Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 17 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 22 Lis 2016 23:18 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
(Ten wpis jest trochę okrojony w zdjęcia więc po więcej zapraszam na mojego bloga: Poznaj Moją Przygodę - http://www.poznajmojaprzygode.pl/?s=czerwone+piaski)

A jak się podobało to zapraszam do polubienia FB: https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/

Miłego czytania. :)

Zdjęcia prezentowane w tym wątku należą do różnych autorów.

Pomysł wyruszenia do Izraela i Jordanii narodził się w 2015 roku. Podróżując autostopem po Islandii poznałem wielu ciekawych i życzliwych ludzi. Kilku z nich było Izraelczykami i opowiadali o swoim kraju z podziwem i fascynacją.
Jesienią tamtego roku zbadałem dokładnie temat wspomagając się Internetem. Opcja autostopu w Izraelu wydała się jak najbardziej możliwa i skutkowała w tamtym regionie. Kraj na dodatek nie był wcale tak wielki, więc i dystanse byłyby możliwe do pokonywania. A skoro już zacząłem myśleć poważnie o Bliskim Wschodzie to czemu by nie zwiedzić jeszcze Jordanii. Koszty jednak mocno skoczyłyby w tym przypadku, ale można by było zwiedzić dzięki temu słynną Petrę będącą jeden z “7 nowych cudów świata”.
W momencie wyszukiwania ciekawych miejsc zaczęły pojawiać się problemy z dojazdem do nich, gdyż obawiałem się znikomego ruchy samochodowego. Co za tym szło, zaczęły rodzić się pewne wątpliwości podróży autostopem.
Pod koniec 2015 roku, podczas rozmowy ze znajomą, odkryłem, że w bliskim otoczeniu jest i ona zainteresowana takim wyjazdem. Chwilę później dołączyła do nas jej siostra i można było zacząć myśleć poważnie o wspólnym podróżowaniu. Od tamtego momentu postanowiłem, że znajdziemy jeszcze jedną albo dwie osoby i w okolicach kwietnia/maja polecimy do Izraela i Jordanii poznawać słynne zabytki, odkrywać pustynie i umierać w niemiłosiernym słońcu.
Przerobiliśmy setki stron internetowych, blogów i forów by się dobrze przygotować na każdą ewentualność i zdobyć jak największą wiedzę o tamtych regionach. Z czasem nawet pojawiali się różni zainteresowani z chęcią dołączenia do wyprawy, ale i oni z różnych przyczyn prędzej czy później rezygnowali. Dopiero na przełomie lutego i marca ustaliliśmy ostateczny skład zespołu gdy pojawiła się zdecydowana ostatnia osoba.
W składzie Joanna, Małgorzata, Rafał i ja - Daniel, przystąpiliśmy do znalezienia najtańszego lotu do Tel Awiw na dwa tygodnie. Dzięki promocją znaleźliśmy lot na maj za około 420 zł od osoby z Katowic. Następnie, przez trzy kolejne miesiące pozostało nam przygotowanie się do naszej podróży.

Podczas naszych przygotowań i podróży każdemu zostały przydzielone zadania.
Rafał jest najmłodszym uczestnikiem naszej wyprawy. Zadeklarował się jako nasz kierowca i świetnie się spisał w tej roli. Nie da się też o nim powiedzieć, że był oszczędny w robieniu zdjęć, bo robił ich najwięcej z nas wszystkich.
Asia zawsze na bieżąco sprawdzała dostępność tanich lotów do Izraela, byśmy nie przegapili okazji. Przewertowała też sporo blogów czy forów, dzięki czemu świetnie wspomagała nas informacjami praktycznymi.
Gosia bardzo dobrze sprawdziła się za naszego przewodnika, zawsze gdzie się pojawialiśmy mogliśmy uzyskać od niej sporo przydatnych informacji o tym miejscu. Wielce się zaangażowała w organizacje noclegów oraz była naszym skarbnikiem przez cały czas.
No i ja, skromny organizator, któremu to przypadło ułożenie trasy wycieczki i nawigacja po Izraelu i Jordanii. Zdarzało mi się też targować jeśli przychodziło rozmawiać o transport.
Każdy z nas odegrał dużą rolę w tym wyjeździe dzięki czemu przeżyliśmy wiele ciekawych przygód na trasie.
Image


Dzień 8.05.16 - Przylot
Na zegarku wybiła godzina 4:30, lot miałem przewidziany dopiero na 16.20. Byłem jednak mocno niewyspany przez całonocną imprezę urodzinową mojego brata, a musiałem jeszcze się dostać pociągiem do Poznania skąd cała nasza czwórka ruszała samochodem na lotnisko do Katowic.
Tak się składa, że cała grupa z wyjątkiem mnie mieszka w Poznaniu, czyli to ja miałem największą niedogodność związaną z dojazdem ze Szczecina.
W pociągu mogłem sobie pozwolić na odespanie kilku godzin. A kiedy dotarłem do Poznania, po czym wszyscy spakowaliśmy się do samochodu, również mogłem pozwolić sobie na kilka godzin snu.
Na lotnisku jednak przeważało spore grono ludności żydowskiej. Parę dni wcześniej, dokładnie 5 maja odbył się <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Marsz_%C5%BBywych">Marsz Żywych</a> i sporo osób przyjechało do Auschwitz oddać hołd ofiarom Holocaustu. Tego dnia wielu z nich wracało do swojego kraju i my jako nieliczna garstka Polaków leciała wraz z nimi.

Po wylądowaniu w Tel Awiwie, mnie z Rafałem zatrzymano do krótkiej rozmowy kontrolnej. Zadano nam zwykłe rutynowe pytania typu: “Dokąd się wybieramy?”, “Jaki mamy cel?”, “Jak długo znam moich towarzyszy?” i najbardziej nietypowe “Czy wraz z Rafałem jesteśmy parą?”. Po 5 minutowej rozmowie zostaliśmy puszczeni wolno. Informacje zebrane w Internecie pozwoliły mam przygotować się na możliwe częste kontrole i przepytywania ze strony pracowników lotniska bądź funkcjonariuszy. Przede wszystkim do takich rozmów trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Dziewczyn również spotkała taka sama przyjemność kilka minut później. W momencie kiedy ja z Rafałem przeszliśmy kontrolę paszportową swobodnie, koleżanki zostały zatrzymane na dobre 10 minut, co przez chwile wzbudzało nasze obawy.
Na zewnątrz lotniska zastała nas noc, ale temperatura była bliska 25 stopni. Po za tym większych problemów tego dnia nie napotkaliśmy, aczkolwiek musieliśmy jeszcze dostać się do Jerozolimy. O godzinie 22 jedynym wyjściem jakie mieliśmy to skorzystanie z taksówki zbiorowej. Koszt jaki wyszedł za osobę to nie bagatela 19$ (sic!). Z braku alternatywy i po dłuższym zastanowieniu skorzystaliśmy z tego transportu, aczkolwiek czuliśmy, że zostaliśmy mocno naciągnięci przez starszego taksówkarza.
Zawiózł nas bezpośrednio na stare miasto, gdzie mieliśmy hostel. Po czym grzecznie poinstruował nas byśmy pilnowali wszystkie nasze rzeczy, czy to plecaki czy kieszenie. Oraz byśmy byli uważnie w szczególności w obecności rozbieganych dzieciaków.

Dzień 9.05.16 - Jerozolima i Betlejem
Nad ranem, po wymienię pieniędzy w kantorze, mieliśmy udać się do Betlejem. Przy dworcu autobusowym zaczepił nas taksówkarz oferując nam transport w tą i z powrotem za astronomiczną cenę 300 ILS (1 szekel = 1 złoty), chwilę później zbitą do 200 ILS. Stanowczo jednak odmówiliśmy, gdyż można było się dostać do miasta narodzin Jezusa Chrystusa zwykłą komunikacją miejską. Za bilet autobusowy w jedną stronę od osoby zapłaciliśmy zaledwie 6,80 ILS, a podróż nie trwała wcale długo, bo Betlejem było oddalone o 10 km.
Image


Betlejem leży w Autonomii Palestyńskiej, co znaczy, że trzeba przejechać przez punkty wojskowe w których odbywa się kontrola. W naszym przypadku wystarczyło zwyczajnie machnąć paszportem po czym zostaliśmy przepuszczeni wolno. Palestyńczycy natomiast musieli wysiąść z autobusu do bardziej skrupulatnej kontroli.
W Betlejem był ścisk, ale ceny były dużo niższe od tych, które widzieliśmy w Jerozolimie. Dostaliśmy tu falafela za 3 ILS, który kosztowałby 3 razy więcej w samej stolicy Izraela.
Największą atrakcją odwiedzaną w Betlejem przez turystów i pielgrzymów jest natomiast Bazylika Narodzenia Pańskiego, w której znajduje się Grota Narodzenia Chrystusa.
Image
Image
Image
Image
Image


Zaraz obok bazyliki można było zobaczyć prawdziwy akcent polskości!
Image


Po zwiedzeniu bazyliki wracamy na stare miasto w Jerozolimie tym samym sposobem w jaki przyjechaliśmy. Stare miasto jest podzielone na 4 różne dzielnice kulturowe: żydowską, muzułmańską, ormiańską i chrześcijańską.
Image
Image
Image
Image


Pierwszy przystanek podczas zwiedzania starego miasta przypadł w dzielnicy żydowskiej przy Ścianie Płaczu. Przy każdym wejściu do tego świętego dla Izraelitów miejsca, obowiązkowa kontrola osobista z bramkami elektromagnetycznymi.
Dostęp do ściany jest podzielony na dwie sekcje, pierwsza wyłącznie męska do której nie mogą mieć dostęp kobiety, oraz druga ogólnodostępna tak samo jak i dla mężczyzn, tak i dla kobiet. Przy najświętszym miejscu judaizmu obowiązuje jarmułka na głowach panów. Dla turystów i odwiedzających są dostępne papierowe nakrycia zaraz przy dojściu do ściany.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Z większych zabytków zobaczyliśmy jeszcze Mury starego miasta i jego dzielnice.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Bazylikę Grobu Świętego.
Image
Image
Image
Image


Ciekawostka.
W Wielką Sobotę w bazylice Grobu Świętego można być świadkiem tzw. Cudu Świętego Ognia. Prawosławny patryjarcha Jerozolimy trzykrotnie obchodzi edykuł Bożego Grobu. Zdejmuje szaty liturgiczne, tak aby było widać, że nie ma przy sobie żadnych przedmiotów, dzięki którym mógłby rozpalić ogień, następnie z dwoma pękami świec wchodzi do kaplicy Grobu. Wejście jest pieczętowane, a od poprzedniego dnia wszystkie lampy oliwne w kościele są zgaszone. Kiedy patryjarcha wychodzi oba pęki świec się palą i są przekazywane zgromadzonym.

