Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 47 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3
Autor Wiadomość
#41 PostWysłany: 24 Lis 2023 18:28 

Rejestracja: 07 Sty 2015
Posty: 1794
niebieski
@drk0202

W Gansbaai/Hermanous to przedpiścy raczej chodziło o morską wielką 5. Tej lądowej chyba trzeba szukać bardziej na wschód.
Góra
 Profil Relacje PM off
OSK lubi ten post.
 
      
Wakacje w USA 🇺🇸😍 Loty do Nowego Jorku z Warszawy od 1693 PLN 🔥✈️ Wakacje w USA 🇺🇸😍 Loty do Nowego Jorku z Warszawy od 1693 PLN 🔥✈️
Relaks na Wyspach Zielonego Przylądka 🏝️🎄 Wczasy w 5* hotelu z all inclusive za 4480 PLN 😎 Relaks na Wyspach Zielonego Przylądka 🏝️🎄 Wczasy w 5* hotelu z all inclusive za 4480 PLN 😎
#42 PostWysłany: 05 Lut 2024 21:27 

Rejestracja: 08 Paź 2016
Posty: 59
Ponieważ korzystałem z tego forum w trakcie przygotowań do wyjazdu, więc odwdzięczę się lub zamęczę swoim opisem.

Przylot do Kapsztadu 19 styczeń, wylot 26 styczeń 2024 ( wiem że krótko, ale ze względów rodzinnych to był max)
Cztery noce Kapsztad, trzy noce Mossel Bay.

Loty Turkish Airlines WAW-IST-CPT kupione w majowej promocji, wszystkie loty o czasie i bez przygód,
Nadmienię tutaj że ogromne wrażenie zrobiło na nas lotnisko w Stambule, oczywiście pozytywne, wielkie i nowoczesne.

Przylot do CPT, auto 1First, pośrednik Discover, cena 3066 ZAR za tydzień, plus dwie kaucje 12000 i 3000, obie oddane po kilku dniach.
SUZUKI CIAZ, kompakt z dużym bagażnikiem, spokojnie z miejscem dla 4 osób plus dwa duże bagaże i 4 kabinówki. Auto z foliami, sztuka nówka Jako tako jechało, przy 120 km/h straszny hałas.

Nocleg w Kapsztadzie na Green Point "Villa Marina Guest Haus", zdecydowanie do polecenia, widok na stadion i ocean, 25 min z buta do Waterfront, właścicielka ma polskie korzenie i trochę mówi po polsku. Po grzecznościach powitalnych, żony do rozpakowywania, my z buta do sklepu. Supermarket, lokalne świeże owoce, przekąski, wina dla żon, kilka rund po sklepie i co? Nie ma piwa,nie ma whisky, z alkoholi tylko wino...i tak było w większości sklepów. Po inne alkohole niż wino należy udać się do sklepów "Liquors", tam z kolei tylko alkohole i coca cola. Przyzwoite whiskey 0.7 litra po 170 ZAR, tyle samo 6-pak lokalnego piwa.

Tutaj nadmienię iż po Kapsztadzie poruszaliśmy się rzadko z buta, a zazwyczaj UBER , lokalne kilkukilometrowe przejazdy Waterfont-Green Point- Bo-Kaap 50-65 ZAR, ciut dłuższy przejazd do gondoli na Górę Stołową 110 ZAR, opłaty tylko gotówką, zostawialiśmy 10-20 % napiwku, najlepiej odliczona kwota bo wszyscy dopiero zaczynali i nie mieli wydać reszty, braliśmy tylko UBER XL i tam 4 osoby dały radę ale było ciasno.

