Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 9 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 09 Maj 2015 02:10 

Rejestracja: 24 Lut 2012
Posty: 1185
Loty: 131
Kilometry: 272 438
niebieski
Inspiracja wyjazdu na Kubę pojawiła się pewnej styczniowej soboty wraz z niewiarygodną ofertą AirEuropa na przeloty Madryt - Hawana - Madryt za 698 PLN.
Wyspa jak wulkan gorrrąca nie była wcale w naszych planach na najbliższy czas, ale takiego hitu nie można było zmarnować. Decyzja była szybka, wybór terminu, rezerwacja i ...klops.
Jak wielu, którzy próbowali, zamiast potwierdzenia rezerwacji zobaczyłem na ekranie złowieszczy komunikat o błędzie. Kolejna próba z danymi i kartą żony była równie nieskuteczna, potem trzeba było wyjść z domu, więc pożegnałem się z myślą o kwietniowym wyjeździe na Karaiby. Emocje opadły.
Po dwóch dniach sprawdzałem saldo karty kredytowej - jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem blokadę na ponad 3 tys PLN - już wiedziałem, że to rezerwacja AirEuropa dla naszej piątki. Odtąd sprawy potoczyły się błyskawicznie - wiadomość na fejsie do linii i za chwilę rezerwacja na mailu. Zdziwienie i radość pozostałych uczestników wycieczki - bezcenne. Za wszystko inne - płatność Mastercardem ;-)

Nasz pobyt był ograniczony czasowo planami urlopowymi dorosłych i szkołą juniora, który dzięki wyjazdowi w terminie egzaminów gimnazjalnych i wolnego w szkole stracił tylko 2 dni nauki. Tydzień na Kubie to niby mało, ale tak naprawdę to zabrakło nam tylko jakiegoś 1 dnia na dodatkowe byczenie.

Planowanie wyjazdu na Kubę jest specyficzne - sporo rzeczy trzeba ogarniać na miejscu, choć i tak zadziwiające jak wiele przy kubańskim poziomie internetu można załatwić przez sieć. Kubańską wizę (a raczej kartę turysty) załatwiliśmy na dwa tygodnie przed wyjazdem w ambasadzie w Warszawie za opłatą 22 EUR za osobę.

Dzień 1. Po dniu pracy ok. 16 wyjechaliśmy z domu do Modlina. Piątek, więc z założenia omijaliśmy Warszawę, aby zamiast w kolejce do odprawy nie stanąć w stołecznym korku. Ok. 19 zameldowaliśmy się na parkingu Twierdza - Modlin (oferta z groupona 25 zł za tydzień), szybka podwózka i spotkanie całej naszej piątki na lotnisku. Nadaliśmy bagaże rejestrowane, przy okazji zostawiliśmy też podręczne (w drodze powrotnej ta sama sytuacja - Ryanair i tak bierze tylko 90 sztuk bagażu do środka więc ew. chętnych do zostawienia toreb podręcznych przy odprawie rejestrowanego wita z otwartymi ramionami).
Lot do Madrytu opóźniony ze 40 minut, niestety jako towarzystwo rozsiana po całym samolocie ok. 20-30 os. grupa męskiego bydła z Polski w różnym wieku, lecącego ponoć docelowo do Portugalii. Nie wiemy czy była to paczka znajomych czy jakaś wycieczka z PGR-u, w każdym razie przez całą drogę popijali wniesiony alkohol, wznosili głupie okrzyki, wydawali dzikie jęki i Bóg wie co jeszcze. Wielu zdrowo przeholowało z gorzałą, na koniec jeden nie zdążył niestety dobiec do toalety z ręką przy ustach... Żenada.
Szkoda ogólnie pisać o takiej dziczy - mnie było po prostu wstyd, czułem obrzydzenie a 3,5 godzinną podróżą umęczyliśmy się bardziej niż trzykrotnie dłuższym lotem do Havany.
Na szczęście w Madrycie mieliśmy nocleg - z promocji HotWire - 4* hotele po ok. 80 zł za dwójkę i trójkę, w tym jeden z gratisowym śniadaniem. Zasnęliśmy snem sprawiedliwych grubo po północy.

Dzień 2. Po śniadaniu i przepakowaniu (większy rejestrowany) hotelowymi busikami pojechaliśmy na lotnisko. Szybciutko uwolniliśmy się od bagaży, połaziliśmy po wolnocłówce a krótko po 15 wylecieliśmy w stronę Havany.
Lot AirEuropa całkiem w porządku - siedzenia wygodne, kocyki i poduszki, dwa razy posiłek (po starcie samolotowy obiad, przed lądowaniem jakieś pizzetki na ciepło), napoje.
Brak ekraników w siedzeniach, w trakcie lotu wyświetlają 2 filmy przy zamkniętych oknach, a więc taka oficjalna drzemka.
Tak czy inaczej - leci się dłuuugo i lądowanie wszyscy przyjmują z ulgą.
Załącznik:
DSC_0007.JPG
DSC_0007.JPG [ 107.38 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Wbrew słyszanym wcześniej opiniom procedury przylotowe w Hawanie długo nie trwały - szybkie zdjęcie, skanowanie paszportu, standardowe pytanie czy było się w Afryce, kontrola osobista (przy przylocie!) i (prawie) witaj Kubo.
Prawie, bo nie przewidzieliśmy ponad godzinnego oczekiwania na bagaże. Straaasznie wolno to szło. Potem okazało się, że z jednej z naszych walizek ktoś podebrał wodę toaletową i sportową czapeczkę (firmówki adidasa) a w zamian włożył nam jabłko. Gdyby nie to jabłko to pewnie nawet byśmy tej "rewizji" nie dostrzegli.

