Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 13 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 06 Maj 2023 16:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Sie 2016
Posty: 1394
złoty
W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w Polsce ciągle panował jeszcze ustrój komunistyczny. Dla Polaków oznaczał znacząco niższy standard życia w stosunku do mieszkańców demokratycznych państw zachodnich, nieporównywalnie niższe płace, powszechne braki w zaopatrzeniu, słabą jakość towarów i usług. Ciągle obowiązywała cenzura. Polacy chcieli swój byt za wszelką cenę poprawić. Jedną z opcji był wyjazd za granicę i nielegalna praca lub przemyt. W tym czasie najbardziej operatywni wyjeżdżali do Indii i na Daleki Wschód zajmując się przemytem i nielegalnym handlem.

Na początek kilka objaśnień – wyjazdy zagraniczne nie były tak proste jak teraz. Aby dostać paszport potrzebne było m.in. albo zaproszenie od osoby zamieszkującej w kraju do którego miał nastąpić wyjazd, albo wyjazd z oficjalnie działającym biurem podróży. Takich biur było zaledwie kilka. Najbardziej luksusowe to Orbis, w dalszej kolejności Sport-Tourist, Almatur, Juventur, Harctur, Logostour i niewiele innych. Zapisanie się na wycieczkę z biurem podróży do Indii nie było wcale łatwe. Wyjazdy indywidualne do Azji były w praktyce niemożliwe. Można było zaryzykować i zadeklarować wyjazd z Polski np. do RFN, a stamtąd polecieć dalej. Jednak po powrocie zawsze należało zwrócić paszport. Zmiany kierunku lub wydłużenie zadeklarowanego okresu wyjazdu kończyły się zwykle czasowym (co najmniej rocznym) wstrzymaniem zgód na kolejne wyjazdy.

Każdy podróżny przekraczający polską granicę przechodził przez odprawę celną (wyjazdową oraz przyjazdową). Niedozwolone było wywożenie z Polski deficytowych towarów lub wskazujących na przeznaczenie handlowe. Szczególnie złą sławę miały odprawy celne na lotnisku Okęcie - już drugi aparat fotograficzny (np. Zenit), był rekwirowany. A lotnisko Okęcie było w zasadzie jedynym w Polsce obsługującym trasy zagraniczne.
Z kolei w Indiach w latach 80 obowiązywał zakaz importowy i bardzo wysokie cła praktycznie na wszystko. Wobec tego turysta z zagranicy na miejscu mógł sprzedać prawie wszystko co ze sobą przywiózł. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się wazy kryształowe, magnetowidy i kamery video zwłaszcza firmy „National” (w Europie znane jako Panasonic), whisky, a jak się wielu przekonało - złoto w sztabkach.

W Polsce nikt oficjalnie o tym, czym Polacy zajmują się za granicą nie informował. Ani prasa, ani radio czy telewizja (internet oczywiście nie istniał). Wymiana takich informacji odbywała się w tzw. „drugim obiegu” – nieoficjalnie podczas rozmów w gronie znajomych. Wreszcie nastąpił przełom. W dniu 28 marca 1987 w tygodniku „Polityka” ukazał się artykuł Andrzeja Persona „Złota trasa”. Cały nakład tego numeru został natychmiast wykupiony, a artykuł był szeroko komentowany. Odniósł trochę nieoczekiwany skutek, bo dla wielu Polaków stanowił inspirację do podjęcia opisywanych działań. Odbywało się to zresztą z różnym skutkiem.
Autor wspomnianego artykułu, Andrzej Person był (i nadal jest) cenionym dziennikarzem sportowym. Dlaczego napisał taki mający niewiele wspólnego ze sportem artykuł? Otóż wyjechał do Delhi jako komentator na dużą imprezę sportową (chyba mistrzostwa w hokeju na trawie albo tenisie stołowym). Przyjrzał się nieco bliżej temu co robią w tym czasie rodacy i postanowił to opisać.
Sam zachowałem tenże artykuł „ku pamięci”, ale niestety przepadł. Od czasu do czasu sobie o nim przypominałem i próbowałem odszukać go w oryginale lub w internecie. Bez powodzenia. Po wielu latach, przy przeglądaniu moich pamiątek podróżniczych znalazłem stronę z gazety „Polityka”. To było to, czego szukałem i do czego chciałem wrócić – „Złota trasa” Andrzeja Persona. Uważnie ponownie go przeczytałem i przypomniałem sobie dość odległe czasy i moje uwagi do tego artykułu. Chętnie się nimi podzielę.
Strona gazety jest już mocno pożółkła, a krój czcionki i format strony nie bardzo nadają się do odczytania jako skan, tak aby zachować jej czytelność. Artykuł udało się „przeprocesować” elektronicznie. Dołożyłem wszelkich starań, aby zachować zgodność z oryginałem, choć mogą wystąpić drobne przekłamania (interpunkcje, literówki itp.).
W artykule oprócz prawdy i faktów jest niestety trochę ubarwień i niezamierzonych przekłamań.
Oto wspomniany artykuł w całości. Poniżej artykułu mój komentarz.
**************************************************************************************************
Załącznik:
ZlotaTrasa.jpg
ZlotaTrasa.jpg [ 187.66 KiB | Obejrzany 12063 razy ]


POLSCY PRZEMYTNICY NA TRASIE: DELHI – KATMANDU – SINGAPUR - REMBERTÓW
ZŁOTA TRASA

Andrzej Person


- Siusiarki, kryształy - każdy cudzoziemiec na wszystkich bazarach w Delhi uważany jest za Polaka. Z reguły trafnie - Zenit whisky nie mam nie zamienię? rozczarowanie trwa tylko chwilę bo już zbliża się następna grupa Europejczyków może tym razem się uda.

Handlują wszyscy. Nawet ten minimalny odsetek autentycznych turystów też w końcu sprzedaje zenity i suszarki, żeby przynajmniej część kosztów odzyskać. Główną siłę uderzeniową stanowią jednak bywalcy bazarów stambulskich i budapeszteńskich. Skutecznie i szybko przystosowali się do nowych realiów. Obok nich działa elita zawodu, dla których Delhi jest tylko stacją przesiadkową w kierunku prawdziwych pieniędzy możliwych do zdobycia przede wszystkim w „Skierniewicach” czyli Singapurze. Wreszcie skonstruowane na zasadzie mafii polskiej gangi od kilku lat kursujący na trasie Indie - Daleki Wschód – Indie - Europa Zachodnia. Wtajemniczeni twierdzą że te grupy opanowały cały przemyt w tej części świata…
Temat jest wstydliwy i niebezpieczny tak przynajmniej twierdzą pracownicy ambasady ostrzegając przed dożywotnią utratą wizy i członkowie gangów grożący zemstą. Mimo tych gróźb warto zastanowić się nad tym dlaczego znaczna część pensjonariuszy zakładu karnego w Delhi ma polskie paszporty? Dlaczego tak trudno zdobyć wolne miejsce w samolocie lecącym do stolicy Indii?