Drugi dzień sobota, jako pierwsze Góra Stołowa, dojazd wspomniany UBER, własnym autem bez szans na parking gdyż umowny parking wzdłuż drogi zajęty na kilka km przed gondolą, jest osobny pokoik do zapłaty tylko kartą, tam było bez kolejki, cena za wjazd/zjazd 420 ZAR. Na górze możliwość okrążenia góry w miarę po płaskim, czas około jednej godziny, lub odbicie na wiele szlaków trekkingowych.
Jako drugie wizyta na Bo-Kaap, jakoś bardzo bezpiecznie tam się nie czuliśmy mimo środka dnia, na około godzinę spaceru, piękne kolorowe domy, restauracje bezalkoholowe (chyba wszystkie)
Jako trzecie wieczorna wizyta na Waterfront, gwarnie, tłoczno, wesoło, nowocześnie i bezpiecznie. Jest duże centrum handlowe, ale nie po to tam przyjechaliśmy wiec krótka wizyta.

Trzeci dzień na początek Boulders Beach, duży "bezpłatny" parking, ale są oczywiście "parkingowi" 10-20 ZAR załatwia sprawę i teraz tak, są tam dwa wejścia i dwie kasy. Wejście kosztuje 190 ZAR, ale po okazaniu biletu można bezproblemowo wejść do drugiego "gate", kolejność dowolna. Bliższe parkingu to wejście tylko na platformy widokowe skąd można oglądać duże skupiska pingwinów na plaży lub wypoczywające w krzakach, ale na dłuższy pobyt polecam drugie wejście, tam wchodzimy jakby od tyłu na piękną plaże, gdzie jest możliwość bezpośredniego spotkania pojedynczych pingwinów w wodzie lub na skałach, ilość zależna od szczęścia, my mieliśmy kilka osobników. Z tej "tylnej" plaży możliwość dojścia w wodzie i po skałach w pobliże głównego skupiska, ale nie jest to zbyt łatwe. W pobliżu parkingu jest bezpłatna piękna plaża, tyle że bez pingwinów.
Na drugą część dnia wizyta w Table Mountain National Park, czyli Przylądek Dobrej Nadziei. Opłata z wjazd tylko kartą, koszt 400 ZAR od osoby.
Po przejechaniu dobrych kilku km jest skrzyżowanie i możliwość dotarcia do dwóch krańcowych parkingów. Główniejszy na wprost ale kiedy zobaczyliśmy ogromną ilość samochodów i autobusów, zdecydowaliśmy się na przejazd po zachodniej stronie wzdłuż wybrzeża, tam trochę spokojniej...ale też nie za pięknie, ocean ciemny, dużo glonów. Fotki przy tablicy "The Most South-Western Point..." i powrót gdzie zahaczyliśmy o piękną plażę Buffels Bay Beach,widoki piękne ale kilka dość agresywnych pawianów które chodziły po samochodach robiąc przegląd wnętrza w poszukiwaniu jedzenia.

Czwarty dzień to przejazd drogą R44, ważne (ale nie konieczne) aby jechać w kierunku północnym i ocean mieć po lewej stronie. Najpierw jazda "2" w kierunku Port Elizabeth i w Bot River odbicie w kierunku oceanu. Nasz gospodarz polecał przy okazji wizytę w Hermanus, ale to kolejne kilka godzin których bardzo nie mieliśmy, a i sił już trochę mniej. Przy "2" przejazd przez kilka, a może kilkanaście osiedli slumsów, widok dość przykry i przygnębiający, przy drodze widać niewielką część a w głębi to potężne obszary biedy, brudu i pewnie wszelkiego zła. Są też piękne nowoczesne osiedla sąsiadujące ze slumsami. Skrajności przez duże S. Po zjeździe z "2" fajne zadbane nadmorskie miejscowości z niewielkimi skupiskami biedy i przepięknymi, dużymi, nowoczesnymi domami zazwyczaj z pięknym widokiem na ocean, część z nich do wakacyjnego wynajmu. Gwóźdź programu czyli R44 przy oceanie, po prostu pięknie, niebieski ocean i góry. Po drodze dużo punktów widokowych, chyba aż za dużo :-) Mieliśmy podwójne szczęście ponieważ było dużo słońca i cała droga otwarta podobno kilka dni wcześniej (zamknięta z powodu osuwisk), było kilka mijanek gdyż na sporych fragmentach została tylko połowa drogi, ale ruch niewielki wiec szło na bieżąco. Z minusów akurat tego dnia wiał tzw Cape Doctor, bardzo silny suchy wiatr, który jak mówiła nasza gospodyni oczyszcza Kapsztad (dokładnie nie zrozumiałem z czego to oczyszczenie), Wikipedia mówi że z zanieczyszczeń i zaraz, wiatr ten powodował na plaży bardzo, bardzo bolesne doświadczenie suchego ostrego piasku bijącego po łydkach, nogi były jakby opalane ogniem.
Popołudniu powrót na kwadrat, wstępne pakowanie i oczywiście wieczorna wizyta na Waterfront, mimo że poniedziałek ludzi prawie jak w sobotę.
Wtorek przejazd do Mossel Bay