Pod koniec dnia zwiedziliśmy Cytadele Dawida oraz późnym wieczorem wspięliśmy się na Górę Oliwną.
Image
Image


Dzień 10.05.16 - Transport do Jordanii
Z rana ruszyliśmy zobaczyć Kopułę na Skale, która to znajdowała się na Wzgórzu Świątynnym w dzielnicy muzułmańskiej. Na terenie tego miejsca natomiast obowiązywał określony strój, a niektórzy z nas musieli zakupić sobie arafatki by przykryć nogi i móc dalej zwiedzać.
Kopuła na Skale jest jednym z najważniejszych muzułmańskich sanktuariów, a wnętrze tej świątyni jest jedynie przeznaczone dla muzułmańskiej społeczności. Dodatkowo cały ten teren jest abstrakcją tego co się widzi po za Wzgórzem Świątynnym. Gdyż ten teren charakteryzuje się czystością i porządkiem, jednak pozostała dzielnica muzułmańska leżąca na starym mieście jest najbardziej zanieczyszczoną i zaśmiecona ze wszystkich dzielnic.
Image
Image
Image
Image
Image


W kolejnej części dnia czekało nas przetransportowanie się do stolicy Jordanii - Ammanu. Przy jednej z ciasnych uliczek dworca autobusowego znajdowała się firma przewozowa, kursująca bezpośrednio na granicę Izraelsko-Jordańską (42 ILS + 5 ILS za bagaż).
Przy tej granicy czekała nas opłata wyjazdowa (175 ILS - pozostałe dwie granice, jak się później dowiedzieliśmy, posiadały opłatę dużo tańszą, bo tylko 105 ILS, jednak trzeba by było poświęcić dużo więcej czasu na transport w tamte miejsca). Wiza do Izraela jest natomiast darmowa, trzeba tylko opłacić opłatę wyjazdową. Z reguły jeśli ktoś wraca samolotem do swojego kraju to nie musi się przejmować tą formalnością, bo taka opłata jest zawarta w cenie biletu.
Podczas przekraczania granicy ani razu nie byliśmy zatrzymani do kontroli przez służby Izraelskie. Jednak za transport między granicami ponownie zostaliśmy skasowani - tym razem po 55 ILS.
Image


Dalej mieliśmy już odprawę paszportową do Jordanii, tu natomiast posiadaliśmy przygotowane wizy zakupione w Polsce, czyli multibilet Jordan Pass (JP).
Image


Jordan Pass jest to połączenie biletu z dostępem do ponad 40 atrakcji na terenie całej Jordanii oraz odstąpienie od opłaty wjazdowej do tego kraju. Koszt tego karnetu to 70 JD (1 dinar= 5,50 złotych).
Po odprawie czekał nas transport z granicy Jordanii do Ammanu. Koszt jaki nam oferowano ma początku przez taksówkarzy to 30 JD, jednak obeznani z potęgą targowania w tych stronach i udawaniem niezainteresowanych, udaje nam się zbić dużo z ceny. Wystarczyło przejść może 200 metrów i odmówić 5 taksówkarzom, by cena spadła prawie o połowę - do 16 JD.

Po przyjeździe do stolicy spotkaliśmy się z problemem rozmienienia pieniędzy na drobniejsze u taksówkarza, nic nie wskórało chodzenie po wszystkich straganach i sklepach by ktoś chciałby nam pomóc. Dopiero właściciel pewnego lokalu, po umówieniu się, że wstąpimy do niego na obiad, pomógł nam rozmienić pieniądze.
Image
Image


W hostelu sytuacja podobna. Kierownik też nie potrafi w tym momencie wydać całej kwoty od razu, wciska nam natomiast butelki wody mineralnej, a po resztę pieniędzy mamy przyjść później.

By nie tracić całego dnia ruszyliśmy do Teatru Rzymskiego będącego jednym z dwóch zabytków w stolicy. Teatr Rzymski w Ammanie został wybudowany w II wieku za panowania cesarza Piusa.
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Zwiedzanie miasta nie wydaje się być przyjemną rozrywką ze względu na słabo dostosowane możliwości poruszania się pieszych. Praktycznie rzecz mówiąc, na tym kończymy nasz spacer po stolicy, bo wcale nie uśmiecha nam sie zwiedzanie ruchliwych ulic.
Image


Po powrocie do hostelu zaczepił nas kierownik nietypową z prośbą o drobną przysługę. Mianowicie chciał byśmy pojechali z jego kuzynem do “Tax-free Shop”, sklepu wolnego od podatku dla turystów, po papierosy. My mamy tylko służyć naszą obecnością i paszportami do pomocy przy kasie, a w zamian zrewanżuje się shishą. Alternatywy ciekawszej nie mieliśmy w tamtym momencie więc przystaliśmy na propozycje.
Pojechaliśmy samochodem praktycznie na drugi koniec miasta, dodatkowo zakupy nie skończyły się tylko na papierosach, ale i dużej ilości whisky i shishy.
Image
Image
Po powrocie otrzymaliśmy obiecaną fajkę wodną oraz znakomitą beduińską herbatę na dachu hostelu, gdzie spędziliśmy kilka dobrych godzin w miłym towarzystwie anglika i kierownictwa hostelu.
Image
Image
Image


Dzień 11.05.16 - Ajloun i Dżarasz
Z rana, całą grupą, udaliśmy na dworzec autobusowy. Skąd mieliśmy dostać się wpierw do zamku Ajloun, a w drodze powrotnej zahaczyć o starożytne miasto Dżarasz. Podróż kosztowała nas zaledwie 1 JD za osobę w jedną stronę, co było bardzo przyzwoita ceną.
Dzień wcześniej w hostelu byliśmy nagadywani przez kierownika by skorzystać z jego super oferty i pojechać z nim do zamku Ajloun. Kwotę którą zaoferował była 10 razy wyższa. Tłumaczenie mu, że całą trasę można zrobić dużo taniej na własną rękę nic nie dawało, bo tylko bardziej dawał nam do zrozumienia, że jego oferta i tak jest najlepsza orz byśmy nie wierzyli w jakieś niepewne informacje.
W autobusie natomiast jadącego już do zamku Ajloun poznaliśmy młodego Jordańczyka, poprosił dyskretnie byśmy komunikowali się tylko za pomocą jego telefonu. Uprzedził nas grzecznie ile kosztują tu usługi za transport oraz w razie problemów podał nam swój numer telefonu by sie z nim kontaktować. Kiedy wysiedliśmy z autobusu zaczepił nas jeszcze na chwilę i zasugerował byśmy na siebie uważali oraz w każdej chwili chętnie nam pomoże w razie problemów.
Do zamku Ajloun wspinaliśmy się godzinę stromą drogą, ale nikt z naszej czwórki nie pokazywał po sobie zmęczenia.
Image
Image
Image
Image


Na wzniesieniu mogliśmy podziewać pozostałości jednego z nielicznych najbardziej zachowanych muzułmańskich zamków. Ten był datowany na XII wiek.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Droga powrotna była znaczniej łatwiejsza i trasę pokonaliśmy dużo szybciej. Niestety w oczekiwaniu aż zapełni się autobus, powoli traciliśmy cierpliwość. Kiedy już ruszyliśmy, po godzinie dotarliśmy do miasta Dżarasz w którym znajdowały się starożytne ruiny.
W IV w p.n.e. zostało złożone tu potężne macedońskie miasto przez Aleksandra Wielkiego, po czym rozkwitło za panowania rzymskiego. W VIII wieku nastąpiło jego doszczętnie zniszczone przez trzęsienie ziemi, a ruiny zostały odkryte dopiero w XIX wieku.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Koło 17 ruch trochę zaczynał zamierać na ulicach i autobus powrotny do Ammanu nie potrafił się zapełnić pasażerami. Kierowca zorganizował nam alternatywny transport prywatnym samochodem do stolicy.
Będąc znów na dworcu autobusowym, chcieliśmy jeszcze złapać taksówkę do hostelu. Tu nie było żadnego problemu, wystarczyło tylko stanąć na ulicy i podnieść rękę by ktoś się zatrzymał.

Ciąg dalszy nastąpi...
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
Pabloo uważa post za pomocny.
 
      
Grupa Lufthansa: Wakacyjne loty do Mołdawii, Maroka, Grecji i Rumunii z Krakowa i Warszawy od 438 PLN Grupa Lufthansa: Wakacyjne loty do Mołdawii, Maroka, Grecji i Rumunii z Krakowa i Warszawy od 438 PLN
Miesiąc na Phuket za 4040 PLN. Loty z Warszawy (z dużym bagażem) i noclegi w 4* hotelu Miesiąc na Phuket za 4040 PLN. Loty z Warszawy (z dużym bagażem) i noclegi w 4* hotelu
#2 PostWysłany: 23 Lis 2016 11:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Lut 2015
Posty: 311
Loty: 24
Kilometry: 30 926
niebieski
Fajnie...
spadłeś mi z nieba, bo właśnie się rozglądam za informacjami z Jordanii.
Czekam zatem na ciąg dalszy :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 23 Lis 2016 12:01 

Rejestracja: 03 Wrz 2014
Posty: 421
niebieski
Świetna relacja :-)
Mógłbyś podać nazwę hostelu, w którym zatrzymaliście się? Poleciłbyś go? Na jakiej stronie najlepiej czyt. najtaniej jest go rezerwować?
Pzdrw
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 23 Lis 2016 16:25 

Świetna relacja. Przeczytałem z ciekawością i czekam na ciąg dalszy.
Góra
 PM off  
      
#5 PostWysłany: 23 Lis 2016 23:41 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
Jutro postaram się wrzucić kolejną część, ta będzie całkowicie poświęcona Jordanii.

yaris21 napisał(a):
Świetna relacja :-)
Mógłbyś podać nazwę hostelu, w którym zatrzymaliście się? Poleciłbyś go? Na jakiej stronie najlepiej czyt. najtaniej jest go rezerwować?
Pzdrw


My nocowaliśmy w Bdeiwi Hostel & Hotel w Ammanie i rezerwowaliśmy przez Booking.com. Chyba był to jeden z najtańszych jakie znaleźliśmy w mieście. Jeśli nie oczekuje się drinków z palemką i lśniących pomieszczeń to standard był ok za tamte pieniądze. Śniadanie bardzo syte i zawsze częstowali herbatą. No i dwukrotnie dostaliśmy shishe :)

W razie pytań wal śmiało. :)
Jak by co szybciej odpiszę przez FB https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 24 Lis 2016 08:43 

Rejestracja: 18 Cze 2015
Posty: 44
Loty: 55
Kilometry: 115 153
Bardzo fajna relacja. Czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy. Jordania wydaje sie bardzo ciekawa, z wieloma ukrytymi perelkami i nie skazona masowa turystyka.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 24 Lis 2016 22:53 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
Przygoda w Jordanii właśnie miała się zacząć, a przez kolejne 3 dni mieliśmy zaplanowane wiele miejsc do zobaczenia.

Zaobserwowałem też, że obcokrajowiec nie jest tutaj traktowany jako chodzący bankomat i nie musi cały czas odganiać natrętów. Ludzie są skorzy do rozmów jednak najczęściej robią to by zachęcić nas do zakupów. I to głownie w tedy kiedy przyglądamy się towarowi. W gruncie rzeczy odnosi się wrażenie, że największym rzemiosłem i sztuką dla Jordańczyków jest handel, więc mieszkańcy starają się o dobry wizerunek na poziomie sprzedawca-klient. Często każda dana obietnica jest święta, ale w kwestiach finansowych trzeba być bardzo stanowczym.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo to również nie można im nic złego zarzucić. Patrole policyjne widząc wypożyczony samochód na drodze często się uśmiechają do obcokrajowców i najwyraźniej starają się zadbać o jak najlepszy wizerunek kraju. Co jakiś czas na głównych drogach można spotkać pick-upy z działkiem automatycznym i funkcjonariuszy w pełnym oporządzeniu, jednak nigdy nie mieliśmy z nimi do czynienia.


