Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 64 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna
Autor Wiadomość
#41 PostWysłany: 07 Gru 2017 15:01 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Może kogoś zainteresuje jak wygląda kuchnia na statku wycieczkowym :-)

Akurat tak się złożyło, że w ramach jednego z przywilejów statusowych, na statkach Costy istnieje możliwość obejrzenia statku „od drugiej strony” czyli rewirów niedostępnych normalnie dla pasażerów. Dawniej w ramach tego przywileju można było zobaczyć pomieszczenia załogi, warsztaty, spiżarnie i generalnie szeroko rozumiane zaplecze statku; aktualnie wycieczka ta jest ograniczona zazwyczaj do jednej z kuchni.

Wycieczka była o tyle nietuzinkowa, że po raz pierwszy (przynajmniej jeśli chodzi o moje doświadczenia) prowadzona w języku polskim , w bardzo kameralnym kilkuosobowym gronie :-)

W sumie na naszym statku są 4 kuchnie: największa - obsługująca restauracje główne (o niej będzie mowa poniżej) , kuchnia obsługująca bufet samoobsługowy, kuchnia dla restauracji klubowej (czyli restauracji extra płatnej oraz obsługującej gości z apartamentów) a także kuchnia dla załogi. W kuchni głównej pracuje w sumie ok. 160 osób w podziale na 3 zmiany.


Aby wejść do kuchni najpierw musieliśmy oczywiście założyć odpowiednie „mundurki organizacyjne”: maski na twarz, ochraniacze na obuwie, czepki oraz fartuchy:

Image

Po wejściu do kuchni pierwsze co rzuca się w oczy to setki talerzy czekających w gotowości:

Image

Zamówienia w restauracji głównej są przyjmowane od pasażerów na przenośnych terminalach, skąd są przesyłane bezpośrednio do kuchni i wyświetlane na wszechobecnych w niej monitorach:

Image

Dzięki temu w kuchni na bieżąco wiadomo jakie potrawy w jakich ilościach powinny być przygotowane w odpowiednich okienkach czasowych.

Kuchnia podzielona jej na kilka sekcji.

W pierwszej z nich przygotowywane są przystawki zimne – np. wędliny, sery, ryby, sałatki itp.

Image

Goście mogą z nich korzystać w części bufetowej restauracji podczas np. śniadania czy lunchu (wówczas zamawia się u kelnera tylko „poważniejsze” dania; z pozostałych można korzystać samodzielnie w wydzielonej w restauracji części małego samoobsługowego bufetu):

W pobliżu przygotowywane są składniki dla dań głównych – np. na poniższym zdjęciu sos boloński:

Image

Kolejka sekcja kuchni, w której zdecydowanie najwięcej się dzieje to sekcja dań gorących.
Image

Image

Ponieważ w kuchni pracuje wiele osób nie może być wątpliwości „who is who” . W związku z tym opracowano prosty system oznaczania szarż poszczególnych pracowników uzależniony od koloru kołnierzyka-apaszki: niebieski dla szefa działu, żółta dla pierwszego kucharza a biała dla jego pomocników. Proste :-)

O ile w przypadku przystawek zimnych czas ich wyłożenia w restauracji nie ma takiego znaczenia, o tyle w przypadku dań gorących jest to już kluczowe, aby na stół gości nie dotarły one zimne. Aby tego uniknąć każde danie po przygotowaniu trafia do specjalnej podgrzewanej z dwóch stron strefy, skąd w określonym czasie powinno zostać zabrane przez kelnera na stolik gości. Do informowania o czasie i temperaturze służy specjalny system markerów. To na tym etapie odbywa się również przypisanie poszczególnych dań do stolików, aby kelnerzy wiedzieli gdzie je podać.

Niektóre dania przygotowywane są w kotłach będących w stanie zmieścić człowieka:

Image

Image

Zawsze się zastanawiam jak to możliwe, że takie danie nie jest ani rozgotowane ani niedogotowane…

W jeszcze innym miejscu statkowej kuchni przygotowywane są zupy – oczywiście w odpowiedniej wielkości „garnkach” :

Image

Desery oraz słodkości są przygotowywane w ostatniej sekcji statkowej kuchni:

Image

Niezależnie od powyższych sekcji w skład kuchni wchodzi piekarnia zajmująca się na bieżąco wypiekiem chleba, bułek czy bagietek oraz najbardziej niewdzięczna część kuchni czyli tzw. „zmywak”. Wg przekazanych nam informacji wszystkie pozostałości po posiłkach są w specjalnym urządzeniu doprowadzane do postaci proszku, który na lądzie jest przekazywany jako karma dla zwierząt. Z wyglądu było to coś podobnego do przyprawy do dań:-)

Kuchnia fizycznie w dużej części znajduje się pod restauracją i jest z nią połączona schodami ruchomymi, z których korzystają kelnerzy oraz obsługa dostarczając dania.

Jak dla mnie jest to ciekawe miejsce – szczególnie biorąc pod uwagę, że dziennie obsługuje ok. 1300 gości na kolacji oraz nieco mniej na śniadaniu i lunchu (wówczas więcej osób korzysta z bufetu samoobsługowego) z nieprawdopodobnie dopracowanymi i zoptymalizowanymi szczegółami. Ponieważ my mieliśmy okazję zwiedzać kuchnię między śniadaniem a lunchem, nie było szans zobaczyć jej w „godzinach szczytu” ale łatwo można sobie to wyobrazić.
A tymczasem przepłynęliśmy już cieśninę Bab el Mandeb oddzielającą Morze Czerwone od Zatoki Adeńskiej i Oceanu Indyjskiego i płyniemy sobie spokojnie dalej:-) Piratów póki co nie spotkaliśmy:-)

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Okołoweekendowy city break w Weronie od 1176 PLN. Loty Lufthansą z 4 miast + apartament Okołoweekendowy city break w Weronie od 1176 PLN. Loty Lufthansą z 4 miast + apartament
Wczasy w Grecji: tydzień w 4* hotelu z all inclusive na Zakintos za 2299 PLN. Wyloty z 2 miast Wczasy w Grecji: tydzień w 4* hotelu z all inclusive na Zakintos za 2299 PLN. Wyloty z 2 miast
#42 PostWysłany: 09 Gru 2017 14:27 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Po czterech dniach na morzu dotarliśmy wreszcie do stałego lądu, którym w naszym przypadku okazało się Salalah – drugie co do wielkości miasto Omanu, położone na południu kraju – w odległości ok. 1000 km od stolicy.

Nie spotkaliśmy po drodze żadnych piratów, morze było spokojne a pogoda w sam raz – słonecznie i 25-30 stopni.

Mówiąc jednak o piratach muszę jednak dodać, że jakieś dodatkowe środki ostrożności były podjęte. Na promenadzie, którą w końcu otwarto dla pasażerów cały czas w trakcie tej części rejsu dyżurowali groźnie wyglądający (ubrani m.in. w kamizelki kuloodporne) strażnicy z lornetkami:

Image

Dodatkowo w kilku miejscach po każdej stronie statku zostały zamontowane „armatki wodne”:

Image

i dodatkowo silne reflektory.

Ale szczęśliwie żadne atrakcje po drodze nas nie spotkały:-)

Sam port w Salalah jest położony w przysłowiowym „pośrodku niczego”. To typowy port przemysłowy, po którym w ogóle nie można się poruszać pieszo. Osoby nie korzystające z wycieczek mogą skorzystać jedynie z shuttle busa, który podwiezie ich do bramy portu – ale to dalej środek niczego – do miasta jest stamtąd w zależności od wersji od 12 do 20 km. Oczywiście czeka tam armia taksówkarzy – zresztą to jedyna możliwa forma dostania się do miasta.

Sam widok ze statku na okolicę jest mało zachęcający – jak to w porcie przemysłowym. Z jednej strony widać kilka kontenerowców:

Image

…z drugiej zaś drogę oraz góry wapienia (jak powiedziała nam później przewodniczka jest stąd eksportowany do Indii, gdzie wykorzystywany jest jako surowiec do produkcji materiałów budowlanych):

Image

Jak wspominałem w jednym z poprzednich postów, w Salali wybrałem się na wycieczkę objazdową po mieście z przewodnikiem.

Przed zejściem ze statku każdy z pasażerów otrzymał przepustkę portową:

Image

…po czym można było zająć miejsce w autobusie i wyruszyć w drogę.

Tym razem przewodnikiem okazała się kobieta – przedstawiając się powiedziała, że jest pierwszą licencjonowaną kobietą-przewodnikiem turystycznym w Salalah. Ubrana w tradycyjną abaję przez całą drogę opowiadała nam o Omanie ze szczególnym uwzględnieniem Dhofar – regionu, którego stolicą jest Salalah. Przy okazji mieliśmy okazję dowiedzieć się sporo nt. tutejszych zwyczajów i historii. M.in. zachwalała przez 10 minut abaję jako niezwykle komfortowy ubiór ale szczerze mówiąc mało kogo chyba przekonała :-)

Droga z portu do miasta biegnie wzdłuż pustynnych terenów, obok kilku dużych zakładów przemysłowych:

Image

Co warto podkreślić Dhofar jest jedynym regionem Omanu, w którym występuje monsun oraz pora deszczowa trwająca 3 miesiące; przez pozostałą część roku praktycznie nie pada w ogóle deszcz. Z tego powodu klimat tego regionu bardzo się różni od klimatu stołecznego Muscatu oraz pustynnego interioru.

Woda z opadów w czasie pory deszczowej gromadzi się w naturalnych skalnych zbiornikach, skąd jest rozprowadzana wybudowanym wiele wieków temu systemem irygacyjnym obejmującym dużą część okolic Salali. Dzięki temu możliwe jest stosunkowo tanie nawadnianie licznych klombów i trawników w mieście – a przede wszystkim uprawa owoców.

Salalah słynie z upraw palm kokosowych, papai oraz bananów, w które zaopatruje resztę kraju. Po drodze mieliśmy okazję mijać liczne uprawy bananów:

Image

Same owoce można kupić na licznych stoiskach położonych wzdłuż dróg oraz w sąsiedztwie upraw:

Image

Image

Woda pochodząca z opadów nie jest wykorzystywana w gospodarstwach domowych (poza pojeniem zwierząt) – służy do tego wyłącznie woda pochodząca z odsalania wody morskiej, którą trzeba kupić. Trudno w to uwierzyć ale wg słów przewodniczki, aktualna jej cena jest równa cenie paliwa do samochodów – tzn. cena jednego litra benzyny i wody jest taka sama.

Pierwszym punktem naszej wycieczki był Wielki Meczet Sułtana Qaboosa w Salali:

Image

Jest to monumentalna budowla wybudowana w ostatnich latach. Pomimo, że robi spore wrażenie uczciwie trzeba jednak powiedzieć, że mocno ustępuje Wielkim Meczetom w Muscacie oraz Abu Dhabi, które miałem okazję zwiedzać, a które są jeszcze przed nami.

Co ciekawe, zasadniczo meczety w Omanie są niedostępne dla nie-muzułmanów. Sułtan wyraził jednak zgodę, aby niektóre z nich (w tym właśnie Wielki Meczet w Salalah) mogły być odwiedzane przez turystów. Co więcej – sułtan wyraził również zgodę, aby do jego wielkiej sali mogły wejść kobiety. Wg słów naszej przewodniczki w Omanie praktycznie taka możliwość istnieje tylko w kilku meczetach i została wprowadzona m.in. po to, aby pokazać światu wielkość Omanu oraz szerzyć Islam.

Przed wejściem do meczetu czekało nas obowiązkowe zdjęcie obuwia, a kobiety kontrola jeśli chodzi o strój (zakryta głowa i ramiona):


Image

W głównej sali meczetu może się jednocześnie modlić prawie 2500 mężczyzn. Jak wspominała przewodniczka rzadko kiedy jest wypełniona w całości ale nawet przy obecności 1000-1500 osób, przed meczetem widać morze butów :-) Z opowieści jej braci (a jak mówiła ma ich dziewięciu – oprócz pięciu sióstr), wynika, że niejednokrotnie znalezienie swojego obuwia po modłach zajmowało godzinę i więcej :-)

Za wejściem do meczetu można było zobaczyć sale do rytualnego obmycia przed wejściem do sali głównej:

Image

Następnie przeszliśmy przez spory dziedziniec:

Image

…w i końcu mogliśmy podziwiać wnętrza meczetu:

Image

Image

Image


Poprzednie wizyty w meczetach we wspomnianym Muscacie i Abu Dhabi zapamiętałem jako miejsca, w których znajdują się przepiękne i gigantyczne zarazem żyrandole. W tym przypadku żyrandol nie robi aż takiego wrażenia – ale być może dlatego, że był wyłączony:

Image

W ramach realizacji celu wyznaczonego przez sułtana, tzn. szerzenia wiary, mieliśmy okazję posłuchać o pięciu filarach Islamu, pielgrzymkach do Mekki oraz o Koranie:

Image

Po zakończeniu wizyty w Wielkim Meczecie sprawnie tym razem odszukaliśmy swoje buty i pojechaliśmy obejrzeć – ale już wyłącznie z zewnątrz inny znany meczet w Salali – Meczet Shanfari :

Image

Image

Akurat tak się złożyło, że obok meczetu odbywało się wesele w tradycyjnym omańskim stylu. W rozstawionym dużym namiocie rozłożone były dywany a na nich – ławy honorowe dla starszyzny rodzinnej oraz stoliki z krzesłami dla pozostałych mężczyzn (co ciekawe – kobiety, w tym panna młoda nie brały udziału w uroczystości – dla nich odbywała się równoległa „babska” impreza w innym miejscu):

Image

Image

Kiedy miejscowi zobaczyli turystów zaczęli nas częstować owocami, kawą oraz lokalnymi słodyczami:

Image

I generalnie trzeba powiedzieć, że to oddaje praktycznie w 100% charakter Omańczyków, z którym się spotkałem również wcześniej: niewymuszona gościnność oraz chęć pomocy.

Kolejnym punktem naszej wycieczki były stanowiska archeologiczne Al-Balid , w miejscu których w przeszłości było zlokalizowane stare miasto oraz forty obronne Salali. Aktualnie można zwiedzać tutaj również muzeum:

Image

Przed wejściem do jednej z kilku ekspozycji muzeum można było zobaczyć również jeden ze skarbów regionu: kadzidłowiec, czyli drzewo, z którego pozyskuje się kadzidło:

Image

W określonej porze roku po nacięciu kory drzewa wypływa z niej biała maź, która po ok. 3-ech tygodniach twardnieje na kamień i wyglądem zaczyna przypominać bursztyn. Podgrzewanie tej substancji powoduje wydzielanie się wonnych zapachów znanych m.in. z kościołów. Kadzidło (oraz pochodząca również stąd mira) służy również do produkcji różnego rodzaju perfum i kosmetyków (a w przeszłości po rozpuszczeniu w wodzie było wykorzystywane również jako naturalny środek przeciwbólowy).

Samo muzeum jest dedykowane historii Omanu w podziale na okres przedislamski, od przyjęcia Islamu do 1970 roku (czyli objęcia rządów przez obecnego sułtana) oraz po 1970 roku. Ekspozycja jest przygotowana bardzo ciekawie – z licznymi makietami, zdjęciami oraz (w osobnej sali) prezentacjami multimedialnymi – zaopatrzona w napisy również w języku angielskim. Dodatkowo w jego skład wchodzi osobna ekspozycja prezentująca morskie tradycje Omanu (linia brzegowa kraju liczy ponad 3100 km a duża część ludności zajmuje się rybołówstwem).

Niestety w salach muzeum obowiązuje kategoryczny zakaz fotografowania, a jedyne zdjęcie które można wykonać to zdjęcie portretu panującego sułtana Qaboosa.

Image

Trzeba przy tym podkreślić, że sułtan cieszy się w Omanie nieprawdopodobną i wydaje się, że niewymuszoną popularnością jako osoba, która istotnie przeobraziła kraj w stosunku do tego jakim on był w momencie przejęcia przez niego władzy z rąk zamkniętego na zmiany ojca. Wg słów przewodniczki sułtan kładzie bardzo duży nacisk na edukację, która jest darmowa do poziomu uniwersyteckiego – a także na inwestycje infrastrukturalne i dedykowane szeroko rozumianej turystyce. Aktualnie ponoć jest poważnie chory a z racji tego, że nie ma dzieci nie jest do końca jasne, kto przejmie po nim schedę.

