Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 11 Kwi 2024 13:23 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Od razu zacznę od wyjaśnienia tytułu, żeby nie było, że promuję złe nawyki... to nie o takie ćwiartki chodzi :) Bardziej autor miał na myśli, że wyjazd da się podzielić na 4 w miarę osobne segmenty.

Sam pomysł zrodził się po powrocie z Karaibów w ferie 2023. Ucieczka od zimna tak nam się spodobała, że od razu przystąpiłem do szukania terminu na 2024. Pierwotny plan zakładał Azję. Tyle że na first minute nie było nic ciekawego we wschodnim kierunku, a tymczasem trafiła się w miarę dobra cena BA z Berlina do Miami. Szybka konsultacja z drugą połową i decyzja na tak. Oczywiście, żeby nie było za prosto to od razu zaczęliśmy kombinacje i zrobiliśmy OJ BER-MIA MSY-BER. Cena wprawdzie podskoczyła z 1800 na 2200 zł ale uznaliśmy, że to akceptowalne w imię lepszego planu zwiedzania.

Bilety kupiliśmy w kwietniu a wyjazd był zaplanowany 08.02-24.02.2024. Pod koniec lata rozpoczęła się akcja "planowanie". To chyba były jedne z naszych najbardziej czasochłonnych wakacji do ogarnięcia: 3 wynajmy samochodów, 3 lokalizacje hoteli, 1 rejs, 1 dolot na miejscu, 2 wycieczki, 3 Esty, kilka wstępów do różnych atrakcji + plan podróży i dość rozbudowana lista miejsc z tanim jedzeniem, żeby nie szukać później na szybko. W między czasie udało się kilka razy zaoszczędzić mi. na zmianie noclegu oraz na ok miesiąc przed wyjazdem spadły ceny wynajmu aut, więc anulowałem wszystkie 3 i udało się "zarobić" ok 500 zł. Od razu dodam, że czym więcej czasu poświęciliśmy na przygotowania tym więcej niespodzianek/zaskoczeń/przygód :)

Ok 2 tygodnie przed wyjazdem podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu podróży dzień wcześniej ze względu na niepewną pogodę i napiętą sytuację na granicy - protesty rolników w Niemczech oraz kontrole graniczne. Dodatkowo po informacji od znajomych którzy często jeżdżą do Niemiec zmieniliśmy nieco trasę i korzystaliśmy z przejścia Kostrzyn zamiast Świecko. Kilometrowo wychodzi nawet bliżej, ale drogi głównie lokalne. Dodatkowy stres oczywiście zgotowały niemieckie służby lotniskowe. Co tydzień jakiś strajk, na szczęście u nas był to tylko personel naziemny LH i dzień wcześniej. Na nocleg wybraliśmy Campanile niedaleko lotniska, a parkowanie na McParking. Polecajka na jedzenie w okolicy jest w odpowiednim wątku :) - Restaurant Apne Mahlow
Kolejnego dnia wyjazd na parking i okazało się, że cały autobus z parkingu na lotnisko był pełen rodaków. Na parkingu tak 20-30% polskich blach. Sam parking świetnie zorganizowany, a co najważniejsze przy zimowym wyjeździe - jest ciepła i wygodna poczekalnia.

Na lotnisku pierwszy zonk: dokupywałem 2 bagaże nadawane na ok miesiąc przed lotem. Tymczasem pani na stanowisku BA wyciąga terminal z opłatą 140E. Na szczęście miałem potwierdzenie zakupu bagaży na mailu i pani wykonała szybki telefon do Londyny, tam coś zresetowali i opłata za bagaże się znalazła. Szybka wizyta na security (o dziwo poszło dość sprawnie bo różnie piszą o BER) i mogliśmy udać się do Movenpick Cafe, które na BER udaje salonik dla PP. Drugi zonk tego dnia trafił się już w samolocie. Dobre pół godziny opóźnienia na starcie, ponoć ze względu na pogodę. W samolocie do LHR również dominowali Polacy i dość spora grupa przesiadała się na USA. Przy rezerwacji wybrałem opcję 2h na przesiadkę w ramach terminalu 5. Jak kapitan pochwalił się, że kolejne pół godziny będziemy krążyć nad Londynem, bo straciliśmy swój slot i trzeba czekać lub coś w tym stylu, bo nigdy nie mogę zrozumieć jak to możliwe, że w maszynie za grube mln $ system nagłośnienia działa tak fatalnie. Sytuacja zrobiła się dość napięta zwłaszcza wśród pasażerów z przesiadką. Pozdrawiam przy okazji wszystkich biorących udział w rajdzie na samolot. Oczywiście jak to w długoterminowej podróży, bagaże wykorzystane na maksa czyli 3 razy podręczny i 3 razy osobisty, ale 6 latka nie była w stanie szybko poruszać się z podręcznym więc byłem jak wielbłąd. Jak już przeszliśmy security, czego się nie spodziewałem na transferze to okazało się, że czeka nas jeszcze pociąg do gate C. Dla równowagi dołożyłem jeszcze córkę na ramiona i pędem wpadliśmy w ostatniej chwili pod bramkę. Można było usiąść spokojnie w A380. Chciałbym napisać, że tutaj było już bez przygód, ale po wylądowaniu, już w kolejce do kontroli paszportowej w MIA poznana w rajdzie po LHR rodzina podzieliła się info z apki BA, że ich bagaże mogą dotrzeć niekompletne. Szybko odpaliłem apkę i ten sam komunikat. Przy karuzelach okazało się, że my mieliśmy nieco szczęścia, bo dotarła jedna walizka, a druga nie zdążyła. Jeszcze raz pozdrawiam towarzyszy niedoli bagażowej, bo im brakowało wszystkich. Spisaliśmy protokół, podaliśmy adres noclegu i poszliśmy do wypożyczalni. Przemiał w Budget dość duży, ale szło sprawnie.

Tyle tytułem dość obszernego wstępu. W kolejnej część rozpoczniemy 1 ćwiartkę, czyli Miami.
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
Po słońce na Florydę☀️ Ferie zimowe w Miami za 3727 PLN 🇺🇸👙Loty Turkish Airlines i hotel 🌴 😍 Po słońce na Florydę☀️ Ferie zimowe w Miami za 3727 PLN 🇺🇸👙Loty Turkish Airlines i hotel 🌴 😍
Odpocznij blisko Malagi od piątku do wtorku za 799 PLN 🌤️🌊👣 Loty z Warszawy i dobry hotel Odpocznij blisko Malagi od piątku do wtorku za 799 PLN 🌤️🌊👣 Loty z Warszawy i dobry hotel
#2 PostWysłany: 12 Kwi 2024 14:00 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Zanim zaczniemy nasz pierwszy dzień w Miami to muszę przyznać się, że w czasie planowania popełniłem błąd na poziomie uczniaka :) Żona się pyta: "na kiedy bierzemy Key West?" Popisując się wiedzą z F4F: "lepiej w piątek, bo w weekend korki na powrocie będą". Po czym okazało się, że w czwartek w okolicy 23 znaleźliśmy się w wynajętym obiekcie, z jednym bagażem rejestrowanym, bez większości kosmetyków, bez strojów kąpielowych, z jedną tylko maską do snoorklingu. Ja nie miałem ubrań, a żona butów. Na szczęście Key West miał opcję odwołania do 4h przed rozpoczęciem a wycieczkę mieliśmy na 13. Szybki sms do organizatora z opisem sytuacji i odpisali, żeby rano zadzwonić to zrobią przebukowanie. Od razu zadzwoniłem też na telefon alarmowy ubezpieczalni i zgłosiłem szkodę. Szkoda zarejestrowana i można było kolejnego dnia rano udać się do Walmartu na zakupy produktów podstawowych.

To może jeszcze dodam, że nocleg pierwotnie mieliśmy zaklepany w Hotelu Onyx gdzieś rzut beretem od lotniska, ale później zmieniliśmy go na Cozy Private Room: 17705 Southwest 114th Court, Miami, FL 33157 Lokalizacja nieco na uboczu na południowych przedmieściach. Blisko do Evergrades i na Key West. W zasadzie to ktoś przerobił swój garaż na pokój, z łazienką. Na wyposażeniu większość podstawowych rzeczy typu lodówka i mikrofala.

Pierwszy dzień w Miami zamiast zacząć od zwiedzania, to zaczęliśmy od zakupów. Wg OWU mięliśmy do wydania 1000 zł razy 2 osoby, bo i ja i żona mięliśmy osobne ubezpieczenia PKO VISA Infinite, a pani w centrum operacyjnym potwierdziła, że jeśli mieliśmy wspólne rzeczy w walizce to możemy zgłosić dwie szkody. Tyle że na razie zgłosiłem jedną i kupiliśmy wstępnie gratów na 165$. Teoretycznie mogliśmy pójść po bandzie i nakupić różnych ubrań i kosmetyków do domu, ale byłby problem z miejscem w bagażu powrotnym. Dodatkowo zostawiliśmy sobie możliwość kupienia naprawdę potrzebnych rzeczy gdyby okazało się, że z bagażem będzie grubszy fuckup. Po zakupach sprawdzenie statusu co z bagażem, bo nie wiem czy czekać na kuriera, czy jechać zwiedzać. Na infolinii BA gdzieś daleko w Indiach niczego ciekawego się nie dowiedziałem, a w apce był status, że w drodze. Trzeba było podjąć decyzję co dalej. Key West przełożony na niedzielę, więc przerzucamy na piątek Evergrades, bo on był na szczęście nie zarezerwowany.

