjęcia, ładujemy się do umówionego busa. Ciara jedzie z nami. W sumie zaskakujące, ale nie przeszkadza to nam, choć wg nas wykracza mocno poza oczekiwania standardowego gospodarza. Trochę pogadaliśmy o życiu w tym miejscu. Okazało się że ona nigdy w sumie nie opuściła Saint Louis i nie była nawet w Dakarze, a my pytaliśmy jej czy kiedykolwiek była w Europie. Co ciekawe jak mówiła, jej ojciec zaaranżował już dla niej ślub, który miał się odbyć za kilka miesięcy. Jednak zmarło mu się pół roku wcześniej i ona nie musi już tych ustaleń dochować. W sumie nie wiemy czy to jest prawdą, czy tylko bajką dla turystów, ale wygląda wiarygodnie.

Dojeżdżamy do starego miasta Saint Louis. Od razu przybiegają żebrzące dzieciaki. Kierowca przekazuje nas w ręce miejscowego przewodnika, który swobodnie posługiwał się angielskim. Z dużym niepokojem zostawiamy wszystkie plecaki w busie, które było widać przez szyby. Kierowca jednak informuje ze cały czas będzie na miejscu. Mamy na zwiedzanie z przewodnikiem dwie godziny.

Załącznik:
IMG_3556.jpg

Załącznik:
20231122_094817.jpg


Saint Louis to pierwsza stolica Senegalu i podobno jedno z najładniejszych miast tego kraju.
Zaczynamy zwiedzanie i poruszamy się wśród typowo kolonialnej architektury. Dominują kolory pastelowe i jaskrawe.
Aktualnie miasto uważane jest za stolicę kultury tej części kontynentu i jest rajem dla miłośników jazzu afrykańskiego. Podobno co wieczór muzyka rozbrzmiewa z licznych i otwartych do późna barów. Niestety nie będziemy mogli tego zweryfikować. To miejsce było dla nas ważne i chcieliśmy je zwiedzić. Oprócz ważnego dla nas przystanku przed przejściem granicznym z Mauretanią jest fakt, że względu na walory architektoniczne, historyczne, miejsce to od 2000r. wpisane zostało na listę dziedzictwa UNESCO.

Załącznik:
IMG_3543.jpg


Odwiedzane miejsca wyglądają na zamieszkałe. Często jednak wymagają gruntownych napraw. Sporo tez mijamy rękodzieła. Przewodnik przekazuje nam dużo ciekawostek z tego miejsca. Bez tego przechodzilibyśmy obok ciekawych miejsc zupełnie nie znając ich historii. Wg mnie warto.

Załącznik:
20231122_103431.jpg

Załącznik:
20231122_095409.jpg


Mijamy szkołę koraniczną. Dzieci wesoło biegają po ulicy.
Zamieniam kilka zdań z chłopakiem siedzącym przed szkołą z koranem w ręce studiującego jego strony. Wszyscy uśmiechnięci i życzliwi.

Załącznik:
IMG_3508.jpg

Załącznik:
IMG_3493.jpg


Blisko szkoły znajduje się spore boisko, a na nim kilkudziesięciu dzieciaków goniących za piłką. Przewodnik wyjaśnia, że kilka lat temu był w tym miejscu spory cmentarz, ale postanowili to miejsce zaorać i przerobić na boisko. W sumie jak się zastanowić to nawet praktyczne, choć zapomniałem zapytać gdzie chowają zmarłych. Pewnie gdzieś na obrzeżu miasta. Robimy sobie kilka pamiątkowych fotek i idziemy dalej.

Załącznik:
IMG_3530.jpg

Załącznik:
IMG_4132.jpg


Zauważamy że kilku turystów przemiesza się po mieście za pomocą bryczek. To środek transportu nie tylko dla turystów, ale ogólnie zauważam że jest to tutaj bardzo popularne.

Załącznik:
20231122_094823.jpg

Załącznik:
IMG_3568.jpg


Mijamy obwoźne stragany z owocami. Nie wiem czy to obecności przewodnika, ale nie czuje aby ktokolwiek nas nagabywał na jakiekolwiek zakupy czy oglądanie jego sklepu. Jedynie uliczny sprzedawca senegalskich koszul, podążał za nami spory odcinek drogi, ale to chyba zy uwagi na to, iż jeden z nas okazał zainteresowanie i nawet sobie jedną z nich przymierzył.

Załącznik:
IMG_3505.jpg

Załącznik:
IMG_3616.jpg



Przechodzimy przez most na wyspiarką część tego miejsca, czyli wysepkę Nord. Most projektowany był podobno przez samego Gustava Eiffela. Sporo tutaj jest śmieci. Niektóre wrzucane wprost do rzeczki Senegal. Po ilości łodzi można wnosić że rybołówstwo to istotny składnik gospodarczy tego miejsca.

Załącznik:
IMG_3473.jpg

Załącznik:
IMG_3608.jpg



Docieramy to targu rybnego. Ciekawie miejsce. Bardzo takie lubię, bo jest… autentyczne. Oprócz ryb, handluje się tutaj oczywiście wszystkim innym. Co ciekawe nadal nikt nie protestuje że wszystko filmujemy i robimy zdjęcia.

