Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 18 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
Offline
#1 PostWysłany: 20 Lis 2025 12:58 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
Zwiedzanie w pływającym hotelu, jakim jest wycieczkowiec ma sporo zalet, a najważniejszą jest że hotel płynie jak śpisz ale ma też jedną zasadniczą wadę - na miejscu jest mocno ograniczony czas. Więc ta relacja będzie po części o sztuce kompromisu. Akurat Wyspy Kanaryjskie i ich porty mają dużą zaletę, bo statek stoi tam często do późnych godzin wieczornych, np 22. Z drugiej strony w listopadzie po 18 robi się ciemno. Odpadał stres związany z korkami i ewentualnymi opóźnieniami. Perspektywa niezdążenia na statek jest dość stresująca.

Jeśli ktoś czytał moją relację z Australii i wysp Pacyfiku, to być może pamięta, że jak magnes przyciągamy katastrofy naturalne i inne pechowe zdarzenia. Często nie dotykają nas bezpośrednio, ale mocno oddziałują na okolicę. Oczywiście to tylko taki nasz żart rodzinny, bo skala tych zjawisk na świecie jest obecnie tak duża, że przy kilku wyjazdach łatwo trafić na coś pechowego. Na Kanarach akurat była drobna kumulacja, nawet powstały o tym artykuły:
https://turystyka.wp.pl/s/nakanarach-pl/seria-niefortunnych-zdarzen-na-kanarach-wazne-jest-aby-unikac-tego-typu-obrazow-w-mediach-7223144977463808a

Ale od początku, skąd pomysł na rejs po Kanarach? Z bonu u niemieckiego armatora AIDA. Za wyjazd z nimi na Karaiby dostaliśmy voucher na 400E na następne wakacje. Zbliżał się czas końca jego ważności i trzeba było podjąć jakąś decyzję. Wyjazd na Kanary zawsze był planem B gdybyśmy u tego armatora nie znaleźli nic lepszego. W międzyczasie AIDA wrzuciła na tą trasę swój największy statek AIDA Cosma. W kalendarzu też pojawił się okres 8.11-15.11 z Las Palmas co obejmowało długi weekend, więc mniejsza strata urlopu i dni w szkole u córki. Do naszej stałej ekipy 2+1 doszła jeszcze moja siostra i siostrzenica. Początkowo polowałem na loty Iberia z Berlina, ale przegapiłem najniższą cenę +- 800 zł i później zaczęła rosnąć. Na podobnych warunkach mięliśmy LH z Poznania. Siostra mieszka pod Poznaniem, a my pomiędzy Poznaniem a Berlinem ale bliżej Poznania, więc to był dość naturalny wybór. Do taryfy economy light dokupiliśmy po jednym nadawanym na rodzinę. Kilka miesięcy przed startem rozpoczęło się rezerwowanie samochodów na wyspach. Tylko na Maderze udało mi się znaleźć auto w rozsądnej cenie na mieście. Pozostałe to konieczność wizyty na lotnisku. Do tego rezerwacja wjazdu na Teide.

Już po rezerwacji rejsu dowiedzieliśmy się, że nasz termin to otwarcie sezonu i w związku z tym będą niespodzianki. Jedną z nich miał być koncert Alvaro Solera. Nie mój klimat ale jak w cenie to dlaczego nie?

Dzień 1
Wylot z POZ mamy o 6.15 więc pobudka jakoś przed 2. Na szczęście warunki pogodowe sprzyjały i dojazd na lotnisko poszedł sprawnie. Na stanowisku LH niewielka kolejka ale szybko pozbyliśmy się dużych bagaży i można udać się do stanowiska kontroli bezpieczeństwa. Lotu do FRA nie pamiętam, bo z żoną zasnęliśmy chyba już przy starcie. Przespałem wodę i tylko na chwilę obudziłem się na czekoladkę :)
Na naszych kartach PP zostały nam łącznie 3 wizyty więc stwierdziliśmy, że zostawiamy to na powrót z LPA. Zresztą we FRA potrzebna jest długa przesiadka, bo trzeba wyjść z strefy tranzytowej, a my mieliśmy nieco ponad godzinę. Drugi segment realizował Discover i tam już był tylko kubek wody na całą podróż. Nawet ciastka albo czekoladki. Pod koniec rejsu zamówiliśmy frytki dla dzieciaków ale były straszliwie paskudne. Córka oddała mi i żonie, a siostrzenica dała radę je jeść za co zapłaciła cenę w LPA, bo frytki wolały wolność. Już na lotnisku żona wysłała mnie z małymi bagażami po samochód, a dziewczyny miały odebrać duże z kołowrotka. W hali wynajmu się przeraziłem, jak zobaczyłem kolejki ale okazało się, że to do lokalnych wypożyczalni. Do Avisa było pusto. Dostałem VW Taigo i poszedłem po dziewczyny. Bagaże szły opornie więc musiałem poczekać ok 20 minut, aż dziewczyny wyjdą. Okazało się, że nasza walizka nie przeżyła podróży:
Image

Image

Zgłaszamy się do okienka serwisowego. Pani wypełnia formularz i po chwili wręcza mi wydruk. Na wydruku dwa linki - jeden do wymiany walizki, a drugi do naprawy. Wszedłem w pierwszy, wybrałem taką samą walizkę Wittchen i jakoś tuż po naszym powrocie kurier pojawił się z przesyłką. Niestety, ale nasza musiała jeszcze dotrzeć na statek, a później do domu. Istniało ryzyko, że całe dno odpadnie więc podjęliśmy decyzję, że kupimy nową walizkę w jakimś sklepie.

Kolejny problem objawił się podczas załadunku bagaży. Za nic w świecie nie da się zmieścić ich do auta. Auto niby duże, ale bagażnik jest ścięty co zabiera sporo miejsca. Robię przemeblowanie i udaje się upchnąć większość. Jedna mała walizka jedzie na kolanach.

Ogólnie jesteśmy w Las Palmas 3 dni przed rejsem i na ten czas wynajęliśmy apartament w centrum miasta ale bardziej w okolicach lokalnych sypialni niż turystycznych. Po szybkim odebraniu kluczy, wtarganiu walizek na 3 piętro (dlatego na tym etapie życia wolę hotele, ale 5 osób wyszło znacznie korzystniej w mieszkaniu) ogarniamy się i jedziemy szukać jedzenia. Mamy zrobiony wstępny research i z listy knajpek w okolicy noclegu wybieram jedną, która jest też najtańsza. To był świetny wybór. Lądujemy w małej knajpce wenezuelskiej:
https://maps.app.goo.gl/oRvH2uQM5rm298WF6
Jedzenie jest tanie, pyszne a panie z obsługi nie znają ani słowa po angielsku :D
Po kolacji jeszcze szybkie zakupy. Okazuje się że mają tam Dino :)

Na razie odpuściliśmy poszukiwania nowej walizki. Jesteśmy zmęczeni a jutro trzeba od rana ruszać w głąb wyspy.
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Spędź ferie w Dubaju 🌤️⛱️🌊 Loty i wypoczynek w ⭐⭐⭐⭐ hotelu za 1954 PLN Spędź ferie w Dubaju 🌤️⛱️🌊 Loty i wypoczynek w ⭐⭐⭐⭐ hotelu za 1954 PLN
Egipska oaza all inclusive 🌴🏖️ 5* hotel z aquaparkiem w Marsa Alam za 1520 PLN Egipska oaza all inclusive 🌴🏖️ 5* hotel z aquaparkiem w Marsa Alam za 1520 PLN
Offline
#2 PostWysłany: 20 Lis 2025 19:11 
Redaktor F4F
Awatar użytkownika

Rejestracja: 07 Lis 2010
Posty: 6228
Loty: 228
Kilometry: 534 135
@bruce09lili z tego co pamiętam blisko Las Palams jest Primark, a tam kupisz - tanią (?) - walizkę.
_________________
Image

https://www.instagram.com/jiku_ty_dziku/
Góra
 Profil Relacje PM off
bruce09lili lubi ten post.
 
