Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 44 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 28 Mar 2025 13:07 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Lis 2012
Posty: 2472
Ależ tam jest klimat. Świetnie się czyta relację spoza utartego szlaku.
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
Rendez-vous w Paryżu ♥️🍷 Zbiór lotów do francuskiej stolicy od 168 PLN 🇫🇷🥐 Rendez-vous w Paryżu ♥️🍷 Zbiór lotów do francuskiej stolicy od 168 PLN 🇫🇷🥐
Greckie wczasy z parkiem wodnym 🏊‍♂️🌊 Tydzień all inclusive na Zakintos za 2704 PLN Greckie wczasy z parkiem wodnym 🏊‍♂️🌊 Tydzień all inclusive na Zakintos za 2704 PLN
#22 PostWysłany: 29 Mar 2025 00:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Po wczorajszych chmurach pozostały ledwie pojedyncze obłoczki. Z okna mojego pokoju widzę rankiem, jak słońce ogrzewa już szczyt wulkanu Yates.

Image

Po śniadaniu, gdy temperatura z lichych 7-8 st. C wspięła się już do ok. 15 (wkrótce ma być jeszcze z dziesięć więcej), mogę spokojnie ruszać na wycieczkę. Dziś dotrę do najdalej na południe wysuniętego miejsca w Chile, które odwiedzam (bez nocowania). Jadę do leżącego przy Carretera Austral miasteczka Hornopirén oraz leżącego ciut dalej wodospadu Cascada Rio Blanco, należącego do Parku Narodowego Hornopirén.

Image

Image

Niestety, nie uda mi się dzisiaj popłynąć nieco dalej na południe (o tym, dokąd planowałem będzie mowa w ostatnim odcinku tej relacji ;) ), gdyż najbliższy rejs organizowany przez jedynego tu operatora ma się odbyć dopiero jutro, a wtedy będę już zmierzał z powrotem do Puerto Montt.

Nic to jednak. Przy tak pięknej pogodzie, gdziekolwiek bym się dziś nie udał, będę szczęśliwy :D . Z dobrego humoru nie wytrąci mnie nawet kilkadziesiąt kilometrów jazdy po żwirowej tarce, która kończy się dopiero przed Caleta Puelche. Tam bowiem wjeżdżam znowu na Carretera Austral.

Hornopirén okazuje się być miasteczkiem nie mniej urokliwym, niż Cochamó. Też kilka przecznic na krzyż, mały kościółek (z własnymi owieczkami na wyposażeniu :D ), piękna, spokojna zatoka z malutkim portem, a do tego rzeka z widokiem na wulkan Hornopirén. Istna sielanka, przynajmniej o tej porze roku.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Tak, jak we wszystkich odwiedzonych przeze mnie miejscach w Chile, tak i tu wszedobylskim obrazkiem są gromady uli, z których pochodzą tutejsze rewelacyjne
miody.
Potrafię sobie wyobrazić, że pszczoły z uli na tym zdjęciu siadają sobie wieczorami na "ganku" (jeśli mają na to jeszcze siłę) i podziwiają zachody słońca nad oceanem :)

Image

Kawałek za miasteczkiem jest most Puente Rio Blanco, z którego roztacza się piękny widok na rzekę o niesamowitym, mleczno-lazurowym kolorze.

Image

Image

Tuż przed nim jest brama prowadząca na teren prywatny, na którym rozpoczyna się ścieżka do wodospadu Cascada Rio Blanco. Wstęp: 2000 CLP (tylko gotówką).
Tak to już czasem tutaj w Chile wygląda. Chce sobie człowiek pójść zobaczyć coś na terenie państwowego parku narodowego, do którego (w przypadku PN Hornopirén) wstęp jest bezpłatny, ale żeby do tego parku dojść, najpierw trzeba przejść przez teren prywatny, a to kosztuje. Czytałem, że jest gdzieś ponoć jakaś boczna ścieżka omijająca tą prywatną posiadłość, ale umówmy się... 2000 CLP, to raptem 8 zł i nie wydaje mi się, by warto było dla nich tracić czas i energię na poszukiwanie tego obejścia (swoją drogą, zapewne wydłużającego trasę).

Uiszczam zatem opłatę do rąk gospodarza, który prezentuje mi opis ścieżki prowadzącej do parku (bo to nie jest hop siup - idzie się niecałą godzinę w jedną stronę, pokonując przy tym różne ploty) i ochoczo ruszam. Po drodze, oprócz zapowiedzianego parkour'u, natrafiam również na ule z jeszcze piękniejszym widokiem, niż te wcześniejsze.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po dotarciu do Parku Narodowego odprawiam tradycyjny rytuał w postaci zapisania swych danych w księdze gości i udaję się lekko błotnistą ścieżką do wodospadu.

Image

Image

Image

Po kwadransie jestem na tarasie widokowym. Wodospad jest dwuczęściowy, hałaśliwy i energetyczny.

Image

Byłoby świetnie, gdyby taras został rozbudowany w stronę kaskad, tak, by można było zobaczyć je w pełnej krasie. Zdążyłem się już jednak zorientować, że chilijskie parki narodowe oparte są na zasadzie jak najmniejszej ingerencji w naturę. Pozostaje zatem próbować przemieszczać się wzdłuż brzegu rzeki po wielkich i śliskich kamlotach.

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam do auta tą samą ścieżką, a potem kieruję się do Puelo. Zatrzymuję się jeszcze tylko w Hornopirén, żeby zatankować do pełna w jedynej w tej okolicy pełnowartościowej stacji benzynowej (w Puelo jest tylko jakaś szemrana) i potem prosto do Vuelta al Sur. Tam jeszcze ostatni w tym rejonie Chile zachód słońca, a potem kolacja, w ramach której zjadłem... (czas na cyrkowe werble).... PIERŚ KURCZAKA! Dziś gotowaniem zajęła się Maria Isabel i wyszło jej to doskonale :)

Image

Image

Image

Image

Czas się spakować, bo jutro czeka mnie dość specyficzna podróż do nowego miejsca pobytu ;) .
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
      
#23 PostWysłany: 29 Mar 2025 20:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Nadchodzi czas pożegnania z chilijskimi gospodarzami i ich niderlandzko-rosyjską parą pomocników. To był wyjątkowy pobyt, tak bardzo inny, niż pozostałe tutaj.
Maria Isabel i Pedro jadą na kąpiele do położonych niedaleko Termas del Sol, Dany i Jegor kontynuują powierzone im zadania, a ja rozpoczynam ostatni w tej części Chile odcinek podróży. Celem jest lotnisko w Puerto Montt, gdzie o 18:30 mam zwrócić moją Toyotę.

Wyjeżdżając z Puelo przed 10:00 mam czas, by po drodze zobaczyć coś jeszcze. Decyduję się na Parque Nacional Alerce Andino, choć oczywiście nie cały. Zdążę przejść się jedynie ścieżką do Alerce Milenario - drzewa, którego wiek ocenia się na 3000 lat!

Image

Po dotarciu do Caleta Puelche muszę poczekać chwilę na prom, który kursując raz na pół godziny, łączy tą przystań z portem w La Arena i stanowi jeden z kilku wodnych odcinków Carretera Austral.

Image

Image

Image

Pogoda zrobiła dziś znowu zrot o 180 stopni. Wszędzie chmury, choć na szczęście nic z nich nie leci i jest przyjemna temperatura. W trakcie przeprawy promowej dokucza jednak silny i zimny wiatr.