Załącznik:
IMG_3566.jpg

Załącznik:
IMG_4142.jpg

Załącznik:
IMG_8002.jpg

Załącznik:
IMG_3562.jpg



Niespiesznie docieramy do plaży. W pewnym monecie mija nas dwóch chłopców z koszem śmieci i wrzucają je wprost na piasek tej plaży (sic!). Szok! Obok nas para starszych francuzów i żadnych innych turystów. Ze zdumieniem przyglądamy się temu. Piękna szeroka, piaszczysta plaża i tony śmieci. Na brzeg sporo wyciągniętych kolorowych łodzi. Ciekawie to musi wyglądać jak rybacy wracają z połowu.

Załącznik:
20231122_110533.jpg

Załącznik:
20231122_110058.jpg

Załącznik:
IMG_3598.jpg

Załącznik:
IMG_3580.jpg


Przechodząc obok więzienia robimy kilka fotek. Od razu zaczął z daleka krzyczeć jakiś strażnik, ale nasz przewodnik coś mu powiedział i na tym się dyskusją zakończyła.

Załącznik:
IMG_3541.jpg


Wracając szukaliśmy czegoś do zjedzenia, ale nasz przewodnik kierował nas do jakiś mocno turystycznych restauracji i nie chcieliśmy z nich skorzystać. Finalnie trafiliśmy na cos lokalnego, ale jedzenie mocno przeciętne.
Po około dwóch godzinach wiedzieliśmy że musimy kierować się już w kierunku naszego busa. Za Transport z hotelu do centrum, postój, przewodnika i transport do granicy zapłaciliśmy 180 euro/ 7 osób, czyli trochę ponad 100zł od osoby. Pożegnaliśmy się z naszą Ciarą i ruszyliśmy w drogę. Czeka nas jeszcze około 100km do granicy z Mauretanią. Ciara ewidentnie szukała swojej drogi do Europy, bo jednemu z kolegów przez kilka kolejnych dni wysyłała ciekawe, prywatne filmy na messengera :D

Załącznik:
IMG_3460.jpg


Lekka adrenalina jest. Przejście graniczne z Mauretanią przez rzekę Rosso, jest opisywane w Internecie jako niebezpieczne i jedno z najbardziej skorumpowanych przejść granicznych w Afryce. Martwiła mnie logistyka, nie mogliśmy sobie za bardzo pozwolić na ugrzęźniecie tutaj na cały dzień. Nasz plan nie przewiduje nawet jedno dnia poślizgu.


Nie posiadasz wymaganych uprawnień, by zobaczyć pliki załączone do tej wiadomości.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD, 19 Gru 2023 20:27, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
pozeracz_owiec uważa post za pomocny.
 
 
#14 PostWysłany: 17 Gru 2023 23:33 

Rejestracja: 15 Lut 2016
Posty: 460
Loty: 127
Kilometry: 158 074
niebieski
Jedna z fotek wygląda jak lustrzane odbicie popularnego mema
_________________
33/50: Albania, Austria, Belgia, Chorwacja, Cypr, Czarnogóra, Czechy, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Gruzja, Hiszpania, Holandia, Kosowo, Litwa, Łotwa, Macedonia, Malta, Niemcy, Norwegia, Polska, Rosja, Serbia, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Turcja, Ukraina, Węgry, W. Brytania, Włochy
Góra
 Relacje PM off  
 
#15 PostWysłany: 18 Gru 2023 10:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Hmm... nie bardzo "memowy" jestem i nie do końca wiem o co ci dokładnie chodziło, ale przynajmniej dało ci to moment radości ;)
_________________
Image
Góra
 Relacje PM off  
 
#16 PostWysłany: 18 Gru 2023 15:02 

Rejestracja: 15 Lut 2016
Posty: 460
Loty: 127
Kilometry: 158 074
niebieski
Ten z blondynką i pięcioma Afroamerykanami ;) oczywiście bez podtekstów, tak mi się skojarzyło
_________________
33/50: Albania, Austria, Belgia, Chorwacja, Cypr, Czarnogóra, Czechy, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Gruzja, Hiszpania, Holandia, Kosowo, Litwa, Łotwa, Macedonia, Malta, Niemcy, Norwegia, Polska, Rosja, Serbia, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Turcja, Ukraina, Węgry, W. Brytania, Włochy
Góra
 Relacje PM off
DAD lubi ten post.
 
 
#17 PostWysłany: 19 Gru 2023 20:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Do granicy docieramy sprawnie. Sporo czasu spędziłem na szukaniu informacji na temat tego przejścia. Informacje znaleziona na Internecie nie są najnowsze, a przede wszystkim maja bardzo negatywny wydźwięk. Standardowe opisy przejścia to: Najbardziej niebezpieczne przejście. Koszmar turysty. Najbardziej skorumpowane przejście świata. Nie ma co ukrywać, te wszystkie opisy wprawiały mnie w konsternacje. Nie bałem się jakiś wielkich problemów i ciężko mi było uwierzyć w to, że to taka niebezpieczna granica. Najbardziej się bałem że ugrzęźniemy na tej granicy na cały dzień. To właśnie było największym zagrożeniem. Na drugi dzień skoro świt musimy koniecznie wyjechać z Nawakszut w kierunku Az- Zuwajrat (Zouérate) w Mauretanii, gdzie planujemy wskoczyć na słynny pociąg z ruda żelaza..