Dzień 12.05.16 - Droga Królewska
Nie planowaliśmy próżnować od samego rana, chcieliśmy objechać jak najwięcej możemy tego dnia. Wiele ciekawych zabytków i fascynujących miejsc znajdowało się wzdłuż granicy Izraelskiej i czekało na nas. Dlatego też zaraz po śniadaniu wraz z Gosią poszliśmy po zamówiony samochód do centrum miasta. Lokalizacja miejsca nie do końca zgadzała się z tą podaną w Internecie, przez to szukanie wypożyczalni zajęło nam trochę więcej czasu.
Ogólnie rzecz biorąc cała organizacja miasta i kierowanie się wytycznymi według internetowych map często okazywało się nieaktualne. Obserwując miasto odnosiłem wrażenie, że panował tam nie mały chaos, a pytając o konkretną ulicę otrzymywaliśmy tylko zastanawiające spojrzenia. Przyprawiało nam to dodatkowo dużo problemów z poruszaniem się, ale koniec końców jakoś udawało nam się znaleźć poszukiwane miejsca.
Dlatego też, do salonu dotarliśmy lekko spóźnieni. Jednak na domiar małej frustracji, na miejscu spotkaliśmy się z kolejnym problemem. Mieliśmy małe perypetie z przyjęciem kart kredytowych i dopiero po 3 karcie znaleźliśmy jedną taką którą bank przyjął.
Najwyraźniej terminale w Jordanii nie przyjmują wszystkich kart polskich banków. Czasami też zdarzało się, że nawet i w Izraelu wypłata gotówki z bankomatów potrafiła spotykać się z odmową.
Reszta papierkowej roboty w wypożyczalni na szczęście odbyła się już bez zakłóceń, więc mogliśmy z samochodem pojechać po Asię i Rafała oraz nasze rzeczy.

W hostelu pożegnaliśmy się z pracującym tam Read’em, osobą bardzo pomocną i przyjazną. Wielokrotnie służył nam informacją i sugerował co jest warte uwagi w jego kraju. Dodatkowo trzeba mu przyznać, że robił świetną beduińską herbatę, która chyba najbardziej przypadła mi do gustu!
Pozostało nam już tylko wyjechać z zatłoczonego i zakorkowanego miasta by zwiedzić całą Jordanię. Na szczęście wyjazd poszedł nam dużo sprawniej niż się tego obawialiśmy. Za Ammanem mogliśmy rozkoszować się spokojną trasą aż do Petry.

Przez cały kraj prowadzą trzy drogi. Pierwszą jest pustynna autostrada, która szybko doprowadziła by nas na południe, jednakże odebrała by nam możliwość zobaczenia wielu ciekawych miejsc. Kolejna droga wiodła wzdłuż granicy Izraelskiej i według wielu, jest ponoć mało atrakcyjna. Ostatnim wariantem jest Droga Królewska - ciężka, zawiła, długa, ale wynagradzająca pięknymi widokami. My będąc spragnieni przygód i pięknych krajobrazów z oczywistych pobudek wybieramy ostatnią z możliwych opcji.
Czekało nas 260 kilometrowa trasa z wieloma atrakcjami po drodze nim mieliśmy dotrzeć do Petry.
Image


W pierwszej kolejności na trasie znajdowały się pozostałości Umm Ar-Rasas, będące stanowiskiem archeologiczne zniszczonego bizantyjskiego miasta.
Po dziś dzień w tym miejscu pozostały tylko ruiny, mozaika i 15 metrowa kamienna wieża.
Image
Image
Image
Image


Przemierzając pustynne stepy, krajobraz czasem zmieniał nam się z jałowej ziemi w bogatą i żywą krainę. Właśnie na tym odcinku do Petry poznaliśmy sympatycznego Samuela. Człowiek ten nie dość, że starał się zapewnić nam bardzo przyjemnie towarzystwo to jeszcze zorganizował dla nas bardzo zimne napoje. Wskazał nam swoje poranne miejsce kontemplacji oraz wspominał, że zbiornik wodny Mujib Dam wspomaga północne tereny aż do Ammanu w celu urodzaju roślinności na pustyni.
Image
Image
Image
Image
Image
Image

Samuel codziennie rano może podziwiać te przepiękne widoki ze swojego... hmmm... tronu.

W połowie trasy zatrzymaliśmy się przy zamku Kerak, będącego jednym z najbardziej znanych zamków Krzyżowców, który w swej historii służył, jako twierdza Moabitów. Lokalizacja i siła tej twierdzy stworzyła z tego zamku jedną z największych warowni obronnych na wschód od Królestwa Jerozolimskiego. Zamek jest otoczony klifami praktycznie z każdej strony i góruje nad Drogą Królewską. Dodatkowo droga swego czasu służyła również jako szklak handlowy i trasą pielgrzymek do Mekki.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Pod sam koniec trasy czekał na nas jeszcze XII wieczny zamek Shobak, będącego kolejną ostoją podczas wypraw krzyżowych swego czasu. Ponoć zamek tylko z zewnątrz prezentuje się okazale, a wewnątrz jest tylko stertą kamieni. Nie mogliśmy się co prawda o tym przekonać osobiście, gdyż czas nas gonił i powoli zaczynało robić się ciemno, ale nie zmienia to faktu, że Jordania posiada niesamowite pozostałości po piaskowych twierdzach.
Image
Image
Image
Image


Ostatecznie do Petry dotarliśmy koło godziny 20, gdzie mogliśmy spokojnie przespać noc i przygotować się na jeden z najbardziej niesamowitych punktów naszej podróży.
Image


Ogólnie do Petry ciągnie masa turystów, gdyż jej kamienne miasto jest jednym z siedmiu nowych cudów świata.
Petra jest ruinami miasta Nabatejczyków, którego rozkwit datuje się na III w. p.n.e. do I w. n.e. Petra była wtedy stolicą królestwa, a całe miasto położone jest w skalnej dolinie, do której prowadzi jedna wąska droga wśród skał – wąwozem As-Sik. Miasto to słynie z licznych budowli wykutych w skałach. Sami Nabatejczycy zwali Petrę Rqm (Rakmu), co oznacza „wielobarwna”.

Dzień 13.05.16 - Petra
Wybierając się do Petry warto zarezerwować sobie cały dzień na zwiedzanie starożytnego miasta i zaopatrzyć się w dużą ilość wody. Petra jest naprawdę rozległa i dobrze poświęcić na nią trochę więcej czasu by zobaczyć całą gamę pozostałości naniesionych z różnych kultur i epok.

Wstaliśmy skoro świt, zjedliśmy szybkie śniadanie i o 8 byliśmy już pod bramą Petry. Jeszcze nie było gorąco, ale wiedzieliśmy, że prędzej czy później to się zmieni. Turystów o tej porze wielu nie było, ale oni definitywnie przybędą z czasem.
Jeszcze przed głównym szlakiem wiodącym do kamiennego miasta czekali panowie oferując przejażdżkę konną, mówiąc, że ta atrakcja jest w cenie biletu. Nikt z nas się nie zdecydował na tę “darmową” przejażdżkę, ale chwilę później mogliśmy zaobserwować, iż ci co skorzystali z transportu, musieli zapłacić.
Przez większość czasu maszerowaliśmy wąskim przesmykiem wąwozu Al-Siq. Wąwozem który jest naturalnym tworem utworzonym w skutek sił tektonicznych i posiadającym aż 3 metry szerokości oraz sięgającym od 100 do nawet 200 metrów wysokości. Nim dotarliśmy do Skarbca Faraona maszerowaliśmy blisko 1200 metrów cały czas w cieniu wysokich ścian.
Skarbiec jest wykutą w skale piętrową budowlą, powstałą na przełomie I i II wieku. Od paru lat turyści co prawda nie mogą już wchodzić w głąb sali tylko podziwiać całą budowle z zewnątrz, jednak nie psuje to wizerunku wyjątkowości tego miejsca. Możliwe, że te działania miały na celu zapobiegnięciu zniszczenia zabytku, albo odwlec turystów od badania legendy mówiącej, że gdzieś tam jest ukryty skarb. Miejsce to zostało również osławione w różnych dziełach m.in. w filmie o Indianie Jonesie, gdzie w świątyni został ukryty Święty Graal oraz z książki Agathy Christie, w którym cała Petra jest tłem głównych wydarzeń akcji.

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image



Trekking w Petrze trwał z 8 godzin, dostarczył nam niesamowitych wrażeń i niemiłosiernie nas wymęczył. Temperatura i słońce trochę dało nam do wiwatu, gdyż zużyliśmy wszystkie zapasy wody, które mieliśmy przy sobie. Pierwszą rzeczą którą wraz z Rafałem zrobiłem zaraz po powrocie do samochodu, to dobraliśmy się do napojów schowanych w bagażniku.
Na terenie starożytnego miasta można było kupić jak najbardziej coś do picia, jednak cena była mocno zawyżona. Zdarzało się nieraz, że stanowiska z pamiątkami były zwyczajnie rozstawione, a w okolicy nie znajdował się ani jeden sprzedawca. Beduini najwyraźniej wierzą w zaufanie między sobą, gdyż w przypadku gdyby ktoś przywłaszczył sobie czyjeś rzeczy na pustyni, odebrał by mu też życie.



Mając już odwiedzone starożytne miasto mogliśmy się skierować na jedną z najpiękniejszych pustyń świata, Wadi Rum.
Pustynia Wadi Rum jest definitywnie jednym z najpopularniejszych miejsc w Jordanii wśród turystów. Popularnymi formami wypoczynku jest zwiedzanie pustyni samej w sobie, camping "pod gwiazdami", jazda na wielbłądach oraz wspinaczka. Trzeba przyznać, że duży napływ turystów w ten rejon kraju spowodował majętności Beduinów i w tych czasach nie jest to nic obcego spotkać starego nomada z telefonem komórkowym czy będącego w posiadaniu najnowszego modelu samochodu terenowego. W każdym bądź razie UNESCO umieściło w 2011 roku pustynie Wadi Rum na listę światowego dziedzictwa i trzeba przyznać, że nie bez przyczyny.