Praktycznie zresztą wszystkie większe obiekty w Omanie (największe meczety, główne ulice, szpitale, uniwersytet itd.), które wybudowane zostały w ostatnich 20-30 latach noszą imię panującego sułtana.
Mówiąc inaczej: zdjęcie i imię sułtana można naprawdę spotkać na każdym kroku.

Kolejnym punktem wycieczki była wizyta na jednym z miejscowych targów czyli souków.

Odwiedziliśmy Al Husn Souk, który specjalizuje się w handlu kadzidłem, perfumami, kaszmirem oraz tradycyjnymi strojami omańskimi (na zdjęciu poniżej można zobaczyć m.in. tradycyjne męskie nakrycie głowy – tzw. kappa):

Image

Image

Image

Niedaleko od targu rozciągała się z kolei bardzo szeroka, piaszczysta plaża, na której jednak praktycznie nie było nikogo:

Image

Image

Przyczyny tej pustki są dwie – i obie prozaiczne. Po pierwsze decydują względy kulturowe: trudno sobie wyobrazić, że ktoś się rozbierze na plaży. A po drugie plaża w Salalah jest bardzo niebezpieczna, nawet 2-3 metry od brzegu można spotkać klifowe uskoki o głębokości nawet kilkunastu metrów.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej atrakcji, której zwiedzanie niestety nie jest możliwe. W Salalah zlokalizowany jest jeden z pałaców sułtana (tutaj zresztą się on urodził), zajmujący bardzo dużą część miasta – wzdłuż zamkniętej części wybrzeża. Sułtan aktualnie przebywa wyłącznie w Muskacie (ostatni raz w Salalah był w 2010 roku) ale kompleks jest cały czas przygotowany na jego przyjęcie. W ramach ciekawostek warto wspomnieć, że w jego skład wchodzi m.in. ok. 300 apartamentów (każdy to w zasadzie osobny pawilon) dla sułtańskiego dworu. Niestety turyści mogą jedynie obejrzeć bramy pałacu. Na poniższych zdjęciach widać jedną z bram bocznych oraz bramę główną – a także ciągnące się mury pałacowego kompleksu:

Image

Image

Image

Oprócz wymienionych atrakcji, w okolicach Salalah można również odwiedzić grób biblijnego proroka Hioba, dzikie wielbłądy, morskie gejzery, lasy wspomnianych już kadzidłowców i pewnie jeszcze wiele, wiele więcej. Ale to pozostanie mi już na następny raz :-)

Przewodniczka opowiadała nam również sporo na temat życia rodzinnego i aranżowania małżeństw w Omanie. Jak wspominała aktualnie młodzi mogą się sami dobierać ale w praktyce wolą polegać na woli rodziców w efekcie czego większość małżeństw nadal jest aranżowana. Wynika to stąd, że w przypadku niepowodzenia małżeństwa aranżowanego, młodzi mogą liczyć na pomoc rodziców; w przypadku kiedy dobrali się oni sami i bez udziału rodziców – muszą sobie radzić sami co w Omanie ponoć nie jest proste.

A w ramach ciekawostek: w Omanie powszechne jest korzystanie z mediów społecznościowych ale nie do pomyślenia jest, że na swoim profilu na Facebooku kobieta umieści twarz: najczęściej jest to kwiatek, dłoń lub kawałek nogi…

Wracając z Salali na statek mijaliśmy liczne niedawno otwarte lub budujące się hotele praktycznie wszystkich znanych światowych sieci co potwierdza, że jest to jeden z popularniejszych kierunków turystycznych Omanu.

Tymczasem nasz pobyt w Salali powoli dobiega końca. Niedługo wypływamy w drogę do stolicy Omanu – Muscatu, do której dotrzemy w poniedziałek rano.

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
micnur uważa post za pomocny.
 
      
#43 PostWysłany: 10 Gru 2017 13:53 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Płyniemy sobie spokojnie po Oceanie Indyjskim a ponieważ tu i ówdzie działa omańska sieć komórkowa, to mogę wysłać kolejnego posta. Tym razem dla zainteresowanych zebrałem jeszcze trochę informacji na temat korzystania z internetu i w ogóle utrzymywania łączności ze światem na statku.

Na lądzie (tzn. gdy statek jest w porcie) sprawa jest stosunkowo prosta – można korzystać (albo nie) z lokalnych operatorów komórkowych – albo używając polskiej karty SIM albo jakiejś obcej. Na terenie szeroko rozumianej Europy (Unia+kilka krajów np. Norwegia – standardowe wykazy dostępne są na stronach operatorów) od lipca 2017 temat też jest prosty – zasadniczo koszty rozmów telefonicznych/internetu przez komórkę są takie same (lub prawie takie same) jak w kraju.

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda poza UE „z dodatkami”, a w szczególności poza Europą a także, gdy statek jest na morzu.

Ja, jeśli chodzi o internet, od pewnego czasu korzystam z usług jednego z operatorów ukraińskich (Lifecell albo Kivstar), którzy mają moim zdaniem jedne z lepszych ofert roamingowych na internet z wieloma krajami na całym świecie – w tym na popularnych kierunkach turystycznych. Ceny tych pakietów zaczynają się od umownych 4-5 złotych za 100 MB np. w Izraelu (ale są też czasami dostępne większe i atrakcyjniejsze cenowo pakiety – trzeba się jednak dokładniej wczytać w taryfę).Pakiety 100 MB u tych operatorów można łatwo odnawiać - dzieje się to praktycznie automatycznie. Korzyść z takiej „uniwersalnej karty SIM” jest oczywista: nie trzeba się zastanawiać nad tym, jak w danym kraju korzystać z internetu, szukać wifi albo sklepów z lokalnymi kartami SIM, tracić na to czasu itd. Poza tym do prostego sprawdzenia maili, whatsupa czy przejrzenia kilku stron internetowych nie są potrzebne nie wiadomo jakie transfery - a często się zdarza, że każdy postój jest w innym kraju i czasami kolekcjonowanie kart SIM z każdego odwiedzanego portu (no chyba, że ktoś lubi) nie ma zwyczajnie sensu.

Niestety warunki wspomnianych operatorów nie obejmują wszystkich krajów (np. na naszej trasie nie obejmowały Omanu). Tam można ewentualnie skorzystać z kolei z zakupu lokalnej karty SIM, co w praktyce nie jest zbyt trudne – są one dostępne praktycznie w każdym miejscu w jakimś kiosku. Warto przed wyjazdem zapoznać się z serwisem http://prepaid-data-sim-card.wikia.com , w którym można znaleźć informacje nt. ofert przedpłaconych kart SIM z dostępem do internetu w różnych krajach - z praktycznymi poradami jak je kupić. Przykładowo korzystając z informacji ze wspomnianego serwisu, wczoraj w kiosku z napojami w Salalah kupiłem kartę omańskiego operatora Renna Mobile:

Image

Karta w Omanie musi zostać podobnie jak w Polsce zarejestrowana ale jak się okazało wystarczył do tego mój polski dowód osobisty (paszportu nie miałem bo jest zdeponowany na statku ale zapewne jego kserokopia też by wystarczyła). W trakcie takich „zakupów” może pojawić się – tak jak przy każdych innych zakupach w egzotycznym bądź co bądź kraju problem komunikacyjny - ale tym razem nie było źle:-) Za kartę z 1,5 GB internetu ważnym przez miesiąc zapłaciłem 6 dolarów – przeliczone to zostało po jakimś mało korzystnym kursie (gdybym miał omańskie riale wyszłoby na pewno taniej).

Z ciekawych alternatyw do wspomnianych kart ukraińskich warto wspomnieć o Air Baltic SIM Card (informacje: http://airbalticcard.com/services/rate-internet/ ) – to międzynarodowa karta oferowana przez linie lotnicze Air Baltic (można ją zamówić również z dostawą pocztą), która oferuje ciekawe pakiety internetowe w większości krajów świata – przynajmniej tych, do których najczęściej się jeździ. Z mojego rozpoznania wynika, że może być szczególnie atrakcyjna na Karaibach, gdzie każdy z wyspiarskich krajów ma swoją sięć komórkową bez jednej ujednoliconej oferty.

Niestety w czasie, gdy statek jest na morzu zakres dostępnych możliwości znacząco się zmniejsza. Można oczywiście skorzystać ze statkowego internetu, ale jest on drogi i dość wolny. Ceny na różnych rejsach się różnią – czasem bardzo znacznie. Na moim rejsie wyglądały następująco:

Image

Dobra zmiana na plus jest taka, że dostępne pakiety internetowe są w większości pakietami danych a nie pakietami minut. Te drugie przy wolno działającej sieci potrafią się skończyć szybciej niż uzyskamy oczekiwany efekt (np. przeglądniemy interesujące nas strony). Zmiana jest na plus co nie zmienia faktu, że to dalej jest coś dalekiego od tego, do czego człowiek jest przyzwyczajony na lądzie.

Przy czym ten model taryfikacji (tzn. za MB a nie minuty) nie jest powszechny. Z tego co kojarzę obowiązuje również na niektórych statkach MSC i NCL – ale dominującym modelem niestety jest cały czas model minutowy.

Od pewnego czasu na wszystkich statkach, na których miałem okazję być (nie tylko Costy), w trakcie, gdy statek jest na morzu, uruchamiana jest stacja przekaźnikowa operatora GSM o nazwie „Telenor Maritime”:

Image

Udostępnia on wszystkie popularne usługi (w tym możliwość korzystania z internetu) ale trzeba być przygotowanym na to, że nasz operator komórkowy policzy nas za korzystanie z nich bardzo słono:

Image

Nie spodziewałbym się tutaj również jakiegoś bardzo efektywnego streamingu podczas korzystania z internetu – nie sądzę (ale nie próbowałem), aby można w ten sposób było oglądać np. filmy na Youtube :-)

Być może powyższe informacje przydadzą się innym rejsowiczom. W każdym razie jeśli ktoś ma potrzebę korzystania w trakcie rejsu z internetu to mogę jedynie zarekomendować, aby wcześniej rozpoznać nieco dostępne oferty na planowanej trasie i się do tego przygotować. Można na pewno dzięki temu sporo zaoszczędzić – nie tylko pieniędzy ale również czasu, który w bardziej atrakcyjnych portach na pewno jest cenny :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
6 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#44 PostWysłany: 11 Gru 2017 03:57 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
No i po dwóch nocach i całym dniu rejsu dotarliśmy do malowniczej stolicy Omanu – Muscatu.

Miasto jest położone nad Zatoką Omańską pomiędzy wybrzeżem a górami. Mieszka w nim ponad 3 mln mieszkańców a samo miasto jest bardzo rozległe – również dlatego, że praktycznie nie ma w nim wieżowców ani typowej wielkomiejskiej zabudowy w stylu pobliskiego Dubaju. Elewacje budynków utrzymane są w jasnej tonacji i w arabskim stylu a ich wysokość nie przekracza maksymalnych dozwolonych 10-u pięter, chociaż z reguły jest to znacznie mniej. A to pierwszy widok na miasto, jaki można zobaczyć jeszcze ze statku:

Image

Tymczasem ostatni dzień na morzu minął spokojnie. Jak to zwykle bywa w leniwym dniu na morzu, Costa przygotowała bogaty program dnia. Miałem m.in. możliwość skorzystać w końcu z zaproszenia na popołudniową degustację win:

Image

Image

Wina jak łatwo się domyślić były oczywiście wyłącznie włoskie :-)

W ogóle cały wczorajszy dzień był „dniem włoskim” – od wystroju statku zaczynając, poprzez specjalne menu w restauracjach i okolicznościowych strojach kelnerów utrzymanych we włoskich barwach na tematyce wieczornej imprezy w teatrze skończywszy:

Image

Niestety z racji tego, że był to ostatni dzień na morzu zaczęły się już przygotowania do zakończenia naszego rejsu – m.in. dzisiaj trzeba się było zadeklarować, kiedy planujemy opuścić statek (cumuje on w Dubaju aż 3 dni zanim wyruszy w kolejny rejs). Dla zainteresowanych były również organizowane spotkania informacyjne na tematy organizacyjne związane z zakończeniem rejsu – transportem bagaży, transferami na lotnisko, rozliczeniem konta itd.

Ponieważ w ramach posiadanego statusu mam możliwość bezpłatnego skorzystania ze statkowej pralni przed opuszczeniem statku, dostarczono mi również „instrukcję” jak z niej skorzystać :-) Sprawa jest prosta: trzeba wszystko co się chce wyprać wrzucić do otrzymanej torby (jest limit 25 szt.), wypełnić kwitek i zostawić na łóżku.

Image

Steward sprzątając rano kabinę (są one sprzątane codziennie 2x – rano i wieczorem) zabiera torbę i z powrotem dostarcza wyprane rzeczy następnego dnia po południu – w zależności od tego jak chcemy: spakowane w kostkę w pudełku (do włożenia do walizki) albo na wieszakach. Miła rzecz – szczególnie jeśli ktoś nie planuje od razu wracać do domu tylko ma jeszcze jakieś inne plany po drodze :-)
W podobny sposób (ale tylko odpłatnie) można zlecać prasowanie (własnych żelazek na statek nie można zabierać – podobnie jak grzałki są skutecznie wyłapywane już na początku rejsu i trafiają do depozytu ze względu na zagrożenie pożarowe).

A tymczasem w okolicach recepcji oraz wszystkich barach pojawiły się choinki i świąteczne ozdoby:

Image

Jak widać magazyny statku są dobrze przygotowane do świąt. Zresztą z tego co można usłyszeć od załogi, na pokładzie C (czyli trzecim poniżej poziomu wody) oprócz kabin załogi jest cała masa różnego rodzaju magazynów i warsztatów. Pokład ten przez załogę jest zresztą określany pogardliwym mianem „faweli” ale na tyle na ile pamiętam wizytę (na innym statku) na niskich pokładach nie wygląda tak źle, jak wynikałoby z tej nazwy :-) Poniżej pokładu C są już tylko pomieszczenia techniczne, maszynownia, instalacje odsalania wody, oczyszczalnia ścieków i inne ustrojstwa, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania tego pływającego miasteczka.

A tymczasem niedługo wybieram się na zwiedzanie Muscatu – ale o tym napiszę już później.

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#45 PostWysłany: 11 Gru 2017 14:58 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Jestem tu drugi raz i mogę tylko powtórzyć, że Muscat to naprawdę bardzo ładne miasto.

Niestety jest też bardzo rozległe. Zacumowaliśmy w porcie położonym w okolicy dzielnicy Mutrah czyli w tzw. „starym” Muscacie. Oczywiście port nosi imię sułtana Qaboosa:

Image

Sułtana zresztą dzisiaj miałem okazję oglądać wielokrotnie – ja przyglądałem się jemu a on mi:-) Widziałem zatem sułtana stojącego, uśmiechniętego, poważnego, pozdrawiającego oglądających go skinieniem dłoni, na tronie, na tle flagi narodowej, z kindżałem w ręku itd. Trzeba przyznać, że o ile w Salali był on widoczny często to tutaj widoczny jest dosłownie na każdym kroku.

Jeśli chodzi o sam port to jest to kolejny typowy port przemysłowy, po którym nie można poruszać się pieszo – portowe busiki przewożą pasażerów na bieżąco do/z portowej bramy z krótkim przystankiem w niewielkim budynku terminalu w celu szybkiej kontroli bezpieczeństwa. Gospodarzom bardziej niż o kontrolę bezpieczeństwa chodzi chyba jednak o to, aby zapewnić klientów sklepowi wolnocłowemu znajdującemu się w terminalu – podobno jednemu z niewielu, w którym w Omanie można kupić legalnie alkohol (wyłączam przy tym lepsze hotele, które go mogą serwować – ale tylko turystom).

Nasz statek zacumował naprzeciwko okazałego jachtu sułtana:

Image

Żeby oddać jego skalę dodam, że jest on wielkości średniej wielkości wycieczkowych statków pasażerskich :-)


Co prawda, sułtan ma swój własny port obok pałacu, ale jego jacht cumuje z jakichś przyczyn w porcie przemysłowym (poprzednim razem też tutaj był). Może jest za duży ? :-)

Pod portową bramą czekała na nas tradycyjnie armia taksówkarzy ale do starego Muscatu, w tym souku (czyli targu) Mutrah oraz dzielnicy rządowej, w której można zobaczyć m.in. pałac sułtana jest z portu stosunkowo blisko. Z kolei jeśli ktoś chciałby zobaczyć nowy Muscat z jego atrakcjami (przede wszystkim naprawdę tego wartym Wielkim Meczetem) musi być przygotowany na ok. 25 km wycieczkę. Zresztą jeśli ktoś ma w planach odwiedzić Wielki Meczet to właśnie od tego powinien zacząć swoje zwiedzanie – dla turystów jest on dostępny wyłącznie w godzinach porannych (od 8 do 11) z wyłączeniem piątków.