Wybraliśmy polecany również na F4F Everglades Alligator Farm. Szczerze polecam, bo aligatorów cała masa, pokazy co godzinę i przejażdżka airboat w cenie. Jak ktoś tam będzie to polecam spróbować panierowanego gatora :) smakuje coś jak nieco przeciągnięty kalmar
A teraz to co wszyscy w relacjach lubią najbardziej czyli fotki:
Image

Image

Image

Tutaj rozpoczął się pokaz karmienia aligatorów. Wg tego co mówił prowadzący trzymają tam głównie agresywne aligatory, które zostały odłowione z całej okolicy bo były dokarmiane przez ludzi. Ponoć normalnie aligatory nie interesują się człowiekiem, ale jak się je dokarmia to kojarzą ludzi z jedzeniem
Image

Image

Image

Trzy łodzie szykują się do wypłynięcia na mokradła. My jesteśmy w środkowej. Wg rady operatora, każdy będzie mokry, ale kto siedzi z przodu ten będzie całkiem zalany. Nie kłamał :) My siedzieliśmy na środku więc poza lekkim ochlapaniem musieliśmy uważać na większych manewrach bo woda przelewała się po pokładzie.
Image

Na kanałach można było trafić mnóstwo zwierzaków na wolności. Nam się udało kilka aligatorów i sporo ptaków.
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W ośrodku mają również baseny z młodymi
Image

Image

Image

Czas na kolejny pokaz. Tym razem ten sam prowadzący wszedł do basenu z aligatorami i... się z nimi bawił. Po pokazie można było potrzymać małego aligatorka z taśmą izolacyjną na pysku
Image

Image

Image
Image

Image

Image

Image

Image

W ośrodku były też inne zwierzęta
Image

oraz krokodyle i aligatory z innych zakątków świata
Image

Image

Image

Jak już się okazało, że mamy przyzwoity czas to wyruszyliśmy z marszu do dzielnicy Coral Gables
Image

Image

Image

Image

Na koniec dnia zostało nam Little Havana
Image

Image
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Co do samej dzielnicy Little Havana to lekki zawód. Podobały mi się murale i mozaiki. Ale przejście główną ulicą pełną naganiaczy do przesadnie drogich kubańskich knajpek nie zrobiło na nas jakiegoś wybitnego wrażenia.

Kolację zjedliśmy w lokalnej sieciówce Pollo Tropical. Szału nie było, ale z perspektywy czasu doceniamy, że to była nieco inna kuchnia niż amerykańska. Muszę przyznać też, że czarna fasola i pieczony platan były pycha.

W międzyczasie sprawdzaliśmy status bagażu i po południu pojawiło się, że dotarł i został wydany do doręczenia.
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 16 Kwi 2024 14:15 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Może zanim przejdę do dnia drugiego kilka uwag od żony, która ma lepszą pamięć:
* w ubezpieczeniu do karty Visa Infinite jest za opóźniony bagaż 2000 zł, czyli teoretycznie mieliśmy do wydania 4000 zł
* przejażdżka airboat w Everglades Alligator Farm jest w cenie... ale jak się kupi bilet z przejażdżką w cenie. Była też opcja bez przejażdżki. Przy czym co ważne odpada koszt wstępu do parku narodowego.

Dzień 2:
w związku z tym, że pierwszego dnia nie dostaliśmy bagażu, a drugiego jego status nadal był gotowy do doręczenia udało mi się na infolinii uzyskać nr telefonu do firmy która odpowiada za dostarczanie bagaży z lotniska. Po telefonie okazało się, że "odebraliśmy wszystkie bagaże z tamtego lotu, a pański to ten jedyny co go nie było. BA będzie zapewniać, że my go mamy, a ja zapewniam, że go nie mamy". Trochę słabo. Szybka narada z rana i decyzja że jedziemy na lotnisko dowiedzieć się na stanowisku BA, co oni odwalają. Na lotnisku dowiedzieliśmy się, że Anglicy zaczynają o 13 więc nie mamy tutaj co szukać. Wróciliśmy do pierwotnego planu i udaliśmy się zwiedzać miasto. Konkretnie dzielnicę biznesową i Miami Beach.

Image

Image

Image

Image

Image

W okolicy 13 nieco przedwcześnie zakończyliśmy zwiedzanie Miami Beach i ruszyliśmy ponownie na lotnisko. Tym razem stanowiska odpraw BA były czynne i ustawiliśmy się w okolicy okienka dla statusowców, bo tam nie było kolejki. Przechodziła jakaś pani z kartkami papieru i wyglądała jak "superwizor" więc zapytałem o naszą walizkę. Pani poszła sprawdzić do biura i nagle słyszymy turkotanie kółek. Wyjeżdża z za zakrętu naszą walizką. Do dzisiaj nie wiem jak to się stało, że jej nie dostarczyli od razu, bo na walizce była wielka naklejka z moim imieniem i nazwiskiem, czyli to nie był problem z identyfikacją. Co śmieszniejsze pani z BA po prostu dała mi walizkę. Żadnego podpisu, nic. Po powrocie do kraju jak wysyłałem papiery do ubezpieczalni to status był nadal gotowa do doręczenia i gdybym chciał przycebulić to mógłbym cisnąć BA o zgubienie. Przy czym to mógł być grubszy błąd, bo ubezpieczalnia wymagała potwierdzenia daty odbioru walizki. Na szczęście moje oświadczenie im wystarczyło.

Po powrocie do pokoju i przegrupowaniu gratów zrobiło się późne popołudnie. Chcieliśmy poplażować, ale trochę późno było żeby w godzinach szczytu przebijać się do Miami Beach więc wybraliśmy Homestead Bayfront Park za miastem na południu. Z naszej miejscówki było dość blisko. Jest to w zasadzie jeziorko zasilane wodą z morza. Są bary i infrastruktura, duża plaża z ratownikiem. Natomiast turystów nie było wcale, sami miejscowi. Nawet trafiliśmy na jakiś chrzest:
Image
Woda nie była najcieplejsza i jakoś wybitnie przejrzysta ale córka miała 2 godzinki zabawy na brzegu, a my się nieco zregenerowaliśmy przed jutrzejszym trudniejszym dniem.
Po powrocie poszukaliśmy na naszej liście knajpek w cywilizowanej cenie czegoś w naszej okolicy i padło na lokalną sieć pizzerii. Wieczorem jak zwykle szybka wizyta w okolicznym Walmarcie w celu zrobienia zakupów na śniadanie. Przez pierwsze dwa dni jedliśmy sandwiche do odgrzania w mikrofali, ale już się zorientowaliśmy, że warzyw tutaj nie będzie i dlatego na kolejne śniadania przeszliśmy na sałatki.

Dzień 3:
Wyprawa na Key West. Wstajemy dość wcześniej, pogoda zapowiada się rewelacyjna. Szybkie śniadanie i w drogę bo przed nami 3 godzinki w samochodzie. Po drodze drobny postój na tankowanie i przy okazji odkryliśmy świetne miejsce na lunch czyli sieć stacji RaceTrack. Wielki wybór kawy z ekspresu ciśnieniowego, a nie przelewowego. Do tego pizza slice za 2,99$ + drugi kawałek za 1$. Szeroki wybór, hot dogów, corn dogów, meksykańskich przekąsek, burgerów, lody z automatu i setki paskudnych kolorowych napojów.

Wycieczkę na obserwowanie delfinów i snoorkling mieliśmy o 13.30 a byliśmy na miejscu przed południem, więc na spokojnie pozwiedzaliśmy miasto:
Image

Image
Ten srebrny SUV w tle to nasz, ale o tym więcej napiszę później
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Oczywiście na Florydzie dość problematyczne okazało się korzystanie z parkometrów. O ile przed wyjazdem przeczytałem, że nie ma problemu z płaceniem w parkometrze to fizycznie działający parkometr był tylko na Miami Beach na dużym parkingu z dostępem do plaży i na Key West. Tymczasem wszędzie indziej można było opłacić parking apką. Tylko, że w sklepie google wyświetlał się komunikat, że nie da się pobrać apki dla mojej lokalizacji. Na razie jakoś udawało się płacić przez stronę www. Już teraz nie pamiętam, czy przy skąpiłem, czy nie dało się kupić dłużej, ale podczas zwiedzania dziewczyny wracały spokojnie na nabrzeże, a ja dość szybko bo kończył się parking.
Jeszcze wcześniej jak to z dziećmi, pytasz chcesz siku - "nie". Mija 20 minut "siku". W większości miejsc nie było problemów z toaletami, ale w uliczkach Key West były luksusowe domki jednorodzinne i zero sklepów/knajp/barów/restauracji. Na szczęście udało się dojść do Subwaya. Mieliśmy jeszcze nieco czasu więc poszliśmy na rum punch i frytki do małego lokalnego baru.

W ten sposób dotarliśmy do głównego punktu programu czyli wyprawy na snoorkling i obserwację delfinów. Wybraliśmy firmę Fury Adventures i śmiało mogę polecić. Wycieczka trwała ok 2,5-3h i w cenie były napoje, również alkoholowe (ale osoby które wchodziły do wody dopiero na powrocie). W podobnym czasie ruszało kilka wycieczek. Każdy w kasie dostał karty w odpowiednim kolorze i po kolei przychodzili kapitanowie i zabierali swoje grupy. My mieliśmy 3 kapitanki. Na łodzi można dowiedzieliśmy się, że temperatura wody będzie ok 17 stopni. Kurczę nie po to człowiek uciekał od Bałtyku, żeby kąpać się w wodzie o takiej temperaturze, ale na szczęście na łodzi można było wypożyczyć piankę za 10$. Szczerze mówiąc to było świetnie wydane 30$, bo swobodnie daliśmy radę 20-30 minut w wodzie.

