Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 13 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 31 Gru 2014 19:24 

Rejestracja: 06 Mar 2014
Posty: 84
Wstęp
Zacznę od standardowego zdania - Cześć, mam na imię Sylwester i chciałbym Was zaprosić do przeczytania relacji z Indii i Malediwów.
EDIT 26.02. Zapraszam do przeczytania relacji z ciekawych Indii i pięknych Malediwów. Odbyła się ona w grudniu i objęła 4 kraje. Na początku w ogóle nie miałem zamiaru pisać z niej relacji, ponieważ od kilku miesięcy tworzę moją wymarzoną książkę podróżniczą i chciałbym do niej ''dorzucić'' tę wyprawę. W końcu jednak podjąłem decyzję napisania również czegoś tutaj.
Dobra ja już skończę ten wstęp, bo widzę, że mi coś on nie wychodzi. Na razie tylko dwa kraje, gdyż stanowiły one większość podróży. Chociaż nie wykluczone, iż dalsza cześć wycieczki również będzie opisana (też była fanstastyczna).
Jeszcze tylko plan relacji, chyba najkrótszy jaki się dało:
12 - 20 - Indie (Delhi i Koczin)
20 - 24 - Malediwy (Villingili i Maafushi)
----------------------------------------------
12.12 WAW - IST - Turkish Airlines
12.12 IST - DEL - Turkish Airlines
18.12 DEL - COK - IndiGo
19.12 COK - MLE - Spicejet
----------------------------------------------
Do Indii jeździmy co jakiś czas odwiedzić rodzinę, jednak w tym roku postanowiliśmy zwiedzić trochę więcej tego pięknego kontynentu. Odpowiedniej trasy szukałem przez parę miesięcy. Przewijały się naprawdę różnę kraje, ale w końcu się udało, jedziemy na Malediwy!
I na zakończenie zapraszam do poprzednich wpisów:
w-krainie-reniferow-turku-2014,1507,56202
francja-maroko-i-wlochy-wakacyjna-podroz-2014-live,219,51853
weekend-w-zielonej-gorze-i-okolicach,221,51404
viewtopic.php?t=46960 - fotorelacja z Rovaniemi
Ok, teraz ostateczny koniec. No nareszcie ;)