Na lotnisku czekał na nas właściciel casy w Hawanie, którą mailowo zabukowałem jeszcze w Polsce. Zgodnie z umową ogarnął nam znajomego z 6-osobowym samochodem (35 CUC za kurs), którym pojechaliśmy do Habana Central.
Stan techniczny samochodu którym jechaliśmy trochę nas przeraził w perspektywie późniejszego wynajmu auta - leciwy peugeot gasł na każdej krzyżówce, trzęsło się w nim wszystko z nami włącznie. Hawańska uliczka przy której była nasza casa w nocy też nie sprawiała najlepszego wrażenia - odrapane ściany, ciemni ludzie w bramach, strome wąziutkie schody na górę robiły dość ponure wrażenie.
Dopiero ranek miał pokazać, że to właśnie Kuba - jej ciekawa, osobliwa i biedna ale bezpieczna rzeczywistość.

Nasza casa (25 CUC/noc w dwójce i 30 CUC/noc w trójce + 5 CUC/os za śniadanie) okazała się mieć całkiem przyzwoity jak na Kubę standard. Hitem lokalu był taras na który prowadziły kręte metalowe schody z "barem" wypełnionym kolekcją butelek po trunkach i kieliszków - również z polskimi akcentami. Wypiliśmy po kieliszku porzeczkowej soplicy z Polski dla zdrowotności i poszliśmy spać.

Dzień 3. Po kubańskim śniadaniu (pieczywo, omlet z szynką i serem, dżem, owoce, sok, kawa) ruszyliśmy na Hawanę.
Załącznik:
IMG_20150419_082139.jpg
IMG_20150419_082139.jpg [ 43.71 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150419_075938.jpg
IMG_20150419_075938.jpg [ 68.57 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0012.JPG
DSC_0012.JPG [ 182.08 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0020.JPG
DSC_0020.JPG [ 165.1 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150419_092930.jpg
IMG_20150419_092930.jpg [ 89.65 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150419_101928.jpg
IMG_20150419_101928.jpg [ 61.84 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150419_093533.jpg
IMG_20150419_093533.jpg [ 92.14 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150420_082732.jpg
IMG_20150420_082732.jpg [ 92.65 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150420_102454.jpg
IMG_20150420_102454.jpg [ 93.91 KiB | Obejrzany 20946 razy ]


Lokalizacja między Maleconem i Kapitolem okazała się bardzo dobra. Wymieniliśmy pieniądze w cadece (o zgrozo niemal wszystkie CUC dostaliśmy banknotami 20 CUC, bo nie mieli grubszych). Z racji tego, że na zwiedzanie Hawany mieliśmy właściwie tylko jeden pełny dzień, zdecydowaliśmy się skorzystać z czerwonego autobusu turystycznego za 5 CUC/os., którym pojechaliśmy w ok. 1,5 godzinny kurs po Hawanie. Jazda odkrytym autobusem przy lejącym się z nieba żarze była nawet przyjemna, autobus przejechał obok najważniejszych miejsc miasta, do wielu na pewno nie próbowalibyśmy dotrzeć specjalnie i obejrzenie ich "po drodze" w zupełności wystarczyło.
Załącznik:
DSC_0053.JPG
DSC_0053.JPG [ 161.46 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0071.JPG
DSC_0071.JPG [ 151.12 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0074.JPG
DSC_0074.JPG [ 130.64 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150419_121644.jpg
IMG_20150419_121644.jpg [ 80.92 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150419_123404.jpg
IMG_20150419_123404.jpg [ 126.99 KiB | Obejrzany 20946 razy ]



Kubańczycy są bardzo dumni z niektórych pokazywanych miejsc, chlubią się na przykład delfinarium, które przynajmniej z zewnątrz robi ponure wrażenie odrapanymi fontannami z łupiącą się farbą.

Po zrobieniu kółka i powrocie pod Capitol ruszyliśmy na Habana Vieja.
Urokliwe uliczki starówki są jednocześnie obrazem ubóstwa szarych Kubańczyków. Te ich domostwa kiedy do nich zajrzeć są naprawdę baaardzo skromne.
W coraz większym upale dotarliśmy do restauracji Dos Hermanos, gdzie wypiliśmy najlepsze w trakcie całego pobytu Mojito. Podreptaliśmy jeszcze do placu Św. Franciszka, katedry i padnięci od wciąż rosnącego upału (najbardziej paliło ok. 15-16) wróciliśmy na chwilę do casy nabrać sił przed przejażdżką amerykańskim samochodem.