Podczas mojej poprzedniej wizyty w Muskacie (ok. 2 lata temu) o komunikacji miejskiej (autobusowej) co prawda się dość niekonkretnie mówiło (że jest) ale była jak Yeti – nie widziałem wtedy ani jednego przystanku ani tym bardziej autobusu. Tym razem pojawiły się i przystanki i oznaczone czerwone autobusy; co prawda nie było żadnych rozkładów jazdy ale to jest już i tak bardzo duży postęp. Wszystko wskazuje na to, że autobus nr 4 kursuje pomiędzy pałacem sułtana a Muskatem (prawdopodobnie nowym – ale to jest do sprawdzenia) – można go było zobaczyć co max. 10-15 minut i zachęcał do przejażdżki (nie skorzystałem bo postawiłem na piesze zwiedzanie). Jeśli by się to potwierdziło to byłaby to znakomita opcja dla indywidualnych wycieczek – np. z portu do Wielkiego Meczetu ponieważ dotychczas jeśli ktoś się tam chciał wybrać to musiał polegać na taksówkach, piętrowym autobusie turystycznym (drogi: kilkadziesiąt dolarów/dzień) lub zakupić jakąś wycieczką ze statku.

Już ze statku można zobaczyć okoliczne forty strzegące w przeszłości miasta. Obok Mutrah Souk na wzgórzu wznosi się Mutrah Fort a w oddali widać kilka wież-baszt, które są pozostałościami po innych dawnych fortach. W całym Omanie liczba fortów przekracza „duże” kilkaset – są one zachowane w różnym stanie i w dużej części wyłączone ze zwiedzania – ale z zewnątrz można je podziwiać bez ograniczeń:

Image

Image

Image

Image

Zresztą wież (baszt ?) z samego statku na różnych wzgórzach naliczyłem 14 – czasem były samotne a czasem stanowiły uzupełnienie jakiejś większej fortyfikacji. Większość z nich pochodzi z czasów, kiedy dzisiejsze wybrzeże omańskie znajdowało się pod kontrolą portugalską lub nieco później – imperium osmańskiego a dodatkowo było często najeżdżane przez sąsiadów lub prowadzące ze sobą wojny różne plemiona.

Ponieważ w Muscacie miałem okazję być już wcześniej, tym razem zaplanowałem sobie dzień wyłącznie w starej jego części – dzielnicach Mutrah, Ruwi oraz Muscat. No właśnie – trochę się można tutaj pogubić w nazewnictwie ponieważ Muscat to zarówno nazwa całej stolicy jak również jej dzielnicy, w której zlokalizowany jest pałac sułtana i dzielnica rządowa. Z kolei podział na „stary” i „nowy” Muscat ma charakter umowny. Może na pozór jest w tym trochę chaosu ale samo miasto naprawdę pozytywnie zaskakuje, jest bardzo czyste i zadbane a mieszkańcy nastawieni bardzo pozytywnie do turystów. Wzdłuż głównych ulic i chodników kilometrami ciągną się kolorowe, sztucznie nawadniane klomby a poziom czystości w najpopularniejszych miejscach turystycznych porównałbym do Singapuru. Praktycznie na każdym kroku można spotkać jakieś ekipy sprzątające lub myjące chodniki.

Image

W pierwszej kolejności kilka słów o nowej części Muscatu, w której miałem być jakiś czas temu. Do tej części miasta prowadzi ruchliwą droga, wzdłuż której rosną wspomniane wielokolorowe i starannie utrzymane klomby co biorąc pod uwagę pustynną okolicę robi wrażenie. Zresztą miasto wydziera pustyni coraz to nowe tereny – nawet jeśli w niektórych miejscach wygląda to niepokojąco:

Image

W mieście jest kilka monumentalnych bram – jedną z nich mija się właśnie wyjeżdżając z Mutrah w kierunku nowego Muskatu:

Image

W ramach ciekawostek: jadąc w stronę nowego Muscatu można też zobaczyć popularne fast-foody w omańskim wydaniu:

Image

Image

Jak dla mnie wyglądają dość dziwnie – ciekawe, czy menu jest dostosowane do arabskiej kultury:-)

W nowym Muscacie podobnie jak w starszej jego części nie zobaczymy żadnej dzielnicy wieżowców lub szklanych budynków- ich wysokość nie przekracza wspomnianych 10-u pięter. Największą atrakcją tej części miasta jest wybudowany stosunkowo niedawno (w 2001 roku – zaledwie 7 lat po zarządzeniu budowy przez sułtana) Wielki Meczet Sułtana Qaboosa. Posiada on 5 minaretów, z których najwyższy mierzy aż 90 metrów a jego główna sala jest w stanie pomieścić do 6000 osób (do tego ok. 700 w osobnej sali dla kobiet). Uwzględniając wszystkie przestrzenie dla wiernych szacuje się, że jednocześnie może się w nim modlić ok. 20 000 wiernych, co czyni go jednym z największych meczetów na świecie:

Image

Wielki Meczet w Muscacie to jednak nie tylko główny budynek. W rzeczywistości jest to olbrzymi kompleks wielu obiektów wraz z terenami zielonymi, których stan utrzymania budzi jednocześnie podziw i szacunek.

Przed wejściem do meczetowego kompleksu (osobno kobiety i mężczyźni) każdego czeka kontrola pod kątem tego, czy ubiór jest właściwy:

Image

Sam dress-code i zasady zwiedzania są zresztą bardzo ściśle określone:

Image

Po przejściu monumentalnej bramy można zobaczyć znakomicie utrzymane otoczenie meczetu – dużo zieleni, marmurowe chodniki oraz liczne fontanny:

Image

Image

Dopiero, gdy podejdzie się bliżej można zobaczyć budynki wchodzące w skład kompleksu:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Oczywiście przed wejściem do głównych budynków zostawiamy obuwie w szafkach, których jest tutaj cała masa:

Image

Przypominając sobie opowieści przewodniczki z Salali warto dobrze zapamiętać, gdzie zostawia się swoje buty i liczyć, że nikt ich nie przestawi na inne miejsce ani nie pomyli ze swoimi :-)

Podczas modłów dla kobiet przeznaczona jest mniejsza sala, w której na licznych ekranach mogą obserwować imama oraz to co dzieje się w sali głównej meczetu:

Image

W godzinach, kiedy meczet dostępny jest dla turystów kobiety mogą oczywiście również wejść do jego głównej sali:

Image

Image

Image

Image

Image

Na pewno duży wpływ na ogólne wrażenie ma gigantyczny żyrandol znajdujący się w głównej sali. Ma on wysokość 14 metrów, powstał we Włoszech z wykorzystaniem tysięcy kryształów Swarovskiego i jest uważany za największy na świecie (chociaż o swoim żyrandolu w meczecie w Abu Dhabi mówią to samo, więc nie wiadomo, która wersja jest prawdziwa). W żyrandolu jest zamontowanych ponad 1100 lamp połączonych w kilkudziesięciu niezależnych obwodach. Efekt końcowy robi naprawdę nieprawdopodobne wrażenie, którego nie oddaje żadne zdjęcie.

Image

Przy okazji warto zwrócić uwagę na widoczne na zdjęciach i ginące w cieniu największego mniejsze żyrandole – są one jego skromniejszymi (ale nadal naprawdę dużymi) replikami.

Wracając do „starego” Muscatu należy wspomnieć o Corniche czyli nadmorskiej promenadzie rozpoczynającej się niedaleko od portowej bramy, którą można przejść obok dzielnicy Mutrah w stronę pałacu sułtana.

Image

Idąc w tym kierunku po drodze najpierw minąłem Mutrah Souk – jeden z najstarszych i największych na Bliskim Wschodzie tradycyjnych targów, który specjalizuje się w handlu suszonymi i solonymi rybami, przyprawami, daktylami, owocami, wyrobami rzemieślniczymi, perfumami oraz kadzidłem:

Image

Image

Image

Idąc dalej Corniche minąłem Al Riyam Park, nad którym na wzgórzu można zobaczyć jeden z symboli miasta – gigantyczną kadzielnicę:

Image

Niestety wejście na jej szczyt, gdzie zlokalizowany jest taras widokowy dzisiaj było zamknięte.

Nieco dalej minąłem kolejną okazałą bramę – tym razem strzegącej wjazdu do dzielnicy rządowej:

Image

…oraz Bait Al Zubair Museum prezentujące historię i dziedzictwo Omanu (miłośnikom historii zdecydowanie polecam). Niestety w muzeum obowiązuje rygorystyczny zakaz fotografowania. Gromadzi ono liczne artefakty z obszaru Omanu, stroje, broń, informacje o fortyfikacjach na tym terenie a także informacje o historii Omanu oraz o rodzinie panującej.

Jak łatwo się domyślić, z elewacji przed muzeum na zwiedzających patrzy nie kto inny lecz sułtan Qaboos we własnej osobie:

Image

Image

Na końcu wędrówki promenadą Corniche można dotrzeć do pałacu sułtana. Wygląda on dość nietypowo ale nie jest to żaden stary budynek – powstał w latach 70-ych XX wieku:

Image

Image

Pałac można podejrzeć też od strony morza:

Image

Niestety pałac nie jest udostępniony do zwiedzania (mieszka w nim sułtan) – można go obejrzeć wyłącznie z zewnątrz.

Naprzeciwko pałacu położony jest bardzo szeroki plac – a kilkaset metrów dalej – dokładnie naprzeciwko pałacu znajduje się Muzeum Narodowe.

Image

Będąc w tej okolicy warto poświęcić przy okazji chwilę uwagi dwóm fortom zlokalizowanym po obu stronach pałacu. Z lewej jego strony znajduje się fort Al Mirani Fort pochodzący z XVI wieku, z przeciwnej zaś Al Jalali Fort – o około wiek starszy. Pierwszy z nich odegrał bardzo ważną rolę podczas zdobycia Muskatu przez Turków otomańskich.

Image

Image

Niestety oba forty są niedostępne dla zwiedzających. Obecnie jest w nich podobno zlokalizowane muzeum państwowe, które jednak udostępniane jest wyłącznie gościom podczas wizyt państwowych – czyli mówiąc inaczej zwykłemu śmiertelnikowi pozostaje tylko obejrzenie ładnych bądź co bądź obiektów z zewnątrz.

„Podglądając” pałac sułtana od strony morza widać również, że zatoka, nad którą jest położony jest strzeżona przez kolejne dwa forty:

Image

Zresztą jak już mowa o wszechobecnych fortach, to muszę dodać, że ich wieże są chyba tutaj poważną inspiracją architektoniczną przy projektowaniu budynków urzędów a nawet domów mieszkalnych:

Image

Image


Co ciekawe ich motywy widać nawet w niewielkich domach mieszkalnych, na dachach których umieszczone są zbiorniki na wodę. Nawet one mają kształt i zdobienia baszt – dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się można się zorientować, że to nie jest żadna wieża tylko zwykła beczka z wodą:-)

A tymczasem powolutku zatoczyłem koło i skierowałem się w stronę statku – zahaczając po drodze o Mutrah Souk i okoliczne sklepiki.

Byłem dzisiaj w Muscacie po raz drugi ale bardzo chętnie tu jeszcze przyjadę – moim zdaniem to jedno z ładniejszych miejsc na Bliskim Wschodzie, które zachowało swój charakter i nie uległo totalnemu przeobrażeniu jak np. Dubaj. Do tego jest nieprawdopodobnie zadbane i czyste.

Niedługo wyruszamy dalej – kolejny postój zaplanowany jest w Khasabie czyli u wejścia do cieśniny Ormuz. Ale o tym napiszę jutro:-)

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
      
#46 PostWysłany: 12 Gru 2017 06:32 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Niestety mój rejs nieubłaganie zbliża się do końca – właśnie wpływamy do portu w Khasab w Omanie - na półwyspie Musandam u wejścia do zatoki Perskiej. Na naszej trasie pozostały już tylko Abu Dhabi oraz Dubaj…i trzeba wracać do domu :-(

O tym co widziałem w Khasabie napiszę wieczorem albo jutro a tymczasem mam jeszcze jeden mały „tip” dla ewentualnych zainteresowanych rejsami.

Uprzedzam, że wymaga to pewnej gimnastyki i podjęcia ryzyka – ale w zamian może dostarczyć nam pewnego miłego – bo określonego w dolarach lub euro bonusu, który będziemy mogli wykorzystać w trakcie rejsu.

Od pewnego czasu większość operatorów statków wycieczkowych lub ich spółek – matek to firmy notowane na jakichś giełdach. Na przykład właścicielem Costy jest firma Carnival Corporation notowana na giełdzie papierów wartościowych w Nowym Jorku.

Amerykańskim zwyczajem, wiele firm – w tym właśnie Carnival – oferuje osobom posiadającym akcje tej firmy (czyli swoim akcjonariuszom) specjalny program znany pod nazwą „shareholder benefit”. W ramach tego programu każdy akcjonariusz, który przed rozpoczęciem rejsu dopełni pewnej (stosunkowo prostej) procedury otrzyma od firmy specjalny bonus (tzw OBC lub „on board credit”), którym będzie zapis określonej kwoty na koncie pasażera na jego „statkowym” koncie. Kwotę tę będzie mógł on w trakcie rejsu wydać np. na wycieczki albo napoje. Mówiąc inaczej wygląda to tak, jakby ktoś na nasze konto na statku wpłacił pieniądze, które teraz my-jako pasażerowie możemy wykorzystać.

Z reguły są pewne ograniczenia w sposobie wykorzystania tych środków – zazwyczaj nie mogą z nich zostać opłacone automatycznie pobierane napiwki ani wydatki w kasynie. Nie mogą być one również po prostu wypłacone w kasie. Poza tym można z nimi praktycznie zrobić wszystko – kupić wycieczkę, iść do baru lub do spa, zamówić transfer ze statku na lotnisko, kupić coś w statkowym sklepie itd. Ponieważ warunki tego programu co rok są aktualizowane, warto wczytać się w aktualne zasady programu czy nie wprowadzono do nich jakichś niekorzystnych modyfikacji.

Kluczowe pytania które się pojawiają to: co należy zrobić, aby otrzymać ten bonus oraz ile on wynosi.

Zaczynając od drugiej kwestii: kwota bonusu zależy od długości rejsu oraz linii, z którą płyniemy. W skrócie prezentuje to poniższa tabela:

Image

Ponieważ Carnival Corporation jest właścicielem nie tylko Costy ale również szeregu innych linii-operatorów statków wycieczkowych, zacząć należy od określenia, do której z 4-ech grup z zestawienia zaliczona jest interesująca nas linia.

North America Brands to linie: Carnival Cruise Line (z wyjątkiem rejsów w Australii), Princess Cruises (z wyjątkiem rejsów w Australii), Holland America, Seaborn, Cunard (wybrane rejsy), Fathom oraz Costa (tylko rejsy po Karaibach),

Continental Europe Brands to linie: Costa (zdecydowana większość rejsów) oraz AIDA

United Kingdom Brands to linie: Cunard (wybrane rejsy), P&O (z wyjątkiem rejsów w Australii), Princess Cruises (UK)

Australia Brands to linie: P&O, Princess Cruises oraz Carnival Cruise Line

Przykładowo mój obecny rejs zalicza się do “Continental Europe Brands” ponieważ jest to rejs Costy poza Karaibami.

Zresztą w razie wątpliwości, do której grupy zalicza się nasz rejs, nie ma się czym przejmować bo procedura jest taka sama – to linia zidentyfikuje grupę i po otrzymaniu od nas wniosku uruchomi odpowiednią ścieżkę.

Z kolei wysokość bonusu uzależniona jest od długości rejsu. Najwyższe wartości są przyznawane za rejsy od 14 dni – przykładowo w przypadku rejsu, na którym aktualnie jestem bonus wynosi 200 EUR. Dzięki powyższej tabeli można szybko sprawdzić jakie kwoty bonusu są przyznawane w poszczególnych grupach za określoną długość rejsu.

Pozostaje pytanie: co trzeba zrobić, aby bonus otrzymać.