Image

Image

Zaraz po zaparkowaniu auta w Parque Nacional Alerce Andino, pojawia się koło mnie taki oto ewenement:

Image

Owszem, widuję w Ameryce Południowej samochody na tablicach z Europy (ciekawe, że nigdy nie widziałem z USA, czy Kanady), ale są to zazwyczaj mniej lub bardziej specjalistyczne pojazdy do długich podróży, choćby takie, jakie widziałem w Petrohue. Najbardziej imponującymi w tej kategorii są specjalne wersje ciężarówek MAN (które spotykalem zarówno w Chile, jak i Peru, czy USA), jak np. ten pojazd:



Tu natomiast mamy parę austriackich emerytów, którzy przytargali swoją Dacię statkiem do Ameryki Południowej i tak sobie podróżują. Plan zakłada roczną "ekspedycję". Powodzenia!

Nie wiem od czego zależy, czy wstęp do danego parku narodowego jest płatny, czy nie. Za wejście do Alerce Andino zapłacić trzeba, choć - o dziwo - płatność można uiścić również w terminalu bezpośrednio przy wejściu (w innych odpłatnych parkach zakup biletu może być dokonany tylko online).

Image

Przejście ścieżki do drzewa Alerce Milenario zajmuje około godziny w jedną stronę. Jest niemal płaska, za wyjątkiem ostatnich około stu metrów, gdzie jest do pokonania sporo drewnianych schodów. Drzewiasty Matuzalem rośnie bowiem na wzniesieniu, obok którego huczy całkiem spory Salto Chaicas.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Czytałem niedawno, że w położonym bliżej Pacyfiku parku narodowym Alerce Costero badane są od jakiegoś czasu drzewa (cyprysy patagońskie), których wiek ocenia się na ponad 5400 lat, podczas gdy dzierżące obecnie palmę pierwszeństwa drzewo z USA ma tych lat ok. 4850. Jest jeszcze pewien świerk w Szwecji, ale jego imponujący wiek (prawie 10000 lat) to wynik - jak czytałem - procesu klonowania. Owszem, korzenie są tak stare, ale to, co nad powierzchnią ziemi, rodzi się i obumiera.

W drodze powrotnej spotykam przy ścieżce to oto maleńkie zwierzatko:

Image

Image

Image

Image

Image

Szukałem w sieci informacji o tym miniaturowym stworzeniu (nie licząc ogona, miał ten puchatek góra 7-8 cm), ale identycznego nie znalazłem. Niestety, na parkowej tablicy informacyjnej z tamtejszymi zwierzętami też go nie ma. Gdyby ktoś był nim zainteresowany, to dodam, że porusza się skacząc, niczym jakiś kieszonkowy kangur.

Image

Już przy budynkach parkowych natrafiam jeszcze na lekceważącą ludzi karakarę. Być może jest w jakimś stopniu zaprzyjaźniona z pracownikami parku i stąd jej brak lęku wobec dwunożnych.

Image

Image

Wracam na wijącą się wzdłuż brzegu Carretera Austral, by dotrzeć na lotnisko.

Image

Gdy jestem na przedmieściach Puerto Montt, organizm daje mi sygnały, że zbliża się pora karmienia, więc rozglądam się za restauracją z możliwością łatwego zaparkowania. Wybieram Toco Madera, mimo że oceny na poziomie 4,1 nieszczególnie zachęcają. Lokal jest jednak zaraz przy drodze i ma spory parking, więc logistycznie jest idealny.

https://maps.app.goo.gl/BZMF75jeFYkqQRo28

Nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń wobec otrzymanego łososia, więc ocenę na GM uważam za zaniżoną.

Image

Image

Przebijam się potem przez zakorkowane miasto i nawet nieco przed czasem pojawiam się na parkingu lotniska El Tepual. Nie mogę zlokalizować stanowiska Salfa Rent. Pomoc oferuje chłopaczek z lizakiem, który stoi zaraz za wjazdem na parking. Mówi, że jest pracownikiem Salfa i odbierze ode mnie auto. Posłusznie parkuję na wskazanym przez niego miejscu i wtedy nachodzi mnie myśl, że ja przecież nawet nie wiem, kim on w ogóle jest, bo nie ma na sobie nic, co wskazywałoby, że faktycznie pracuje w wypożyczalni. Wtedy on dopytuje, czy jestem Bartłomiej (czytają mnie tutaj "bartlomieh" :D ), więc moje wątpliwości mijają, bo niby skąd jakiś cwaniak (na którego nieco ten chłopak wygląda), miałby wiedzieć, jak mam na imię. Po jakimś kwadransie od oddania mu auta wszelkie wątpliwości mijają, bo przychodzi mail z Salfa Rent potwierdzający zwrot.

Stanowiska LATAM są jeszcze nieczynne, więc spędzam trochę czasu na lotniskowych ławkach.

Image

Zarówno w Toco Madera, jak i tu jestem nieustannie katowany coverami piosenek z lat przełomu lat 80-tych i 90-tych, z dużym naciskiem na Modern Talking, Bad Boys Blue itp. produkty niemieckiego rynku muzycznego. Tak duża dawka sprawia, że czuję się dziś już nieco przygnieciony niemiecką spuścizną na tych terenach :D .

Stanowiska check in LATAM zostają otwarte, więc oddaję tam swój bagaż, przechodzę kontrolę bezpieczeństwa i jestem gotowy do lotu na północ Chile, wcale jednak nie tą najdalszą. O tym dokąd lecę, dowiecie się już jednak z kolejnego wpisu ;) .


Ostatnio edytowany przez tropikey 30 Mar 2025 19:35, edytowano w sumie 4 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#24 PostWysłany: 30 Mar 2025 17:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Kontynuując wątek rozpoczęty w poprzednim wpisie, czas wyjaśnić, że z Puerto Montt lecę najpierw do Santiago, a potem do La Sereny, z której wypożyczonym autem udam się do miejscowości Vicuña w dolinie Valle del Elqui. To będzie taka część wyjazdu... powiedzmy, że z wielkimi gwiazdami w rolach głównych :D .

https://maps.app.goo.gl/FHmR6LB3L5wAi9PQ9

Po przejściu kontroli bezpieczeństwa na lotnisku w Puerto Montt idę do tutejszej Sala VIP. Jestem przyjemnie zaskoczony, bo salonik sprawia zupełnie przyzwoite wrażenie. Mają tu nawet rosół ze swego rodzaju lanymi kluskami! Nieco więcej o tym saloniku tutaj: viewtopic.php?f=15&t=117643&p=1762273#p1762273

Przed lotem wziąłem udział w licytacji na upgrade z klasy ekonomicznej do premium economy. Za odcinek PMC - SCL zaoferowałem 10 USD, a za odcinek SCL - LSC 5 USD. W obu przypadkach była to minimalna wartość "przebicia". Na ten pierwszy odcinek owe 10 USD okazało się wystarczające i otrzymałem upgrade, zaś na drugi lot moja oferta nie została zaakceptowana.
Przyznam, że wziąłem udział w tej licytacji w zasadzie bardziej dla zabawy i z uwagi na niewielki koszt, ale jej wynik jest w sumie bardzo pozytywny. Jeśli już miałem dostać upgrade, to zależało mi właśnie na tym pierwszym odcinku, który trwa prawie 2 godziny (drugi to tylko 45 minut). Poza tym, otrzymując miejsce w kabinie premium (w pierwszym rzędzie) będę mógł w Santiago opuścić samolot, jako pierwszy, a akurat dziś ma to znaczenie (dlaczego? O tym za moment). Jakimś bonusem może być też nieco większy catering pokładowy. Wreszcie, mimo że w kabinie ekonomicznej miałem miejsce przy wyjściu awaryjnym, fotel w klasie premium economy ma tą zaletę, że nikt koło mnie nie siedzi, a miejsca na nogi jest z grubsza tyle samo.