Załącznik:
IMG_20150419_124214.jpg
IMG_20150419_124214.jpg [ 59.85 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0118.JPG
DSC_0118.JPG [ 151.34 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0128.JPG
DSC_0128.JPG [ 113.68 KiB | Obejrzany 20946 razy ]


Nasz wybór padł na pięknego różowego Chevroleta z 1953 roku, wybranego z rzędu lśniących amerykańskich krążowników obok Kapitolu.
Załącznik:
IMG_20150419_123209.jpg
IMG_20150419_123209.jpg [ 102.03 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0085.JPG
DSC_0085.JPG [ 153.11 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0190.JPG
DSC_0190.JPG [ 133.46 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Za wynegocjowaną stawkę 25 CUC dostaliśmy godzinną przejażdżkę po Hawanie. Kierowca z dumą opowiadał o swoim wypieszczonym aucie. Warto wspomnieć, że choć starych amerykańskich samochodów jeździ po Kubie mnóstwo, to bardzo wiele jest w naprawdę fatalnym stanie - niby jeżdżących, ale pomalowanych jak pędzlem, często na różne kolory, trzęsących się jakby były powiązane sznurkiem, chodzących głośno i wypuszczających z siebie kłęby dymu. Nasz chevrolet był pod tym względem dużo lepszy.
W trakcie przejażdżki mieliśmy zabawną sytuację, kiedy na Maleconie dogonił nas jakiś kolega naszego drivera wiozący swoim krążownikiem chyba z siódemkę Francuzów. Za cel postawił sobie wyprzedzenie nas, więc pruł na całego i na jednym z wybojów samochód z Francuzami podskoczył tak wysoko, że otworzyły się drzwi. Sytuacja była o tyle śmieszna dla patrzących z boku, co przerażająca dla siedzącej z brzegu Francuzki, która niemal wypadła na ulicę.
Cóż - takie atrakcje tylko na Kubie.

Po przejażdżce wróciliśmy do casy na umówioną rano kolację u naszych gospodarzy (12 CUC/os.). Kolacja była miksem morskim - langusta, ryba i krewetki. Ja osobiście nie mogłem tego jakoś zmęczyć (i wcale nie dlatego, że mam jakieś zahamowania do owoców morza), ale pozostałej części ekipy nawet to smakowało.
Wszyscy za to chętnie wypiliśmy za wolną Kubę opróżniając pierwszą butelkę Havana Club z Tukolą (kubańska, całkiem niezła wersja coli).

Dzień 4. Po śniadaniu, w czasie kiedy 3/5 ekipy pakowało bagaże, pozostałą dwójką ruszyliśmy do pobliskiego hotelu Dauville odebrać wypożyczony samochód. Skorzystałem z oferty strony http://www.cubacation.net, za ponad 4 dni (w poniedziałek rano odbiór, w piątek po południu zwrot) zapłaciłem z Polski 275 euro za samochód ekonomiczny z ubezpieczeniem.
Na miejscu dopłaciliśmy za pełny bak paliwa po normalnej cenie 1,3 CUC/litr, 12 CUC za dodatkowego kierowcę i depozyt zwrotny 150 CUC.
Formalności chwilę trwały, bo Pani niespecjalnie śpieszyła się z obsługą, potem dzwoniła po Pana, który udostępniał nam już samochód.
Dostaliśmy białego Geely CK - taką chińską wersję toyoty corolli, który okazał się całkiem przyzwoity. Pomieścił 5 osób a przede wszystkim (o co najbardziej się obawialiśmy) okazał się mieć pojemny bagażnik, w który udało się później zapakować wszystkie torby.
Na odchodnym Pan dał nam 3 przykazania dla wypożyczających samochód na Kubie - nikomu nie dawać kluczyka, nie brać nikogo na stopa i nie jeździć po zmroku (pełna zgoda).
Stan techniczny samochodu był daleki od polskich standardów (np. na stałe paliła się kontrolka z wykrzyknikiem, którą ktoś zamalował czarnym markerem), ale jednocześnie auto wypadało bardzo dobrze na tle kubańskiej ulicy.
Od razu napiszę, że zrobiliśmy po Kubie 1300 km bez żadnej awarii, autko na ciągle chodzącej klimie przy pełnym obciążeniu paliło dość ekonomicznie, więc naprawdę przy zwrocie dziękowałem niebiosom za przychylność.