Wjeżdżajmy w większe zabudowania i zatrzymuje nas jakiś mężczyzna ubrany w koszulę z fasonem wojskowym w moro. Na szyi przewieszony biały szalik. Mówi że musimy oddać paszporty. Nikt tego nie robi. Nasz kierowca zaczyna być tłumaczem. Mówimy że paszporty możemy dać jedynie Policji. Za chwile jednak przychodzi ktoś, kto faktycznie wygląda na kogoś z Policji. Nasz kierowca potwierdza tez że to Policja. Wokół naszego samochodu momentalnie zjawia się kilak osób. Każdy z nich chce wymienić pieniądze na walutę z Mauretanii, czyli ugija. Kurs jednak daleki jest od optymalnego, więc nikt nie wymienia. Policjant mówi że mamy jechać dalej w kierunku granicy, ale paszportów nie oddaje. Masakra. Tego nie możemy robić. Oddać komuś paszporty i jechać dalej. Nasz kierowca nie wygląda jednak na zdziwionego, choć jest wyraźnie lekko zdenerwowany, co nas też niepokoi. Jedziemy wiec dalej, a po jakimś czasie znowu zatrzymuje nas jegomość z białym szalikiem. Jak się znalazł przed nami to nie mamy pojęcia.
Przy naszym busie zbiera się już z dziesięć osób. Każdy krzyczy, lekko się wszyscy poszturchują. Każdy chce wymienić koniecznie pieniądze. Wychodzę z busa i idę z Kutim do jakiegoś budynku, bo tam mi pokazują że mam iść.
Przed budynkiem czeka z kilkanaście osób w kolejce, ale nam pokazują że mamy wejść do środka. W środku pomieszczenie w którym jest kilka rzędów krzeseł. Jest też takie małe dodatkowe pomieszczenie oszklone do którego podchodzimy. Tam siedzi na krześle jakiś strażnik, które swoje bose stopu wyciągnięte ma na stole. Nie przejmuje się zupełnie nami i w tej pozycji zaczyna z nami rozmawiać, choć wzajemnie się nie bardzo rozumiemy. Wchodzi jakiś nieumundurowany mężczyzna do tego pomieszczenia, który trzymał w ręce wszystkie nasze paszporty. Musiałem iść po resztę ekipy do busa. Znowu się kręcił ten w białym szaliku i koszuli moro. Nie ufam mu. Wręcza Kutiemu naklejkę z obrysem kontynentu i jak nam się wydaje próbuje tłumaczyć że tutaj to jest Afryka. Postanawiamy go kompletnie ignorować, bo pokazywał palcem na plik banknotów.
Ktoś chyba wymienił dla świętego spokoju 20 euro, ale świętego spokoju nie dostał.
Cała nasza strategia to zachować spokój i ignorowanie wszystkich wokół.

Załącznik:
IMG_3648.jpg


Zbieram ekipę i udajemy się znowu do pomieszczenia granicznego. To taki budynek przed samą granica po lewej stronie jadąc od strony Senegalu. Co ciekawe rozdają nam paszporty i każą siadać jeden obok drugiego na tych krzesełkach. Ten co przyniósł paszporty to jakiś organizator procederu. Teraz zauważam że na koszulce ma jakiś napis Border Support. Każe pierwszemu wstać i podejść do okienka. Sprawdzanie paszportów, odciski palców i tyle. Głośnym pokrzykiwaniem jeden z nich daje znać że każdy z nas musi się przesiąść o jedno krzesełko. W ten sposób wężykiem, co 1-2 minuty kady przesiada się tak, że przesuwa się na koniec kolejki. W sumie to nawet zabawne było i wg mnie pozbawione sensu, bo w pomieszczeniu była tyko nasza siódemka. Cała reszta ludzi czekała przed budynkiem na wejście.
Finalnie nikt więcej od nas nic nie chce więcej. Każdy dostaje pieczątkę wyjazdową i tyle. Wracamy do busa po plecaki. Tłum gęstnieje. Prym wiedzie ten z białym szalikiem i zaczyna mnie już mocno irytować. Nie wiadomo w sumie kim on jest, ale gdyby był kimś ważnym to swoją role by już odegrał. W takim razie to zwykły naganiacz. Nasz kierowca tłumaczy, że teraz musimy przejść przez bramę w kierunku promu, że nas ten z białym szalikiem tam zaprowadzi i zaopiekuje. Że możemy u niego wymienić pieniądze. Siedzieliśmy wtedy w busie, wiec kierowca stojąc na zewnątrz i tłumacząc nam to wszystko porozumiewawczo mrugnął nam okiem. No to wszystko jasne.

Załącznik:
IMG_7760_608.jpg


Idziemy wszyscy na prom, robiąc sobie pamiątkowe zdjęcie przy bramie granicznej na Rosso.
Generalnie to najbardziej dziwna granica świata jaką kiedykolwiek przekraczałem. Dochodzi się do brzegu rzeki. Mały pomost, tablica informacyjna i tyle. Ten z białym szalikiem jednak ciągnie nas do miejsca gdzie zacumowane są łodzie. Tam jakiś strażnik siedzący na krzesełku turystycznym pod parasolem sprawdził nam pieczątki w paszporcie. W sumie to wszystko.
Ludzie tam wsiadają na te łódki i płyną na drugi brzeg w kierunku Mauretanii. Nie wsiadamy. Ekipa się zaczyna rozchodzi. Każdy robi zdjęcia, filmuje. No w sunie sielanka. Nasz towazysz z białym szaliczkiem robi co może aby zaciągnąć nas do łódki. W sumie to dopiero teraz zrozumiałem że on chciał zarobić jakąkolwiek prowizję. Jak nie za wymianą walut, to za przysięgniecie nas do właściciela jakie łódki. My twardo czekamy na prom. Kierowca nam mówił że za transport powinniśmy zapłacić jakieś 500 CFA, chociaż kojarzę że gdzieś czytałem że jest bezpłatny, co w sumie powinno mieć jakiś sens.

