Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 13 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 12 Lip 2014 19:27 

Rejestracja: 22 Cze 2013
Posty: 327
niebieski
Na Maderę chciałem wybrać się już dawna – w sumie to od momentu, gdy przeczytałem rozdział książki „Lecę dalej” Marzeny Filipczak. Jak wiele osób zauważyło, takie marzenie można w tym roku spełnić bezpośrednio z Polski za naprawdę niewielką kwotę – ceny biletów last minute do Funchal potrafiły rozpoczynać się już od 297 PLN! Loty kupowane na stronie biura podróży TUI realizowane są z Warszawy i Poznania przez polskie linie czarterowe Enter Air.

Wyjazd mój był typowo niskobudżetowy. W ostatniej części relacji postaram się zamieścić przydatne informacje – jak choćby źródła, z których czerpałem informacje o wyspie, czy też podsumowanie kosztów.

Liczę też na wasze opinie co zmienić w relacji – za każdą od razu dziękuję! ;) Jak będziecie mieli pytania – postaram się na bieżąco na nie odpowiadać.

01.07. Dzień 0. Gdańsk - Warszawa

Dzień wlókł się niemiłosiernie. Biletów wciąż nie kupiłem – najtańsze kosztowały 797 PLN. Rano przygotowałem bagaże, a następnie wziąłem się za odświeżanie strony TUI i czytaniem różnorakich stron internetowych o wyspie. Byłem coraz bardziej zdenerowany, w sumie pogodziłem się już, że nigdzie nie pojadę, aż do godziny 14:30, kiedy to nastąpiła aktualizacja cen (397 PLN). Uff, co za ulga. Szybkie kupno biletów lotniczych z Warszawy, biletu na PolskiegoBusa (mieszkam w Gdańsku) oraz zakupy w Biedronce – jako wyżywienie na pierwsze dni wyjazdu. Wracam do mieszkania, pakuję wszystko do plecaka, szybkie sprawdzenie wagi – 12 kg (w cenie biletów jest bagaż rejestrowany o wadze dopuszczalnej 20 kg). Tak po krótce, co można było znaleźć w moim plecaku: namiot (Fjord Nansen Veig II), śpiwór, karimata, trzy bluzki (dwa T-Shirty, jedna bluzka termiczna), aparat fotograficzny (zwykły kompakt), 2 pary spodni, bułki, kabanosy, ser, 3 czekolady, czołówkę, nóż, przewodnik, mapa i inne.
O godzinie 19:30 wsiadam na pokład Astromegi i wyjeżdżam do Warszawy.

02.07. Dzień 1. Warszawa – Lotnisko Funchal (FNC) – Santa Cruz – Caniço – Funchal

Autobus przyjeżdża na Młociny prawie pół godziny przed czasem – dwie minuty po północy. W domu sprawdziłem wszystkie możliwości dojazdu na lotnisko – najbardziej opłacalne, zarówno czasowo jak i cenowo, było połączenie dwoma autobusami – najpierw na Dworzec Centralny a następnie na terminal. Na lotnisku Chopina jestem po raz pierwszy, szybkie rozpoznanie terenu, ustawienie budzików (odprawa bagażowa zaczyna się już o 03:50, trochę bałem się że zaśpię) i zasypiam na ławkach.

Budzę się – to chyba już. Rozglądam dookoła, ale coś pusto. Zwijam się i szukam swojej kolejki do odprawy. Szukam, szukam, aż w końcu wpadam na genialny pomysł żeby spojrzeć na zegarek. No tak jest dopiero 02:56. Kładę się znowu. Z płytkiego snu wyrywa mnie dźwięk budzika. Otwieram oczy – tam gdzie jeszcze przed godziną nikogo nie było teraz ciągnie się stuosobowa kolejka, na której końcu posłusznie staję. Do samolotu zabieram ze sobą karimatę (chodziło wyłącznie o to, żeby nie była przypięta na zewnątrz do plecaka, gdzie mogłaby ulec uszkodzeniu).

Po wejściu na pokład samolotu na twarzy pojawia się szeroki uśmiech, ponieważ dostałem miejsce w rzędzie 15 – przy wyjściu ewakuacyjnym, gdzie jest dodatkowa przestrzeń na nogi. Rewelacja, jako że jestem dość wysoki. Mimo wszystko jest jeden minus, miejsce to nie jest z dobrej strony do oglądania widowiskowego podejścia do lądowania. Madeira International Airport przez wiele osób uznawane jest za jedno z najbardziej niebezpiecznych lotnisk na świeci. Po tym jak w 1977 miały miejsce dwa duże wypadki, władze podjęły decyzję o wydłużeniu pasa startowego o dodatkowe 1100 metrów, umieszczonego na 180 kolumnach o wysokości 70 metrów każda. Obecnie pod pasem znajduje się centrum sportu: łódki, baseny na powietrzu, siłownia – oryginalny pomysł…

Image
Widok pod pasem startowym (droga Machico - lotnisko).