Reasumując, przepraszam za ewentualne błędy techniczne czy gramatyczne.
Starałem się jak najwięcej przekazać w jak najkrótszym opisie.
Dodatkowy wpis z jedzeniem w Kapsztadzie gdzie byliśmy i gdzie polecamy jest w temacie Kapsztad - jedzenie.
Akurat w Kapsztadzie i okolicach nie mieliśmy żadnej groźnej sytuacji (jedna potencjalna w okolicach Knysny, opiszę w drugiej relacji),
Czuliśmy się w miarę bezpiecznie, zwłaszcza na Green Point ,Waterfront, pingwinach, Przylądku Dobrej Nadziei czy Górze Stołowej, tam gdzie dużo turystów.
Natomiast powolny przejazd przez niektóre dzielnice czy skrzyżowania strach był.
Jazda samochodem jeśli chodzi o innych użytkowników aut było mniej więcej jak u nas, zdecydowanie większym problemem byli piesi, w mieście czy na dwu/trzy pasmówce wchodzący pod koła i przechodzący byle gdzie i byle jak.
Jak mówił nasz gospodarz w tylko w okresie Bożego Narodzenia i tylko w Kapsztadzie zginęło 357 pieszych!!!
Dużo stałych fotoradarów i odcinkowych pomiarów prędkości, miałem TomTom i mam nadzieje że wszystkie je wychwycił, kilka przenośnych fotoradarów i kilka suszarek też było.
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
10 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#43 PostWysłany: 06 Lut 2024 21:54 

Rejestracja: 08 Paź 2016
Posty: 59
Po Kapsztadzie przyszedł czas na Mossel Bay,
wyjazd drogą nr 2, 50 km od Kapsztadu ruch duży, 100 km od Kapsztadu ruch średni, a dalej ruch niewielki.
W Mossel Bay zameldowanie w hotelu "Aquamarine Guest House", zdecydowanie do polecenia,
duże pokoje, bardzo czysto, widok na ocean, parking, czuliśmy się bezpiecznie.

Hotel rezerwuje bezpłatny przejazd do wybranych około 10 restauracji, oraz oczywiście bezpłatny powrót.
Kierowca który nas woził powiedział że taki transfer jest ze względów bezpieczeństwa zwłaszcza nocą,
pewnie też coś z tego mieli, w sumie nieważne, nam bardzo pasowało.
Na pierwszy wieczór restauracja "Kingfischer", super jedzenie i atmosfera, zjadłem tam pierwszy raz w życiu mięso ze strusia,
bardzo dobre, choć specjalizacja rest. bardziej owoce morza, nadmienię iż obsługiwał nas chyba pierwszy biały kelner w RPA.

