Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 1 post ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 09 Sty 2023 23:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 10 Mar 2017
Posty: 102
niebieski
Plaża Sola, okolice Stavanger (Norwegia) – 2019 r.

Po kąpieli w chłodnych, wodach Morza Północnego, usiedliśmy z Tatą przy brzegu i myślami zaczęliśmy wracać do świeżo odwiedzonych miejsc.
Nasze nogi były twarde niczym kamienie, które dopiero co widzieliśmy, i po których stąpaliśmy tj. Kjerag (Kjeragbolten) – głaz umieszczony między dwoma klifami oraz Preikestolen – skalną półkę zawieszoną nad Lysefjordem.
Odpoczywając na piasku, zastanawialiśmy się też, dokąd wybrać się na kolejną wspólną wyprawę. Wzrok Ojca (miłośnika lodowych kąpieli) przyklejony był do horyzontu Morza Północnego. Pomyślałem więc o wypadzie, w kierunku „N”, jeszcze wyżej niż… Morze Północne. Tam, gdzie „mors” spotka prawdziwe morsy.

Wybór padł na położone za kołem podbiegunowym Tromsø. Wyjazd do największego miasta północnej Norwegii zacząłem planować na początku 2022 r. Po zakupie biletów lotniczych na trasie GDN – TOS (termin wrześniowy), zabrałem się do łączenia kolejnych „puzzli” wycieczki (nocleg, transport itd.)

Kiedy wszystko było dopięte niemal na ostatni guzik, to przypomniał sobie o mnie Wizzair. Wiadomość, której treść w skrócie brzmiała „Hola, hola Panowie nie ma takiego latania” oznaczała zmianę rozkładów lotów, na delikatnie mówiąc „mniej dla nas korzystne”. Różowe barwy, z którymi identyfikuje się przewoźnik oraz przez które postrzegałem wtedy świat nagle zbladły.
Informacja ta storpedowała pierwotną koncepcję wyjazdu. Tromsø na pół gwizdka, nie satysfakcjonowało mnie. Zacząłem szukać alternatywy, gdzie największe miasto północnej Norwegii miało być jedynie przystankiem. Ceny biletów w ramach regionalnych linii Wideroe, były niczym panujące na kole podbiegunowym temperatury – mrożące. Wśród listy lotów ze stolicy regionu Troms, do miejscowości, których większość posiada przekreślone „o” – „ø” w nazwie, wyszukałem jedną, z długim ciągiem liter Longyearbyen. Rozkładając „Long-jer-bjen” na sylaby i w kółko powtarzając, dotarło do mnie, że to przecież miejscowość położona na Spitsbergenie. Stwierdziłem – „mam to”. Zacząłem kreślić plan nowej podróży, na największą z wysp archipelagu Svalbard.
Scenariusz zakładał nocleg u „Wrót Arktyki” i następnego przedpołudnia ich przekroczenie. Na samym Spitsbergenie mieliśmy spędzić kilka dni.

Tak oto, w połowie września, przylecieliśmy nocą, do wysuniętego 350 km na północ od koła podbiegunowego, norweskiego miasta Tromsø. Pierwsze kroki skierowaliśmy do głównego terminalu lotniska. Po dokonaniu odprawy, na mający się odbyć kolejnego dnia lot do Longyearbyen, udaliśmy się na pobliski przystanek. Idąc, przyglądaliśmy się temu co nad nami. Aplikacja w telefonie informowała o występowaniu zorzy polarnej, niestety jej widoczność utrudniały szczelnie wypełniające niebo chmury. Po zakupie biletów autobusowych w stojącym tam automacie (20 NOK szt.), linią 40 pojechaliśmy do centrum miasta, gdzie zarezerwowany mieliśmy nocleg.