Image
Kilka łodzi firmy Fury
Image

Image
I ruszamy
Image

Image

Image
Tutaj jest jeden z najdroższych hoteli. Stoi na palach dość daleko od lądu. Nie pamiętam wszystkich szczegółów, bo na łodzi jest spory hałas i nie wszystko słyszę co kapitanka opowiada.
Image
Baza wojskowa
Image
Pojawiają się pierwsze delfiny
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image
Mniej więcej w tym momencie była przerwa na snoorkling. Sama rafa na Key West szału nie robi. Wręcz bym powiedział, że jest kiepska. Później w innym etapie podróży dowiemy się, że oni dopiero pracują nad jej odbudową.

Kolejne zdjęcia delfinów są na powrocie do portu. W sumie okazało się to niespodzianką i miłym dodatkiem. Trafiła się nam rodzina 3 delfinów, które lubiły się powygłupiać
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po zejściu z łodzi zmęczeni ale zadowoleni wpadliśmy do auta i ruszyliśmy z powrotem. Pamiętacie jak pisałem o korkach na powrocie z Key West w weekendy? Tym razem szczęście się do nas uśmiechnęło, bo... był finał Super Bowl :D

Po drodze kolacja w Taco Bell/KFC. Córka jadła kurczaki, a my meksykańskie. W sumie to taco nawet całkiem smaczne.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 17 Kwi 2024 20:53 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
W uzupełnieniu do dnia 2 - zapomniałem dodać, że tuż po odebraniu walizki z lotniska zadzwonił kurier z informacją, że jedzie po walizkę i kiedy chciałbym się umówić na dostawę. Był nieco zdziwiony, że już mamy walizkę.

Dzień 4:
Szybkie, tradycyjne śniadanie z Walmartu i możemy wrzucać walizki do bagażnika. Za kilka godzin przygoda z Miami się zakończy, ale najpierw, zanim rozpoczniemy drugą ćwiartkę powrót do Miami Beach. Zostało nam kilka spraw nie załatwionych z dnia 2. Głownie chodziło o rezydencję Versace (oglądaliśmy serial, dlatego głupio było ominąć) i ogólnie Ocean Drive. W poniedziałkowe przedpołudnie było kiepsko z miejscami do parkowania ale ostatecznie coś udało się znaleźć.

Na plaży Miami Beach chyba była jakaś impreza - stawiam że oglądanie Super Bowl
Image

Image

Image

O koło 11 przyszedł czas na zmianę scenerii. Zawiozłem dziewczyny do portu i miałem je tam zostawić z bagażami a samemu pojechać do pobliskiego punktu Budget zdać auto. Jednak okazało się, że terminal rejsowy jest w Miami całkiem sprawnie zorganizowany i jak tylko zaparkowałem w odpowiedniej strefie drop off/drop on to podjechał Pan z wózkiem i zabrał nasze duże bagaże. Skoro pozbyliśmy się większości balastu to dziewczyny pojechały ze mną do wypożyczalni.

To może w ramach zamknięcia pierwszego etapu kilka obiecanych słów o samochodzie. Dostałem Chevroleta Equinox. Samo auto mocno przeciętne, ale co mnie najbardziej zszokowało to fatalna widoczność w lusterku bocznym. Martwe pole to było tak ok 1,5 długości mojego auta. Poruszanie się po amerykańskich drogach było dość przyjemne. Wszystko wyraźnie oznaczone, zazwyczaj dość wcześniej pojawiała się informacja, który pas gdzie się rozjeżdża. Co mnie wkurzało? Światła po zmroku. U nas czasami to jest denerwujące jak ktoś ma źle ustawione lampy. Tam była totalna wolna amerykanka. Po wieczornej jeździe czułem się jakbym spawał bez maski.

To teraz czas na drugi etap czyli rejs statkiem MSC Magnifica na Bahamy:
Image

Taki widok przywitał nas na górnych pokładach
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Tutaj statek jednej z amerykańskich linii rejsowych, ale już nie pamiętam dokładnie której. Łącznie w porcie były załadunki na 4 statki.
Image

Linia MSC ma korzenie włoskie, a to oznacza, że impreza jest na każdym pokładzie o każdej porze :)
Image

Image

Nauczeni doświadczeniem postaraliśmy się dostać na statek jak najwcześniej, żeby ze spokojem zdążyć zjeść obiad. Pierwszy dzień zazwyczaj zwiedzamy statek, żeby poznać jego zakamarki. Córka od razu chciała się zapisać do Kids Clubu, więc wypełniliśmy odpowiednie formularze. Po obiedzie szybki wypad na basen, trochę relaksu i czas szykować się do kolacji, o mięliśmy pierwszą turę o 18

Dzień 5:
Poranek okazuje się wysoce wilgotny i deszczowy, pokłady zewnętrzne są mokre. Ok 13 mamy przypłynąć do Ocean Cay, prywatnej wyspy MSC, gdzie spędzimy 1,5 dnia. Ale po kolei - najpierw śniadanie, czyli po kuchni typowo amerykańskiej rzuciliśmy się na ciemny chleb :) Córka po śniadaniu poszła się bawić z dziećmi, a my obejrzeliśmy sklepy (nie było żadnych okazji, więc nie wydaliśmy żadnych ciężko przewalutowanych złotówek), pozwiedzaliśmy bary i kawiarnie. Po wczesnym lunchu, gdzie poznaliśmy grupkę przemiłych Amerykanów - pozdrowienia dla George'a z Florydy przyszedł czas na zejście na ląd:

Jeszcze zanim dotarliśmy mijaliśmy statek, który odpływał z wyspy
Image

Image

Pogoda dopiero zaczynała się rozjaśniać, ale plaże były mokre, a fala wysoka.
Image

Image

Image

Image

Na koniec dnia znów udaliśmy się do naszego stolika na kolację i ku naszemu zaskoczeniu przy stole siedzieli już nasi rodacy. Pierwszą kolację opuścili dlatego spotkaliśmy się dopiero drugiego dnia. Pozdrowienia dla Kasi i Pawła.
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 20 Kwi 2024 17:47 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Dzień 5 c.d.:

Tak to już bywa, jak się pisze relację po dłuższym czasie, że czasami dni się przemieszają. Podczas przygotowywania zdjęć do dnia 6, uświadomiłem sobie, że "coś jest nie tak". Sprawdziłem daty w plikach i okazało się, że połowa dnia 6 to jednak było popołudnia dnia 5 :) Szybka konsultacja z żoną, która jak już wiecie ma lepszą pamięć i okazało się, że "przecież po południu się wypogodziło i zwiedzaliśmy wyspę"

Tak wygląda główna alejka wyspy MSC
Image

Wszędzie były lokale z napojami i sklepy z pamiątkami. Na wyspie obowiązywał pakiet napojów ze statku, więc jeśli ktoś miał wykupiony to mógł brać do woli napoje wchodzące w skład pakietu. Normalnie na rejsach nie bierzemy pakietu, ale tutaj właśnie ze względu na wyspę się na to zdecydowaliśmy.
Image

Późnym popołudniem, część lokali było zamkniętych ale na wyspie jeszcze sporo ludzi poszukiwało widoków i zachodu słońca
Image

Image

Image

Lub zwyczajnie relaksu
Image

Image

Dzień 6:
Kolejny dzień jest dniem w całości na wyspie. Tuż po śniadaniu zabieramy graty plażowe i ruszamy nad lagunę. Uznaliśmy że ta plaża będzie najlepsza, bo fala mała, plaża duża. Dzieci sporo, więc córka kogoś do zabawy znajdzie.

Na początek widok na całą wyspę z górnych pokładów
Image

Tam w tle widać lagunę nad którą spędziliśmy dzień
Image

Plaża przy latarni na otwarty ocean i przy samym statku
Image

Image

Image

Widok na sąsiednie, raczej bezludne wyspy.
Image

Image

Image

Meduza złapana przez nową koleżankę córki Grace
Image

Większą cześć dnia spędziliśmy z żoną w wodzie z fajką. Nie było tam rafy, ale dość szybko robiło się głęboko i trawiaście. Na porośniętym zboczu można było zobaczyć nieco rybek. W pewnym momencie leżąc sobie z głową w wodzie z pod mojego brzucha wypłynął niewielki (tak może z 75-90 cm) rekin. Muszę przyznać, że jedna z ciekawszych przygód w życiu. Dość szybko się wycofałem na płyciznę. Powiedziałem co widziałem stojącej obok parce, zawołałem żonę, bo była kawałek dalej i poszedłem spytać się ratownika czy ten rekin powinien tam być? Ratownik powiedział, że to niegroźny lemon shark i mają ich tu w okolicy 6 szt i jeszcze 3 żółwie.
Image

Image

Image

Wieczorem kiedy my udaliśmy się na kolację, statek szykował się do odpłynięcia do Nassau.