      
Offline
#3 PostWysłany: 20 Lis 2025 19:47 

Rejestracja: 07 Lut 2014
Posty: 577
niebieski
Jak się zachowywała Cosma podczas takich trudnych warunków atmosferycznych, bujało? ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Offline
#4 PostWysłany: 21 Lis 2025 08:00 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
@JIK
Nie pomyślałem, że może tam taki sklep być. Kupiliśmy w Carrefourze za 50E

@myca007
tragedii nie było, ale ogólnie jest spora różnica między morzem, a oceanem. Był taki moment jak wypływaliśmy z Teneryfy, że z restauracji wychodziłem od ściany do ściany i pytam się: to wino czy tak buja? Ale córka potwierdziła, że ona ma 8 lat i też tak idzie :) Tyle, że to było po tej burzy/sztormie który tam przeszedł więc ocean był jeszcze mocno wzburzony. Szerzej będzie o tym w relacji.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
Offline
#5 PostWysłany: 21 Lis 2025 09:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08 Maj 2012
Posty: 1652
srebrny
Jakby co to na Luis Morote jest ileś tam sklepów z walizkami i ceny mają przyzwoite - zostawiam dla potomności, jakby ktoś szukał blisko portu, a nie chciało mu się lecieć do Carrefura i Primarka w CC Las Arenas.
Mnie kiedyś też Discover rozwalił walizkę- dużo bujania z nimi było.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
bruce09lili lubi ten post.
 
      
Offline
#6 PostWysłany: 21 Lis 2025 14:39 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
Dzień 2

Dzień zaczynamy od hiszpańskiego śniadania. Udajemy się do miejscowej churreria, niedaleko naszego mieszkania:
https://maps.app.goo.gl/Eq4huxazWJp3hRE38
Na miejscu wszystko od churros, przez bocadillos, po inne hiszpańskie przysmaki. W środku tłum miejscowych ale udaje nam się znaleźć stolik. Jest tanio i smacznie, a czekolada w filiżance do maczania churros tak podeszła córce, że chciała dokładkę. Same churros smaczne ale dla mnie osobiście nieco za tłuste.

Po śniadaniu uderzamy prosto do miejscowości Teror. Tam zaczynamy od klasztoru w którym można kupić ciasteczka prosto od zakonnic. Nie znam się na regułach zakonnych i nie wiem czy ta "bramka płatnicza i do wydawania towaru" wynikała z zasady, że nie można zobaczyć zakonnicy, czy to bardziej kwestia bezpieczeństwa.
Image

Image

Image

Na liście są dostępne 4 smaki ale okazuje się, że są tylko 2 więc bierzemy oba. Koszt paczki ciastek to 4 Euro. Po zakupie zjeżdżamy nieco w dół do centrum miasta. Miejscowość słynie z Basilico Nuestra Señora del Pino, czyli kultu Matki Boskiej Sosnowej, patronki wyspy

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Miejscowość była udekorowana, ale nie udało mi się ustalić jakie to święto. Fiesta del Pino było 7/8 września więc raczej nie powinno być po nim już śladu, ale kto wie?

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

A tutaj poranny aerobik
Image

Image

Z Teroru jedziemy do Artenara. Muszę przyznać, że góry Gran Canarii do najłatwiejszych, jeśli chodzi o jazdę autem, nie należą. Cieszę się tylko, że w przeciwieństwie do Majorki w majówkę nie muszę się męczyć z trenującymi kolarzami.
Na wjeździe do miasteczka jest mały parking i punkt widokowy:
Image

Image

Image

Image

Image

Jezus prawie jak ze Świebodzina, ale mniejszy
Image

Image

Image

Image

Image

W centrum miasta znajdujemy Iglesia de San Matías

Image

Image

Image

Image

Image

Z drugiej strony miasteczka takie widoki:
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wyżej było muzeum etnograficzne pokazujące mieszkania w jaskiniach w jakich żyli Guanczanowie. Jednak nie wchodziliśmy do środka bo była duża wycieczka i i zrobił się zator.
Image

Image

Image

Przy muzeum znaleźliśmy papugi, które robiły sporo hałasu.
Image

Image

Image

Aż zgłodniałem na sam widok :)
Image

Następnie udaliśmy się do Agaete, a tam do muzeum w miejscu pochówku ludzi którzy byli tu przed Hiszpanami

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Powili zwracaliśmy się w kierunku Las Palmas. Dzieciaki miały ochotę na plażę, więc jako ostatni punkt wzięliśmy Gáldar. Tam też była Parroquia de Santiago Apóstol i uroczy deptak z figurami Guanczanów.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Pisząc tą relację zastanawiałem się gdzie była przerwa na lunch/kawę i jak dotarłem do Gáldar to przypomniało mi się, że zaczęło dość intensywnie padać i schowaliśmy się w jakimś lokalu. Akurat mieli fajne menu tapasowe. Tapas + napój 5,5E. Wzięliśmy z żoną słynne ziemniaczki po kanaryjsku Papas arrugadas i lokalny ser.

Z Gáldar uderzamy prosto na plażę Las Canteras, bo graty plażowe mamy w bagażniku. Tutaj trochę google maps mnie wyrolował, bo ja miałem zaznaczony zupełnie inny punkt niż mnie skierował. Trafiliśmy na odcinek mocno surfingowy:
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Okazało się, że wisi czerwona flaga, wieje konkretnie, a fala jest zacna. Umawiamy się z dzieciakami, że jedziemy zwiedzać Las Palmas, żeby to zrobić na zapas za jutro i kolejnego dnia będzie więcej czasu na plażę.

Jak powiedzieliśmy tak zrobiliśmy, co nie było proste, bo godziny szczytu i zero miejsc parkingowych. W końcu udało się znaleźć jakiś duży parking przy centrum biznesowym.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Słynna opiekunka kotów:
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jeszcze dzieciaki nie zjadły wszystkich słodyczy po Halloween, a tutaj już są w trybie Christmas czy bardziej Navidad :)
Image

Image

Dom Krzysztofa Kolumba

Image

Image

Powoli zawijamy w stronę parkingu, bo słońce zachodzi i zostało coraz mniej czasu.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Postanowiliśmy, że zjemy w centrum handlowym, bo my musimy iść po walizkę a tam był jakiś market (Carrefur), widzieliśmy też pizzę dla dzieciaków, a my z żoną mieliśmy ochotę na wspomnienia z Madrytu i 101 Montaditos. Walizki nie udało się załatwić tanio, ale jak widzę w ramach dyskusji w tej relacji padło kilka ciekawych pomysłów na przyszłość.