Odlot z kraju salmonelli do kraju ameby to ostatni, choć wcale nie najważniejsze etapy realizacji wyprawy do ośmiomilionowego miasta nad Dżamuną. Możliwości zbliżenia się do starej kultury Mogołów jest sporo, wszystkie wymagają sporej inicjatywy. Najprościej zapisać się pół roku przed planowaną wyprawą na wycieczkę orbisowską. Przyjemność kosztuje 163300 złotych plus 225 dolarów. Sporo. W zamian delikwent otrzymuje łóżko w miejscu i w warunkach zbliżonych do cywilizacji. Dwa zenity po 20 tysięcy sztuka oznaczają w praktyce 120 dolarów za które spokojnie przeżyjemy w ciepłym wiosennym klimacie. C co prawda jeszcze 2 lata temu te same radzieckie aparaty przynosiły zysk rzędu 100 dolarów sztuka, no ale podaż zdecydowanie się poprawiła.

Z Orbisu korzystają poważni biznesmeni, których nie interesuje karton lub nawet dwa, whisky kupowanej za bezcen w Dubaju. Oni trzymają w portfelach trzy, cztery tysiące dolarów przeznaczone na wielkie interesy. Znają już na pamięć całą trasę. Nudzą się widokiem oaz, pustyni i całego tego krajobrazu tak niezwykłego dla turysty z nad Wisły.


OKO W OKO Z CELNIKIEM
Wróćmy na lotnisko. Większość, jak to na Okęciu, wzrok ma rozbiegany choć przynajmniej stara się zachować pozory luzu. Żyły pojawiają się na skroniach ,ale bagaż ręczny podrzucamy na palcu niczym maleńką damską torebkę. W ten sposób odkurzacz bez problemu dostał się do samolotu. To zaledwie część towaru, tak czy inaczej musimy spotkać się oko w oko z celnikiem. Można tak: panie kierowniku pieniędzy nie mam, cła nie zapłacę. I oczywiście łzy. Czasem skutkuje, choć nie zawsze.
Można psychologicznie: - co pani wywozi?
- Powiem szczerze mam lornetkę, oddać mężowi? Lornetka wraca do domu, reszta na taśmę do samolotu.
Jeszcze trzeba wykupić nadbagaż na drogę powrotną, tylko amator zapomina o tej bardzo ważnej czynności. Inaczej w Delhi rozpacz i opłata w dolarach.
Mina jednak cały czas nonszalancka. Przecież jesteśmy na wycieczce wśród swoich znajomych, dookoła też są lekarze, nauczyciele czy prawnicy. Na razie nie wychylamy się ze swoim sukcesem. Inni pewnie osiągnęli to samo. Zaczekamy. Takie wycieczki na zasadzie skrzyknięcia się kilkunastu znajomych osób są w efekcie najtańsze. I bardzo skuteczne, o czym za chwilę się przekonamy można też z Almaturem, Juventurem, PTTK. Luksusu nie będzie, ale tanio. Przy 10 wyprawie to już istotny argument.
Wszystkie grupy łączy ten sam cel - pozory turystyki.
- Ciekawe, jak w rzeczywistości wygląda ta Agra? - pyta dama która za dwie godziny przyzna się, że do stolicy Indii leci po raz dwunasty, a Agra obchodzi ją dokładnie tyle samo co pałac w Łańcucie. Chyba, że można tam coś sprzedać. W Agrze nie można, o czym już się dawno przekonała.
- Ach Katmandu, Nepal, tak się cieszę, że wreszcie jadę do tego niezwykłego miejsca. Zachwyt tęgiej czterdziestki jest udany, choć w rzeczywistości ani w głowie telepanie się starym autokarem po rozdrożach Indii. Cały czas myśli, ile tej whisky kupić, żeby zarobić i żeby zbytnio nie przesadzić.


FLY BUY DUBAI
Samolot uzupełnia paliwo, a pasażerowie Towar. „Fly buy Dubai” - dowcipny slogan reklamowy ma pełne pokrycie w rzeczywistości. Duty Free Shopping Centre nie znajduje konkurentów na świecie. Wszystko zdecydowanie tańsze niż gdziekolwiek indziej. Nawet godzina postoju wystarczy by się przekonać, że butelka Johnnie Walkera, co prawda z czerwoną nalepką, kosztuje zaledwie 3,65 dol. Za kilka godzin ten sam trunek uzyska cenę 20 dolarów, a nawet większą zależy od wprawy handlowca. Pobyt w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich stanowi solidne uzupełnienie bagażu.
- Ryzyko? - bywalczyni wielu światowych bazarów dziwi się pytaniu - tyle razy leciałam na tej trasie, że moje ryzyko jest prawie żadne wobec tych którzy po raz pierwszy jadą do Indii. Zawsze mam przygotowane 160 dolarów na ewentualną karę. No i jeszcze trochę w zapasie, jeśli trzeba będzie „przebić”. Wszystko zależy od operatywności kierownika grupy. Ten nasz może panu dokładnie podać nazwiska hinduskich celników, którzy będą dzisiaj na lotnisku.
Mimo tych mocnych wejść, atmosfera na pokładzie gęstnieje. Im bliżej Delhi tym większa cisza zalega samolot.
Tylko prawdziwi profesjonaliści spokojnie w kącie samolotu popijają whisky. Im nic nie grozi. Przynajmniej w tej chwili. Prawdziwe emocje znajdą w Singapurze.