Zasiadam zatem w moim miejscu 1C i startujemy do La Sereny.

Mój dalszy plan jest bardzo cwany i chytry :D
W Santiago będę ok. 23:30, a lot do La Sereny jest ok. 7:50. Czy jest sens na ten czas opuszczać lotnisko? Oczywiście, że nie! I tu wracamy do tematu saloniku w Santiago (terminal nacional), W którym byłem już w celach weryfikacyjnych, a że wynik testu był pozytywny, uznałem, że właśnie tam spędzę tę noc ;)

Na razie jestem jednak jeszcze w trakcie lotu LA 66. Zjadam otrzymaną w ramach poczęstunku solidną i smaczną bułę i idę (choć na godzinkę) w kimono.

Image

Po wylądowaniu (zgodnie z przewidywaniami) jestem pierwszym pasażerem wychodzącym z samolotu, więc już po chwili stoję w recepcji Salon VIP Pacific Club. Pierwsze kroki kieruję do łazienki z prysznicem. Na wizytę w nim zostaję wyposażony w jednorazowe "ręczniki" - wykonane z takiego samego materiału papieropodobnego, jak grube serwetki restauracyjne, tylko że kilkukrotnie większe. Jakoś tam się tym wytrzeć można, ale przydałby się co najmniej jeden więcej.

Image

Image

Image

Po zakończeniu oblucji mogę iść spać. Udaje mi się dorwać ostatni wolny fotel z podnóżkiem. Oto moje "łóżko" :D

Image

Teraz wystarczy już tylko nastawić budzik w telefonie, założyć opaskę na oczy i wygłuszające słuchawki na uszy, włączyć po cichu podcast muzyczny z RNŚ, a sen przyjdzie momentalnie.
Dzięki chilijskiemu Pisco, w objęciach Morfeusza udaje mi się pozostać przez jakieś 3 godziny.

Image

Gdyby ktoś szukał więcej informacji o tym saloniku, to krótką recenzję zamieściłem tutaj: viewtopic.php?f=15&t=117643&p=1762388#p1762388

Kolejny lot jest punktualny i w La Serena lądujemy ok. 8:30. Jestem mocno zaniepokojony, bo zgodnie z prognozą, miałem mieć w tym regionie 3 dni bezchmurnego nieba, a zamiast tego jest gruba warstwa stalowej pierzyny, przez którą nic się nie przebija. Odbieram auto (tym razem mały Hyundai i10 z wypożyczalni Mitta) i ruszam do oddalonej o niecałe 60 km miejscowości Vicuña.

Image

Czy to możliwe, by na tak stosunkowo krótkim dystansie pogoda się poprawiła? Mija pierwszych 10 km, potem 20, 30... Ciągle chmury. Po ok. 40 km docieram do zbiornika Embalse Puclaro i oto staje się cud! Gdy mijam to miejsce, chmury momentalnie znikają, zupełnie, jakby istniała tu jakaś niewidzialna granica nie pozwalająca na to, by przemieszczały się one dalej wgłąb Valle del Elqui.

Jak mi to wkrótce wyjaśniono, ów zbiornik wyznacza miejsce, gdzie przebiega granica, do której docierają chmury znad Pacyfiku, zalegające niemal codziennie nad La Serena. Od tej granicy zaczyna się obszar, w którym słońce świeci średnio przez 280 dni w roku.

Jestem zatem uratowany! Dlaczego to bezchmurne niebo jest takie ważne? Bo to warunek sine qua non dla oglądania wieczorami owych "wielkich gwiazd", o których wspomniałem wcześniej!
Teraz, gdy na niebie nie widzę najmniejszego nawet obłoczka, ostatnie kilometry dzielące mnie od Vicuña przejeżdżam z uśmiechem na twarzy :)

Melduję się w hotelu Terral.

https://maps.app.goo.gl/LdJdBQuJTmLpnLCv9

Miasteczko Vicuña nie jest duże i wszędzie można dość szybko dojść na piechotę, jednak położenie hotelu niemal przy Plaza de Armas jest mi i tak na rękę, bo jest to z grubsza środek miejscowości. Co prawda, bezpłatny parking znajduje się poza terenem hotelu, ale dojście do niego nie trwa dłużej, niż 3 minuty.
Dostaję dwupokojowy i bardzo przestronny apartament. Jest tu aż nadto miejsca dla jednej osoby, ale oczywiście nie narzekam :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Brakuje mi jedynie jakiegoś tarasu, czy balkonu, ale 2 piętra wyżej jest ogromny taras na dachu budynku, a w ogrodzie basen.

Image

Image

Image

Atrakcje Valle del Elqui opiszę w kolejnym wpisie, już wkrótce (bo mam nadzieję, że zauważyliście, jakiego przyspieszenia dostałem :D ).


Ostatnio edytowany przez tropikey, 30 Mar 2025 23:09, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
rob_sad uważa post za pomocny.
 
      
#25 PostWysłany: 30 Mar 2025 20:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 895
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Ja zauważyłem :) Chcesz się zmieścić w marcu? ;-)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#26 PostWysłany: 30 Mar 2025 20:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Rozszyfrowałeś mnie :D
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#27 PostWysłany: 30 Mar 2025 23:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Do Valle del Elqui przyjeżdża się przede wszystkim po to, by (kolejność jest przypadkowa i absolutnie nie odzwierciedla moich preferencji :D ):

1) pić Pisco tam, gdzie ono powstaje

oraz

2) obserwować nocne niebo, gwiazdy, planety i inne ciała niebieskie tam, gdzie widać je najlepiej na całym świecie.

Zatem po kolei....

Vicuña i Pisco Elqui, to miejscowości, pomiędzy którymi leży ojczyzna pisco, czyli wysokoprocentowego (od ok. 33 do ok. 45%) alkoholu produkowanego według ściśle określonych reguł z kilku rosnących tu odmian winogron.
Jak być może wiecie, z tą "ojczyzną" to niekoniecznie musi być prawda, bo całkowicie odmienne zdanie na ten temat mają Peruwiańczycy, ale zostawmy ten spór zainteresowanym stronom. Z resztą, różnice między napojami produkowanymi w tych krajach są ponoć na tyle duże (tak mi mówiono w Vicuña), że można chyba mówić po prostu o dwóch niezależnych i równorzędnych gałęziach tej samej winnej latorośli (że posłużę się takim biblijnym sformułowaniem :D ).