Wracamy do mieszkania, bo jutro kolejny intensywny dzień.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
Offline
#7 PostWysłany: 24 Lis 2025 13:40 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
Dzień 3

Zapomniałem dodać, że z balkonu naszego apartamentu widać port i jeden wycieczkowiec. Jeśli jest drugi to jest schowany za nim. W dzień przyjazdu stała Costa. Jeśli dobrze pamiętam to w dzień 2 Tui, a w 3 MS Europa 2, należący do Hapag-Lloyd Cruises. Kolejnego dnia ma być nasza AIDA Cosma.

Tym razem na śniadanie jedziemy do cukierni/piekarni. Wydaje mi się, że to miejscowa sieciówka, bo ten szyld już kilka razy widziałem. Śniadanie dla 3 osób to 11 Euro.
https://maps.app.goo.gl/7Sbxv55mzAkn5UEAA

Dzisiaj w planach mamy udać się bardziej na południe. Zaczynamy od Jardín Botánico Canario Viera y Clavijo, który jest praktycznie na przedmieściach Las Palmas.

Ogromna ilość kaktusów i innych roślin. Sam ogród jest dość duży i z braku czasu nie zwiedziliśmy go całego. Wspomniałem już o statkach w porcie. W ogrodzie podjechały 2 wycieczki ze statku i 4 autokary hiszpańskiej młodzieży na wycieczce szkolnej. Mimo dużej powierzchni czasami było tłoczno.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Z ogrodu udajemy się do Sta Brígida i Casa del Vino de Gran Canaria. Tam ze względu na jeszcze dość wczesną porę było całkiem pusto. Właściwie to wydaje mi się, że dopiero co otworzyli. Korzystając z wolnych miejsc kupujemy po kieliszku wina do degustacji. Koszt to 2,5 Euro. Każdy bierze coś innego i jedno, było niczego sobie. Żałowaliśmy, że bagaż jest wypchany po brzegi.

Image

Image

Image

Image

Image

O ile wczoraj teren był trudny, to dzisiaj sklasyfikowałbym jako bardzo trudny. Kolejnym celem jest Caldera de Bandama. Parkujemy przy klubie golfowym i fotografujemy idealnie okrągły krater.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Kontynuujemy mozolną wspinaczkę i po drodze wyskakujemy zrobić zdjęcia widoków z wczoraj ale z drugiej strony (Mirador). W którymś punkcie było widać też posąg Jezusa. W górach ledwie 12 stopni.

Image

Image

Image

Docieramy do muzeum zielarstwa i ziołolecznictwa Centro de Plantas Medicinales de Tejeda

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na koniec zwiedzania dostajemy kubek lokalnej herbatki ziołowej. Jest chłodno więc z chęcią korzystamy :)

Dalej walczę z górskimi drogami. Tym razem kierujemy się na Caldera Los Marteles. Kolejny krater, nieco w chmurce. Jednak to nie widoki nas zachwyciły, ale stargan wystawiony prosto z busa na parkingu z lokalnymi produktami. Degustowaliśmy kilka przysmaków i to był "błąd" (którego absolutnie nie żałuję) bo 16,5 Euro poszło na sos chili, konfiturę z opuncji figowej* z bananem, ciastka migdałowe. Siostra kupuje solidny kawał lokalnego sera i wszyscy odjeżdżamy zadowoleni.
* pierwszego dnia po kolacji poszliśmy na lody i żona jadła opuncjowe. Kolor jest obłędny, a smak też bardzo ciekawy.

Image

Image

Image

Image

Następny cel to dolina Guayadeque i muzeum w jaskiniach Centro de Interpretación del Barranco de Guayadeque, gdzie można się nieco dowiedzieć o pierwszych mieszkańcach wyspy.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Właśnie zbliżała się pora na kawę, ale knajpa kawałek dalej była zamknięta, więc po wizycie w muzeum siadamy na ławce, żeby zjeść resztki ze śniadania i wczorajsze ciasteczka od zakonnic. Pada propozycja, żeby darować sobie te kilka kościołów które mamy jeszcze na liście i ruszyć na plażę, póki dzień jeszcze młody. Wybieramy Playa de Melenara, bo nie chcemy wjeżdżać do Las Palmas. Szukamy plaży z jakąś zatoczką, żeby fala nie była za duża. Pół godziny jazdy + nieco korków w Telde. Na miejscu zaczynają piętrzyć się problemy. Flaga czerwona, a plaża otaśmowana.

Image

Image

Image

Image

Dzieciaki niepocieszone, więc szukamy lodów na pocieszenie, a ja potrzebuję kawy. Jak na złość same restauracje z owocami morza (co w sumie było elementem planu plaża + kolacja). Na szczęście ostatni lokal to kawiarnia. Pytam przy okazji o co chodzi z tą plażą. Dowiadujemy się, że jest jakieś skażenie w wodzie i wszystkie plaże na południe od Las Palmas są zamknięte. Siedząc w kawiarni słyszymy jeszcze jak ratownik przez megafon nawołuje jakiegoś pływającego turystę, który nic sobie z tego nie robi.
Sama plaża bardzo duża, piaszczysta i w spokojniej zatoczce. Jak już będzie otwarta to polecam :)

Podejmujemy decyzję, żeby wracać do Las Palmas na Las Canteras, ale inny odcinek niż wczoraj. Od razu szukamy parkingu podziemnego lub przy jakimś centrum handlowym/biznesowym, bo szukanie na ulicy to koszmar. Jest jeden dość blisko. Jest już po 15 więc nie ma wiele czasu na plażowanie. Plaża ma toalety, przebieralnie i prysznice. Fala jest dość spora, da się postać przy brzegu z dzieciakami, ale sam nie mam ochoty na wchodzenie dalej.

Image

Image

Image

Ok 17 zaczynamy się zwijać, bo słońce jest coraz niżej. Wracamy odnieść graty na parking i szukamy czegoś do jedzenia. Po drodze namierzamy knajpkę wenezuelską, ale na googlach szukamy czegoś innego. Po szybkiej weryfikacji orientujemy się, że jednak Wenezuela :)
https://maps.app.goo.gl/LbvTNSz6g2v5i6q68

Wracamy do apartamentu, bo musimy jeszcze spakować się na rejs, a w naszym przypadku przepakować starą walizkę na nową. Korzystając z wolnej chwili znajdujemy w polskich serwisach informacyjnych trochę szczegółów o zamkniętych plażach. Pierwsze wersje mówiły o wycieku ze statku.