Dzień 7:
W Nassau mieliśmy dość napięty grafik ponieważ kupiliśmy wycieczkę na pływanie z żółwiami, rafę i wyspę świnek. Nasz statek był w Nassau o 9, a wycieczka startowała o 10 ale z innego portu. Na szczęście udało się sprawnie zejść i szybko znaleźliśmy taksówkę. Tutaj niestety ale liczyliśmy, że będą podobne ceny jak na Karaibach, ale Bahamy okazały się 2x droższe. Za 15 minutowy odcinek zapłaciliśmy 40$. Dotarliśmy pod bramę portu i tam zgodnie z instrukcją pokazuję rezerwację ale pani z ochrony mówi, że to pośrednik a nie wie jaki to przewoźnik. Ja nazwy nie zapamiętałem, a internetu nie miałem. Karta Orange nie miała tego w pakiecie, a Kvivstar się nie chciał załączyć. Żona miała brytyjskie 3, które miało ok stawki na Bahamach (ale nie łapało się na pakiet) ale nie mógł złapać sygnału. Pani z ochrony zrobiła mi hotspota i udostępniła swój internet. Od razu na wierzchu poczty był mail od organizatorki, z przypomnieniem wszystkich informacji i okazało się że przewoźnik to pheonix777. udaliśmy się na wskazane molo i czekaliśmy chwilę na resztę. Po kolei schodzili się kolejni uczestnicy ale nadal sporo po czasie czekaliśmy na ostatnich. Okazało się, że byli też ze statku, ale innego.
Czekamy na molo na wszystkich uczestników:
Image

Ruszyliśmy
Image

Widok na port, gdzie czekają 3 statki
Image

Nie wiem, czy to luksusowe hotele, czy luksusowe rezydencje ale było tego dużo po drodze
Image

Image

To są nasze miejsca na pływanie z żółwiami i snoorkling na rafie. Żółwie były ogromne, a rafa naprawdę przyzwoita i kolorowa. Rybek były całe ławice. Nie mam zdjęć, a nie wiem czy filmiki da się tutaj wstawić.
Image

Image

Dotarliśmy do głównego punktu programu czyli wyspy z świnkami pływającymi w morzu:
Tutaj widok na sąsiednią wyspę
Image

Świnki były w każdym rozmiarze, kształcie i kolorze
Image

Image

Akurat trafiliśmy na porę karmienia. Każdy dostał patyczek od szaszłyków i pojemnik z owocami i ... parówkami (na szczęście drobiowymi) :)
Image

Image

Świnki potrafiły zachowywać się jak stalker na widok jedzenia
Image

Image

Image

Image

Była też zagroda i miejsce dla młodych
Image

To widok na tą samą sąsiednią wyspę i nasz katamaran. Na wyspę dopływaliśmy maluteńkim zodiakiem (operator + 3 osoby)
Image

Samo zejście na wyspę było w cenie wycieczki, ale już wejście na plażę i interakcje z świnkami to koszt 30$/os. 3 osoby z naszego katamaranu przypłynęły bez płacenia i musiały trzymać się bocznej plaży i liczyć że świnki same podejdą.
Image

W cenie wycieczki był też lunch i napoje bezalkoholowe.

Na powrotnym kursie do portu dogadaliśmy się z rodziną z Luizjany, ze statku obok naszego i jeszcze jedną osobą, która jechała w naszym kierunku i chcieliśmy podzielić koszty taxi, ale wiele to nie dało bo z kim nie rozmawialiśmy to i tak liczyli od łebka.
Image

To drugi statek
Image

Po powrocie nie mieliśmy już dużo czasu więc odwiedziliśmy tylko okolicę nabrzeża. Sklepy z pamiątkami i główną ulicę wzdłuż portu. Na wyjściu z portu był wielki telebim z rekinem.
Image

Image

Image

Po odpłynięciu pokręciliśmy się po pokładzie. Jako, że to ostatni wieczór to z jednej strony poświęciliśmy trochę czasu na rozrywkę pokładową, a z drugiej trzeba było się spakować i wystawić bagaże na korytarz.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 22 Kwi 2024 20:38 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Dzień 8:

Doszliśmy do połowy wyjazdu, czyli kończymy ćwiartkę drugą. Jemy śniadanie i czekamy na nasze zejście do portu Miami, które było wyznaczone na ok godzinę 10. Okazało się, że wyokrętowanie szło dość sprawnie i udało się zejść ze statku o 9.30. Odebraliśmy duże bagaże z hali bagażowej, zamówiliśmy Ubera do wypożyczalni i byliśmy gotowi do rozpoczęcia ćwiartki trzeciej pod tytułem "Orlando w deszczu". Już od kilku dni prognozy były nieciekawe, ale czym bliżej weekendu tym gorsze. Będąc już w Orlando oglądaliśmy w hotelowej TV kanał pogodowy i wielu stanach były ulewy które skończyły się powodziami i podtopieniami. Najgorzej było chyba w północnej Kalifornii.

Wracając do sedna: mieliśmy rezerwację w SIXT koło Hotelu Intercontinental, bo było najbliżej z portu. Samo wydanie auta dość sprawnie - czekaliśmy max 10 minut. Dostaliśmy Nissana Altime i muszę przyznać, że jeździło się nim całkiem wygodnie. Też był problem z martwym polem, ale w przeciwieństwie do Chevroleta, tutaj był czujnik martwego pola. Mieliśmy wykupiony przejazd płatnymi drogami bez limitu więc, do Orlando mogliśmy pojechać płatną szybszą drogą.

Zanim wyruszyliśmy do Orlando odbiliśmy nieco w stronę Palm Beach. Bardzo ładna plaża i miasteczko, z powiewem luksusu. Co widać było w cenach parkingu :) Co do samego parkingu, to jak wspominałem wcześniej były z tym duże kłopoty i w Palm Beach poległem. Żadna metoda obejścia systemu nie działała i musiałem zainstalować VPN i udawać że mam amerykański telefon. 15 minut pod parkometrem, ale w końcu się udało i poszliśmy się zrelaksować na plaży.

Plaża bardzo szeroka
Image

I dość pusta, ale przecież oni mają zimę :)
Image

Słynna budka ratownika
Image

Jak widać po plamach, wiał orzeźwiający wiaterek, przez co nie poczułem, że się trochę przyrumieniłem
Image

Image

Image

Dalsza okolica wygląda jakby była lekko zatopiona w chmurach
Image


Po 13 z przerwą na lunch na naszej ulubionej stacji ruszamy do krainy parków rozrywki. Mieliśmy hotel Rosen Inn International Near The Parks, który właściwie był takim bardziej motelem jak z filmów, z klatką schodową i korytarzem na zewnątrz. A taki widok był z hotelu.
Image

Na kolację wybraliśmy się do Texas Church Chicken, ale to nie była szałowa miejscówka. Całe ćwiartki kurczaka panierowane i ociekające tłuszczem nie wzbudziły naszego zachwytu.

Dzień 9:

Jak wspominałem pogoda miała być słaba/kiepska/fatalna. Ale nie wspominałem że, nasze dwa najbliższe dni były nieelastyczne i straszliwie nam to ograniczało pole manewru. O ile Seaworld mieliśmy z Grupona i nie było określonej daty (ale nie dało się zwrócić) o tyle Kennedy Space Centre były na konkretny dzień i to była akurat ta sobota. Wg prognoz to miał być ten lepszy dzień i gdybyśmy mogli to byśmy zamienili i poszli dziś do Seaworld, bo tam jest więcej atrakcji na zewnątrz. W KSC jest gdzie się schować.
Jest jak jest i kurtki przeciwdeszczowe na plecy, worek na śmieci na plecak i w drogę
Image

Rano jeszcze była znośna pogoda. Zanosiło się na deszcz, ale jeszcze nie zaczęło.
Image

Trochę czasu zmarnowaliśmy w jednym z pierwszych budynków, ale szybko podjęliśmy decyzję, żeby ruszyć autobusem wahadłowym do drugiej strefy
Image

Jak widać jest pochmurno
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jak wyszliśmy z ostatniej sali to przestało padać i można było spokojnie zrobić kilka fotek na zewnątrz.
Image

W między czasie jedliśmy na lunch w KSC pysznego koreańskiego bowla. Trochę uciekaliśmy już od amerykańskich fast foodów

Jak oceniamy samo KSC? Z jednej strony ogromne i z rozmachem, a z drugiej spory niedosyt. Za dużo pompatycznych filmów o bohaterach, a za mało symulatorów, pokazów itp. namacalnych rozrywek. Przy czym rozumiemy, że to jest bardziej pod wycieczki z amerykańskich szkół, niż turystę z Polski :)
Z KSC nie mam dużo zdjęć do zaprezentowania, bo było tam bardzo kiepskie oświetlenie i większość zdjęć wyszło dość słabej jakości.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 23 Kwi 2024 09:24 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Dzień 10: Czyli nie po to jechaliśmy na Florydę, żeby mieć pogodę jak w Anglii

Wczoraj jakoś daliśmy radę, a dzisiaj było jeszcze zimniej i padało praktycznie bez przerwy, z czego momentami dość intensywnie. Wyszukaliśmy w bagażu najmniej przemakalne ubrania, kurtki przeciwdeszczowe, worek na plecak i w drogę. Do końca zastanawiałem się czy wejdziemy do Seaworld, bo kupon Groupon był dla mnie nie do końca jasny. W jednym miejscu była informacja, że wygasa 6 stycznia (a my byliśmy 18.02), a w innym że jest ważny 365 dni od daty zakupu (czyli do listopada 24). Na wszelki wypadek miałem ze sobą wydruk korespondencji z supportem Groupon, gdzie potwierdzają ważność kuponu. Szybki skan kodu QR i wchodzimy. Jako umiarkowany optymista, dostrzegłem plus pogody w postaci braku tłumów w parku :)
Dodam, że mieliśmy opcję z nielimitowanym jedzeniem, czyli co 1,5 godziny mogliśmy odwiedzić knajpkę która brała w tym udział. To było ok 1/3 wszystkich knajpek w parku. Ogólnie wpadliśmy na pomysł, że po co jeść śniadanie skoro od razu po wejściu można było iść i coś zjeść. Tym razem plan spalił na panewce, bo zaczynaliśmy o 9, a pierwsze knajpy otwierali ok 10 (z dużym poślizgiem). W skład pakietu wchodziły też niektóre napoje bezalkoholowe.