Po pierwsze (i to wymaga niestety trochę zachodu) trzeba na nazwisko osoby posiadającej rezerwację kupić na giełdzie nowojorskiej 100 akcji Carnivala a następnie wysłać wniosek o przyznanie shareholder benefit na określony numer faksu dołączając do niego wyciąg z rachunku maklerskiego (niepotrzebne dane – np. inne pozycje na rachunku czy też numer rachunku można zaczernić). Po kilku dniach linia z reguły odsyła potwierdzenie, że bonus naliczyła i w zasadzie na tym się temat kończy – po wejściu na statek i wydrukowaniu salda z rachunku na statku powinien on być już widoczny. Ponieważ shareholder benefit czasami na statkach jest księgowany z opóźnieniem warto zabrać ze sobą wydrukowany wniosek, który wysłaliśmy wraz otrzymanym potwierdzeniem, aby w razie gdyby środków nie było widać na koncie przypomnieć się o tym w recepcji (mi zdarzyło się to raz) – wtedy sprawa jest załatwiana praktycznie „od ręki”.

Oczywiście trzeba mieć świadomość, że zakup 100 akcji Carnivala wymaga posiadania odpowiedniego rachunku maklerskiego, wyłożenia na to odpowiedniej kwoty, zapłaty prowizji maklerskiej a także (albo przede wszystkim) wiąże się z ryzykiem (kurs akcji ciągle się zmienia a na dodatek zmienny jest również kurs USD – bo akcje Carnivala są notowane w dolarach a nie złotówkach). Z tego powodu na pewno konieczne jest bardzo świadome podejście do tematu oraz takie nim zarządzanie, aby bonus na statku nie zamienił się w stratę na rachunku maklerskim. Nie rekomendując nikomu inwestycji finansowych chcę pokazać jedynie pewne możliwości – tym bardziej, że nikt nie wymaga trzymania tych akcji w nieskończoność – po załatwieniu bonusa można je najzwyczajniej sprzedać i odzyskać zainwestowane środki (zawsze oczywiście pozostaje pytanie jaki będzie wynik finansowy na tej operacji).

W Polsce zakup akcji na giełdzie nowojorskiej możliwy jest w wielu biurach maklerskich na „zwykłych” rachunkach inwestycyjnych – jako przykład mogę podać MBank lub Dom Maklerski BOŚ.

Ja nie ukrywam, że od pewnego czasu korzystam z tej możliwości przed każdym rejsem i w praktyce zawsze 2-3 wycieczki, z których w trakcie rejsu korzystam mam „ufundowane” przez Carnivala właśnie w ten sposób – z mojego punktu widzenia poza dopełnieniem powyższej procedury nic mnie one nie kosztują.

Poza tym, opisany program ma zastosowanie nie tylko do rejsów na statkach Costy ale również na innych popularnych operatorach statków wycieczkowych, których właścicielem jest Carnival – np. Holland America czy Princess.

Carnival nie jest zresztą jedynym operatorem dającym taką możliwość. Podobny program do swoich akcjonariuszy ma również Norwegian Cruise Line (NCL). Zainteresowanym proponowałbym sprawdzić również inne linie, których właścicielami są spółki giełdowe – z dużym prawdopodobieństwem również u nich będzie to działało w podobny sposób.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że opisany sposób nie jest może banalnie prosty jednak potencjalne korzyści z niego to coś więcej niż umowny hotelowy „welcome drink” np. w programie lojalnościowym Accora. Każdy musi sobie sam odpowiedzieć czy chce się w coś takiego bawić i ponosić ryzyko – ale najpierw musi w ogóle wiedzieć, że taka możliwość istnieje – i dlatego o tym piszę.

Jak to zwykle bywa: czasem po prostu lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć, że taka możliwość istnieje – co nie znaczy, że każdy musi z niej korzystać :-)

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#47 PostWysłany: 12 Gru 2017 17:36 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Ostatni port w Omanie – Khasab za nami.

Jest to miejsce zupełnie inne niż poprzednie stopy w Omanie z obecnego rejsu czyli Salalah i Muscat. Khasab jest położony na półwyspie Musandam w odciętej od reszty Omanu enklawie otoczonej przez Zjednoczone Emiraty Arabskie. Warto popatrzyć na mapie na kształt tego półwyspu – jest on nieprawdopodobnie poskręcany, z licznymi fiordami oraz zatokami. Dodatkowo całość jest bardzo górzysta; najwyższy szczyt mierzy ponad 2000 metrów.

Patrząc z innego punktu widzenia jest to strategiczne miejsce pozwalające Omanowi kontrolować de facto cieśninę Ormuz, przez którą przepływa każdego dnia setki statków z ropą i gazem z krajów Zatoki Perskiej. Wynika to stąd, że główny szlak żeglugowy położony jest na wodach Omanu – a nie leżącego po drugiej stronie cieśniny Iranu.

Przed swoje odludne położenie, Khasab jest stosunkowo trudno dostępny od strony lądu i większość wymiany handlowej ze światem zewnętrznym (w tym sporej skali przemytu do Iranu) odbywa się z dziwnego terminala, obok którego zacumował nasz statek:

Image

Na ten dziwny port składają się cztery pomosty, do których co chwilę podpływają/odpływają większe i mniejsze (raczej mniejsze) jednostki, na które ładowane są bardzo często prosto z samochodów dostawczych jakieś pakunki i które z bardzo dużą szybkością odpływają i giną gdzieś w oddali. Teoretycznie odpowiadają one za zaopatrzenie trudno położonych miejsc na półwyspie oraz dostawy z ZEA; nieoficjalnie zajmują się również szmuglem do/z Iranu.

Z górnego pokładu statku, w oddali widać było piaszczysto-kamieniste niczym nie porośnięte pola oraz niewyraźną zabudowę Khasab.

Image

W porcie zacumowaliśmy z samego rana, jest on bardzo kompaktowy i dosłownie po 2-óch minutach po zejściu ze statku znalazłem się za portową bramą. Terminal portowy był zamknięty na cztery spusty ale w sumie nie był do niczego potrzebny. Władze portu zapewniły nam bezpłatne mikrobusy kursujące przez cały dzień między bramą portową a „centrum” Khasabu. Użyłem cudzysłowu ponieważ w praktyce jest to bardzo małe miasteczko, a jego zabudowa poza dosłownie 4-ema przecznicami i bardzo umownym „rynkiem” nie ma raczej charakteru miejskiego.

Do centrum prowadzi porządna droga z chodnikiem, na której niewiele się dzieje. Moją uwagę zwróciły jednak liczne sztucznie nawadniane drzewka i krzewy, które mocno kontrastowały z „łysymi” wzgórzami oraz kamienistymi lub wypalonymi polami wokół oraz ciekawie się prezentujące uliczne lampy z omańską ornamentyką. Jak widać tutaj nawet lampa nie może być zwyczajna :-)

Image

We wspomnianym centrum praktycznie nie ma nic ciekawego do zobaczenia:

Image

Image

Można tam zobaczyć (z zewnątrz) duży meczet (niedostępny dla nie-muzułmanów):

Image

…oraz lokalny „souk” czyli targ – aczkolwiek ten nie wyglądał zbyt okazale i zajmował się handlem głównie zieleniną:

Image

W związku z powyższym ograniczyłem mój pobyt w tej okolicy do umownych 20-u minut i nieco inną drogą niż przyjechaliśmy skierowałem się ponownie w stronę portu, aby zobaczyć to, czego w Omanie jest pod dostatkiem czyli oczywiście okoliczny fort:

Image

Z racji swojego położenia na Musandam pierwotnie założyli tutaj swoją kolonię Portugalczycy, później wielokrotnie był on przedmiotem różnego rodzaju sąsiedzkich niesnasek i wojenek. Fort pełnił funkcje lokalnej bazy wojskowej oraz obronne. Aktualnie jest w nim zlokalizowane muzeum, jednak tym razem ograniczyłem się wyłącznie do obejrzenia ekspozycji zewnętrznej, którą stanowią dwie częściowo odrestaurowane omańskie łodzie rybackie nazywane tutaj „dhow”.

Image

Jak się okazało kilkadziesiąt minut później, było mi dane bliżej zapoznać się z klonem jednej z nich, którym udałem się na wyprawę w jeden z tutejszych fiordów.

No właśnie: Khasab i Musandam są nie bez powodów nazywane „Omańską Norwegią”. Można tutaj zobaczyć liczne fiordy z setkami kilometrami linii brzegowej – przy czym ze względu na góry praktycznie są one dostępne wyłącznie od strony morza.

Po krótkiej wizycie w okolicy fortu przeszedłem spacerem do portu, z którego lokalni agenci organizują kilkugodzinne rejsy w łodziach dhow w głąb fiordu położonego najbliżej Khasab. Port dla łodzi dhow położony jest naprzeciw miejsca w którym cumował nasz statek, jednak w praktyce, aby się tam dostać trzeba pokonać ok. 5 km – przeszkadzają w tym boczne kanały, przez które nie ma żadnych mostów.

Pomysł był dobry – na miejscu okazało się, że dosłownie za minutę wypływa niewielka dhow na 4-godzinny rejs. Stawka, której oczekiwał lokalny szyper (chyba tak, można go nazwać) po negocjacjach stanęła na 25 dolarach – ułamku ceny, za którą taką samą wycieczkę sprzedawano na statku.

Łodzie dhow są większe i mniejsze (niektóre mają nawet po 3 pokłady):

Image

Image

Moja należała do tych mniejszych (niech nikogo nie zmyli zdjęcie naszego statku obok – tę fotkę wykonałem już po opuszczeniu łodzi na koniec naszej wycieczki – zostaliśmy wtedy wysadzeni zaraz obok statku a nie w przystani, w której zaczynał się rejs):

Image

Na łodzi było w sumie kilkanaście osób co dawało bardzo duży komfort. Jej pokład wyłożony był dywanami oraz miękkimi siedzeniami, całość była przykryta lekkim przewiewnym zadaszeniem – jak dla mnie coś rewelacyjnego.

Image

Łódź obsługiwał szyper z dwoma pomocnikami, którzy w trakcie wycieczki zapewniali komentarz do tego co mijamy oraz serwowali wliczone jak się okazało w cenę owoce i napoje.

Jeszcze rzut oka na mapkę Musandam:

Image

A na poniższym zdjęciu można zobaczyć okolice, do których „zapuściliśmy” się w ramach naszej wycieczki. Jej celem była wyspa „Telegraph Island”, na której w przeszłości zlokalizowana była brytyjska baza (różne przekazy mówią, że jej pracownicy przez odizolowanie wpadali po jakimś czasie w obłęd) – ją widać na poniższej mapce:

Image

Po 10-u minutach rejsu wpłynęliśmy do fiordu:

Image

Co jakiś czas w oddali można było zobaczyć pustą i kompletnie bezludną piaszczystą plażę, do której dostęp był możliwy wyłącznie od strony morza:

Image

Bardzo szybko do naszej łodzi dołączyły delfiny (najpierw dwa a później cztery), które przed długi odcinek płynęły obok naszej łodzi:

Image
Image

Image

Image

Image

Jest to ponoć popularne miejsce, w którym można je spotkać, co wynika z ich częstych wędrówek pomiędzy Zatoką Perską a Morzem Arabskim przez cieśninę Ormuz.

Na pokładzie towarzystwo szybko oddało się relaksowi i lenistwu:

Image

Warto dodać, że „wiszące” nad fiordem góry są praktycznie całkiem „gołe” – tylko tu i ówdzie można zobaczyć jakieś anemiczne roślinki:

Image

Image

Z morza co jakiś czas wyrastają skaliste wyspy w dziwnych kształtach – np. wyspa-beczka:

Image

W tej części fiordu, przez którą płynęliśmy można było zobaczyć również dwie wioski rybackie, zamieszkałe przez nielicznych mieszkańców w podeszłym wieku – są one całkowicie niedostępne z zewnątrz. Ze zdobyczy cywilizacji mają jedynie energię elektryczną:

Image

Image

Po niespełna dwóch godzinach rejsu dopłynęliśmy do Telegraph Island. Widać na niej wyłącznie pozostałości po fundamentach bazy oraz schody, które kiedyś do niej prowadziły:

Image

Image

Woda w tym miejscu jest dosłownie szmaragdowa i krystalicznie czysta:

Image

Jak się okazało, w tym miejscu zaplanowany mieliśmy około półgodzinny postój. Załoganci rozłożyli schodki do wody, zainteresowanym przekazali sprzęt do nurkowania i część pasażerów z naszej łódki wylądowała w wodzie:

Image

Image

Obok zresztą było więcej kąpiących się ponieważ oprócz naszej dhow przypłynęło tutaj kilka innych – również z pasażerami ze statku.

Po podniesieniu kotwicy opłynęliśmy wyspę oraz udali w drogę powrotną – ale tym razem płynąc przy przeciwnym brzegu niż wcześniej. Najpierw przepłynęliśmy obok dziwnej skały przyozdobionej licznymi proporczykami i flagami w omańskich kolorach. Skała jest bardzo silnie podmyta (miejscami „na wylot”) i jak się wyjaśnił jeden z załogantów stanowi jakiś punkt nawigacyjny i czasowy posterunek wodny dla omańskiej straży przybrzeżnej – obowiązuje tam zakaz wstępu.

Image

Zresztą po tej stronie, wzdłuż której wracaliśmy skały są praktycznie wszędzie bardzo mocno podmyte a klif dosłownie „podcięty”:

Image

Ciekawe, kiedy to wszystko co jest powyżej podcięcia zawali się do wody…chyba lepiej, żeby wtedy we fiordzie nie było żadnego dhow bo pewnie będzie się z tym wiązało niezłe tsunami…


Patrząc na skały praktycznie w każdym miejscu było widać „charakterystyczny” przekładaniec z wyróżnionymi wieloma ich warstwami, które na dodatek zostały nieprawdopodobnie „powykręcane”:

Image

Jak można było zobaczyć w innych miejscach – skały w tym miejscu wietrzeją i rozpadają się na drobniejsze kawałki również warstwami:

Image

Image

Image

Zapewne byłby to raj dla geologa:-)

A tymczasem my wypłynęliśmy z fiordu:

Image

Nasza łódka podpłynęła prawie pod sam statek w związku z czym zaoszczędziła nam kilkukilometrowej drogi. Swoją drogą powód zlokalizowania portu „niezależnych” dhow zaczynających rejsy w tak dużej odległości od statku okazał się prozaicznie prosty: chodziło o to, aby nie stanowiły konkurencji dla wycieczek sprzedawanych przez statek. Jak widać Costa dogadała się z portem nawet w tej kwestii…

A tymczasem czas naszego postoju w Khasab – i zarazem w Omanie – dobiegł końca.
Płyniemy już do pierwszego portu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich czyli do stolicy kraju w Abu Dhabi.

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#48 PostWysłany: 13 Gru 2017 16:00 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Tym razem pozdrawiam z Abu Dhabi:-)

Image

Image

Dotarliśmy tutaj rano. Odebrałem paszport i sprawnie zaliczyłem odprawę imigracyjną. Zapewne będzie kolejny stempel (pewności nie mam ponieważ przy mnie go nie przybili ale paszportu nie zwrócili– mamy je dostać z powrotem wieczorem).

Statek cumuje w Porcie Zayed, około 7 km od umownego centrum miasta. Umownego bo miasto jest nieprawdopodobnie rozległe i ciągnie się dosłownie kilometrami, czego miałem dzisiaj okazję doświadczyć w ramach realizacji jednego z moich pomysłów.

Ze statku można zobaczyć kopułę otwartej w listopadzie jednej z najnowszych atrakcji Abu Dhabi: Louvre Museum.

Image

Nazwa nie jest przypadkowa – za dziewięciocyfrową kwotę emirat kupił od paryskiego „oryginału” prawo do jej wykorzystania przez 30 lat. W ostatnim dniach się okazało, że właśnie tutaj trafi wylicytowany również niedawno za nieprawdopodobne 450 mln dolarów jeden z obrazów Leonarda – „Zbawiciel Świata”.

Mój plan na dziś był trochę nietypowy - zachciało mi się pojechać do Masdar City, będącego pewnego rodzaju wyobrażeniem miasta przyszłości – głównie w zakresie rozwiązań technologicznych mających na celu ochronę środowiska. Tak wygląda wjazd do tego miasta:

Image

A ponieważ zebrała się spora kolekcja zdjęć, którą trzeba najpierw przejrzeć a chciałbym dołączyć też coś z poprzedniego pobytu, zapewne dłuższą relację wrzucę dopiero jutro.