Lot trwał 5 godzin (od 5:50 do 9:50 – na Maderze cofamy zegarki o jedną godzinę). Po wyjściu z lotniska udaję się pieszo do pobliskiej miejscowości Santa Cruz (jeśli ktoś chciałby zrobić zakupy od razu, to niedaleko lotniska, w stronę Machico znajduje się supermarket Continente). Wzdłuż uroczej miejscowości, nad morzem ciągnie się kamienista plaża, przyjemna promenada (obok niej znajdziemy również ryneczek, gdzie można kupić owoce i warzywa) a także baseny dostępne dla wszystkich chętnych. Jest to także całkiem interesujące miejsce dla plainspotterów:

Image
Plaża w Santa Cruz

Image

Z Santa Cruz udaję się autobusem do Caniço (~2.2 EUR), które jest 3 największym miastem na Maderze (13 tysięcy mieszkańców). Nie jest to miejscowość zbyt ciekawa – odniosłem wrażenie, że są tam jedynie hotele i nieliczne na wyspie bloki mieszkalne. Pojechałem tam tylko żeby zobaczyć Pomnik Cristo Rei (Chrystusa Króla) wznoszącego się nad Atlantykiem oraz panoramę Funchal. Najłatwiej dostać się do niego samochodem (podjeżdża się praktycznie pod samą figurę), mnie z kolei czekało długie zejście z centrum.

Image
Pomnik Chrystusa Króla

Image
Widok na Funchal

Ponieważ dość się spieszę to biorę autobus do Funchal, do którego dojeżdżam około godziny 15, wysiadając przy chyba najbardziej znanej atrakcji turystycznej Mercado dos Lavradores. Na najniższym piętrze można obejrzeć wiele gatunków ryb w tym pałasza (port. espada preta, ryba występująca tylko w 2 miejscach na świecie). Gdy ja byłem na rynku niestety wszyscy rybni sprzedawcy zdążyli zwinąć już interes, ale wciąż pozostawały otwarte stoiska z owocami. A tych na Maderze można znaleźć naprawdę dużo! Ze świeżych owoców możemy spróbować między innymi 25 odmian marakui, anony (jabłka cukrowe), czerymoje, mango, banano-ananasy oraz suszone: kwiaty hibiskusa, aloesu. Każdym z nich możemy zostać poczęstowani przez sprzedawcę – z resztą sami do tego namawiają. Mimo wszystko zakupy tam są potwornie drogie – kilogram owoców potrafi kosztować nawet 20 euro!

Image
Marakuja cytrynowa

Image
Marakuja pomidorowa

Następnie udaję się w poszukiwanie…Urzędu Miejskiego (port. loja da cidade) aby uzupełnić wszelkie formalności związane z rozbijaniem namiotu. I tu pojawia się problem: bardzo sympatyczna pani urzędniczka ni w ząb nie mówi po angielsku. Moim szczątkowym portugalskim oraz za pomocą Google Translatora udaje nam się porozumieć, a także wypełnić dokumenty (tylko wersja portugalska). Na mapie należy wybrać stanowiska straży leśnej (port. posto forestal), a także podać dokładne daty w których chce się tam przebywać. Pani informuje mnie, że pozwolenia będą gotowe w południe następnego dnia. O nie! Nie mogę sobie na to pozwolić, skoro jutro od rana mam już być w trasie! Po chwili pertraktacji Pani prosi żebym przyszedł za 2 godziny – no już lepiej :)

Tak więc mając chwilę czasu udaję się na wycieczkę do Blandy’s Wine Lodge Museum – najstarszej na wyspie fabryki wina. Warto wcześniej dowiedzieć się, o której godzinie odbywa się zwiedzanie z przewodnikiem w języku angielskim. Najtańsze wycieczki (Lodge Tour) kosztują 3 EUR i odbywają się tylko raz dziennie, w okolicach godziny 10 – w związku z czym ja byłem na ostatniej tego dnia Premium Tour (5.5 EUR). W cenę każdego biletu wliczona jest degustacja wina.

Image
Dziedziniec muzeum Blandy's

Image
Madera ze szczepu sercial

Następnie udaję się z powrotem do Urzędu gdzie od razu dostaję wszystkie pozwolenia oraz dane kontaktowe do leśniczych. Ponieważ pozostałe godziny chcę spędzić na zwiedzaniu Funchal – udaję się w poszukiwaniu schroniska młodzieżowego (port. pousada da juventude)(chcę zobaczyć jak najwięcej a nie chcę rozbijać się w mieście - jedyna noc nie w namiocie). Ich sieć, jak się później okazało, rozsiana jest po całej wyspie i nie są w sumie bardzo drogie. Niestety, w Funchal nie było już wolnych miejsc, a recepcjonistka nie chciała się zgodzić na wynajem kawałka podłogi :(, w związku z czym udałem się do pobliskiego pensjonatu, gdzie za 17 EUR (tak, zabolało ;) ) dostałem indywidualny pokój z łazienką. Szybko odstawiam zbędne bagaże i lecę zwiedzać miasto.
Na pierwszy ogień wznosząca się nad miastem i widoczna z (prawie) każdego miejsca Fortaleza do Pico.