Załącznik:
IMG_3653.jpg

Załącznik:
IMG_3665.jpg

Załącznik:
IMG_3675.jpg


Do odpłynięcia promu mamy 40 minut, więc czekamy. Nasz nowy „kolega” po kilku minutach chyba zrozumiał że nic z prowizji nie będzie i nas zostawił w spokoju. Nikt, ale to nikt więcej od nas nic nie chciał.
Łodzie wahadłowo płyną w każda ze stron. W sumie fajny folklor, ale jeden z nas słabo pływa. Nie chciałbym po powrocie się tłumaczyć jego zonie, że zniknął mi gdzieś w brunatnych wodach rzeki Rosso…
Po 30 minutach czekania, prom zacumowany po drugiej stronie rzeki jeszcze nie odpłynął, co oznacza że z całą pewnością i my nie odpłyniemy na czas. Takie promy to chyba czekają aż się całe zapełnią, tak jak busy. Kto wie…

Po krótkiej naradzie decydujemy się jednak na przeprawę łódką. Traktujemy to jako przygodę i żal z niej nie skorzystać. Dostajemy nawet kapoki, wiec jest bezpiecznie.
Za 7 osób płacimy 5 euro i 500 CFA. Nie mamy już innej waluty, wiec po negocjacjach przyjęli nam i euro.

Załącznik:
IMG_3678.jpg

Załącznik:
IMG_3691.jpg


Przepłynięcie rzeki to miłe kilka minut, które spędzamy w sumie na robieniu pamiątkowych zdjęć. Po drugiej stronie rzeki łódź przybija wprost na ląd, nie na żaden pomost. Wyskakujemy, zabieramy plecaki i ruszamy za pozostałymi pasażerami. Przejmuje nas jednak jakiś umundurowany strażnik i sygnalizuje że mamy iść za nim. Wygląda to nieco bardziej cywilizowanie, a strażnik jest w pełnym umundurowaniu co wyraźnie wskazuje kim jest.

Załącznik:
IMG_3709.jpg


Przed nami w kolejce z kilka osób, wiec mamy pecha. Tutaj tez jest kilku naganiaczy. Czasami to śmiesznie wygląda. Stoi człowiek obok ciebie i obok strażnika. Wyciagasz paszport, a on wyciąga rękę po paszport aby przekazać strażnikowi. To samo się dzieje jak chcesz zapłacić za coś w sklepie. W kilku przypadkach tak miałem, więc to nie przypadek. Trzeba takich ignorować i tyle. Zupełnie nieszkodliwi.
Po stronie mauretańskiej na wejściu stoliczek i strażnik sprawdza paszporty. Musimy czekać pod innymi drzwiami, a co chwile ktoś donosi inne paszporty. Nie znamy francuskiego, wiec komunikacja raczej minimalna. Obok nas siedzi kobieta ubrana cała na czarno w Hidżab. Ma dziecko, które ewidentnie jest chore. Na moje amatorskie oko, konieczna jest wizyta lekarska. Głęboki, zaawansowany kaszel dziecka, ale nie bardzo mamy jak się dogadać. Spędziliśmy tam grubo ponad godzinę. Kobieta na ziemi razem z nami. Nikt się nie przejął.


Załącznik:
IMG_3711.jpg


W końcu nadeszła nasza kolej. Standardowe pytania, czyli gdzie jedziemy i jaki nasz zawód. Wizę oczywiście dostaniemy na każdym przejściu lotniczym a także i tutaj. Koszt 55 euro. W tym pokoju jeden wklejał wizy i pobierał odciski palców a drugi siedzący w przeciwległym kącie, sprawdzał nam te wizy w paszporcie. Trzeba było tez podać koniecznie swój numer telefonu z Polski, który skrzętnie został wpisany do systemu komputerowego.
No tak jedna osoba za drugą. Trochę się nam już nudziło. Co chwile też podchodził jakiś człowiek który pytał o to gdzie jedziemy i czy potrzeba nam transportu.

Załącznik:
viza mauretania-2.png

Załącznik:
20231122_171551-2.jpg

Załącznik:
IMG_3720.jpg



W końcu jesteśmy w komplecie. Wizy wbite w paszporty. Kilku z nas porobiło zdjęcia w różnych miejscach, ale przyłapani na gorącym uczynku, spotkaliśmy się z surowym, karcącym protestem z żądaniem skasowania zdjęć. Co też uczyniliśmy. Zadziwiające jest to, że nikt jeszcze nie wpadł na to że w nowych smartfonach wszystkie zdjęcia można z kosza przywrócić.

Załącznik:
IMG_7780_2349.jpg

Budynek graniczny, gdzie wbijane są wizy.


Kilkanaście metrów dalej jest brama wjazdowa gdzie strażnicy sprawdzali nam ponownie paszporty. Co ciekawe jeden z nich koniecznie chciał sprawdzić zawartość naszych plecaków, szeptając mi konspiracyjnie do ucha pytanie czy mam alkohol :roll: .
Kilka minut i jesteśmy poza przejściem granicznym.

Załącznik:
IMG_3715.jpg

Załącznik:
IMG_3704.jpg

Tak to wygląda po stronie Mauretanii.