Przed wjazdem na pustynie musieliśmy się zameldować w Visitor Center jako turyści. Następnie Beduin pilnujący wjazdu skontaktował się z naszym przewodnikiem, i poinformował go, że lada moment będziemy na głównym parkingu i by ten nas odebrał.
Chwilę później poznaliśmy Shteiwi'ego, sympatycznego przewodnika oraz opiekuna naszego campingu. W ramach zapoznania i zajęciem się sprawami formalnymi zawiózł nas do siebie. Beduini nieźle się tam ustawili, bo od razu poinformowali nas o możliwości wykupienia różnych pakietów podróżniczych po pustyni, a następnie mówią o dodatkowej opłacie za dojazd do campingu. Za dodatkowe atrakcje odmówiliśmy, ale transport na pustynny camping musieliśmy zaakceptować. Innego wyjścia nie było by tam dojechać bez przystosowanego samochodu na ten teren. Długi spacer z cięzkimi bagażami również odpadał. Koszt za grupę wyszedł nie bagatela 20 JD w jedną stronę, co było bardzo nie adekwatne do długości jazdy.
Camping w gruncie rzeczy okazał się skromny, ale bardzo klimatyczny. Dla naszej czteroosobowej grupy przypadł jeden wspólny namiot.
Image


Z Rafałem postanowiliśmy nie próżnować i przejść się jeszcze kawałek po pustyni i zobaczyć zachód słońca. Gosia z Asią natomiast zostały w tym czasie w obozie.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


W momencie zachodu było tam niesamowicie pięknie. Aż żal, że dziewczyny z nami nie poszły, bo takie momenty nie często mogą się powtórzyć.
Kiedy słońce już całkowicie zaszło mieliśmy wszyscy miłą przyjemność spędzić noc przy ognisku z Beduinami i turystami z innych campingów wspólnie się poznając.

Dzień 14.05.16 - Wari Rum
Pustynia Wadi Rum to 720 km2 z płaskimi dolinami oraz z gigantycznymi kolorowymi masywami. Skałami i wydmami z oszałamiająca gamą kolorów, barwy od białego poprzez różne odcienie pomarańczowego aż do czarnego otaczają człowieka wszędzie aż po horyzont. I to właśnie sprawia że ta pustynia jest magiczna, ale tak samo jak na większości pustyń trudno skryć się na niej przed słońcem.
My przytargaliśmy ze sobą duży zapas wody na całodzienny trekking który miał nam starczyć do aż wieczora. Temperatury panujące tutaj jednak potrafią być naprawdę wysokie, więc trzeba musieliśmy dbać o częste nawadnianie się. Swoją drogą był dopiero maj, nie wyobrażam sobie co by było jak byśmy przyjechali dwa miesiące później. W nocy natomiast temperatura utrzymuje się w granicach 22 stopniach. Wiemy jednak, że jak tylko słońce wzejdzie temperatura skoczy nawet do 35 stopni i będziemy pochłaniali naprawdę duże ilości napojów. Zdecydowanie przydało się nad dobre nakrycie głowy i możliwe częste przebywanie w cieniu skał o ile to było możliwe.
Nim jeszcze słońce zaczęło najmocniej świecić na nas, wybraliśmy się na mały trekking po pustyni. Oszczędzając siły poruszaliśmy się wzdłuż skał by skrywać się jak najczęściej w cieniu i ciesząc się z tego niesamowitego cudu natury, którym jest pustynia Wadi Rum.

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image



Na pustyni jest wiele obozów beduińskich przeznaczonych dla turystów jak i takich będących domem dla zwierząt hodowlanych. Nieraz widzimy jak pasterze wraz ze stadem kóz przemierzają w pełnym słońcu pustynie i nie mając z tym większych problemów.
Wadi Rum jest domem dla wielu zwierząt. Są to między innymi węże, które na szczęście występują w nielicznej grupie, jaszczurki w śród których znaleźć można mierzącą nawet 35 cm Niebieską Agmę i, aż 8 rodzajów skorpionów. Występują również i ssaki takie jak dromadery, kozły górskie, gazele, koty pustynne, dzikie psy czy nawet zające.
W tej części pustyni, przeznaczonej dla turystów, większość z groźniejszych zwierząt jest tropiona i zabijana ze względów bezpieczeństwa.
Nam nie udaje się spotkać przez cały pobyt żadnego z wyżej wymienionych zwierząt, prócz owadów, małych jaszczurek, kóz i psów pasterskich. Jednak nie raz spotkaliśmy się z kośćmi większej zwierzyny, prawdopodobnie wielbłąda bądź kozy.


Kolo godziny 13, podczas największego słońca, wracamy do obozy by schować się w cieniu namiotu.
Nasz przewodnik Shteiwi, widząc nas strudzonych, przyniósł nam zimne i orzeźwiające napoje. Następnie zaprosił na beduińską herbatę oraz na shishe w cieniu skał. Wszyscy chętnie dołączyliśmy do niego i słuchaliśmy jak opowiadał o zwyczajach panujących w jego kulturze.
Image
Image
Image
Image


Wadi Rum swego czasu był zamieszkiwany przez wiele różnych kultur. Pozostałości w rodzaju malunków naskalnych, petroglifów czy pustynnych świątyń są obecne do tego czasu. Teraz pustynia jest jednak głównie zamieszkiwana przez Beduinów oraz ich zwierzęta hodowlane. Wgłębi pustyni również występują obozy, jednak te gównie służą do polowań na okoliczna zwierzynę.

O 16 kiedy słońce już trochę mniej dawało po sobie znać, ruszyliśmy w innym kierunku pustyni.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Z jednego ze stoków piaskowych Rafał postanawia nawet zbiec, przy czym głośno mu kibicowaliśmy. Pokaz był widowiskowy, jednak końcówka okazała się dla niego nie fortunna, w wyniku czego musimy trochę mu pomóc z otrzepywaniem z piachu.

Koło 18 poszliśmy na półkę skalną skąd mogliśmy podziwiać kolejny raz zachód słońca. Shteiwi i jego kuzyn Salem dołączyli by nam towarzyszyć. Salem zapewniał nas, że miał w ten dzień urodziny (zweryfikowaliśmy po powrocie informacji i okazało się, że trochę minął się z prawdą). Z tej okazji chciał zorganizować przyjęcie wieczorem w naszym obozie. By zaprezentować nam w jakim dobrobycie się obraza zaczął prezentować nam swój nowy prezent urodzinowy, cyfrowy aparat fotograficzny, który przy okazji potrafi dzwonić. Mówił, że ten dość dziwny wynalazek dostał prosto od znajomego ze Stanów.

Image
Image
Image
Image


Gdy już zaszło słońce zaczęli się zjeżdżać Beduini z innych obozów wraz z nowymi turystami, których jeszcze nie mieliśmy okazji poznać. Ognisko tworzyło cudowny klimat, jeden z Beduinów grał na lutni, a kolejny śpiewał. My zostaliśmy poczęstowani piwem i wielką misą gorącego dania - kurczaka z ryżem na ostro. Impreza była naprawdę bardzo przyjemna, bo mieliśmy okazje trochę więcej pogadać z innymi obcokrajowcami podczas tego wyjazdu. Na dodatek nasz solenizant zorganizował wielką butelkę Johnny'ego Walker'a i zaczął częstować wszystkich w okolicy.
Beduini nie mogą co prawda pić alkoholu, bo są muzułmanami, jednak młodzi raczej nie zawsze się trzymają tych reguł i korzystają z dobrodziejstw innych kultur. Z czasem zaczęli robić się coraz bardziej śmielsi, co mogliśmy zaobserwować częstszym zagadywaniem do dziewczyn. Gosia i Asia jednak świetnie sobie radziły z adoratorami i bez problemu zbyły naszych beduińskich znajomych. Częste proponowanie alkoholu tu nic nie dawało, bo przecież dla Polaka jedna butelka modniejszego trunku to nic wielkiego!
Impreza trwała dobre parę godzin nim wszystkich zmorzył sen, a kolejny dzień nie obyło się jednak bez bólu głowy naszych sympatycznych gospodarzy.

Ciąg dalszy nastąpi...
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 26 Lis 2016 18:02 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
Zdjęcia prezentowane w tym wątku należą do różnych autorów.

Przygoda w Jordanii miała niestety już powoli dobiegać końca, za sobą mieliśmy gorące piaski pustyni Wadi Rum, fascynujące starożytne miasto Petra oraz wiele piaskowych zamków. Ludzie, których poznaliśmy w tych regionach, pokazali nam niesamowity inny świat. A wszystko co czytaliśmy lub słyszeliśmy w domu o niebezpieczeństwach i nieciekawych sytuacjach okazały się nieprawdą. Teraz jednak czekał nas Izrael, a nasze oczekiwania w stosunku do odwiedzonej Jordanii były wysokie.

15.05.16 - Z powrotem w Izraelu
O 9 rano byliśmy po śniadaniu i gotowi do wyjazdu. Na parking odwiózł nas Shteiwi, który definitywnie odmawiał sobie alkoholu dnia poprzedniego. Po Salemie widzieliśmy, że był chyba zmieszany swoim zachowaniem z dnia poprzedniego, a ilość alkoholu, którą spożył wcale mu nie pomagała.
Na parkingu sfinalizowaliśmy sprawę campingu. Shteiwi do tej pory nie wydał się nam na bystrego gościa, nadrabiał natomiast swoim sympatycznym i pomocnym nastawieniem. Więc kiedy przyszło mu załatwiać z nami rachunki, musieliśmy trochę mu w tym pomóc, bo chciał nam policzyć podwójnie za wszystko. Nie robił tego specjalnie i nie mielimy wcale do niego żalu, aczkolwiek koszty podróżowania po Izraelu i Jordanii okazały się nieco większe niż zakładaliśmy, dlatego też musieliśmy uważać na każdy grosz. Na pożegnanie wszyscy grzecznie wymieniliśmy się kontaktami, a następnie ruszyliśmy w stronę Akaby gdzie mieliśmy oddać samochód i przekroczyć granicę.
Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy z jednej rzeczy jaka miała nas czekać na miejscu. Mianowicie w południowych rejonach Jordanii i Izraela przez najbliższe 2-3 dni miały być niesamowite upały. Mieszkańcy sami wspominali, że to nie częsty przypadek w tych regionach o tej porze roku. Więc jak tylko wysiedliśmy z naszego samochodu w Akabie w okolicach jordańskiej plaży, niespodziewanie uderzyła nas potężna gorąc. W klimatyzowanym samochodzie przez ostatnią godzinę nikt się nie przygotowywał na taki upał z temperaturami ok. 40 stopni.