Jest kilku producentów, którzy umożliwiają zwiedzanie ich wytwórni wraz z degustacją produktów i (co z pewności mile przez nich widziane) zakupem przynajmniej jednej flaszeczki. Na mojej liście znalazły się m. in.:

1) Destylarnia Pani Józefy

https://maps.app.goo.gl/w5JFgVMDYiS7e7nDA

2) Pisquera ABA

https://maps.app.goo.gl/WX6s4GaWzq1eCNX87

3) Pisquera Mistral

https://maps.app.goo.gl/9vPcyc912R9HDrNb6

i

4) Centrum Turystyki Capel

https://maps.app.goo.gl/onvfTpzKqAMixcce7

Mój wybór padł na to ostatnie miejsce, pomimo mocno (moim zdaniem) nietrafionej nazwy. W pierwszym momencie sądziłem, że to jakiś targ z rekodziełem i pamiątkami, ale w końcu uświadomiłem sobie, że to jeden z największych producentów pisco w Chile (jest to spółdzielnia zrzeszajaca ponad 800 członków). Byłoby dla nich dużo lepiej, gdyby zamiast tego nieszczęsnego "centro turístico" dali potencjalnym odwiedzającym jasno do zrozumienia, czego się mogą tam spodziewać.

Co prawda, w przeciwieństwie do innych pisquerii, pobierają tu opłatę za zwiedzanie (5000 CLP), ale przekonała mnie bliska odległość od hotelu (na wypadek, gdybym uznał po wizycie, że powrót autem to nie najlepszy wybór), możliwość skorzystania z anglojęzycznego przewodnika i rozmiar zakładu produkcyjnego, który jest udostępniony gościom.

Na oprowadzanie po angielsku stawiam się tylko ja i jakiś Chińczyk. Sympatyczna przewodniczka prowadzi nas do składającego się z kilku sal muzeum z ciekawą ekspozycją, potem przechodzimy przez poszczególne etapy produkcji, od miejsca, do którego przywożone są winogrona, aż do magazynów z beczkami oraz hali, w której butelkowane są różne rodzaje pisco.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na koniec zwiedzania dostajemy do spróbowania dwa rodzaje pisco (przyznam, że liczyłem na więcej), z których towarzyszący mi Chińczyk jest w stanie siorbnąć tylko ciuteczkę pierwszego, bo go moc wprawia w osłupienie.

Image

Przed opuszczeniem wytwórni Capel trafiamy do sklepu firmowego, w którym nie ma żadnej presji zakupowej, ale bardzo chętnie biorę Hacienda La Torre - pisco 43-procentowe, wyleżakowane przez co najmniej 5 lat w dębowej beczce. Przed zakupem mam okazję na dodatkową degustację tegoż właśnie :) .

Image

Image

Koszt? 12500 CLP (51 zł), czyli mniej niż najtańsza Metaxa.
Zdecydowana większość chilijskiego pisco konsumowana jest na miejscu, ale kto wie, może Unia i kraje Mercosur podpiszą wreszcie umowę handlową, wtedy zaś możemy spodziewać się napływu tego bardzo przyjemnego napitku również do Polski.

A teraz pora na temat nr 2, choć dla bardzo wielu z pewnością pierwszy i będący esencją oraz celem życia. Do kategorii tej należy z pewnością Eric - francuski pasjonat, który od wielu lat prowadzi obserwarorium Pangue.

https://maps.app.goo.gl/pxGkVFcKXGHU2hxe7

Gdybyście się wybierali w te okolice, nie zostawiajcie rezerwacji wizyty w tym obserwatorium na ostatnią chwilę. Mimo, że jestem tu poza sezonem, załapuję się na jedno, jedyne ostatnie miejsce dostępne w czasie mojego 3-nocnego pobytu tutaj.
Koszt nie jest niski, bo 46000 CLP (około 190 zł), ale naprawdę warto ponieść ten wydatek. W zamian otrzymujemy transport z Plaza de Armas do obserwatorium i z powrotem (wyjazd przed 20:00, powrót po północy, czas na miejscu ok. 2 - 2,5 godziny), obserwowanie różnych ciał niebieskich w maksymalnie 6-osobowej grupie przy użyciu wielkiego - jak na obserwatorium nie naukowe - teleskopu T600 Dobson.

Image

(zdjecie ze strony obserwatorium)

Do tego, obserwatorium znajduje się w rewelacyjnym miejscu, do którego dociera śladowa ilość sztucznego światła, więc obserwowanie stąd nocnego nieba - nawet bez żadnych przyrządów - to niezapomniane przeżycie. Nie mam niestety żadnych swoich zdjęć, ale mam dostać jakieś od grupki chilijska-włoskiej, z którą byłem u Erica. Gdy tylko je otrzymam, na pewno dorzucę jakieś posłowie. Na razie mogę Wam jedynie opowiedzieć, że oglądana gołym okiem Droga Mleczna była fenomenalna, pomimo tego, że - jak się dowiedziałem - o tej porze roku widoczny jest jedynie mniej efektowny jej fragment, czyli Ramię Oriona. Ta główna, najbardziej spektakularna część galaktyki może być obserwowana mniej więcej od czerwca do września, więc gdyby komuś zależało na tym najbardziej rozświetlonym widoku Drogi Mlecznej, powinien wybrać się do Chile w czasie naszego lata. Za pomocą teleskopu zobaczyłem m. in.:
- Jowisza, na którego jasnej "powierzchni" widziałem ciemne gazowe pasy, a po bokach tej planety jej 4 księżyce. Całość prezentowała się niczym naszyjnik z pereł, z których ta centralna, największa, ma liczne skazy,
- Marsa, który był co prawda zbyt daleko, by zobaczyć jego powierzchnię (ponoć jest to możliwe w czasie największego zbliżenia obu planet, a najbliższe będzie - o ile dobrze pamiętam - w styczniu 2026), ale intensywnie pomarańczowy kolor nie pozostawiał wątpliwości, z czym mam do czynienia,
- ogromne skupiska gwiazd, które ukazywaly się nam, po skierowaniu teleskopu na wybrane fragmenty Drogi Mlecznej,
- mgławice, czyli coś, co było dla mnie chyba największym przeżyciem, bo ich widok jest najbardziej plastyczny, wielowymiarowy i barwny,
- gwiazdę Betelgeza, która wyrzuca z siebie ogromne ilości materii (co doskonale widać przez teleskop Erica) i przewiduje się, że będzie ona całkiem niedługo (w naszym ludzkim ujęciu czasu) supernową.

To nie koniec kwestii astronomicznej, gdyż w Chile jest bardzo dużo czysto naukowych, nie komercyjnych obserwatoriów, które można zwiedzać nieodpłatnie, choć tylko za dnia. Oznacza to, że nocnego nieba sobie tam pooglądać nie można, za to poznać można od kuchni funkcjonowanie tego rodzaju obiektów. O jednym z nich (polskim) była mowa na samym początku tej relacji. Tam niestety nie dotarłem, ale pomysłu nie porzuciłem.

Niedaleko od Vicuña jest amerykańskie obserwatorium Tololo:

https://maps.app.goo.gl/F8ZTYmjY7eUSxkSJA

Jest to jedno z dwóch najstarszych obserwatorów w Chile (drugie to La Silla, https://maps.app.goo.gl/agSn7sngZornsFoX9). Odwiedzać je można wyłącznie w soboty i udaje mi się zapisać na sobotę przypadajacą w czasie mojego pobytu w Valle del Elqui.

Po zjechaniu z głównej drogi dojeżdżam po kilku kilometrach do szlabanu, przy którym weryfikowana jest moja tożsamość i rezerwacja. Samochód muszę zostawić na parkingu, a do obserwatorium zawiezie całą grupę komfortowy autokar. Tu też udaje mi się zająć fotel przy wyjściu awaryjnym :D .