Image
Widok z mojego okna na Fortalezę do Pico

Od razu da się odczuć, że miasto położone jest na zboczu (przewodniki piszą: amfiteatralnie), a zwiedzanie go jest dość męczące. Następnie swoje kroki kieruję w okolice kościoła Santa Clara, a następnie mariny i Pałacu São Lourenço.

Image
Strome uliczki Funchal

Image
Widok z mariny

Image
Wieża Pałacu São Lourenço

Kolejnymi miejscami, które odwiedzam są Fort św. Jakuba oraz najstarsza dzielnica Funchal – Zona Velha. Spacer wieczorem wąskimi, brukowanymi uliczkami to duża przyjemność. Jeśli ktoś chce, może przysiąść w jednej z licznych kawiarni lub restauracji. W niektórych z nich można posłuchać na żywo fado. Wiele drzwi okolicznych domów zostało pomalowanych w fantastyczny, bajkowy wręcz sposób!

Image
Mistrzyni muzyki fado - Amalia Rodrigues

Image

Image

Image



Trochę zmęczony oraz w związku z tym, że zrobiło się już ciemno zaczynam kierować się do swojego pensjonatu. W okolicach katedry Sé decyduję się wstąpić do malutkiego baru na stek z tuńczyka. Po chwili odpoczynku idę zobaczyć niedaleki pomnik Józefa Piłsudskiego (Marszałek przebywał na Maderze w trakcie zimy 1930/31) i jeszcze trochę popatrzeć na nocne życie miasta.

Image
Reprezentacyjna Avenida Arriaga nocą. Można tam usiąść na ławce i posłuchać koncertów, które grane są w kawiarni hotelu Ritz ;)

Image
Jeden z polskich akcentów na wyspie :)


Po północy wracam do pokoju, szybki prysznic, po którym momentalnie zasypiam.


[CDN.]
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
Riwiera Turecka luksusowo: tydzień w 5* hotelu z all inclusive od 2084 PLN. Wyloty z 3 miast Riwiera Turecka luksusowo: tydzień w 5* hotelu z all inclusive od 2084 PLN. Wyloty z 3 miast
Początek wakacji w Maroku: tygodniowy wypoczynek za 1292 PLN. Loty z Wrocławia + hotel Początek wakacji w Maroku: tygodniowy wypoczynek za 1292 PLN. Loty z Wrocławia + hotel
#2 PostWysłany: 12 Lip 2014 20:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20 Sty 2012
Posty: 4164
Loty: 1
Kilometry: 282
platynowy
To last minute w prawdziwym sensie :) Fajnie się czyta.
Z przyjemnością czekam na cd.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 15 Lip 2014 13:42 

Rejestracja: 22 Cze 2013
Posty: 327
niebieski
03.07. Dzień 2. Funchal - Câmara de Lobos - Cabo Girão - Câmara de Lobos – Jardim da Serra

Rano szybka pobudka, spakowanie rzeczy, śniadanie zabrane jeszcze z Polski (to już taka moja tradycja – tam gdzie mogę się spodziewać wrzątku zabieram ze sobą kuskus – zajmuje mało miejsca, przygotowanie jest bardzo szybkie, kasza jest bardzo sycąca i pasuje do wszystkiego – w moim przypadku do bananów i kilku kostek czekolady) i wymeldowanie. Wstępuję do pobliskiej piekarni (okaże się później, że najtańszej z jaką spotkałem się na Maderze), kupuję pierwsze w życiu pasteis de nata i queijady i kieruję się do muzeum Cristiano Ronaldo, który jest dla mnie obowiązkowym punktem wizyty w Funchal. Muzeum otwarte jest w godzinach 10:00 – 18:00. Tu drobna uwaga: udając się tam przekonany byłem, że wstęp dla studentów jest darmowy. Okazuje się, że od jakiegoś czasu za bilet muszą zapłacić wszyscy. Koszt jest taki sam dla wszystkich i wynosi 5 EUR.

Jako że do godziny otwarcia muzeum jest jeszcze trochę czasu mam okazję jeszcze trochę poznać miasto. Dla zainteresowanych: w centrum miasta znajdziemy centrum handlowe Dolce Vita, w którym, na najniższym piętrze zlokalizowany jest supermarket Pingo Doce. Jeśli chodzi o różnorodność produktów, jakość i cenę bliżej mu do Almy lub Piotra i Pawła niż do Biedronki. Tańszym supermarketem jest Continente – coś w stylu Carrefoura.