Po 15 minutowej podróży byliśmy w hotelu Emilia. Podczas zameldowania moje oczy wpatrzone były w plakat przedstawiający zabudowania Tromso z unoszącą się nad nimi zorzą polarną. Nie umknęło to obsłudze hotelu.
– Szkoda, że nie przyjechaliście przedwczoraj, to był dopiero pokaz iluminacji, dziś może być problem by ją dostrzec – usłyszeliśmy od recepcjonisty.

Postanowiliśmy to sprawdzić. Zaraz po zostawieniu bagażu w hotelu, udaliśmy się na krótki, nocny spacer po okolicy. Rzeczywiście delikatne przebłyski światła pokrywały się z zawieszoną nad nami kołdrą obłoków, zastanawiając nas czy to łuna, a może aurora borealis.
Zalane intensywnym światłem lamp i latarni było natomiast pobrzeże oraz puste ulice miasta, włącznie z tą główną aleją – Storgata.

Image

Image

Image

Budynek Muzeum Polarnego ukazujący życie na kole podbiegunowym.

Image

Bar – Kiosk (Lokkekiosken – Raketten) nazywany przez miejscowych rakietą to jeden z symboli Tromsø. Ponad 110 letni obiekt wpisany jest do norweskiego rejestru zabytków, podawane są tu m.in. hot dogi z mięsa z renifera.

Image

Image

Jedna z wielu mozaik zdobiących miasto, wykonana przez lokalna artystkę – Marit Bockelie.

Image

Image

Król Północy, jakby zastygł tuż przed naszym przyjściem. Prawdopodobnie dopiero co wrócił ze spaceru po mieście, które zdawało się być wyludnione.

Image

Inna z wizytówek Tromsø – renifer, którego wizerunek znajduje się m.in w herbie miasta.

Image

Image

Image

Image

Następny dzień zaczęliśmy od szybkiego spaceru, podobną trasą jak zeszłego wieczora. Tromsø powoli budziło się do życia. Czasu mieliśmy niewiele, przed południem czekał nas lot na Spitsbergen.

Image

Za dnia wyłonił się widok mostu, łączącego leżące na wyspie miasto ze stałym lądem.

Image

Naszą uwagę zwróciła „Katedra Morza Arktycznego”, a właściwie Kościół Tromsdalen, którego bryła nawiązuję do lavvo – tradycyjnego namiotu Saamów (ludu zamieszkującego Laponię tj. teren obejmujący północne krańce Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji).

Dostrzegliśmy też, zlokalizowany na górze, punkt widokowy Storsteinen, na który kursuje kolejka linowa. Na te atrakcje nie mieliśmy niestety czasu, mknęliśmy dalej.

Image

Image

Image

Image

Image

Na dłużej zatrzymaliśmy się przy Skansenie, obszarze obejmującym historyczną zabudowę miasta. Najstarszy z kolorowych, drewnianych obiektów powstał w XVIII w. Fundamenty budowli stanowią pozostałości średniowiecznych fortyfikacji z ok. XIII w.

Image

W dawnym budynku składu celnego znajduje się Muzeum Polarne – Polarmuseet, które niestety w godzinach porannych było zamknięte. Przed placówką podziwiać można wiele eksponatów związanych z zakorzenionym tu przemysłem wielorybniczym. Część obiektu poświęcona jest ekspedycjom prowadzonych przez legendarnych badaczy polarnych – F. Nansena, czy R. Amundsena. Na cześć tego ostatniego powstała sama placówka (1978 rok) dokładnie w 50. rocznicę, brzemiennej w skutkach wyprawy ratunkowej, podczas której polarnik poniósł śmierć. Wtedy to, wybrał się się łodzią powietrzną Latham 47 w rejon Svalbardu, w poszukiwaniu innego badacza – U. Nobile.

Image

Image

Image

Image

Opuściliśmy teren nabrzeża i udaliśmy się w kierunku centrum miasta.

Image

Image

Image

Przy głównym deptaku miasta Storgata znajduje się otwarte w 1915 roku, najstarsze kino w Norwegii (budynek po lewej stronie).