Drugi dzień objazdówka, w MB zaczyna się można powiedzieć główna część Garden Route, rzeczywiście pięknie, dużo roślinności,
jeziora, rzeki, góry i plaże. Oczywiście piękne rezydencje przelatane slumsami.
Tam przy wyjeździe z Knysny w kier. Port Elizabeth przejeżdżając wolno przez takie mało luksusowe osiedle dwóch lokalnych bez butów
próbowało mnie wbiec prosto pod koła, ale tak perfidnie i centralnie, jakoś ich ominąłem, a miejscowy kierowca dostawczaka jadący równolegle i bacznie obserwujący sytuacje zaczął do nas krzyczeć, machać rękoma, mrugać światłami ewidentnie bardzo chcąc nam coś powiedzieć. Na początku myśleliśmy że Ci ludzie bez butów coś nam rzucili na auto, lub coś się urwało, niedomknięty bak itp.
Ponieważ ów kierowca jechał cały czas za nami i mrugał światłami, po kilku km zjechaliśmy na pobocze, z jednej strony ciekawość o co też
ów Pan chciał nam koniecznie powiedzieć, z drugiej strach, bo tam kierowca i dwóch innych.
Po zatrzymaniu i uchyleniu szyby podjechał do nas i powiedział mniej więcej "nie zatrzymujcie się absolutnie w takiej sytuacji, oni obserwują samochody które mają GPS na przedniej szybie, takimi jeżdżą turyści, próbują wymusić zatrzymanie i napadają", tylko tyle i aż tyle.
Nie wiem na 100 czy akurat ci chcieli nas okraść itp, ale sytuacja wyglądała groźnie i to była jedyna potencjalnie groźna sytuacja którą mieliśmy w RPA.
Teraz przyjemniejsze, przed Plettenberg Bay odbiliśmy w kierunku półwyspu Robberg, jest tam Rezerwat Naturalny z trzema trasami trekkingowymi. Jedna 1 km, druga 5 km, trzecia 10 km. My wybraliśmy średnią i cóż można powiedzieć, trasa momentami trudna, zwłaszcza początek i część po skałach...ale widoki przecudne, widzieliśmy w oddali wieloryba i przy samych skałach wielkie stada fok. Były głośne i śmierdzące :-), na powrocie wielkie prawie puste piaszczyste plaże. Zdecydowanie warto, a trud rekompensują widoki. Wejście płatne chyba 60 ZAR, oczywiście Pan nie ma wydać, można kartą.
W drodze powrotnej do MB wjazd na punkt widokowy w Knysnie, blisko parking i jest kilka platform widokowych, tam akurat biedy nie widać
a widoki są oczywiście piękne.
Wieczorem w MB zmiana restauracji na "Kaai4" jest to bardzo wyluzowane miejsce na świeżym powietrzu, bezpośrednio nad oceanem z niskimi cenami, obitymi drewnianymi stołami, pycha jedzeniem gdzie wino podawane jest w blaszanych kubkach, jedzenie na blaszanych obitych talerzach, a pieczywo wypiekane na ogniu bezpośrednio przed podaniem.

Trzeci dzień w MB i wyjazd na Safari. Wybraliśmy "Botlierskop Private Game Reserve", czemu to?, ponieważ dzwoniąc kilka dni wcześniej nigdzie indziej nie było już miejsca i z tego braku laku to był strzał w 10. Byliśmy bardzo, bardzo zadowoleni. Safari kosztowało zaledwie 630 ZAR od osoby, trwało prawie trzy godziny, solidnie nas wytrzepało, przewodnik/kierowca opowiadał ciekawie, widzieliśmy wielką piątkę w tym lwy
i lamparty z odległości kilku metrów, nosorożca, słonia i bawoła z kilkunastu metrów a i widokowo przepiękne.

Gdybym miał subiektywnie wybrać numer 1 z naszego pobytu to było chyba Safari, numer 2 pingwiny, numer 3 Góra Stołowa ex aequo z półwyspem Robberg

Piątek szybkie śniadanie, przejazd na lotnisko, oddanie samochodu szybko i sprawnie, fajnie było, ale się skończyło.