Edit: literówka


Ostatnio edytowany przez bruce09lili, 26 Lis 2025 07:44, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
Offline
#8 PostWysłany: 25 Lis 2025 13:28 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
Dzień 4

Czyli dzień załadunku. Czas w jakim powinniśmy pojawić się w terminalu to 14. Siostra trochę się obawiała, że skonfiskują jej ser, więc idzie po pieczywo i mamy śniadanie :)
Apartament musimy opuścić do 11 ale podejmujemy decyzję, że jedziemy do portu w 2 rzutach, bo auto ciasne i z bagażami nie było zbyt wygodnie. W pierwszym rzucie wiozę siostrę i siostrzenicę. Nie ma na google maps czegoś takiego jak np Cruise Terminal więc wbijam to co najbardziej mi się wydaje że to odpowiednie miejsce. Jadąc okazuje się, że wybrało mi trasę w dobre miejsce, ale przez port towarowy. Policjant na bramce polecił wbić w nawigacji centrum handlowe w okolicy portu. Przy okazji ustalamy, że to dobry punkt zbiórki dla wszystkich i tam też zostawiam pasażerki. Wracam do mieszkania po żonę i córkę. Wynoszę starą walizkę pod śmietniki i robię fotki na wypadek, gdyby lina lotnicza jednak uznała, że chcą ją naprawiać :D

Image

Za drugim razem już wiem co i jak, więc od razu z dziewczynami jedziemy na parking centrum handlowego, zabieramy graty i szukamy reszty. Ja wracam oddać auto. W centrum handlowym mieszczę się w darmowych pierwszych 15 minutach. Po drodze na lotnisko standardowo tankowanie i lekkie zdziwienie jak tanie jest paliwo na Kanarach. Na samym lotnisku dość spora kolejka do oddawania, więc czekam ok 15 minut. Chciałem jeszcze się zorientować czy jest jakiś shuttle bus do portu ale jak zobaczyłem dziki tłum w terminalu to szybko wycofałem się na zewnątrz poszukać taxi. Może uda mi się złapać kogoś kto też jedzie do portu i się podzielimy kosztami. Na postoju taxi też niemiła niespodzianka:

Image

Musiała być niezła kumulacja przylotów, co w sumie mnie nie dziwi bo sama AIDA ładuje się w połowie (druga połowa jest na Teneryfie). Cały statek mieści od 5200 do 6600 pasażerów. Żeby nie stracić miejsca w kolejce pytam jedynie ludzi z przodu i z tyłu ale wszyscy jadą do hoteli. Po ok 15 minutach wsiadam w taryfę i ruszam do centrum handlowego. Po drodze widzę wypchany po brzegi autobus lotniskowy i cieszę się, że jednak się nie skusiłem.
Dziewczyny w między czasie zmieniły kawiarnię na lodziarnię, ale ja w poszukiwaniu kawy przenoszę się do lokalu obok. Na widok pomidorowej ciabatty z szynką serrano i wielkich udźców wiszących na hakach stwierdzam absolutną potrzebę zjedzenia tego przysmaku.

Po 13 uznajemy, że można zacząć kręcić się koło terminala. Oczywiście za wejście odpowiada załoga statku, więc wszystko jest dość precyzyjnie, "po niemiecku" zorganizowane i właściwy check-in zaczyna się o 14. Ale udało nam się pozbyć dużych otagowanych walizek od razu więc grzecznie stoimy i pilnujemy wejścia, aż zaczną wpuszczać. Sama procedura idzie sprawnie i po pół godziny jesteśmy już na pokładzie. Pokoje mamy od razu gotowe więc idziemy zanieść walizki podręczne. Na szczęście na dużych statkach AIDA jest restauracja bufetowa Fuego, która jest czynna całe popołudnie więc spokojnie możemy zjeść lunch, a właściwie to już bardziej obiad. To nie jest nasz ulubiony bufet, ale wszystkie inne są zamknięte, a poza tym jest kilka pozycji dla dzieci. Jest też stanowisko z pizzą ale wszyscy, którzy próbowali uznali, że kiepska. Po jedzeniu przyszła pora na zwiedzanie statku. To nasz 7 rejs i dość szybko łapiemy topografię Cosmy, mimo że jest znacznie większa niż statki na których do tej pory pływaliśmy. Siostra jest pierwszy raz i nie czuje się pewnie. Już na początku orientujemy się, że jest dużo rodaków.

Jednym ze stałych punktów zwiedzania statku jest wizyta w Kids Clubie i zapisanie córki. Wiedzieliśmy, że jest z kuzynką i pewnie nie będą chciały iść, ale czasami lepiej się zapisać od razu, bo różne statki mają różne procedury i czasami nie da się zapisać w trakcie rejsu. Siostrzenica, która miała skończyć 12 lat dzień po rejsie, jak się dowiedziała, że nie zapiszą jej do klubu dla nastolatków*, tylko dla dzieci, bo formalnie nadal ma 11 to straciła cały humor. Córka też straciła humor bo zobaczyła w swoim klubie same 3-4 latki i uznała, że jakiś dziwny ten klub. To akurat prawda, bo jeśli chodzi o zajęcia dla dzieci i ich integracje to Costa czy MSC stanowią inną ligę. Dzieciaki straciły humor, co utrudniało poznawanie statku i w pewnym momencie odpuściliśmy, co zrodziło konsekwencje, bo przegapiliśmy jeden basen :D

* klub dla nastolatków na niemieckim statku był czystą fikcją, bo przechodziłem obok kilka razy i nigdy nikogo nie widziałem.

Popołudnie to czas na rozpakowanie i zaliczenie procedury bezpieczeństwa. Okazało się, że nie dokończyliśmy filmu instruktarzowego, ale po powrocie do kajuty film już się nie odtwarzał i pojawił się komunikat o zakończeniu szkolenia.

Późnym popołudniem daliśmy sobie nieco czasu na ogarnięcie się. O 19 miał być show w teatrze, a my mieliśmy na 20 rezerwację do restauracji rybnej Ocean's. Siostra nie robiła, żadnych rezerwacji, bo na początek wolała bufety. Show całkiem przyzwoity. Dzisiaj występowali łącznie śpiewacy, akrobaci i tancerze. Wszyscy wypadli przyzwoicie, a zwłaszcza ekipa śpiewająca z wysp brytyjskich budziła sympatię. Wizyta w knajpie to pełne zaskoczenie. Nie spodziewałem się aż takiej uczty. Nawet panierowany łosoś dla dzieci wyglądał apetycznie

Image

Image

Image

Image

Image

Wg zasad AIDA w restauracji tematycznej jedzenie jest w cenie, a płacimy jedynie za napoje. Żona wzięła lampkę wina, ja małe piwo, aż tu nagle przed deserem ląduje przede mną duże piwo. Mówię kelnerowi, że nie zamawiałem. Odchodzi i po chwili wraca kelnerka, która się zajmuje naszym stolikiem i mówi, że to piwo jest dla mnie gratis. Byłem absolutnie pełen i widząc moje przerażenie w oczach powiedziała, żebym się nie martwił bo mogę je sobie zabrać :)

Dzień 5
Akurat trasa fajnie się ułożyła, bo mamy od razu dzień na morzu, a statek płynie w kierunku Madery. Po intensywnych dniach na Gran Canarii cieszymy się z odpoczynku. Śniadanie zapamiętałem z poprzednich pobytów na AIDA jakoś lepiej, chociaż akurat po wczorajszej wyżerce zadowoliłem się jogurtem :) Po śniadaniu standardowo basen. Na zewnątrz dość chłodno, więc szukamy miejsc w basenie wewnętrznym. Jest ciasno ale udaj mi się wcisnąć nowe leżaki gdzieś z boku. Dzieciaki idą od razu do wody. Sam po ogarnięciu wszystkich gratów zanurzam się i przeżywam szok - woda ma 30 stopni albo nawet więcej :)

Córka od razu spotyka dziewczynki z Polski i szybko nawiązują kontakt.