Pożegnaliśmy Hawanę i kierując się na Autopista Nacional ruszylismy w długą podróż na Cayo Coco.
Parę spostrzeżeń kierowcy - jazda na Kubie jest trochę specyficzna. Lokalsi są poprawnymi kierowcami, choć jeżdżą tym czym jeżdżą i to trochę determinuje ich zachowania na drodze. Jazda po autostradzie jest przyjemna - droga jest czasem dziurawa ale mały ruch sprawia, że da się te dziury omijać na dużej prędkości.
Raz na autostradzie zatrzymała nas policja - zwykła kontrola dokumentów, mundurowy pooglądał umowę z wypożyczalni, prawo jazdy, próbował coś pytać po hiszpańsku, ale wobec braku zrozumienia drugiej strony grzecznie zasalutował i ruszylismy dalej.
Zupełnie inna historia jest z podrzędnymi drogami, po których jeżdżą lokalne wynalazki motoryzacyjne typu wozy, riksze, motorowery, autobuso-ciężarówki z ludźmi, czy wreszcie po prostu ludzie jadący wierzchem na koniach. W miasteczkach ruch jest bardzo duży - ludzie, psy, konie i cała motoryzacja sprawiają, że przykazanie o niejeżdżeniu w nocy staje się jak najbardziej uzasadnione.
Oznakowania dróg na Kubie nie grzeszą czytelnością, jeśli są - bywają błędne lub mylące, dlatego polecam jeżdżenie z nawigacją - korzystaliśmy z Mobile Free Navigatora z darmową mapą - naprawdę bardzo dobra pozycja (gdyby jeszcze sygnał z gps nie znikał dziwnie często).

Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy wreszcie do bramek wjazdowych na Jardines del Rey - kontrola paszportów (wjeżdżają tylko turyści i tubylcy pracujący na półwyspie), opłata 2 CUC od samochodu i już mknęliśmy po usypanej grobli wiodącej do turystycznego raju Kuby.
26-km droga przez morze o szerokości dwóch pasów ruchu z małym poboczem naprawdę robi wrażenie, nawet kiedy w kościach ma się 500 km kubańskich dróg.
Przed wieczorem zameldowaliśmy się w hotelu Sol Cayo Coco.
Rezerwowany przez niemiecką stronę Neckermanna (po ok. 100 EUR za dwójkę za noc) hotel okazał się być naprawdę dobrym wyborem. Rzeczywistość hotelowych All Inclusive na Kubie to wielki dysonans w porównaniu z resztą tego biednego kraju.
Jeśli chodzi o standard, wyżywienie dla turystów - naprawdę nie ma się czego przyczepić.
Wybór w restauracji ogromny, wiele rzeczy przygotowywanych przez kucharzy na żywo, kilka barów z wszelkiej maści alkoholami, super animacje (muzyka na żywo na wysokim poziomie).
Zmęczeni podróżą i kilkoma drinkami po kolacji zasnęliśmy snem błogosławionych.

Dzień 5. Wreszcie dzień wypoczynkowy. Słoneczny poranek odsłonił piękno miejsca, w którym się znaleźliśmy. Już widok z okna przyprawiał o zawrót głowy, potem było tylko lepiej.
Załącznik:
DSC_0314.JPG
DSC_0314.JPG [ 139.79 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Turkusowa woda, biały paseczek, leżaczek pod palmową parasolką, zimny drink w ręce i dobiegająca z baru przy plaży kubańska muzyka - zapewniam, że życie może być piękne.
Załącznik:
DSC_0308.JPG
DSC_0308.JPG [ 193.32 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0213.JPG
DSC_0213.JPG [ 122.75 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0224.JPG
DSC_0224.JPG [ 115.29 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0599.JPG
DSC_0599.JPG [ 132.6 KiB | Obejrzany 20946 razy ]


Po obiedzie skuszeni opowieściami spotkanej dwójki Polaków pojechaliśmy jeszcze na Cayo Guillermo w poszukiwaniu Playa Pilar. Zdjęcia w necie nie kłamią - widok zapiera dech w piersiach do tego stopnia, że człowiek nie wie, czy ma robić zdjęcia, kłaść się i chłonąć chwilę czy biec do rozgrzanego morza z pięknym białym jak mąka piaskiem.
Załącznik:
DSC_0365.JPG
DSC_0365.JPG [ 88.69 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0379.JPG
DSC_0379.JPG [ 107.1 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0410.JPG
DSC_0410.JPG [ 86.86 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0436.JPG
DSC_0436.JPG [ 87.13 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0552.JPG
DSC_0552.JPG [ 94.26 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150421_171230.jpg
IMG_20150421_171230.jpg [ 31.1 KiB | Obejrzany 20946 razy ]


Urocze popołudnie dopełnił przyjemny wieczór w hotelu z przeglądem kubańskich drinków.
Zgodnie stwierdziliśmy, że Mojito i Cuba Libre nie mają sobie jednak równych. Inna sprawa, że w hotelu w roli rumu nie występował Havana Club ale jakiś tańszy zamiennik.