Image
Jeden z licznych parków w mieście - Parque de Santa Catarina


Parę minut po 10 jestem już w muzeum. W środku oprócz niezliczonych trofeów CR7, Złotych Butów i Złotych Piłek, piłek z meczów w których strzelał hat-tricki jest również woskowa podobizna piłkarza. Odwiedzający mogą sobie zrobić zdjęcie z hologramem piłkarza, które potem można odnaleźć na profilu muzeum na Facebooku. Ponieważ zbieram szaliki, w mojej kolekcji nie mogło zabraknąć również pamiątki z tego miejsca (koszt 10 EUR).

Image

Image


Niedaleko znajdowuje się przystanek autobusów, z którego postanowiłem skorzystać co okazało się niezbyt łatwe. Problemem na wielu przystankach jest brak rozkładu jazdy, brak tras autobusów, czasem nawet brak słupka informującego, w którym miejscu znajduje się przystanek ;). No to trzeba się zorientować, najlepiej jakimś sposobem: plecak odkładam na ziemię i za każdym razem gdy podjeżdża jakiś autobus (nazywany camioneta) wskakuję do środka i zadaję dwa pytania: Czy jedzie do Câmara de Lobos? oraz Czy wie jaki autobus tam odjeżdża? Nie wiem z czego to wynikało, ale każdy z kierowców (a było ich 7!) udzielił mi innej odpowiedzi na drugie pytanie. Oczywiście żaden nie wybierał się do CdL. No cóż.

Podejmuję decyzję: idę tam na piechotę. I w sumie była to świetna decyzja! Od końca Funchal aż do celu mojej wędrówki prowadzi promenada tuż nad samym morzem. Czas szybkim marszem to około 1h 20min, wzdłuż trasy ustawione są fontanny z wodą pitną. Tylko ciężko iść szybkim marszem gdy dookoła takie widoki…

Image

Image


Po drodze mija się również najpiękniejsze (i akurat dość puste) plaże w okolicy: Praia Formosa i Praia Nova, a także najbardziej wysunięty na południe przylądek Ponta da Cruz. Plaże są tylko kamieniste, choć trafiają się również fragmenty czarnego, dość grubego i piekielnie nagrzanego piasku. Część z nich wyposażona jest w prysznice. Można również, za drobną opłatą, zanurzyć się w basenach.

Image

Image


Tuż przed Câmara de Lobos trafiam na takie oto cudo:

Image
Fabryka cementu


Samo miasteczko (dobrze niech będzie – miasto. W końcu liczba mieszkańców wg Wikipedii to 35 tysięcy – druga największa po Funchal, ale kompletnie tego nie czuć), a przynajmniej jego część nadająca się do zwiedzania, skupione jest wokół portu. Znane jest z pobytu Winstona Churchilla w 1950, a także z suszonych na słońcu dorszy.

Image

Image


Podobno tutejsi mieszkańcy wymyślili ponchę – pity przez wszystkich drink składający się z brandy z trzciny cukrowej, miodu, cytryny, pomarańczy, lodem. Występują też wariacje różne jej wariacje – na przykład pomarańczę często zastępuje się marakują. Zmęczony południowym słońcem, siadam na chwilę spróbować tego trunku jak i popularnego na wyspie babeczki ryżowe (port. bolo de arroz) – w smaku przypominające babkę (z resztą przepis jest bardzo zbliżony – różni się to tylko użyciem mąki ryżowej), a przy okazji posiedzieć chwilę i pooglądać życie mieszkańców. Po chwili staję się jednym z graczy w najprostszą grę karcianą na świecie – wojnę :D. Nie grałem w nią od dzieciństwa, ale frajda była niezła! Zwłaszcza gdy na końcu zostałem na polu bitwy tylko z samym 60 letnim Mateo zgromadziło się wokół nas sporo ludzi. Po kilku minutach honorowo uzgodniliśmy remis, a ja ruszyłem w dalszą drogę.

Image
Poncha


I tu warto wspomnieć jedną bardzo ważną rzecz. 90% wyspy znajduje się powyżej 500 m n.p.m. co sprawia, że jeżeli mieszkamy nad brzegiem morza, a wybieramy się na wycieczkę do centrum wyspy, gdzie wytyczona jest większość szlaków, musimy pokonać przewyższenie rzędu 1000 m i dopiero stamtąd zaczyna się trasa. Z tego też wynika powszechne przekonanie, że „na Maderze bez samochodu ani rusz”. Druga sprawa, że prawie zawsze szlaki prowadzą z punktu A do B – nie wracają do punktu wyjścia.

Image
Widok na Cabo Girão


Z kolei Cabo Girão jest piątym najwyższym klifem w Europie – 589 m n.p.m. Staję więc przy wjeździe na szczyt i łapię stopa… Po pół godzinie okazuje się, że to nie ma za bardzo sensu – przejechał jeden samochód, a ja mam jeszcze dziś dużo do przejścia. Mimo, że cały czas idę po asfalcie jest to mozolne zajęcie, choć fantastyczne widoki wynagradzają wszystko.