KRÓTKA PAMIĘĆ DŁUGI ARESZT
Delhijskie lotnisko Indiry Gandhi jest w samym centrum kryjących się tras polskiego handlu w tej części świata. Trwa to już kilka lat i nic dziwnego, że nasz paszport nie wzbudza zachwytu w oczach celników. Na razie jednak nie mają większych pretensji. Przylot z Warszawy związany jest ewentualnie z nadmiarem whisky (wolno wwieźć jedną butelkę) i sprzętu elektrycznego. Może dlatego że to jednak nie jest poważny przemyt, a może dlatego że kierownik rzeczywiście rozmawia z kimś na boku, dość, że odprawa odbywa się w miarę sprawnie. Zresztą groźba grzywny w wysokości 160 dolarów nie jest zbyt poważna dla prawdziwego przemytnika. Ot, ryzyko zawodowe.
To lotnisko jest świadkiem polskich dramatów podczas zupełnie innych odpraw. Przyloty z Singapuru Kuala Lumpur i innych dalekowschodnich stolic wyzwalają w indyjskich celnikach dużo większą czujność. Nie bez powodu. Pracownicy naszej ambasady którzy zmuszeni są oglądać bezpośrednie skutki tych starć granicznych, nie mają specjalnej ochoty, by przytaczać przykłady. A mogliby, bo konsul Ryszard Sznajder, II sekretarz Henryk Bilski nie raz i nie dwa byli wzywani do lotniskowego aresztu.
20 tysięcy dolarów znaleziono przy człowieku który właśnie przyleciał z Singapuru.
- Dlaczego pan nie jest zadeklarował tych pieniędzy?
- Zapomniałem…
12 kg złota wwozi turysta z Kuala Lumpur. Naiwny, każdy bank na świecie natychmiast informuje o zakupie takiej ilości. Również malezyjski. Nic dziwnego że w Delhi wpadł prosto w sidła czekających na niego celników.
Góral z 20 kamerami wideo prosi tylko o to, by żona się nie dowiedziała.
To tylko nieliczne przykłady, o których w ostatnich miesiącach pisała indyjska prasa.
W takich przypadkach szanse na opuszczenie wolno lotniska nie są zbyt duże. Więzienie w Delhi, jak w każdym innym kraju tego klimatu, jest miejscem wyjątkowo ponurym i niebezpiecznym. Nigdzie na świecie nie rozpieszczają pensjonariuszy w tego rodzaju przybytkach, jednak upały niosą ze sobą prawie stuprocentowe ryzyko zachorowania na jedną z wielu ciężkich chorób. Zimna, nie przegotowana woda jest dla białego człowieka w tej strefie klimatycznej niemal synonimem ameby. A co można dostać do picia w więzieniu? Mało który Europejczyk opuszcza indyjskie więzienie zdrowy.
Najpierw jednak jest rozprawa. W ośmiomilionowym mieście również sąd ma proporcjonalnie więcej pracy. Majestat trybunału jest oczywiście zachowany, ale bez przesady. Sędzia prowadzi jednocześnie trzy, nieraz więcej rozpraw. Maszynistki stukają, wysoki sąd odpytuje świadków, z reguły celników, adwokat się wtrąci jeśli wcześniej został dobrze opłacony. Po chwili ogłaszany jest wyrok. Najczęściej dwa lata.


POLSKI KLUB
Na szczęście, by opowieść nie była już tak krańcowo ponura, trzeba koniecznie dodać, że i w tej ciężkiej sytuacji można się jakoś urządzić. Konsul odwiedza człowieka skazanego za przemyt. Chce mu pomóc. Znając realia wiezie więc herbatę, jedzenie. – Nie, dziękuję, mnie tutaj nic nie potrzeba, wie pan mamy taki polski klub…
Jeszcze dziwniejsze okazały się odwiedziny w więzieniu u wielkiego przemytnika skazanego na dwa lata. Po dwóch tygodniach… już go nie było. Co się stało, gdzie się podział? Widocznie byli tacy ludzie, którym zależało na jego wolności.
Można też wyjść za kaucją. Bardzo wysoką. Jednak następnego dnia miejscowy wydział podatkowy wzywa delikwenta i zadaje kłopotliwe pytanie - skąd miał pieniądze na zakup powiedzmy 10 kg złota? Cisza. No to trzeba dołożyć solidny podatek. Dzień później wzywane jest do biura imigracyjnego i ukarany grzywną za brak wizy, która oczywiście straciła ważność. Zabawa może być dość kosztowna. Na szczęście szara brać drobnych przemytników bezboleśnie opuszcza lotnisko.

SZCZUR NA ŚCIANIE
Centrum starego Delhi. Dla debiutantów spory szok. Taksówka przyjeżdża tutaj niechętnie, zbyt ciasno i wąsko. Przeważają motorowe i rowerowe riksze. Niebywały zgiełk, krzyk, jazgot. Setki żebrzących dzieci, krowy i bardzo intensywny smród.
Tutaj właśnie większość hotelików ma przydomek „polski”. Relax, Satyam, Vishal być może nie są zbliżone klasą do zachodnioeuropejskich Hiltonów, Ritzów czy Savoyów, ale za dolara od głowy trudno wymagać apartamentów. Gdyby ewentualnie nasz wycieczkowicz był nieco zdegustowany tzw. wystrojem wnętrza szybko wynagrodzi mu wszelkie niewygody tłum handlarzy stukający do pokoju. Nikt w tym momencie nie patrzy już na szczury biegające po ścianach, na szaroczarne posłanie i brudną szmatę oddzielającą resztę mikroskopijnej celi od ubikacji. Nawet dziura w suficie dzięki której można domyślać się czy noc jeszcze czy już dzień staje się w tej sytuacji weneckim oknem.
Bywalcy jeszcze nie wpuszczają klientów. Na razie trzeba towar rozłożyć, policzyć, wyeksponować ale jednocześnie mieć baczenie i wspólnie ustalić drobiazgowo cenę.
Oferujemy indyjskiemu odbiorcy praktycznie wszystko. „Siusiarki”, whisky, aparaty fotograficzne, lokówki, żelazka, radia, magnetofony latarki i wszystko inne, co można włączyć do kontaktu albo przynajmniej zasilić baterią.
Odbiorcy przychodzą grupowo według ściśle ustalonej kolejności branżowej. Najpierw whisky. W spadku po Anglikach Hindusi otrzymali staranne wykształcenie w tym zakresie, więc liczy się przede wszystkim Johnny Walker z czarną nalepką. Red Label już nie jest tak cenny, chociaż pójdzie bez kłopotów. Inne gatunki dużo taniej. Pomocnik kupca odstawia pracowicie torba po torbie gdzieś w mroczne uliczki dzielnicy. Szef odlicza 1000 rupii recepcjonista pilnuje wejścia przed niespodziewaną wizytą, które trzeba przyznać zdarzają się prawo indyjskie zezwala bowiem celnikowi na kontrolę przywiezionych przez cudzoziemca rzeczy nawet po przekroczeniu granicy czyli już w domu lub w hotelu na szczęście system wczesnego ostrzegania działa bez zarzutu hotelarz przecież też z tego żyje cena pokoju jest umowna na dobrą sprawę właściciele tych ponurych miejsc chętnie do płaciliby naszym turystom za nocleg byleby jak najwięcej dóbr zostawili właśnie u nich.