Image
Image


Ukojenia szukaliśmy na plaży, jednak my jako obcy budziliśmy duże zainteresowanie i zwracaliśmy na siebie uwagę wielu par oczu. Trochę czuliśmy się skrępowani widząc kobiety ubrane w długie spodnie, z zakrytymi rękoma czy z chustami na głowie, ale chcieliśmy się trochę ochłodzić w wodzie.
Wytrzymaliśmy może z 30 minut nim zdecydowaliśmy, że robimy małą sensację wśród mieszkańców. Ruszyliśmy w stronę centrum i po chwili wylądowaliśmy w pobliskim klimatyzowanym McDonaldzie na zimnej coli. Było naprawdę gorąco i zdolni byliśmy chyba do przechodzenia naprawdę krótkich odcinków, a ten lokal po postu znajdował się niedaleko. Planowaliśmy w mieście zobaczyć jeszcze jedno muzeum, ale przy takiej temperaturze było to dla nas niewykonalne.
Pozostało nam więc odstawienie samochodu pod hotel Radisson. W Akabie były dwa miejsca by móc to zrobić. Poinformowano nas, że jak pojedziemy do tego oddalonego od centrum miasta to załatwią nam taksówkę na koszt firmy prosto na granicę.
Na miejscu umowa o darmową taksówkę nie miała miejsca. Najwyraźniej był to zwykły wymysł pracownika od którego odbieraliśmy samochód w stolicy parę dni wcześniej. Wiedzieliśmy, że mamy z centrum bliżej do przejścia granicznego, więc poprosiliśmy o dodatkowe 15 minut by tam dojechać. Chociaż tyle moglibyśmy zaoszczędzić, bo koszt taksówki z obu miejsc różnił się ponad dwukrotnie.
Spod wypożyczalni wprost na granice zabrała nas taksówka po już dobrze stargowanej cenie. Przez ostatnią godzinę i tak cały czas mieliśmy niezłe zamieszanie i panowało lekkie zdenerwowanie, a dodatkowo na granicy spodziewaliśmy się dłuższego posiedzenia ze strony Izraelczyków. Na szczęście całe przejście trwało może 45 minut i tylko dłużej zajęło sprawdzanie jednego plecaka, a następnie zadaniu kilku pytań przez pracowników. Pojawiły się jak zwykle standardowe pytania typu dokąd jedziemy i na jak długo. Kiedy wymieniliśmy kilka religijnych obiektów, zapytano nas tylko czy jesteśmy Chrześcijanami, po czym puszczono nas dalej.
Granica jednak znajdowała się blisko miasta, może oddalona maksymalnie o 5 kilometrów od naszego hostelu. Jednak nic nie wskazywało by cokolwiek kursowało na tym odcinku. Taksówki żadnej również nie było w okolicy. W normalnych warunkach pogodowych prawdopodobnie byśmy przeszli taki odcinek na pieszo. Wtedy po prostu nie dało się zrobić kilku dziesięciu metrów by się nie zapocić i nie zmęczyć. Złożyło się jednak, że nie musieliśmy wiele przejść nim przyjechała taksówka robiąc kurs na granicę. Do centrum miasta skorzystaliśmy w takim razie z transportu. Cena kursu jednak była wysoko policzona bo oplata startowa wyniosła tyle samo co przejechanie tych 5 kilometrów. Ale upalne godziny mogliśmy przeczekać w hostelu.

Image


Na izraelskiej ziemi czekał nas dwu dniowy nocleg w Ejlacie, nim mieliśmy ruszyć dalej. Miasto leżące vice versa w stosunku do Akaby. Również położone nad Morzem Czerwonym tylko, że dużo bardziej przyjemniejsze i dostosowane dla turystów.

Jednak co to by była za przygoda gdyby nie odbyła się chociaż bez jakiegoś negatywnego doświadczenia. Przez ten całodniowy harmider, który panował tamtego dnia uświadomiłem sobie dopiero w hostelu, że nie miałem ze sobą aparatu fotograficznego. Ostatnim razem był w moim posiadaniu w momencie kiedy przepakowałem się na plażę w Akabie. Cały czas był przypięty do paska, więc jakoś nie zwracałem na niego uwagi. W momencie kiedy szliśmy na plażę uznałem, że w taki upał nie będę biegał i robił zdjęć. Temperatura zwyczajnie odstręczała do tego. Nie udało mi się ustalić tego do dnia dzisiejszego w którym miejscu zaginął, chociaż wydzwaniałem i mailowałem w parę miejsc, m.in. do hotelu czy taksówkarza z którym mieliśmy do czynienia. Dlatego też większość zdjęć ode mnie przepadła bezpowrotnie, na szczęście reszta ekipy czynnie dokumentowała cały wyjazd. Dodam tylko, że podczas naszej dwu tygodniowej wyprawy na Bliski Wschód była to tylko jedna mało przyjemna sytuacja.

Wieczorem, kiedy już w miarę pogodziłem się z owym faktem, poszliśmy wszyscy na plaże.

Image
Image
Image


Ejlat jest miastem bardzo turystycznym i w przeciwieństwie od Akaby, będącej oddalonej o 5 km, tutaj nikt się nie przejmuje strojem czy różnicą kulturową. I co najważniejsze dostęp do alkoholu jest tu dużo łatwiejszy niż w Jordanii! Ejlat wydaje się być takim Las Vegas Ameryki. Chociaż to trochę za dużo powiedziane. Miasto dalej należy do Izraela, ale nie spotka sie tu ortodoksyjnych Żydów na ulicach. Turyści jednak z różnych stron świata przyjeżdżają w tą część Izraela tylko po to, by wypoczywać na gorących piaskach, gdyż temperatura w okresie zimowym osiąga około 22 stopni.
W mieście niestety próżno szukać zabytków, gdyż najstarszą budowlą z roku 1950 jest jedynie turecki posterunek. Natomiast bez problemu znajdzie się tam luksusowe hotele, zaraz przy galeriach handlowych, które skupiają największe sklepy z czołowych marek.


Dzień 16.05.16 - Plażowanie w Ejlacie i Timna Park
Piekło, w dosłownym znaczeniu, miało trwać jeszcze dwa dni. Gdyż upał na zewnątrz hostelu był nie do zniesienia. Nie pozostawało nic innego do wyboru jak siedzieć w klimatyzowanym pokoju lub ruszyć na plażę. Dla mnie osobiście taki rodzaj aktywności, przesiadywania nad wodą, jest mało atrakcyjny. Jednak by nie tracić dnia, warto było chociaż trochę złapać słońca i popluskać się w wodzie. Alternatywą było zrobienia krótkiego trekkingu po okolicznej pustyni, lecz myślę, że mogłoby być to moje samobójstwo w ten dzień.

Image
Image
Image


Na plaży spotkaliśmy starszą Polkę, która już od kilkudziesięciu lat mieszkała w tym mieście. Z początku spodziewała się Rosjan, gdyż to oni najchętniej tu przyjeżdżają, ale gdy przekonała się, że jesteśmy jej rodakami od razu chętniej zaczęła z nami prowadzić rozmowę. Głownie to ona mówiła, dając nam rady, opowiadał o sobie i pyta się co jakiś czas czy ją rozumiemy. Z biegiem lat spędzonym w tym kraju i nieczęstą możliwością mówienia w języku polskim, zapominała polskich słów, wplatając czasami słówka rosyjskie i angielskie w zdania.
Jedyną rzecz którą mieliśmy zrobić tego dnia to odebrać samochód. O godzinie 14 byliśmy umówieni w wypożyczalni i tym razem, podczas szukania placówki, los spłatał nam figla. Wypożyczalnia okazała się być przeniesiona dużo dalej i sporo czasu oraz energii straciliśmy na znalezienie jej. Wysoka temperatura wcale nie pomaga po raz kolejny.
Na miejscu na szczęście nie mieliśmy wielu problemów z formalnościami i w miarę szybko i sprawnie samochód był już do naszej dyspozycji. Po dokonaniu papierkowej roboty w wypożyczalni pojechaliśmy na granicę, by tym razem osobiście dowiedzieć się czy ktoś, nie widział, bądź nie zgłosił znalezienia mojego aparatu z dnia poprzedniego. Obsługa stara się jak mogła by mi pomóc, jednak nikt nie nic znalazł i niczego nie zgłoszono.
Nie tracąc więcej czasu na szukanie pojechaliśmy zwiedzić dolinę Timna.

Image
Image


Timna jest obszarem będącym doliną i parkiem zarazem w którym znajdują się niesamowicie ukształtowane pasma gór otaczające ten obszar z trzech stron. W starożytności wydobywano tu rudę miedzi nawet do później epoki brązu. Teraz dolinę natomiast można zwiedzić rowerem bądź samochodem. Jednak ze względu na swoją wielkość i odległości między interesującymi punktami potrzeba trochę czasu.
Dolina oferuje ciekawy różowy kanion, w którym można znaleźć gigantyczną skałę w postaci grzybka, spiralną górę, pozostałości po egipskich świątyniach oraz Kolumny Salomona. Timna jest również osławiona legendą Kopalni Króla Salomona.

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


W stosunku do atrakcji jakie zapewniła nam Jordania, Timna wydała się nam być lekkim rozczarowaniem, aczkolwiek i tak jest godna uwagi i odwiedzenia.
Koniec dnia postanowiliśmy znów spędzić na plaży przy piwie, a przed snem jeszcze zdecydowaliśmy się na krótkie zwiedzania tego rozrywkowego miasta.

Image


Nim Ejlat jednak stal się kurortem wypoczynkowym należał do Palestyny. Dopiero w roku 1949 oddziały żydowskie zajęły owe tereny. Rozwój nastąpił dopiero po zawarciu pokoju z Egiptem w 1979 roku oraz Jordanią w 1994. W tedy miasto było głównym punktem granicznym między tymi krajami. Teraz w Ejlacie inwestują przede wszystkim wielkie sieci hotelarskie.


Dzień 17.05.16 - Krater
Mogliśmy już powoli się pożegnać z południową częścią Izraela i upałami, gdyż wyjeżdżając z Ejlatu w północne tereny państwa wiedzieliśmy, że od tamtej pory może być już tylko chłodniej.
Tego dnia do pokonania mieliśmy 300 kilometrów aż do Aradu gdzie mieliśmy zaplanowany kolejny nocleg na trasie.
Przez kolejne parę dni mieliśmy do odwiedzenia kilka rezerwatów w Izraelu. Aby wyszło nas dużo taniej postanowiliśmy zakupić karnet na wszystkie parki narodowe w kraju. Karnet obejmował możliwość wejść do ponad 60 parków o okresie 14 dni za cenę 150 ILS.

I już pierwszego dnia mieliśmy w planach zobaczenia części z nich.
Pierwszym na naszej trasie rezerwatem było pustynne zoo znajdujący się w okolicy doliny Timna. Nawiasem mówiąc dolina którą zwiedziliśmy dnia poprzedniego nie wchodzi w grupę owych parków.
Zoo będące Narodowym Rezerwatem zostało założone z potrzeby pomnożenia populacji niektórych gatunków zwierząt. Liczebność owych gatunków w ciągu kilkudziesięciu lat stopniała przez działania kłusowników czy przypadkowych działań człowieka. Tam natomiast występowały dzikie osły, strusie i kozy górskie. Do zadań rezerwatu należy zarówno odnowienie populacji sępów, gdyż te masowo ginęły obsiadając przewody elektryczne wiszące wzdłuż głównych dróg.

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Kolejnym przystankiem był Krater Ramon, będący najsłynniejszą atrakcja pustyni Negaw. Krater powstał w wyniku erozji ziemi, a nie w wyniku uderzenia meteorytu jak mogłaby wskazywać nazwa. Posiada 40 kilometrów długości i 8 szerokość, a jego głębokość sięga 300 metrów. Prócz fantastycznych widoków na pustynie w kraterze odkryto liczne złoża minerałów i rozmaite skamieliny.

Image
Image
Image
Image


Nas niestety zwiedzenie omija. Na miejscu okazuje się, że jest spora kolejka i najbliższe wolne okienko na wycieczkę przypadać mogłoby po 2 godzinach. Czas nam nie pozwalał na tak długi przestój, więc nie pozostało nam popodziwiać widoki z pułki skalnej i ruszyć dalej.