Image

Fangstmonument (Łowca Arktyki) – pomnik wzniesiono ku pamięci wielorybników i rybaków, którzy stracili życie na Oceanie Arktycznym. Przyległy plac, był niegdyś popularnym miejscem spotkań „ludzi morza”. Pomysł na pomnik zrodził się w drugiej połowie XIX w. kiedy podczas jednej z zim, walkę z siłami Neptuna przegrało ponad 100 poławiaczy.

Image

Image

Image

Budynek biblioteki miejskiej.

Image

Spacer po stromej trasie doprowadził nas do niewielkiego parku (Kongeparken), gdzie mieści się punkt widokowy.

Image

Image

Image

Jedyna katedra w Norwegii zbudowana z drewna.

Image

Mozaika M. Bockelie za dnia, ukazująca wszystkie symbole Tromsø.

Image

Po ostatnim spotkaniu z Roaldem Amundsenem, postanowiliśmy podążyć za jego wzrokiem, kierując się ku północy. Nadszedł czas, aby przekroczyć Wrota Arktyki, i polecieć na największą z wysp archipelagu Svalbard – Spitsbergen.

Opuściliśmy centrum Tromsø, i udaliśmy się w kierunku lotniska. Tablica w głównym budynku aeroportu wskazywała, wylot do Longyearbyen z terminalu trzeciego (koszt biletu 930 zł).

Image

Do oddalonego o około 300 metrów obiektu postanowiliśmy wybrać się…lotniskowym autobusem, ten miał zaraz ruszyć sprzed wejścia do obiektu. Dlaczego nie skorzystać? Przecież dziś się jeszcze nachodzimy, a czasu mamy spory zapas. Po 5 pięciu minutach oczekiwania na odjazd, stwierdziliśmy że tę trasę byśmy przeszli już 2 razy. Po kolejnych 10 min, pokonalibyśmy skacząc na jednej nodze lub idąc tyłem. Po ponad kwadransie ruszyliśmy wreszcie busem, tyle że w innym kierunku. Zrobiło się ciekawie. Mijając parking zacząłem podkręcać atmosferę. Opowiadałem Tacie, że to taka niespodzianka, i ostatecznie wybrałem minimalnie tańszy wariant podróży na Spitsbergen od tego samolotem. Mówiłem, iż autobus zawiezie nas nad wybrzeże, gdzie czekają kajaki, którymi przez kilka dni będziemy wiosłować w kierunku Svalbardu. Pocieszałem, podkreślając, iż płynący tędy ciepły prąd Golfsztrom będzie naszym sprzymierzeńcem. Ojciec znający moje „racjonalne zarządzanie środkami” był w stanie uwierzyć w tę historię. Dziwnym trafem, jakby zrozumieli ją siedzący za nami Amerykanie, z których jeden zaczął nerwowo wciskać stop, a drugi niemal zaciągnął wajchę awaryjnego otwierania drzwi. Ostatecznie kierowca zakręcił na prowizorycznym rondzie i od drugiej strony wjechał na T3.

Skromny tymczasowy terminal przypominał konstrukcyjnie obiekt popularnego dyskontu. Jedno stanowisko kontroli bezpieczeństwa, spokojnie wystarczało do sprawdzenia podróżnych. Uwagę pracownic lotniska zwróciła moja torba – pamiątka z gdańskiego festiwalu o kulturze nordyckiej – Nordic Focus Festival. Trzymając bagaż, donośnym głosem powtarzały „cham, ham!”. Że ja czy ten Miś na siatce? – pomyślałem. O jakiego (c)hama właściwie chodzi? Źle zachowujący się mężczyzna czy z ang. szynka? Szybko okazało się, że zainteresowanie wywołała część zabranego przeze mnie pożywienia, którego Pani z obsługi lotniska była fanką. Po kontroli udałem się do przyglądającego się całej sytuacji Ojca. Jego wąsy były wyraźnie uniesione z obu stron twarzy. Wyprzedzając pytanie dotyczące sytuacji z „(c)hamem” oznajmiłem ironicznie, iż prześwietlający mnie skaner, potrzebował chwili na trafne poznanie mej osobowości.