Z basenu zwijamy się na lunch. Po lunchu oczywiście lody, a te na AIDA Cosma są dostępne praktycznie cały czas, głównie we Fuego. Dzieciaki chcą iść do małpiego gaju, więc pijemy kawę we Fuego. Dziewczyny znów spotykają koleżanki z basenu. Chwilę rozmawiam z ich tatą i przy okazji pozdrawiam ekipę ze Szczecina :)

Po południu robi się ciepło i chwilę łapiemy słońca na pokładzie. Po 16 zaczynamy się kręcić po pokładzie przechodząc koło teatru widzimy, że praktycznie nie ma miejsc. Dzisiaj ma być 2x koncert Alvaro Solera. Pierwszy o 19 i myśleliśmy, żeby zająć miejsca koło 18, co okazało się niemożliwe. Znajdujemy 5 stołków barowych i postanawiamy pełnić przy nich dyżury. Reszta chodzi na zmianę do kajut się odświeżyć. Akurat jak mnie nie było obsługa odblokował pierwszy rząd i wszyscy rzucili się do przodu, więc żona zdobyła miejsca w drugim rzędzie (sam teatr ma tylko 4 albo 5 rzędów).
Sam koncert spoko, chociaż mdlejące fanki obok i mdlejący fan przed nami nieco utrudniali oglądanie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po koncercie idziemy do bufetu ale tylko na wino, bo później mamy kolację w Beach House. Sama restauracja miał ciekawy wystrój, a potrawy drugie najlepsze po morskiej.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jutro Madera więc od razu po kolacji zwijamy się do kajuty.
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
Offline
#9 PostWysłany: 25 Lis 2025 16:18 

Rejestracja: 03 Sty 2017
Posty: 809
Loty: 42
Kilometry: 63 566
niebieski
-- 25 Lis 2025 15:01 --

JIK napisał(a):
@bruce09lili z tego co pamiętam blisko Las Palams jest Primark, a tam kupisz - tanią (?) - walizkę.

Na wyspach są ogromne China Market, tam też na pewno walizki były... to na przyszłość jakby ktoś potrzebował...

-- 25 Lis 2025 15:18 --

bruce09lili napisał(a):
O ile wczoraj teren był trudny, to dzisiaj sklasyfikowałbym jako bardzo trudny. Kolejnym celem jest Caldera de Bandama. Parkujemy przy klubie golfowym i fotografujemy idealnie okrągły krater..

Jeśli ta droga była dla Ciebie bardzo trudna to dobrze, że nie jechałeś wschodnim wybrzeżem z południa na północ GC-200
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Offline
#10 PostWysłany: 25 Lis 2025 17:09 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
@piekara114

Może trochę dramatyzuje na potrzeby opowieści 🫣 ale było kilka dziwnych przejazdów. Jedna droga była dość wąska i trzeba było szukać jakiś miejsc do mijanek. Raz też miałem sytuację że dojeżdżam do stopu i mam maskę zadartą tak absurdalnie do góry że nie byłem w stanie się rozejrzeć. Zastanawiam się czy niskie auto w tym miejscu by się nie zawiesiło.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Offline
#11 PostWysłany: 26 Lis 2025 13:17 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
Dzień 6

Dzisiaj pierwszy dzień zejścia ze statku. Na każdej wyspie mamy zarezerwowane auto. Madera jest jedyną, gdzie mamy je na mieście (wg map ok 20 minut na pieszo). Śniadanie jemy po 7 i ok 8 meldujemy się przed zejściem. W portach na Kanarach i Maderze statek stoi często o 6-7 już w porcie, ale większy ruch robi się dopiero ok 9. Udajemy się do punktu Sixt w mieście i jesteśmy pierwszymi klientami, więc wydanie auta idzie sprawnie.

Chcemy zacząć od zjazdu sankami na wzgórzu Monte. Wjazd na górę jest ciekawy, bo o ile zazwyczaj odbywa się to jakąś serpentyną, to tutaj droga jest prosta jak strzała. Już po drodze mijamy zjeżdżające po wyślizganym asfalcie sanki. Dojeżdżamy na miejsce i ustawiamy się w kolejce:

Image

Image

Coś tam niby się przesuwa, ale stwierdziłem że przejdę się zobaczyć jak sprawnie to idzie. Minąłem jeden zakręt, później kolejny i wreszcie po długim marszu znalazłem koniec. Podszedłem do kasy spytać się o czas oczekiwania - minimum 2 godziny. Pytam czy później będzie lepiej - zależy, czasami po południu jest spokojniej, czasami gorzej. Wracam na naradę i nikomu nie chce się tkwić 2 godziny w kolejce. Postanawiamy wrócić tutaj później, licząc że będzie lepiej. Idziemy obejrzeć atrakcje w okolicy Monte, np kościół Nossa Senhora do Monte z grobowcem Karola I Habsburga – cesarza Austrii. Cesarz spędził ostatnie lata życia na wygnaniu na Maderze i tutaj zmarł w 1921 roku.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

To jest zapewne przyczyna bardzo długich kolejek do saneczek:
Image

Obok znajduje się dość powszechny widok na Maderze, czyli park/ogród

Image

Image

Image


Skoro już jesteśmy na górce i odjechaliśmy na północ od stolicy to ruszamy w góry. Wyznaczamy cel na Ribeiro Frio i tutaj google nas nieco wyrolował, bo we wskazanym miejscu nie było wejścia na żaden szlak. Jeszcze odwiedzamy pobliskie miasteczko, które jest bazą wypadową do trekkingów w góry. My nie mamy odpowiedniego obuwia i odzieży więc tylko kręcimy się przy drodze.

Image

Image

Image

Image

Przejeżdżamy na drugą stronę wyspy i kierujemy się do uroczego miasteczka Santana.

Image

Image

Image

Image

Image

Mają tam skansen z rękodziełem. Muszę się do czegoś przyznać, czego o sobie dowiedziałem się na Maderze: "Cześć, jestem Piotr i jestem anonimowym Pastéis de nataholikiem."
Oczywiście to nieco przerysowany obraz mojej osoby, ale o ile przez ostatnie lata moja konsumpcja słodyczy jest dość skromna i nawet na wakacjach jestem w stanie poświęcić deser na korzyść dodatkowej przystawki, to jak widzę to portugalskie arcydzieło, to nie mogę się powstrzymać. Dostaliśmy się do domku z smakołykami, więc czas ma degustacje ponczu, likieru wiśniowego w czekoladowym kieliszku i oczywiście Pastéis de nata.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po tych wszystkich degustacjach przyszedł czas na kawę i ... Pastéis de nata. Żona zamawia piwo bananowe, ale nie jest zachwycona, bo jest zbyt piwne :)

Image

Z Santana ruszamy do Ponta de São Lourenço. Pod koniec drogi coraz trudniej przejechać, bo jezdnia jest zastawiona parkującymi autami. Pod koniec jest duży parking, na którym bez problemu zostawiamy auto.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Skończyliśmy podziwiać widoki i ruszamy do Camacha ale po drodze przejeżdżamy obok lotniska i spontanicznie skręcamy w poszukiwaniu pomnika Ronaldo. Nie wiemy czy jest w środku czy na zewnątrz, więc postanawiamy powoli przejechać i się rozejrzeć. Nie udało się namierzyć pomnika i ruszamy dalej. Camacha słynie z toreb i koszy wiklinowych, a także z innych wyrobów tego typu.
Image

Image

Image

Image

Tyle że centrum wikliniarstwa w Cafe Relógio zostało zamknięte.
Image

Image

Image

Image

Postanawiamy zajrzeć na wzgórze Monte i zobaczyć jak wygląda kolejka. Podjeżdżamy i okazuje się, że jest tak samo albo nawet nieco gorzej, więc zjeżdżamy w dół zabieramy się za Funchal. Parkujemy w Plaza Madeira, bo na ulicach nie ma miejsc.
Zaczynamy od ogrodu botanicznego Jardim Municipal do Funchal

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Następnie ruszamy dalej w miasto.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Nasz rodak

Image

Na wyspach jak widać żyją już świętami

Image

Image

Image

Image

Image

Kasztany ale wypalane nieco inną metodą niż znane nam dotychczas z jarmarków świątecznych. Chyba nawet nieco smaczniejsze.

