Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 45 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 02 Wrz 2017 18:38 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
@brzemia - Co do kosztów trudno mi polemizować - przekazuję to co usłyszałem:-)
Trzebaby głębiej wejść w taryfy kanału, które pewnie gdzieś są dostępne. Pamiętam jedynie, że kapitan mówił, że opłata dla statków wycieczkowych uzależniona jest od tego ile na nich może być maksymalnie osób (pasażerowie+załoga) bez względu na to ile jest faktycznie. Statek pusty i pełny płaci tyle samo. Sam koszt przejścia nie był natomiast nigdzie wyróżniony w dokumentach rejsu.

Jeśli chodzi o zużycie wody przy śluzowaniu to chyba nadal jest duży problem ponieważ do tego wykorzystywana jest tylko woda z jeziora Gatun. Przewodnik podczas prezentacji mówił, że nowe śluzy mają system, w którym woda krąży w obiegu zamkniętym (mają specjalne zbiorniki buforowe) i w skali roku straty są głównie na parowaniu i nieszczelnościach instalacji. Szacują jednak, że o ile dobrze pamiętam 80% wody jest wykorzystywane w obiegu zamkniętym co radykalnie obniżyło jej zużycie a tym samym ubytki wody z jeziora.

Tak, śluzy po stronie Pacyfiku przywracały nas do poziomu oceanu. Winda jechała w dół:-)
Góra
 Profil Relacje PM off
metia lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Lato w Algarve za 2131 PLN. Loty KLM z Warszawy, 6 noclegów w hotelu + auto Lato w Algarve za 2131 PLN. Loty KLM z Warszawy, 6 noclegów w hotelu + auto
Wczasy na Rodos: tydzień w hotelu z wyżywieniem za 1840 PLN (wylot z Krakowa) Wczasy na Rodos: tydzień w hotelu z wyżywieniem za 1840 PLN (wylot z Krakowa)
#22 PostWysłany: 02 Wrz 2017 21:13 

Rejestracja: 25 Paź 2012
Posty: 1023
niebieski
Ależ rzeczowy i przystępny opis! Zdjęcia też.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#23 PostWysłany: 03 Wrz 2017 08:47 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
@ewaolivka – Cieszę, że relacja się podoba :-)

W uzupełnieniu do części dot. przejścia przez Kanał Panamski dodam, że niektóre linie oferują również rejsy z Florydy z tzw. częściowym przejściem przez Kanał. W ich ramach statek przechodzi przez śluzę Gatun na jezioro, tam zalicza kilkugodzinny rejs widokowy i tą samą śluzą wraca na Morze Karaibskie. Są one nieco krótsze (10-12 dni) niż rejsy z pełnym przejściem przez Kanał ale też cieszą się dużym powodzeniem.

Wracając do relacji: w kolejny dzień dotarliśmy do Kostaryki.

Tego dnia pogoda nie była już tak piekielna jak podczas przejścia przez Kanał Panamski a dodatkowo cały dzień wiał miły wiaterek.

Zatrzymaliśmy się w Puntarenas, typowo turystycznej miejscowości położonej na bardzo długim półwyspie. Port ograniczał się do długiego pomostu-molo, do którego jednocześnie mogły cumować dwa statki:

Image

Praktycznie zaraz po przejściu molo roztaczała się szeroka piaszczysta plaża, z której zresztą korzystało wiele osób. Zaznaczyć przy tym trzeba, że o ile jej część położona na lewo od mola wyglądała zachęcająco to przeciwna strona była jeszcze nieuprzątnięta po sztormie, jaki miał miejsce kilka dni wcześniej i pełno na niej było pni drzew i różnego rodzaju atrakcji wyrzuconych przez morze.

Image

Samo miasto niczym szczególnym nie urzeka – ale nie był to jakiś specjalny problem ponieważ zaraz po zejściu większą grupą przystąpiliśmy do negocjacji z miejscowymi przewodnikami operującymi małymi busami i za 20 USD od osoby wybraliśmy się na kilkugodzinną wycieczkę po okolicy.

Z opowiadania przewodnika wynikało, że w rejonie tym nie ma praktycznie żadnego istotnego przemysłu – o ile jako przemysł nie traktować upraw owoców egzotycznych (głównie bananów), które wyprawiane stąd są na cały świat.

Pierwszym odwiedzonym miejscem był skraj lasu tropikalnego zasiedloną przez liczną kolonię małpek „capucciono” jak nazywali je miejscowi – jednego z kilku gatunków małp żyjących na terenie Kostaryki. Po drodze to w miejsce mijaliśmy Puerto Caldera - drugi port obsługujący statki wycieczkowe w Kostaryce oraz miejsce skąd za granicę ekspediowane są owoce.
Wspomniane małpki zresztą na moje oko są dość często odwiedzane przez różnych gości częstujących je bananami…było widać było, że są przyzwyczajone do tego typu wizyt:-)

Image

Image

Image

Kolejnym punktem wycieczki były okolice parku narodowego „Parque Nacional Carara”, przez który wije się niewielka rzeka. Jej główną atrakcją są licznie zasiedlające ją krokodyle. Dostępne były dwie opcje obserwacji tych gadów: jedna z mostu, pod którym faktycznie mieszka sobie całkiem spora krokodyla rodzina:

Image

Image

Druga opcja obejmowała wycieczkę nurtem rzeki na niewielkich kilkunastoosobowych łódkach…ale trzeba przyznać, że widok krokodyli oraz niespecjalna szerokość i głębokość rzeki zachęciły niewiele osób do skorzystania z tej atrakcji (koszt 20 USD/rejs 2-godzinny). Z informacji przewodnika wynikało, że parę tygodni wcześniej liczono krokodyle na odcinku tej wycieczki i naliczono ich podobno niespełna 3000… Jeśli to prawda to informacją tą raczej nie zachęcił nikogo do skorzystania z wyprawy łódką:-)

Z drugiej strony parę osób wykazało się sporą odwagą (i pewnie brakiem wyobraźni) schodząc z mostu prawie na sam brzeg, żeby móc zrobić zdjęcia krokodyli z bliska. Nawet miejscowi sprawiali wrażenie zaniepokojonych taką odwagą :-) Na szczęście dla wszystkich krokodyle chyba były po posiłku bo nie wykazały specjalnego zainteresowania intruzami :-)

Z samego mostu roztaczał się widok na wspomniany park narodowy, wzdłuż granicy którego później jechaliśmy:

Image

W kolejnym punkcie wycieczki mogliśmy – właśnie ze skraju parku narodowego zobaczyć panoramę tej części Kostaryki (w oddali widać ujście krokodylej rzeki :-) ).

Image

Szczególnie ciekawie wyglądały liczne samotnie stojące dzikie bananowce rosnące na każdym kroku:

Image

W dalszej drodze mieliśmy okazję odwiedzić jeszcze miejsce, w którym występują licznie papugi i iguany. Niestety zdjęcia z tego miejsca zupełnie mi nie wyszły :-(

Wracając zatrzymaliśmy się w przydrożnym sklepie serwującym głównie owoce i napoje…

Image

…i powolutku wróciliśmy do portu.

W drodze powrotnej mijaliśmy jednego z miejscowych, który wracał z połowu. Trzeba przyznać, że złowił całkiem niezły okaz:

Image

Przed powrotem na statek skorzystaliśmy jeszcze z oferty jednego z licznych stoisk z orzechami kokosowymi i zaliczyli rundkę po okolicznych sklepach.