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#49 PostWysłany: 14 Gru 2017 07:03 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Paszport odebrany. Jeśli chodzi o pieczątki to okazało się, że oprócz jordańskich, ostemplowali nas osobno w każdym porcie w Omanie (widać tam lubią stemplowanie ale chyba nie siebie nawzajem bo każdy port stemplował się na innej stronie:-) ). A wczoraj do kompletu doszła pieczątka wjazdowa do Emiratów. Jeśli pieczątek będzie mi przybywało w takim tempie to trzeba będzie pewnie znowu wymienić paszport:-)

Ale wrócę jeszcze na chwilę do Abu Dhabi, które w pierwszej kolejności kojarzy mi się z miejscem, które buduje w tempie porównywalnym chyba tylko z Dubajem. Poza tym ma chyba jakiś problem z własną tożsamością i woli „cudze” nazwy – np. tutejszy uniwersytet musi (a jakże) nazywać się „Sorbona” a najnowsze muzeum „Luwr” – oczywiście w porozumieniu z właścicielami „oryginałów” i uiszczeniu odpowiednio wysokich tantiem za prawa do korzystania z tych nazw.

Wspomniany w poprzednim poscie Port Zayed położony jest relatywnie blisko od centrum miasta i stosunkowo łatwo się tam dostać. Zazwyczaj któreś z centrów handlowych we współpracy z portem zapewnia darmowe shuttle busy kursujące cały dzień w obu kierunkach – tym razem miałem w ten sposób możliwość skorzystać z transferu do WTC Mall:

Image

Okolice WTC to zresztą las wieżowców:

Image

W samym budynku WTC oczywiście dominują już klimaty świąteczne – zarówno jeśli chodzi o wystrój jak i muzykę w tle:

Image

Wracając do transferu z portu – gdyby z jakiegoś powodu nie był dostępny shuttle-bus do centrum, to nic wielkiego by się nie działo – wówczas port zapewnia zawsze autobus do portowej bramy, za którą można skorzystać z komunikacji miejskiej. A poza tym akurat tutaj do dyspozycji są również rozsądne cenowo taksówki (Ubera już nie ma bo niedawno jego działalność w Abu Dhabi została zakazana).

Tak jak wspominałem mój plan na ten pobyt obejmował wizytę w Masdar City, które jest swojego rodzaju wizją miasta przyszłości – szczególnie pod kątem ekologii, samowystarczalności energetycznej i zeroemisyjności (wykorzystuje tylko odnawialne źródła energii). Projekt ten rozwijany jest od nieco ponad 10 lat jako jeden z kilku przez powołaną przez emira Abu Dhabi firmę pod nazwą „Masdar Institute”. W jego początki był zaangażowany amerykański MIT, a część projektów powstała w pracowni jednego z najbardziej znanych architektów: Normana Fostera.

Masdar City położone jest w okolicach międzynarodowego lotniska w Abu Dhabi. Kursuje tam co dwie godziny miejski autobus nr 163 – miałem to szczęście, że najbliższy odjeżdżał 5 minut po tym jak kupiłem kartę miejską w automacie. Co do samej komunikacji miejskiej w Abu Dhabi to aktualnie funkcjonuje ona wyłącznie w formie komunikacji autobusowej ale na etapie zaawansowanych projektów jest kilka linii metra – znając tempo wszystkiego w Emiratach, podczas następnego pobytu będzie już pewnie działało:-) Jedynym rodzajem biletu są karty magnetyczne o nazwie Hafilat, które doładowuje się w automacie dowolną kwotą - jest ona pomniejszana przy kolejnych przejazdach. Same autobusy są wygodne i klimatyzowane, poruszają się bardzo szybko i mówiąc szczerze mam wątpliwości czy obowiązują je jakieś ograniczenia prędkości…

Pomimo tego podróż do Masdar City z okolic WTC zajęła nieco ponad godzinę – to dowód na to jak rozległe jest miasto. W tym czasie mijałem wiele atrakcji Abu Dhabi – niestety autobus oklejony był jakąś folią reklamową i możliwe było robienie zdjęć tylko „z kropkami”. Tak na przykład prezentował się Wielki Meczet, o którym napiszę trochę dalej:

Image

Gdy dotarłem na miejsce okazało się, że Masdar City leży faktycznie stosunkowo blisko (jednak nie bezpośrednio obok) lotniska, ale w zasadzie pośrodku niczego – naokoło nie ma niczego albo są jakieś budowy (jak się później okazało w większości są one związane z rozbudową Masdar City). Ponieważ autobus powrotny miałem za 2,5 godziny zabrałem się na zwiedzanie. Miasto stanowi kompleks 20-30 budynków w zwartej zabudowie bez żadnych ulic – pomiędzy budynkami są wyłącznie chodniki i przestrzenie dla pieszych. Sam wjazd widoczny poniżej prowadzi wyłącznie do parkingu:

Image

Pierwsze wrażenie po wejściu na teren miasta było raczej kiepskie: kompleks przypominał „miasto duchów” a nie tętniący życiem organizm miejski. W poszczególnych budynkach znajdują się mieszkania, biura, siedziby kilku firm oraz instytutów badawczych (w tym siedziba Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej), filia uniwersytetu, restauracje, punkty usługowe…

Najpierw trochę pokrążyłem po obiekcie „lustrując” jego nawiązującą do motywów arabskich architekturę:

Image

Image

Image

Image

W połączeniu z technologią oraz bardzo współczesnymi materiałami dało to naprawdę ciekawy efekt. Nie widać tego może dokładnie na zdjęciach ale na wszystkich dachach (oraz częściowo elewacjach) budynków zamontowane są panele słoneczne; również materiał na sporej części elewacji ma za zadanie z jednej strony wykorzystanie energii słonecznej, z drugiej zaś termoizolację budynku. Dodatkowo obok Masdar City znajduje się elektrownia składająca się z tysięcy paneli słonecznych, która uzupełnia zapotrzebowanie miasta na energię.

Gdybym wcześniej nie słyszał o Masdar City i o nim trochę nie czytał, to po przechadzce pomiędzy budynkami uznałbym, że w tym miejscu nie ma nic więcej do oglądania i wrócił (na pewno mocno niezadowolony a już na pewno rozczarowany) do centrum. Kompleks jest zaopatrzony w liczne tablice informujące o przeznaczeniu poszczególnych obiektów ale dosłownie nigdzie nie ma informacji, w którym budynku dostępne są jakieś ekspozycje czy atrakcje demonstrujące wizję przyszłości, która przyświecała autorom. Brak ludzi nie ułatwiał zadania ale w końcu zupełnym przypadkiem trafiłem tam gdzie trzeba.

W jednym z budynków zajmowanych przez Masdar Institute obok recepcji znajdują się kręte schody prowadzące do znajdującej się w podziemiu sporej sali zawierającej informacje na temat miasta a także innych projektów prowadzonych przez firmę (jak się okazało jest ich bardzo wiele w różnych krajach na całym świecie):

Image

Można tam zobaczyć m.in. makietę prezentującą docelowy kształt Masdar City (to co można zobaczyć dzisiaj nie stanowi nawet 10% planowanej całości):

Image

Aby zaprezentować jeden z pomysłów autorów koncepcji, z boku sali ekspozycyjnej stały zaparkowane automatyczne taksówki:

Image

Image

Po naciśnięciu przycisku otworzyły się automatyczne drzwi i można było zająć miejsce w tym dziwnym „samochodziku”:

Image

Wewnątrz znajduje się panel sterujący, który poinformował o możliwościach autka i zaproponował przejażdżkę. Wyboru wielkiego nie było ponieważ dostępna jest tylko jedna trasa wokół sali ekspozycyjnej (wraca się w miejsce startu). Samo komunikacja z pasażerem odbywa się za pośrednictwem ekranu dotykowego:

Image

Samochodziki pokonują trasę po betonowej posadzce:

Image

Przyznam szczerze, że ciekawe doświadczenie. Szkoda, że nie ma więcej możliwości i system ten nie łączy np. poszczególnych budynków – ale mimo to działa na wyobraźnię. Być może kiedyś taksówki faktycznie będą tak wyglądały…

W osobnym budynku o dość futurystycznym kształcie zlokalizowane jest centrum edukacyjne:

Image

Główną jego część stanowi dwupoziomowa biblioteka:

Image

Spacerując między budynkami natknąłem się również na dziwną konstrukcję o nazwie „Wieża wiatrów”:

Image

Jest to obiekt, którego koncepcja bazuje na starym arabskim rozwiązaniu budowanym na dziedzińcach domów, która wykorzystywała fakt, że powietrze kilkanaście metrów powyżej poziomu gruntu jest chłodniejsze niż przy ziemi. Zadaniem wieży było sprowadzenie chłodniejszego powietrza na dół i stworzenie bardziej komfortowych warunków dla przebywających na dziedzińcu osób. Głównym elementem rozwiązania jest odpowiednio wyprofilowana rura, której zakończenie w odróżnieniu od pierwowzoru zostało uzbrojone w masę elektroniki analizującej w jaki sposób i czy w ogóle otworzyć wloty powietrza na szczycie wieży – tak, aby zoptymalizować i wzmocnić efekt końcowy.

Image

Image

Wokół wieży wiatrów oraz generalnie prawie wszędzie pomiędzy budynkami Masdar City dostępnych było wiele miejsc do relaksu z dostępem do naprawdę szybkiego internetu:

Image

W kolejnym budynku funkcjonuje z kolei basen i centrum fitness, w jeszcze innym można znaleźć sale modlitwy (osobno dla kobiet i mężczyzn; budowa meczetu jest dopiero w planach), jeszcze gdzieś indziej zlokalizowane są liczne kawiarnie i restauracje. W porze lunchu między budynkami pojawiło się nawet sporo osób.

Niestety dużą wadą Masdar City jest brak jakiegoś sensownego oznaczenia obiektów pod kątem ewentualnych gości – a optymalnie wytyczenia jakiejś trasy zwiedzania z odpowiednio zaznaczonymi punktami, mapką itp. Bardzo ułatwiłoby to zapoznanie się z rozwiązaniami zastosowanymi w Masdar City. Biorąc pod uwagę przypadkowy sposób, w jaki trafiłem do miejsc, które zobaczyłem jestem przekonany, że nie było mi dane zobaczyć wszystkiego co w Masdar City jest warte zobaczenia.

Mimo to przyznam szczerze, że po pierwszym raczej kiepskim wrażeniu miejsce mi się spodobało i polecam je zainteresowanym zobaczeniem czegoś alternatywnego w Abu Dhabi – innego niż popularny „kanon obowiązkowy”.

Korzystając z okazji dodam jeszcze parę informacji na temat wspomnianego „kanonu obowiązkowego” – chociaż nie „zaliczałem” go przy okazji obecnego pobytu.

Moim zdaniem absolutnym numerem jeden w Abu Dhabi jest wizyta w Wielkim Meczecie. Do niedawna nosił on imię Szejka Zayeda (jednego z założycieli Zjednoczonych Emiratów Arabskich i wizjonera, który zapoczątkował przeobrażenie tego emiratu w to, co możemy oglądać dzisiaj). Kilka miesięcy temu oficjalna nazwa meczetu została zmieniona na Wielki Meczet Marii – matki Jezusa – w ten sposób emir chciał pokazać jego pokojowe nastawienie do innych religii – w tym chrześcijaństwa. Z moich wczorajszych obserwacji wynika, że jak dotąd nazwa ta się nie przyjęła – nawet wiele z tablic kierunkowych w mieście wskazują na meczet Szejka Zayeda.

Wielki Meczet wygląda imponująco już z zewnątrz:

Image

Image

Image

Image

Image

Trzeba przy tym zaznaczyć, że Wielki Meczet nie jest żadnym zabytkiem - został oddany do użytku stosunkowo niedawno bo w 2007 roku i mówiąc szczerze można odnieść (chociaż nie mam pewności czy słusznie) wrażenie, że powstał jako odpowiedź na budowę i otwarcie Wielkiego Meczetu w Muscacie, o którym pisałem w jednym z poprzednich postów. Oczywiście wszystko w nim jest większe :-) Jedynie minaretów ma o jeden mniej…

W całym kompleksie może jednocześnie modlić się 40 000 osób, przy czym sala główna mieści aż 7000 mężczyzn. Nieprawdopodobne wrażenie robi biały marmur, liczne zdobienia oraz pięknie wykaligrafowane na elementach elewacji (i nie tylko) wersety z Koranu.

Oczywiście, aby wejść do meczetu należy być odpowiednio ubranym. Ci, którzy mają z tym problem mogą na miejscu bezpłatnie pożyczyć arabski strój – hindżab.

Zaraz za wejściem znajduje się kilka miejsc do obowiązkowej ablucji, która powinna poprzedzać modlitwę:

Image

Następnie wchodzimy na dziedziniec:

Image

…po czym korytarzem – podcieniami kierujemy się w stronę sali głównej:

Image

Już samo okazałe wejście do sali głównej robi spore wrażenie:

Image

…nie mówiąc o samej sali głównej:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Oczywiście jak na meczet tej klasy przystało, Wielki Meczet w Abu Dhabi może się pochwalić gigantycznym żyrandolem o wysokości ok. 15 metrów, uważanym za drugi co do wielkości na świecie (po tym w Muscacie, o którym pisałem kilka dni temu) – chociaż co do tego, który jest większy chyba nie ma do końca pewności bo każdy przewodnik ma inną wersję. Oczywiście tak samo jak w Muscacie sam żyrandol jest przyozdobiony tysiącami kryształów Swarovskiego. Powstał on zresztą dokładnie w tej samej firmie co jego odpowiednik w Muscacie. Ktoś chyba ma kompleksy…

Podsumowując: Wielki Meczet robi naprawdę duże wrażenie i zdecydowanie każdemu polecam wizytę w tym miejscu.

Innym popularnym miejscem wizyt jest Marina Mall, w której zlokalizowana jest m.in. wieża widokowa z widokiem na miasto:

Image

Image

Image

Powyższe zdjęcia pochodzą z mojego poprzedniego pobytu w Abu Dhabi. Wówczas wokół Marina Mall był jeden wielki plac budowy – aktualnie jest tam wykańczany hotel Atlantis (jego zarys widać na jednym ze zdjęć) – czyli kolejny klon gigantycznego hotelu z Nassau na Bahamach. Taki sam zresztą już od jakiegoś czasu można zobaczyć w Dubaju – jak widać jeden szejk pozazdrościł drugiemu i postanowił, że u siebie też będzie miał taką atrakcję. Znowu te kompleksy…

Nazwa wyspy (Marina) zobowiązuje – w okolicach Marina Mall można zobaczyć liczne jednostki pływające – od malutkich po całkiem spore. Można tutaj również kupić bilety na krótkie rejsy wycieczkowe pozwalające podziwiać Abu Dhabi od strony morza:

Image

W pewnym oddaleniu od Marina Mall można również zobaczyć pałac prezydenta ZEA (i jednocześnie emira Abu Dhabi). Jest on niedostępny dla zwiedzających:

Image

Kolejną popularną atrakcją w Abu Dhabi jest oddany do użytku w 2005 roku hotel Emirates Palace. Aktualnie jest on zarządzany przez sieć Kempinski znaną z najbardziej ekskluzywnych obiektów hotelowych w największych miastach na świecie. Ocenia się, że poziomem luksusu przewyższa on wszystkie hotele na świecie – odebrał on to miano hotelowi Burj al Arab z Dubaju czyli popularnemu „żaglowi”.
Tak prezentuje się jedna z bram wjazdowych do Emirates Palace:

Image

Emirates Palace jest (w pewnych granicach) dostępny dla zwiedzających pod warunkiem, że spełniają wymogi odnośnie ubioru (jest to kontrolowane przy bramie wejściowej):

Image

Z zewnątrz Emirates Palace prezentuje się imponująco:

Image

Jeśli chodzi o wnętrza to też trudno się do czegoś przyczepić:

Image

Image

Image

Ciekawym rozwiązaniem jest dostępny w hallu hotelu „złotomat” umożliwiający zakup sztabek złota:

Image

Cena uzależniona jest od aktualnych giełdowych notowań złota. Płatność kartą kredytową :-)

Wychodząc z Emirates Palace warto się jeszcze na chwilę zatrzymać i rzucić okiem na znajdujące się po drugiej stronie ulicy Ethiad Towers:

Image

Z Mariny oraz Emirates Palace w stronę WTC można (przynajmniej częściowo) przejść się szeroką promenadą o nazwie Corniche, ciągnącej się kilka kilometrów wzdłuż plaży:

Image

I jeszcze ciekawostka na koniec: z tego co zauważyłem to pomimo bardzo dużej liczby wysokościowców w Abu Dhabi, na większości z nich nie umieszcza się anten i charakterystycznych przekaźników telefonii komórkowej. Zamiast tego w wielu miejscach pomiędzy budynkami (czasem dość przypadkowych jak na poniższym zdjęciu) można zobaczyć maszty z logo operatora, które pełnią tę funkcję:

Image

Oczywiście wymienione przeze mnie miejsca nie wyczerpują listy atrakcji w Abu Dhabi. Należą do nich jeszcze choćby Ferrari World czy wspomniane już najnowsze Louvre Museum. Na nie też przyjdzie kiedyś czas:-)

A tymczasem przypłynęliśmy do naszego końcowego przystanku – do Dubaju. W zależności od wykupionej wersji rejsu, dziś lub w jeden z najbliższych dni wszystkich pasażerów czeka też koniec rejsu. Część gości opuszcza statek już dzisiaj, zdecydowana większość (w tym ja) jutro a nieliczni – pojutrze. Zupełnie już nieliczni płyną dalej – na pierwszy z kilkunastu tygodniowych rejsów, która Costa Mediterranea będzie odbywać z Dubaju w okresie naszej zimy i przed swoim powrotem do Europy zaplanowanym na marzec.