Dzień 6. Pobyt w raju był intensywny, ale jeśli chcieliśmy zrealizować plan i coś jeszcze zobaczyć to trzeba było ruszać w dalszą drogę. Obraliśmy kurs na Trinidad.
Załącznik:
IMG_20150422_163829.jpg
IMG_20150422_163829.jpg [ 76.32 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0850.JPG
DSC_0850.JPG [ 145.08 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Droga wszerz Kuby była słabej jakości, z wielką liczbą dymiących po drodze ciężarówek, ale była przede wszystkim duzo krótsza, więc upłynęła w miłej atmosferze. Do Trinidadu dojechaliśmy po południu, po drodze zatrzymując się w punkcie widokowym na Valle de los Ingenios. Oszałamiający widok dopełniała muzyka Julio Iglesiasa z (niestety nieczynnego tzn. nieobsługującego choć otwartego) baru.
Załącznik:
DSC_0617.JPG
DSC_0617.JPG [ 145.98 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Nasze pierwsze kroki w Trinidadzie to poszukiwania noclegu. Popularniejsze na tripadvisorze miejscówki okazały się być zajęte, ale oferta miasteczka jest bardzo szeroka. Nie tracąc zbytnio czasu wybraliśmy pokoje u starszej pani, ni w ząb nie mówiącej po angielsku z jej - identyczną pod tym względem - koleżanką sąsiadką z wąsami ;-)
Koleżanka pomagała w meldowaniu nas, rano przygotowywała śniadanie, ogólnie dziwny układ.
Obie panie były miłe, choć jedna drugiej za plecami obrabiała d...ę sugerując nam, żeby pod żadnym pozorem nie kupować kolacji, bo na mieście można zjeść lepiej. Nie mieliśmy takich planów, bo i tak zamierzaliśmy poszukać fajnej knajpki w tym klimatycznym miasteczku, niemniej podejście Kubanki trochę nas zaskoczyło.

Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy zdobyliśmy dzwonnicę w Trinidadzie. Zachodzące słońce nad Doliną Cukrowni oświetlające dachy tego kubańskiego miasteczka jest warte wdrapania się na górę.
Załącznik:
DSC_0635.JPG
DSC_0635.JPG [ 146.99 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0640.JPG
DSC_0640.JPG [ 132.04 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0647.JPG
DSC_0647.JPG [ 99.88 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150422_193407.jpg
IMG_20150422_193407.jpg [ 50.79 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0676.JPG
DSC_0676.JPG [ 141.93 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Spacer ciemnymi uliczkami Trinidadu doprowadził nas do urokliwej knajpy z fajnym jedzeniem.
Załącznik:
DSC_0682.JPG
DSC_0682.JPG [ 124.25 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0703.JPG
DSC_0703.JPG [ 118.24 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0704.JPG
DSC_0704.JPG [ 108.07 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Nawet długi czas oczekiwania umilany fantastyczną muzyką na żywo był przyjemnością samą w sobie.
Muzyki w Trinidadzie nie brakuje, najbardziej znane są oczywiście słynne schody, na których wieczorem przysiada mnóstwo turystów. Słuchając opowieści o tańczących na nich tubylcach miałem o nich co prawda trochę inne wyobrażenie, ale tak czy inaczej było baaaardzo przyjemnie.
Trinidad to labirynt identycznych uliczek. Przekonaliśmy się o tym boleśnie wracając na nocleg i gubiąc drogę. Właścicielka casy dała nam chyba ze 20 wizytówek, niestety nikt nie wziął żadnej ze sobą. I weź tu w środku nocy człowieku traf. Spytać nie ma jak, bo nie wiadomo o co. Na całe szczęście zapamiętałem nazwę ulicy przy której była nasza casa. Idąc wzdłuż niej jakoś szczęśliwie wypatrzyliśmy "nasz" niebieski domek.
Załącznik:
DSC_0720.JPG
DSC_0720.JPG [ 149.83 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0724.JPG
DSC_0724.JPG [ 147.93 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
DSC_0730.JPG
DSC_0730.JPG [ 124.54 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150423_103552.jpg
IMG_20150423_103552.jpg [ 77.65 KiB | Obejrzany 20946 razy ]