12 grudnia
Wybiegłem ze szkoły po chemii, po drodze kupiłem dwa sznurki obwarzanków. Powrotem do domu długo się nie nacieszyłem, ponieważ zapomniałem butów, toteż musiałem wracać do szkoły. Z obwarzankami też nie wyszło najlepiej. Usłyszałem, że z tym nas nie wpuszczą do samolotu (chociaż kiedyś wpuścili nas z otwartym batonem, a jak wylatywaliśmy z lokalnym bounty), więc musiałem je zjeść przed kontrolą bezpieczeństwa (mianowicie w domu, przed taksówką i prz nadawaniu bagażu). Lotem do Stambułu leciało bardzo dużo Turków, więcej niż Polaków. Pomimo tego, że przelot trwał tylko 2,5 godziny, na pokładzie był normalny system rozrywki z dużą ilością filmów. Rozdano nam również posiłek obiadow, kurczak albo ryba. Widać, że najlepsze europejskie linie lotnicze dbają o swój tytuł. Jedynym minusem było dosyć spore opóźnienie, przez które, po opuszczeniu samolotu, musieliśmy się mocno spieszyć do następnej bramki. Boarding poszedł sprawnie. Airbus A330 ma rozkład foteli 2-4-2. My na szczęście dostaliśmy dwie ''dwójki''. Lot znowu minął bardzo przyjemnie. Jedzenie było dobre, filmów było dużo, dostaliśmy koc, opaskę na oczy, zatyczki do uszu (niezwykły dar losu, uratowały mi prawie wszystkie noce podczas wyjazdu) i inne skarpety (również okazały się być darem losu..., ale nie dla mnie ;)).
13 grudnia
Parę minut przed 6.00 wylądowaliśmy w Delhi. Akurat lekko padało. Po wyjściu z rękawa poczułem charakterysztczny zapach tego kraju. Ach, znowu tutaj ;) Kiedy wyszliśmy z lotniska, to mnie zamurowało. Jak tu nowocześnie! Jak to wszystko się zmieniło! Przed nami znajdowały się wrota do metra. Mianowicie do Airport Express, która jedzie z centrum do Dwarki przez lotnisko. Linia została otwarta w lutym 2011 roku. Jak już mówiłem, wszystko wygląda naprawdę dobrze. Kupiliśmy żetony do stacji końcowej, czyli Dwarka Sector 21. Przed wejściem na peron trzeba przejść przez bramkę i przeskanować bagaże/torby/czy co tam macie. Zresztą to
samo jest przy obiektach typu mall (indyjskie galerie handlowe, w mieście jest ich pełno, od tych malutkich do wieeeelkich obiektów ze światowymi markami), przy zabytkach (np. przy Qutb Minar czy Humayun's Tomb) oraz w innych miejscach, gdzie znajduje się duże zbiorowisko ludzi. Wracając do tematu, metro jest automatyczne i czyste. Za pomocą kropeczek na wyświetlaczu można sie dowiedzieć, jak długo będzie się jeszcze jechać. Wszystko godne Dubaju (nie byłem w Dubaju 8-)). Oczywiście piszę cały czas o tej linii lotniskowej, bo innymi nie jechałem. Indie ogólnie teraz się bardzo rozwijają. Sprzed stacji podziemnej kolejki typu metro, odebrał nas mój wujek i kuzynka. Pojechaliśmy dwoma samochodami, ponieważ w jednym nasze bagaże - grubasy się nie mieściły. Był to sobotni poranek, więc korków jeszcze nie było. Szybko dojechaliśmy do naszego hotelu w Dwarce. Dosyć drogiego, ale zależało nam na lokalizacji. Dwarka to obszar znajdujący się w południowo - zachodnim Delhi. Można powiedzieć, że to duża dzielnica, taki delhijski Ursynów. Mieszka tam około miliona osób. Dwarka składa się z sektorów, których jest ponad 20. My mieszkaliśmy w Sektorze 10, a wujek z rodziną w sąsiednim.
Po wejściu do pokoju odrazu rzuciłem się na łóżko. Dokończyłem ''Gringo wśród dzikich plemion'' Cejrowskiego i, pomimo moich postanowień, poszedłem spać ;) Byliśmy dzisiaj zaproszeni do domu wujka. Poszliśmy, a raczej pojechaliśmy, tam po około 6 godzinach. Hello! Namaste! Good afternoon! Spędziliśmy tam kilka godzin, podczas których zjedliśmy lunch, pogadaliśmy i ustaliliśmy plany na jutro. Wieczorem wybraliśmy się razem do restauracji. Wreszcie miałem spróbować Butter Chicken w Indiach. Jak w Polsce te danie jest takie pyszne, to tutaj musi być to jakaś eksplozja smaku. Niestety trochę się zawiodłem. Kucharze zrobili to danie na ostro (I JA SIĘ DZIWIĘ?!), co mi niezbyt pasowało. Oczywiście nie było to złe, szczególnie z Butter Naan, jednak trochę się zawiodłem. Wracając trafiliśmy w korek (naszczęście był mały). A co oznacza korek w drugim najbardziej zaludnionym kraju świata? KLAKSONY! KLAKSONY! I JESZCZE RAZ KLAKSONY! Tworzyły symfonię godną tych Beethovena. Tutaj jest to narżędzie służące do komunikacji.
14 grudnia
Dzisiaj jechaliśmy do miasta Gurgaon położonego na południe od Delhi. Naszym celem podróży było Kingdom of Dreams. Krajobraz był bardzo różnorodny. Raz mijaliśmy nowoczesne budynki, a raz pustkowia. Było też parę krów po drodzę. Gdy dojechaliśmy na miejsce zobaczyliśmy imponująco wygladające budowle. W głównych z nich panował półmrok, setki zapalonych lamp nadawało temu miejscu fajny klimat. Na górze było... niebo. Piękne, błękitne, jasne niebo. Zaraz, zaraz...przecież z zewnątrz te miejsce było zamknięte. I skoro tu jest niebo, to czemu tu jest tak ciemno? Odpowiedź jest prosta: niebo było stuczne :) BA DUM TSSS!
W środku było dużo różnych sklepików, barów i restauracji. Miejsce było bardzo ciekawe. W środku przedstawiono różne style w architekturze niektórych stanów Indii (różnice pomiędzy stanami w Indiach są trochę większe niż województwami w Polsce ;)). Naprawdę ciekawy pomysł. Ogarnięcie tego zajęło mi około 30 minut (wcześniej chodziłem i zastanawiałem się co to jest). Po wyjściu padał deszcz, więc zrobiłem tylko zdjęcia innych budowli.
Po odwiedzeniu Królestwa Marzeń pojechaliśmy do domu drugiego wujka i jego rodziny. Spędziłem tam kilka przyjemnych godzin. Obejrzałem zdjęcia z wyjazdów wujka, Kambodża, Malezja, Zambia i RPA. Ja również pokazałem zdjęcia z Polski. No i przy okazji zjedliśmy obiad ;) Dzień ogólnie udany.
Image
Radżastan
Image
Sztuczne niebo
Image