Image

Ja korzystając z okazji kupiłem lokalną kartę SIM z jakimś pakietem internetu i roamingiem na cały region co pozwoliło mi na utrzymanie łączności z krajem. Na ten temat pisałem w osobnym wątku: ameryka-srodkowa-internet-mobilny,822,107102

Dzień minął błyskawicznie...
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#24 PostWysłany: 03 Wrz 2017 15:24 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
Następny postój czekał na nas w Puerto Corinto w Nikaragui.

Image

Przy zejściu lokalny zespół umilał wszystkim czas:

Image

Puerto Corinto to średniej wielkości (ok. 15 tys. mieszkańców) miasteczko z niewielkim zapleczem turystycznym. Głównym tutejszym pracodawcą jest port kontenerowy obsługujący to niewielkie państwo.

Image

Patrząc z pokładu basenowego w głębi widać było główną uliczkę oraz zabudowę Puerto Corinto…

Image

…którego jednak nie było mi niestety dane tym razem poznać. Wynikało to z prozaicznej przyczyny: zaplanowałem na ten dzień wycieczkę do położonego ok. 50 km od portu miasta Leon – historycznej i kulturalnej (ale nie administracyjnej) stolicy Nikaragui.

Przewodnik na początku opowiedział nam krótko o historii tego miasta, które założone w XVI wieku przez Hiszpanów przez kilka wieków „konkurowało” o pierwszeństwo z powstałą praktycznie w tym samym czasie (ale czego nie omieszkał podkreślić: o połowę mniejszą) Granadą. W Leon aktualnie mieszka ok. 200 tys. mieszkańców. Leon i Granada na przemian były stolicą Nikaragui ale jak to bywa: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta i aktualnie stolicą państwa jest milionowa aktualnie Managua.

Samo miasto Leon jest otoczone górami oraz wulkanami. Wybuch jednego z nich zniszczył zresztą prawie doszczętnie miasto w pierwszych latach jego istnienia – aktualnie w tym miejscu dostępna jest odkrywka a samo miasto po ówczesnym wybuchu zostało przeniesione nieco dalej.

Symbolem miasta jest lew (Leon po hiszpańsku oznacza lwa). Jest ich w mieście wiele: przy drogach wjazdowych do miasta, przy fontannie na głównym placu miejskim, przed katedrą a nawet na nagrobku tutejszego wieszcza Rubena Dario pochowanego w katedrze.

Image

Tak w ogóle to pierwsze wrażenia gdy wjeżdżaliśmy do Leon były jak dla mnie średnie. Miasto nieprawdopodobnie odrapane, z olbrzymią ilością remontowanych budynków, rusztowań… Ale po przyjeździe na miejsce muszę przyznać, że bardzo mi się spodobało – zarówno ze względu na jego autentyczność jak również kilka elementów, które trudno zobaczyć gdzieś indziej.

Image

Główny plac miejski ma spore rozmiary i jest absolutnym centrum, wokół którego (i jego bliskiej okolicy) zlokalizowane jest wszystko co w mieście być powinno: targi, sklepy, kościoły, restauracje itd.

Image

Absolutnie najważniejszym zabytkiem Leon jest wpisana na listę UNESCO Katedra. Jest to największa świątynia katolicka w Ameryce Środkowej. Jak na tutejsze klimaty przystało frontowa elewacja jest odnowiona podczas gdy boczne pozostają w stanie totalnej rozsypki – widać na ich remont nie przyszedł jeszcze czas…

Image

Co ciekawe dla zorganizowanych grup dozwolone jest wejście na dach katedry skąd można zobaczyć panoramę miasta i dalszych okolic. Pierwsze co rzuca się w oczy to stosunkowo niska i licha zabudowa i zupełny brak jak na duże miasto (Leon jest drugim po Managui miastem w Nikaragui) typowej wysokiej zabudowy – wieżowców, biurowców itp. Nie ukrywam, że jest to jedna z rzeczy, która mi się tutaj najbardziej spodobała – miasto dzięki temu pozostało bardzo oryginalne.

Image

Image

Image

Image

Image

ImagekP8vVbRt2qapqtYY3U8rhSvHdgZQ7yNHd6CqSMz5F-WrI3jmiKFoI0-Ke1IPxhjnHjH5O_z5jgviRPb4H4i6CrnVFB5Qtx-DrA6XYeTlrrW7USI6uglrpGx1KCVvYU89g0hs1s97UCZXbXhdMuJXfP285fzjK1WfN8Vh2rCqoVxppi9MqcYI98ToJin-cm5ah0YmiH0h7G1M-ev2=w1520-h1012-no[/img]

Na głównym placu przed katedrą zlokalizowany jest dom handlowy oraz urząd miejski z charakterystyczną figurą.

Image

Przy tym samym placu zlokalizowane jest również zajmujące się działalnością edukacyjną (główną część zajmuje biblioteka) Colegio La Asuncion. W przeszłości budynek stanowił m.in. pałac biskupi.

Image

W pobliżu katedry znajduje się dzielnica handlowa z odkrytym targiem oraz licznymi sklepikami. Uwagę przyciągają kolorowe elewacje z bogatymi grafikami przypominającymi murale oraz liczne zdobienia przed wejściami do sklepów, restauracji itp.

Image

Image

Image

Image

W bliskim sąsiedztwie znajduje się również kilka kościołów pamiętających czasy Hiszpanów, z których największe wrażenie robią Iglesia La Merced oraz Iglesia La Recollection:

Image

Image

Pierwszy z nich został trochę przebudowany na współczesną modłę co nie zmienia, że jego korzenie tkwią w XVI wieku.

Będąc w Leon nie sposób zauważyć jeszcze jednej rzeczy: licznych rewolucyjnych murali i graffiti. Z jednej strony odzwierciedlają one bardzo postępowe w kwestiach społecznych poglądy mieszkańców Leon (wspomniana na wstępie Granada pod tym względem jest na przeciwległym biegunie) oraz nawiązują do rewolucyjnej historii miasta.

Praktycznie już obok katedry można zobaczyć pomnik poświęcony ofiarom rewolucji nikaraguańskiej wraz z muralem przedstawiającym historię Nikaragui:

Image

W wielu miejscach można również zobaczyć liczne murale oraz tablice pamiątkowe poświęcone ofiarom marszu protestacyjnego z 1959 roku, kiedy zginęło 4-ech studentów a rannych zostało wiele osób:

Image

Image

Podobnych murali jest znacznie więcej, poniższy jest zlokalizowany np. przy szkolnym boisku:

Image

Niestety uczciwie trzeba powiedzieć, że jedna rzecz nieprawdopodobnie raziła. Nie przypuszczałem nigdy, że będę gdzieś robił zdjęcia śmieciom ale poziom zaśmiecenia Leon był nieprawdopodobny. Poniższe zdjęcie sprzed wejścia do katedry w niewielkim stopniu oddaje klimat:

Image

Trzeba niestety powiedzieć, że kosze na śmieci (pomimo, że było ich niemało) nie są zbyt popularne w użytkowaniu. Również wzdłuż drogi dojazdowej z portu w Puerto Corinto do Leon wszędzie było pełno śmieci roznoszonych przez wiatr. Jak mówił przewodnik trochę lepiej jest po porze deszczowej i towarzyszącym jej bardzo częstym powodziom, które zabierają śmieci ze sobą. My akurat byliśmy w środku pory suchej. Tak czy inaczej, bardzo oryginalne podejście do tematu sprzątania…

Pomijając ten aspekt, o którym wspominam z reporterskiego obowiązku muszę przyznać, że miasto absolutnie było warte zobaczenia. Z informacji przekazywanych przez przewodnika wynikało, że również Granada jest warta odwiedzin – z tego co mówił jest znacznie bardziej uporządkowana i zadbana.