Tutaj jednak warto podsumować to najbardziej niebezpieczne i skorumpowane przejście graniczne. Groza i terror w połączeniu z torturami to niemal to czego powinnyśmy doświadczyć :) . Nic podobnego. Trzeba przyznać wprost. To miejsce nam mocno niepokoiło. Nie ma co grać bohatera. Rzeczowość okazała się jednak zgoła inna. Oprócz sporego folkloru z przepłynięciem rzeki łódką, to wszystko poszło gładko, bez żadnych problemów. Nie strąciliśmy dodatkowo nawet złotówki. Pamiętam ze rozważaliśmy długo przejście graniczne w Diama, które podobno jest dużo łatwiejsze, ale zniechęciły mnie opisy problemów ze złapaniem transportu publicznego. Dodatkowo trzeba tam zapłacić za przejazd przez Park Narodowy Diawling ponad 10 euro.
Tak kontrastowe odczucia mnie jednak mocno zaskoczyły. Wiadomo że na Internecie ludzie opisują swoje przygody tak jakby szli boso przez piekło, ale z czystym sumieniem mogę napisać że nasze przejście było w sumie spokojne i bez jakichkolwiek problemów.
Po chwili rozważania, wydaje mi się że kłopoty na tym przejściu mogą dotyczyć zmotoryzowanych podróżnych, choć tego nie jesteśmy w stanie zweryfikować.

Całość od przejścia w Senagalu, do wyjścia z posterunku granicznego w Mauretanii zajęła nam prawie 4h. Bardzo długo, ale ponadnormatywnie wg mnie czekaliśmy na granicy mauretańskiej, nie unikając przed nami kolejki. Jest 18:00, a do stolicy kraju czyli Nawakszut mamy ponad 200km. Za chwilę zacznie zachodzić słońce, więc musimy spieszyć się ze znalezieniem transportu.


Nie posiadasz wymaganych uprawnień, by zobaczyć pliki załączone do tej wiadomości.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD, 23 Gru 2023 13:55, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Relacje PM off
24 ludzi lubi ten post.
 
 
#18 PostWysłany: 23 Gru 2023 13:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Odchodźmy dobre 300m od granicy, aby na spokojnie załatwić sobie sensowny transport. Mamy już za sobą ogon kilkunastu osób która są skłonne załatwić nam transport lub posiadający swój samochód. Pierwsze ceny są nieadekwatne, wiec ostentacyjnie zlewamy ich i idziemy dalej. W końcu zaczynamy powazne negocjacje, bo czas nagli. Mamy do Nawakszut 300km, więc trzeba ruszać. Musimy wziąć dwa auta, więc zanim wygegocjowaliśmy coś sensownego, upewniajac się że dobrze się rozumiemy mija łącznie godzina. W zasadzie rzadko kiedy kierowca rozumie po angielsku, więc momentalnie znajduje się ktoś na ulicy który kilka słów jednak rozumie i może tłumaczyć. W zasadzie aby nie było nieporozumień, nasze negocjacje kończa się na wyciągnięciu kalkulatora i proszeniu aby kierowca wpisał cyfre w kalkulator. Zapłaciliśmy 100euro za dwa samochody. Wyszło po 64zl od osoby co uznaliśmy za kwotę akceptowalną. Pchanie się z bagażami do jednego auta po to aby zapłacić po 40zl nie miała sensu. Ruszamy.

Załącznik:
IMG_3727.jpg


Po przejechaniu kilku kilometrów. Pierwszy policyjny check point. Nie wiem co tam się działo ale kierowcy tylko przekazywali banknoty z ręki do ręki. Nie wiem w sumie za co.

Kilka kilometrów dalej. Check point.
Wiele wpisów na forum mówi o "fiszce" dla Mauretanii i że potrzebowali ich dziesiątek do przekazania ich do policyjnych punktów kontrolnych. Okazuje się to prawda..
Tutaj też proszeni jesteśmy o „fiszki”, czyli najważniejsze informacje z paszportu. Najlepiej zrobić sobie kserokopie paszportu.

Załącznik:
IMG_4282.jpg



Kolejny check point…
Zaczynają się piękne widoki. Piaski Sahary. Zachodzi słońce więc piasek wchodzi w głęboki pomarańcz.
Przed 19 słońca już nie widać… szkoda bo w sumie bardzo się nam podoba widok za oknem, choć wiemy że taki widok będzie jeszcze nie raz.
Wiele osób mówiło że tutaj nic nie ma i nie ma po co przyjeżdżać. No ale mnie się podoba! Biegające po piaskach pustyni za piłką dzieciaki, stada kóz biegających co chwilę przez drogę, prości ludzie niespiesznie zajmujący się swoimi sprawami, to wszystkowiedzący dla mnie piękne. Serio! Mimo tak długiego dnia, nie czuję zmęczenia. Może to nastrojowa senegalska muzyka której słuchał nasz kierowca, może to widok wielbłądów powolnie jedzące gałęzie tuż przy drodze, ale czułem jak endorfiny działaj na mnie bardzo mocno.



Kolejny check point…. zaczynam je zapisywać.
Pytamy się kierowcę który mimo wszystko troszkę zna angielski po co to kontrole wszystkie. Wymownie pokazuje nam banknot który ma w ręce i zaczyna się śmiać. No ale banknot w przeliczeniu na polskie o wartości 5zl przeszedł z ręki do ręki bardzo szybko i mogliśmy jechać dalej bez pokazywania paszportów. Kierować zwraca uwagę abyśmy nie rozbili żadnych zdjęć podłącz kontroli ale też nie planowaliśmy.