Podczas półtoragodzinnego lotu z Tromsø do Longyearbyen co chwilę spoglądaliśmy w kierunku okien, wypatrując największą z wysp archipelagu Svalbard – Spitsbergen (z nor. ostre góry). Przez ostatnie 30 minut mieliśmy nos przyklejony do szyby.

Uwagę zwracały lodowe czapy, przykrywające wyspy. Trzeci co do wielkości lodowiec Europy – Austfonna znajduje się właśnie na Svalbardzie (z nor. zimny ląd).

Dopiero uderzenie kół samolotu o pas lotniska przywróciło nas do rzeczywistości.

Image

Image

Image

Odkryta oficjalnie ponad 500 lat temu przez William Barentsa wyspa (Spitsbergen) przywitała nas przenikliwym chłodnym wiatrem. Przy terminalu czekały już autobusy, które zabierały pasażerów według podziału na hotele (100 NOK).

Image

Lokum zarezerwowane mieliśmy w położonej niemal w centrum Longyearbyen, hostelowej części Mary-Ann’s Polarrigg (ok.1800 NOK pokój/doba). Ośrodek powstał na bazie dawnego hotelu górniczego. W większości zajęty był przez Azjatów, którzy podczas naszego pobytu realizowali materiał filmowy dla jednej z TV. Obecność mieszkańców największego kontynentu na Ziemi, okazała się być kluczowa dla naszego rytmu dobowego.

Image

Image

Image

Image

Śniadania wydawane były w hotelowej restauracji.

Image

Image

Image

Image

Po zostawieniu bagażów ruszyliśmy w „miasto”. Liczącą dziś niemal 2 tys. stolicę Svalbardu założył ponad wiek temu John Munroe Longyear – udziałowiec firmy zajmującej się wydobyciem węgla. Miejscowość nosiła wtedy nazwę Longyear City. Kilka lat po tym, osadę wraz ze znajdująca się tu kopalną węgla wykupili Norwegowie, którzy z czasem zmienili Longyear City na Longyearbyen tj. miasto Longyeara.

Image

Na początku pobytu spotkała nas miła niespodzianka. Zaraz po wyjściu z hostelu trafiliśmy na rodaka, związanego ze znajdującą się na Spitsbergenie – Polską Stacją Polarną Hornsund. Zbiliśmy piątkę, i po chwili rozmowy, ruszyliśmy w kierunku jednej z atrakcji miasta.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Cytując klasyka „A jeżeli będą chcieli pójść do muzeum lotnictwa, zabierzesz ich do Muzeum Lotnictwa…”.

Tak, oto odwiedziliśmy Muzeum Ekspedycji Bieguna Północnego znane wcześniej jako Spitsbergenskie Muzeum Sterowców.

Placówka ukazuje historię lotnictwa, udokumentowaną artefaktami i informacjami dotyczącymi kilku głównych wypraw, przeprowadzonych podczas eksploracji regionu Arktyki.

Image

Image

Image

Image

Image

Podziwiać tu można historię sterowca Norge, którego podróż w 1926 r. ze Spitsbergenu na Alaskę, uznano zarazem za pierwszą w pełni udokumentowaną wyprawę na biegun północny. W skład ekspedycji wchodzili m.in. słynny norweski polarnik Roald Amundsen, amerykański odkrywca Lincoln Ellsworth oraz Włoch płk Umberto Nobile.

Historia tego ostatniego z wymienionych zainteresowała nas szczególnie. Pochodzący z półwyspu apenińskiego pilot, uskrzydlony sukcesem „Norge”, w kwietniu 1928 r. ruszył z Mediolanu, zeppelinem „Italia” na podbój bieguna północnego.