Na samym wejściu jest tzw Nursery
Image

Image

Basen z małymi rekinami i płaszczkami
Image

Image

A tutaj jest basen z samymi płaszczkami które pływają w kółko i można je głaskać
Image

Image

Image

W tym miejscu można za dodatkową opłatą pływać z delfinami.
Image

To jest to samo miejsce tylko przez szybę z podziemia
Image

Na zdjęciu tego nie widać, ale jedne z żółwi nie ma łapy/płetwy
Image

Image

Niestety, ale trybuny stadionu orek były w remoncie i pokazy odbywały się jedynie przy szybie poniżej poziomu wody.
Image

Image

Image

Image

Image

Nawet jak nie byliśmy po 1,5 godzinie głodni, to szliśmy do przysługującego lokalu, żeby się wysuszyć, ogrzać i zjeść coś ciepłego
Później udaliśmy się do części orientalnej. Normalnie zjechalibyśmy na zjeżdżalni z dużą oponą, ale nawet nie spojrzałem czy jest czynna. Ogólnie jeśli chodzi o kolejki górskie, to ok 70-80% działało normalnie, ale z żadnej nie korzystaliśmy, bo były mokre. Nastolatki miału używanie, bo praktycznie jeździli bez kolejek.

Image

Image

Image

Kolejnym pokazem były lwy morskie i wydry
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Ostatni pokaz na którym byliśmy to delfiny
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na koniec poszliśmy na kolację i zwinęliśmy się suszyć do hotelu.

Sam Seaworld oceniamy pozytywnie. Trochę pozostał niedosyt, bo przy lepszej pogodnie na pewno byłby to przyjemniejszy pobyt. Jeśli patrzeć na to z perspektywy "szklanki do połowy pełnej" to zawsze mogliśmy wydać jeszcze więcej na bilety do parku Disney lub Universal, gdzie główne atrakcje to jednak kolejki górskie.

Ogólnie skończyliśmy wizytę w parku jakieś 1,5-2 godziny przed zamknięciem, ale już nie mieliśmy mocy. Chcieliśmy się wysuszyć i przygotować do kolejnego etapu, bo dzień 11 miał być dniem drogi. Plan zakładał przejazd wybrzeżem z 1-2 krótkimi postojami i popołudniowy lot z Jacksonville do Nowego Orleanu. Jak już się spakowaliśmy i szykowaliśmy się do spania wpadłem na pomysł sprawdzenia czy lot Silver Airways jest zgodnie z planem (wcześniej tylko sprawdziłem, że nie trzeba robić chcek-in online, bo można na lotnisku). Żona wychodzi z łazienki i pyta "wszystko w porządku? Bo strasznie blady się zrobiłeś." Blady się zrobiłem, bo na stronie Silver Airways po wpisaniu nr rezerwacji widniał komunikat, twój lot został anulowany. Żadnego maila, informacji, zwrotu na kartę, nic. Później, już w domu, znalazłem informację że Silver w grudniu zrezygnował z tej trasy. Usiedliśmy i na dwa telefony zaczęliśmy szukać lotów do MSY z całej Florydy. Znaleźliśmy dwie rozsądne cenowo opcje: któraś z tradycyjnych linii z przesiadką 40 minut w Atlancie i Breez bezpośrednio. Oba loty za JAX. Pierwotny plan został więc nawet zmieniony na plus bo mieliśmy więcej czasu na przejazd wzdłuż wybrzeża. Cenowo nie było też dużej różnicy. Powiedzmy, że za cenę w Silver z bagażem, Breez był bez bagażu.

Na zakończenie jeszcze kilka zdjęć zrobionych przez córkę:
Image

Image

Image

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 24 Kwi 2024 13:07 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Dzień 11:

Ostatni dzień w tej części Florydy. Rano wymeldowujemy się z hotelu i ruszamy na północ. Na pierwszy ogień idzie Dytona Beach. Rano pogoda się dopiero klarowała i jeszcze niebo było zachmurzone. Sama plaża jest fajną miejscówką, ale nieco drogą. Wjazd samochodem to 20$. Gdyby nie to, że chciałem zrobić sobie selfiaka z autem na plaży, to o wiele bardziej opłaca się zaparkować gdzieś na drodze wzdłuż plaży i plażą pospacerować.

Image

Do tego było wietrznie co nie zachęcało do dłuższego pobytu, dlatego po kilku szybkich fotkach przejechaliśmy autem wzdłuż i wróciliśmy do miasta. Całe miasteczko wygląda jakby żyło tylko motoryzacją. Nie zaliczyłbym go do urokliwych. Za to następna lokalizacja już taka była i nawet fajnie wyszło, że mięliśmy więcej czasu na zwiedzanie St. Augustine. Jest to jedno ze starszych jeśli nie najstarsze miasto w tej części USA, założone przez Hiszpanów.

Image

Image

Image

Pewnie się zastanawiacie skąd taki tłumek w poniedziałkowe wczesne popołudnie? To było jakieś święto w USA, bodajże Presidents Day. Swoją drogą to było dość dziwne święto, bo widzieliśmy sporo ludzi w pracy, ciężarówki na drodze, śmieciarki. Nie wiem jaka jest zasada ale wyglądało to coś jak sobota - biura zamknięte a reszta do roboty.
Image

Generalnie zauważyliśmy po tych kilku dniach pobytu w USA, że jeśli coś ma potencjał turystyczny to Amerykanie starają się wycisnąć to na maksa, np. Muzeum tortur
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Zbliżamy się do Flagler College i tutaj chciałem napisać kilka słów więcej. To jest właśnie ta magia podróży i nauka którą człowiek ze sobą przywozi. Przez cały pobyt nazwisko Flagler się gdzieś przewijało np. w nazwach ulic. W St. Augustin zaczęliśmy się już na serio interesować tematem i okazało się, że to jest "człowiek Floryda"

Image

Image

Image

Image

Image

Image

po zatoczeniu kółka po miasteczku ruszyliśmy do Jacksonville skąd mieliśmy lot do Nowego Orleanu. Zaliczyłem drobną wtopę przy zdawaniu auta w wypożyczalni bo zapomniałem zabrać uchwyt do telefonu. Zorientowałem się czekając pod bramką na samolot.

Tak dobiega końca 3 ćwiartka naszej podróży i czas pożegnać się z Florydą. Jeszcze tylko chwila oczekiwania na opóźniony samolot i po 23 znajdujemy się w Nowym Orleanie. Dość długo czekaliśmy na bagaże, później okazało, się że centrum wypożyczenia aut jest w drugim końcu lotniska i trzeba jechać autobusem wahadłowym. Na miejscu czekała nas niemiła niespodzianka. Stanowisko Hertz było o tej godzinie zamknięte ale była kartka, żeby udać się na poziom 3 do biura dla statusowców. Wchodzę do biura, a gość który z niego wychodzi mówi, że auta są "sold out". Mimo to dzielnie wchodzę i pytam się, ale jak nie ma skoro ja mam rezerwację. Oczywiście wszyscy mieli rezerwację i zwyczajnie żadna firma nie miał aut (chyba tylko Enterprise miał kilka i nie omieszkali kasować za to grubych $). Kazali przyjść rano to może będą auta. Nie pozostało nic innego jak zamówić Ubera i zapłacić 50$ za transport do centrum. Mieliśmy prywatny pokój z łazienką w HI Hostel na Canal Street. Całkiem spoko opcja i cena. Wcześniej mieliśmy inny hotel gdzieś dalej od centrum ale sami nam anulowali miesiąc przed podróżą.

Dzień 12:
Rano postanowiłem zrobić zamieszanie w swojej rezerwacji na auto. Znalazłem że Budget na mieście teoretycznie ma auta ale proces anulacji w Holidays Auto prowadził bot, którego nie dało się obejść więc skończyłem z anulacją i informacją, że rozpatrzymy twoją reklamacje w ciągu 30 dni. Hostel oferował skromne śniadanie w cenie, więc po śniadaniu udaliśmy się do oddziału Hertza w mieście licząc na to, że tam mają auta. Niestety też nic nie było, ale potwierdziłem, że moja rezerwacja jeszcze istnieje :). Pozostało udać się na lotnisko. Na zwykłym stoisku Hertz pani poinformowała, że na auto czeka się ok 1-1,5 godziny. Wydają ze tego co wróci. Dokończyłem papierologię, a pani powiedziała żebym zaczekał. na ławeczce, ona powie kiedy iść po auto. Zostawiłem dziewczyny na tej ławeczce a sam poszedłem do góry do statusowców (miałem status match do ich najwyższego statusu) i tam się dowiedziałem, że na parkingu jest pani która ma listę i mam iść się zapisać. Lista była długa. Pojawiło się światełko w tunelu bo wróciła Tesla i nikt jej nie chciał, ale koleś w połowie stawki wziął. Czekając grzecznie w kolejce podpytałem skąd taka sytuacji i ponoć to przez Mardi Gras, który był w zeszłym tygodniu. Dużo aut wróciło w złym stanie i są w serwisach. Po długaśnym oczekiwaniu dostałem BMW 2, które było spoko ale wiedziałem, że bagaże na powrocie będę ubijał :) Oczywiście to nie koniec przygód, bo moja rezerwacja była z wczoraj, więc dzisiaj nie mogli jej znaleźć. Mój status też był niewidoczny ale miałem na to maila. Po 15 minutach klikania wielkimi tipsami w klawisze udało się wszystko ogarnąć. Na wyjściu jeszcze zgarnąłem wodę i chipsy i można było ruszać na miasto. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że bez statusu w ogóle ludzie nie dostawali samochodów.