BAZAR RÓŻYCKIEGO KONTRA MAIN BAZAR
- Panowie jaka jest pogoda?
- niewiasta która jeszcze w samolocie deklarowała chęć zwiedzenia Złotego Trójkąta nie kryje, że ostatnie 48 godzin spędziła pracowicie. Na handlu. Towar jej i koleżanek ubywał, ale nie za szybko. Nie wolno się spieszyć i tak zostanie jeszcze sporo czasu na nudę. 20 wielkich kryształów trzeba rzetelnie targować. Hindusi kochają tę zabawę, wychowankowie Polnej, Różyckiego, bazarów w Gdańsku i Krakowie nie gorsi. Trwa twarda walka o każde pięć rupii. Naczelna zasada - nie psuć rynku. Śpiwory rzekomo potrzebne w zimne nepalskie noce poszły jako pierwsze. Jeszcze tylko stare koszule męża (niebywałe ale w tym kraju zalanym bawełną non-irony też można sprzedać) garniturek syna od Komunii Świętej i już można wyjść do miasta.
A „miasto” zaczyna się za drzwiami hotelu. Centralną część Pahar Ganj stanowi wielki Main Bazar kilka kilometrów kramów, sklepików, stoisk.
- Dzień dobry, co mam, co zamienię? Nie można mieć chwili złudzeń, kto tutaj jest głównym kupującym. Każdy biały przechodzień zaczepiany jest tym samym zwrotem.
Stali bywalcy jednak od razu zmierzają w jedno miejsce tej ulicy. Obok siebie 2 duże stragany. Nad jednym wielki napis „Sklep Mishka, posiadmy dobry modny elegancki towar. Ya: mówimy po polsku. Polski sklep u Mishka.” Misiek 18-letni Hindus, rzeczywiście znakomicie mówi po polsku. Język, którym się posługuje zapożyczył od klientów. Jest to więc jedyna chyba na świecie mieszanina bazarowego slangu z Polnej i Rembertowa.
- Misiek ile ta suknia kosztuje?
-30. Kup koniecznie, twoja żona będzie w tym jak królowa, dziewczyna 1987. Elegancja, Francja patrz jakie są zboku bajery.
-Dwie za 50.
- No nie żartuj kolega! Ta kobieta, co jedzie tym wózkiem, kupiła tysiąc, to jej dałem rabat. Ale za dwa?!
- Ile ty misiek zarabiasz?
- Jak jest dużo Polska przyjaciół to 16 tysięcy rupii…

Młody nauczyciel po studiach zarabia w Indiach około 400 rupii. Pensja premiera Indii Rajiva Gandhi wynosi 7 tysięcy.


PEWEX DYKTUJE CENY
Oczywiście Misiek nie jest tutaj jeden. Koniunkturę doskonale wyczuło przynajmniej kilkunastu mówiących po polsku Hindusów. Tuż obok największy konkurent Anand. Ten wysławia się staranniej, bo korzysta z korepetycji u pracownika naukowego Uniwersytetu w Delhi. W zawód trzeba inwestować.
Metody wszyscy stosują jednakowe. Doskonale orientują się jak dzisiaj rano stał dolar u cinkciarzy na Czackiego czy Kredytowej. Oferują głównie bawełnę. Moda na stroje hinduskie już się dawno skończyła. Dzisiaj suknie i komplety europejskie z czystej bawełny. Lato ‘87 w Polsce to „baterflajki”, bawełniane, wzorzyste, szerokie spódnice i takie same bluzki z szerokimi rękawami.
Cotton Club tak określa się nabywców bawełny przeznaczenie jest proste. Zenit jak powiedzieliśmy kosztuje w Polsce 20 tysięcy w Delhi 900 rupii, za które u Miśka po dłuższym u targowaniu można kupić 100 białych bawełnianych podkoszulek na przykład z napisem Sony które spokojnie sprzedajemy nad Wisłą po 1500 sztuka. Jeszcze lepiej dwie czarne suknie z cekinów (typ „konkurs szopenowski” - z racji wyszukanej elegancji), które damy pracujące nocami w wytwornych polskich hotelach kupują za walutę albo w najgorszym wypadku za 100 tysięcy

LICZY SIĘ SIŁA PRZEBICIA
Już po 4 dniach przekonujemy się że pomysł z dwutygodniową wycieczką był absurdalny. Dawno wszystko spokojnie sprzedaliśmy, wszystko kupiliśmy, a tutaj trzeba czekać tyle dni. „Orbis” mimo Wszystko zna lepiej życie i oferuje wycieczki tygodniowe. Rzecz polega jeszcze na tym że LOT lata do Delhi raz w tygodniu. Co prawda nie mamy rezerwacji, ale już po tygodniu jedziemy na lotnisko spróbować, może się uda. Takich jak my jest jednak tutaj więcej. Na przykład 8 marca musiało tych klientów być aż tak dużo, że kilku zostało na lotnisku wpisanym O.K. do biletu. Przez dwie godziny trwała uporczywa walka o dostanie się do wnętrza aeroplanu. Przedstawiciel LOT-u albo nie panował nad sytuacją, albo sprawiał takie wrażenie. Kapitan zaklinał się na wszystkie świętości, że kabina pilota nie jest najlepszym miejscem nawet dla zaledwie trzyosobowej rodziny z Łowicza. Zresztą kapitan jest Bogu ducha winny. Mimo beznadziejnej sytuacji ambitna sprzedawczyni z Rembertowa wraz ze swoim około dwustukilogramowym bagażem znalazła się w środku. Natomiast hinduski biznesmen wraz z czterema osobami pozostał. Następnego dnia miał być w Sztokholmie na międzynarodowych targach. Ma wszystkie stosowne dokumenty a nawet lokalizacje własnego stoiska targowego. Na szczęście dwie godziny później odlatywał samolot Aerofłotu z lotem do Moskwy nie było żadnego problemu.