Na koniec warto wspomnieć jeszcze o jednej sprawie, którą żyje współczesna Nikaragua – planowanej budowie nowego kanału, który miałby stać się konkurentem dla Kanału Panamskiego. Prace nad tym projektem przy wsparciu rządu Nikaragui prowadzi chińskie konsorcjum. Posuwają się one powoli do przodu jednak ze względów środowiskowych (planowane jest m.in. wykorzystanie jednego z dużych naturalnych jezior położonych na terenie kraju, przez które miałby przebiegać nowy szlak wodny) spotykają się one z dużą ilością sprzeciwów. Złośliwi mówią, że są one inspirowane z Panamy…

I tak po kilku godzinach zwiedzania Leon wróciliśmy na statek – praktycznie tuż przed jego wypłynięciem z portu. Z tego powodu zwiedzanie samego Puerto Corinto zostawiłem sobie na następny raz, który może kiedyś będzie miał miejsce :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
mashacra uważa post za pomocny.
 
      
#25 PostWysłany: 04 Wrz 2017 19:03 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
Czas biegnie nieubłaganie – minęła już połowa rejsu.

Przed nami pozostała jeszcze jedynie arcyciekawa wizyta w Gwatemali (o tym poniżej) oraz poprzedzielane dniami na morzu porty w Meksyku, do których od samego początku podchodziłem rekreacyjnie bez żadnego planu zwiedzania.

No właśnie, czas na Gwatemalę.

Rano przypłynęliśmy do portu w Puerto Quetzal, który tak jak już w kilku poprzednich miejscach jest przede wszystkim portem przemysłowym a nabrzeże dla wycieczkowców i tzw. terminal są skromnymi dodatkami.

Image

Nie miało to zresztą wielkiego znaczenia bo prosto ze statku udałem się na wycieczkę do pierwszej stolicy Gwatemali znanej obecnie pod nazwą Antigua Guatemala albo po prostu Antigua. Było to dla mnie absolutne „must see” podczas tego rejsu.

Antigua położona jest w odległości ok. 80km od portu i kilkanaście km od obecnej stolicy (Guatemala City). Przy czym warto podkreślić, że odległość od wybrzeża nie jest tutaj jedynym istotnym parametrem – co najmniej takie samo znaczenie ma wysokość nad poziomem morza bowiem Antigua leży relatywnie wysoko biorąc pod uwagę bliskość wybrzeża – ok. 1500 m n.p.m.
Wycieczkę (a w zasadzie transfer z portu do Antigui i z powrotem połączony z komentarzem przewodnika po drodze) zakupiłem bezpośrednio na statku i z perspektywy czasu okazał się to dobry wybór. Czas na zwiedzanie miasta był optymalny i dokładnie dopasowany do godzin pobytu w porcie a cena jak się później okazało praktycznie taka sama, jaką kasowały prywatne firmy spod bramy portu.

Sama droga do Antigui trwała ponad 1,5 godziny lecz mijane krajobrazy były naprawdę interesujące. Jako pierwsze zaczęły się rzucać w oczy wulkany, które sięgają nawet prawie 4000 metrów, niektóre dymiły i wyrzucały z siebie mnóstwo popiołu. Przewodnik mówił, że praktycznie ciągle któryś wulkan dymi a mniej lub bardziej widowiskowe erupcje zdarzają się w tej okolicy stosunkowo często – z reguły co najmniej raz na rok.

Image

Drugim charakterystycznym widokiem były suche lub prawie suche koryta rzek:

Image

Image

Nasz rejs miał miejsce w środku pory suchej jednak w drugiej „porze roku” czyli podczas pory deszczowej z reguły koryta wyschniętych podczas naszej wizyty rzek są wypełnione po brzegi. Niczym nadzwyczajnym nie są w tym rejonie (podobnie jak w opisywanej wcześniej Nikaragui) powodzie, które zalewają olbrzymie połacie ziemi.

Sama okolica, przez którą jechaliśmy miała charakter typowo rolniczy z zauważalną na większą skalę hodowlą bydła oraz uprawą trzciny cukrowej (przewodnik mówił, że w wielu miejscach jest ona zbierana nawet 3x w roku). Tak wyglądają „żniwa” na trzcinowym polu:

Image

Po nieco ponad godzinie dotarliśmy do Antigui.

Samo miasto jest jednym z najstarszych miast Ameryki Środkowej. Założyli je Hiszpanie w XVI wieku – mniej więcej w tym samym czasie co opisywane wcześniej miasta Leon i Granada w Nikaragui. Niestety w XVIII wieku miasto dotknęła cała seria wybuchów wulkanów połączonych z trzęsieniami ziemi, które je zupełnie spustoszyły. Zapadła wtedy decyzja o opuszczeniu miasta (nigdy do końca nie została zrealizowana) oraz przeniesieniu stolicy w nowe miejsce. Od tego czasu miasto się już nie podniosło – aczkolwiek trzeba przyznać, że zachowało swój oryginalny charakter. Aktualnie mieszka w nim zaledwie ok. 30 tys. mieszkańców (dla porównania: w nieodległej stolicy Gwatemali: 1,2 mln).

Miasto zachowało do dziś pierwotny układ – ulice krzyżują się pod kątem prostym i są brukowane. Zabudowa jest niska (wyłączając kościoły i kilka budynków w umownym centrum), praktycznie wyłącznie jednokondygnacyjna i generalnie „licha” – aż dziwne, że przetrwała ona liczne trzęsienia ziemi, które tutaj miały miejsce…

Image

Image

Nad miastem „wisi” kilka wulkanów - z których największe to Aqua, Acatenango oraz de Fuego (wszystkie między 3750 a 4000 metrów npm). Widać je będzie zresztą w tle większości fotografii, sprawiają naprawdę niesamowite i przytłaczające wrażenie:

Image

W Antigui można na każdym kroku spotkać typowy dla Ameryki Środkowej środek komunikacji: tzw. chickenbusy:

Image

Są one bardzo kolorowe, pokryte różnego rodzaju wzorami co jak się okazało ma duże znaczenie praktyczne. Przewodnik uświadomił nas, że istotna część ludności do dziś pozostaje analfabetami i kolory oraz wzory na autobusach są podstawową metodą pozwalającą im na identyfikację trasy danego autobusu.

Jeśli chodzi o środki komunikacji indywidualnej to w wielu miejscach można spotkać coś na kształt azjatyckich tuk-tuków, których wiele co ciekawe (przynajmniej wg napisów bo nie korzystałem) było klimatyzowanych:

Image

Dostępne też były liczne dorożki oraz bardzo niewielka liczba tradycyjnych taksówek.

Symbolem miasta jest charakterystyczna budowla: Łuk św. Katarzyny (Santa Catalina Arch), który można zobaczyć na licznych pocztówkach i zdjęciach z tego miasta (z reguły z wulkanem w tle):

Image

Image

Po przyjeździe do Antigui pierwsze kroki skierowałem na widoczne z wielu miejsce w mieście wzgórze Cerro de la Cruz. Jest ono łatwe do zidentyfikowania ze względu na umieszczony na nim duży krzyż.