15 grudnia
Około 14 wyruszyliśmy do miejsca o nazwie Qutb Minar. Tym razem trafilśmy w prawdziwy korek. Na ulicy panował chaos. Samochody stały w miejscu, skutery i riksze wciskały się w każde możliwe miejsce, podobnie zachowywali się ludzie. No i oczywiście jeden dźwięk towarzyszył nam cały czas: TRY TRYYY TR TR TR TRYYYYYYYYYYYY. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Jak taki kierowca ma się zoorientować, że to akurat na niego ktoś trąbi?! Jechaliśmy ciasnymi uliczkami Delhi. Dokoła było pełno ludzi, krów i starych domów. Mijaliśmy wysypiska śmieci i mall'e. Indie to kraj kontrostów i to, że raz się mija opisywane wcześniej miejsca, a zaraz potem luksusowe sklepy raczej nie dziwi.
Po kilkudziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wejście do parku, w którym znajduję się Qutb Minar i inne zabytki kosztuje 10 Rs. dla mieszkańców i 250 Rs. dla turystów. Całość jest chroniona przez UNESCO. Przy wejściu, jak już wcześniej wspominałem, trzeba przejść przez bramkę. Potem odrazu widać minaret. Idąc w jego stronę zobaczyliśmy wiewiórkę. Oczywiście trzeba jej było zrobić zdjęcie. Co tam jakieś zabytki, wiewiórka ma pierszeństwo 8-) A teraz trochę historii ;)
Qutb Minar to minaret zbudowany z czerwonego piaskowca, mierzy 72,5 metrów wysokości i 14,3 m średnicy u podstawy. Jego budowę w 1192 rozpoczął Qutbuddin Aibak - pierwszy muzułmański sułtan Delhi. Skończył ją jego następca Iltutmish. Niszczony przez trzęsienia ziemi i pioruny minaret stoi do dziś. Do 1981 można było wejść na górę budowli, jednak tego roku zdarzył się wypadek, w którym zginęło 45 osób. Od tego czasu wieżę można oglądać tylko z zewnątrz.
W całym kompleksie znajdują się również ruiny pierwszego meczetu Indii, grobowiec Iltutmisha oraz tzw. Iron Pillar. Cała niezwykłość tego ''słupa żelaza'' to jego niezwykła odporność na korozję. Kolumna jest ogrodzona małym płotkiem, który chroni ją przed turystami. Według tradycji, aby mieć szczęście trzeba stanąć do kolumny tyłem i z tyłu skrzyżować ręce. Nic dziwnego, że postanowiono ją ogrodzić :)
Chodząc po ruinach tego miejsca czuć było jego dawną doskonałość. Wszystko wyglądało bardzo imponująco. Jeden Hindus zapytał mnie o zrobienie zdjęcia (ja to chyba przyciągam ludzi pragnących zdjęcia) przed bramą. Naprawdę ładną bramą ;) Idąc dalej znaleźliśmy się na wzniesieniu, z którego rozciągał się fajny widok na okolice. A więc parę kliknięć aparatu i w drogę! Następnie trafiliśmy do grobowca samego Iltutmisha. I tu niespodzianka! Dwóch Hindusów postanowiło zrobić sobie sesję zdjęciową. Przybierali różne pozy i miny na grobie, zamieniali się miejscami itd. W końcu zrezygnowałem ze zdjęcia i poszedłem dalej. A oni nadal tam byli! Dalej doszliśmy do Alai Minar. Jego budowę rozpoczął Alauddin Khilji. Chciał by jego budowla była dwa razy większa od pobliskiego Qutb Minar. Jednak ostatecznie zaprzestano budowy, a minaret osiągnął wyskość równą tylko 24,5 metrów. Do dziś stoi podstawa tego niedokończonego projektu.
Kompleks Qutb Minar okazał się być świetnym miejscem. To jest właśnie fantastyczne w Indiach. Takie perełki można zaleźć w środku miasta. Polecam każdemu. Zresztą zwiedzanie z rodziną mieszkającą na miejscu było bardzo przyjemne.
Potem pojechaliśmy szukać miejsca, gdzie można było zjeść obiad. Kierowca zawiózł nas do baaaaaaaardzo wieeeeelkiego mall'u. W rzeczywistości to chyba było kilka budynków, ale sprawiały wrażenie bycia jednym. Tym razem amerykańsko. Mmmm ;) Burgery ;)

Image
Qutb Minar
Image

Image

Image
Iron Pillar
Image
Alai Minar

16 grudnia
Utknęliśmy w jeszcze większym korku. Niestety w Delhi dojechanie do czegokolwiek wiąże się z staniem w korku. Parę dni temu, kiedy przyjechaliśmy, jeżdzenie po tym mieście sprawiało mi przyjemność. W weekendy ruch jest trochę mniejszy... no dobra, DUŻO MNIEJSZY. Żeby nie było za łatwo, to nasz kierowca nie znał drogi i co chwilę musiał kogoś pytać, jak dojechać do Humayun's Tomb. Kiedy dojechaliśmy na miejsce to byłem w lekkim szoku. TO PO TO TYLE TŁUKLIŚMY SIĘ SAMOCHODEM? Przed nami rozciągał się park, a na środku stała niepozorna, mała, biała budowla. No nic, obejrzmy chociaż to. Jednak, okazało się, że to tylko brama. Zza niej wyłoniła się budowla z kopułą. Po bokach również były ciekawo wyglądające konstrukcje. Podeszliśmy bliżej i... zaraz, zaraz...gdzie się podziała kopuła?! I tutaj kolejne zaskoczenie, to znowu była brama. Kopuła należała do Humayun's Tomb (tym razem już tego prawdziwego), który postanowił się sprytnie ukryć. WOW. WOW. I JESZCZE RAZ WOW. Od paru dni byłem niezadowolony, bo moje plany pojechania do Agry i zobaczenia Taj Mahal się nie udały. Ale to w pełni rekompensowało straty. Humayun's Tomb jest jednym z grobowców Mogołów, którzy rządzili północnymi Indiami od XVI do XIX wieku. Należy on do Humajuna, jednego z władców tej dynastii. Budową kierowała wdowa po nim. Grobowiec był prekursorem dla Taj Mahal'u. Historia Indii jest bardzo ciekawa, a zobaczenie wszystkich grobów władców dynastii Mogołów było by fajnym celem podróżniczym.
Miejsce równie piękne, co Taj Mahal. Czuć potęgę tego miejsca. Po wejściu na górę, można zobaczyć inne budowle rozmieszczone wśród drzew. W większości były to grobowce jakiś tam ważnych osób :) W końcu weszliśmy do pomieszczenia, gdzie znajdował się sam grób. Porównując do samego otoczenia, to nie wyglądał on imponująco. Zwykła mała bryła. W samym mauzoleum jest dużo innych miejsc pochówku. Prawdopodobnie należą one do członków rodziny Humajuna, ale pewny nie jestem.
W drodzę do wyjścia można zobaczyć wspomniane wcześniej inne grobowce. My zobaczyliśmy ten należący do Isa Khana i chyba jakiś meczet. Niestety nie pamiętam dokładnie.
Dowiedziałem się również o ciekawej rzeczy: w Indiach niektórzy wierzą, że zdjęcie na tle zachodzącego słońca to zły znak.
Wracając zajechaliśmy coś zjeść. Pojechaliśmy do miejsca o dźwięcznej nazwie Eatiopia. Był to zbiór barów, w którym po prostu się zamawiało, odbierało i siadało do wolnego stolika. Jedzenie było nawet dobre i tanie. Za trzy duże pełne obiady zapłaciliśmy niecałe 50 zł. Następnie udaliśmy się do India Gate, czyli 42 metrowego zabytku zbudowanego ku chwale żołnierzom poległym w I Wojnie Światowej oraz wojnach z Afganistanem. Ruch wokół niego był akurat zamknięty, ponieważ niedługo do Indii miał przylecieć Obama.