W trakcie 8 dniowego pobytu przejechaliśmy 1550 km na dwóch kierowców, plus pewnie koło 100 Uberem.
Przy cenie biletu lotniczego 2400 zł osoba, przy wynajmie i podziale kosztów auta, dodatkowego ubezpieczenia auta i paliwa na dwie rodziny, ubezpieczenia medycznego wyjazd kosztował nas około 11.500 zł para. Wliczając w to również noclegi ze śniadaniami w dobrym i bezpiecznym standardzie, wliczając bieżące zakupy i drobne prezenty, wliczając restauracje, wliczając Ubery z napiwkami, wliczając napiwki na stacjach benzynowych, restauracjach, hotelach, parkingach czy Safari, wliczając również dość drogie bilety na kolej gondolową, Przylądek Dobrej Nadziei czy pingwiny. Czy to dużo? i tak i nie. Na Górze Stołowej spotkaliśmy grupę Polaków którzy mieli bilety z Krakowa po 1800 zł, wtedy wyszłaby około dyszka. Tańsze kwatery, mniej restauracji wtedy 8-9 tys. Ja nie żałuje żadnej złotówki :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
6 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#44 PostWysłany: 02 Mar 2024 09:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Paź 2016
Posty: 1235
Loty: 430
Kilometry: 743 690
niebieski
Podróżującym Garden Route polecam wyśmienitą atrakcję w okolicy - ale oczywiście tylko tym, którzy lubią odrobinę emocji ;)

Bloukrans Bridge i i skok bungy z 216 metrów. Mieści się tuż poza podium, obecnie czwarty najwyższy na świecie. Wczoraj korzystałam i było bajecznie.
Załącznik:
Bloukrans bungy.jpg
Bloukrans bungy.jpg [ 448.04 KiB | Obejrzany 963 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#45 PostWysłany: 02 Mar 2024 12:36 

Rejestracja: 07 Sty 2015
Posty: 1794
niebieski
Popieram, również korzystałem z tej atrakcji.
Góra
 Profil Relacje PM off
maginiak lubi ten post.
 
      
#46 PostWysłany: 28 Maj 2025 22:08 

Rejestracja: 12 Kwi 2010
Posty: 379
niebieski
My jeszcze nie wróciliśmy, ale już polecamy okolice Kapsztadu (Stellenbosch, Hermanus) - winnice, jedzenie, krajobrazy - taki miks La Palmy i Madery, ale w wersji XXL + oczywiście interesująca historia i sporo wątków społecznych…
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#47 PostWysłany: 10 Paź 2025 19:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12 Kwi 2011
Posty: 536
Loty: 354
Kilometry: 659 233
niebieski
To i ja może dodam coś o naszej trasie. Z perspektywy może trochę bym ją skondensowała, odpuściła np. postój w Stellendam albo Wilderness i dorzuciła dodatkowy dzień w Tsitsikamma NP, albo wpadła na dwa dni do Eswatini, ale jak to mówią - już po ptokach.

Dzień 1. Ok. 11 przybyliśmy do Kapsztadu (lot Turkishem), pobraliśmy bez większych historii pojazd od Green Motion i pomknęliśmy do naszego Airbnb w Glencairn koło Simons Town. Bardzo polecam te okolice na pobyt, tworzą dobrą bazę wypadową na Przylądek Dobrej Nadziei i pingwiny w Boulders beach. Jest spokojnie, bezpiecznie, ładne widoki (nasz apt miał widok na zatokę i wschody słońca bez wychodzenia z łoża) – czego chcieć więcej? W tym dniu nie mamy ambitnych planów, po dotarciu i kawusi powędrowaliśmy do pobliskiego mini centrum handlowego (po drodze z jednej strony ocean, z drugiej cmentarz), gdzie zaopatrzyliśmy się w żywność i lokalne winko. Potem niespiesznie powróciliśmy stroną oceaniczną, pospacerowaliśmy po plaży w Glencairn i udaliśmy się na zasłużone odczeźnięcie po podróży.