Po kraterze czekał nas mały przystanek przy ruinach starożytnego nabetajskiego miasta Awdat. Miasto zostało założone w I w. p.n.e. i było ważnym punktem na trasie Petry a morzem śródziemnomorskim. Upadek miasta nastąpił w VII w. w wyniku najazdu arabskiego. Teraz w tym miejscu pozostały po nim tylko kamienie i piach oraz panoramiczny widok na pustynię.

Image
Image
Image
Image
Image


W okolicy starożytnego miasta znajdował się Park Narodowy Źródeł Awdat. Źródła wodne zachęcające nas do małego trekkingu tą zieloną (przynajmniej jak na pustynie) i chłodniejszą okolicą. W okresie bizantyjskim w tamtym miejscu znajdował się monastyr, a liczni mnisi zamieszkiwali w okolicznych jaskiniach kanionu.

Image
Image
Image
Image
Image
Image


Po naszym krótkim trekkingu skierowaliśmy się do miejscowości Arad, gdzie mieliśmy umówiony nocleg. Arad jest małym i cichym miastem, leżącym na styku dwóch pustyń, Negaw i Judzkiej, oraz znajdującego się niedaleko Morza Martwego. My trafiliśmy do bardzo klimatycznego hostelu dla backpacerów, gdzie w okolicy znajdowały się dziesiątki ciekawych tras trekkingowych. Był to jeden z przyjemniejszych miejsc noclegowych jakie wspominam na całej trasie.

Image
Image


Od recepcjonistki dostaliśmy jeszcze cynk by wieczorem wyjść i zobaczyć zachód słońca na pustyni oraz przyjrzeć się Morzu Martwym z punktu widokowemu.

Image
Image
Image


Ciąg dalszy nastąpi...
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 27 Lis 2016 12:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Lut 2015
Posty: 311
Loty: 24
Kilometry: 30 926
niebieski
@‌DanMat‌
z jakiej wypożyczalni korzystaliście w Jordanii?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 29 Lis 2016 15:04 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
rafgrzeg napisał(a):
@‌DanMat‌
z jakiej wypożyczalni korzystaliście w Jordanii?


Jeśli się nie mylę w oby krajach była to wypożyczalnie Thrifty: Rent Car.
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 30 Lis 2016 21:39 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
Do tej pory różnice między Izraelem, a Jordanią były bardzo dostrzegalne. W szczególności odbiegały od siebie standardy noclegowe i sanitarne. Mieszkając w najtańszych hostelach raczej nie nastawialiśmy się na wielki komfort, ale też nie było nigdzie tragedii. W większości izraelskich hostelach było lepiej niż sobie to wyobrażałem. W Jordanii zdarzało się, że czasem farba odchodziła od ściany, łóżko wydawać by się mogło ze zaraz się połamie albo spało się pod kocem Myszki Miki. Finansowo w obu tych krajach nocleg wychodził raczej zawsze podobnie, co nie zmienia faktu, że były to noclegi droższe niż w Polsce. Tak czy owak nie jechało w nieznane by spędzać czas w luksusie tylko poznawać te rejony. A do zwiedzania wciąż mieliśmy jeszcze wiele miejsc.

Dzień 18.05.16 - Masada i Morze Martwe
Kiedy opuszczaliśmy hostel, zaczęliśmy kierować się w stronę drogi głównej biegnącej wzdłuż granicy izraelsko-jordańskiej, zaraz przy Morzu Martwym. Terytorium gównie należącego do Autonomii Palestyńskiej.
Ogólnie rzecz biorąc nie moglibyśmy podróżować tą drogą ze względów politycznych, kiedy nasz samochód jest wypożyczony. Izrael jednak całkowicie kontroluje drogę wzdłuż Morza Martwego, gdzie wciąż budowane są gigantyczne kurorty dla co bogatszych turystów. Właśnie w tej okolicy znajduje się najniżej położone miasto świata z najlepiej zorganizowanym kąpieliskiem przy Morzu Martwy. Tysiące miejsc hotelowych, galerie handlowe, mnóstwo klinik i wielka plaża, a wszystko po to by uszczęśliwić przyjezdnych. Kiedyś ponoć do Ein Bobek królowa Kleopatra posyłała regularnie wyprawy po błoto.
Wracając jednak do głównej drogi to sama ta trasa jest też często obierana ze względu na różne parki krajobrazowe, szlaki trekkingowe oraz pozostałości po starożytnych fortecach. I właśnie my w pierwszej kolejności ruszyliśmy w stronę Masady, czyli starożytnej twierdzy żydowskiej położonej na szczycie samotnego płaskowyżu na wschodnim skraju Pustyni Judejskiej, rzut beretem od Morza Martwego.
Nasz karnet obejmował zwiedzenie owych ruin, więc postanowiliśmy nie przegapić okazji i zobaczyć je. Na sam płaskowyż prowadziły dwie drogi, najprostsza zajmująca 10 minut kolejką linową była zawsze oblegana przez turystów. Druga opcja była trudniejsza, ścieżka była stroma, męcząca i dużo dłuższa uformowana z kamiennych schodów, ta jednak nie miała tak wielkiego zainteresowania w stosunku do tej pierwszej. My jako niestrudzeni wędrowcy chcący zaoszczędzić pieniądze, oraz spocić się niesamowicie, wybraliśmy pieszą wędrówkę na sam szczyt. Samo podejście trwało około godziny i chociaż było jeszcze wcześnie to temperatury zmuszały nas do częstych odpoczynków po drodze.
Image
Image
Image
Image


Na samym szczycie spotkaliśmy liczne wycieczki, a przede wszystkim wielkie skupiska ludzi czekających by tym razem zjechać z powrotem kolejką na sam dół. Na Masadę jednak nie trzeba przeznaczyć tak wiele czasu, bo prócz wielkich przestrzeni i pozostałościach po pałacu, bez przewodnika nie wiele można się tutaj dowiedzieć.
Image
Image
Image


Masada jak pisałem wcześniej znajduje się na płaskowyżu, na wysokości około 410 metrów, a sam szczyt jest uformowany w kształcie rombu. Dostęp do tej fortecy swego czasu był bardzo trudny gdyż z każdej strony był broniony stromymi kilkusetmetrowymi zboczami. Początki twierdzy datuje się na II wiek p.n.e. W między czasie była pod władaniem króla Heroda, a w późniejszym okresie twierdza była jednym z ostatnich punktów oporu przeciw Rzymianom. Po zdobyciu twierdzy przez Rzymian postawiono tu posterunek. Ostatecznie zamieszkali już to wzgórze bizantyjscy mnisi, którzy to zostali wybici przez najazd perski lub arabski. Tym samym Masada została nie zasiedlona od VII wieku przez nikogo, ale dopiero w 1842 roku ustalono miejsce znajdowania się tej twierdzy.

Tą samą drogą dane nam było wracać na dół i wcale nie zajęło to mniej czasu, gdyż na każdym kroku trzeba uważać by nie stracić równowagi.
Po dwu godzinnym zwiedzaniu znów byliśmy w drodze, jednak nie na długo. Po 30 minutach dojechaliśmy do rezerwatu Ein Gedi.
Ein Gedi jest bogate w piękną okolice i niespotykaną roślinność. Zasługą tego jest jej lokalizacja w depresji Morza Martwego. To miejsce wyróżnia bujna oaza na tle jałowej pustyni. W okolicy również znajduje się Park Narodowy Ein Gedi w których mieszkają dzikie zwierzęta takie jak koziorożce, oryksy czy pantery.
Miejsce to przyciąga tłumy ludzi okupujący szlaki i okoliczne oazy. Tym samym skutecznie nas odstraszają od dłuższego spędzania tu czasu. Więc gdy tylko odwiedziliśmy wodospad Dawida, ewakuowaliśmy się do kolejnego punktu naszej trasie.
Image
Image
Image


Istotnym celem tego dnia było wykąpanie się w Morzy Martwym, jednak większość terenów wokół morza znajduje się za odrutowanym płotem lub była prywatna.
Image
Image
Image

Prawdopodobnie ciężko by było znaleźć miejsce w którym można się wykąpać za darmo. My skorzystaliśmy z ostatniego prywatnego kąpieliska będącego na trasie przy najbardziej zasolonym zbiorniku wodnym w tym regionie.
Przyznam się szczerze, że jeden jedyny raz zrobiliśmy coś nie chwalebnego. Ceny wejścia na plażę wahały się w okolicach 50 ILS od osoby, dlatego cichaczem podłączyliśmy się pod wielką grupę starszych turystów i weszliśmy na teren kąpieliska. Ciekawe, że nikt nie zareagował kiedy 4 młodych ludzi wchodziła za 50 emerytami.

Morze Martwe leży pomiędzy Izraelem a Jordanią. I wcale nie jest morzem jak wskazuje na to nazwa. 17 tysięcy lat temu poziom wody był tak wysoki, że łączył oddalone teraz o ponad 100 km Jezioro Tyberiadzkie (zwane również Morzem Galilejskim). Ten zbiornik wodny nosił w sowim czasie wiele nazw, m.in. Morze Cuchnące, Morze Diabelskie czy też Jezioro Asfaltowe. W Biblii nazwano je Morzem Słonym oraz Morzem Araby. Powszechnie wiadomo, że na wodzie można unosić się bez problemu, ale lepiej nie obracać się na brzuch czy próbować nurkować bo może skończyć się to tragicznie.
Image
Image

Po solidnym wymoczeniu się w Morzu Martwym, musieliśmy skorzystać z okolicznych pryszniców. W innym bądź razie podróż w dalszą drogę mogła by być bardzo nie przyjemna z resztką soli na skórze.

Terytorium Autonomii Palestyńskiej które mijaliśmy w kolejnej części trasy było bardzo rozlegle, chociaż większość to jałowe pustkowia, będące bardziej odpowiednie dla zwierząt hodowlanych i pustynnych roślin niż do budowy prosperujących miast.
Image
Image


Wyjeżdżając ostatecznie z terytoriów Palestyny, na drodze czekał nas ostatni izraelski punkt kontrolny, w którym musieliśmy odpowiedzieć na kolejne rutynowe pytania typu skąd i dokąd jedziemy. Po czym czekał nas przystanek przy Morzy Galilejskim na parę zdjęć.
Morze Galilejskie też ma wiele nazw i tak samo jak Morze Martwe jest nie jest morzem. Jest natomiast największym jeziorem słodkowodnym w całym kraju przez które przepływa rzeka Jordan.
Image
Image


Będąc przy rzece Jordan postanowiliśmy odwiedzić Baptysterium Jerdenit, będące miejsce odnawiania chrztów.
W Nowym Testamencie jest wymieniona rzeka Jordan w której ochrzczono Jezusa. Historycy podają, że prawdopodobnie miejsce chrztu znajduje sie w okolicach miasta Jerycho. Jerdenit natomiast jest bardziej dostępne dla pielgrzymów przyjeżdżających do Izraela, chociaż to miejsce nie posiada statusu sanktuarium chrześcijańskiego. Baptysterium wybudowali mieszkańcy i zamienili w atrakcję turystyczną.
Image
Image
Image


Rzeka Jordan była ostatnim miejscem na naszej liście. A kiedy dzień zbliżał się ku końcowi my zameldowaliśmy się w kolejnym hostelu w mieście Nazaret.
Image


Dzień 19.05.16 - Nazaret, Akka i Hajfa
Izrael jest krajem wielu kultur, głównie zamieszkiwanej przez Żydów. Stanowią oni 75% populacji całego kraju. Obok nich żyją Arabowie, będący największą mniejszością etniczną (około 1/5 ludności). Przez to w miastach często obowiązuje pisownia w języku hebrajskim, arabskim i angielskim.
Na mapie państwa można znaleźć kilka miast w większości zamieszkanych przez ludność Arabską, jednym z tych miast jest właśnie Nazaret. Chociaż wielu mieszkańców w tym mieście jest Arabami to duża część z nich wyznaje chrześcijaństwo. Dodatkowo też ze względu na wielokulturowość w Nazarecie nie obowiązują zakazy szabasowe i wiele sklepów czy komunikacja miejska działa cały tydzień.