Image

Przejazd drogą gruntową trwa ok. 45 minut. Wspinamy się na wysokość ok. 2200 m.n.p.m. Na miejscu dzielimy się na 2 grupy językowe i zaczyna się zwiedzanie. Najpierw krótki film o działaniu NOAO (https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Nationa ... bservatory), potem zakładamy kaski i oglądamy z bliska dwa największe spośród wielu używanych tu teleskopów. Szczególne wrażenie robi na mnie obrotowa kopuła jednego z nich, uruchomiona w trakcie naszego zwiedzania. Choć trzeba też przyznać, że po wyposażeniu widać już, jak dawno temu powstało to miejsce (pomimo tego, że było z pewnością modernizowane).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wkrótce, na widocznym nieopodal szczycie oddane ma być do użytku supernowoczesne obserwatorium do poszukiwania ciemnej materii - Vera C. Rubin Observatory (https://maps.app.goo.gl/rWakUKnYXMvo9FPc7). Ponoć i ono będzie udostępnione do zwiedzania.

Tyle chyba wystarczy, jak na jeden odcinek. Wkrótce jeszcze jeden wpis o Valle del Elqui i wracam do Santiago....
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
hiszpan uważa post za pomocny.
 
      
#28 PostWysłany: 31 Mar 2025 09:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
W uzupełnieniu do poprzedniego wpisu, jeszcze taka ciekawostka około-astronomiczna...
Chilijczycy mają tu swoje "Roswell". W 1998 r. doszło w Paihuano do upadku jakiegoś latającego obiektu, co do dziś interpretowane bywa, jako katastrofa pojazdu obcych :) (np.: http://www.ufoevidence.org/documents/doc1674.htm). Jak to w takich wypadkach bywa, zdarzenie było godne stosownego uczczenia.

Image

Image

Image

Valle del Elqui to nie tylko pisco i astronomia, ale również krajobrazy, które nie mają absolutnie nic wspólnego z tym, co widziałem na południu. Tu wszystko jest całkowicie inne. Domy są murowane, a nie drewniane, kościoły są zbudowane w zupełnie innym stylu, drzewa - jeśli są - to co najwyżej papajowe (wokół La Sereny) lub oliwne, a jakieś solidniejsze tylko tam, gdzie jest dostęp do wody. A że jedynym jej źródłem jest w tej okolicy Rio Turbio, to zielono jest tylko wzdłuż jej koryta i tam gdzie mieszkańcom udało się ją doprowadzić, czyli na pokrywających każdy wolny skrawek terenu winnicach. Wszystko pozostałe jest suche i głównie beżowe, przynajmniej wokół Vicuña.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jednym z celów wypadów półdniowych jest tutaj Embalse La Laguna - podobny nieco do tego w okolicach Santiago zalew powstały na skutek sztucznego spiętrzenia wód Rio Turbio.

https://maps.app.goo.gl/9esftTkwe9SrvYXt9

Dosłownie dzień przed moją wizytą, na GM pojawiła się 1-gwiazdkowa opinia naszego krajana o tym miejscu, zaczynająca się od słów "Wyprawa nie ma sensu". Nie zniechęciła mnie ona i ruszam tam przed wizytą w wytwórni Capel.
Od razu muszę potwierdzić, że faktycznie, sam zalew niczym nadzwyczajnym się nie wyróżnia, jednak prowadząca do niego trasa jest świetna, nie tylko dlatego, że jedzie się doskonale utrzymaną trasą Ruta 41, ale przede wszystkim z powodu doliny, której dnem została ona poprowadzona. Czasem prosta, a często bardzo kręta wstążka szosy ciągnie się pomiędzy majestatycznymi górami, których zbocza nie są już beżowe, ale mienią się różnymi kolorami, które kontrastują z zielenią roślin dających radę przetrwać tu na wąskim pasie wzdłuż rzeki.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jadę tą drogą niemal sam. Byłoby tu zupełnie pusto, gdyby nie watahy motocyklistów z Argentyny, którzy wyprzedzają mnie co jakiś czas w drodze powrotnej do swojego kraju. Kilkudziesięciu z nich mijam potem, gdy stoją na poboczu. Wygląda na to, że ktoś ma jakiś problem techniczny. Gdy docieram do budynków chilijskiej kontroli granicznej, sympatyczny oficer (pożyczył mi nawet swoje okulary, gdy nie mogłem czegoś doczytać :D ) daje mi do wypełnienia formularz przeznaczony dla osób, które - tak jak ja - udają się w stronę oddalonej o kolejne 80 km Argentyny, ale nie mają zamiaru wjeżdżać na jej teren. Sprawdza też w mojej umowie, czy wypożyczalnia nie zakazuje przekraczania granicy, bo jadąc dalej niby jestem nadal w Chile, ale formalnie już tutaj przekraczam granicę kraju. Następnie, już innemu pogranicznikowi oddaję swój paszport, który odbiorę po powrocie, okazując ostemplowaną przed chwilą kartkę. Martwię się tylko co nieco, że powrót może potrwać, bo kolejka aut wjeżdżających od strony Argentyny jest pokaźna. Obserwuję też dynamiczny wyjazd jednego wozu na sygnale w kierunku do wewnątrz Chile. Ciekawe, co się wydarzyło....

Na 30-kilometrowym odcinku od kontroli granicznej do zalewu jestem już zupełnie sam. No, jest jeszcze gaucho na koniu i jego wielkie stado kóz. Asfalt kończy się zaraz przy Embalse La Laguna. Współczuję tym, którzy drogą gruntową muszą pokonać kolejne 85 km, bo aż tyle jest do miejsca w Argentynie, gdzie trasa staje się ponownie asfaltowa. Ponoć planowana jest budowa tunelu pod górami, podobnego do tego na trasie z Mendozy do Chile, ale podejrzewam, że to pieśń bardzo odległej przyszłości.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam do punktu kontroli. Dostaję z powrotem swój paszport, celnik zagląda na moment do mojego bagażnika, ale wiedząc skąd wracam rezygnuje z tak dogłębnej kontroli w poszukiwaniu kontrabandy, jak w przypadku innych aut i przepuszcza mnie bokiem, żebym nie musiał stać w długiej kolejce :) .

Po kilku kilometrach wyjaśnia się przyczyna nagłego wyjazdu na sygnale, który widziałem półtorej godziny wcześniej. Ta grupa motocyklistów, którą jadąc w górę, stała nie z powodu problemów technicznych, lecz dlatego, że jeden z nich miał wypadek. Grupy motocyklistów już tu nie ma. Stoi tylko wóz karabinierów na sygnale, a obok leży na ziemi powalony motocykl i przykryte płachtą ciało jego kierowcy. Pomyśleć, że mijał mnie żywy jeszcze kilka godzin wcześniej.

Na koniec tego odcinka, wszystkich zaskoczonych brakiem zdjęć gastronomicznych uspokajam i zamieszczam poniższe, wszystkie zrobione w jednym miejscu - Beergarden Ruta 41.

https://maps.app.goo.gl/N7RHd9yPZ9YfBzDn8

Stołowałem się tu trzy razy, bo ich oferta - pomimo braku łososia ;) - przypadła mi mocno do gustu. Za niecałe 9000 CLP oferują tam zestaw składający się z dużego talerza warzyw, dania głównego (zawsze bardzo dobrego i obfitego) oraz rewelacyjnego, świeżego soku z melona.