Dzień 2. Z samego rana, po śniadaniu, kiedunek Boulders Beach i pingwiny. Byliśmy tam przed 9 rano, ludzi jeszcze niewiele, za to pingwiny liczne a pośród nich też puchate stworzenia, które okazały się góralkami. Obserwacje pingwinie są wspaniałe i koniecznie trzeba je odwiedzić. Spędziliśmy z nimi ze 2 godziny, ale można by spędzić i 5  Od pingwinów ruszyliśmy ku Przylądkowi Dobrej Nadziei, po drodze pierwsze napotykając pierwsze baboony (wiem, że to pawiany, ale baboon brzmi jakoś tak dostojniej). W Parku zatrzymaliśmy się w kilku punktach widokowych i przy mini muzeum antropologicznym, a potem dotarliśmy do parkingu przy latarni morskiej, skąd najpierw odbyliśmy wędrówkę ku Przylądkowi (przyjemna, lekka trasa z super widoczkami, ok. 1.5-2 h w obie strony), napotkaliśmy też jakąś wielką antylopę. Potem „na bogato” wyjechaliśmy do latarni morskiej funikularem, chociaż widoki nie były już jakieś znacząco lepsze, a latarnia jak latarnia więc wg mnie można sobie odpuścić. Powrót do koczowiska zrobiliśmy trochę naokoło (przez Chapman Peak Drive, który jest w porządku, ale nam jakoś nic nie urwał (może to zmęczenie, albo wysycenie widokami przylądkowymi, które jak dla mnie urywały).

Dzień 3. Dzień Góry Stołowej. Nie mieliśmy konkretnego planu iść czy wjeżdżać, uznaliśmy, że bez ciśnienia i się zobaczy co los przyniesie. Przybyliśmy na miejsce ok. 10. Zaparkowaliśmy na dolnym parkingu, z którego odjeżdża darmowy shuttle bus do stacji kolejki. Kolejka do kolejki nie była ogromna (czekaliśmy 15-20 min) więc zdecydowaliśmy się wjechać na górę a potem złazić. Sam wjazd jest błyskawiczny, gondolki się kręcą i raz dwa widzimy Kapsztad z góry. Na górze jak na Jaworzynie, knajpki, piwerko, co kto lubi. Pospacerowaliśmy po płaskim szczycie, zaobserwowaliśmy trochę góralków i rozpoczęliśmy misję schodzenia. No i tu muszę zaznaczyć, że nie była to najlżejsza wędrówka. Szlak jest stromy i w większości wiedzie serpentynkowanymi schodo-kamulcami. Schodziliśmy jakie 2 h (pewnie da się szybciej, ale to już zależy jakie kto ma kolana). Po szczęśliwym dotarciu do punktu kolejki shuttle zabrał nas do samochodu. Pojechaliśmy na Waterfront, zobaczyliśmy co i jak i pośród piątkowych korków wróciliśmy do miejsca koczowania.

Dzień 4. Po śniadaniu wyruszyliśmy do Stellenbosch (właściwie pod Stellenbosch, bo zarezerwowaliśmy spanie kawałek od miasta). Nie planowaliśmy konkretnych winnic do zwiedzania ani żadych wycieczek. Po dotarciu na miejsce zlokalizowaliśmy na mapie ze dwie opcje gdzie można dotrzeć i zwiedzić 2-3 winnice przemieszczając się pomiędzy nimi nogami. Padło na winnice Thelema i Tokara. Uberem dotarliśmy do tej pierwszej, która ogólnie bardziej nam się podobała, bo była bardziej kameralna i nietłoczna. Po degustacji podążyliśmy do Tokary, po drodze oglądając winne krajobrazy. W Tokarze również degustacja i Uberem do miasteczka na jakiś żer, a potem kolejny Uber do koczowiska.

Dzień 5. Trasa Stellenbosch – Gaansbai. Po drodze jest sporo punktów widokowych, czasem są na nich przyczepy z kawą albo baboony, ale pierwsze (i ostatnie) wieloryby widzieliśmy z Hermanus. Uprzednio jeszcze odwiedziliśmy kolonię pingwinów w Stony Point (jest mniej oblegana, a do tego w tym dniu wstęp był bezpłatny). Tam też zatrzymaliśmy się na żer i zakupy, a potem podążyliśmy do De Kelders, gdzie mieliśmy nocleg.