W kolejnym poście napiszę jeszcze parę słów o Dubaju i powoli przyjdzie czas na koniec tej przydługiej już chyba relacji.

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
 
      
#50 PostWysłany: 15 Gru 2017 09:44 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Od wczoraj statek stoi zacumowany w porcie w Dubaju, którego oficjalna nazwa to Port Rashid. Sam port położony jest stosunkowo blisko miasta i głównego lotniska (DXB) aczkolwiek podobnie jak w Abu Dhabi miasto jest bardzo rozległe i odległości do niektórych miejsc (np. Mariny lub sztucznej palmy) mogą być bardzo duże. Sam Dubaj ciągnie się kilometrami wzdłuż wybrzeża – ale na szerokość zapewne nie ma więcej niż 5-6 km (a miejscami nawet znacznie mniej) – dalej zaczyna się pustynia.

Po porcie nie można poruszać się pieszo (zresztą jest on bardzo rozległy a drogi kręte – do bramy portowej jest ok. 4 km), nie zapewnia on też zupełnie żadnego shuttle busu do bramy portowej. W związku z tym jedyne możliwości wydostania się spod terminala portowego to: taksówka (ew. Uber), piętrowe autobusy turystyczne, wycieczka ze statku lub darmowy shuttle bus oferowany przez którąś z galerii handlowych. Akurat w czasie naszego pobytu swój shuttle bus oferował Mercato Shopping Mall, który może nie jest położony w ścisłym centrum (o ile w Dubaju w ogóle coś takiego jest) ale umożliwia wydostanie się z portu. Sama galeria nie należy ani do najnowszych ani do największych, nie ma również w niej jakichś specjalnych tłumów:

Image

Image

Na pewno w każdym razie można tu zrobić zakupy – sklepów nie brakuje :-)

Można stąd również stosunkowo łatwo przemieścić się dalej korzystając z jednej z kilku linii autobusowych a później metra. Bilet dzienny na wszystkie linie i strefy w formie czerwonej karty NOL dostępny jest w automacie na niektórych przystankach autobusowych i wszystkich stacjach metra (pierwszy zakup 20 dirhamów + 2 za kartę czyli ok. 20 złotych).

Łatwym punktem orientacyjnym w mieście jest Burj Khalifa – póki co cały czas jeszcze najwyższy budynek na świecie, który jest widoczny praktycznie przez większość czasu:

Image

Image

Zresztą Dubaj to dziwne miasto – miejsce, gdzie wszystko musi być naj... oraz gdzie największą sztuką jest gościa zaskoczyć (lub najlepiej zszokować) a przy okazji mu coś sprzedać. Bo z punktu widzenia turysty główną atrakcją tego miasta nie są zabytki, o które tutaj trudno (chociaż kilka ich jest) ale liczne imponujące budowle – niespotykane gdziekolwiek indziej w takim natężeniu – oraz nie mniej liczne a zazwyczaj im towarzyszące gigantyczne galerie handlowe.

A tymczasem nasz rejs dobiegł końca. Wczorajszy dzień poza zwiedzaniem Dubaju minął na pożegnaniach – w ciągu ostatnich 3-ech tygodni udało się na statku poznać masę interesujących osób. Do tego doszło pakowanie – nie wiem jak u innych ale u mnie z powrotem dużo trudniej zazwyczaj jest się zmieścić w walizce… :-)

Za chwilę zamawiam Ubera i jadę do hotelu. Jeszcze ostatni rzut okiem na statek w porcie:

Image

Powrotny lot Wizzairem do Katowic mam jutro wieczorem, zatem zostało mi to jeszcze trochę czasu na zwiedzanie i ewentualne zakupy.

Nie zamierzam tutaj konkurować z licznymi relacjami z samego Dubaju, które można znaleźć na F4F i które na pewno znacznie bardziej kompleksowo prezentują to miejsce, ale w kolejnym poście postaram się wrzucić trochę zdjęć z co ciekawszych miejsc wartych zobaczenia – przynajmniej wg mnie:-)

C.D.N.


Ostatnio edytowany przez greg2014, 26 Gru 2019 23:20, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
 
      
#51 PostWysłany: 16 Gru 2017 12:44 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Na zakończenie relacji jeszcze małe co nieco na temat Dubaju.

Moim pierwszym celem po wydostaniu się z portu była galeria handlowa „Mall of the Emirates”. Oczywiście nie jest to żaden zabytek :-) Jak przystało na dubajską galerię handlową, musi znajdować się w niej coś nietypowego i jedynego w swoim rodzaju – w tym przypadku jest to stok narciarski wraz z różnego rodzaju zimowymi atrakcjami. Najłatwiej dojechać tam metrem, którego jedna ze stacji jest zintegrowana z tym obiektem.

Już z zewnątrz dziwny kształt zdradza, co znajduje się w środku budynku:

Image

Galeria „Mall of the Emirates” oddana została do użytku około 10 lat temu i gromadzi pod jednym dachem kilkaset sklepów i punktów usługowych. Aby oddać jej skalę wspomnę, że jej łączna powierzchnia odpowiada 4-em stołecznym „Złotym Tarasom”.

Główną atrakcją jest centrum „Ski Dubai”, które można obejrzeć przez szybę:

Image

Image

Image

Nie da się ukryć, że widok zamkniętego wewnątrz dużego obiektu stoku narciarskiego z kolejką krzesełkową, torem narciarskim, bałwanami i innymi zimowymi obrazkami wydaje się mocno surrealistyczny. Chętnych do skorzystania z atrakcji nie brakuje :-) Nie trzeba przychodzić ze swoimi nartami ani kombinezonem – wszystkie potrzebne akcesoria są dostępne na miejscu (w ramach ceny lub za dopłatą w zależności od rodzaju wykupionego biletu). Warto przy tym wziąć pod uwagę, że na zewnątrz potrafi być czasem upał rzędu 40-50 stopni, a w niewielkiej odległości od galerii znajduje się pustynia.

Jeśli ktoś miałby w planach obejście galerii i wszystkich jej poziomów, powinien sobie zarezerwować najlepiej cały dzień. A patrząc, że jest to tylko jedna z wielu gigantycznych galerii handlowych w Dubaju, można sobie łatwo wyobrazić ile czasu byłoby potencjalnie potrzebne, aby „zaliczyć” ich kilka, nie mówiąc o wszystkich.

W Dubaju zresztą ciągle coś się buduje – szacuje się, że w tym mieście zlokalizowanych jest około 1/4 wszystkich pracujących dźwigów na świecie i faktycznie coś w tym jest. Gdziekolwiek by się nie rozejrzeć widać ich dziesiątki. Galerie handlowe są zresztą miejscami, w których promuje się te dopiero powstające obiekty , sprzedaje apartamenty itp. Poniżej można zobaczyć makietę jednego wielu z takich projektów, z którymi można się spotkać co chwilę:

Image

Z Mall of the Emirates pojechałem (dla zainteresowanych: bezpośredni autobus nr 81 ) w okolice hotelu Burj Al Arab, czyli słynnego „żagla”, który przez długi czas dzierżył miano najbardziej luksusowego hotelu świata – ostatecznie zdetronizowany został przez Emirates Palace, o którym pisałem przy okazji relacji z Abu Dhabi.

Sam hotel Burj al Arab znajduje się na sztucznej wyspie a dostęp do niego jest ograniczony wyłącznie do gości hotelowych oraz osób posiadających rezerwację w jednej z hotelowych restauracji:

Image

Zainteresowani mogą przy stanowisku przed bramą wjazdową zarezerwować miejsce w restauracji i dostać się tam w ten sposób – ale nie sprawdzałem na ile gruby trzeba mieć portfel, aby sobie na to pozwolić:-) Dla pozostałych obiekt jest całkowicie niedostępny.

Obok Burj Al Arab znajduje się park wodny (jeden z kilku w Dubaju) oraz kolejna galeria handlowa – Madinat Jumeirah zintegrowana z resortem wypoczynkowym, na który składają się trzy hotele:

Image

Jest ona jednak o tyle nietypowa, że nie jest to jeden obiekt lecz kilkadziesiąt mniejszych i większych budynków położonych na obszarze kilkudziesięciu hektarów, stylizowanych na arabskie miasteczko. Dla osób nie będących gośćmi hotelowymi dostępna jest wyłącznie część handlowa przypominająca tradycyjny arabski targ (souk) z labiryntem wąskich uliczek.

Image

Całość poprzecinana jest licznymi oczkami wodnymi, kanałami po których pływają łódki przypominające gondole i przy których zlokalizowane są dziesiątki knajpek i restauracji:

Image

Niektóre widoki zresztą – jak na przykład choinka z palmami w tle – tworzą dość ciekawe połączenia patrząc z naszej perspektywy :-)

Image

Stosunkowo niedaleko od hotelu „żagla” oraz Madinat Jumeirah zlokalizowany jest zresztą inny znany luksusowy hotel w Dubaju, który można zobaczyć na licznych widokówkach i zdjęciach z tego miasta – Hotel Jumeirah:

Image

Kolejnego dnia – w piątek – już po zejściu do statku i dotarciu do hotelu (zintegrowanego zresztą ze stacją metra oraz kolejnym olbrzymim centrum handlowym – Deira City Centre – jest ono wielkości połowy prezentowanego wcześniej Mall of the Emirates ), wybrałem się do największego centrum handlowego w Dubaju (i prawdopodobnie na świecie) – The Dubai Mall (mniej więcej: Złote Tarasy x 8)

Ilość sklepów przekracza w nim 1200; do tego dochodzą liczne punkty usługowe i atrakcje przyciągające każdego dnia tysiące gości.

Pierwszą z nich jest składający się z dwóch części wodospad spadający z najwyższej do najniższej kondygnacji:

Image

Uzupełnieniem jest lodowisko:

Image

…oraz gigantyczne akwarium zapraszające do zwiedzania podwodnego ZOO:

Image

Największą atrakcją tej galerii jest jednak prawdopodobnie najwyższy budynek świata czyli Burj Khalifa, na którego taras widokowy można wyjechać prosto z galerii handlowej (oczywiście po zakupieniu biletu wstępu):

Image

Image

Możliwy jest wyjazd w jednej z dwóch opcji: piętro 124+125 z otwartym tarasem lub znacznie droższe piętro 148 (tam możliwy jest widok tylko przez szybę):

Image

Image

Oczywiście dla wątpiących, wysokość budynku potwierdza odpowiedni certyfikat umieszczony na tarasie:

Image

Widoki z samego tarasu są imponujące. Na poniższym zdjęciu można zobaczyć sztuczne jezioro zlokalizowane u podnóża Burj Khalify wraz z widocznymi instalacjami fontanny, której pokazy odbywają się codziennie w godzinach wieczornych:

Image

W oddali widać z kolei archipelag znajdujących się ciągle w budowie sztucznych wysp o nazwie „The World”:

Image

…oraz rozległą panoramę miasta:

Image

Image

Zresztą miano najwyższej budowli świata jakie póki co jeszcze dzierży Burj Khalifa, wkrótce może jej odebrać inny projektowany w Dubaju obiekt o nazwie Dubai Creek Tower, którego wysokość ma osiągnąć 928 metrów. Jego makietę można również zobaczyć w The Dubai Mall:

Image

Wczoraj po południu dla odmiany wybrałem się jeszcze do tzw. „starego Dubaju” położonego w dzielnicy Deira, nieopodal kanału o nazwie Creek. Jest to miejsce, w którym zlokalizowane są tradycyjne dubajskie targi – m.in. Gold Souk, Spice Souk, Perfume Souk, Textile Souk itd. – przenikające się zresztą nawzajem:

Image

Image

Image

Image

Szczególne wrażenie robią nieprawdopodobne witryny na Gold Souk:

Image

Image

Image

Spacerując wzdłuż kanału Creek można zobaczyć wyglądające dość archaicznie statki, które dostarczają wszystko czym handluje się na położonych w tej okolicy targach:

Image

Image

Złośliwi mówią, że patrząc na nowoczesny i futurystyczny Dubaj, to chyba jedne z najstarszych obiektów, które można zobaczyć w tym mieście :-)

Na koniec przepłynąłem się tradycyjną dubajską łodzią na drugą stronę Creek:

Image

Przystanek znajdował się w okolicach fortu, w którym zlokalizowane jest Muzeum Dubaju:

Image

Warto jednak pozostać czujnym: fort nie ma zabytkowego charakteru, został on zrekonstruowany około 50 lat temu. Przed fortem została wyeksponowana również zrekonstruowana dubajska łódź przypominającą tę, na której miałem okazję wybrać się na rejs po fiordzie w Khasabie:

Image

W ten sposób mój pobyt w Dubaju dobiega powoli końca. W kolejnym poście postaram się jeszcze umieścić kilka zdjęć z tej części Dubaju, którą odwiedzałem poprzednim razem a którą tym razem sobie odpuściłem.

C.D.N.


Ostatnio edytowany przez greg2014, 26 Gru 2019 23:38, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#52 PostWysłany: 17 Gru 2017 21:47 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Ponieważ Dubaj od pewnego czasu staje się coraz bardziej popularnym celem turystycznym również dla Polaków, a podróże w tym kierunku stały się bardziej dostępne m.in. za sprawą Wizzaira chciałbym dodać jeszcze kilka informacji praktycznych na temat poruszania się po tym bardzo rozległym mieście.

W trakcie mojego pobytu poruszałem się zarówno komunikacją miejską (metro, autobusy + tramwaje w okolicach Mariny) a także taksówkami i Uberem. Tych ostatnich w Dubaju są chyba tysiące i są całkiem rozsądne cenowo.

W większości przypadków korzystałem jednak z komunikacji miejskiej. Przyznam szczerze, że aby nie doktoryzować się w temacie stref wybrałem od początku podróżowanie na czerwonych biletach dziennych: pierwszy kosztuje 20 dirhamów + 2 dirhamy za samą kartę; kolejne przy wykorzystaniu tej samej karty to 20 dirhamów za każdy kolejny dzień. Bilet obejmuje wszystkie środki komunikacji miejskiej i wszystkie strefy miejskie i moim zdaniem jest bardzo rozsądny cenowo.

Warto przy tym powiedzieć, że metro w Dubaju jest również pewnego rodzaju atrakcją turystyczną. Składają się na nie dwie linie przecinające się nawzajem (na dwóch stacjach) w najstarszej części miasta, w okolicach kanału Creek. Tylko w tej części – na stosunkowo krótkim odcinku metro porusza się pod ziemią; na zdecydowanej większości trasy biegnie ono po estakadzie w związku z czym można podczas podróży podziwiać okolicę:

Image

Wagoniki metra kursują dosłownie co chwilę. Co ciekawe są one bezobsługowe – sterowanie wagonikami i całym ruchem jest w pełni automatyczne w związku z czym przy odrobinie szczęścia można zająć w wagoniku miejsce, które normalnie zajmowałby właśnie maszynista i obserwować trasę z jego pozycji:

Image

Z ciekawych rozwiązań organizacyjnych w metrze warto wspomnieć o wydzieleniu w wagonie klasy pierwszej (tzw. Gold Class - obowiązują w niej specjalne-droższe bilety) oraz części wyłącznie dla kobiet z ewentualnymi dziećmi. Wydzielenie części dla kobiet można spotkać zresztą również w autobusach i tramwajach.