Dzień 7. Po śniadaniu przygotowanym przez panią z wąsami (kawa siekiera!) poszliśmy na spacer po Trinidadzie, na licznych straganach kupiliśmy trochę pamiątek i pożegnawszy nasze gospodynie wyruszyliśmy w kierunku Playa Larga.
Plan był taki, żeby zbliżać się do Havany, aby ostatniego dnia dojazd na lotnisko nie był szczególnie daleki (w razie jakiejś awarii samochodu itp.).
Droga z Trinidadu wiodła najpierw nad morzem, potem krajobraz zmieniał się w miarę zbliżania się do autostrady. Dojechaliśmy nią do Australii, w której to odbija się w drogę wiodącą w stronę półwyspu Zapata.
Do farmy krokodyli La Boca dotarliśmy po południu. Miejsce ogólnie warte zobaczenia za 5 CUC jakie zapłaciliśmy (bez biletów więc pewnie na lewo). Krokodylki są, małe, większe, trochę śmierdzą.
Załącznik:
DSC_0769.JPG
DSC_0769.JPG [ 146.19 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Można spróbować nawet dania z (ponoć) krokodyla. Zamówiliśmy z ciekawości jedną porcję. Pan z baru zaklinał się, że to "real crocodile", choć ani forma dania (takie małe pociapane kawałki jak do gulaszu) ani jego smak (jak wieprzowina) nie rozwiały naszych wątpliwości, czy na pewno jedliśmy gada.
Z farmy pojechaliśmy do Playa Larga. To niewielka choć urocza mieścina przy Zatoce Świń.
Przy dojeździe do morza po prawej stronie mija się miasteczko, zaś główna droga skręca w lewo i wiedzie dalej wzdłuż Zatoki Świń do Playa Giron. My zatrzymaliśmy się przy wylocie z Playa Larga przy jakimś hotelu tuż obok plaży. Ochroniarza na bramie zapytaliśmy o wolne miejsca, na co on oczywiście wyjechał z propozycją dużo tańszych noclegów po drugiej stronie ulicy.
Faktycznie raptem 100 metrów dalej stało z 10 nowych cas - wszystkie do wynajęcia i prawie wszystkie wolne. Wzięliśmy jedną z nich (25 CUC/pokój ze śniadaniem), ogarnęliśmy się i ruszyliśmy na plażę. Konkurencji dla Cayo Coco nie było, ale plaża z palmami okazała się urocza, z bardzo płytkim zejściem do wody.
Załącznik:
DSC_0824.JPG
DSC_0824.JPG [ 156.99 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Naszym gospodarzom odmówiliśmy jeśli chodzi o ofertę kolacji (właściciel chciał jechać po świeżą rybę), dlatego wieczorem udaliśmy się na poszukiwanie jakiejś knajpy. Trafiliśmy do uroczego lokalu w miasteczku z tarasem z widokiem na piękną zatoczkę z zacumowanymi łódkami i naprawdę fajnym jedzeniem (krewetki, kurczak).
Załącznik:
DSC_0835.JPG
DSC_0835.JPG [ 124.74 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Zimny Cristal smakował wybornie, choć Mojito wyraźnie przegrało z tym hawańskim z Dos Hermanos.
W drodze do knajpy byliśmy świadkami zjawiskowej dla nas wszystkich sceny. Przy zapadającym zmroku dostrzegliśmy jak z palm na brzegu morza zjeżdżają na sznurkach kokosy. Pod palmami widać było cienie kilku postaci i jakiś konny wózek.
Załącznik:
DSC_0827.JPG
DSC_0827.JPG [ 113.24 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Załącznik:
IMG_20150423_194217.jpg
IMG_20150423_194217.jpg [ 95.06 KiB | Obejrzany 20946 razy ]

Zatrzymaliśmy się oczywiście, podeszliśmy bliżej. Z obserwacji wywnioskowaliśmy, że pod drzewem stało dwóch braci - jeden prawie dorosły, drugi jeszcze mały chłopiec. Trzeci z kolei dostarczał z góry kokosy. Na nasz widok z maczetą w ręku, zgrabnie i szybko po gładkiej wysokiej palmie małpimi ruchami zszedł na ziemię. Widoku tego małego chłopca wypijającego sok z kokosa a potem wydłubującego i zajadającego ze smakiem kokosowy miąższ długo nie zapomnimy. Daliśmy małemu jakieś słodycze i długopisy, Kubańczycy odwdzięczyli się świeżutkim, ciapniętym maczetą na pół kokosem.
Cała sytuacja i widok były dla mnie kwintesencją Kuby - cudowna przyroda (palmy nad brzegiem karaibskiego morza) i ludzie, którzy na pewno lekkiego życia nie mają.

Co do prezentów dla Kubańczyków - mieliśmy z tym pewien problem. Poczytawszy co nieco i posłuchawszy opowieści znajomych zabraliśmy z Polski jakieś drobiazgi - słodycze, lizaki, długopisy, gumki do włosów, z samolotu za radą jednego z forumowiczów zabraliśmy też hiszpańskie gazety z przeznaczeniem dla Kubańczyków, u których mieliśmy mieszkać.
Okazało się, że wiele z tych drobiazgów przywieźliśmy z powrotem, bo niejako wstydziliśmy się je rozdawać. Bo niby z jednej strony widać, że Kubańczycy żyją bardzo skromnie, żeby nie powiedzieć biednie, przynajmniej ich domy o tym świadczą. W Playa Larga nasza gospodyni nie mogła nam nawet dać mydła, papieru toaletowego, czy ręczników (akurat wyjechali goście) bo po prostu im tego brakowało. Jednocześnie ci sami Kubańczycy w naszej ocenie chodzą naprawdę modnie ubrani, często obwieszeni biżuterią.
Trudno było rozdawać lizaki dzieciom idącym z atrakcyjnie ubraną matką, w okularach przeciwsłonecznych i ze złotymi błyskotkami na sobie.
Zachodziliśmy w głowę skąd przy takiej ogólnej mizerii w sklepach biorą oni choćby te ubrania?