Image
Humayun's Tomb
Image
Ładny krajobraz
Image
Grób
Image
Inne grobowce
Image
Brama Indii
Koniec pierwszej części, za parę godzin druga :)
_________________
http://smakpodrozyserniczek.blogspot.com/


Ostatnio edytowany przez Serniczek 26 Lut 2015 16:29, edytowano w sumie 3 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
Stena Line: 24-godzinny rejs przez Bałtyk z noclegiem na statku od 119 PLN/osoba (kod zniżkowy) Stena Line: 24-godzinny rejs przez Bałtyk z noclegiem na statku od 119 PLN/osoba (kod zniżkowy)
Przygoda w Wietnamie: Ho Chi Minh, Da Nang i Hanoi w jednej podróży z Warszawy za 3365 PLN Przygoda w Wietnamie: Ho Chi Minh, Da Nang i Hanoi w jednej podróży z Warszawy za 3365 PLN
#2 PostWysłany: 01 Sty 2015 00:56 

Rejestracja: 06 Mar 2014
Posty: 84
Część druga

17 grudnia
Cały dzień spędziliśmy oglądając Red Fort i kupując ubrania w mall'u. Poniżej w komentarzach jest ciekawa legenda o wiewiórkach. Zapraszam :)
Wieczorem byliśmy zaproszeni na przyjęcie pożegnalne.
Przyszliśmy do domu wujka, cioci (co za śmieszne słowo :)), kuzynki i babci :) Przyszła również rodzina drugiego wujka. Oglądaliśmy seriale, zjedliśmy pożegnalny obiad. Indyjska kuchnia średnio mi smakuje (choć niektóre dania są przepyszne), to indyjskie desery są fantastyczne. Gulab Jamun! Rasgulla! Ras Malai! Mmm! Wieczór był bardzo przyjemny.

18 grudnia
Rano przed hotelową recepcją spotkaliśmy się po raz ostatni z ciocią i kuzynką. Ostateczne pożegnanie, że tak powiem ;)
Kierowca zabrał nas na lotnisko. Kontrola bezpieczeństwa była strasznie zagmatwana. Kilka razy kazano zmienić na bramkę. Potem jeszcze strażnik zaczął ze mną rozmawiać na temat mojego nazwiska :) Wreszcie udało się przejść! Costa Coffe uraczyła mnie bardzo dobrą kanapką. Zaraz potem rozpoczął się boarding na lot Indigo z Delhi do Koczin
Lot minął dosyć szybko. Lądując widziałem przez okno palmy. Jaka miła odmiana. Niestety z Kerali nie napiszę zbyt dużo, ponieważ jedna osoba miała problem z żołądkiem, więc odrazu po przylocie pojechaliśmy do hotelu.