Image

Image


Gdy dochodzę na punkt widokowy jestem już na tyle zmęczony, że robię jedynie parę fotek, siadam na przeszklonej podłodze i gapię się w dół. Zewsząd dochodzą okrzyki turystów (okazało się, że była inna droga), a ja wyobrażam sobie że unoszę się nad ziemią… Po jakimś czasie ochłonąłem na tyle, że robi mi się zimno. Trochę kalorii w postaci Kitkata ląduje w mojej paszczy, mięśnie wydają jęk prostując się, a ramiona głośno protestują po nałożeniu plecaka. Czas wracać. Droga w dół jest o wiele przyjemniejsza, choć i tak spadek wysokości mocno obciąża mięśnie czworogłowe.

Image

Image

Image


Gdy wróciłem do Câmara de Lobos udaję się od razu na przystanek autobusowy prowadzący do Jardim da Serra. Może nie od razu, bo zahaczam jeszcze o Pingo Doce, żeby kupić butelkę wody (za rogiem oczywiście było źródełko wody pitnej, które po wyjściu ze sklepu zauważam ;) ) i zaraz potem czekam na autobus.

Tu kolejna nowość! Rozkład jest, a jakże, tylko przez 1.5h nie pojawia się żadna z trzech oczekiwanych przeze mnie camionet. Ale zaczynam się już przestawiać i ignoruję takie niedogodności – siadam na krawężniku i oglądam rzeczywistość. Po jakimś czasie zaczynam się do wszystkich uśmiechać, a co najważniejsze uśmiech jest odwzajemniany ;). W końcu i autobus przyjeżdża. Co to jest za jazda! Wąskie drogi nad niezabezpieczonymi zboczami, stary autobus jadący z zawrotną prędkością 30 km/h na pierwszym – drugim biegu i dźwięk zarzynanego silnika połączony z dźwiękiem klaksonu, którego używanie jest chyba życiową pasją kierowcy.

W końcu wysiadam w Jardim da Serra. A co jest w tej wiosce? W sumie to… NIC. I tu był problem, bo za bardzo nie wiem gdzie iść w stronę mojego pierwszego noclegu. Stanąłem na środku skrzyżowania i gapię się na mapę. Stoję i patrzę, patrzę i stoję, stoję i… „Falas ingles?!” (pol.: Mówisz po angielsku?). Szukam osoby która wypowiedziała te słowa, ale nikogo nie widzę… W końcu zauważam – 3 panów siedzących pod barem, z czego jeden usilnie do mnie macha. Podchodzę, witam się. O! Dwóch z nich chyba jest dość zmęczonych, bo mają problem z ustaniem na nogach, a może to wiatr, który tak wieje… Jeden z nich pyta się, czy może pomóc.

Po półgodzinnej rozmowie nie tylko wiem, w którą stronę mam iść, ale także wiem jak nazywają się dzieci tych mężczyzn, wiem że mieszkają tu Ukrainki, że leśniczy jest spoko chłop i że jak będę tu następnym razem to koniecznie musimy wypić Coral (lokalne piwo)! W międzyczasie zrobiła się 20:30, a ja mam przed sobą jakieś 50 minut drogi pod górę przed sobą. W ciągu pierwszych dwudziestu minut mijam domy, z których wyglądają starsze panie i wszystkie bacznie się mi przyglądają. Zacząłem robić to co zawsze, gdy jestem na polskiej wsi – przed każdą z nich zdejmować czapkę z daszkiem i krzyczeć dzień dobry (port. boa tarde, używane od godziny 12:00). Za każdym razem odpowiada mi uśmiech i żywiołowe machanie ręką. Wychodzę ze wsi, robi się ciemno i nadchodzi mgła. Dochodzę do leśniczówki Boca da Corrida (wysokość 1200 m). Jest i miejsce na grill i ławki, tylko nikogo nie ma wokół… Widząc, że wewnątrz pali się światło – pukam. Zero odpowiedzi.

I szczerze – to miałem stracha. Jestem w górach, dość słabo widzę (mgła), temperatura gwałtownie spadła i zerwał się wiatr, a do najbliższych domów jest względnie daleko. A no i cienie zaczynają zewsząd wychodzić. No cóż. Muszę wziąć się w garść. Rozbijam namiot, układam rzeczy, jem kolację. Dziwnie tak samemu. Choć jest jeden plus: zaczynam sobie śpiewać pieśni o polskich bohaterach (tylko to znam ;) ) i nikt mnie nie słyszy. W namiocie strach ma mniejsze oczy więc zmęczony zasypiam…

Image
Zdjęcie namiotu zrobione już rano
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 23 Lip 2014 22:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Sty 2014
Posty: 112
Loty: 11
Kilometry: 17 045
Sami w górach na Maderze gdy się ściemnia coś mi to przypomina ;d

Czekamy na kolejną część:)

ps może zainteresuje Cię mój post z majowej wyprawy
_________________
Image

Relacje:
berlin-londyn-madera-lizbona-londyn-poznan-majowka-2014
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 24 Lip 2014 10:33 

Rejestracja: 15 Gru 2011
Posty: 925
niebieski
Ciekawa relacja :)

Powiem tak - z budżetem niczyim nie zamierzam dyskutować, zdaję sobie sprawę z różnych możliwości finansowych. Biorąc jednak pod uwagę, że za jakieś ~30 EUR za dzień można spokojnie mieć samochód (wliczając paliwo) chyba nie chciałbym "zużyć" tyle czasu na siedzenie na krawężnikach, szukanie rozkładów jazdy, czekanie na chaotycznie jeżdżące autobusy czy łapanie stopów...