JAK ZABIĆ NUDĘ
Jak z tego wynika, część turystów mimo sporej przebiegłości nie załapała się do wcześniejszego samolotu i musi czekać tydzień do końca wycieczki. Za chwilę podejdą do nich ludzie, którzy zaproponują szybkie zarobienie 100 dolarów. Wręczą bilet powrotny, wydadzą stosowne instrukcje i już rano lecimy do Singapuru.
Nazywają ich „wieszakami”. Transportują przeważnie kamery wideo i sztuczny jedwab, towar bardzo chętnie widziany przez bogatych Hindusów i który jak łatwo się domyśleć jest Indiach kilka razy droższy niż w Singapurze. O tym, że ryzyko jest jednak dość spore „wieszak” przekona się dopiero po powrocie do Delhi. Tłumaczenie że towar przewożony jest „tranzytem” do Warszawy ułatwia sprawę na tyle, że celnik zrobi odpowiednią adnotację w paszporcie. W tej sytuacji można albo paszport zgubić i z tym najwięcej problemów ma ambasada, albo pozorować wywóz na przykład do Nepalu. Wtedy celnik wypisuje wszystko z paszportu. My po dwóch dniach wracamy z nadzieją, że teraz uda się. Zabawa trwa, a paszport przypomina książkę księgowego zapisaną litaniami cyfr, nazw i dat.
„Wieszaki” to oczywiście przemytnicze płotki. Ten najprawdziwszy handlarz, jak wspomnieliśmy przylatuje do Delhi na krótko, ma ze ma ze sobą małą walizkę i dużo pieniędzy. Przed wyjazdem nagrywa w dużym zakładzie pracy, najlepiej w kopalni warunki przywiezienia zestawu XT albo nawet AT, co prawda nie IBM, ale kompatybilnych z tym systemem. Oprócz tego rasowy handlarz kupuje w „Aerofłocie” bilet do Kuala Lumpur albo Singapuru. Różnica prawie żadna, bo te dwie stolice dzieli raptem siedem godzin jazdy samochodem. Jeśli biletu nie kupił za złotówki, musi niestety wydać ponad 400 dolarów. Są to koszty znikome.
Wycieczka składa się z kilkunastu osób, ale nie ma najmniejszego sensu, żeby wszyscy lecieli do Singapuru. Szkoda pieniędzy. Wybieramy trzech najbardziej doświadczonych z reguły w towarzystwie jest jeden poważny elektronik z odpowiednimi czujnikami do sprawdzenia, czy towar nie jest zepsuty. Jeśli nie mamy takiego fachowca, bez kłopotu znajdziemy go w Delhi. Przynajmniej kilku Polaków świadczy tam tego rodzaju usługi.



NAJDROŻSZY NIEDOPAŁEK ŚWIATA

Najpierw jesteśmy zszokowani czystością i porządkiem. W Singapurze wyrzucenie niedopałka na ulicę kosztuje 500 dolarów, więc nikt nie śmieci. Celnik pyta nas ile przywieźliśmy dolarów. Im więcej, tym jest bardziej uśmiechnięty, bo Singapur to w praktyce jeden wielki dom handlowy. 10 pięter samych kamer wideo nie dziwi, bo obok stoi sklepik w którym na 20 piętrach sprzedaje się wyłącznie komputery. My z góry wiemy do jakiej firmy się udać, i co zaskakujące ile można utargować.
Ostatnio polskie notowania nie są co prawda najkorzystniejsze dla komputerów, mimo wszystko rynek powoli nasyca się, ale przecież trzeba przywozić części, mikroprocesory te wszystkie hard dyski i jeszcze inne elementy w które w dodatku mają jeszcze większy plus - są małe a drogie. To znaczy drogie w kraju, bo w Singapurze na szczęście tanie.
Kopalnia z Singapuru sprowadzić nie może, my możemy. Poza tym kopalnia nie ma dewiz, tylko złotówki. Więc jak my komputer kupimy za 1500 dolarów, to kopalnia zapłaci 7 milionów. Na razie zastanawiamy się nad wariantem powrotu. Prosto do Delhi byłoby samobójstwem, przecież oprócz elektroniki mamy jednak trochę tych kamer, na które czekają Hindusi.

HIMALAJSKA KONDYCJA
Powrót przez stolicę Nepalu jest dużo bezpieczniejszy niż przez Delhi. Co prawda wymaga żelaznej kondycji i dużo zdrowia, no ale w końcu jesteśmy w Himalajach i ludzie o słabym zdrowiu nie mają tutaj czego szukać. Do Katmandu przylatujemy samolotem, na miejscu wynajmujemy autokar. Nazwa jest umowna, bo pojazd przypomina środek transportu podmiejskiego, używany we wschodniej Polsce w początkach lat pięćdziesiątych. Dużego wyboru niestety nie mamy. Klimatyzowany kosztuje trzy razy drożej no, a my nie przyjechaliśmy wylegiwać się, tylko zdobyć fundusze na odpowiednie wesele dla córki.
Jedziemy aż 36 godzin. Próby snu z góry skazane są na niepowodzenie, bo resorowanie nie jest najsilniejszą stroną tego wehikułu. Nawet chwilowe zaśnięcie kończy się natychmiastowym skokiem pod sufit. Nasz kierowca na pewno nie zaprzyjaźnił by się z Markiem Kotańskim i jego ludźmi, więc nie róbmy mu wykładu na temat szkodliwości zażywania narkotyków bo następny będzie jeszcze bardziej odurzony.
Wreszcie granica i celnicy, których co prawda nie interesuje co wwozimy, ale zapłacić trzeba. Biedni ci, którzy nic nie przywieźli, bo też muszą zapłacić. W innym wypadku autokar nie odjedzie.
W końcu dobijamy do Delhi. Nasi czekający tu współtowarzysze podróży, trochę zaniepokojeni mogą głębiej odetchnąć. Towar dotarł cało.
Znów lotnisko. Tym razem nie mamy żadnych obaw. Inni niech się martwią. Na przykład tacy którzy jednak zaryzykowali i prosto z Singapuru przylecieli do Delhi. W bagażach pełno trefnego towaru. Wpadną? Nie, dobrze wiedzą że w tym samym czasie przylatuje Moskwa, tam są ich koledzy z kraju. Wystarczy zamienić bagaż. Moskwa nie jest przecież podejrzana.
Mimo to prasa co rusz pisze o kolejnym Polaku, który przywoził brylanty, złoto, dolary. W ogromnych ilościach. To jeszcze inna grupa. Najsilniejsza. Szacunkowo oblicza się że takich członków gangu przemytniczego krąży w tym rejonie Azji około 200. Dawno nie byli w kraju, bo po co? Jeżdżą do Bangkoku po brylanty, stamtąd do Singapuru po złoto kupowane za brylanty, a złoto sprzedają w Delhi. Jedni są kurierami, inni szefami. Jak w życiu. Można ich spotkać na delhijskim lotnisku, gdy przyleci samolot z tamtej strony Azji. Przychodzą po towar. Dyskretnie obserwują odprawę. Gdy jest wpadka, spokojnie wsiadają w bardzo dobre klimatyzowane samochody i wracają do miasta. Albo wykupią delikwenta, jeśli im na nim zależy.
My jednak, szarzy handlarze bawełny z małych bazarów wracamy. Nas nie nęcą tak wielkie interesy. Przywozimy swoje bawełny pracowicie ważone przez celników. Nonszalancko przerzucona kurtka z wilków też oczywiście pochodzi z Delhi.
- Ależ skąd, to kupione w Rembertowie! Święte oburzenie szybko jednak znika, bo cło w granicach 10 tysięcy jest przecież drobiazgiem wobec około 250 tysięcy, jakie nam ta kurtka wynagrodzi. Zapłaciliśmy raptem półtora zenita. Nie ma co zadzierać z władzami granicznymi, bo przecież niedługo wrócimy na szlak.

POLITYKA NR 13(1560) 28.III.1987 R.