19 grudnia
Rano wstaliśmy i w pośpiechu pojechaliśmy na lotnisko. Gdy wczoraj jechaliśmy do miasta, to wpadliśmy w korek i podróż zajęła nam półtorej godziny. Jednak teraz było inaczej. Drogi były w miarę puste, a kierowca lubił przycisnąć pedał gazu, toteż dojechaliśmy na miejsce w 40 minut. Port lotniczy w Koczin jest bar...,przepraszam, MIĘDZYNARODOWY Port lotniczy w Koczin jest bardzo ciekawy z wyglądu. Wchodzimy na terminal i co? Lot jest opóźniony o 30 minut. No pięknie. Ja wiem, że półgodzinne w normalnych sytuacjach nie powinno nikogo martwić, ale Spicejet miał wtedy poważne kłopoty finansowe (i najprawdopodobniej nadal ma). Ogromna ilość lotów była odwołana. Obawialiśmy się, że z naszym lotem stanie się to samo. Na nadanie bagażu czekaliśmy prawie godzinę. Następnie dostaliśmy pieczątki wyjazdowe z Indii, przeszliśmy kontrole bezpieczeństwa i wreszcie znaleźliśmy się przy bramkach. Jednakże do wylotu zostało jeszcze prawie 3 godziny. Później się okazało, że lot jest opóźniony o kolejne 10 minut. Terminal był strasznie opustoszały. Ilość pasażerów można było policzyć na palcach dwóch rąk i nóg. Lotnisko jest strasznie roooozciągnięte, pomimo tego, że jest tam tylko 6 bramek. Standardowo oczywiście sklepy, bary i toalety (zdziwiłem się strasznie, jak wszedłem do miejsca ablucji) oraz mniej standardowo - pokoik modlitw. Niestety do środka nie wszedłem. W końcu rozpoczął się boarding. JEJ! LECIMY! Samolot był pusty. Około 50 % procent miejsc było zajętych. Mi to pasowało. Wybrałem sobie miejsce przy oknie w lepszym położeniu niż z widokiem na koło. Zależało mi na tym, ponieważ lądowanie na Malediwach należy do jednego z najpiękniejszych na świecie. Małe wysepki pośród turkusowego morza. Ja musiałem mieć to na zdjęciu! Powoli zaczęliśmy kołować do pasa startowego. Silniki wydały charakterystyczny dźwięk, przyspieszyliśmy. Coraz szybciej, coraz szyybciej, coraz szyyybciej i nagle... zaczęliśmy hamować. Zjechaliśmy z pasa i znowu zaparkowaliśmy. Kapitan oznajmił nam, że są problemy z lewym silnikiem. Mechanicy próbowali parę razy naprawić usterkę, ale silnik cały czas gasł. Kazano nam wyjść z samolotu. Po ponownym wejściu na lotnisku pojawił się kolejny problem. Strażnicy nie chcieli nas z powrotem wpuścić. Ponadto ludzie się kłócili. Niektórzy mieli transfer na Sri Lanke. Inni mieli porezerwowane ultra - drogie hydroplany do ultra - drogich resortów. Ogólnie atmosfera nie była najlepsza. Ostatecznie nas jednak wpuszczono. Poszliśmy do baru na kanapkę. Dowiedzialiśmy się, że lot się odbędzie, ale dopiero za 8 godzin. Na górnym piętrze lotniska w Koczin znajduje się przyjemne patio, gdzie można spędzić miło czas. Niestety przesiadywali tam również palacze. Meh. Nienawidze papierosów.
W między czasie zacząłem kolejną książkę Cejrowskiego. W końcu zaczął się drugi boarding. I teraz wstąpił kolejny problem.
Zniknęły 2 boarding passy. Musieliśmy się przez 10 minut wykłócać z załogą. Zabrali gdzieś dwóch towarzyszów podróży. Po 5 minutach wrócili. Na szczęście nas wpuścili. Lot był króciutki i bardzo przyjemny. Dobra książka umili każdy czas. Jednak widoków nie było żadnych. To znaczy lądując widać było zbiorowiska świateł pośród czerni, ale nie o to mi chodziło.

20 grudnia
Z lotniska odebrał nas pracownik SeaHouse TopDeck, naszego guesthouse'a na Villingili. Poszliśmy razem na prom do Male. Potem dwoma taksówkami (bagaże - grubasy, niestety nikt nie chce zrozumieć, że z plecakiem podrózuje się lepiej). My trafiliśmy na bardzo miłego taksówkarza. Opowiadał nam o mieście i o tym, co właśnie mijamy ;)
To gdzie jedziecie? - zapytał
Maafushi - odpowiedziałem
Ale teraz nocujecie na Villingili, tak? - zapytał znowu
Nooo - odpowiedziałem znowu
Więc czemu zdecydowaliście się na pobyt na lokalnej wyspie - kierowca znowu zaatakował pytaniem
Wychodzi taniej - odparłem
Aaa, przepraszam -....
I to będzie bardziej interesujące - ...
Taaaak, możecie poznać naszą kulturę - taksówkarz zakończył rozmowę
Pochwalił się też, że jedziemy najdłuższą drogą w kraju ;) Życie tutaj wydaje się być takie fascynujące.
Dojechaliśmy do terminala portowego, z którego odpływał prom na Villingili. Rejs był krótki i przyjemny.
Villingili to mała wyspa na zachód od Male. Można powiedzieć, że to takie przedmieścia stolicy. Tam jest głośno i ciasno, tutaj panuje spokój.
Gdy doszliśmy do hotelu, natychmiast zasnąłem. Po obudzeniu poszliśmy na spacer. Oczywiście najpierw poszliśmy na plażę. Drogę pokazała nam bardzo miła Norweżka. Idąc tam minęliśmy napis ''Euro 2012'' namalowany na ścianie. Plaża była piękna. Pierwszy raz mogłem wejść do maldiwskiej wody. O to chodziło! :) Znajdowały się tam również ''hamakosiady'', czyli metalowa krata, na której powieszona jest siatka. Na Malediwach często zastępuje to ławki. Chociaż są one średnio wygodne.
Na wyspie znajduje się również meczet, sklepy, port i parę guesthouse'ów. Ogólnie jest to bardzo ładne miejsce.
Prom do Male odpływa co chwilę. My musieliśmy płynąć trochę wcześniej, ponieważ baliśmy się, że zabraknie biletów. Naszczęście ich nie zabrakło. Mieliśmy trochę czasu, więc poszliśmy do miasta szukać bankomatu. Każdy człowiek zapytany o drogę odpowiadał coś innego, więc znalezienie naszego celu podróży zajęło nam 15 minut, przy okazji zwiedziliśmy prawie całe miasto ;) Kupiliśmy wodę sodową i ''lemoniadę'' z Bangladeszu, która okazała się być obrzydliwa.
Prom na Maafushi płynie troszkę ponad półtorej godziny. Po drodzę mija się kilka resortów, ale przez większość czasu nie ma nic. Płynęliśmy pomiędzy Północnym Atolem Male a Południowym Atolem Male. Po dopłynięciu odebrali nas pracownicy guesthouse'u Arena Lodge. Na wyspie padał deszcz, więc kałuż było sporo. W recepcji powitano nas zimnym sokiem i ręcznikiem. Następnie zaprowadzono nas do naszych pokoi. Arena Lodge znajduje się na południu Maafushi, podczas gdy, większość ważnych miejsc znajduje się na północy. Pomimo lokalizacji pobyt tam był przyjemny. Pokoje były czyste.
Było już późno, toteż zdążyliśmy zjeść tylko obiad. Dostaliśmy fajne miejsce na plaży. Mogliśmy jeść obiad i jednocześnie patrzeć w taflę wody. I o to chodziło! ;)