Image

Image

Image

Image

Image

Do tego, mają tam bardzo fajną, wyluzowaną atmosferę, a z głośników leci muzyka tylko hiszpańskojęzyczna, np. takie reggae z Puerto Rico:



czy też taka ciekawa grupa z Urugwaju:



A w weekendy mają koncerty, stand upy itp.

Mój pobyt w Valle del Elqui dobiega końca. Jutro oddaję auto i z La Sereny lecę do Santiago. Podróż powoli zbliża się ku końcowi, choć relacja jeszcze chwilkę potrwa ;)


Ostatnio edytowany przez tropikey, 06 Kwi 2025 18:13, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#29 PostWysłany: 31 Mar 2025 14:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Pędzę zatem dalej, by - jak wyczuł mnie @DAD - zdążyć przed kwietniem (nie ma tu żadnych ukrytych intencji - wyznaczyłem sobie taki termin, bo mam akurat trochę luzu i nie chcę, żeby mi się to rozlazło w czasie :) ).

Rano zjadam ostatnie śniadanie w hotelu Terral. A, właśnie... chyba nie pokazywałem jeszcze, co tam dają? Jest bufet, ale jak na 4*, to spodziewałem się nieco lepszej oferty.

Image

Image

Image

Wczoraj wieczorem, tankując auto poprosiłem obsługę o wlanie paliwa pod sam korek. Dzięki temu, pomimo niemal 60-kilometrowego dystansu, jaki pokonuję, by zwrócić auto, po dotarciu na lotnisko wskaźnik za kierownicą nadal pokazuje "full". Kolejna wizyta na stacji przed oddaniem auta w wypożyczalni nie jest zatem konieczna :)

Lotnisko jest malutkie i sprawnie działające, choć ciekaw jestem, jak sobie radzą, gdy jest sezon.

Niestety, moja aktualna pula bezpłatnych wejść do saloników Priority Pass, czy Lounge Key jest wyczerpana, więc z usług tutejszego (https://www.prioritypass.com/lounges/ch ... cific-club) nie mam okazji skorzystać. Poczekalnia przy bramce nr 2 jest jednak bardzo przyjemna, więc nie narzekam. Jest tu panoramiczny widok na płytę postojową, pas startowy i... właściwie na nic więcej z uwagi na już wcześniej wspomniane permanentne i nisko zawieszone zachmurzenie w La Serena :D .

Image

Image

Image

Lot do Santiago jest krótki, raptem 45-minutow. Błyskawiczna jest również moja podróż do hotelu w centrum miasta - od wyjścia z samolotu do wejścia do hotelu nie minęła godzina, łącznie z oczekiwaniem na bagaż.
Ubera zamawiam na 3 piętro terminala krajowego (odloty). Kierowca mówi, że najczęściej taki sposób jest najlepszy na ominięcie ciążącego na kierowcach Ubera zakazu świadczenia usług na lotnisku, ale sporo zależy, czy i gdzie są karabinierzy, którzy pilnują, żeby uberowcy tu nie krążyli. W każdym razie, zawsze trzeba się z kierowcą umówić na konkretne miejsce przez komunikator w aplikacji (swoją drogą, nie wiedziałem, że Uber wdrożył u siebie automatycznego translatora).

Tym razem nocuję w Ola Tapestry Collection - najnowszym hotelu sieci Hilton w Santiago.

https://maps.app.goo.gl/R8CRhqFQcDamnRYq8

Wydaje mi się, że otworzyli go w ubiegłym roku i to widać. Tradycyjnie, jak to w niniejszej relacji dzieje się w przypadku hoteli sieciowych, do dłuższego opisu odsyłam tu: viewtopic.php?f=1576&t=51560&p=1762188#p1761617 .

Na popołudnie nie mam żadnych konkretnych planów, więc udaję się na rekonesans okolicy. Idę wzdłuż wybetonowanego koryta, którym z Andów spływa - w zależności od pory roku - mniej lub bardziej wartki potok wody. Dziś jest jej niewiele, dzięki czemu dobrze widać tutejszą "galerię". Gość na ostatnim zdjęciu mocno mi kogoś przypomina.

Image

Image

Image

Image

Tuż obok jest park rzeźb - urokliwe miejsce na leniwe popołudnie.

https://maps.app.goo.gl/hx8fdJWfkTzdvgiHA

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na kolację trafiam do peruwiańskiego lokalu Tacu Tacu.

https://maps.app.goo.gl/inHpjMAZhsyaQmCU6

Pomimo położenia (centrum stolicy, parter dużego biurowca) restauracja nie jest wcale droższa od lokali, w których bywałem na "prowincji" (a może to tamte były takie drogie?). Jedzenie jest wyśmienite, a że mają w ofercie Austral Patagonia, jestem w pełni ukontentowany.

Image

Image

Wracam nieco okrężną drogą, rozglądając się po nieznanych mi wcześniej rejonach Santiago.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Moją uwagę przykuwa patron tego budynku. Niestety, nie udało mi się ustalić jego korzeni narodowościowych.

Image

Po solidnej porcji mocnego pisco Mistral otrzymanego w hotelowym barze (jako "welcome drink") idę dość szybko spać. Jutro muszę wstać wcześnie, bo ok. 8:00 mam wyznaczony odbiór na wycieczkę po 3 winnicach na południowy zachód od Santiago.

Śniadanie w Ola jest serwowane już od 6:30, więc wyrabiam się bez problemu, wymeldowuję się (powrót jest planowany dopiero ok. 19:00), zostawiam bagaż w recepcji i wsiadam do busa, który właśnie podjechał. Z tuzinem uczestników na pokładzie, kierowca przebija się najpierw przez mocno zakorkowane miasto. Nasz przewodnik, bardzo sympatyczny Pablo, robi w tym czasie całkiem wesołe wprowadzenie do tego, co nas dziś czeka (w skrócie: sporo wina do wypicia :D ). Potem jedziemy jakiś czas luźną już autostradą. Zamykam na chwilę oczy i chyba zasypiam. Po chwili czuję mocne hamowanie, rozglądam się i widzę z przodu korek, do którego dotarliśmy, a z boku...

Image

Oczom nie wierzę, bo w Santiago było niczym w Valle del Elqui, a tu zupełnie, jak w La Serena! Zaczynam się obawiać, czy nie jestem zbyt luźno ubrany.

Jak się okazuje, korek jest akurat do naszego zjazdu z autostrady. Stoimy w nim trochę, ale w kierowcy odzywa się nareszcie latynoska krew (którą mają w żyłach chyba również polscy kierowcy), wyjeżdża z korka na sprawny pas ruchu, mija długi sznur stojących aut i wbija się weń z powrotem na samej końcóweczce. Nie pochwalam, ale doceniam :)

Od teraz idzie już sprawnie, a i pogoda momentalnie się poprawia. Odwiedzamy po kolei 3 winnice:

La Quirinca

https://maps.app.goo.gl/oKdSvvJDoa5AAJim9

Santa Ema

https://maps.app.goo.gl/v4uZrD93YWSFnom36

Undurraga

https://maps.app.goo.gl/KSC8QGqDPShJMdb78

Pierwsza dopiero zaczyna działalność i nie ma jeszcze w dorobku nadzwyczajnych win, więc degustujemy wina innych producentów. Druga i trzecia, to stare wygi, więc towar mają pierwszej klasy (z braku miejsca w bagażu kupuję tylko jedną butelkę w Santa Ema). Najciekawsze do zwiedzania są tereny ostatniej winnicy, na terenie której jest również niewielkie muzeum dotyczące rdzennej ludności - Mapuczy. Mają tu nawet araukarie!