Image

Dalej przechadzamy się uliczkami Funchal

Image

Image

Nietrudno spotkać tego pana
Image

Przechodzimy do bardziej artystycznej dzielnicy

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na końcu tych uliczek można popatrzeć na wagoniki kolejki jadącej na Monte

Image

Image

Image

Czas zamknąć koło po mieście i wracać nabrzeżem w kierunku auta.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Przygotowania do świąt pełną parą

Image

Image

Wycieczkowce w całej okazałości

Image

Image

Na końcu docieramy pod muzeum CR. Rozumiem, że ręce ma wytarte, ale nie wiem czy chcę wiedzieć dlaczego to trzecie miejsce też jest wytarte.

Image

Rozdzielamy się - siostra zostaje z dzieciakami pod muzeum, a ja z żoną idziemy po auto. Później zawożę wszystkich pod bramę portową i wracam do wypożyczalni. Tuż przed muszę jeszcze zatankować. Niestety Madera nie ma tak przyjemnych cen jak Kanary. Dodatkowo stacja w pobliżu wypożyczalni jest strasznie rozkopana i przez to zakorkowana, ale mam sporo czasu więc mi się nie spieszy. Szybciej zamykają wypożyczalnię, niż statek odpływa. Samo zdanie auta sprawnie. Pani jeszcze zapytała czy wiem jak mam iść, bo stanąłem przy krawężniku i się rozglądałem, a ja tylko chciałem nielegalnie przejść przez jezdnię, bo pasy były daleko.

Po powrocie na statek wychodzimy jeszcze na pokład zrobić zdjęcia widoków

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na kolację idziemy do Brahaus czyli wiecznego Oktoberfestu. Jedyne miejsce, które na niemieckim statku jak jest otwarte to tętni życiem :P Każdy w zależności od sił i zamiarów zamawia ćwiartkę lub połówkę kaczki. Postanowiliśmy świętować 11 listopada o dzień wcześniej. Wiem, że kacza to nie gęsina :)

Chyba dzisiaj nie było nic nadzwyczajnego w teatrze. Możliwe, że milionerzy ... po niemiecku
Chcieliśmy iść jeszcze wieczorem się pobawić ale o 21 nie było absolutnie nic. W programie były 2 imprezy ale dopiero po 22. Tutaj Costa i MSC wygrywają swoją ciągłą imprezą. Niemcy są jednak strasznymi nudziarzami.

Dzień 7
Kolejny dzień na morzu. Tym razem jeszcze przed śniadaniem w niemieckim stylu zaklepuję leżaki na wewnętrznym basenie. Do południa jesteśmy na tym basenie, a wczesnym popołudniem, jak zrobiło się trochę cieplej próbujemy znaleźć miejsca na zewnętrznym. Ostatecznie udaje się zaklepać schody w zewnętrznym teatrze. Tutaj akurat minus z mojej strony, bo pokład z tym basenem w 70% zajęty był stolikami z baru. Nie było gdzie rozłożyć leżaków. Jest to trochę bez sensu, bo na leżakach wcisnęło by się więcej osób i generowały by większy ruch w tym barze.

Specjalnością barów basenowych jest margarita z odwróconym piwem Salitos.
Image

Dzień na morzu zazwyczaj płynie leniwie. Ja czytam książkę "Fuerte" Kaspra Bajona, bo lubię się wczuć w klimat danego miejsca. Zawsze też przed wyjazdem oglądamy filmy, których akcja dzieje się w miejscu zwiedzania. Z Kanarami temat był dość ciężki ale kila ciekawych filmów żona znalazła, np. "Solo", "La Gomera", "Dopóki Ślub Nas nie Rozłączy" czy dwie skandynawskie propozycje: "Nie tak miało być" i serial "La Palma"

Na lunch wszędzie z grubsza jest to samo i nawet nie umiem sobie przypomnieć w którym bufecie byliśmy.

Po południu dzieciaki chcą zjechać na zjeżdżalni. Są 3 tuby z grubsza oblegane przez tą samą grupkę dzieci i dorosłych. Córka trochę się boi, ale zjeżdża ze starszą kuzynką. Średnio jej się podobało i już nie powtarza zjazdu. My też chcemy sie ewakuować bo strasznie wilgotno i nieprzyjemnie jest w tym pomieszczeniu. Wychodząc ze ślizgu odkrywamy trzeci basen. Udaje się znaleźć 3 leżaki i szybko się tam rozkładamy. Dzieciaki są nadal przebrane więc idą się kąpać, a my tylko łapiemy słońce.

Plan na wieczór to teatr na 19 (tancerze i akrobaci), a później wizyta w bufecie na darmowe wino i kolacja we French Kiss.

Przy wejściu do głównego bufetu stoi makieta tortu pożegnalnego. Pożegnanie dotyczy osób, które wsiadały na Teneryfie.
Image

A na kolację same smakołyki, m.in. ślimaki

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na dowód moich słów o słodyczach - mój francuski deser:
Image

Po kolacji od razu spać, bo jutro Teneryfa.
Góra
 Profil Relacje PM off
mk64 lubi ten post.
mk64 uważa post za pomocny.
 
      
Offline
#12 PostWysłany: 27 Lis 2025 13:38 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
Dzień 8

Dzisiaj musimy jechać po auto na lotnisko. Po śniadaniu schodzimy na ląd bez większego ruchu. O 8 dopiero pojedyncze osoby schodzą ze statku. Tym razem zamiast torby z gratami na plażę targamy torbę z ciepłymi ciuchami i butami na Teide. Jeszcze rano sprawdzam, że kolejka jest czynna. Udaje nam się złapać większą taksówkę. Taksówkarz jest dość rozmowny i informuje nas, z której strony jest lepszy podjazd na Teide i że po południu ma być burza. W międzyczasie dostaję smsa, że z Teide nici, bo z powodu potencjalnej burzy zamykają kolejkę. Taksówkarz mówił, że nawet jak teraz jest ok, to oni prewencyjnie zamykają, bo boją się, że turyści utkną na górze jak zacznie wiać i trzeba będzie ich sprowadzać.

Auto odbieramy w Avis, które nie ma biura na lotnisku, ale dowożą busem i zaczynamy tuż przy lotnisku w La Laguna. Z miejscami parkingowymi krucho ale widzę znak na jakiś parking i tam udaje się bez problemu zostawić auto. Wszędzie na wyspach z parkowanie na zbiorczych parkingach płaciliśmy kwoty gdzieś między 1-2 Euro. La Laguna to urocze miasteczko z charakterystycznymi balkonami.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po obejściu miasteczka wszyscy mieli ochotę na małą przerwę i znaleźliśmy lokalną kawiarnię/piekarnię/cukiernię. Sprzedawali zestaw kawa + ciastko za 2,5E a ze świeżo wyciskanym sokiem za 3,5E. Nie pamiętam nazwy ciastka, ale było lokalne i bardzo smaczne. Córka nawet domawiała.