21 grudnia
Rano zeszliśmy na śniadanie. Wybór był raczej mały: chleb tostowy, sok, masło, dżem, płatki, mleko i owoce. Dzisiaj płynęliśmy na Sand Bank, czyli na kupę piachu. Dosłownie ;) Wycieczkę kupiliśmy w guesthouse'ie, w którym wczoraj jedliśmy obiad, ponieważ była tańsza.
Motorówka odbijała się od tafli wody. Rejs trwał jakieś 10 minut. Płynęliśmy razem z parą Australijczyków (podobno patrzyli się na moją koszulkę z napisem: No kangaroos in Austria).
Sand Bank to malutka wyspa, na której nie ma nic prócz piasku. To znaczy na naszej było również stado ptaków, ale one odleciały, gdy łódka przybiła do brzegu. Niestety ich odchody nie zachowały się tak samo. Był tam również nieżywy krab (później zrobiło się ich więcej, choć jeden jeszcze nie trafił do Hadesu). Praktycznie całe 4 godziny pobytu tam spędziliśmy na snorkelingu. W zasadzie nie dało się tam nic innego robić, bo wyspa była cały czas zalewana. Rafa koralowa wokół wyspy nie powalała na kolana, ale i tak mi wystarczała. Pierwszy raz byłem w takim miejscu. Zresztą sama świadomość tego, że znajduję się na Malediwach, tworzyła uśmiech na mojej twarzy. Podwodny świat jest bardzo fascynujący. Znajduje się tak blisko nas, a tak mało o nim wiemy. Było tam kilka gatunków tropikalnych ryb. Przyjemnie się je podglądało ;)
Po powrocie przebraliśmy się i poszliśmy na obiad. Wieczorem mieliśmy jechać na łowienie ryb.
Razem z nami była grupa Niemców, którzy okazali się być Holendrami oraz para Chińczyków. Usiedliśmy na górnym pokładzie łódki. W sumie to wszyscy tak zrobili. Niebo było fantastyczne. Wielka chmura przypominająca statek kosmiczny z filmów Sci - Fi. Nawet kosmici chcą oglądać tak piękne miejsce. Na miejscu dostaliśmy żyłkę z haczykiem i rybą na końcu. Zanim zdążyłem ją rozwinąć, już usłyszałem ''First Catch''. I tak cały wieczór cały czas było słychać odgłosu ludzi, którzy coś łapali. Pudełko cały czas napełniało się rybami. Szkoda, że żadna nie była moja...
Image
Sand Bank
Image
Zachód słońca

22 grudnia

Dzisiaj mieliśmy nigdzie nie jechać, aby podleczyć oparzenia słoneczne. Ale rano zjawili się pracownicy naszego guesthouse'u i zaproponowali wycieczkę łódką z oglądaniem delfinów. Zgodziliśmy się, bo i tak nie mieliśmy co robić. I trochę tego żałowałem. Myśłałem, że będziemy z łódki oglądać delfiny, jednak było trochę inaczej. Wpływaliśmy tuż nad stado delfinów, ssaki musiały przed nami uciekać. I tak kilka razy. Co prawda dzięki temu mogliśmy z bliska je oglądać i ludzie byli zachwyceni. Drugi raz bym na to nie poszedł.
Maafushi to lokalna wyspa położona w Południowym Atolu Male. Mieszka tu ponad tysiąc osób. Ludzie są przyjaźni. Turystyka bardzo zmieniła środowisko. Jest tu ponad 30 guesthouse'ów, co zresztą widać po ilości turystów. W 2004 wyspa została poważnie zniszczona przez tsunami. Gdy przypływa się na Maafushi, widać, że jest ona otoczona palmami. Świetnie to wygląda. Takie wyspy lokalne to świetna alternatywa do wysp - resortów. Taki pobyt będzie według mnie dużo ciekawszy niż ten w ''stucznym świecie''.
Malediwy bardzo się zmieniły, od kiedy lokalni mogą budować własne guesthouse'y.
Kupiłem aparat wodoodporny. Niestety zdjęcia będą dopiero 10 stycznia, więc nie mogę ich zamieścić w tej relacji.
Udało nam się wytargować dobrą cenę za snorkeling z rekinem wielorybim. Dużo lepszą niż w Arena Lodge. Podeksyctowany poszedłem spać. Jutro miałem zobaczyć największą rybę świata.