Cóż, za stary pewnie jestem ;)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 24 Lip 2014 10:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22 Sty 2012
Posty: 2191
Loty: 408
Kilometry: 718 413
srebrny
@shiver
myślę, że z czasem człowiek inaczej patrzy na sposób podróżowania i ma inne oczekiwania ... i inny budżet :)
Ja np. jestem nadal na takim samym etapie jak autor, fakt faktem bywa to męczące, ale też nieprzewidywalne, często spontaniczne. A tego szukamy w podróżach - przygody.
_________________
Strona znajomego, gorąco polecam:
Zdjęcia, filmiki i ciekawostki z całego świata -> http://www.niezwyklyswiat.com
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 28 Lip 2014 20:18 

Rejestracja: 22 Cze 2013
Posty: 327
niebieski
Przepraszam za przerwę w relacji, ale jestem na Malcie, jutro wracam więc możecie spodziewać się kolejnej części już niedługo :-).

@shiver
Autobusami później już nie jeździłem - tylko autostopem. Już tłumacze dlaczego.
Po pierwsze primo to jest dla mnie świetny sposób na poznanie ludzi : staram się z nimi rozmawiać mieszanką portugalsko-hiszpańską i całkiem nieźle się dogadywailsmy (tu też jest bonus językowy). Z wieloma ludźmi którzy mnie podwozili utrzymuje cały czas kontakt. W sumie to w podróży najciejawsi dla mnie są ludzie...
Po drugie primo jazda na Maderze autobusem/autostopem jest nieunikniona - szlaki zazwyczaj nie zataczają kół, więc do zaparkowanego samochodu i tak trzeba jakoś wrócić.
Po trzecie primo z lapaniem stopa nie miałem potem już żadnych (!) problemów. Co ciekawe w większości przypadków jeździłem z mieszkańcami wyspy.
No i aspekt finansowy. Jeśli nie byłbym sam to miałoby to sens, jednak nie miałem towarzystwa więc koszt wynosiłby7x30x4.2=882 PLN, co podwoiloby budżet wyjazdu.

A każdy swój wyjazd zaczynam ze słowami: czas zacząć przygodę. Bo właśnie po to podróżuje - żeby przeżyć przygodę. Mam wrażenie, że to dlatego, ze naczytalem się za dużo relacji innych użytkowników i książek :-)
Góra
 Profil Relacje PM off
shiver lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 28 Lip 2014 21:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Gru 2012
Posty: 301
Loty: 510
Kilometry: 603 047
niebieski
Na Cabo Girao jadą chyba tylko dwa autobusy dziennie, pierwszy ok. 11, drugi, jesli taki w ogole jest to ok. 15, także czekanie rzeczywiscie nie miało sensu
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 28 Lip 2014 23:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Sty 2014
Posty: 112
Loty: 11
Kilometry: 17 045
trzymamy kciuki również za relację z malty ;d też mi chodzi ten kierunek po głowie od pewnego czasu
_________________
Image

Relacje:
berlin-londyn-madera-lizbona-londyn-poznan-majowka-2014
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 28 Lip 2014 23:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Lip 2012
Posty: 736
niebieski
JSP napisał(a):
Po pierwsze primo to jest dla mnie świetny sposób na poznanie ludzi : staram się z nimi rozmawiać mieszanką portugalsko-hiszpańską i całkiem nieźle się dogadywailsmy (tu też jest bonus językowy). Z wieloma ludźmi którzy mnie podwozili utrzymuje cały czas kontakt. W sumie to w podróży najciejawsi dla mnie są ludzie...


To jest najlepsze, uwielbiam podróżować autostopem tylko z tego powodu :) I czekam na dalszą część relacji z niecierpliwością.
_________________
Żyję dla takich chwil, kiedy bierzesz haust powietrza i krzyczysz: chwilo, proszę, bądź wieczna!
Eldo
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 29 Lip 2014 13:25 

Rejestracja: 22 Cze 2013
Posty: 327
niebieski
No i jest kolejna część - zapraszam do lektury.

04.07. Dzień 3. Boca da Corrida – Encumeada – Ribeira Brava – Madalena do Mar – Calheta – Jardim do Mar – Prazeres

Image
Tak mniej więcej wyglądała moja trasa.