*******************************************************************************************************************

UWAGI
Zenit był to jeden z najbardziej popularnych w Polsce aparatów fotograficznych produkcji sowieckiej. Jego nabycie w Polsce nie było jednak proste. Zwykle przywożone (czytaj przemycane) były do Polski z ZSRR.
Polscy przemytnicy nie chcąc wzbudzać podejrzeń używali określeń trudnych do zrozumienia dla miejscowych np. Skierniewice, żółtko, trąbka, skrzyneczka, czekoladka, kapusta, sałata itp.
Ponieważ polski paszport identyfikował potencjalnego przemytnika, więc Polacy „wyrabiali” sobie paszporty krajów zachodnich, w których zamieniane było zdjęcie. Zwykle pochodziły z kradzieży lub były odsprzedawane w Nepalu przez młodych Francuzów, Szwajcarów, Holendrów potrzebujących pieniędzy na narkotyki.
Dobrym sposobem była także okładka na paszport. Okładka polskiego paszportu miała kolor ciemnogranatowy ze złotym orzełkiem i napisami. Ten sam paszport w kolorze czerwonym nie wzbudzał aż takiej czujności indyjskich celników.

Opisywany epizod z lornetką na lotnisku w Warszawie rzeczywiście się wydarzył. Odnosił się do jednej z uczestniczek grupy z którą wtedy wylatywaliśmy do Delhi. Miała szczęście, że mąż ją odprowadzał, inaczej lornetka by przepadła.
Kwestia nadbagażu na lot powrotny w Delhi była załatwiana w prosty i skuteczny sposób – wystarczała stosowna łapówka dla obsługi taśmociągu.
Rzeczywiście Dubaj był przystankiem podczas lotu do Indii.
Wszyscy zaopatrywali się tam w litrowe butelki Johnnie Walker. Pierwszym zdaniem jakie usłyszałem po wejściu do hotelu Satyam w Delhi było: Your whisky I take.
Kilka nieścisłości jakie znajdują się w artykule:
Oczywiście Dubaj nie jest stolicą Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Z Singapuru żaden Polak nie przywoził dużych kwot w dolarach, odbywało się to w przeciwnym kierunku. Złoto nie było kupowane w Kuala Lumpur, ale w Singapurze. 12 kg złota raczej nie przewoziła jednorazowo jedna osoba. Zwykle było to 1-2 kg. Górna granica o jakiej słyszałem to 5 kg. Przemycenie 20 szt. kamer wideo także nie wchodziło w rachubę, choćby ze względu na ówczesny rozmiar i wagę tego sprzętu (kasety VHS lub Beta).
Polacy faktyczne często zamieszkiwali w Delhi w hotelach w dzielnicy Paharganj. Były bardzo tanie, ale standard był bardzo niski. Pokoje często nie miały okien, ściany były zawilgocone, miały wspólne łazienki, nie było ciepłej wody, ale przecież chodziło jedynie o nocleg. Opisywane szczury na ścianach i dziury w sufitach to już mocno ubarwiona opowieść. Przed moim pierwszym wyjazdem do Indii wiele osób mi to odradzało. Na argument, że przecież tam chodzą skorpiony po suficie odpowiadałem – nie chodzą, bo tam nie ma sufitów. :lol:
Załącznik:
Komentarz do pliku: Wizytówka hotelu Satyam w Delhi
Satyam1.jpg
Satyam1.jpg [ 68.77 KiB | Obejrzany 12063 razy ]

Załącznik:
Komentarz do pliku: Autor w dzielnicy Paharganj w Delhi 1987
Satyam2.jpg
Satyam2.jpg [ 103.65 KiB | Obejrzany 12063 razy ]


Nic nie wiem o Miśku z Delhi, natomiast poznałem Kumara z hotelu Relax. Był to specjalista od skupu kryształów od Polaków. Jedno w pomieszczeń w jego hotelu było ogromnym magazynem waz kryształowych. Brał taki przedmiot do ręki, oglądał pod światło i na podstawie sobie tylko znanych kryteriów podawał cenę. Na ogół obie strony transakcji były zadowolone. Nikt nie potrafił powiedzieć co Kumar robił dalej z tymi kryształami.
Jednym z punktów pobytu w New Delhi było zwiedzanie pałacu prezydenckiego. Na wystawie wyeksponowane były prezenty, jakie otrzymywali premierzy Indii Jawaharlal Nehru i Indira Ghandi od głów różnych państw. Zwróciłem uwagę na prezent z Polski od premiera Cyrankiewicza. Była to zwykła waza kryształowa. Kumar dałby za nią pewnie połowę tego co my dostawaliśmy. :lol:
Opisywane incydenty z powrotem z Delhi do Polski raczej nie mogły mieć miejsca. To nie kapitan decydował o dopuszczeniu do lotu. Zwykle z Indii do Polski przywożona była odzież bawełniana. Opisywany bagaż 200 kg u jednej osoby także raczej się nie zdarzał, choćby ze względu na objętość jaką by zajmował.
„Wieszak” nigdy nie brał się przypadkowo na lotnisku, jak to opisano. Musiał mieć rekomendację od handlarzy, bo przecież mógłby próbować ulotnić się z towarem.
Kilka słów na temat paszportów. Faktycznie wwożąc elektronikę do Indii dokonywana była przez celnika stosowna adnotacja w paszporcie. Sposobem było pokrywanie kartek paszportu specjalnym bezbarwnym preparatem, który umożliwiał zmywanie wpisów. Inny sposób to zaklejanie takich wpisów wizami innych krajów, znaczkami itp. Niestety po kilku takich operacjach kartki w paszporcie były mocno zniszczone.
Kolejny przemytniczy sposób to zamiana torby z towarem w strefach odbioru bagażu. Np. lotnisko w Trivandrum miało wspólną strefę dla lotów międzynarodowych i krajowych. Osoba z lotu krajowego np. z Bombaju, zamieniała się torbą z osobą z lotu międzynarodowego i wychodziła z lotniska bez kontroli. Oczywiście wymagało to skoordynowania lotów, przygotowania stickera, zmazania oznaczenia kredą z jednej torby i naniesienia takiego samego na drugą. No ale Polak potrafi ;)
Załącznik:
Komentarz do pliku: Autor na trasie w Indiach 1987
India1.jpg
India1.jpg [ 111.46 KiB | Obejrzany 12063 razy ]


Osoby, które wtedy zajmowały się przemytem w Azji, dziś na ogół niechętnie się do tego przyznają. Wielu z nich to lekarze, stomatolodzy, prawnicy, właściciele dużych firm, niektórzy z nich znaleźli się nawet na listach 100 najbogatszych Polaków (oczywiście nie z powodu dawnych przemytniczych osiągnięć). Ówczesne „wielkie interesy” o wartości 3-4 tys. dolarów, dziś nie zasłużyłyby nawet na odnotowanie.
Obecnie na szczęście nie musimy już tak kombinować i ryzykować. Wtedy był to jeden ze sposobów na życie. Można takie postępowanie oczywiście skrytykować, ale miejmy na uwadze zdecydowanie inne realia tamtych czasów.