23 grudnia
Rano o 7 rano byliśmy już gotowi do wypłynięcia. Jednak czekała na nas kolejna niespodzianka. Z powodu złej pogody nie płyniemy!
Podobno w regionie, do którego mieliśmy płynąć, jest duża fala, a rekiny chowają się przy złej pogodzie. Uch, takie rozczarowanie z samego rana, ale nie zamierzaliśmy rezygnować ze snorkelingu. Ostatecznie pojechaliśmy na nurkowanie z żółwiami i wyspę piknikową. Norweżka, którą spotkaliśmy parę dni temu, mówiła, że jej się podobało.
Nurkowanie na pełnym morzu jest niezwykłym doświadczeniem. Na powierzchni widzi się tylko granatową taflę wody, a po zanurzeniu wkracza się w inny świat. Korale! Ryby! Jak tu cudownie! Co prawda żółwia widzieliśmy tylko jednego, na dodatek był głęboko pod nami, ale i tak nam się podobało. Widzieliśmy też rekina rafowego. Nasz przedownik cały czas nurkował z GoPro i robił zdjęcia. Niestety snorkeling trwał bardzo krótko. Marzy mi się jeden taki wyjazd, podczas którego nic innego byśmy nie robili ;)
Następnym celem w podróży była wyspa piknikowa. Kiedyś znajdował się tam resort, ale został on zniszczony przez tsunami. Dlatego na wyspie znajdują się różnego rodzaju ruiny. Pomimo tego i tak jest ładnie. Palmy, ładna plaża, rafa koralowa oraz... kraby pustelniki. Tak, stały się one jedną z ulubioną atrakcji na Malediwach ;) Oglądanie ich to super zajęcie. Miałem też okazje być świadkiem podczas bitwy o muszlę. 7 krabów biło się o muszelkę. I chociaż zaciekła walka trwała przez kilkanaście minut, ostatecznie żaden z nich nie wziął skarbu.
Zdjęcia z GoPro:
Image

Image

Image

Image
Zdjęcia z naszego aparatu:
Image
Picnic Island
Image
Picnic Island
Dziękuje za przeczytanie relacji i WESOŁEGO NOWEGO ROKU!
_________________
http://smakpodrozyserniczek.blogspot.com/


Ostatnio edytowany przez Serniczek 02 Sty 2015 00:23, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 01 Sty 2015 12:41 

Rejestracja: 16 Cze 2013
Posty: 254
No super hiper!
A jak nie znajdziesz wydawcy, który nie zażąda na wstępie paru tysięcy na wydanie, to zrób e-booka, za darmo, i roześlij każdemu chętnemu. Ja już zamawiam
Góra
 Profil Relacje PM off
Serniczek lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 01 Sty 2015 12:56 

Rejestracja: 14 Mar 2014
Posty: 1239
Loty: 114
Kilometry: 156 105
niebieski
Patrzta! W Sylwestra pisał ralację i skończył w 4 minety przed pólnocą. To jest artystyczna dusza. Fajna relacja, też chciałbym mieć wujka w Indiach.
Góra
 Profil Relacje PM off
Serniczek lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 01 Sty 2015 13:06 

Rejestracja: 06 Mar 2014
Posty: 84
Dzięki za miłe słowa ;) Ceny w wydawnictwach rzeczywiście nie zachęcają. Książka to na razie tylko plany :) Relacje za to będą na pewno.
A w Indiach mam nie tylko wujka ;) Wesołego nowego roku!
_________________
http://smakpodrozyserniczek.blogspot.com/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 01 Sty 2015 16:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Paź 2014
Posty: 1040
srebrny
Przyjemna relacja, fajnie się czyta ;) Jakby się udało wrzucić więcej zdjęć zwłaszcza ze snorkellingu na Malediwach to by było super :D też mialam to szczęście nurkować tam,ale niestety nasz sprzęt okazał się niewystarczający, więc zdjęcia podwodne mam mocno średnie ;)
_________________
Moje relacje:
Włochy - Liguria / Indonezja / Malmo+Kopenhaga / Dublin / Sri Lanka+Malediwy / Maroko / Amsterdam / Kaukaz / Wyspy Owcze
i: https://www.instagram.com/ola.javv/
Góra
 Profil Relacje PM off
Serniczek lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 01 Sty 2015 17:51 

Rejestracja: 06 Mar 2014
Posty: 84
Na razie tylko zdjęcia z GoPro (nie mojej oczywiście). 10 stycznie wrzucę zdjęcia ze swojego bohatera ze sklepu z pamiątkami ;)
Oj tam, zdjęcia na pewno mają w sobie ukryte piękno :)
Image

Image

Image

Image

Wieczorem postaram się wrzucić trochę krajobrazów z Malediwów
_________________
http://smakpodrozyserniczek.blogspot.com/
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 01 Sty 2015 19:29 