Image

Wzgórze stanowi znakomity punkt pozwalający na zobaczenie panoramy miasta oraz okolic – w tym wspomnianych wulkanów. Widać z niego również zachowany do dziś uporządkowany kolonialny układ ulic:

Image

Image

Szczerze mówiąc zdjęcia oddają piękno tego miejsca w niewielkim stopniu…

Następnie skierowałem się na centralny plac miasta (Parque Central), na środku którego zlokalizowany jest mały park z fontanną:

Image

Image

Wokół placu zlokalizowana jest najbardziej solidna i reprezentacyjna zabudowa miasta z ratuszem na czele:

Image

Zresztą znajdujący się po przeciwnej w stosunku do ratusza budynek również wygląda bardzo interesująco:

Image

Przy wspomnianym placu można zobaczyć również jedyny odrestaurowany fronton katedry:

Image

Część katedry (podobnie jak wiele innych świątyń o czym dalej) zawaliła się podczas jednego z trzęsień ziemi – uporządkowane ruiny pozbawione sklepienia można dzisiaj zwiedzać:

Image

W tym miejscu chciałbym przejść do tego co jest (przynajmniej dla mnie) perełką tego miasta i czymś czemu warto poświęcić najwięcej uwagi. W Antigui można znaleźć olbrzymią ilość kościołów i kościółków w pięknym (zwykle barokowym) stylu, z których część jest nadal czynna, część jest totalnie zrujnowana a po części pozostały jedynie pojedyncze fragmenty, frontowe ściany itd. Są one świadectwem piękna tego miasta z przeszłości. Poniżej zamieszczam zdjęcia wyłącznie wybranych:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Przyznam szczerze, że na mnie (i nie tylko na mnie) zrobiły one nieprawdopodobne wrażenie…

W centrum miast można również zobaczyć pozostałości po pralni miejskiej, które w czasach swojej świetności było miejscem pełnym życia i zapewne siedliskiem plotek:-)

Image

Image

Poza nieprawdopodobnym nagromadzeniem zabytków architektury warto wspomnieć o jeszcze jednej atrakcji Antigui (i Gwatemali w ogóle). Są nią wielkie procesje organizowane podczas Wielkiego Postu a zwłaszcza Wielkiego Tygodnia, w których uczestniczą tysiące osób. W ich trakcie przemieszczane są platformy prezentujące sceny biblijne. W trakcie naszej wizyty w Antigui trwały właśnie przygotowania do Wielkiego Postu, który zaczynał się niewiele po naszym wyjeździe. Przewodnik mówił, że w „procesyjnym szczycie” przez miasto tego samego dnia przechodzi kilkanaście procesji i olbrzymim wyzwaniem jest takie skoordynowanie ich tras, aby nie doszło do jakiegoś zatoru, kolizji itd.

W ramach przygotowań do wspomnianych procesji można było (oczywiście w ruinach jednego z kościołów) zobaczyć prace związane z renowacją figur i platform, które będą wykorzystywane w ich trakcie:

Image

Image

Znowu nie wiadomo kiedy minęło kilka godzin i trzeba było wracać na miejsce zbiórki, skąd zabierał nas powrotny autobus na statek. Antigua nie zawiodła – okazała się miejscem absolutnie magicznym i niesamowitym. Wszystkim, którzy będą tylko mieli okazję być w tych okolicach polecam je jako miejsce obowiązkowej wizyty:-)

Oczywiście po powrocie do portu darowałem sobie już zwiedzanie samego Puerto Quetzal. Po pierwsze nie było już na to czasu a po drugie sił (dzień był bardzo upalny a kilka godzin wędrówek po Antigui też zrobiło swoje). Musi poczekać na następny raz :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#26 PostWysłany: 05 Wrz 2017 13:50 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
Przed nami pozostały już wyłącznie porty w Meksyku.

Następnego dnia mieliśmy okazję zobaczyć pierwszy z nich – Puerto Chiapas.

Na początek drobna dygresja walutowa. W Meksyku powszechne jest podawanie cen w ten sposób, że do samej ceny dodawana jest charakterystyczna przekreślona pionową kreską litera „S”. Wiele osób początkowo traktowało to oznaczenie jako oznaczenie waluty amerykańskiej podczas gdy w rzeczywistości w Meksyku w ten sposób oznacza się meksykańskie peso. Oczywiście różnica w wartości jest istotna: jeden dolar amerykański to ok. 17-18 peso :-) Warto o tym pamiętać podróżując do tego kraju. Inna sprawa, że na miejscu (a na pewno w miejscowościach turystycznych) używanie dolarów amerykańskich jest tak powszechne, że lokalna waluta nie jest do niczego potrzebna (co najwyżej gdy się płaci w dolarach resztę otrzymuje się w peso). Ja w każdym razie bez problemu się bez niej obyłem płacąc wszędzie dolarami oraz kartą.

Samo Puerto Chiapas okazało się bardzo przyjemnym i zadbanym portem, na który składały się dwa budynki o oryginalnym wyglądzie:

Image

Jeden z budynków pełnił funkcję terminala, w którym zlokalizowane były służby imigracyjne oraz kilka sklepów, w drugim zaś można było odwiedzić całkiem spory bar i restaurację. Dodatkowo przed drugim budynkiem dostępny był dla wszystkich niewielki basen. Leżaki, krótko przystrzyżona trawa i palmy były do tego wszystkiego miłym dodatkiem…

Image

Wszystko to położone praktycznie zaraz po zejściu ze statku:-) Gdyby ktoś chciał wrócić, trap był w odległości max. 50 metrów.

Od samego początku rejsu byłem nastawiony na to, że jego „meksykańska” część będzie dla mnie czasem lenistwa i nie miałem dla tych portów żadnych planów dot. zwiedzania – oczywiście poza ogólnym rozejrzeniem się na miejscu. Lenistwo ogarnęło mnie szczególnie w Puerto Chiapas ponieważ poprzednie trzy dni były dość intensywne i upalne.

Zdecydowałem, że z zachęcająco wyglądających portowych atrakcji skorzystam trochę później i z portu wybrałem się na krótką wizytę do pobliskiego (ok. 30 min. jazdy) miasta Tapachula. Nie było to jakimś wielkim wyzwaniem ponieważ bezpośrednio sprzed terminala co ok. 15 minut kursował tam portowy autobus.

Podczas drogi pomocnik kierowcy łamaną angielszczyzną przekazał nam kilka podstawowych informacji o mieście i regionie – okazało się m.in. że Tapachula jest całkiem sporym miastem (ok. 200 tys. mieszkańców).

Bez żadnych komplikacji sprawnie dotarliśmy do centralnego placu miasta (Parque Central). Jak na mój gust najbliższa okolica jest mistrzostwem chaosu urbanistycznego obejmującego całkiem ładne pozostałości zabudowy kolonialnej ale również koszmarne gargamele z czymś na kształt wież czy baszt – trudno powiedzieć co projektant miał na myśli. Praktycznie kilkaset metrów dalej zaczynała się jednokondygnacyjna i w większości bardzo licha zabudowa o charakterze głównie handlowo-usługowym.

Image

Image

Image

Image

Bezpośrednio przy placu było również kilka bardziej reprezentacyjnych uliczek handlowych wyglądających jak ta poniżej:

Image

Uliczki położone nieco dalej wyglądały już nieco inaczej:

Image

Image

Pomimo tego, że w Tapachula byliśmy w niedzielę okazało się, że czynne są wszystkie sklepy, domy towarowe a nawet targ uliczny. W związku z tym można było spróbować wczuć się trochę w tutejszy klimat. „Wczuć” w dosłownym tego słowa znaczeniu ponieważ okolice targu można było zlokalizować z dość dużej odległości posługując się wyłącznie węchem…

Wiedziony ciekawością co do źródła bardzo charakterystycznej woni nie musiałem długo szukać…okazało się, że jest to wszechobecny drób sprzedawany w tak wielu miejscach, że aż zacząłem się zastanawiać czy tutaj jest znane jeszcze jakieś inne mięso…

Co ciekawe był on podejrzanie żółty – ale być może to kwestia serwowanych zwierzakom pasz:-)

Image

Dla uzupełnienia: temperatura była w okolicach albo nieco powyżej 30 stopni ale jak widać ani sprzedającym ani kupującym to nie przeszkadzało.