Planujemy skupić się na północnej części wyspy i kolejnym celem jest Parroquia Santa Catalina Mártir de Tacoronte

Image

Image

Uznaliśmy, że skoro nie wjedziemy na górę to nie ma sensu pchać się w góry, bo stracimy mnóstwo czasu na jazdę i lepiej poszukać jakiegoś punktu widokowego z dołu. Udało się znaleźć odpowiedni po drodze.

Image

Image

Image

Nasz następny cel to Casa del Vino i Casa de la Miel, czyli dom wina i dom miodu. W winiarni okazało się, że jest większa grupa na degustacji i nie ma miejsc. Postanawiamy pokręcić się po terenie. Idziemy do domu miodu, który okazuje się niedostępny dla zwiedzających. Z tego co zrozumiałem to tam pakują miód do słoików, ale nie mają żadnej wystawy, czy degustacji. Ponoć w części winnej ma być jakaś mała wystawka na temat miodu, ale w mini muzeum są tylko informacje o winie. Kręciliśmy się na tyle długo, że zwolniło się miejsce i zamówiliśmy po lampce wina i talerz serów.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wychodząc widzimy ponownie Teide

Image

Następnie zmierzamy do Puerto de la Cruz. Zaparkowanie okazuje się prawdziwym koszmarem. W końcu po 2 rundach udaje mi się namierzyć centrum handlowe i możemy ruszać.
Ocean był dzisiaj dość wzburzony

Image

Image

Zbyt wiele osób się nie kąpie, ale więcej jest w resortowych basenach. Ponoć ta zatoczka służy do nauki surfingu. Jak widzę te skały, to mam wrażenie, że to nauka przez eliminację ;)

Image

Image

Image

Image

Image

Na mieście dość tłoczno i międzynarodowo, z przewagą Brytyjczyków i Niemców. Na samym bulwarze trochę przaśnie i turystycznie.

Image

Image

Image

Image

Image

Tutaj ktoś się kąpał, ale warunki były co najmniej trudne. Fali nie było, temperatury wody nie znam w tym miejscu ale odór ryb był odpychający

Image

Staramy się zamknąć zwiedzanie w koło, żeby wracać w stronę auta:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Opuszczone kino

Image

Cały czas mamy z tyłu głowy informacje o burzy. W hiszpańskojęzycznych serwisach straszą dość mocno: ewakuacja bezdomnych, przygotowania do błyskawicznych powodzi, wzmożona aktywność służb. Burza jest zapowiadana na popołudnie. Na razie jest spokój ale uznajemy, że bezpieczniej wracać do stolicy i skupić się na zwiedzaniu tej części. Gdyby Pogoda zaczęła się psuć, to zawsze zdążę odstawić dziewczyny do portu.
Dzieciaki zjadły jeszcze lody w Puerto de la Cruz i wracamy do Santa Cruz De Tenerife. Tym razem nawet nie szukam miejsc do parkowania tylko od razu wjeżdżam na parking pod Plaza de España.

Image

Image

Image

Wchodzimy do darmowego muzeum z murami Castillo de San Cristobal

Image

Image

Image

Kolejne kroki kierujemy wokół centrum

Image

Image

Image

Image

Nie udało się wyjaśnić tajemnicy tych butów
Image

Image

Image

Zaczyna się chmurzyć i postanawiamy, że czas wracać na statek. Odwożę dziewczyny do portu a sam wracam na lotnisko. Z biura Avis busik zawozi mnie na lotnisko, a przystanku czeka autobus, ale to był do jakiegoś innego miasta. Jak ruszył to dwie osoby za nim biegły, ale kierowca ich nie widział, albo nie chciał widzieć. Zrezygnowani podeszli do rozkładu i pytam ich gdzie jadą? Powiedzieli, że do Santa Cruz De Tenerife, ale pytam gdzie dokładnie, bo może wzięlibyśmy razem taxi na pół. Okazało się, że są Niemcami z tego samego statku. Postanowiliśmy jechać razem... i okazało się, że są z nimi dwie nastoletnie córki, więc jest nas 5 i musimy wziąć większe auto. Na szczęście dość szybko podjeżdża większy busik. W taxi sporo rozmawiamy. Okazuje się, że to ich pierwszy rejs, więc byli zainteresowani moją opinią na temat innych linii i statków. Na rozmowie podróż zleciała szybko, a jak przyszło do podziału płatności ... to okazało się, że nic nie chcą i oni się uparli płacić za wszystkich.
Później jeszcze ich widziałem jak wychodzili z jednej z tematycznych restauracji. Widać skorzystali z mojej rady. Nie mieli rezerwacji i nie było już miejsc, ale powiedziałem im, że jak się pójdzie i poczeka to czasami ktoś kto miał rezerwację nie przyjdzie i miejsce się zwalnia.

Na Teneryfie jest załadunek nowej tury i akurat przyjechały autobusy z jakiegoś czarteru i zrobił się dziki tłum. Niestety wszyscy byli w jednej kolejce. Dopiero po 10-15 minutach z terminalu wyszła pani i poprosiła osoby z kartami pokładowymi do innej kolejki. W międzyczasie dziewczyny wysyłają mi wiadomość, że ze względu na burzę zamykają porty i zostajemy do 18 kolejnego dnia na Teneryfie.
Dziewczyny znalazłem we Fuego i tam wziąłem sobie kawę i analizujemy naszą sytuację. Auto oddane, a załatwienie nowego będzie drogie. Z drugiej strony dostaniemy solidny zwrot za Teide więc można spróbować uciec taxi na jakiś spokojniejszy koniec wyspy i poplażować. Na zewnątrz zaczyna padać. Strasznie szkoda mi Fuerteventury.

Było już dość późno więc poszliśmy się ogarnąć do pokoju. Dzisiaj planujemy iść do azjatyckiego bufetu. Bufety otwierają się od 18 co pół godziny. Azjatycki otwiera się o 19 i jest czynny do 22 ale jest zawsze wypchany po brzegi. Przyjmujemy strategię, że pójdziemy do teatru na 19 i ok 20 już powinno być luźniej. W teatrze ma być dzisiaj show Steampunk Circus i powiem tylko tyle, że to był zdecydowanie najlepszy show jaki kiedykolwiek widziałem na statku. To była taka uczta dla oczu, że nie wiedziałem w którą część sceny kierować wzrok. Kostiumy, akrobacje, taniec, muzyka - wszystko na świetnym poziomie. Wydaje mi się, że córka ma coś na telefonie. Jak uda mi się to zgrać to wrzucę w kolejnej części relacji.

Od razu po spektaklu idziemy do azjatyckiego bufetu i moja teoria o rozładowaniu ruchu po godzinie była błędna. Znaleźliśmy ledwie jeden stolik, a kolejki do bufetów były gigantyczne. Hitem była pierś z kaczki i lody o smaku matcha. Reszta tyłka nie urywała i pamiętam, że na innych statkach AIDA poziom azjatyckich bufetów był lepszy. Dość długo tam siedzimy, bo dobieranie potraw oznacza długie stanie, więc postanawiamy zwinąć się do kajut i szykować się na kolejny dzień.