Gdzieś mniej więcej w połowie drogi jest miasteczko w którym się na krótko zatrzymujemy po wodę i jemy dobre bagietki z omletem za jedyne 3zl od sztuki.
Trzeba przyznać że kobiety które nas obsługiwały ubaw z nas miały niesamowity. Ciężko było o porozumienie językowe ale wiadomo że na migi też można, a i pośmiać się z siebie także i w dobrych nastrojach jechać dalej.

Załącznik:
IMG_3763.jpg

Załącznik:
IMG_3769.jpg



Zaczynam rozkładać jutrzejszą podróż z Nawakszut do Ataru na czynniki pierwsze. Zupełnie bez sensu. Wiem że to będzie kilkanaście godzin w samochodzie, ale przecież nic nie zmienię i zamartwianie się logistyką podróży nie jest najlepsze w tym momencie. Za oknem ciemna noc, więc człowiek skacze myślami z tematu na temat.


Znowu check point.
Kolejny check point. W sumie coś się dzieje.
Paszport pokazaliśmy póki co tylko raz. Przed wyjazdem porobiliśmy sobie po 20 kopii paszportów aby móc je wydawać w razie potrzeby, tak też czytałem na różnych forach.
Na kontrolach kierowca wita się przez okno uściskiem dłoni. Banknot bezszelestnie zmienia właściciela. W sumie przy tylu kontrolach to już jest spory wydatek. Do tego jeszcze paliwo na 300 km. Koszty własne mają spory udział w tym biznesie.

Kolejny check point…
Następny check point. Nie, nie mylę się. Cały czas zapisuje ba bieżąco te kontrole.
Kolejny check point i kolejny.
Na następnym check point musimy wyjść z auta bo ktoś innych chce zobaczyć paszporty. Wychodzimy więc z aut, okazujemy paszporty. Mamy zrobione ksera więc szef zadowolony że nie musi ogarnąć paszportów, pozbierał kartki i kazał jechać dalej. Jakie to bez sensu wszystko.

Dojechaliśmy na miejsce po 3h i 200km, czyli bardzo szybko. Droga była prosta, szeroka. Ruch w zasadzie zerowy. Nawierzchnia bardzo dobra, ale w sumie nie ma zimowych przymrozków, to chyba dlatego.
Kierowcy zostawiają nas pod brama naszego noclegu. No i oczywiście zgrzyt. Płacimy 100 euro, ale kierowca wydaje się być zaskoczony i mówi że ma być 120. Kręcimy przecząco głowami. Ustalaliśmy przed wyruszeniem kwotę dokładnie na kalkulatorze i dodatkowo pokazywaliśmy banknot jaki będzie po przyjeździe na miejsce.
Warunki przejazdu ustaliliśmy z właścicielem pojazdów, bo to byli tylko kierowcy. Tak to działa, bo kierowca nawet starał się nam to po drodze wyjaśnić. Ignorujemy kierowców i idziemy do naszej „auberge” czyli naszego noclegu. Nie chcemy nikogo oszukać i to już nawet nie jest kwestia pieniędzy, ale czujemy że nas próbują naciągnąć, bo podczas wyjazdu bardzo duża wagę przywiązujemy do szczegółowego ustalania kosztów z kierowcami, aby nie było nieporozumień.

Kierowca nie wiedzieć dlaczego, pobiegł do właściciela hostelu… na skargę :o . Dyskutował zawzięcie po francusku. Właściciel ze stoickim spokojem wysłuchał i jak później nam zrelacjonował, poinformował go że to nie jest jego sprawa, bo nie zajmuje się ustalaniem transportu. Kierowca był chyba mocno poirytowany, bo 15 minut później znowu przyszedł, ale właściciel kazał mu natychmiast opuścić jego dom.
W sumie to czuje ze to ten właściciel samochodów namieszał i chyba wprowadził w błąd kierowców, ale to już nie nasza sprawa.

Nasz nocleg specyficzny. Trójka z nas miała pokój z murowanymi ścianami. Pozostała część na dachu w drewnianych domkach. Były tez porozstawiane namioty na piasku. Toaleta pod gwiazdami :) No ale klimat był.

Załącznik:
IMG_3772.jpg

Załącznik:
IMG_4205.jpg



Jeszcze w Polsce znalazłem w Internecie agencje, która mogła nas zabrać do Ataru. Cena była odpowiednia bo jakieś 50zł od osoby. Punkt odjazdu był oddalony jakieś 10km od noclegu, wiec dopytywaliśmy o możliwość podjazdu pod nasz hostel. Extra 100zł za wszystkich. Niby to po 12zł, ale czułem że ktoś przegina.
Poprosiliśmy więc naszego właściciela o pomoc w organizacji i okazało się że bus może rano podjechać po nas bez dodatkowych kosztów. To tylko pokazuje że warto nawet kilka razy weryfikować własne ustalenia.

Była noc, ale chcieliśmy jeszcze zrobić jakieś zakupy na następny dzień i coś zobaczyć w stolicy. Nasz nocleg był chyba w takiej lepszej dzielnicy, bo bardzo blisko była Ambasada Stanów Zjednoczonych. Ogromny, ogrodzony teren, z wieloma budynkami. Przy okazji warto nadmienić że Mauretania nie ma żadnej polskiej placówki dyplomatycznej. Nasz kraj podlega pod kompetencje Ambasady RP w Rabacie (Maroko). W Nawakszut jest jednak jakiś Konsulat Honorowy Rzeczpospolitej, ale raczej ma to znaczenie symboliczne niż organizacyjne.