Nazaret nie wiele ma miejsc turystycznych godnych polecenia, a całą swoją uwagę można skupić na Bazylice Zwiastowania Pańskiego, będącą jedną z najważniejszych świątyń chrześcijańskich odwiedzanych przez pielgrzymów w tym kraju. I dlatego też z samego rana, ja w raz z dziewczynami, wyszliśmy by odwiedzić to święte miejsce. Wiernych odwiedzających to bazylikę jest zawsze wielu, jednak ogromny kompleks świątynny pozwala przybyłym na swobodne zwiedzanie, a wiernym na uczestniczenie w mszy świętej, nie przeszkadzając przy tym nikomu.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Kolejną godzinę poświęciliśmy na przechadzaniu się po Starym Bazarze i zobaczeniu od środka najstarszego meczetu w Nazarecie nazywanego Białym Meczetem. Przydomek ten miał być symbolem nowej ery czystości, światła i pokoju między religiami.
Image
Image
Image
Image


Następnie zrobiliśmy szybki kurs w stronę Akki, gdzie znajduje się malownicze stare miasto z ciasnymi uliczkami oraz piękną starówką.
Akka jest znana jako starożytne miasto portowe, którego dzieje sięgają epoki brązu. Na przestrzeni lat miasto miało swoje okresy rozwoju i upadku, wielokrotnie oddawane z rąk do rąk czy podbijane siłą. Najświetniejszy okres przypada w XII i XIII wieku w momencie kiedy miasto było stolicą Królestwa Jerozolimskiego. Przez co Akka słynęła z potężnej Twierdzy Krzyżowców. Dziś natomiast prócz paru pustych sal nie wiele ma do zaoferowania turystom. Jednak warto poświęcić chwilę by przespacerować się chociaż po starych murach tego miasta i spojrzeć na Morze Śródziemne.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Patrząc w tedy na morze zażartowaliśmy sobie, że udało nam się osiągnąć wielki cel. Mianowicie zobaczyć 4 morza w 4 dni. Co z praktycznego punktu widzenia nie jest do końca prawdą. W gruncie rzeczy odwiedziliśmy Morze Śródziemne, Morze Czerwone, Morze Martwe i Morze Galilejskie, ale dwóch ostatnich przypadków nie można nazwać morzami. Są one zamkniętymi zbiornikami wodnymi czyli jeziorami.

W późniejszej części dnia wylądowaliśmy w Hajfie. W mieście znajdują się Ogrody Bahaitów, będące ikoną tego portowego miasta. Ogrody są podzielone na sekcje, a dostęp dla odwiedzających trwa tylko przez parę godzin w ciągu dnia. Kiedy my przyjechaliśmy do miasta górna część ogrodów była już zamknięta i działała tylko mniejsza część w dolnych partiach. By móc zwiedzać ogrody trzeba było przejść przez skrupulatną kontrolę osobistą.
Image
Image
Image
Image


Ciekawą atrakcją miasta jest również Karmelit będąca najkrótszym metrem na świecie. Trasa biegnie pod zboczem i jest nachylona pod kątem 45 stopni.
Ostatecznie wieczór skończyliśmy na leniwym oglądaniu kultowego serialu “Różowe lata 70-te”.
Image
Image


Ciąg dalszy nastąpi...
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off
Pabloo lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 01 Gru 2016 23:54 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
Widać było już po nas lekkie zmęczenie tym wyjazdem oraz małe znużenie atrakcjami Izraela. Izraelskie zabytki zostały praktycznie przyćmione wobec niesamowitej Petry i majestatyczniej pustyni Wadi Rum. Przez większość czasu w kraju przy Morzu Śródziemnomorskim mogliśmy oglądać ruiny różnych miast, twierdz czy świątyń, jednak ze względu na zbyt dużą powtarzalność czasami postanowiliśmy pomijać niektóre zabytki.

Dzień 20.05.16 - Nadmorska Cezarea, Tel Awiw
Przed nami pozostały nam już ostatnie ruiny legendarnego miasta. Nadmorska Cezarea bo to o niej mowa, ma do zaoferowania teatr rzymski, fragmenty murów miejskich, ruiny hipodromu, cytadele krzyżowców, czy zatopiony port morski. I to miejsce miało być ostatnią atrakcją na naszej samochodowej trasie.
Miasto, które zostało założone przez króla Judei Heroda Wielkiego. Z biegiem lat jednak straciło bardzo na znaczeniu, a w czasie wypraw krzyżowych przeżyło gwałtowny upadek. Nadmorska Cezarea w XIII w. całkowicie została zburzona przez egipskich mameluków. I aż do XIX w. były tu zwykłe ruiny, kiedy to utworzono w tym miejscu park narodowy.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Po zwiedzeniu Cezarei byliśmy zmuszeni trochę przyspieszyć z oddaniem samochodu, gdyż do godziny 14 była czynna wypożyczalnia. Po tej godzinie praktycznie miasto całkowicie zamiera i zaczyna się Szabat.
Szabat jest dniem świętym w kulturze żydowskiej i zaczyna się w piątek wieczorem, tuż przed zachodem słońca. W tym czasie zakazana jest praca zarobkowa, sprzątanie, używanie elektryczności, a także podróżowanie na większe odległości. Tylko w przypadku ratowania życia można złamać tą regułę. Ludzie mieszkający w wieżowcach, nie mogą używać panelu windy do wskazania piętra, dlatego też część wind jest zaprogramowana tak by stawała na każdym piętrze po kolei. Całe święto trwa do zachodu słońca w sobotę, wtedy na nowo wszyscy mogą wrócić do pracy i swoich obowiązków. Niedziela natomiast jest jak najbardziej w kulturze żydowskiej pracująca.
Dlatego też, w naszym przypadku, by nie naliczano nam za następne 2 dni wynajmu samochodu, zdecydowaliśmy się szybciej zwrócić nasz środek komunikacji.

Zameldowaliśmy się w hostelu i wypakowaliśmy wszystkie nasze rzeczy.
Image


Po czym wraz z Rafałem pojechaliśmy do centrum by zwrócić nasz samochód. Z oddaniem samochodu nie było większych problemów, chociaż kursowanie po takim mieście jak Tel Awiw okazało się trochę uciążliwe z powodu dużego ruchu.
Parę dni wcześniej, podczas odbioru samochodu zostaliśmy poinformowani by unikać krawężników czerwono-białych oznaczających zakaz parkowania i grążących odholowaniem samochodu. Dodatkowo by uniknąć opłat za postój trzeba było nie parkować przy krawężnikach niebiesko-białych. Dzięki temu zaoszczędziliśmy sobie dużej ilości kłopotów.
Po wszystkich formalnościach trzeba było jeszcze wrócić do naszego hostelu, jednak w tym mieście idzie się dużo łatwiej niż jeździ.

W Tel Awiwie planowaliśmy spędzić kolejne dwa dni, bardziej zbijając bąki czy odpoczywając trochę nad Morzem Śródziemnym. W głównej mierze mieliśmy skupić się na relaksie, odpoczynku i kupowaniu pamiątek. Ostatecznie tego dnia mogliśmy nacieszyć się spokojnym wieczorem na plaży z dobrym winem.

Dzień 21.05.16 - Tel Awiw
By nie marnować już ostatniego pełnego dnia w Izraelu każdy z nas zaplanował sobie plan na zwiedzanie z osobna. Oglądanie miasta, kupowanie pamiątek, robienie zdjęć - każdy zaplanował sobie we własnym zakresie.
Ja postanowiłem trochę poznać miasto i przejść się wzdłuż nabrzeża. Tel Awiw i cała aglomeracja miast wokół niego jest zamieszkana przez prawie połowę ludności kraju. Co ciekawe siedzibą władz jest Jerozolima, jednak większość państw uznaje właśnie Tel Awiw jako stolicę kraju. Obyczaje panujące w tym mieście są dalekie od surowości Jerozolimy, na ulicach można spotkać znacznie mniej ortodoksyjnych Żydów. Wszędzie wokół widać, że mieszkańcy preferują bardzo swobodny i luźny styl życia. Jednakże Szabat jest tutaj przestrzegany podobnie jak w pozostałej części kraju. Niestety trudno szukać w tym mieście zabytków, gdyż miasto jest bardzo nowoczesne aczkolwiek jest w nim duży ścisk. Nocami miasto tętni życiem w restauracjach i klubach. Młodzi ludzie spędzają czas grillując w parku czy grając w piłkę. Nawet zauważyłem, że ludzie nie ograniczają się tu za bardzo z alkoholem kiedy planują się wybrać chwilę później do klubu.
Panuje tam takie powiedzenie, "Haifa works, Jerusalem prays, and Tel Aviv plays" czyli w wolnym tłumaczeniu "Hajfa pracuje, Jerozolima się modli, a Tel Awiw się bawi." Z moich spostrzeżeń wydaje się to poniekąd prawdą. Różnica pomiędzy Tel Awiwem a Jerozolima jest ogromna. Miasta dzieli jakieś 60 kilometrów, ale podejście kulturowe jest znacznie inne.
Zaraz obok Tel Awiwu z południowej strony miasta znajduje się Jafa, sięgająca czasów starożytnych, a będąca ośrodkiem portowym. Przed 1949 rokiem odrębne miasto, teraz dzielnica. Starówka tego miejsca jest największą w Izraelu w której panuje bliskowschodnia atmosfera. Warto się trochę powłóczyć po tej dzielnicy i zobaczyć jedyne zabytki tego regionu.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Po kilkugodzinnym zwiedzaniu miasta wszyscy mieliśmy się spotkać na plaży by po raz ostatni złapać trochę słońca. Nad wodą tętni życie. Ludzie grają w badmintona, piłkę, budują zamki z piasku lub przesiadują z rodzinami całe popołudnia. Praktycznie do późnych godzin po zachodzie słońca.