Oficjalnie rozpoczynamy ostatni segment naszego pobytu w USA. Jak wspominałem hostel mamy dość w centrum więc teoretycznie auto było kulą u nogi, ponieważ w NO obowiązuje zasada, że parking w centrum jedynie 2 godziny. Ogólnie szukanie miejsca było kłopotliwe, ale np pod hostelem po 19 jak już było gratis to miałem miejsce pod drzwiami. Nie przejmowaliśmy się tymi ograniczeniami bo zamierzaliśmy i tak sporo wyjeżdżać za miasto.

Na szczęście udało się znaleźć miejsce do zaparkowania w dzielnicy francuskiej. O ile drogi są oznaczone czytelnie, to tabliczki informujące o warunkach parkowania były dla mnie czarną magią.
Na pierwszy ogień poszedł uliczny koncert
Image

Image

Zmysł wzroku był wniebowzięty w tej dzielnicy, ale zmysł powonienia był przerażony tym co mu zafundowano.
Image

Image

Image

Image

W związku z tym, że sporo czasu zmarnowaliśmy czekając na lotnisku na samochód musieliśmy rozejrzeć się a lunchem. Wiadomo, że w takich dzielnicach tanio nie będzie. Mieliśmy listę punktów z rozsądnymi cenami, ale albo były na drugim końcu dzielnicy, albo otwierały się wieczorem, albo uznali że wtorek to idealny dzień na zamknięcie lokalu. Najgłodniejszy członek ekipy najbardziej w USA lubił pizzę na kawałki więc zaczęliśmy szukać odpowiedniego lokalu. 6 latka nie do końca wykazywała cierpliwość i zrozumienie dla argumentu "12$ za kawałek pizzy to rozbój". Na szczęście wystarczyło nieco zboczyć z najważniejszych ulic i już znalazł się lokal z pizzą po 4,5$ i to bardzo dobrą. Nawet wróciliśmy tam któregoś dnia.
Image

Po karnawale zostało jeszcze sporo dekoracji
Image

Image

Image

Oczywiście nie mogło zabraknąć laleczki voodoo
Image

Image

Na końcu francuskiej dzielnicy idąc w stronę nabrzeża jest słynne Cafe du Monde. Ceny nas tam zszokowały. Zazwyczaj stoją dwie długie kolejki. Jedna do stolików, a druga do kawy na wynos. Nam się udało, bo była tylko kolejka do kawy na wynos.

Po krótkiej regeneracji trzeba było ruszać dalej, bo za chwilę dobiegał końca parking.
Image

Image

Image

Przestawiłem jeszcze auto na kolejne 30 minut i udaliśmy się na nabrzeże ogarnąć temat Natcheza. Była to jedna z nie wielu atrakcji której nie rezerwowaliśmy z wyprzedzeniem.
Image

Akurat statek wracał na nabrzeże. Następny rejs był wieczorem i zdecydowaliśmy, że zostawiamy to na koniec pobytu.
Image

Po krótkiej pogawędce z panem sprzedającym bilety dostaliśmy jakiś kupon rabatowy z pod lady i pojechaliśmy w kierunku dzielnicy Garden.
Image

Po drodze próbowaliśmy zobaczyć jeden z głównych cmentarzy, ale był ogrodzony wysokim murem, a wejścia pilnował strażnik
Image

Jedna z niewielu restauracji w tym miejscu, bo to dzielnica luksusowych rezydencji.
Image

Cisza i spokój sprzyjają obecności parkowych gości
Image

tutaj też nie mogło zabraknąć dekoracji karnawałowych. Zachwytu 6 letniej dziewczynki kolorowymi koralikami na każdym kroku nie da się opisać
Image

Image

Image

Image

Image

Na koniec dnia trzeba było pomyśleć o jedzeniu. Pojechaliśmy do pobliskiego Walmartu zaopatrzyć się w śniadanie na kolejny dzień ale jakoś na naszej liście nie było nic w okolicy, a że naszła nas ochota na gambo to żona zrobiła szybki reaserch i znalazła lokal z przyzwoitymi cenami kilka minut od wspomnianego Walmartu. Na miejscu okazało się, że to pół sklep, pół bar jedzeniem na wynos prowadzony przez starszych Azjatów. Nie było gdzie usiąść ale przypomniało mi się, że mamy do dyspozycji jadalnię w hostelu więc wzięliśmy 2x gambo i raz skrzydełka dla córki. Narobiliśmy takiego zapachu w tej jadalni, że inni goście którzy akurat gotowali makaron i robili sałatki, gdyby mogli to zamordowali nas wzrokiem :)
Wracając do samego lokalu Azjatów, to też ciekawe doświadczenie. Na początku zastanawiałem się czemu starsza pani jest za taką grubą pleksą, ale jak wszedł "kwiat młodzieży" obwieszony łańcuchami to zastanawialiśmy się czy będzie strzelanina i kto wyciągnie większą strzelbę :) Oczywiście to tylko nasza europejska bujna wyobraźnia. W rzeczywistości chłopaki byli całkiem uprzejmi.
Bardzo żałujemy, że później już nie mięliśmy czasu wrócić do tego lokalu. Było tam jeszcze kilka ciekawych rzeczy. Gambo było rewelacyjne i weszło na stałe do naszego domowego menu.
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 24 Kwi 2024 20:57 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Dzień 13:

Jeszcze tuż przed wyjazdem wszystko wskazywało, że w NO będziemy mieli kiepską pogodę. Gdzieś między 15-17 stopni i przelotne opady. Front który zepsuł nam weekend w Orlando całkowicie namieszał w pogodzie i nasz pobyt w Luizjanie był w bardzo przyjemnych warunkach. Oczywiście, żeby było śmieszniej, to planując wakacje na etapie lotów założyliśmy, że NO będzie równie ciepłe co Floryda, bo przecież są prawie obok siebie. Nic bardziej mylnego.

Wracając do tematu, środa wg planu była dniem plantacji. Wybraliśmy dwie plantacje Whitney i Oak. Ta druga miała konkretną godzinę - 12, więc na pierwszy ogień poszła Whitney. Dojazd drogą wzdłuż Missisipi. Po drodze udało się zaliczyć cmentarz, przy lokalnym kościele:

Image

Image

Wizytę na plantacji rozpoczynamy jako jedni z pierwszych. Zwiedzanie zaczyna się od sali muzealnej
Image

Ta plantacja jest bardziej nastawiona na pokazanie życia i cierpienia niewolników. Dlatego to oni są tutaj w centrum, a nie plantatorzy.
Image

Image

Przy okazji udało się uchwycić trochę natury
Image

Image

Tzw. Big House, czyli dom właścicieli plantacji.
Image

Image

Image

Image

Big House od zewnątrz
Image

Image

Image

W tym regionie były plantacje trzciny cukrowej i w Whitney jest sporo sprzętów które używano w tamtych czasach
Image

Image

Mapa całej alei plantacji
Image

Zakończyliśmy zwiedzanie, a z audio przewodnika dowiedzieliśmy się za większość plantacji w tej dolinie odpowiadają... Niemcy. Przypadek? :P

Mieliśmy spory zapas czasu więc po drodze zaczęliśmy rozglądać się za kawą i czymś do przekąszenia. Jeden potencjalny lokal był wg mapy gdzieś w bok od głównej drogi. Udało nam się dotrzeć na osiedle przyczep kampingowych i muszę przyznać, że to było ciekawe doświadczenie. Lokal okazał się nieczynny więc ruszyliśmy w stronę Oak Plantation, bo coś miało być po drodze. Rzeczywiście znaleźliśmy świetną knajpkę tuż pod bramą Laura Plantation. Miły pan prowadzący lokal miał ten świetny akcent z głębokiego południa (prawdopodobnie na pierwszy rzut oka uznalibyśmy go za tzw. "red necka"). W rozmowie okazało się, że ma korzenie polskie... jak chyba większość białych Amerykanów. Podczas całego pobytu kilkanaście osób zaczepiało nas lub po prostu w rozmowie pytało "skąd jesteście?" - my na to "z Polski", "o, super moja babcia/ mój dziadek/ mój tata/ moja mama też pochodzą z Polski.