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W programie jest też dodatkowo płatny lunch. Zamawiam pstrąga, który okazuje się przyrządzony w bardzo prosty sposób, ale pyszny.

Image

Image

Powrót znowu trochę zajmuje, ale zgodnie z planem w hotelu jestem chwilę po 19:00. Przebieram się co nieco i reorganizuję swój bagaż, po czym jadę Uberem na lotnisko. Mój lot do Madrytu jest o wpół do pierwszej w nocy.
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
oskiboski uważa post za pomocny.
 
      
#30 PostWysłany: 31 Mar 2025 16:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 895
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
No to ciśnij z tematem do końca :D
Ja zacznę pisać może od jutra, bo tez wróciłem z trasy kilka dni temu ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#31 PostWysłany: 31 Mar 2025 18:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Oto zatem ostatni odcinek relacji.

Iberia uruchamia swoje stanowiska odprawy na lotnisku SCL aż 4 godziny przed lotem. Dla mnie to doskonała sytuacja. Po nadaniu bagażu oraz przejściu kontroli bezpieczeństwa i paszportowej mam masę czasu, by skorzystać z mojego ulubionego w Ameryce Południowej saloniku LATAM. Pasażerowie Iberii mają co prawda wstęp "tylko" do nieco mniejszego saloniku środkowego (spośród trzech zlokalizowanych w tym jednym miejscu), ale jak zwykle, w 100% spełnia on moje oczekiwania.
Tym razem, dodatkowym atutem jest Cristián - rodzynek w żeńskiej obsłudze recepcji saloników, którego uprzejmość i kultura osobista są (mimo młodego wieku) nadzwyczajne. Po prostu mistrz!

Image

W saloniku, w pierwszej kolejności korzystam z jednej z przestronnych łazienek.

Image

Image

Image

Image

Potem, znajduję sobie wygodny fotel i korzystam ze świetnego bufetu, który tu mają. Nie ma on może takiego rozmachu, jak wiele innych miejsc tego rodzaju, ale to co tu jest idealnie pasuje do moich potrzeb. Sałatka z sercem palmy i surowymi pieczarkami, cannelloni z ricottą i szpinakiem w sosie pomidorowym, sery i słodkości różnego rodzaju... Rewelacja!

Image

Image

Image

Po wejściu na pokład A350 umawiam się ze srewardessą, że nie będę jadł pierwszego (głównego) posiłku. Chcę pospać jak najdłużej, a gdybym miał zjeść kolację w samolocie, musiałbym poczekać pewnie gdzieś do 2:00 w nocy. Po wizycie w saloniku LATAM nic mi nie brakuje, więc od razu po starcie rozkładam sobie łóżko i przesypiam dobre 7 godzin. Nie wszystko w Iberii mi się podoba na tip top, ale akurat fotel w A350 jest moim zdaniem bardzo wygodny, przede wszystkim z powodu dużej przestrzeni na nogi, obracanie się i ogólnie swobodę ruchów.

Image

Image

Po przebudzeniu się mam akurat tyle czasu, by przed lądowaniem zweryfikować zasadność mało entuzjastycznych recenzji drugiego Gladiatora, napisać kolejne porcje relacji i zjeść śniadania, do którego dorzucili mi jeszcze sałatkę z kolacji (quinoa z sercem palmy).

Image

Image

Image

Dwa loty Iberią, które miałem w trakcie tej podróży mogę podsumować pozytywnie. Może bez jakiś nadzwyczajnych zachwytów, ale nie będę miał żadnych oporów, by skorzystać z ich usług w przyszłości.

W Madrycie jest już zbyt późno, by tego samego dnia dostać się do Polski, więc mam tu wymuszony pobyt. Na szczęście, w przeciwieństwie do lotu w przeciwnym kierunku, tym razem pogoda w stolicy Hiszpanii jest wspaniała. Aż chciałoby się zostać dłużej!
Nocleg mam tym razem w DoubleTree Madrid Prado.

https://maps.app.goo.gl/8tgvNXJX7pCctnc3A

Kilka słów o nim naskrobałem tu: viewtopic.php?f=1576&t=51560&p=1762188#p1762188

Dojazd tam autobusem 203 trwa z grubsza tyle samo, co rozwlekły transfer lotniskowy do Hiltona 3 tygodnie temu.
Świetnie mi się to ułożyło, że nocuję w nim akurat dziś, a nie w przeciwną stronę. Wtedy miałem co prawda więcej czasu w Madrycie, ale było brzydko i deszczowo. Teraz, przy tak pięknej pogodzie mogę zwiedzić na piechotę spory kawałek historycznego centrum miasta, bo hotel usytuowany jest do tego idealnie. Wieczorowa pora nadaje całej okolicy dodatkowego blasku.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Skoro celem kończącej się podróży była Ameryka Południowa, ostatnią kolację wypada zjeść w odpowiednim anturażu :)
Nie kojarzę w Madrycie żadnego lokalu z kuchnią chilijską, więc wybieram peruwiańską Kechua.

https://maps.app.goo.gl/APz6V1AGdmuz5c196

Prawie wszyscy dookoła zajadają się ogromnymi porcjami kurczaka (można tu dostać 1/4, 1/2 lub całego kurczaka), ale je decyduję się na Lomo Saltado i moją ulubioną Cusqueña Negra. Łezka w oku kręci się na wspomnienie tej potrawy zaserwowanej mi w Cuzco :) .

Image

Image

Rano, po śniadaniu mam jeszcze sporo czasu do lotu do Polski, więc idę jeszcze do parku Retiro. Robi się powoli coraz cieplej, ale ani ludziom, ani roślinom nie jest jeszcze śpieszno do wiosennego przeobrażenia.

Image

Image

Image

Image

Image

Zaglądam przy okazji do Don Juego y Don Puzzle - klimatycznego sklepu z grami, puzzlami, itp., z którego wychodzę z całkiem sporym pudłem z puzzlami. Liczyłem na coś "iberyjskiego", a skończyło się na satyrze rodem z Beneluxu.

Autobusem 203 jadę na Terminal 2 madryckiego lotniska. Jestem jeszcze przed otwarciem LOT-owskich stanowisk check in. Ich uruchomienie następuje ok. 2,5 godziny przed lotem.
Po oddaniu bagażu przechodzę przez fast track i trafiam do saloniku Puerta de Alcalá. Z tego, co pamiętam, Puerta del Sol jest większy, ale ten, w którym jestem znajduje się ledwie minutę, może dwie od bramki, przez którą prowadzony ma być boarding na lot do WAW. Zostaję zatem właśnie w Puerta de Alcalá.
Podoba mi się pomysł, by jedzenie podawane było w formie swego rodzaju tapasów. Wszystkie gotowe dania - ciepłe i zimne - czekają na chętnych w niewielkich miseczkach. Jeśli coś smakuje, można brać kolejne, a jeśli nie, ryzyko jest tylko takie, że jeden czy drugi klient zostawi coś drobnego.

Image

Image

Image

Image

Image

Lot do WAW jest punktualny, bez przygód i zastrzeżeń. Jego sporą część przesypiam (skoro "exit row" daje ku temu takie możliwości).