Uwagę przyciągały również liczne stanowiska pucybutów rozstawionych przy ulicach a szczególnie przy głównym placu miasta. W tym drugim miejscu było ich co najmniej 20-30, każdy zaopatrzony w specjalny fotel (prawie tron) dla klienta oraz uzbrojony w potrzebny sprzęt i mikstury, które z każdego rodzaju obuwia są w stanie wydobyć połysk nowości:-) Jak widać tutaj o buty się dba:-)

Image

Image

No i jeszcze jedno spostrzeżenie nie pozostawiające wątpliwości, że jesteśmy w Meksyku: bardzo duża nadreprezentacja garbusów na ulicach, z których wiele to modele pamiętające naprawdę stare czasy. Można też było zobaczyć ciekawe pomysły na nadanie temu popularnemu samochodowi bardziej oryginalnego wyglądu:

Image

Image

Korzystając z handlowego charakteru miasteczka zaliczyłem małe zakupy, później ze znajomymi trochę czasu spędziliśmy w lokalnym barze degustując meksykańskie piwa, których nazw niestety nie pamiętam a wreszcie wróciłem do portu. Pozostały czas jaki pozostał nam do wypłynięcia spędziliśmy na trawce w cieniu palm widocznych na jednym z pierwszych obrazków :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#27 PostWysłany: 07 Wrz 2017 22:28 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
Meksykańsie Huatulco za nami:-)

Image

Dotarliśmy tutaj wcześnie rano. Ze statku rozpościerał się widok na zatokę z plażą, gdzie szczególną uwagę zwracały bezlistne drzewa:

Image

Tak właśnie tutaj wygląda pora sucha. U nas drzewa zrzucają liście na zimę a tutaj w czasie pory suchej. Większość z nich wyglądała dokładnie tak jak wyglądają u nas drzewa w zimie.

Port w Huatulco to zdecydowanie za duże słowo. Jest to po prostu złamane kilka razy molo, przy którym cumują statki wycieczkowe:

Image

W oczy rzuca się marina oraz liczne nie dokończone budynki pomyślane głównie o turystach:

Image

Huatulco jest zdecydowanie jednym z popularniejszych resortów na Riwierze Meksykańskiej a sposób jego rozbudowy jest dość chaotyczny. Na bazie mody na ten region powstają tutaj liczne hotele, pensjonaty i inne podobne przybytki – i chyba biznes się kręci całkiem nieźle bo na miejscu naprawdę widać bardzo dużo turystów…
Wejścia do portu (tzn. molo, przy którym był zacumowany nasz statek) strzeże brama z uzbrojonymi strażnikami:

Image

…ale zaraz po jej przekroczeniu wchodzimy w środek tętniącej życiem mariny z dziesiątkami mniejszych i większych jednostek:

Image

Tak naprawdę coś, co w planie naszego rejsu nazywało się „Huatulco” w rzeczywistości stanowi niewielką miejscowość o nazwie La Cruceita. Okolice portu są bardzo malownicze ale dominują w niej wyłącznie liczne sklepy z pamiątkami i bary. Aby zobaczyć coś więcej warto się wybrać do centrum La Cruceitty. Prowadzi tam dosłownie wycięty w skałach nienaturalny chodnik:

Image

Nie jest to żadne wyzwanie – wycieczka na ok. 15 minut.

Pierwsze co rzuca się w oczy to całkowicie suche koryta lokalnych strumyków/rzek (w zasadzie trudno powiedzieć czego). Pokazało nam to czym tak naprawdę jest tutaj pora sucha:

Image

Image

Nawet szkolne boiska są chronione zadaszeniem – w porze suchej, aby można było tam wytrzymać w silnym słońcu a w porze deszczowej i aby boisko mogło pełnić w ogóle swoją funkcję.

Image

Na mnie spore wrażenie zrobił lokalny park, do którego na chwilę zajrzałem. Oprócz kaktusów wszystkie inne rośliny wyglądały w nim prawie jak u nas w środku zimy. Ale uczciwie trzeba powiedzieć, że kaktusy (nawet na drugim planie) robiły wrażenie:

Image

Image

O tym jak tutaj musi wyglądać pora deszczowa dowodzą najlepiej termity, które ulokowały swoje gniazda na drzewach a nie w tradycyjnych kopcach w ziemi:

Image

Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że ziemne kopce w czasie pory deszczowej są w całością zalane wodą, stąd miejscowe termity lokują je na drzewach – podobnie jak w Tulum, o czym pisałem w poprzedniej relacji.

Uczciwie trzeba powiedzieć, że La Cruceita poza mariną i plażą nie powala na kolana. W centrum miasta można zobaczyć coś na kształt tamtejszego rynku oraz kościół stanowiący jego dominantę:

Image

Image
Pucybutów (podobnie wyposażonych jak w opisywanym wcześniej Tapachula) tutaj również nie brakuje, aczkolwiek mówiąc szczerze nie mają za wiele do roboty:

Image

Trzeba jednak powiedzieć, że największym zainteresowaniem cieszyła się położona praktycznie tuż obok statku plaża. Funkcjonowała na niej masa drobnych punktów usługowych, które w oczach wielu pasażerów dopełniały jej atrakcyjności :-) Była to zresztą tylko jedna z niewielu plaż - oprócz niej dostępnych jest kilkanaście innych, do których najłatwiej jest dostać się jedną z kursujących tam łódek. Wiele z nich jest zresztą dostępna tylko od morza.

Image

Image

Image

Image

Image

Nie będę ukrywał, że dużą część dnia w ramach z góry założonego na meksykańskiej ziemi lenistwa ja (i nie tylko ja) spędziłem właśnie tutaj. I żeby było jasne w ogóle tego nie żałuję :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#28 PostWysłany: 09 Wrz 2017 15:20 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
Kolejnym punktem na naszej trasie była popularna meksykańska miejscowość wycieczkowa Puerto Vallarta. Jest to chyba jeden z najbardziej znanych meksykańskich kurortów, szczególnie wśród turystów ze Stanów.

Sam port położony jest w odległości ok. 5km od centrum miasta. Była to nie tylko port dla statków wycieczkowych ale spora marina również dla mniejszych jednostek. Akurat obok nas zatrzymała się miła dla oka jednostka:-)

Image

Z portu do centrum miasta można dostać się bardzo łatwo korzystając z lokalnej komunikacji realizowanej przez zdezelowane busiki. Bez problemu można w nich było zapłacić dolarami, resztę kierowca wydaje w lokalnej walucie.

Image

Pierwsze kroki skierowaliśmy na Malecon – ciągnący się wiele kilometrów nadmorski bulwar.