Aby było łatwiej, na posadzce każdego peronu metra można znaleźć informację, gdzie otworzą się drzwi których wagonów:

Image

Same stacje metra mają z zewnątrz w miarę jednolity i trochę futurystyczny wygląd:

Image

W wielu miejscach są one połączone z pobliskimi budynkami lub galeriami handlowymi klimatyzowanymi korytarzami i rękawami. Dzięki temu podróżując do najbardziej popularnych miejsc bardzo często nie ma w ogóle potrzeby wychodzenia na zewnątrz, co może mieć duże znaczenie szczególnie podczas spotykanych w Dubaju upałów.

Czerwona linia metra jest zresztą bardzo długa (ok. 50 km). Pomimo tego, że wagony metra kursują stosunkowo szybko, jej przejechanie pomiędzy końcowymi stacjami zajmuje dobrze ponad godzinę. Końcowe przystanki czerwonej linii w kierunku stacji UAE Exchange są zresztą wybudowane mocno na wyrost i są de facto zlokalizowane na pustyni w sporym oddaleniu od jakiejkolwiek zabudowy – widać to dokładnie jadąc autobusem na lotnisko DWC, z którego operuje Wizzair. Ponoć są plany przedłużenia czerwonej linii aż na to lotnisko, ale chyba póki co nie ma to większego sensu ekonomicznego biorąc pod uwagę, że wiele kilometrów takie metro prowadziłoby przez niemalże pustynię a na samym lotnisku DWC ruch pasażerski jest na śmiesznie niskim poziomie (w 2016 roku wg Wikipedii nie przekroczył nawet miliona pasażerów).

Wspominając o metrze warto dodać, że na bardzo długim odcinku czerwonej linii, biegnie ona wzdłuż głównej arterii miasta (Sheik Zayed Road) prowadzącej do stolic sąsiednich emiratów: Abu Dhabi z jednej i Szardży z drugiej strony:

Image

Aby zamknąć temat komunikacji miejskiej w Dubaju warto na koniec wspomnieć o jeszcze jednej osobliwości tego miasta - klimatyzowanych przystankach autobusowych:

Image

Wracając do atrakcji w Dubaju, oprócz tego o czym napisałem wcześniej warto wspomnieć jeszcze Marinę i utworzony sztuczny archipelag, na który składają się półwysep oraz wyspy tworzące łącznie sztuczną palmę. Tak wygląda to na google maps:

Image

W realu oczywiście rozmiary palmy są tak duże (łączna linia brzegowa jej „składników” to blisko 100 kilometrów), że nie da się jej zobaczyć „gołym okiem” inaczej niż z samolotu lub częściowo (ale tylko jeśli chodzi o „ramiona”) z pokładu kolejki monorail, którą można dotrzeć od podstawy do szczytu palmy.

Sztuczna palma Jumeirah jest pierwszą z trzech w pełni (lub prawie w pełni bo ciągle jeszcze są na niej budowane jakieś obiekty) ukończonych „palm”. Z pozostałych dwóch, pierwsza – Jebel Ali jest już na zaawansowanym etapie konstrukcji, budowa kolejnej zaś (Deira) jest dopiero planowana.

Wyprawę na palmę Jumeirah warto połączyć z odwiedzeniem Mariny czyli nowej dzielnicy Dubaju będącej skupiskiem wysokich wieżowców (czasami o dość dziwnych kształtach) przylegających bezpośrednio do mariny żeglarskiej. Wyprawę po niej najłatwiej sobie zorganizować w ten sposób, aby najpierw przyjechać na jedną ze stacji czerwonej linii metra, które są połączone z linią tramwajową (Dubai Marina lub Jumeirah Lakes Tower) a następnie przesiąść się do wspomnianej linii tramwajowej, którą można objechać Marinę wysiadając tam, gdzie będziemy mieli okazję się przejść.

Budynki w Marinie robią naprawdę duże wrażenie – można je zresztą łatwo znaleźć wśród najbardziej popularnych widoków z Dubaju:

Image

Image

Warto dodać, że dzielnica ta jest w stanie ciągłej rozbudowy, w ramach której człowiek odbiera coraz to nowe obszary morzu – nie wiadomo tylko dlaczego – w końcu to nie jest Hongkong ani Singapur, gdzie brakuje ziemi :-)

Image

Wg oficjalnych projektów, w Marinie docelowo ma znaleźć się ok. 200 wieżowców o wysokości do 400 metrów, liczne promenady, centra handlowe, restauracje i bary. Ciągle rozbudowywany jest też tutejszy port dla mniejszych i średnich jednostek.

Między wysokościowcami nie można oczywiście zabraknąć meczetów:

Image

Podróżując wspomnianym tramwajem, na stacji „Palm Jumeirah” można przesiąść się do zbudowanej na wysokiej estakadzie kolejki monorail, która w ciągu kilku minut zawiezie nas na koniec palmy:

Image

Powyższe zdjęcie (oraz dwa kolejne) wykonane jest przez szybę w związku z tym jego jakość jest mówiąc delikatnie kiepska.

Warto przy tym dodać, że monorail jest przedsięwzięciem komercyjnym niezależnym od systemu komunikacji miejskiej w Dubaju – w związku z tym nie obowiązują tutaj niestety żadne bilety na komunikację miejską.

Podróżując monorailem można zobaczyć nieprawdopodobne nagromadzenie licznych hoteli, apartamentów oraz całych kompleksów turystycznych z prywatnymi plażami i miniportami. Z wnętrza pociągu można również zobaczyć nadających palmie ostateczny kształt licznych „gałęzi” odchodzących w obie strony od głównego rdzenia, po którym porusza się monorail. Niestety ze względu na prędkość z jaką podróżuje się kolejką oraz zabrudzone szyby, większość zdjęć wykonanych z pokładu monorailu do niczego się nie nadaje więc nie mogę ich tutaj zaprezentować.

Na szczycie palmy ulokowany jest luksusowy hotel Atlantis wraz z cieszącym się bardzo dużą popularnością olbrzymim parkiem wodnym. Jak wspominałem już wcześniej przy okazji relacji z Abu Dhabi, jest to „klon” hotelu z Nassau na Bahamach:

Image

Image

Image

Sam brzeg wyspy domykającej palmę od zewnętrznej strony (w okolicach hotelu Atlantis) nie wygląda zbyt atrakcyjnie. W czasie mojego pobytu odbywały się tam zresztą prace związane z umacnianiem wybrzeża:

Image

Zainteresowani mogą bez problemu przespacerować się wzdłuż wybrzeża – dopiero widząc z oddali Burj Khalifę oraz hotel Burj Al Arab (na powyższym zdjęciu ledwo je widać) dotarło do mnie w jak dużej odległości położona jest palma i jak rozległy jest Dubaj.

A ja tymczasem dotarłem z powrotem do Polski. Miałem pierwszy raz okazję skorzystać z lotniska Al Maktoum Airport w Dubaju znanym również pod nazwą Dubai World Central lub po prostu DWC. Wiedziałem, że jest ono położone w sporej odległości od miasta, jednak nie przypuszczałem, że aż tak dużej (dojazd z hotelu zajął mi w sumie ok. 2 godziny). Na szczęście jest ono sensownie skomunikowane z miastem – i pewnie na etapie, na którym jest lotnisko (czyli mikroskopijnego ruchu w porównaniu do głównego lotniska w Dubaju), sposób jego skomunikowania jest całkowicie wystarczający.

Samo lotnisko ma też pewne zalety: z racji braku dużego ruchu nie ma tam praktycznie żadnych kolejek do niczego – nadania bagażu, odprawy paszportowej, kontroli bezpieczeństwa itd. Samo lotnisko jak na ten niewielki ruch oferuje też w mojej ocenie znacznie więcej niż na lotniskach tej wielkości można się niejednokrotnie spodziewać.

Sam lot przebiegł planowo oraz prawie bez zakłóceń. Prawie bo jeden z pasażerów niemal nie doprowadził swoim agresywnym zachowaniem w stosunku do załogi i innych osób do lądowania w Stambule – ostatecznie bohatera całego zamieszania z samolotu już w Katowicach wyprowadzili panowie w kominiarkach.

I tak oto dotarłem do Katowic a niewiele później na swoje śmieci. Pogoda, która mnie przywitała trochę się różni od tej, do której się przyzwyczaiłem przez ostatnie 3 tygodnie…ale trudno mieć pretensję, że u nas w zimie jest śnieg:-) Przynajmniej w Pyrzowicach, bo w Krakowie go prawie nie ma:-)

W wolnej chwili odszukam jeszcze ostatnią gazetkę i wrzucę podsumowanie odległości jakie pokonaliśmy na statku.

Już teraz dziękuję wszystkim za śledzenie mojej relacji przez ostatnie ponad 3 tygodnie, przepraszając z góry za jakieś jej ewentualne niedoskonałości. W razie dostrzeżenia błędów co do opisu miejsc lub faktów mam prośbę o wiadomość – dokonam odpowiednich korekt. Jeśli zaś będą jakieś pytania – tak dotyczące odwiedzonych miejsc jak również funkcjonowania na statku oraz jego atrakcji, postaram się na nie odpowiedzieć.

A tymczasem czas powrócić do rzeczywistości…


Ostatnio edytowany przez greg2014, 26 Gru 2019 23:48, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#53 PostWysłany: 19 Gru 2017 09:45 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Na koniec jeszcze małe podsumowanie całego rejsu.

Jak wynika z ostatniej gazetki, którą dostałem do kabiny w sumie przez 3 tygodnie przepłynęliśmy ok. 5500 mil:

Image

Odwiedziliśmy w tym czasie 11 portów, z których 4 położone były w basenie Morza Śródziemnego, 2 w Zatoce Akaba, 3 w Omanie oraz 2 w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Mimo, że w części z nich miałem okazję być już wcześniej, nie mogę narzekać na brak atrakcji w żadnym z nich. Zresztą ich charakter był tak różny, że praktycznie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Jeśli miałbym przygotować jakiś ranking to dla mnie absolutnym hitem była wizyta w Petrze i już wiem, że na pewno kiedyś będę chciał tam wrócić jeszcze raz – ale na dłużej.

Wieczorem, w dniu, w którym wypływaliśmy z Abu Dhabi odbyła się impreza pożegnalna, na której kucharze przygotowali piernikowy tort z motywami świątecznymi:

Image

Image

Image

Na pamiątkę dostałem też model statku, który uzupełnił dotychczasową flotę na regale:

Image

Ostatniej nocy przed zejściem ze statku do kabiny zostało dostarczone zbiorcze rozliczenia rachunku zawierające wykaz wszystkich wydatków oraz informację o sposobie ich rozliczenia. Dla tych, którzy po wejściu na statek zarejestrowali kartę kredytową, końcowa kwota rozliczenia została pobrana bezpośrednio z rachunku karty - stało się to automatycznie.

Zejście na ląd odbywało się wg standardowej procedury. Kilka dni przed końcem rejsu dostałem ankietę z wybraniem preferowanej opcji zejścia jeśli chodzi o „okienko czasowe” – a później paski do umieszczeniu na bagażu. Tym razem z samego serwisu bagażowego, w ramach którego załoga statku odbiera bagaż z kabiny i dostarcza go w wyznaczone miejsce w terminalu portowym nie korzystałem – zniosłem bagaż ze statku sam. Szkoda, że w Dubaju nie można skorzystać z opcji dostawy bagażu do domu, z której korzystałem przed rejsem w Savonie – ale ta usługa dotyczy tylko wybranych portów europejskich. W Dubaju miłe było również to, że nie trzeba było ze statku schodzić z samego rana jak jest to praktykowane w większości portów w ostatnim dniu rejsu, lecz graniczną godziną była 17. Drobny ale miły gest - większość lotów do Europy z Dubaju jest w godzinach wieczornych i nocnych a dzięki tej drobnej zmianie pasażerowie, którzy od razu po rejsie planują powrót do domu nie musieliby siedzieć pół dnia na gwarnym lotnisku.

Wspomnę jeszcze, że przed samym zejściem na ląd miałem pewne obawy o dzień tygodnia – tzn. o to, czy w piątek w Dubaju nie będzie problemu z transportem, czy będą otwarte sklepy itp. (podczas mojego poprzedniego pobytu były w tym zakresie pewne ograniczenia). Okazało się, że jeśli chodzi o taksówki oraz Ubera, ograniczeń nie ma żadnych – w końcu i tak jeżdżą na nich w zdecydowanej większości Pakistańczycy i Hindusi, którzy nie są muzułmanami:-) Galerie handlowe jak się okazało są aktualnie również czynne tak samo jak w pozostałe dni tygodnia a jedynie tradycyjne targi w okolicach kanału Creek otwierały się dopiero o 16.

Co ciekawe, przed zejściem okazało się, że w najbliższych miesiącach Costa Mediterranea będzie gościła sporą liczbę gości z Polski. Już na rejs, który zaczynał się tuż po moim zejściu ze statku i trwa w czasie, kiedy wysyłam tego posta było ponad 70 rezerwacji z Polski (do nich doszło pewnie jeszcze co najmniej kilkanaście rezerwacji Polaków z obcymi paszportami) – i co istotne były to wyłącznie rezerwacje indywidualne obsługiwane przez różne biura podróży. Wysoki poziom jeśli chodzi o liczbę polskich gości będzie się utrzymywał przez cały okres stacjonowania statku w Dubaju – z rekordowymi ponad 110-oma rezerwacjami w jednym z terminów przypadających na nasze ferie zimowe (sprzedaż tych rejsów trwa nadal więc liczba ta może się jeszcze powiększyć). Wynika z tego, że popularność rejsów wśród naszych rodaków rośnie – jeśli chodzi o moje doświadczenia to jeszcze nie zdarzyło mi się spotkać tylu Polaków na jednym statku:-) Zapewne z tego powodu do załogi statku została dołączona Polka, o której wspominałem na początku relacji i której zadaniem jest zapewnienie opieki nad polskojęzycznymi pasażerami. W momencie zejścia na statku jeszcze nie było ostatecznej decyzji ale wszystko wskazywało na to, że na rejsach z Dubaju menu w restauracjach oraz gazetki z programem dnia będą tłumaczone na język polski :-) Wspomniane tygodniowe rejsy będą po drodze odwiedzały oprócz Dubaju zawsze Abu Dhabi i Muscat + coś jeszcze w ramach uzupełnienia (w kilku kombinacjach).

Cały rejs uważam za bardzo udany – zarówno jeśli chodzi o trasę, spokojne morze, brak nieprzewidzianych atrakcji (no może poza mgłą przy przejściu przez Kanał Sueski) jak również zawarte znajomości oraz miło spędzony czas. Statek jest utrzymany w bardzo dobrym stanie – zresztą wyłączając ciągłe jego sprzątanie, w każdym porcie można było zobaczyć różnego rodzaju prace konserwacyjne – malowanie, smarowanie, wymianę jakichś części lub elementów wyposażenia… Z mojego punktu widzenia Costa dostarczyła solidny produkt o bardzo dobrej relacji jakości do ceny. I chociaż na pewno są linie lepsze od Costy (a o tym, które i dlaczego można by pewnie prowadzić dyskusję godzinami), to ja specjalnych powodów do narzekań nie mam.

W ramach małego aneksu dot. pobytu w Muscacie chciałbym jeszcze uzupełnić, że wg znalezionych informacji w sieci faktycznie istnieje możliwość łatwego przemieszczania się pomiędzy „starym” a „nowym” Muscatem fajnie zorganizowaną komunikacją miejską. Funkcję „stacji przesiadkowej” pełni dworzec Ruwi, z którego linią nr 4 można dojechać do portu, dzielnicy Mutrah oraz pałacu sułtana a linią nr 1 do „nowego” Muscatu – w tym do okolic Wielkiego Meczetu Sułtana Qaboosa. Dla zainteresowanych więcej informacji na ten temat wrzuciłem w wątku dot. transportu w Omanie.

Jeszcze raz wszystkim dziękuję za cierpliwe śledzenie relacji i życzę równie miłych wrażeń na rejsach, na które być może sami wybierzecie się w przyszłości :-)

KONIEC:-)


Ostatnio edytowany przez greg2014, 26 Gru 2019 23:56, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#54 PostWysłany: 26 Gru 2017 02:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Mar 2011
Posty: 6416
Loty: 171
Kilometry: 188 843
srebrny
Super relacja. Czytałem z ciekawością. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pomysł, że chciałbym wybrać się na tego typu rejs. Zastanawaiłem się jak to wszystko wygląda od strony technicznej, co się robi na takim statku na morzu, w portach itd. Dzięki za to, że to opisałeś i to w ciekwy sposób.