Ostatnia noc na Kubie była dość męcząca. Wprawdzie nasza casa jak każda inna z pokojami dla turystów była wyposażona w klimatyzator, ale chodził on tak głośno, że śpiąc w stoperach w uszach nie mogliśmy za bardzo zmrużyć oczu.
W poprzednich casach było pod tym względem trochę lepiej, choć bez rewelacji, dlatego jadącym na Kubę i planującym noclegi u lokalsów radzę przy wynajmie włączyć na chwilę klimę i sprawdzić czy poziom hałasu jest akceptowalny. Bo bez klimy nie wytrzymywaliśmy długo.

Dzień 8. Śniadanie wliczone w cenę w Playa Larga okazało się najskromniejsze ze wszystkich na Kubie, dobrze że mieliśmy końcówki zapasów żywnościowych na czarną godzinę zabranych z Polski.
Chyba trochę obraziliśmy naszą gospodynię, która podała na śniadanie po plasterku jakiejś smażonej wędliny, a której nikt z nas prawie nie tknął. Wyjeżdżając wyrzuciliśmy te resztki psu biegającemu przy domu. Niestety pies nie jadł tych smakołyków za domem, tylko każdy kawałek z osobna w pysku zanosił bezceremonialnie pod nogi bujającej się w fotelu gospodyni i tam ochoczo pałaszował ;-) Cóż, obsuwa totalna. Dodam jeszcze, że ten pies z dwójką innych poprzedniego wieczora zabijał się wręcz o kawałki kokosa, które wyłupywaliśmy z orzecha otrzymanego od lokalsów.

Po śniadaniu pożegnaliśmy naszych gospodarzy i ruszyliśmy w drogę do Hawany. Po drodze zrobiliśmy zakupy lokalnych pamiątek (czytaj rumu), który w zasadzie wszędzie kosztuje tyle samo. Na lotnisku ceny są minimalnie wyższe, ale za to zakupów nie trzeba rozkładać po walizkach, bo są pakowane do toreb z bezcłówek. Staraliśmy się wydać też resztę CUP, a więc lokalnej waluty, której trochę wymieniliśmy jeszcze w Hawanie. Za CUP naprawdę ciężko coś na Kubie kupić, zwłaszcza coś co nadawałoby się do jedzenia, picia czy wykorzystania. Zjedliśmy lokalną pizzę (opływająca tłuszczem choć smakowo niezła) i zjedliśmy lody z budki żywcem wyjętej z Polski przedwojennej, gdzie Pani wiadrem po farbie dolewała lodową mieszankę do maszyny. Widok budził opór, ale lody okazały się przepyszne, duża porcja w wielkim waflu kosztowała jak wyliczyliśmy równowartość naszych 15 groszy.

Na lotnisko dotarliśmy ze sporym zapasem czasowym, bez najmniejszych problemów zwróciliśmy samochód i odzyskaliśmy depozyt. Przy odbiorze lub zwrocie samochodu z lotniska Kubańczycy doliczają sobie 25 CUC dodatkowej opłaty.
Kolejne 25 CUC na osobę trzeba było jeszcze zapłacić jako haracz za wylot z Kuby (okienko do którego podchodzi się już po nadaniu bagażu z kartami pokładowymi). Tuż obok jeszcze cadeca gdyby ktoś musiał dokupić CUC na tę opłatę albo wymienić na euro to co zostało.
Od razu dwie uwagi - cadeca jest jeszcze na hali wylotowej, a więc tuż przed wejściem do samolotu, tak więc tam - już po zakupach na wolnocłówce - jest ostatnia szansa pozbycia się kubańskiej waluty. Niestety nie dotyczy to CUP, których na lotnisku pomimo wyświetlanego na ekranie kursu nie chcieli przyjąć. CUP nie da się też zapłacić w żadnym sklepie na lotnisku, dlatego suma summarum przywiozłem z Kuby bodaj 400 CUP - gdyby ktoś potrzebował to jestem do dyspozycji...

No i cóż - zrobiliśmy ostatnie zakupy na bezcłówce (można kupić w zasadzie wszystko - rum, cygara, pamiątki), za resztki waluty wypiliśmy po puszce Bucanero i pożegnaliśmy kubańską ziemię. Samolot do Madrytu wyleciał dość punktualnie, kolacja, spanie, śniadanko i lądowanie w Madrycie przed czasem.

Dzień 9. Po wylądowaniu i odbiorze bagaży w ciągu 4 godzin oczekiwania na Ryanaira do Modlina odprawiłem nas na lot (na Kubie nawet nie szukałem dostępu do internetu). Tu miła niespodzianka w postaci odprawy priorytetowej i miejsc przy wyjściu bezpieczeństwa (nasze nogi były zachwycone!). Rumy zapakowane w Hawanie w reklamówkę z bezcłówki bez problemów przenieśliśmy na kontroli bezpieczeństwa (posprawdzali je tylko w testerze płynów i przepakowali do drugiej reklamówki).
Lądowanie w Modlinie i ....to już koniec naszej kubańskiej przygody.