Image

Image

Image

Malecon jest naprawdę bardzo dobrze utrzymany i spacerowanie po nim – pomimo jego długości jest prawdziwą przyjemnością. Ciekawym urozmaiceniem są umieszczone przy nim liczne pomniki, figury oraz instalacje, których liczba naprawdę budzi podziw. Poniżej zamieszczam tylko wybrane z nich:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Praktycznie od portu aż do końca Maleconu z małymi przerwami ciągną się liczne plaże, przy czym trzeba powiedzieć, że są one bardzo różne – częściowo wąskie, częściowo szerokie, kamieniste i piaszczyste…


Image

W okolicach centralnej części Maleconu można zwiedzić Kościół Matki Boskiej z Gwadelupy z imponujących rozmiarów koroną umieszczoną na jego wieży:

Image

W bliskim jego sąsiedztwie można zobaczyć umowne centrum Puerta Vallarty-napis z nazwą miasta:


Image

Po dłuższym oczekiwaniu (każdy chce zrobić sobie przy nim zdjęcie) udało się w końcu sfotografować tą atrakcję:-)

Ciekawym urozmaiceniem jest możliwość zwiedzenia niewielkiej destylarni położonej w wyspie obok Maleconu. Od przewodnika można się dowiedzieć o wszystkich etapach produkcji Tequilii oraz jej rodzajach:

Image

Image


Oczywiście możliwa jest degustacja oraz zakup produktów z tego „zakładu” : -)

Image

Spacerując po uliczkach Puerto Vallarty nie można nie wspomnieć o bujnej i bardzo kolorowej roślinności i niemożliwych do przeniesienia do relacji zapachach. Do tego miejsca naprawdę aż chce się wrócić.

Image

Image

Wzdłuż deptaka jak można się łatwo domyślić wyrósł cały biznes mniejszych i większych knajp, barów i innych cieszących oko przybytów:

Image

Image

Image

Image

Ogólne wrażenia po wizycie w Puerto Vallarcie są jak dla mnie bardzo pozytywne, chociaż dla wielu nagromadzenie ludzi i hoteli w jednym miejscu przekracza tam „poziom bezpieczeństwa”. Jednak w porównaniu do pozostałych odwiedzonych meksykańskich portów (może poza Cabo San Lucas) miejsce to niewątpliwie ma swoją duszę.

Następnego dnia odwiedziliśmy kolejny port w Meksyku – Mazatlan, który co było widać wyraźnie na każdym kroku żyje w cieniu Puerto Vallarty i korzystając z tamtejszych rozwiązań próbuje jej dorównać we wszystkich możliwych obszarach.

Na uwagę w Mazatlan zasługuje bardzo ładny, pełen zieleni oraz przytulnych knajpek rynek.

Image

Image

Warta odwiedzin jest również położona w bardzo bliskiej odległości od rynku katedra, przed którą na miejskim placu można pooglądać i posłuchać występów lokalnych zespołów (akurat my trafiliśmy na młodzieżową orkiestrę dętą).

Image

Wzdłuż wybrzeża – podobnie jak w Puerto Vallarcie ciągnie się bardzo długi deptak, wzdłuż którego również jej wzorem umieszczono liczne pomniki i instalacje. Szczerze mówiąc w Puerto Vallarcie wyglądało to zdecydowanie bardziej przekonująco.

Image

Bardzo ciekawy jest natomiast ten fragment deptaka, który przylega do fragmentu plaży okupowanej przez miejscowych rybaków. Można tu zobaczyć świeże ryby i inne owoce morza prostu po rozładunku z łodzi a także handel nimi z przedstawicielami okolicznych restauracji oraz firm.

Image

Image

Image

Image

Image

Image
W pewnym oddaleniu od portu rozpoczyna się część turystyczna charakteryzująca się jak dla mnie dość dziwną architekturą i bardzo dużym nagromadzeniem hoteli (ale nie tak dużym jak w Puerto Vallarcie).

Image

Image

Wracając na statek spotkaliśmy uzbrojony po zęby patrol policji, który przypomniał jak niespokojnym krajem jest Meksyk. W wielu regionach państwo prowadzi tam otwartą wojnę z kartelami narkotykowymi a w czasie mojego rejsu ze względów bezpieczeństwa zostały skasowane m.in. prawie wszystkie planowane wizyty statków wycieczkowych w Acapulco.

Image

Tak na marginesie z ofertami dot. narkotyków (głównie kokainy) od ulicznych sprzedawców można było zarówno w Puerto Vallarcie jak i w Mazatlanie spotkać się na każdym kroku.

Po wizycie w tych dwóch portach pozostał nam na trasie jeszcze tylko jeden port – Cabo San Lucas, o którym napiszę w kolejnej części.
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#29 PostWysłany: 11 Wrz 2017 09:01 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
W końcu dotarliśmy do Cabo San Lucas czyli Przylądka św. Łukasza – ostatniego przystanku na naszej trasie.

Jest to malownicza niewielka miejscowość położona na krańcu półwyspu kalifornijskiego – praktycznie na tej samej szerokości geograficznej co odwiedzony wcześniej Mazatlan. Miasteczko żyje praktycznie wyłącznie z turystyki – cały region jest pustynny i bardzo górzysty, a tutejsza flora w zasadzie ogranicza się tylko do kaktusów.

Ponieważ port Cabo to w praktyce duża marina zdolna przyjmować co najwyżej średnie jednostki, statki wycieczkowe nie są w stanie do niego bezpośrednio zawinąć. Z tego powodu statek rzucił kotwicę w zatoce i tam pozostał cały dzień.

Image

Transport na ląd zapewniały kursujące co 10-15 minut w obie strony łodzie cumowane bezpośrednio do burty statku. Tym samym był to jedyny port na naszej trasie, gdzie aby dostać się na ląd konieczna była krótka podróż tenderem pomiędzy statkiem a przystanią.

Image

Image

Image

Pierwsze wrażenia po przybiciu na ląd były jak najbardziej pozytywne. Marina zdecydowanie tętni życiem.

Image

Image

Image

Image

Zainteresowani mogą skorzystać z jednej z wielu plaż Cabo. Są one dostępne albo po obejściu mariny (20 min. spacerku) albo korzystając z miejscowych łódek, które zapewniają transport w interesujące nas miejsce (wiele plaż jest niedostępnych od strony lądu). Plaże te mają różne mniej lub bardziej romantyczne nazwy, np. Plaża Miłości, Plaża Rozwodów.

Cabo słynie również ze świetnych warunków do nurkowania.

Image

Spacerując po marinie w wielu miejscach można spotkać przedstawicieli tutejszej fauny: w szczególności lwy morskie.

Image

Image

Okolice Cabo są również znane z bogactwa ryb. Jest to jedno z popularniejszych miejsc połowów marlinów. Mi szczególnie spodobał się powrót miejscowego z „wyprawy na ryby”, który swoją zdobycz wiózł przez marinę…na taczkach :-)

Image

Najbardziej wysuniętym na południe fragmentem lądu w Cabo jest sam przylądek znany z często pojawiającej się na wielu widokówkach formacji skalnej z charakterystycznym łukiem. Można się tam wybrać wyłącznie łódką korzystając z oferty jednego z licznych lokalnych przewoźników. Ja ze względu na kiepskie samopoczucie (dopadło mnie w końcu przeziębienie – uboczny skutek statkowej klimatyzacji i dużych różnic temperatur pomiędzy wnętrzem statku a przestrzeniami zewnętrznymi) ograniczyłem się jedynie do wykonania fotografii z pewnej odległości.

Image

Image

Późnym popołudniem wróciliśmy na statek, który podniósł kotwicę i wyruszył w ostatni odcinek naszego rejsu – do portu San Pedro w okolicach Los Angeles. Pozostało nam jedynie podziwiać malowniczą panoramę Cabo San Lucas:

Image

I tak powoli nasz przeszło dwutygodniowy rejs powoli dobiegł końca. Pozostał nam jeszcze jeden dzień na morzu i wyokrętowanie w San Pedro. A jeśli chodzi o niniejszą już pewnie nieco przydługą relację przyszedł czas (w następnej części) na krótkie podsumowanie.

C.D.N.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#30 PostWysłany: 12 Wrz 2017 17:28 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
Ostatni dzień na morzu minął stosunkowo spokojnie i leniwie. Program dnia jak zwykle był dość bogaty – m.in. z kolejnymi pokazami mistrzów kuchni oraz wspominaną przeze mnie na wstępie aukcją obrazów (ostatnią z całej serii).