Jeżeli to nie problem to chętnie dowiedziałbym się jak to wszystko wyszło kosztowo - ile to wszystko kosztowało i jaki procent kwoty stanowiła "sztywna kwota za rejs" a ile wyszło za atrakcje dodatkowe, napiwki, napoje ittd.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#55 PostWysłany: 26 Gru 2017 14:07 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
@Gaszpar - cieszę się, że się podobało :-)

Jeśli chodzi o cenę rejsu to dużo zależy od tego, jaki rodzaj kabiny rezerwujesz oraz z jakim robisz to wyprzedzeniem. Z grubsza zasady są takie jak w liniach lotniczych (im wcześniej tym lepiej) z tą drobną różnicą, że na 1-2 tygodnie przed rejsem czasami zdarza się, że linia robi na niesprzedane miejsca jakąś atrakcyjną promocję. Ale to nie jest regułą.

Ja swój rejs rezerwowałem około 9 miesięcy wcześniej. Za kabinę wewnętrzną premium zapłaciłem 1600 EUR (plus napiwki) przy czym cena uwzględniała dopłatę za jedynkę (gdyby w kabinie były dwie osoby wówczas cena wyniosłaby ok. 1300 EUR/osobę plus napiwki od każdej osoby). Za upgrade do kabiny z balkonem nic już nie płaciłem.

Cena obejmowała pobyt na statku, wyżywienie (ale z ograniczeniami w przypadku napojów-pisałem o tym w jednym z postów) oraz zdecydowaną większość rozrywek na statku. Z płatnych opcji dotyczących jedzenia na statku (restauracja klubowa, wieczorem pizzeria i hamburgery) nie korzystałem ale to już kwestia indywidualna – tak samo jak napoje.

Dla zainteresowanych były dostępne trzy wersje pakietów all inclusive (od ok. 20 do ponad 40 EUR/dzień) oraz różne pakiety napojów, np.:

Załącznik:
costa_pakiety.jpg
costa_pakiety.jpg [ 341.07 KiB | Obejrzany 19008 razy ]


Do ceny rejsu trzeba doliczyć wspomniane napiwki (w przypadku mojego rejsu 210 EUR/osobę) i wydatki na ewentualne wycieczki. Moje wycieczki kosztowały odpowiednio: Petra 130 EUR, Timna Park 84 EUR, Salalah 60 EUR co razem daje 274 EUR. Ponieważ otrzymałem od Costy do wykorzystania 275 EUR (200 EUR shareholders benefit – sposób działania tego „wynalazku” opisałem w jednym z wcześniejszych postów + 75 EUR za status w Costa Club), wycieczki traktuję jako gratisowe – tzn. zasponsorowane przez Costę :-)

Wydatki na statku inne niż napoje i wycieczki to już moim zdaniem kwestia indywidualna – mogą one obejmować zakupy w sklepach na statku, fryzjera, spa, usługi fotografów, kasyno, internet a nawet wynajem sali na jakieś prywatne przyjęcie z obsługą. Kto co potrzebuje :-) W moim przypadku to były jakieś pomijalne kwoty.

Do tego wszystkiego trzeba doliczyć dojazd do i z portu na początku i końcu rejsu. W Europie przy planowaniu z wyprzedzeniem w erze tanich linii to potrafią być całkiem rozsądne kwoty ale loty do/z Dubaju dzięki Wizzairowi też stały się bardziej dostępne. Tutaj dużo zależy pewnie od wielu czynników – mnie loty z Krakowa do Bergamo oraz Dubaju do Katowic (ten drugi z dużym bagażem) kosztowały łącznie niecałe 900 zł. Dojazd z Bergamo do Savony (autobusy i pociągi) kosztowały mnie łącznie 19.80 EUR, przy czym bilet z Mediolanu do Genui kupowałem z wyprzedzeniem (we włoskiej Trenitalii upusty przy wcześniejszym zakupie potrafią być wysokie).

Jeśli chodzi o hotele przed i po rejsie – zarówno w Dubaju jak i Genui, wykorzystywałem punkty zgromadzone w programie lojalnościowym Accora z niewielkimi dopłatami (w sumie ok. 100 zł.).

O sposobach i kosztach wydostania się z poszczególnych portów starałem się pisać relacjonując kolejne miejsca – podobnie jak o kosztach preferowanej zazwyczaj przeze mnie komunikacji miejskiej czy wejściówkach do muzeów.

Aby zamknąć temat wydatków, wypada jeszcze chyba doliczyć polisę zdrowotną – ale jej zakres to znowu kwestia indywidualna. Ja za swoją zapłaciłem ok. 240 zł.

Popatrzyłem jeszcze z ciekawości na szybko na ten sam rejs w marcu 2018, kiedy Costa Mediterranea będzie wracała z Dubaju do Savony. Trasa rejsu minimalnie się różni – nie obejmuje Abu Dhabi ani portów na Krecie i w Atenach. Dodatkowo dochodzi natomiast port w Fudżajra (jeden z emiratów – jak dla mnie mniej ciekawy niż to co wypadło z trasy). Całość trwa 20 dni a koszt wg serwisu Costy to na dziś 1289 EUR za kabinę wewnętrzną classic i 1439 EUR za kabinę wewnętrzną premium. Wyższe klasy kabin są odpowiednio droższe. Znając życie, od pośrednika pewnie można dostać parę procent upustu ale to już trzeba negocjować:-)

Załącznik:
stawki_costa.jpg
stawki_costa.jpg [ 73.22 KiB | Obejrzany 19008 razy ]


Poza tym niewykluczone, że u niektórych pośredników cena może być niższa - podobnie jak w oddziałach Costy w innych krajach (ostatnio forumowicz @Świat w Garści pisał o świetnej ofercie holenderskiej Costy na rejs przez Atlantyk z Gwadelupy do Savony w kwietniu przyszłego roku - 299 EUR + napiwki/osobę za 18 dni) - gdyby ktoś był zainteresowany warto wcześniej sprawdzić czy interesujący kogoś rejs nie jest w którymś kraju objęty taką promocją.

Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania, pisz śmiało:-)


Ostatnio edytowany przez greg2014, 26 Gru 2017 17:07, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#56 PostWysłany: 26 Gru 2017 14:42 

Rejestracja: 06 Lip 2011
Posty: 3561
złoty
Świetna relacja !!
Chciałbym dopytać o kwestię kabiny. Czy kabiny wewnętrzne Twoim zdaniem są wystarczająco komfortowe do podróży, czy jednak jest to klaustrofobiczne przeżycie. Różnica w cenie kabin wewnętrznych, a tych z oknem są jednak spore. Czy znasz jakieś sposoby na zwiększenie szans na upgrade do wyższej klasy kajuty. Wiem, że masz dobry status w Costa co pewnie bardzo pomaga, natomiast czy według Ciebie np. shareholders benefit mogłoby się przyczynić do podniesienia rodzaju kajuty?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#57 PostWysłany: 26 Gru 2017 17:38 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Jeśli chodzi o kabiny to od pewnego czasu rezerwuję wyłącznie kabiny wewnętrzne i uważam je za całkowicie wystarczające. Po pierwsze spędzam w kabinie jednak relatywnie niewiele czasu (zwłaszcza w dzień) a po drugie wolę różnicę w cenie pomiędzy np. kabiną z balkonem a wewnętrzną wydać na coś innego.

Kabina wewnętrzna na statkach Costy jest z reguły mniejsza od tej z balkonem (poza jakimiś pojedynczymi wyjątkami, które mają nieregularny kształt i z tego powodu czasami są nawet dużo większe) ale jak dla mnie nigdy nie czułem w nich jakiejś klaustrofobii. Miejsca do spania jak również na schowanie swoich rzeczy (dla 2-óch osób) moim zdaniem jest wystarczająca ilość. Poza tym wydaje mi się, że łazienka w kabinie wewnętrznej nie różni się od tej w kabinie z oknem czy balkonem.

Może się to komuś wydać dziwne ale jak dla mnie najgorszym rodzajem kabiny są kabiny z oknem czyli pośrednie pomiędzy wewnętrznymi a tymi z balkonami. Po pierwsze okno jest z reguły niewielkie i nie da się go otworzyć, po drugie te kabiny położone są zwykle niżej i przy niespokojnym morzu (a lepiej wkalkulować, że tak będzie niż, że tak nie będzie) zdarzało mi się, że woda uderzając o burtę docierała czasami do okna robiąc przy tym sporo hałasu a po trzecie za to wszystko trzeba jeszcze zapłacić więcej niż za kabinę wewnętrzną.

Z kolei jeśli mowa o kabinach z balkonem, warto pamiętać, że na większości rejsów nawet w ciepłych rejonach wbrew pozorom komfortowe korzystanie z balkonu możliwe jest prawie wyłącznie w porcie (takie są przynajmniej moje doświadczenia) ze względu na wiatr – no chyba, że ktoś ma kabinę na rufie albo balkon jest jakoś wyjątkowo osłonięty.

Oczywiście są jeszcze apartamenty – jak dotąd miałem okazję korzystać tylko z miniapartamentu na Costa Luminosa (też upgrade) ale moim zdaniem od kabiny z balkonem różni się on minimalnie wielkością i nie bardzo widzę uzasadnienie dla różnicy w cenie pomiędzy tym rodzajem kabiny a tej „tylko” z balkonem.

Co do apartamentów – nie korzystałem ale to zupełnie inny produkt (nie tylko sama kabina ale masa dodatków)…i oczywiście zupełnie inna cena.

Zresztą bardzo łatwo możesz zobaczyć jak wyglądają kabiny poszczególnych rodzajów na różnych statkach na Youtube - nie tylko na reklamowych filmikach armatorów ale także umieszczanych przez samych pasażerów. Polecam tę formę - sam ocenisz w ten sposób, czy to co widzisz może być dla Ciebie klaustrofobiczne czy też nie.

Jeśli chodzi o upgrade to prostych recept nie ma. Moim zdaniem shareholders benefit nie ma na to żadnego wpływu. Najłatwiej można dostać upgrade rezerwując tzw. kabinę gwarantowaną czyli nie przydzieloną z numeru na etapie rezerwacji. W takim przypadku otrzymuje się tylko gwarancję, że dostanie się kabinę co najmniej tego rodzaju, za który zapłaciliśmy – w praktyce zdarza się, że jest to kabina wyższej klasy aczkolwiek przeskok o więcej niż jedną klasę (np. z wewnętrznej do balkonu) na pewno nie jest czymś powszechnym. Jeśli mogę coś doradzić to gdy rezerwujemy rejs i np. kabiny wewnętrzne są dostępne wyłącznie jako gwarantowane (nie można ich wybierać po numerze), a dostępne do wyboru są kabiny z oknem czy balkonem, to przy rezerwacji kabiny gwarantowanej wewnętrznej prawdopodobieństwo upgradu jest bardzo wysokie. Zdarzało mi się kilka razy rezerwować takie kabiny i nie zawsze dostawałem upgrade do kabiny wyższej klasy ale praktycznie zawsze kabiny, które dostawałem czymś pozytywnym się wyróżniały (np. optymalnym położeniem na statku lub większą powierzchnią). Z tego powodu moje doświadczenia z kabinami gwarantowanymi są pozytywne, co jednak nie każdemu musi odpowiadać bo jednak jest to pewnego rodzaju ruletka. Z drugiej strony rezerwując nocleg w hotelu nie rezerwuję z góry konkretnego pokoju i nie jest to dla mnie jakimś wielkim problemem :-) W końcu kabina i tak służy głównie do spania…
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#58 PostWysłany: 26 Gru 2017 21:24 

Rejestracja: 02 Lut 2014
Posty: 68
Loty: 288
Kilometry: 529 188
Czy wśród pasażerów była osoba poniżej około 55 roku życia? Zdjęcia sugerują, iż raczej nie...
Większość tych rozrywek na statku przypomina trochę zabawę w Ciechocinku na dancingu.
Czy zdarzali się delikwenci, którzy spóźniali się w poszczególnych portach na odpłynięcie?
Kiepsko to wygląda z mojej perspektywy, gdy w bardzo krótkim odstępie czasu wycieczka ponad 2000 osób rusza zwiedzać Petrę czy Muscat. Straszna masówka.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#59 PostWysłany: 26 Gru 2017 22:24 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1754
srebrny
Żeby było jasne: nigdy nie zamierzałem ani nie zamierzam nikogo zachęcać do czegoś do czego nie jest przekonany:-) Misjonarstwa nie uprawiam a klątw za inne zdanie nie zamierzam na nikogo rzucać:-) Rozumiem, że taka forma wypoczynku może komuś nie odpowiadać i szanuję to. Moja relacja miała jedynie na celu przekazanie jak wygląda mało popularna w Polsce forma objazdówki jaką jest rejs statkiem wycieczkowym.

A odpowiadając na pytanie: tak, na tym rejsie wbrew pozorom było wiele osób poniżej 55 roku życia w tym autor niniejszej relacji (a brakuje mi do tej granicy jeszcze naprawdę sporo). Myślę, że średnia była właśnie gdzieś w okolicach 50-55 lat. Powód jest prozaicznie prosty: rejs trwał 3 tygodnie a z dojazdem przed i po rejsie robi się jeszcze więcej – nie jest to łatwe (nie mówię jednak, że niemożliwe) do pogodzenia z pracą. Zresztą zasada jest banalnie prosta: im rejs jest dłuższy, tym średnia wieku wyższa a dzieci mniej. Na rejsach 7-dniowych (szczególnie w wakacje, ferie itp.) na statku podobnej wielkości potrafi być 500 dzieci a średnia wieku jest bliżej 30 niż 40 lat. Z kolei na rejsach dookoła świata (takich też jest sporo), które trwają zazwyczaj ok. 100-110 dni średnia wieku to 70-80 lat. Jeśli kogoś interesują szczegóły nt. struktury pasażerów w poszczególnych liniach, regionach oraz w zależności od długości rejsu, można na ten temat poczytać w amerykańskich serwisach: np. cruisecritic.com. Nie sądzę jednak, aby dane te kogoś zaskoczyły.

Co do Petry, przyznam szczerze, że jakoś ilość turystów w tym miejscu w niczym mi nie przeszkadzała-może dlatego, że spodziewałem się, że będzie ich tam jeszcze więcej :-). Wszyscy faktycznie najpierw musieli przejść doliną Bab-al-siq a potem wąwozem ale nie było w nich jakiegoś tłoku ani kolejek. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa przed głównym wejściem zajęła zresztą raptem góra kilka minut. Za Skarbcem mówiąc szczerze był już luz – Petra ma sporą powierzchnię i za Skarbcem jest dostępnych kilka wariantów zwiedzania w związku z czym jakoś ten ruch się rozprasza. Przyznam szczerze, że wielokrotnie dużo większy problem miałem wędrując – nawet w tym roku po polskich Tatrach (choćby we wrześniu czyli teoretycznie już po najwyższym sezonie) a lepiej bynajmniej nie jest w miejscowościach znanych z turystycznych atrakcji (wymienię choćby przysłowiowe Krupówki w Zakopanem, Floriańską czy Grodzką w Krakowie, Monciak w Sopocie, Ramblę w Barcelonie czy plac Czerwony w Moskwie). Niektóre turystyczne miejscowości mają to do siebie, że przyciągają turystów i chyba trudno się temu dziwić:-) Petra jest największą atrakcją turystyczną Jordanii i jedną z największych atrakcji Bliskiego Wschodu w ogóle, więc trudno oczekiwać, że będzie tam hulał tylko wiatr :-)

Co do spóźnień na statek to na tym rejsie nie mam pojęcia czy coś takiego miało miejsce (nikt nie ogłasza, że ktoś się spóźnił). Pamiętam jednak, że na jednym z moich rejsów na statek spóźniła się grupa prawie 200 osób, które korzystały z jakichś wycieczek indywidualnych. Było to zresztą w Heraklionie, statek nie czekał a portowy agent dla tych osób czarterował później samolot (na ich koszt) do następnego portu. A pojedyncze spóźnienia pewnie się trafiają częściej niż rzadziej – przy tej ilości pasażerów wystarczy jakiś czynnik losowy i już mamy parę osób.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#60 PostWysłany: 27 Gru 2019 21:21 

Rejestracja: 15 Paź 2018
Posty: 1
Relacja co prawda do najmłodszych już nie należy ale spora część informacji pozostaje aktualna. Ponieważ dostałem cynk, że jest problem z niektórymi zdjęciami, zaktualizowałem linki do albumów. Teraz powinno już być OK, ale gdyby ktoś widział jeszcze jakieś defekty mam prośbę o informację.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 64 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group