Dzień 6. Trasa Gaansbai – Przylądek Igielny – Swellendam. Dzień w sumie dość nużący, bo sporo jazdy. Przylądek Igielny ok, granica oceanów była, poza tym napotkaliśmy mini żółwika w zaroślach. Strasznie wiało, toteż nie pozostawaliśmy zbyt długo i pomknęliśy do Swellendam, gdzie zaplanowaliśmy spanie. Swellendam to taka trochę dziura, ale nienajbrzydsza, jest też kilka restauracji i lokalny minibrowar. Mieliśmy nocleg z fajnym widokiem na góry, poobserwowaliśmy też lokalne ptactwo.

Dzień 7. Trasa Swellendam – Mossel Bay – Wilderness
W Mossel Bay zatrzymaliśmy się na spacer I kawę, a potem pomknęliśmy do Wilderness na Great Kingfisher Trail. Zimorodka nie uświadczyliśmy, ale było sporo innych ptaków a sama trasa całkiem przyjemna. Tu znów mieliśmy widokowy nocleg, ale niestety przyszły deszcze i wieczór pt „ wino, ocean” musiał zostać „winem pod kocem”.

Dzień 8. Wilderness – Plettenberg Bay. Tego dnia sobie jechaliśmy z postojem w Knysnie. Powędrowaliśmy po okolicach laguny, wjechaliśmy też na jakieś punkty widokowe. Po południu dotarliśmy do Plattenberg Bay, poleźliśmy na taras widokowy i ujrzeliśmy delfiny. Samo miasteczko ma całkiem przyjemny, trochę wakacyjny vibe.

Dzień 9. Z rana wyruszyliśmu do Robbergs Nature Reserve. Piękne miejsce, super widoki, dużo fok (i foczeg zapachu). Zdecydowaliśmy się na najdłuższą, ok. 10 km trasę. Warto wiedzieć, że jest ona nienajłatwiejsza (zwłaszcza pod koniec trochę wspinaczki po kamieniach itp), ale widoki wyborne i polecam wielce. Potem przemieściliśmy się do Storms River na nocowanko.

Dzień 10. Od rana przyatakowaliśmy Tsitsikamma NP, wiszące mosty i te sprawy. Jeden dzień to trochę za mało na tą okolicę, ze dwa byłyby optymalne, ale cóż robić. Po południu wyruszyliśmy do Port Elisabeth, tam spanko koło lotniska, a wcześniej jeszcze wpadliśmy w okolice wybrzeża i molo, ale nie było to specjalnie ciekawe doświadczenie.

Dzień 11. Rano lot do Johannesburga i małe zamieszanie przy oddawaniu pojazdu, o którym wspomniałam w odpowiednim wątku. Lot South Africanem o czasie i bez historii, w czasie lotu mini jedzonko (kanapka, owocki) i napoje (kawa/herbata/soki). Z ciekawostek, w eco na krajówce można było wybrać specjalne danie, wybrałam wegańskie a mąż wegetariańskie. Mąż dostał wegańskie a ja mięso.... Po zgłoszeniu zamieniono, ale to tylko dowodzi, że zawsze warto dokonać obserwacji żywności przed spożyciem;) W Johannesburgu odbiór auta szybki i bezproblemowych. Z lotniska jechaliśmy w stronę Graskop, z przystankiem w mallu na zakupy pod kątem Krugera. Do Graskop dojechaliśmy późnym popołudniem, jedzonko, piwko w lokalnym pubie nazwanym na cześć psa rezydenta i do spania.

Dzień 12. Graskop – Phalaborwa. Jechaliśmy sobie Panorama Route. Ponieważ większość punktów widokowych jest płatna, wybraliśmy jeden wodospad (Berlin), Three Rondavels i jeszcze jeden bezpłatny punkt widokowy. Do Phalaborwy można jechać dwoma drogami, z czego jedna (krótsza) jest momentami tragiczna, dziurawa i nie polecam. Obawiałam się, że tam sczeźniemy i zjedzą nas dzikie zwierzęta. Niemniej, skoro to piszę, to znaczy, że szczęśliwie dotarliśmy do Phalaborwy. W samym miasteczku właściwie nic nie ma, więc zabunkrowaliśmy się w naszej spalni. Było ciepło, więc odpoczęliśmy trochę nad basenem.