Rejestracja: 13 Lis 2014
Posty: 108
Fajowo... a czy mógłbyś dołączyć jakieś zestawienie finansowe (szczególnie pobytu na Malediwach)?
Jestem przekonany, że to dopełni Twoją relację ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Indie i Malediwy
#9 PostWysłany: 01 Sty 2015 23:58 

Rejestracja: 06 Mar 2014
Posty: 84
Malediwy:
Hotel na Villingili:
SeaHouse TopDeck - 120 USD za 2 pokoje dwuosobowe/1 noc
Pokoje czyste, ale trochę ciasne. Obsługa bardzo miła. Śniadania były dobre, wybór raczej mały, ale wystarczający (choć i tak było więcej niż w Arena Lodge). Warto. Jeśli ktoś musi spędzić jedną noc w stolicy (np. prom jest dopiero następnego dnia), to Villingili będzie przyjemniejszym miejscem niż Male (no chyba, że ktoś lubi takie miejsca).
Hotel na Maafushi:
Arena Lodge - 547 USD za 2 pokoje dwuosobowe/4 noc
Podobnie jak w SeaHouse TopDeck - pokoje czyste (chociaż większe), obsługa bardzo miła. Niestety na śniadaniach był bardzo mały wybór, jednak można poprosić obsługę o jajecznicę, omlet, parówki, kawę czy herbatę. Trzeba się liczyć również z tym, że guesthouse jest położony w południowej części wyspy, a większość ważnych punktów jest na północy (plaża dla turystów, restauracje). Oczywiście nie jest tak, że w okolicach Arena Lodge nic nie ma. Wybór wycieczek mają dosyć spory (my skorzystaliśmy tylko z jednej, inne braliśmy z innego guesthouse'u). Ogólnie pobyt tam uważam za udany.
PS. W relacji coś mi się pomyliło z kierunkami, już poprawiam :)
Image

Restauracje:
My jedliśmy w trzech restauracjach:
-restauracja hotelu Sun Tan (jedzenie średnie - nie było złe, ale nic wybitnego, można dostać stolik na plaży - świetnie się je parę metrów od wody, wieczorem można pooglądać kraby, duży wybór).
-jakaś restauracja, gdzie było sporo lokalnych
-restauracja hotelu Arena Beach
Ceny ''normalnych'' dań wahają się od 10 do 25 zł. W restauracjach panują ryby, ale bez problemu dostaniemy burgera, spaghetti czy pizzę. Ja polecam spróbować kokosa i tzw. Lime Juice
Sklepy:
Na Maafushi jest ich kilka. Są normalnie wyposażone. Jest również mała apteka.

Na Malediwach wydaliśmy około 1500 zł na osobę (hotele, jedzenie, wycieczki, małe zakupy, motorówka na lotnisko)

A teraz trochę zdjęć:
Image
Villingili
Image
Euro 2012 na Villingili
Image
Villingili
Image
Resort w drodzę do Maafushi
Image
Maafushi

BONUS:
Image
Wiewiórka w Red Fort, Delhi
Zastanawialiście się czemu te wiewiórki mają czarne paski? Usłyszłem pewną legendę na temat. Pochodzi ona z Ramajany, starego hinduskiego eposu sanskryckiego.
Sita, żona boga Ramy, została porwana przez demona o imieniu Ravana, który zabrał ją do swojego królewstwa - Lanki. Mąż uświadomił sobie, że musi zbudować most przez ocean, żeby jego armia małp i innych zwierząt mogła uwolnić jego żonę. Wszystkie one pomogały budować most, ale najbardziej wyróżniały się wiewiórki, które nosiły kawałki drewna, piasek i kamyki, które wzmacniały budowlę. Po zakończonej budowie, Rama pogłaskał wiewiórki, a jego palce zostawiły paski, które każdy mógł zobaczyć.
Dodatkowo ta legenda ma jeszcze jedno znaczenie. Pomiędzy Indiami a Sri Lanką są porozrzucane skały. Nazwywają się one Most Adama (można zobaczyć na Google Mapy). Niektórzy twierdzą, że są to pozostałości dawnego mostu.
_________________
http://smakpodrozyserniczek.blogspot.com/


Ostatnio edytowany przez Serniczek, 20 Kwi 2017 20:17, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 10 Sty 2015 21:03 

Rejestracja: 06 Mar 2014
Posty: 84
Mam już zdjęcia z aparatu ze sklepu 8-)

Image
Moje ulobione. Nie wyszło do końca jak chciałem, ale i tak jest nawet ładne.
Image

Image

Image

Image

Image

Image
_________________
http://smakpodrozyserniczek.blogspot.com/
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 14 Kwi 2015 16:15 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Kwi 2014
Posty: 4054
A taki aparat ze sklepu to jest jednorazowy? Ile kosztuje?

ps. legenda o wiewiórkach całkiem miła :)
_________________
Ιαπόνκα76
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 14 Kwi 2015 21:16 

Rejestracja: 06 Mar 2014
Posty: 84
Tak, aparat jednorazowy. Niestety ceny nie pamiętam :(
_________________
http://smakpodrozyserniczek.blogspot.com/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 08 Gru 2015 15:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Lis 2015
Posty: 9
Loty: 1
Kilometry: 3 082
Niesamowita relacja !
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 13 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group