O 1 w nocy przyjeżdża samochód. Sytuacja dość dziwna, bo kto coś mógłby chcieć o tej porze? Wygrzebuję się z namiotu, rzucam „dobry wieczór”, a leśniczy (jak zaraz potem okazało) podchodzi i przez chwilę rozmawiamy. Zamykam się w namiocie i idę spać.

Pobudka o 6:30 – mam ambitne plany na ten dzień, ale najpierw sprawy porządkowe – zwijanie namiotu i śniadanie. Oddałbym wszystko, żeby móc zawsze jeść mając takie widoki – w dole piękna Dolina Zakonnic (Curral das Freiras), a nad nią różne szczyty...

Image

Image

Image

Image

Pogoda zapowiada się świetna, więc ruszam w trasę. Przede mną Caminho Real do Encumeada (PR 12). Wąska ścieżka początkowo prowadzi wzdłuż zboczy gór i tylko w kilku miejscach jest zabezpieczona.

Image
Zdjęcie wzięte z Internetu.

Image
Dziewczyny obok siebie nie mam więc się do skały chociaż przytulę.


Ciężko się nie zatrzymywać co krok, żeby podziwiać widoki… Niesamowite jest zwłaszcza fragment prowadzący wzdłuż Pico Grande (1654 m n.p.m.). Po prawej stronie pionowa ściana porośnięta roślinnością, z której często spływają orzeźwiające strumienie. Szlak coraz bardziej się zniża, prowadzi przez las, aż dochodzi pod przełęcz Encumeada.


Image

Image
Co zakręt to piękniejszy widok!

Image

W dole widok na dolinę Ribeira Brava. Przez cały szlak, a liczy 12.6 km, nie spotykam ani jednego turysty (gdzie oni wszyscy się podziali?). W głowie słyszę głos Józefa Nyki (kto z was zna jego górskie przewodniki?): „dobry piechur skraca czas przejścia o 1/3, bardzo dobry nawet o połowę”. Trasę, której przejście powinno zająć mi 6.5 godziny, kończę po 3. Jednakże czasy te trzeba brać z przymrużeniem oka – zakładają one, że tyle samo czasu idzie się w jedną jak i drugą stronę.

Na szlaku nie brakowało strumieni do uzupełniania wody, nie ma też powodu, żeby obawiać się zatrucia pokarmowego, gdyż jest krystalicznie czysta. Słabo jest z oznaczeniem trasy – to nie są nasze góry, gdzie znak jest co paręset metrów – ja zauważyłem tylko jedną strzałkę. Mimo wszystko trudno jest się zgubić – idzie się wydeptaną ścieżką, z prawej strony ściana, z lewej przepaść, wyboru za dużo nie ma ;).

Image
Te góry są tylko dla mnie!

Image

Ponieważ droga do Ribeira Brava jest zdecydowanie zbyt długa więc wyciągam kciuk. Zatrzymuje się pierwszy samochód ;). W trakcie jazdy dowiaduję się, że niedawno tę dolinę nawiedziły bardzo silne pożary (

) oraz dwukrotnie powodzie (

). Obecnie droga jest bardzo dobrej jakości, a ludzie w większości odbudowali swoje domy. Z ciekawości pytam też kierowcę o liczebność rodzin – okazuje się, że na wsiach w dalszym ciągu często zdarzają się takie, w których jest dziesięcioro, a nawet więcej dzieci!

Image
Widok na dolinę Ribeira Brava

Zatrzymujemy się przed Pingo Doce, gdzie robię małe zakupy i idę na spacer po mieście. Widoczne są jeszcze ozdoby po święcie św. Piotra. Generalnie to nic wielkiego tam nie ma – kościół, kilka uliczek, trochę pamiątkowego kiczu, krótka promenada, parę barów i kawiarni… Oprócz tego koryto rzeki (Ribeira Brava – pol. Rwąca Rzeka). Na razie wygląda bardzo niepozornie, ale w zimowych miesiącach całe będzie wypełnione wodą.

Image
Ledwo co tam płynie...

Image

Ustawiam się na skrzyżowaniu i po chwili łapię stopa prosto do Madalena do Mar. W sumie można przejść tę trasę na piechotę, lecz prowadzi ona tunelami. Mimo, że localsi chodzą nimi, nie jest to zbyt przyjemne, a poza tym nielegalne ;).

W tej miejscowości, według lokalnej legendy, żył król Władysław Warneńczyk, który po przegranej w bitwie pod Warną, ukrywał się na Maderze pod imieniem Henryka Niemca, jego śladów jednak tam nie zobaczymy. Z resztą obejście wszystkiego, co ciekawe zajmuje 10 minut – ot kamienista plaża, kościół (zamknięty), uliczki – standard.

Image
Plaża w Madalena do Mar

Po 10 minutach oczekiwania łapię stopa do Calhety, gdzie wysiadam tuż przy plaży. Jest to jedna z 3 piaszczystych plaż na wyspie – ta jest sztuczna, gdyż piasek przywieziony jest z Maroka. Szybko zrzucam z siebie ubrania i wskakuję do wody. Po tym co dzisiaj już przeszedłem taka przyjemność odczuwana jest podwójnie… Pierwszy raz pływam w Oceanie Atlantyckim, więc jestem trochę zaskoczony wypornością ;).