Jest kilka supermarketów wyglądających mocno europejsko. Nawet jest polskie mleko. W okolicy raczej już nic nie ma więcej do zobaczenia o tej porze, oprócz jakiegoś kebaba (podobno dobry) i biegającego po ulicy wielbłąda :D .

Załącznik:
IMG_4386.jpg

Załącznik:
IMG_4524.jpg

Załącznik:
IMG_3785.jpg

Załącznik:
IMG_3781.jpg


Jutro startujemy 6:45 rano, więc zamawiamy śniadanie na 6. Strasznie tną muszki po nogach, wiec nie pozostaje nic innego niż wypłacić jeszcze walutę z bankomatu, zaakceptować dodatkowa prowizje od wypłaty (około 20zł) i iść spać.


Nie posiadasz wymaganych uprawnień, by zobaczyć pliki załączone do tej wiadomości.
_________________
Image
Góra
 Relacje PM off
19 ludzi lubi ten post.
Martinuss uważa post za pomocny.
 
 
#19 PostWysłany: 25 Gru 2023 12:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 802
Loty: 197
Kilometry: 366 673
srebrny
Śniadanie jemy w pośpiechu, bo późno zaczęli je przygotowywać i już bus po nas przyjechał. Tradycyjnie bagietka z dżemem jednak została zaliczona.
Jedzie z nami jedno ciemnoskóra, młoda dziewczyna z Francji o imieniu Jay-Jay (jaja).
Ładujemy się do busa i jedziemy na „dworzec”. Bus jest z Agencji Teissire Voyages, czyli to ta sama z która rozmawiałem jeszcze z Polski. Koszt transportu z Nawakszut do Ataru to 500 mro (ougija) za osobe, czyli 50zł. To bardzo dobra cena biorąc pod uwagę ze to dystans około 450km.

Bus wypełniony pasażerami w całości. Warto rezerwować miejsce wcześniej. Dach busów to bardzo ważna przestrzeń. Oprócz naszych bagażów, transportowana jest z nami koza i duże panele słoneczne.
W sumie ciekawy folklor, ale transport kóz w ten sposób jest chyba pospolity, zważywszy na to że inne busy na trasie też tak je przewoziły.
Przed startem tradycyjna mauretańska herbatka i w dobrych nastrojach o 7:45 ruszamy.

Załącznik:
IMG_8114.jpg

Załącznik:
IMG_3809.jpg

Załącznik:
IMG_3835.jpg

Załącznik:
IMG_4224.jpg


Pierwszy check point. Kierowca ma listę numerami paszportów więc nie musimy naszych wyciągać. W busie z nami jedzie też jakaś „gwiazda” marokańskiego YouTuba z 555 000 subskrybentów. Jego celem też jest przejechanie się najdłuższym pociągiem świata. On planuje wsiać na pociąg dzień po nas.

Znowu zaczynają się piękne widoki. Nas bus ma oklejone na ciemno szyby co początkowo nieco mi przeszkadzało. Później było to jednak zbawienne w palącym słońcu. No i dodatkowo mocno podkreślało pomarańcz piasku. Jest ładnie.


Załącznik:
IMG_4269.jpg



Check point.
Check point.


Check point. Jesteśmy proszeni o „fiszki”. Ja nie daję. Moje zostały w plecaku na dachu, a strażnik nie daje rady się doliczyć. Jedzie nas 12 osób.

Check point

Krótka przerwa w miejscowości Akdzawadzat.
Na rusztach przygotowane szaszłyki mięsne. Obok świeża produkcja, ale jakoś tak... no... nie byliśmy głodni. Z pewnością mięso było świeże…

Załącznik:
IMG_4284.jpg


Check point. Krótkie okazanie kserówek. Połowa z nas nawet nie wyciągnęła niczego. Zerknął i tyle.

Zbliżamy się do Atar. Pojawiają się nawet góry. Z piasków pustyni wystaje sporo skał. Wyglądają jak wulkaniczne.
Sporo też wielbłądów. Cieszą one nas bardzo, choć miejscowi chyba nie podzielają naszego entuzjazmu. Zresztą my mijając krowy na pastwiskach nie robimy z tego żadnego wydarzenia :)


Check point

Postój dłuższy. Jednak tym razem wzięli paszporty i fiszki. Ktoś widocznie w jednej z budek wyglądających jak schronisko dla kóz chciał je pooglądać.

Krajobraz jest teraz mocno kamienisty. Tego się nie spodziewałem
Jeszcze jeden check point. Tym razem skrupulatnie. Każdy musiał oddać fiszkę lub dać paszport.

Przyjazd godzina na miejsce do Ataru 14:15. Mieliśmy bardzo wygodnego busa i trasa przebiegła w komfortowych warunkach. Jakby na to nie patrzeć każdy miał swoje jedno siedzenie ;-)

Docieramy na miejsce 14:15. Wita mnie jakiś mauretańczyk z kartką z moim nazwiskiem niczym na hali przylotów. To właściciel Toyoty 4x4. Nawiązałem z nim kontakt jeszcze w Polsce i ustaliłem wszystkie szczegóły. W sumie utrzymywał kontakt już od Amsterdamu, pisząc lub dzwoniąc czy wszystko OK. Szybkie przywitanie i zostawiamy u niego plecaki, a sami pakujemy się do samochodu. Zgarniamy przy okazji naszą ciemnoskórą towarzyszkę podróży. Samochód mamy taki, że w środku 4 osoby + kierowca a na pace kolejne 4 osoby.