Wyprawa - choć nieplanowana - na pewno fajna, zwłaszcza przy takich cenach biletów.
Karaibskie klimaty, muzyka, cudowna przyroda, fantastyczne widoki w kraju jakże specyficznym politycznie, skromni ale zadowoleni z życia ludzie z ich trudną, skromną rzeczywistością. Na pewno warto to zobaczyć zanim Kuba się zmieni (co już się pomału dzieje).

Uprzedzając ew. pytania o koszty napiszę bez jakiegoś wyszczególniania, że całość zamknęła się w kwocie do 3 tys PLN na osobę i jest w tym już wszystko z pamiątkami włącznie.
_________________
Image


Ostatnio edytowany przez greg0, 11 Maj 2015 09:10, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
kazik_1983 uważa post za pomocny.
 
      
Urlop w Wietnamie za 3602 PLN. Loty (z bagażem) z Warszawy i noclegi ze śniadaniami w 4* hotelu Urlop w Wietnamie za 3602 PLN. Loty (z bagażem) z Warszawy i noclegi ze śniadaniami w 4* hotelu
Urlop na Krecie za 1077 PLN. Loty SWISS z Warszawy + noclegi Urlop na Krecie za 1077 PLN. Loty SWISS z Warszawy + noclegi
 Temat postu: Re: Kuba 2015
#2 PostWysłany: 09 Maj 2015 02:47 

Rejestracja: 15 Paź 2011
Posty: 518
niebieski
Mimo że byłem, z przyjemnością przeczytałem i powspominałem.
_________________
Nikt nie wierzy w kapitał ludzki bardziej niż handlarze żywym towarem :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 05 Cze 2015 09:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Wrz 2012
Posty: 276
Loty: 162
Kilometry: 413 398
niebieski
Tych relacji z Kuby już trochę było a trasy też większość miała podobne, więc ja postanowiłem zmontować filmik bo jednak zdjęcia nie oddają tego co można zobaczyć na filmie. Miłego oglądania :)

_________________
"Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku"

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
underwriter uważa post za pomocny.
 
      
#4 PostWysłany: 11 Cze 2015 11:50 

Rejestracja: 12 Lis 2013
Posty: 7
Hej. Szukamy podróżników, którzy chcieliby zaprezentować swoje zdjęcia/filmy na imprezie "Jam w lesie". Każdy prelegent otrzyma nagrodę! może ktoś z was chciałby opowiedzieć o swojej podróży na Kubę przed gronem podróżników??
Szczegóły imprezy :

http://kalendarzprzygod.pl/jam

https://www.facebook.com/events/1605647446314609/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 05 Lip 2015 17:13 

Rejestracja: 01 Lut 2013
Posty: 44
@greg0
Wspaniała relacja. Jeszcze bardziej nakręciłeś na zaplanowanie podróży na Kubę. Dzięki.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 10 Sty 2016 19:37 

Rejestracja: 10 Sty 2016
Posty: 0
Czy możesz polecić konkretne adresy w których najlepiej się zatrzymać? Czy istnieje możliwość wynajęcia na miejscu busa - nasza grupa liczy 9 osób.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 10 Sty 2016 19:59 

Rejestracja: 24 Lut 2012
Posty: 1185
Loty: 131
Kilometry: 272 438
niebieski
klaudia-matlakCzy możesz polecić konkretne adresy w których najlepiej się zatrzymać? Czy istnieje możliwość wynajęcia na miejscu busa - nasza grupa liczy 9 osób.

Mogę podać adresy, gdzie my się zatrzymywaliśmy, choć miejsc dla 9 osób to tam nie było ;-)
No chyba, że licząc sąsiadów dookoła - zarówno w Trinidadzie jak i w Playa Larga. W Hawanie gość u którego spaliśmy miał 2 pokoje na wynajem.
Obawiam się, że z busem też będzie ciężko - największy samochód jaki widzę na cubacation to van - to raczej nie 9 osób. Ale to akurat na normalne 2 samochody.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 30 Sty 2016 01:05 

Rejestracja: 26 Wrz 2015
Posty: 9
Loty: 168
Kilometry: 409 478
Witam, wybieram się w czerwcu na Kubę. Twoja recenzja była bardzo ciekawa i pomocna w planowaniu podróży. Napisałeś, że służysz pomocą w sprawie CUPów. Chętnie odkupię. Proszę o kontakt na priv. Pozdrawiam :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 30 Sty 2016 10:13 

Rejestracja: 26 Wrz 2015
Posty: 9
Loty: 168
Kilometry: 409 478
greg0
Jestem jak najbardziej zainteresowany natomiast mam za mało postów na forum aby Ci napisać PW. Napisz mi proszę w PW swój email. Z góry dzięki.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 9 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
cron
phpBB® Forum Software © phpBB Group