Image
Pogoda bez szaleństw, ale może to i dobrze, bo nie było dużo osób.


Po kąpieli idę do Pingo Doce zrobić sobie „obiad” i zostaję na dłużej, bo w kawiarni włączony był mecz Niemcy – Francja, który jak wiadomo, niestety wygrali Niemcy (wszyscy kibicowali Francji). No trudno. Ponieważ mam jeszcze trochę czasu idę do destylarni rumu (port. Engenhos de Calheta - tej samej, w której był Robert Makłowicz w jednym z odcinków – polecam obejrzeć!). Już z daleka uderza zapach bardzo podobny do piernikowego. Wstęp jest darmowy. W środku można zapoznać się z produkcją rumu, a także kupić produkty wytwarzane przez fabrykę – rum, ponchę, melasę, bolo do mel (słodkie ciastko z melasy z cukry trzcinowej i bakalii). Takie same można kupić również w supermarketach, ceny na miejscu są jednak niższe. Bardzo fajne są 100 ml plastikowe butelki 40-procentowego rumu, które kupuję.

Image
Kadzie destylacyjne

Image
Bolo do mel

Raz, dwa, trzy i choć nie planowałem to jestem w miejscowości Paul do Mar. Dostaję nawet zaproszenie na drinka, ale ponieważ jest dość późno to jestem zmuszony odmówić. Domy wybudowane są wzdłuż nadmorskiej promenady, a co dla mnie istotne znajduje się tu także początek szlaku PR19 Caminho Real do Paul do Mar. Ciężko na niego trafić - ukryty jest między domami – najlepiej zapytać mieszkańców. Szlak jest trudny – na trasie o długości 1.8 km przewyższenie sięga 500 m. Słońce jest bardzo mocne, a plecak nie ułatwia wspinaczki. Pot leje się ze mnie strumieniami. Co jakiś czas się zatrzymuję – choć nogi są już miękkie zmuszam się do trzymania tempa. Raz po raz biorę parę łyków wody i oglądam zapierające widoki…

Image

Image


Uff koniec! Trasę skończyłem w 38 minut zamiast zakładanych 80! Znowu w głowie słyszę głos Józefa Nyki „ (…) bardzo dobry piechur nawet o połowę”. Yeaaaah! A na górze nagroda w postaci niesamowitej panoramy!

Image

Image

Image
Całą wodę wypiłem, na szczęście w każdym miasteczku są takie kraniki (port. fonte)

Doszedłem do miejscowości Prazeres i… jestem w kropce. Jest już zbyt późno, żeby dostać się do miejsca biwakowego w Fanal. Idę więc na stację benzynową i pytam chłopaków czy mogę się koło niej rozbić – mówią, że spoko. Najpierw jednak kupuję pasteis de nata… Siadam przy stoliku i otwieram leżącą gazetę. No tak. Kochają Cristiano. W dzienniku są dwie strony poświęcone CR7. Tego dnia akurat tematem przewodnim było: Ronaldo na wakacjach. Gdy innego dnia umarł Alfredo di Stefano, artykuł składał się z: wpisów CR7 na Facebooku i Tweeterze, wypowiedzi Cristiano o legendzie Realu Madryt i zdjęć Ronaldo z AdS.
Po całym tak intensywnym dniu padam na ryj, a moje stopy zrobiły się białe. Po rozbiciu namiotu, nie mam już siły na nic i momentalnie zasypiam.

Image
Prazeres, choć służy głównie jako trasa przejazdowa do Porto Moniz, jest bardzo zadbane - wiele domów ma bardzo ładnie utrzymane ogrody.
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 11 Paź 2014 19:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Gru 2013
Posty: 203
Loty: 525
Kilometry: 1 226 981
niebieski
Bardzo fajna relacja, ale czy to już koniec?:(
_________________
Image

Śledźcie mnie na instagramie: https://www.instagram.com/travelela/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 14 Paź 2014 17:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lip 2014
Posty: 1327
Loty: 104
Kilometry: 191 467
srebrny
JSP napisał(a):
Wąskie drogi nad niezabezpieczonymi zboczami, stary autobus jadący z zawrotną prędkością 30 km/h na pierwszym – drugim biegu i dźwięk zarzynanego silnika połączony z dźwiękiem klaksonu, którego używanie jest chyba życiową pasją kierowcy.

Co do klaksonu, przypuszczam że był używany w dwóch okolicznościach:
a) przy ostrych zakrętach, gdy nie da się zobaczyć czy coś jedzie z naprzeciwka a trzeba (autobusem) ściąć zakręt;
b) jako pozdrowienie mijanych licznych znajomych i dużej rodziny.
_________________
Moje relacje: Bolonia & Trapani 2022Münster 2022
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 13 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group