Jeśli nie zanudziłem i udało się Tobie doczytać do końca, to gratuluję i zapraszam do dyskusji.
Zapraszam także do zapoznania się moimi innymi opracowaniami na tematy podróży w czasach PRL:
https://www.fly4free.pl/forum/zelazna-kurtyna-w-czasach-prl,18,168890
https://www.fly4free.pl/forum/podroze-zagraniczne-w-czasach-prl,18,168701
_________________
Kącik wspomnień:
Żelazna kurtyna w czasach PRL
Podróże zagraniczne w czasach PRL


Ostatnio edytowany przez Yaneck, 06 Maj 2023 23:19, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
62 ludzi lubi ten post.
19 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
🔥SZTOS🔥 1.000.000 miejsc w promocji Air Arabia ❗😲 Łap tanie loty z Warszawy i Krakowa od 803 PLN 🔥SZTOS🔥 1.000.000 miejsc w promocji Air Arabia ❗😲 Łap tanie loty z Warszawy i Krakowa od 803 PLN
Do Australii z dużym bagażem 🦘✈️🧳 Bilety do Adelajdy oraz Brisbane od 3143 PLN Do Australii z dużym bagażem 🦘✈️🧳 Bilety do Adelajdy oraz Brisbane od 3143 PLN
#2 PostWysłany: 06 Maj 2023 17:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7906
platynowy
Wielkie dzięki za ciekawy artykuł i Twój dodatkowy wykład (czuć w nim pióro praktyka).
No i rzewnie się człowiekowi na sercu robi na widok mody z końca lat 80-tych... Ach, te sandały i białe skarpety :D . Choć w zasadzie, to nieprzemijająca moda.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 07 Maj 2023 09:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27 Lis 2011
Posty: 899
Loty: 235
Kilometry: 443 730
srebrny
Przeczytałem calosc, choćby po to aby docenić włożoną prace ;-). Nie mniej to było ciekawe. Najbardziej zaskakujące są te wpisy do paszportu, tego nie wiedziałem. Dzięki :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 08 Maj 2023 10:13 

Rejestracja: 03 Lis 2012
Posty: 2902
Loty: 154
Kilometry: 151 837
niebieski
Świetny wpis, jak zwykle zresztą. Z niecierpliwością czekam na kolejne.
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 12 Maj 2023 00:33 

Rejestracja: 21 Mar 2018
Posty: 1919
złoty
Załącznik:
P1060128.JPG
P1060128.JPG [ 446.18 KiB | Obejrzany 9619 razy ]


"Sklep u Miśka" na Paharganju istniał jeszcze na pewno w 2008 (bo z tego roku jest to moje zdjęcie). Szyld widziałem jeszcze chyba przy następnym pobycie tam w 2017, chociaż z wtedy nie mam już zdjęcia i nie pamiętam na 100%

A z mojej pierwszej podróży do Indii z 2002 pamiętam następującą historię. To był grupowy studencki wyjazd, organizowany na mocno wariackich papierach w ramach uczelni przez wykładowcę-pasjonata. Przed wyjazdem w grupie gruchnęła wiadomość, że w Indiach "idą" kryształy. W większości się z tego obśmialiśmy, bo to już nie były te czasy zabierania rzeczy na handel jak w tych realiach opisanych w artykule i poście @Yaneck. Ale jeden kolega zastosował się do rady, wygrzebał jakieś stare kryształowe naczynie z babcinego strychu i wziął je ze sobą do Delhi. Okazało się, że sprzedał je od razu recepcjoniście w hotelu na Paharganju i to za jakąś całkiem niezłą kwotę jak na nasz ówczesny wyjazdowy budżet :-)

Czyli wygląda na to, że powidoki tych pionierskich czasów polskiej ekspansji handlowej z późnego PRL trwały jeszcze na początku naszego wieku :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 12 Maj 2023 21:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Sie 2016
Posty: 1394
złoty
Można teraz postawić pytanie. Dlaczego tak intratny przemytniczy biznes dość gwałtownie się zakończył?
Przyczyn jest kilka.

Gdy w Polsce ostatecznie upadł system komunistyczny, nastąpiła liberalizacja gospodarki, przestał istnieć monopol państwa na handel zagraniczny, pojawiło się wiele możliwości prowadzenia legalnej działalności gospodarczej i legalnej wymiany walut oraz ich wywozu i przywozu. Zarobek kilkuset dolarów przestał być warty ponoszenia ryzyka odsiadki w azjatyckim więzieniu. Przywozem i wywozem towarów do i z Polski w ilościach hurtowych zajęły się profesjonalne firmy mające możliwości zaciągania kredytów na prowadzenie biznesu. To wszystko zaczęło funkcjonować w coraz bardziej legalnym stopniu.

Z drugiej strony w latach 1991-92 rząd Indii zniósł ograniczenia importowe i znacząco obniżył cła. Przestała obowiązywać ustawa o kontroli obrotu złotem. Import złota został zalegalizowany - po opłaceniu cła w wysokości nie odbiegającej od innych krajów tego regionu. W późniejszym okresie władze Indii wprowadziły jeszcze znaczące utrudnienia wizowe. Każdy ponowny wjazd cudzoziemca do Indii mógł odbyć się dopiero po upływie co najmniej 2 miesięcy od ostatniego wyjazdu.
Interes pod nazwą „złota trasa” załamał się.