Przed wieczorem każdy z nas solidnie przepakowywał bagaże by mieć spokój z tym następnego dnia i się nie śpieszyć przed odlotem. Następnie mogliśmy pójść oglądać zachód słońca nad Tel Awiwem przy izraelskim winie. Zachód słońca nad Morzem Śródziemnym nie jest tak majestatyczny jak na pustyni, ale i tak potrafi pochłonąć bez reszty.
Słońce zachodzi w Izraelu koło godziny 19, mogłem sobie pozwolić na zwiedzania miasta nocą. Ja postanowiłem zobaczyć jeszcze z bliska wieżowce Azrieli, będące symbolem nowoczesności państwa. Na ich dachu rozciąga się platforma widokowa skąd można zobaczyć całe miasto. W dzień kiedy ja tam byłem taras był niestety zamknięty ze względu na Szabas, ale wieżowce z bliska robią wrażenie, a spacer po żyjącym w nocy mieście wydaje się być przyjemnością przed snem.
Image
Image
Image
Image


Dzień 22.05.16 - Powrót
Wymeldować musieliśmy się z hostelu zgodnie z końcem doby hotelowej, na szczęście z dobrej woli kierownictwa placówki pozwolono nam zostawić bagaże na jeszcze dwie godziny nim pojechaliśmy na lotnisko. W tym czasie każdy z nas mógł wyjść na miasto coś zjeść lub wydać ostatnie pieniądze.

Kiedy spotkaliśmy się wszyscy razem w hostelu o umówionej godzinie wyjazdu, ruszyliśmy w stronę stacji kolejowej. Skorzystaliśmy przy tym z autobusu miejskiego by dostać się do centrum miasta, a następnie ruszyć pociągiem na lotnisko.
Wszystko szło nad wymiar sprawnie i bez większych problemów na lotnisku byliśmy dużo wcześniej. Część z nas wydała ostatnie drobne w lotniskowych sklepikach, cześć poszła wymienić pieniądze. Kurs na lotnisku wydawał się być jak najbardziej prawidłowy, jednak podczas każdej operacji została naliczana dodatkowa opłata urzędowa, którą można było zaoszczędzić wymieniając pieniądze w mieście. Ostatecznie jednak coś nam nie grało z tablicą odlotów. Na tablicy widniała nazwa terminalu, ale założyliśmy, że numer bramki odpraw pokaże się w późniejszym czasie. Jednak by nie było niespodzianek udałem się do centrum informacji. Pracownik lotniska grzecznie poinformował mnie, że nasz terminal odlotu znajduje się w zupełnie innym budynku, co oznaczało, że musieliśmy skorzystać z kursującego autobusu podwożącego pasażerów do innej hali odpraw.

Autobus był na szczęście darmowy. Podróż nim niemniej trwała z 15 minut, nim dojechaliśmy do odpowiedniego miejsca. Przy wejściu do budynku, znajdował się personel kontrolujący wybiórczo wchodzących pasażerów. Pech chciał, że Rafał postanowił zapalić i został na zewnątrz trochę dłużej, a w tym czasie ja wraz z dziewczynami przeszliśmy dalej bez sprawdzania. Kiedy Rafał chciał do nas dołączyć został poproszony na krótką rozmowę, musiał osobiście wskazać nas na sali, by potwierdzić wersje, że nie podróżuje sam i ma towarzystwo.

Kolejka do wstępnej odprawy była gigantyczna, można było zauważyć, że proces kontrolnej rozmowy przyspieszał tylko w momencie kiedy jakiś samolot miał zaraz odlatywać, a pasażerowie co odlatywali byli wywoływani do szybkiego odprawienia się. Kiedy przyszła kolej na nas czekała nas rozmowa z pracownikami lotniska. Każdy z osobna był przepytywany po kolei, a następnie pracowniczki weryfikowały dane między sobą. Było to na tyle irytujące i czasochłonne, że niektóre pytania typu “czy dostałem jakiś prezenty” zostały powtórzone mi ze 4 razy. Najważniejsze co trzeba było zrobić to uzbroić sie w cierpliwość i odpowiadać konkretnie. W takim przypadku lepiej zachować cierpliwość i nie wybuchać gniewem czy pokazując, że ma się tego wszystkiego dość.
Po rozmowie czekało nas przejście przez bramki na lotnisku, mnie i Rafałowi sprawdzono dokładnie osobiste bagaże. Tu tak samo jak podczas rozmowy kilka minut wcześniej, też nie śpieszono się z kontrolą. Plecak niby cały został wypakowany, a następnie zostałem przepytany o każdą rzecz z osobna. Ba, nawet kanapki które sobie zrobiłem na podróż zostały przekazane do osobnej maszynie by procedur stało się zadość. Pracownik na koniec grzecznie zapytał tylko czy mi pomóc go powtórnie spakować, ale wolałem już to zrobić sam.
Po przejściu tej mało przyjemniej odprawy czekał nas transport ponownie na głownie lotnisko, tym razem już do sali odlotów.
Reszta cześć lotu odbyła się bez większych problemów i w Katowicach wylądowaliśmy przed pierwszą w nocy. Można było się poczuć dużo przyjemniej bez obawy o każdorazową kontrolę czy bez różnych procedur bezpieczeństwa. Jedynie temperatura była znacznie chłodniejsza, ale akurat do tego można przywyknąć.

Transport samochodem do Poznania, a następnie pociągiem do Szczecina odbył się w analogiczny sposób w jaki miał miejsce dwa tygodnie wcześniej.

Reasumując cały pobyt w Izraelu i Jordanii. Jeśli ktoś kiedykolwiek miał jakieś wątpliwości czy warto odwiedzić te kraje to jestem pewny, że nie znajdzie na świecie drugich takich samych miejsc jak Petra i Wadi Rum. Te miejsca są po prostu niesamowite i zachwycające na każdym kroku. Jeśli chciałoby się zobaczyć kilka odmiennych kultur działających w jednym miejscu bez żadnych większych konfliktów to Jerozolima jest tym miastem.
Niekiedy było nam ciężko określić ludzi, których spotykaliśmy na naszej drodze. W szczególności w Jordanii, gdzie poznawaliśmy bardzo skrajne charaktery. Spotykaliśmy ludzi chciwych oraz bardzo szczerych i szczodrych. Tych drugich zapamiętaliśmy najlepiej, gdyż zawsze dzielili się z nami tym co sami mieli. A najlepszym ich darem była rozmowa przy herbacie. Widać było, że czas spędzony z nimi sprawiał im wiele przyjemności, jak i nam z nimi również. Natomiast w Izraelu wszyscy byli mili, nawet służby państwowe starały się jak mogły by ich kraj wyglądał dobrze wobec zwiedzających.
Muszę przyznać, że dzięki tym dwóm tygodniom poznaliśmy wiele ciekawych i fascynujących ludzi, ale wszędzie wokół widać było, że tym światem rządzi pieniądz. Jadąc na Bliski Wschód trzeba się uzbroić w cierpliwość, opanowanie i asertywność, gdyż mieszkańcy tamtego regionu są mistrzami w targowaniu się. Tam cen nie zobaczy się na sklepowych pułkach, a pierwszy taksówkarz który nas dostrzeże zażąda astronomicznej kwoty.
Tamten świat jest po prostu inny niż nas i jeśli chcesz go poznać to wystarczy tylko zgubić się w ciasnych i głośnych uliczkach. Nie ma się czego obawiać. Mówi się, że w tamtych regionach jest niebezpiecznie. A ja mówię, że jeśli ktoś szuka wymówki to ją znajdzie. Tak więc, jeśli ktoś umie się dostosować do warunków i będzie działał zachowawczo to nic złego mu się nie stanie.
Izrael i Jordania są naprawdę godne polecania i uwagi. Czas leci tam inaczej, chociaż nie zawsze wydaje się, że jest kolorowo.


Koniec.
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 03 Gru 2016 21:35 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7790
Fajnie się czytało, ale trochę nasycenie zbyt podkręcone na zdjęciach ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 05 Gru 2016 16:18 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
Dzięki. W istocie znajomy trochę podkręcił ustawienia aparatu ale i tak dobrze odzwierciedlają klimat tamtych stron. :)
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 14 Gru 2016 23:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31 Maj 2010
Posty: 481
niebieski
Bardzo fajna relacja. Czy planujesz umieścić jakieś podsumowanie kosztów?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 12 Lut 2017 18:26 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
mordek napisał(a):
Bardzo fajna relacja. Czy planujesz umieścić jakieś podsumowanie kosztów?


Wybacz że tak długo nie odpisywałem ale nie zajrzałem na temat pod postem od dłuższego czasu, a też trochę czasu mi zajeło znalezienie konkretnych wydatków.

Poniżej kosztorys z Izraela i Jordanii z maja 2016:
Lot 415zł
Taxi lotnisko - Jerozolima 19$ = 77zł
Samochód Izrael 500zł (125zł/osoba)
Samochód Jordania 822zł (205zł/osoba)
opłata za oddanie samochody w Akbie 205,95 (51,49zł/osoba)
Noclegi wszystkie 900zł
Jordan Pass 70 JOD = 410zł
Karnet na Parki 110 NIS = 110zł
Opłata wyjazdowa z Izraela 175 NIS = 175zł
Benzyna Izrael 844zł (211zł/osoba)
Benzyna Jordania 229,46zł (57,36zł/osoba)
Różnego rodzaju wydatki (bilety, transport, jedzenie) 500 zł

Razem na osobę wyszło ok. 3200 zł za 2 tygodnie

Przykładowe ceny:
Timna Park: 42 NIS = 42zł
Taxi lotnisko - Jerozolima 19$ = 77zł (przepłacone moim zdaniem)
Betlejem bilet (dwie strony) 6,8 NIS = 6,8zł
woda 1,5 5 NIS = 5zł
hostel 2 noce w Jerozolimie 110 NIS = 110zł
sandwich w Betlejem 3 NIS = 3zł
falafel w Betlejem 1 NIS = 1zł
woda 0,5 w Betlejem 2 NIS = 2zł
makaron sos chleb (Jerozolima) 33 NIS = 33zł
Bus Jerozolima - Allenby Bridge 42 NIS + 5 NIS za bagaż = 47 zł
Krótki odcinek między granicą Izraela a Jordanii 55 NIS = 55 zł
taxi granica amman 16 JD = 96zł
OObiad w centrum Ammanu 2 JD = 12zł
Kolacja w centrum Ammanu 1,5 JD = 9zł
bus Amman - Adżlun 1 JD = 6zł
bus Adżlun - Jerash 1 JD = 6zł
taxi Jerash - Amman 1,5 JD = 9zł
taxi w Amman 2 JD = 12zł
Cola w McDonaldzie w Akabie 2 JD = 12zł
taxi z Akaby na granice 8 JD = 48zł
Pociąg Tel Awiw - lotnisko 13,5 NIS = 13,50zł

Dodam jeszcze od siebie, że transport między Izraelem a Jordanią na przejściu granicznym w Allenby Bridge jest najmniej opłacalny dla turystów. Jeśli nas czas nie goni to sugerowałbym wybrać jeden z dwóch pozostałych.
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off
mordek lubi ten post.
mordek uważa post za pomocny.
 
      
#17 PostWysłany: 05 Paź 2017 19:47 

Rejestracja: 24 Sie 2016
Posty: 5
Witam wszystkich :)
Czy mozna kupić kartę wstępu do parków w Tel Avivie lub Jerozolimie?
Pierwszym parkiem jaki zamierzam odwiedzić jest Qumran National Park?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 17 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group