Podczas lotu nad starym kontynentem, statek powietrzny stanął w obliczu silnych burz uniemożliwiających nawigację. Zboczył z kursu i zaczął krążyć nad Górnym Śląskiem. Z pomocą ekipie U. Nobile przyszli pracownicy Polskiego Radia Katowice. Radiostacja przerwała audycję, i przy wsparciu konsula Italii, zaczęła nadawać komunikaty w języku włoskim z wytycznymi dla załogi statku. Dzięki improwizowanej radiolatarni, udało się wyprowadzić sterowiec na właściwy kurs. Opóźnienie wynikające z kilkugodzinnego krążenia nad Katowicami miało wpływ na dalszą trasę „latającego cygara”. Załoga zdecydowała się na lądowanie zeppelina w Słupsku (ówczesny Stolp). Po kilkunastodniowym postoju, związanym z wykonaniem niezbędnych napraw, statek powietrzny ruszył w kierunku Spitsbergenu. Finalnie „Italia” zdobyła biegun 24 maja 1928 roku. Jednak sukces miał niezwykle gorzki smak. Wkrótce zeppelin rozbił się o krę lodową. Wypadku nie przeżyła część załogi. U. Nobile doznał jedynie złamania nogi. Kontrowersyjny dowódca „Italii” opuścił obszar wypadku jako pierwszy, dzięki pomocy jednego ze szwedzkich pilotów. Pozostałych członków ekipy zabrał na pokład radziecki lodołamacz „Krasin”. I tutaj historia zatacza koło. W misji ratowniczej zginął legendarny zdobywca bieguna południowego Roald Amundsen o czym wspominałem w części dotyczącej Tromsø.

„Czerwony Namiot” pod którym ukrywali się rozbitkowie „Italii”, stał się symbolem, oraz tytułem filmu opowiadającym o tragicznych losach załogi. W produkcji z 1969 r. wystąpiła plejada gwiazd m.in. Sean Connery, Peter Finch czy Claudia Cardinale.

Muzeum otwarto w 2008 r. w Międzynarodowy Rok Polarny, była to zarazem 80. rocznica katastrofy Italii, wypadku Roalda Amundsena oraz 30. śmierci Umberto Nobile.

Poniżej archiwalny film z lądowania włoskiego sterowca w Słupsku/Jezierzycach.



Opuściliśmy muzeum lotnictwa i „polecieliśmy” do (napisałbym leżącego nieopodal, ale tu wszystko jest blisko siebie) Muzeum Svalbardu (100 NOK).

Nowoczesna bryła placówki skrywa liczne eksponaty i informacje związane z archipelagiem Svalbard. Od arktycznej flory i fauny, po czasy osadnictwa, wydobycia węgla oraz warunki życia. Całość podana została w interaktywnym opakowaniu. Wrażenie robi symulacja topniejących tu lodowców, spowodowana zmieniającym się klimatem.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Patrząc na mapę Longyearbyen, można odnieść wrażenie, że miasto ukształtowane jest w literę „T”. Takie połączenie prostej mknącej wzdłuż wybrzeża wraz z odnogą, biegnącą w głąb lądu, na której znajduje się główny deptak stolicy wyspy. Tam się wybraliśmy.

Image

Na Spitsbergenie obowiązuje wiele interesujących obostrzeń.

Zakazem objęte są np. zgony. Jedyny cmentarz w mieście nieczynny jest od ponad 70 lat. Wiąże się to z przeprowadzonymi w 1950 r. badaniami. Wykryto, iż występująca tu wieczna zmarzlina chroni ciała przed procesem rozkładu. W testowanych wówczas próbkach ujawniono ślady „hiszpanki”, wirusa który w XX w. zdziesiątkował populację na świecie. Ze względów sanitarnych, dalsze chowanie zmarłych, groziłoby wybuchem epidemii.