Dzień 13-16. Park Krugera. W Krugerze spędziliśmy 3 noce w następującej kolejności: Olifants, Skukuza, Lower Sabie. Jeżdżenie i obserwacja zwierzyny – niesamowite. Wyjeżdżalismy codziennie o świcie, potem około 10-11 przerwa na kawusię, jeżdżenie, ok. 14-15 logowanie w obozowisku i wyjazd na dalszą jazdę. Ani przez chwilę nam się nie nudziło a zwierzyny był wiele. Nie wykupywaliśmy dodatkowych wycieczek (na nocne byliśmy zawsze już za bardzo umordowani, poranne robiliśmy sami; raz myśleliśmy wziąć sunset drive, ale nie było już miejsc). Sam Park – drogi, infrastruktura, itp. Są bardzo dobrze zorganizowane. W każdym campie jest restauracja i każda ma jakieś wege opcje. Jeśli chce się korzystać ze wspólnych kuchni, trzeba mieć osprzęt (chociaż w Lower Sabie były też mikrofalówki). Warto przy wjeździe kupić książeczkę-mapkę, żeby sobie na bieżąco planować trasy + są ryciny ptactwa i zwierzyny, więc można sprawdzić z kim/czym ma się do czynienia. Z perspektywy stwierdzam, że Skukuza jest trochę za duża i nie ma takiego efekty jak w mniejszych obozach. Lower Sabie chyba było najprzyjemniejsze, Satara też wyglądała przyjaźnie, ale nie udało nam się tam znaleźć wolnego miejsca. 16go dnia opuściliśmy Krugera i pojechaliśmy na nocleg w okolicach Mbombeli, zwiedzając po drodze tamtejszy Ogród Botaniczny. Przez resztę dnia raczyliśmy się odpoczynkiem nad basenem, bo jednak 3.5 dnia wielogodzinnej jazdy i wstawania o świcie trochę nas zmordowały.

Dzień 17 – ku lotnisku. Ok. 10 wyjechaliśmy z Mbombeli, tudzież Nelspruit i podążyliśmy ku lotnisku, z jednym przystankiem w mniej więcej połowie drogi. Trafiliśmy na „MOP”, gdzie poza sklepikiem, stacją, knajpkami był też punkt obserwacji zwierzyny (nosorożce, bawoły, strusie, żyrafy) – nie planowaliśmy tego, ale dzięki stacji zyskaliśmy 4-ty okaz do naszej Big5;) Na lotnisko dotarliśmy ok. 15, wylot o 17:55 i właściwie nie narzekaliśmy na nadmiar czasu na lotnisku (zwłaszcza kolejka do paszportów była powolna, czynne tylko 2 budki, warto mieć to na uwadze). Lot Turkishem znów bez historii, ale tym razem przynajmniej nie o głodzie. W Istambule mieliśmy przesiadkę od 4:30 do 18:30, pojechaliśmy metrem na miasto a po powrocie na lotnisko zgarnęliśmy jeszcze voucher na żer od Turkisha. To by chyba było na tyle

Podsumowując, RPA zrobiło na nas super wrażenie. Jeśli istotna jest dla Was natura, zwierzyna, ptactwo - będziecie zadowoleni. Jesli chodzi o bezpieczeństwo to trzymaliśmy się podstawowych zasad (wszytsko w bagażniku, nie szwędanie się po zmroku - tu wyjątek zrobiliśmy nocnym spacerem po Graskop;)). generalnie nie przytrafiło się nam nic nieprzyjemnego ani podejarznego, aczkolwiek trzymaliśmy sie z daleka od miast i przebywalismy głównie pośród natury.
Chętnie odpowiem na wszelkie pytania!
_________________
http://www.liswplecaku.pl
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 47 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group