Załącznik:
IMG_4300.jpg

Załącznik:
IMG_4291.jpg

Załącznik:
IMG_4293.jpg


Naszym celem jest Szinkit (fr. Chinguetti). Nie mamy za wiele czasu, bo aby wcześnie rano wyjechać do Az-Zuwajrat zdążyc wskoczyć na pociąg, musieliśmy spać w Atar, więc za kilka godzin wrócić.
Kierowca samochód chciał 130 euro. Wstępnie dwa takie zarezerwowałem, ale dzień przed przyjazdem zostaliśmy przy jednym. Koszt zabierał transport w dwie strony, podwózkę, zwiedzanie, czekanie na nas na miejscu. Ustaliliśmy jednak że 2h to nie tak źle i część z nas zdecydowała się jechać na pace toyoty, traktując to jako dodatkowa przygodę.

Wyjeżdżając z miasta trafiamy na szutrowa drogę którą zajmuje nam 2h do celu. W sumie już wiemy po co takie auto. Kurz, pył, piasek i dziury. Myślę że endorfiny naszych towarzyszy jadących na pace skończyły się bardzo szybko. Może za wygodnie nie było, za to było dwa razy taniej :D .

Nasza Francuzka, okazała się być Miss Bordeaux 2022r i TOP 15 Miss France. Hmm… ciekawe. Bardzo miła, skromna dziewczyna. Docelowo miała jechać zobaczyć oazę Terjit, ale zdecydowała się jechać z nami do Szinkit. Jay-Jay wybrała się samotnie w dwutygodniową podróż po Mauretanii. Odważnie 8-) . Bardzo szybko okazało się że jej znajomość francuskiego (i angielskiego) bardzo nam pomaga.

Naszym celem w Mauretanii jest przejechanie całej trasy, jednym z najdłuższych pociągów świata, ale i zobaczenia miasta Szinkit. W średniowieczu było to tętniące życiem metropolia, centrum nauki, religii, prawa, matematyki i astronomii. Spotykali się tutaj pielgrzymi w drodze do Mekki. Miasto nazywano kiedyś siódmym najświętszym miejsce islamu. Pozostałością po dawnej świetności jest meczet i biblioteka z ok. 6000 manuskryptami, w tym także średniowiecznych pochodzących z IX wieku. Przetrwały dzięki przechowywaniu w kilku rodzinnych bibliotekach. Jeszcze przed wyjazdem widziałem wiele filmów na ten temat i wiedziałem że chce to zobaczyć. Miasto wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO, co już dla mnie jest ogromna wartością. Nie be znaczenia jest również fakt, że jako miasto mieszczące się na środku pustyni ulega mocnej degradacji, a piaski Sahary wdzierają się do jej wnętrza co raz mocniej.

Krajobraz bardzo ładny i co zaskakujące robi się mocno górzysty.
Do Szinkit docieramy sprawnie. Zauważam że wszystkie domy tutaj otoczone są kamiennymi murami i nie widać co się dzieje w środku. Pewnie osłania to od wszechobecnego piasku, a i daje cień, który tutaj jest często zbawienny.
Nasz samochód podjeżdża bezpośrednio pod wejście do biblioteki na której nam zależało. W rozpoczynał się akurat pokaz średniowiecznych ksiąg dla grupki niemieckich turystów, wiec dołączamy. Opiekun biblioteki jest mi „znany”. Widziałem go wielokrotnie na filmach. Ciekawie opowiadał o historii tego miejsca, pokazując nam średniowieczny wydania Koranu i pierwsze tomy poezji. Przerażające było dla mnie to, że bezcenne manuskrypty kładzione są cały czas na ziemi i dotykane gołą ręką. W zasadzie może to robić także każdy zainteresowany, co tez o zgrozo widywałem na filmach na YT.

Załącznik:
IMG_4327.jpg

Załącznik:
IMG_4356.jpg

Załącznik:
IMG_4350.jpg

Załącznik:
IMG_4357.jpg


Nie mamy za dużo czasu, a planuje jeszcze zobaczyć jak wygląda to miejsce z lotu ptaka. Oddalam się wiec w kierunku meczetu zbudowanego około XIIIw. Podobno minaret tego meczetu jest drugim, najstarszym minaretem na świecie, który jest w ciągłym użyciu. Przy okazji kupujemy tradycyjne mauretańskie chusty (3szt 10$), które planowaliśmy założyć podczas jazdy pociągiem przez Sahare.

Załącznik:
IMG_4372.jpg

Załącznik:
IMG_4377.jpg

Załącznik:
IMG_4380.jpg


Nie posiadasz wymaganych uprawnień, by zobaczyć pliki załączone do tej wiadomości.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez DAD 28 Gru 2023 18:05, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
Martinuss uważa post za pomocny.
 
 
#20 PostWysłany: 25 Gru 2023 16:30 

Rejestracja: 15 Lut 2016
Posty: 460
Loty: 127
Kilometry: 158 074
niebieski
Pani z Francji nie kłamała ;-) https://www.instagram.com/s/aGlnaGxpZ2h ... B0MXoybXh6
_________________
33/50: Albania, Austria, Belgia, Chorwacja, Cypr, Czarnogóra, Czechy, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Gruzja, Hiszpania, Holandia, Kosowo, Litwa, Łotwa, Macedonia, Malta, Niemcy, Norwegia, Polska, Rosja, Serbia, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Turcja, Ukraina, Węgry, W. Brytania, Włochy
Góra
 Relacje PM off
DAD lubi ten post.
 
 
 [ 50 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: CommonCrawl [Bot] oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

  
phpBB® Forum Software © phpBB Group