Dziś w przypadku osób ciężko chorych, bliskich śmierci, gubernator nakazuje opuszczenie archipelagu Svalbard. Ich pochówek odbywa się w kontynentalnej części Norwegii. Analogiczna sytuacja ma się z porodami. Poza tym nie można posiadać tu m.in kota, albo fretki, które mogłyby stanowić zagrożenie dla bogatej populacji arktycznych gatunków ptaków.

Image

Do tutejszego marketu, z „giwerą” nie wejdziemy.

Image

Obszar Svalbard objęty jest jest strefą bezcłową, co nieco osładza norweskie ceny.

Image

Image

Dzień zakończyliśmy tym po co tu przyjechaliśmy, czyli kąpielą w środowisku, w którym występuje mors arktyczny. Ssak ten zajmuje ważną pozycję na Spitsbergenie. Jego wizerunek umieszczono w herbie archipelagu Svalbard. Po morsowaniu raczyliśmy się złocistym napojem, z Svalbard Bryggeri, który nosi miano najbardziej na północ wysuniętego browaru świata.

Image

Image

Wieczorem obudził nas harmider na hostelowym korytarzu. Jak się okazało jego źródłem byli Azjaci, którzy zbierali się do nagrania programu „na żywo”. No tak, przecież jak śpiewał Igor Herbut, „w Tokio jest już jutro”.

Była to okazja, aby zza okna pokoju przyjrzeć się białej nocy. Zegarek wskazywał godzinę 2:00 (zdjęcie poniżej).

Image

„Mieć kasy jak lodu” to słynne powiedzenie zdecydowanie musiało powstać na Spitsbergenie. Pomyślałem tak w momencie przeglądania ofert jednodniowych podróży statkiem po okolicy. Ceny mroziły krew w żyłach, były zdecydowanie wyższe od tych jakie trzeba zapłacić za rejs „Czarną Perłą” po gdańskiej Motławie.

Po długiej analizie wycieczek padło na podróż statkiem do Billefjorden i lodowca Nordenskiöldbreen (2 490 NOK).
https://en.visitsvalbard.com

Około 9:00 busem podstawionym przez organizatora wycieczki, ruszyliśmy z hostelu w kierunku nabrzeża. Po dotarciu do niewielkiego portu w Longyearbyen, skipper wraz z przewodnikiem przeprowadzili odprawę.

Image

Po wysłuchaniu planu wycieczki, zasad BHP itd. weszliśmy na pokład łodzi pontonowej typu „RIB”. Po tych słowach wypłynęliśmy w 7 godz. rejs. w kierunku lodowca Nordenskiöldbreen. Wraz z załogą było nas na pokładzie dziesięcioro + przyjaciel mojego żołądka (Aviomarin).

Image

Lekkie zamulenie, z początkowej fazy podróży (spowodowane działaniem leku) minęło, gdy obok szyby przeleciało stado maskonurów. Widok kolorowych, płochliwych „morskich papug” na tle svalbardzkiej szarości spowodował, ze źrenice zdecydowanie się powiększyły.

O ile to co unosiło się nad taflą (ptaki, renifery) były względnie łatwe do identyfikacji, o tyle to co poruszało się w wodzie m.in. wieloryby nie były już tak łatwe do odgadnięcia. Według rady przewodnika – miałem patrzeć na płetwę, kolor, czas zanurzenia, wysokość wynurzenia i wtedy wszystko było jasne. Bułka z masłem (ssaka widać w 0:02 oraz 0:21 poniższego filmu).



Dla ułatwienia dostaliśmy ściągę z atlasem zwierząt żyjących na archipelagu. Większość wypatrywała „Króla Arktyki”. Dziwne, że nie dotarł tu jeszcze ten „z Krupówek”.

Image

Pierwszy przystanek – Zatoka Skansbukta/ Billefjorden

Nazywana też zatoką wraku, od wyrzuconego na brzeg kutra. Jedna z odnóg lodowca Isfjorden, otoczona jest strzelistymi klifami gór, zabezpieczającymi obszar przed mrozem i wiatrem. Warunki te sprzyjają rozwojowi roślinności. To przyciąga tu renifery, których gęstość jest wyższa niż w jakimkolwiek innym miejscu na archipelagu. Dawniej znajdowała się tu kopalnia gipsu.