Image

Przyszedł czas na słynną Oak Plantation. Tutaj jest bardziej widowiskowo, ale też bardziej zachowane jest życie plantatorów, a nie niewolników
Image

Image

Image

Słynny Big House, który wystąpił w 'Wywiadzie z wampirem"
Image

Oak alley
Image

Image

Image

Po zwiedzeniu Oak udajemy się w kierunku Baton Rouge. Zanim zmienimy kierunek jazdy nie mogę się powstrzymać, żeby wejść na wał przeciwpowodziowy i zobaczyć rzekę. Udało się to po chwili, bo był parking i punkt widokowy. Straszny zawód. Nie spodziewałem się tak przemysłowej scenerii.
Image

Image

Wczesnym popołudniem zawitaliśmy do stolicy Luizjany. Po drodze same rafinerie i tym podobne instalacje
Image

Widok na rzekę jeszcze gorszy niż przy plantacjach
Image

Śmiesznych aut w USA nie brakuje
Image

Image

Image

USS Kidd
Image

Image

Image

Image

Kolejna wiewiórka
Image

Image

Image

Na parkingu widać grupę młodych ludzi ubranych jak na egzamin z teczkami pod pachą. Obok same kancelarie prawnicze, więc trop prowadzi w tym kierunku
Image

Image

Akurat była godzina zbierania dzieciaków ze szkół. A w tle na samym końcu nasze białe BWM
Image

Po drodze wpadliśmy na pomysł, żeby podjechać na kampus LSU. Rzeczywiście wszędzie pełno było różnych bractw alfa beta cośtam.
Image

Późnym wieczorem wróciliśmy do NO i pojechaliśmy do centrum w poszukiwaniu kolacji. Mieliśmy fajną miejscówkę na Poo Boya ale chyba 30 minut zajęło nam szukanie miejsca. Było już po 19 więc wszyscy ruszyli do miasta na imprezy bo parking za free. Udało się na styk zdążyć przed zamknięciem. Córka takich tematów nie lubi więc poszliśmy na sprawdzoną pizzę dla niej.
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 25 Kwi 2024 21:16 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Dzień 14:

Nasz wyjazd powoli zbliża się do końca. To nasz ostatni pełny dzień. Mamy na dzisiaj zaplanowaną sporą objazdówkę po okolicy w kierunku Lafayette.

Zaczynamy od Shadows-on-the-Teche:
Image

Prawdziwa perełka była ukryta jednak kawałek dalej - Longfellow-Evangeline State Historic Site w St. Martinville
Bilety bardzo tanie - 4$, a w świetny sposób pokazane życie na plantacji. Sama nazwa wskazuje na legendarne miejsce z Akadyjskich opowieści. Longfellow to poeta, który jako pierwszy opisał tę historię, a później legenda Evangeliny była jeszcze pod różnymi imionami opisywana na przełomie XIX i XX w.
Sam skansen jest pokazuje życie Akadyjczyków i Kreoli.

Image

Image

Image

Image

Image

W jednej z wersji legendy Evangeline i Gabriel ( w tej wersji jako Emmeline i Louis) spotkali się po latach rozłąki pod tym drzewem
Image

Big House
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Oczywiście w okolicy nie mogło zabraknąć mokradeł
Image

Był też taki oto osobnik
Image

Image

Image

Kot został przez nas całkowicie zaskoczony podczas południowej drzemki w jednym z domków
Image

Kolejnym punktem po drodze był Cypress Island Preserve. Jest to całkowicie darmowy park, w którym można sobie swobodnie pospacerować po mokradłach i po oglądać naturę w postaci ptaków, żółwi i aligatorów. Nam na krótkiej wycieczce nie udało się stanąć oko w oko z aligatorem ale muszę przyznać że dreszczyk emocji był. Jest drewniana kładka która prowadzi w głąb mokradeł ale nam udało się nią dotrzeć maksymalnie 100-200 metrów, bo później jest przegnita i nie da się przejść. Można jedynie poruszać się po utwardzonych drogach wokół mokradeł. Nie wiem jak ta sieć dróg wygląda dalej bo szliśmy tylko kawałek.

To jest budynek recepcji parku, ale poza sezonem jest czynny tylko weekendy
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na wjeździe do Lafayette były spore korki, a byliśmy już głodni i robiło się późno więc podjęliśmy decyzję o minięciu miasta i skierowaniu się główną drogą w stronę NO. Po drodze na zatrzymaliśmy się w chińskiej knajpce z all you can eat.
Wracając do NO mieliśmy na liście jeszcze jeden punkt - fabryka tabasco na Avery Island. Niestety ale źle spojrzałem i byłem przekonany że jest do 17 a było czynne do 16 i się spóźniliśmy. Można było wejść jeszcze do parku, ale wejście było 9$ a my byliśmy już zmęczeni więc ruszyliśmy w drogę powrotną.

Po wizycie w all you can eat nikt nie miał ochoty na kolację więc udaliśmy się do hostelu na ostateczne pakowanie. Jeszcze przed spaniem zarezerwowaliśmy na jutro na 11 rejs Natchez z lunchem. Rabat który dostaliśmy zadziałał i w cenie normalnego rejsu mieliśmy z lunchem.

Dzień 15:

Rano, po śniadaniu zabieramy graty do auta i jak wspominałem wcześniej trzeba było trochę pokombinować, żeby upchnąć 2 duże walizki, 2 plecaki 50 i 40 L i torbę ok 35L. Ale jakoś się udało. Sporo gratów jechało jako 4 pasażer. Największym problemem parkingowym w NO była wycieczka Natchez bo trwa ponad 2 godziny + załadunek + rozładunek. Trzeba było korzystać z absurdalnie drogich parkingów typu premium.

Załadunek na statek
Image

Wycieczkę zaczęliśmy od lunchu, bo na samym początku nic ciekawego nie było widać
Image

Koło Natcheza
Image

Image

Z tego co wyszukałem w googlach to wzdłuż rzeki jest kilka statków jednej z linii rejsowych, oferujących wycieczki po Missisipi, która niedawno zbankrutowała.
Image

Image

Image

Ogólnie spodziewałem się czegoś bardziej naturalnego i jakiś mokradeł itp. Widok nas totalnie rozczarował. Same fabryki i instalacje do załadunku towaru, statki transportowe. Jednym słowem wielki przemysł.
Image

Image

Image

Image

Maszynowania
Image

Image

Luksusowy statek od wycieczek po rzece. Sprawdzałem ceny. Niezły kosmos.
Image

Nabrzeże Natcheza i kilka luksusowych hoteli
Image

Image

Po zejściu ze statku mieliśmy sporo czasu więc przestawiłem auto na normalny parking i pokręciliśmy się jeszcze po dzielnicy francuskiej.
Image

Nadal spotykaliśmy dekoracje po karnawale
Image

A te dekoracje były nawet ruchome i straszyły
Image

Image

Image

Późnym popołudniem pojechaliśmy na lotnisko bo o 19 z hakiem mieliśmy odlot do Berlina.
Chciałbym napisać, że tym razem obyło się bez przygód, ale tak nie było. Po przejściu wszystkich standardowych procedur na lotnisku poszliśmy do saloniku. Po zjedzeniu gambo, wypiciu piwa zobaczyliśmy, że jest lepsze miejsce więc zebraliśmy majdan i się przenieśliśmy. Pytam dziewczyn "ktoś widział mój mały plecak?" (tzw przedmiot osobisty jako dodatkowy bagaż). Poszedłem na poprzednie miejsce w saloniku i nic. Zacząłem grzebać w pamięci i biegnę na security. Na szczęście plecak znalazł się w przechowalni. W środku były 2 aparaty i czytnik ebooków. Okazało się, że plecak podczas kontroli wzbudził podejrzenia i pojechał bocznym torem. Gratów było tak dużo, że nie zwróciłem uwagi na jeden z nich. Gdybym sobie nie przypomniał to nie byłoby tej relacji :)

Dalsza część przebiegła już bez przygód.

Pokuszę się jeszcze jutro o krótkie podsumowanie.

Edit: dwa zdania skleiły się w jedno.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 26 Kwi 2024 09:46 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Kilka zdań tytułem podsumowania.

Co nam się najbardziej podobało? Zdecydowanie Luizjana nam się podobała bardziej, niż Floryda. Na pewno kuchnia w Luizjanie była zdecydowanie smaczniejsza. Udało nam się spróbować kilka najważniejszych potraw, a kilka typu jambalaya czy lokalna ryba były na lunch na statku Natchez. Samo poruszanie się po USA zdecydowanie wymaga samochodu. Teoretycznie istnieje komunikacja, ale jej zasięg jest mocno ograniczony. Cały kraj jest przystosowany pod auta, np. większość instytucji, sklepów, restauracji itp. ma parkingi, a jednocześnie za każdy inny parking słono się płaci. Trochę mi się z tego chciało śmiać, bo sytuacja bywała tak absurdalna, że cały system namawia do jazdy samochodem a później goli cię parkingiem na mieście. Czasami bardziej opłacało się wysadzić pasażerów, żeby coś załatwili, a samemu zrobić rundę po mieście :)
Auta mają absurdalne rozmiary. O ile jestem w stanie zrozumieć pick-upa targającego przyczepę z 8 autami, to nie do końca widzę sens w podrzucaniu bąbelków do przedszkola półciężarówką. Jak zapewne każdy kto był w USA zauważył, że wszystko musi być duże. Mała kawa to u nas jest nazywana mega :)

Jak oceniam samych Amerykanów? Są bardzo otwarci i przyjaźni. Często zagadywali i wchodzili w interakcje. Czasami mieliśmy problemy komunikacyjne, bo na Florydzie zdarzali się dość często Latynosi nie mówiący po angielsku. Za to w Luizjanie problemem był akcent czarnoskórych. W Oak Plantation trafiliśmy na przewodnika, którego nie byliśmy w stanie absolutnie zrozumieć.