Image

Image

Z drugiej strony niestety ale przyszedł czas na pakowanie i przygotowania do powrotu…

Do portu w San Pedro przybiliśmy punktualnie rankiem następnego dnia. Samo zejście ze statku nie należało do standardowych ze względu na mikroskopijną w stosunku do ilości pasażerów obsadę urzędników imigracyjnych w terminalu (aż 4 stanowiska, w tym 2 dla obywateli amerykańskich). W efekcie czas oczekiwania w kolejce w terminalu wyniósł 2 godziny. Mieliśmy pecha – w tym dniu zaplanowany był finał kultowego dla Amerykanów Super Bowl – zapewne część urzędników zrobiło sobie na tę okazję wolne…na szczęście samolot powrotny miałem dopiero wieczorem:-)
Port w San Pedro położony jest stosunkowo niedaleko lotniska międzynarodowego w Los Angeles. Aby się tam dostać skorzystałem z płatnego transferu organizowanego przez statek – podróż od terminala w porcie do terminala na lotnisku zajęła nieco ponad 20 minut.

I tak cała wyprawa dobiegła końca…

Podsumowując ją muszę powiedzieć, że trasa była znakomita i bardzo interesująca a sam statek i załoga zapewnili naprawdę bardzo wysoki poziom obsługi. Największą atrakcją (przynajmniej z mojego punktu widzenia) było samo przejście przez Kanał Panamski oraz możliwość odwiedzenia Cartageny, Leon, Antigui oraz Puerty Vallarty – co nie oznacza wcale, że pozostałe punkty na trasie naszego rejsu były nieciekawe. W każdym razie ze spokojem mogę każdemu zarekomendować taką trasę.

Tym samym moja nieco przydługawa już od pewnego czasu relacja dobiegła końca:-)

Gdybyście mieli jakieś pytania, piszcie śmiało – postaram się na wszystkie odpowiedzieć.
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
brzemia uważa post za pomocny.
 
      
#31 PostWysłany: 12 Wrz 2017 18:52 

Rejestracja: 20 Lis 2014
Posty: 3368
złoty
Tradycyjnie prosimy o zdjęcie ostatniej gazetki z podsumowaniem mil morskich i portów ;)
ponad 2 tygodnie to pewnie kupon na pralnię się przydał.
Ocena rejsu w skali 1-10 ?, który to już twój rejs?
do zobaczenia na morzu ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#32 PostWysłany: 14 Wrz 2017 10:22 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
@brzemia - Akurat jestem w rozjazdach. Wracam do domu za tydzien i mam nadzieje ze gdzies znajde papierowa gazetke z ostatniego dnia. Wtedy uzupelnie podsumowanie?

Sam rejs oceniam bardzo wysoko - 9/10 bo zawsze cos mozna poprawic. Ten byl juz 10-y wiec jakas skale porownawcza juz mam. A kupon oczywiscie ze sie przydal. Takie niespodzianki zawsze ciesza?

Do zobaczenia?
Góra
 Profil Relacje PM off
brzemia lubi ten post.
 
      
#33 PostWysłany: 15 Wrz 2017 19:40 

Rejestracja: 01 Cze 2016
Posty: 100
mógłbyś napisać jak wygląda kontrola paszportowa (immigration) w przypadku takiego rejsu (chodzi o pieczątki wjazdowe-wyjazdowe) ?
Czy odbywa się jeszcze na statku przed jego opuszczeniem w danym kraju czy już w porcie ?
Jak wygląda wyjazd (wypłynięcie) z danego kraju (po wejściu na statek dostajesz pieczątkę wyjazdową) ?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#34 PostWysłany: 16 Wrz 2017 13:28 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
@pawel5432 - ogólnie to nie ma jednej zasady:-)

W porcie początku i końca rejsu jak dotąd zawsze było podobnie jak na lotnisku - na jakimś etapie wejścia na statek przechodziło się przez okienka urzędników imigracyjnych i najpierw wyjeżdżało a potem wjeżdżało do danego kraju. Na tym rejsie też tak było - najpierw w Miami przy opuszczaniu USA a potem w LA przy wjeździe do USA. Wygląda to podobnie jak na lotnisku - czyli przy wyjeździe kontrola minimalna/żadna, przy wjeździe bardziej drobiazgowa "face-to-face" z urzędnikiem imigracyjnym, deklaracjami celnymi, pieczątkami itp. W portach pośrednich na tym rejsie nie było żadnych kontroli. Na ląd schodziło się z kartą pokładową i teoretycznie trzeba było mieć ze sobą dokument ze zdjęciem, o który w moim przypadku nikt nigdzie nie spytał. Paszporty nie były nam zabierane. W związku z tym nie mam w nim żadnych pieczątek z krajów, w których byliśmy po drodze. Chyba w jednym kraju był wymóg wypełnienia lokalnej deklaracji celnej, którą oddawało się przy schodzeniu ze statku - i to było wszystko.

Jeśli chodzi o inne trasy to w Europie dla obywateli UE kontroli imigracyjnej praktycznie nie ma (dopóki statek porusza się w ramach strefy Schengen) ale na statku jest wymóg posiadania paszportu - nie można płynąć z dowodem osobistym. Osobom spoza UE w Europie paszporty są zabierane zazwyczaj przy wejściu na statek i zwracane przed zejściem. Czasami - gdy np. statek ma po drodze port w Wielkiej Brytanii, kontrola imigracyjna przeprowadzana jest na statku. Trzeba się ustawić w kolejce o określonej porze (z reguły wszyscy są podzieleni na "okienka czasowe" w zależności od tego na jakim pokładzie się znajdują ich kabiny a całość w miarę sensownie zorganizowana) i zaliczyć indywidualną kontrolę "face-to-face" przed urzędnikiem imigracyjnym. Odbywa się to zwykle w jakimś dużym barze albo w teatrze (urzędnicy siedzą przy długim stoliku na scenie - zabawnie to wygląda). Podobne zasady z tego co pamiętam były również w Indiach. Jeśli wcześniej paszport komuś był zabierany to przed taką kontrolą jest wydawany na czas kontroli (i zaraz po niej znowu zabierany).

Są też trasy - głównie w Azji i na Bliskim Wschodzie, gdzie paszporty są zabierane wszystkim przy wejściu na statek i oddawane na koniec (z ewentualnymi indywidualnymi kontrolami pośrednimi - jak np. w Indiach) z kompletem pieczątek ze wszystkich krajów. Miłość do stempli jest szczególnie widoczna w Azji Płd-Wsch, gdzie potrafią stemplować paszporty w każdym porcie - nawet jeśli poprzedni port był w tym samym kraju. Pewnie wynika to z jakichś lokalnych zwyczajów/przepisów ale nigdy w to nie wnikałem.

Podsumowując - bywa różnie i wszystko zależy od tego gdzie dany rejs się odbywa:-)
Góra
 Profil Relacje PM off
brzemia lubi ten post.
pawel5432 uważa post za pomocny.
 
      
#35 PostWysłany: 21 Wrz 2017 20:33 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
brzemia napisał(a):
Tradycyjnie prosimy o zdjęcie ostatniej gazetki z podsumowaniem mil morskich i portów ;)


Wróciłem, odszukałem gazetki lecz niestety podsumowania przebytego dystansu w milach morskich w nich nie było. Prawdopodobnie mogło to być w jakiejś wkładce do gazetki, która się gdzieś zawieruszyła...

Korzystając jednak z jednego z popularnych serwisów w necie umożliwiających sprawdzenie dystansu na morzu (https://sea-distances.org) można szacować, że w trakcie rejsu przebyliśmy odległość ok. 4500 mil morskich.