Image

Image

Image

Image

Następnym przystankiem były okolice Pyramiden – nieczynnej rosyjskiej (wcześniej radzieckiej) osady górniczej. Kopalnie jak i samo miasteczko działały prężnie do lat 90. W czasach rozkwitu, mieszkało tu ponad tysiąc mieszkańców. Infrastrukturę tworzyły m.in. szkoła, basen pływacki, dom kultury czy szklarnie. Standard życia był tu na tyle wysoki, że praca w Pyramiden była traktowana przez sowietów, jako nobilitacja i przywilej.

Katastrofa rosyjskiego samolotu w Longyearbyen w 1996 r., z górnikami lokalnych kopalń na pokładzie oraz brak opłacalności wydobycia węgla doprowadziły „Piramidę” (jak tą finansową) do upadku. Z czasem zmieniając ją w miasto widmo. Opuszczone miejsce stało się popularnym celem wycieczek, przynajmniej do niedawna. W związku z wojną za naszą wschodnią granicą, większość tutejszych biur podróży, w ramach poparcia dla Ukrainy, zawiesiła wyjazdy do Pyramidem oraz Barentsburga – kolejnej z rosyjskich osad górniczych zlokalizowanej na Spitsbergenie. Co ciekawe druga z wymienionych miejscowości, liczy sobie ponad 300 mieszkańców z czego 2/3 stanowią… obywatele Ukrainy. Konflikt zbrojny na wschodzie Europy przekłada się na niezwykle chłodne relacje między oboma narodami w tym odległym, arktycznym mieście.

Image

Image

Image

Ostatni przystanek zrobiliśmy przy Nordenskiöldbreen, niezwykłym przeżyciem jest słuchanie cielącego się lodowca.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Chwilę po opuszczeniu okolic lodowca, ruszyliśmy w kierunku Longyearbyen. Fala zrobiła się jakby większa.

– Zaraz poczujecie moc, silnego wiatru znad Grenlandii – oznajmił skipper.

Zaczęło ostro bujać. Moja twarz momentalnie zrobiła się alabastrowa, idealnie wpasowując się białe wierzchołki pobliskich szczytów. Jakimś cudem dotarliśmy bez ofiar do portu.



Po wycieczce udaliśmy się na spacer po Longyearbyen.

Image

Image

Image

Trzy miśki. My plus znak – symbol Svalbardu, informujący o niebezpieczeństwie związanym z występowaniem niedźwiedzi polarnych na archipelagu. Pocieszny Ursus maritimus to największy przedstawiciel swojego gatunku. Jego średnia waga oscyluje między 300-700 kg, choć zdarzył się też okaz o ciężarze ponad 1 tony. Pomimo takich gabarytów, nie stanowi to przeszkody, aby „misiek” mógł biec nawet 40 km/h! Ostatni przypadek śmiertelnego ataku niedźwiedzia polarnego miał miejsce w 2020 roku, kiedy to zwierzę zaatakowało turystę, przebywającego na lokalnym polu namiotowym.

Opuszczając rejon miasta, należy być wyposażonym w broń.

Image

Image

Trening psich zaprzęgów, to jedna z form spędzania wolnego czasu, przez tutejsze dzieci.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jeśli chodzi o rzeczy, z którymi omal się "nie wstrzeliłem" podczas planowania wycieczki, to termin wyrobienia pozwolenia na posiadanie broni. Dokumentem, który jest niezbędny do wypożyczenia „giwery”, zacząłem zajmować się nieco ponad miesiąc przed wyjazdem.

Wniosek o niekaralności, tłumaczenie na język angielski, wysłanie kompletu dokumentów do Gubernatora Svalbardu, zapłacenie za zgodę, i wreszcie jej uzyskanie udało się załatwić na styk (248 NOK).