Co jeszcze nas uderzyło? Widok przydrożnych bilbordów. Na każdym był prawnik reklamujący sprawy wypadków drogowych. Na Florydzie widziałem może z dwa inne z czego oba dotyczyły możliwości postrzelania sobie z broni automatycznej. Co do broni to rozglądałem się czy można rzeczywiście kupić ją w Walmarcie, ale nie znalazłem. Za to jadąc do Laffayete, po drodze był zjazd do Morgan City była reklama Gun Show. Jeśli dobrze rozumiem, to jak u nas w mieście powiatowym jest w hali sportowej kiermasz dywanów, to tam jest kiermasz broni.

Lodu do napojów też sypią z rozmachem :)

W ilości bezdomnych zdecydowanie wygrywała Luizjana. Znajomy był równolegle na szkoleniu w Teksasie i tam się dowiedział, że niektóre stany konserwatywne, jak Teksas i Floryda wysyłają swoich bezdomnych na liberalną północ. Nie wiem na ile to był żart, na ile prawda, bo nie jestem jakoś mocno zorientowany w amerykańskiej polityce wewnętrznej.

Znalazłem jeszcze kilka zdjęć w telefonach

Miami Beach
Image

Image

plaża w Homestead Bayfront Park
Image

Image

Image

Jedzenie w RaceTrack
Image

Image

Na statku MSC na śniadanie podawali słodką pizzę z czekoladą i bananami oraz szpinakową z jajkiem. Próbowałem obie i była całkiem smaczne
Image

Image

Most zwodzony w Palm Beach
Image

Reklama strzelania gdzieś pod Orlando
Image

Z cyklu bezużyteczna ciekawostka: wiecie dlaczego w USA wszystkie jajka są w lodówkach a w Europie mogą stać na półkach? Bo w USA są umyte. Pozbawia się je w ten sposób naturalnej bariery ochronnej i szybciej mogłyby się zepsuć.
Image

Słynne wózki zakupowe
Image

To zdjęcie do końca nie oddaje długości tej alejki z Coca Colą
Image

Daytona Beach
Image

W USA jest sporo pozytywnie zakręconych ludzi więc widok pojazdu z pogromców duchów nie dziwi
Image

Po zobaczeniu pogromców, żona powiedziała, że jeszcze na pewno gdzieś będzie Scooby Doo i proszę:
Image

Budynki bractw na kampusie LSU
Image

Podsumowując podsumowanie - czy wrócimy jeszcze do USA? Z pewnością. Czy chcielibyśmy tam kiedyś mieszkać? Zdecydowanie nie. Mają kilka ciekawych rozwiązań i sporo rzeczy jest u nich prostsze ale mimo wszystko czuliśmy się tam dumni z bycia Europejczykami.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 08 Maj 2025 19:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lip 2014
Posty: 1489
Loty: 119
Kilometry: 225 398
srebrny
Twoja relacja dała mi do myślenia. Rozglądam się od jakiegoś czasu za południowymi stanami... ale trochę mi przeszło. Parki rozrywki, krokodyle, to jednak nie moja bajka. A miasta na FL i w NO... cóż, wydają mi się takie sobie. Do tego te kłopoty parkingowe.
Może kiedyś, przy dobrych cenach lotów. Wtedy pewnie na FL kilka dni na plaży, a potem fru gdzieś na dziki zachód.

bruce09lili napisał(a):
Na statku MSC na śniadanie podawali słodką pizzę z czekoladą i bananami oraz szpinakową z jajkiem
Szpinakowa z jajkiem brzmi nieźle... ale czytając o pizzie z czekoladą i bananami, trochę mnie zemdliło :)
_________________
Moje relacje: Korea 2024Lobos 2024
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 08 Maj 2025 20:45 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
@Raphael
Nie mam zbyt dużego doświadczenia w USA, bo to był nasz pierwszy wyjazd. Większość miejsc zrobiła pozytywne wrażenie. Kilka miejsc było nieco przereklamowanych, kilka było niezłym szokiem kulturowym. Na pewno jeśli chodzi o FL i NOLA to spodobała nam się atmosfera mokradeł.

Z plażą na FL to zależy jeszcze od pory roku. Nam się trafiła ładna pogoda w Miami ale w tym roku był ponoć śnieg i 0 stopni. Woda zimą zresztą nie jest zbyt ciepła i chyba są lepsze pory niż nasza zima ale wtedy zazwyczaj jest ryzyko huraganów.

P.S.
wbrew pozorom ta pizza z czekoladą i bananami była całkiem smaczna :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 12 Maj 2025 20:58 

Rejestracja: 15 Mar 2021
Posty: 213
niebieski
-- 12 Maj 2025 19:21 --

Zbliżoną podróż odbyłem w tym roku 1-17.02 z młodzieżą 15/20/22 lata.
Przed wyjazdem radziłem się zresztą w kilku kwestiach Autora wątku (jeszcze raz dziękuję).

Pogodę mieliśmy rewelacyjną 20-25 st. i piękne słonce od Key West po Nowy Orlean. Krótkie spodnie i sandały przez cały czas...
To był mój n-ty pobyt w USA, tym razem gl. celem była Luizjana, do której poprzednio nie dotarłem (Florydę powtórzyłem ze względu na młodzież).
Teraz się udało i pobyt przewyższył moje oczekiwania. Nowy Orlean mnie zauroczył, zaś rejs po mokradłach w (udanym) poszukiwaniu aligatorów pamiętam do dziś.

Hotele rezerwowane z 6-mies wyprzedzeniem nie były bardzo drogie, zaś hitem zakwaterowania był drewniany dom "na palach" w Luizjanie, wynajęty za 140 USD.
Przy silnym wietrze w nocy, poruszał się i skrzypiał, co dodało noclegowi aury lekkiego horroru :lol:
Z gospodarzem, rdzennym lokalesem przegadaliśmy kilka godzin. Teraz wiem dlaczego wygrał Trump :D
(zresztą na wielu domach na naszej trasie Floryda - Georgia - Mississippi - Luizjana - Alabama powiewały protrumpowskie flagi).

W odróżnieniu od Autora, nie miałem problemów z parkowaniem.
Gdzie trzeba wrzucałem bilon, w Nowym Orleanie, w centrum miasta, za cały dzień zapłaciłem 20 USD, w Miami Beach młodzi ogarnęli aplikację.

W Atlancie niestety tylko z zewnątrz (remont) obejrzeliśmy dom rodzinny M.L.Kinga oraz olbrzymie akwarium (do niedawna największe na świecie, obecnie prymat dzierżą Chiny)
W drodze powrotnej na Florydę, w Mobile, zwiedziliśmy też pancernik USS Alabama z II wojny świat. Warto.
W Orlando chłopcy poszli do parku Star Wars, a potem na mecz NBA. Ja w tym czasie z córką bawiliśmy się w Sea World. Wszyscy wrócili zachwyceni.
Super ciekawym miejscem było Savannah. Chylę czoła, jak Amerykanie oddają cześć gen. Pulaskiemu.

Reasumując: wyjazd bez słabych punktów

P/

PS. Jedyne, co zabolało to 2 mandaty :evil: za prędkość, które wypożyczalnia ściągnęła z karty +/- miesiąc po powrocie
Wypożyczyliśmy Toyotę Camry z mocnym silnikiem, a takim autem nie potrafiłem jeździć wolno....

-- 12 Maj 2025 19:58 --

Jeszcze słowo odnośnie:
Cytuj:
W ilości bezdomnych zdecydowanie wygrywała Luizjana

Do Atlanty dojechaliśmy po zmroku. Na placu w samym centrum miasta koczowała grupa kilkudziesięciu Murzynów, duża część z nich "pod wpływem"
Widok z jednej strony smutny, z drugiej - przerażający.
Choć miałem w planie postój w tym miejscu, nie odważyłem się wyjść z auta...
_________________
Paweł
https://sites.google.com/site/traveller ... haus-pawel
Góra
 Profil Relacje PM off
bruce09lili lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 13 Maj 2025 11:53 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 861
Loty: 88
Kilometry: 179 929
srebrny
Cytuj:
Pogodę mieliśmy rewelacyjną 20-25 st. i piękne słonce od Key West po Nowy Orlean. Krótkie spodnie i sandały przez cały czas...


To fajnie że nie trafiliście na tą śnieżycę :) Wydaje mi się, że to było gdzieś pod koniec stycznia. Pamiętam, że dowcipkowali że drużyna footbolu z któregoś uniwerku florydzkiego ma więcej cali śniegu na stadionie niż zwycięstw w lidze :)

Cytuj:
Reasumując: wyjazd bez słabych punktów


Fajnie, że ten region przypadł do gustu

Cytuj:
Na placu w samym centrum miasta koczowała grupa kilkudziesięciu Murzynów, duża część z nich "pod wpływem"
Widok z jednej strony smutny, z drugiej - przerażający.
Choć miałem w planie postój w tym miejscu, nie odważyłem się wyjść z auta...


Wydaje mi się, że podobną sytuację opisywałem w relacji. Podrzędna sklepo - knajpa z dwoma stolikami i jedzeniem na wynos. Chinka za ladą zabezpieczoną grubą pleksą, a pewnie pod ladą shotgun :D Za nami weszło kilku lokalnych dresiarzy obwieszonych złotem. Scena trochę jak w filmie i nie powiem żebym czuł się komfortowo
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group