Image

Potem jeszcze salonik w Warszawie (tak już maglowany na forum, że nie ma sensu dorzucać kolejnego opisu) i nadchodzi pora na ostatni lot, do Gdańska.
Pani Dorota - szefowa pokladu (z kategorii tych, które pracują w LO już bardzo długo) - wymaga wspomnienia, bo tak przyjaznej, spokojnej i serdecznej stewardessy u naszego narodowego przewoźnika już dawno nie widziałem.
Tak oto potraktowała z uśmiechem mój pakunek, gdy powiedziałem, że mam tam m. in. szkło (znaczy, puste kieliszki z Chile otrzymane w prezencie po niektórych degustacjach :D ).

Image

Teraz pozostaje napełniać te kieliszki chilijskim winem lub pisco w oczekiwaniu na kolejną daleką podróż lub w trakcie jej planowania :) .

I jeszcze tylko spóźniona mapa lotów :)

Załącznik:
Trasa lotnicza Chile.gif
Trasa lotnicza Chile.gif [ 49.65 KiB | Obejrzany 2111 razy ]


Koniec

--------

A jeśli ktoś dotrwał do tego miejsca, to mam tu jeszcze specjalny dodatek.

Jeśli będziecie szukać w przyszłości mniej znanych miejsc w Chile, to oprócz opisanych w tej relacji, mam dla Was jeszcze garść propozycji, z których nie udało mi się skorzystać. Czasem nie było mi po drodze, innym razem terminowo nie pasowało, albo np. dotarcie do danego miejsca zajęłoby zbyt wiele czasu i byłoby zbyt kosztowne. Tak, czy inaczej, jestem pewien, że są warte odwiedzenia, jako "starannie wyselekcjonowane" :D . Wszystkie znajdują się na południe od Santiago. Na część północną też kiedyś przyjdzie pora...

Oto one:

1) dolina Cochamó i La Junta na jej końcu

https://maps.app.goo.gl/j2JrVeG4owYBqv4z6

Z tego, co zdążyłem ustalić, jest to wspaniałe miejsce na kilkudniowy trekking pieszy (samodzielnie) lub konny (w zorganizowanej grupie). Zdjęcia potwierdzają, że nie bez przyczyny mówi się o tym miejscu "Yosemite Ameryki Południowej".

Wszelkie informacje znajdziecie tu: https://cochamo.com/

Z ciekawostek dodam, że na początku doliny swój pensjonat ma para chilijsko-czeska
(https://maps.app.goo.gl/jcis3VFJ4Uuar4kD9)

2) Cerro Castillo

https://maps.app.goo.gl/jQ2ioGqeygeEcBRU8

Ponownie, miejsce raczej na kilkudniowy trekking z własnym namiotem, choć jest tu również możliwość zrobienia jednej z tras w ciągu dnia.

3) Nevado Queulat

https://maps.app.goo.gl/o8EcU9hkkZ2DxLvi7

4) Fiordo Quintupeu

https://maps.app.goo.gl/Tktp8L8kwwjasfxa9

5) Termas de Cahuelmo (a w zasadzie fiordo, na którego końcu się znajdują)

https://maps.app.goo.gl/4N19LKRogpCnxugN7

6) Parque Tagua Tagua https://maps.app.goo.gl/K2tTJ2MNPqmKya3cA

Prywatny park, który ze względu na odizolowaną lokalizację jest dość trudny (o ile w ogóle możliwy) do zaplanowania w ramach jednodniowej wycieczki.

7) Cerro Bonichemo

https://maps.app.goo.gl/qHiPrLdho5nG3SB28

Wejście na ten szczyt organizuje czasem ta grupa: https://www.instagram.com/outdoorexperiencex/

8) Auto Museum Moncopulli

https://maps.app.goo.gl/oJdoAYipkUKxLJ3j7

9) Glaciar Universidad

https://maps.app.goo.gl/WZ2NqUAJUNqBz8EJA

To już raczej dla osób mocno zaangażowanych we wspinaczkę.


Ostatnio edytowany przez tropikey 31 Mar 2025 18:59, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
10 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#32 PostWysłany: 31 Mar 2025 18:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17 Sty 2011
Posty: 2073
złoty
@tropikey dzięki za świetną - jak zwykle - relację. Podzielisz się organizatorem tej wycieczki do 3 winnic?
Za pół roku będę w Santiago - rzeczywiście jest to dobry pomysł na dzień powrotu...
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#33 PostWysłany: 31 Mar 2025 18:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Proszę bardzo - brałem tu, z jakimś kodem -20%:

https://www.getyourguide.pl/santiago-l2 ... o-t288540/

Nie wiem tylko, dlaczego teraz jest w tytule mowa o 4 winnicach. Miałem 3 i to wystarczyło :D
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
abelincoln uważa post za pomocny.
 
      
#34 PostWysłany: 31 Mar 2025 23:59 

Rejestracja: 18 Sty 2017
Posty: 191
tropikey napisał(a):
...


Ciekawe. Dziękuję. Czy zachęcające, to trudno powiedzieć.
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#35 PostWysłany: 01 Kwi 2025 06:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
@babilas

Mam nadzieję, że chociaż nie zniechęcające :D .
Inna sprawa, że zasadniczym celem relacji nie jest wpływanie na cudze wybory ;) .


Ostatnio edytowany przez Gadekk, 01 Kwi 2025 09:26, edytowano w sumie 1 raz
Cytowanie - nie cytuj całego postu poprzednika, jeżeli zaraz pod nim odpowiadasz
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#36 PostWysłany: 01 Kwi 2025 06:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Sty 2012
Posty: 5302
platynowy
I skonczona relacja - prawie live do 31/3 !
_________________
navigare necesse est
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#37 PostWysłany: 01 Kwi 2025 06:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7901
platynowy
Fakt, chyba po raz pierwszy udało mi się zamknąć relację raptem w ciągu 4 dni od powrotu :D
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#38 PostWysłany: 01 Kwi 2025 09:27 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Sie 2013
Posty: 2419
Chylę czoła @tropikey, trzeba mieć odwagę cywilną aby podróżować poza autostradą LP :ugeek: świetnie się czyta, pinezki zapisane, dzięki
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#39 PostWysłany: 01 Kwi 2025 12:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 620
Loty: 1352
Kilometry: 2 764 931
platynowy
Świetna relacja po nieznanych miejscach kraju, który też trochę liznąłem aczkolwiek dotarłem tylko do Las Trancas. No i mamy znakomity przewodnik na przyszłość, super, że podajesz mnóstwo linków i danych do wykorzystania w następnej podróży do Chile.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#40 PostWysłany: 04 Kwi 2025 18:08 

Rejestracja: 18 Sty 2017
Posty: 191
tropikey napisał(a):
zasadniczym celem relacji nie jest wpływanie na cudze wybory ;) .


A co jest? Można założyć, że Pauzaniasz nie spodziewał się, że jego czytelnicy wsiądą en masse na triremy i popłyną weryfikować świat zobaczony i zrelacjonowany przez niego, Marco Polo pisząc Opisanie świata też raczej nie liczył na naśladowców ale te bardziej współczesne piśmiennictwo podróżnicze, wszelkie travelogi, (foto)relacje, sprawozdania i reportaże zazwyczaj pisane są z "zamiarem ewentualnym". No chyba, że autor ma takie pióro (Theroux, Durrell, Greene, Evelyn Waugh, etc), że stanowią wartość literacką in its own right.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 44 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group