Z dokumentem stawiliśmy się w sklepie Longyear78 Outdoor & Expeditions. Odchodząc nieco od tematu w mieście króluje liczba 78, nawiązująca do równoleżnika na którym leży stolica archipelagu. We wspomnianym Longyear78 interesowało nas wypożyczenie broni na 24 godziny, tak aby jeszcze przed jutrzejszym popołudniowym wylotem, udać się na trekking.

– Czy znasz główną zasadę strzelectwa? – usłyszałem od ekspedientki, wręczającej mi do ręki Mausera, pozostawionego przez uzbrojoną niemiecką „wycieczkę”, która przyjechała tu w latach 40.

Jako, że z bronią nie ma żartów, padło pewne „no gun, no fun” „safety first” (najważniejsze bezpieczeństwo) synchronizowane z kiwającą głową z góry na dół. Po krótkim kursie, i teście obsługi broni, wróciliśmy do hotelu. W jego depozycie pozostawiliśmy w Mausera, na numerek, jak kurtkę w szatni. Nic niezwykłego na tej szerokości geograficznej.

Co jeśli nie udałoby się wypożyczyć karabinu? Wtedy można zapisać się na wycieczkę zorganizowaną przez tutejsze biuro podróży albo…podpiąć pod inną ekipę (wcześniej pytając w hostelu, ew. stojąc przy znaku końca bezpiecznej strefy, czego byliśmy świadkami).

Na trekking ruszyliśmy następnego dnia, tuż po śniadaniu. Naszym celem był lodowiec Longyearbreen. Od początku przyjazdu, ten wiszący kawał lodu zwracał na nas swoją uwagę. Wyglądał jak tlący się nad miastem kocioł, z którego cały czas buchała para (widoczny na poniższym zdjęciu po prawej stronie).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image



Image

Image

Image

Image

Image

Kolejna niespodzianka, zajęcia dla dzieci na lodowcu, połączenie geologii z zajęciami praktyczno-technicznymi.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po 4 godzinach spaceru, udaliśmy się oddać broń oraz odebraliśmy bagaże. Nasz przejazd na lotnisko zakładał wynajęcie „taryfy” i krótki postój, w znajdującym się pod drodze Globalnym Banku Nasion, niestety obie korporacje taksówkarskie w tych godzinach były niedostępne.

Do portu lotniczego wróciliśmy wiec autobusem, a na magazyn przechowujący nasiona roślin jadalnych z całego świata spojrzeliśmy z perspektywy pasa startowego.

Image

Image

Image

Nadszedł czas pożegnania ze Svalbardem i Norwegią. Wyczuły to tutejsze Belugi (Białuchy arktyczne), białe wieloryby, które na do widzenia zatańczyły dla nas w wodach pobliskiej zatoki (filmik dla osób z sokolim wzrokiem).



Jak się okazało ta pierwotnie gorzka „Landryna” (Wizzair) zmieniająca nasz początkowy plan lotu do Norwegii, w połączeniu z liniami Norwegian, nabrała finalnie słodkiego smaku.

Tromsø, Svalbard, lodowce, ślady wypraw R. Amundsena, Radio Katowice, morsowanie, to tylko niektóre z punktów, które sprawiły, że wyjazd na Spitsbergen, wylądował na „szpicy” listy naszych wspólnych wypraw.
_________________
Więcej o nas na http://www.pinezkiz3city.travel.blog
Góra
 Profil Relacje PM off
23 ludzi lubi ten post.
6 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Relaks na Cyprze za 963 PLN. Loty do Pafos z Katowici 5 nocy w apartamencie Relaks na Cyprze za 963 PLN. Loty do Pafos z Katowici 5 nocy w apartamencie
Tanie loty do Singapuru z Warszawy od 2297 PLN Tanie loty do Singapuru z Warszawy od 2297 PLN
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 1 post ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group