Jak to wygląda obecnie? Przyzwyczajenia mieszkańców Indii się nie zmieniły. Nadal złoto jest tam ulubionym sposobem inwestycyjnym. Przy tak znaczącej populacji zapotrzebowanie na ten kruszec jest ogromne.
Po dwóch dekadach Kongres uznał, że nadmierny import złota stał się jedną z głównych przyczyn deficytu na rachunku obrotów bieżących. Cło i akcyza na złoto zostały ponownie znacząco podwyższone. Wobec tego przemytniczy biznes ponownie się rozwinął. Tym razem na skalę wielokrotnie większą. Zmienili się tylko aktorzy i kierunki przywozu. Złoto obecnie przemycane jest głównie z Myanmar i krajów arabskich regionu Zatoki Perskiej, a w nieco mniejszym stopniu z Bangladeszu i Azji Południowo-Wschodniej. Przemytem zajmują się teraz obywatele Indii - jako przewoźnicy są zatrudnieni głównie robotnicy wracający do domu z krajów Zatoki Perskiej, personel linii lotniczych a nawet rodziny podróżujące z dziećmi. W czołówce przemytniczej znaleźli się także obywatele Nigerii, Kenii, Sudanu i ZEA. Największym hubem przemytniczym jest lotnisko w Mumbaju. W ciągu roku 2022 przechwycono tam ponad 600 kg. Złoto ukrywane jest w zabawkach, butach, częściach maszyn, komputerach, smartfonach, wózkach inwalidzkich niekiedy w stanie sproszkowanym wymieszanym z pyłem żelaza i potasu. Szacunki wskazują, że konfiskowane jest ok. 2% przemycanego złota.
Odbiorcy towaru są także znacząco lepiej zorganizowani niż kilka dekad temu. Istnieją syndykaty i jubilerzy finansujący przemytników i legalizujący obrót na obszarze Indii.
_________________
Kącik wspomnień:
Żelazna kurtyna w czasach PRL
Podróże zagraniczne w czasach PRL
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 18 Lis 2023 18:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Sie 2016
Posty: 1394
złoty
Przemyt złota do Indii trwa nadal. W październiku aresztowano syndykat 11 osób na przemycie 31,7 kg złota z Bangladeszu
Załącznik:
20231015131L.jpg
20231015131L.jpg [ 135.82 KiB | Obejrzany 3089 razy ]

źródło informacji i zdjęcia https://www.thehindu.com/news/national/dri-busts-gold-smuggling-syndicate-11-held-31-kg-gold-seized/article67423589.ece
_________________
Kącik wspomnień:
Żelazna kurtyna w czasach PRL
Podróże zagraniczne w czasach PRL
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 26 Lut 2024 17:38 

Rejestracja: 20 Lut 2024
Posty: 23
Piękne historie, zakładam że jakbym był trochę starszy pewnie sam bym był jednym z nich :D
Kiedyś natknąłem się na rozmowę w radiu 357 i zaraz potem zakupiłem książkę jedną, potem drugą, człowieka który długo się tym zajmował w latach 80tych. Książki pasjonujące dla miłośników temat, gorąco polecam - autor ma dar opowiadania. Można znaleźć też wywiady z nim w sieci.
Cezary Borowy: Byłem przemytnikiem w Indiach i Przemytniczki złotych kości.
Góra
 Profil Relacje PM off
meczko lubi ten post.
radeom uważa post za pomocny.
 
      
#9 PostWysłany: 27 Lut 2024 10:40 

Rejestracja: 03 Lis 2012
Posty: 2902
Loty: 154
Kilometry: 151 837
niebieski
@Szwagier79 dzięki za polecenie. Od siebie dodam, że obydwie książki są w zasobach Legimi.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 16 Cze 2024 18:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Sie 2016
Posty: 1394
złoty
Kolejny przypadek wykrycia przemytu złota na lotnisku w Mumbaju. Tym razem celnicy znaleźli przemycane sztabki złota u dwóch kobiet przylatujących z Nairobii. Jedna z kobiet była w 8-miesiącu ciąży. Łączna ilość była rekordowa i wynosiła 33 kg

https://timesofindia.indiatimes.com/city/mumbai/pregnant-woman-among-flyers-arrested-for-smuggling-gold-worth-rs-19-crore/articleshow/110885478.cms

W artykule znajdują się odsyłacze do kolejnych przypadków wykrytego przemytu:
6,834 kg złota na lotnisku w Bengaluru (lot z Bangkoku)
1,2 kg złota na lotnisku w Bengaluru (lot z Bangkoku)
ponad 1 kg na lotnisku w Pune (lot z Dubaju)

Można sobie teraz wyobrazić jakie są obecnie faktyczne ilości przemycanego złota - wykrywalność szacowana jest na ok 2%
_________________
Kącik wspomnień:
Żelazna kurtyna w czasach PRL
Podróże zagraniczne w czasach PRL
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 07 Lip 2024 11:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Sie 2016
Posty: 1394
złoty
Nie wiedział, czy przez wpadkę na nepalskim lotnisku zrealizuje swoje plany. Może chociaż część? Wierzył, że pójdzie gładko, ale przed więzieniem, gdzie przywieźli go po kontroli, stał strażnik z karabinem. Słabo. To wszystko chyba na poważnie. W więzieniu spędził dwa lata.

https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177334,31107302,mam-wszystko-procz-butow-powiedzial-tomek-z-widzenia-bogdan.html#do_w=399&do_v=1129&do_st=RS&do_sid=1728&do_a=1728&do_upid=1129_ti&do_utid=31107302&do_uvid=1719840087850&s=BoxOpMT
_________________
Kącik wspomnień:
Żelazna kurtyna w czasach PRL
Podróże zagraniczne w czasach PRL
Góra
 Profil Relacje PM off
vincenz lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 11 Sie 2024 18:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Sie 2016
Posty: 1394
złoty
Zakia Wardak, konsul generalny Islamskiej Republiki Afganistanu, została złapana na lotnisku w Mumbaju na próbie przemytu 25 kilogramów złota w sztabkach o wartości 2,23 miliona dolarów. Wardak przyleciała do Indii z Dubaju 25 kwietnia razem ze swoim synem. Wspólnie wychodzili z lotniska zielonym kanałem, jednak ich bagaż został sprawdzony przez celników po otrzymaniu jak to określono „specyficznej informacji" (nazywając to kolokwialnie –zostali podkablowani). Sztabki ukryte zostały w bagażu wśród przewożonej odzieży należącej jedynie do konsul Wardak. Ze względu na posiadany immunitet dyplomatyczny nie została aresztowana. Złoto zostało skonfiskowane, a pani konsul zrezygnowała z pełnienia swojej funkcji.

https://www.cbsnews.com/news/afghan-dip ... ing-india/
Niestety film z youtube na ten temat nie jest dostępny jako podgląd

Można postawić tezę, że nawet osoby z immunitetem nie mogą czuć się niezagrożone.
_________________
Kącik wspomnień:
Żelazna kurtyna w czasach PRL
Podróże zagraniczne w czasach PRL
Góra
 Profil Relacje PM off
vincenz lubi ten post.
 
      
#13 PostWysłany: 11 Sie 2024 21:12 

Rejestracja: 21 Mar 2018
Posty: 1919
złoty
Sytuacja afgańskich dyplomatów jest dość specyficzna, bo po upadku Islamskiej Republiki Afganistanu i przejęciu władzy przez talibów są de facto dyplomatami bez własnego państwa. Niektórzy nieformalnie współpracują z talibami za zgodą państw przyjmujących, inni nie, część placówek zamknęła się z braku finansowania. Na forum dotyczącym Afganistanu jest ciekawy wątek dotyczący wydawania przez nich wiz.
Tak czy inaczej pani konsul miała może immunitet, ale to taki immunitet, za którym nikt nie stoi.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 13 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group