Pozdrawiam wszystkich miłośników mórz i oceanów:-)
Góra
 Profil Relacje PM off
samaki9 lubi ten post.
brzemia uważa post za pomocny.
 
      
#36 PostWysłany: 26 Paź 2017 13:43 

Rejestracja: 15 Cze 2017
Posty: 21
Loty: 19
Kilometry: 34 883
Przeczytałem, świetna relacja!

Moje pytania :)

1) Czy przy tak dużym statku po wejściu do małego portu/miasta nie okazywało się, że mieścina 3-tysięczna nagle podwajała swoją populację i cały czar tego miejsca pękał z powodu nadmiaru turystów? Dało się to odczuć, że gdzie nie wejdziesz to nagle milion turystów z Twojego statku?

2) Rozumiem, że jak chcesz kupić pamiątkowy alkohol w jakimś porcie to nie ma szans, bo nie wniesiesz na statek?

3) Czy na samym statku masz wrażenie, że "igły nie wciśniesz" czy raczej jest w miarę luz?

Dzięki za odp!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#37 PostWysłany: 26 Paź 2017 13:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 5178
Zbanowany
norwich1987 napisał(a):
...
1) Czy przy tak dużym statku po wejściu do małego portu/miasta nie okazywało się, że mieścina 3-tysięczna nagle podwajała swoją populację i cały czar tego miejsca pękał z powodu nadmiaru turystów? Dało się to odczuć, że gdzie nie wejdziesz to nagle milion turystów z Twojego statku?
...

Tego to nie wiesz, bo po pierwsze: nie byłeś w miasteczku przed przybyciem statkiem, a po drugie: przecież to sami swoi, ze statku! Prawie jak rodzina ;)

@greg2014
Mógłbyś coś powiedzieć o średnim wieku wycieczkowiczów? Czy na statku były przewidziane atrakcje dla każdej grupy wiekowej?
_________________
Marzy Ci się wycieczka rowerowa po Hiszpanii? Zapytaj! Coś podpowiem ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#38 PostWysłany: 26 Paź 2017 22:09 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
-- 26 Paź 2017 21:57 --

norwich1987 napisał(a):
Przeczytałem, świetna relacja!

1) Czy przy tak dużym statku po wejściu do małego portu/miasta nie okazywało się, że mieścina 3-tysięczna nagle podwajała swoją populację i cały czar tego miejsca pękał z powodu nadmiaru turystów? Dało się to odczuć, że gdzie nie wejdziesz to nagle milion turystów z Twojego statku?

2) Rozumiem, że jak chcesz kupić pamiątkowy alkohol w jakimś porcie to nie ma szans, bo nie wniesiesz na statek?

3) Czy na samym statku masz wrażenie, że "igły nie wciśniesz" czy raczej jest w miarę luz?

Dzięki za odp!


Dziękuję za opinię:-)

ad. 1
Generalnie z takim problemem się nie spotkałem chociaż zdarzały się sytuacje jeszcze bardziej ekstremalne - np. Katakolon w Grecji (dawna Olimpia), gdzie osada do której przybija statek liczy może kilkuset mieszkańców - głównie jakieś zaplecze turystyczne. Czasem przybijają tam natomiast naraz 2 statki z 2-3 tys. pasażerów każdy. Większość z nich jednak jedzie na wycieczki-np. w tym konkretnym miejscu do Olimpii (zorganizowaną na statku albo samodzielnie) i problemu nie ma. Myślę, że linie tak dobierają miejsca w których zatrzymują się statki, aby podobnego problemu uniknąć co nie oznacza, że jakiegoś poczucia, że jest dużo osób nie będzie - ale to praktycznie dotyczy większości popularnych miejsc turystycznych. Dla mnie nigdy to nie był w każdym razie problem.

ad. 2
Jeśli kupisz alkohol na lądzie możesz go wnieść na statek ale zostanie od razu przy wejściu zatrzymany w depozycie. Dostajesz pokwitowanie a w ostatnim dniu rejsu zostanie on wieczorem przyniesiony do kabiny (lub trzeba go samemu gdzieś odebrać) i wtedy można go spakować do bagażu przed zejściem ze statku.

ad. 3
Na statku zawsze są luźne miejsca - jeśli ktoś potrzebuje się gdzieś zaszyć w spokoju bez problemu takie miejsce znajdzie. Jedynym miejscem, gdzie bywa ciasno (to przynajmniej mój odbiór) to bufet w szczycie pory śniadania czy lunchu (ale nie kolacji) oraz ewentualnie okolice basenów przy ładnej pogodzie podczas dni na morzu.

Mam nadzieję, że pomogłem. W razie dalszych pytań pytaj śmiało:-)

-- 26 Paź 2017 22:09 --

namteH napisał(a):
@greg2014
Mógłbyś coś powiedzieć o średnim wieku wycieczkowiczów? Czy na statku były przewidziane atrakcje dla każdej grupy wiekowej?


To się bardzo różni w zależności od linii, pory roku oraz długości rejsu.

Np. na rejsie na statku Holland America średnia wieku wynosi 55+ z niewielką liczbą dzieci i młodzieży. Im rejs jest dłuższy i poza sezonem wakacyjnym tym z reguły mniej dzieci i młodzieży.
Na statkach NCL z kolei średnia wieku jest około 40-45 lat, podobnie na statkach Costa - ale to zależy w dużym stopniu od trasy. Dłuższe rejsy Costy to z reguły starsi pasażerowie...
W wakacje z kolei średnia wieku jest niższa a na statkach jest bardzo dużo dzieci/młodzieży - szczególnie na tych rejsach, gdzie linie pobierają za dzieci tylko opłaty portowe i podatki.

Dla dzieci i młodzieży na statkach Costy i NCL są kluby (w zasadzie kilka klubów dostosowanych do wieku). Aktualnie jestem w rozjazdach ale powinienem gdzieś mieć program dla dzieci z jakiegoś rejsu NCL to wrzucę go tutaj poglądowo za kilka dni jak wrócę do domu. Praktycznie codziennie dzieci i młodzież mają opiekunów-animatorów oraz atrakcje zorganizowane przez większą część dnia.

Na statkach Holland America z kolei klubów dla dzieci nie widziałem w ogóle (ale tam jest raczej starsza klientela). Z kolei tam było bardzo dużo animacji adresowanych dla osób starszych - np. kursy komputerowe czy kurs grafiki komputerowej (obrabiali na nich swoje własne zdjęcia wykonane podczas rejsu). Rzuć proszę okiem na przykładowe programy, które umieszczałem w tej relacji oraz relacji dot. rejsu na statku Costa Deliziosa - dają wyobraźnię z jakim rodzaju programem można się spotkać w realu. Za miesiąc płynę na kolejny rejs i może też wrzucę tutaj jakąś relację to postaram się zwrócić również na to uwagę.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
norwich1987 uważa post za pomocny.
 
      
#39 PostWysłany: 27 Paź 2017 08:57 

Rejestracja: 20 Lis 2014
Posty: 3368
złoty
Gdzie tym razem? ;)

Wysłane z telefonu przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#40 PostWysłany: 27 Paź 2017 20:55 

Rejestracja: 06 Gru 2015
Posty: 1760
srebrny
Tym razem mam w planie rejs z Włoch do Dubaju przez Kanał Sueski:-) Po drodze kilka portów na Morzu Śródziemnym, Eliat w Izraelu, Aquaba w Jordanii oraz po kilka portów w Omanie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Typowa repozycja statku na zimę w cieplejszy region.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 45 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group