Dzień 9
Jak wczoraj postanowiliśmy tak zrobiliśmy i od razu po śniadaniu schodzimy szukać busa. Pod samym statkiem są same małe i każą nam iść pod bramę. Tam stoją większe taxi. Podczas rozmowy z panią taksówkarką mamy do wyboru Puerto de la Cruz za 170 Euro lub Playa de Las Americas na południu za 230 E. Nie chcemy wracać w to samo miejsce, więc nieco targujemy i jedziemy na Playa de Las Americas. Prognoza to 23 stopnie i lekkie chmury. Całą drogę świeci piękne słońce i wszyscy są w dobrych nastrojach. Ja się cieszę, że wreszcie zamoczę te cholerne maski do snoorklingu, które targam cały tydzień z nami. Nic bardziej mylnego. Na miejscu momentalnie się chmurzy i jest zimno. Na plaży czerwone flagi a fala tylko dla surfingu. Kręcimy się po okolicy ale zrezygnowani wchodzimy na kawę do jakiegoś lokalu licząc, że może się poprawi. Dzieciaki jedzą pizzę i czekamy na rozwój pogody.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Zrezygnowani wracamy do pani taksówkarki i zaczynam negocjacje co dalej. Mówię jej, że po drodze była lepsza pogoda, mamy jeszcze 2 godziny i nie chcemy tutaj siedzieć. Poszukałem jej jakąś plażę we względnej zatoczce (Playa De Tajao) w połowie drogi powrotnej i uzgodniliśmy, że zaczniemy tam i będziemy sprawdzać po drodze czy są jakieś lepsze warunki. To na szczęście był dobry krok. Plaża wprawdzie kamienista (mieliśmy buty więc to nie problem) ale za to słońce, ciepło i nieco mniejsza fala. Nieco mniejsza ale nadal nie taka żeby się spokojnie kąpać. Problemem były latające wszędzie kamienie. Pewnie dalej był spokój ale najpierw trzeba pokonać ten pierwszy etap.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na szczęście udało się pomoczyć, złapać słońca. Pani taksówkarka była nieco zdziwiona, że nas interesowało kąpanie w oceanie, bo u nich to jest zima i oni się nie kąpią. Jak jej powiedzieliśmy, że u nas woda latem jest zimniejsza to zrozumiała. Wracamy koło 15 do portu i wsiadamy na statek.

Jest już po lunchu, więc siedzimy we Fuego. Wpadam na pomysł zmiany planów, bo dzisiaj mamy kolację we włoskiej knajpie, a jutro planowaliśmy iść wieczorem na burgera. Pomyślałem, że może teraz burger, bo jest czynny do 16. Ja czekam, aż córka skończy swoje codzienne skrzydełka, a żona idzie do burgerowni sprawdzić jak z miejscem. Udaje się jej złapać stolik. Do Fuego przychodzi również siostra i siostrzenica. Jeszcze tutaj będę jakiś czas więc zostawiam z nimi córkę i biegnę do burgerowni. Do wyboru jest kilka rodzajów burgera. Żona bierze wołowego, a ja łososiowego + zamawiamy przystawki i piwo. Oczywiście to był strategiczny błąd w kontekście kolacji bo zbyt się najadłem :)

Po południu trochę kręcimy się po statku, trochę odpoczywamy, trochę pakujemy już niepotrzebne graty. No i najgorsze, czyli czyszczenie butów plażowych z piachu.

Wieczorem nie ma nic ciekawego w teatrze więc od razu kręcimy się w poszukiwaniu bufetów bardziej na wino niż jedzenie, bo za chwilę włoska restauracja. We włoskiej z całej 4 rezerwacyjnych knajp było najsłabsze jedzenie. Żona miała smaczny sos śmietanowy, a ja zamówiłem zupę parmezanową, Rigatoni Puttanesca, co już brzmiało dość dziwnie, bo Włosi są ortodoksyjni i to nie jest odpowiedni makaron do tego sosu. Do tego sos był taki dość mało wyrazisty. Nieskromnie napiszę, że w domu robią lepszą Puttanesce :) na danie główne zamówiłem profilaktycznie małże, bo wiedziałem, że niczym dużym sobie nie poradzę... no i spotkała mnie niespodzianka:

Image

Image

Dostałem wielki garnek małż :) dałem radę 3/4 i się poddałem

Jutro ostatni punkt programu.
Góra
 Profil Relacje PM off
mk64 lubi ten post.
 
      
Offline
#13 PostWysłany: 28 Lis 2025 13:32 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
Dzień 10

Na dzisiaj zostało nam Lanzarote. Wczoraj postanowiliśmy, że pojadę sam po auto a dziewczyny zejdą ze statku jak już ruszę z lotniska. Po śniadaniu jeszcze przed 8 schodzę na ląd i ... nikogo nie ma. Żadnej taksówki, tylko dwie osoby wychodzą ze statku i gdzieś idą na pieszo. Po chwili widzę, że do bramy zbliża się coś co z daleka wygląda jak taxi. Jak podjechało bliżej to rzeczywiście okazało się taxi. Taksówkarz powiedział, że ruch zacznie się tak koło 8.30. Kierowca wie, że Avis jest poza lotniskiem i od razu mnie tam wyrzuca. Sama procedura auta szybko i sprawnie i mogę ruszać dalej. Drugi raz dostaję podczas pobytu na wyspach VW Polo i znów nie mogę podłączyć android auto. Mój telefon i Polo są niekompatybilne.

Wracam do portu i nieco się gubię, bo strasznie nisko świecące słońce mnie oślepia i przegapiam zjazd ze skrzyżowania. Muszę trochę pokluczyć po uliczkach jednokierunkowych. Dziewczyny czekają przed portem. Zaczynamy od uroczych miasteczek Uga i Yaiza.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jest dość wcześniej więc nie ma problemów z zaparkowaniem.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Kolejny cel to El Golfo i tam już jest tłoczno. Są 2 autokary ze statku i do tego polskie biuro Itaka i jakieś brytyjskie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Następny punkt programu to Park Narodowy Timanfaya i Montañas del Fuego. Po drodze naszą uwagę przykuwają wielbłądy. Nie było tego w planach ale spontanicznie postanawiamy zjechać. Oglądamy co i jak, pytamy o cenę. Wychodzi 11 Euro za osobę za ok 20 minut. Kosze są dwuosobowe, więc proponuję żeby żona z córką pojechały, bo ja już siedziałem na wielbłądzie w Egipcie. Siostra i siostrzenica pasują.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Ruszamy w dalszą drogę i zaczyna niepokoić coraz większy sznur aut stojących na drodze odchodzącej w lewo. Gdy podjeżdżamy bliżej okazuje się, że jest brama parku narodowego, a za nią gigantyczny korek. Uznaliśmy, że unikamy wszelkich czasochłonnych atrakcji. Zamiast tego jedziemy do położonego kawałek dalej Centro de visitantes e interpretación de Timanfaya. Parking jest pełny, ale wstęp gratis, więc robię drugą rundę po parkingu i trafiam kogoś odjeżdżającego.

Image

Image

Image

Image

Mamy do wyboru wycofać się z gór i jechać szlakiem winnic, albo jechać bardziej na północny wschód. Winnice i degustacje już zaliczaliśmy, więc wybieramy drugą opcję i kierujemy się do Mozaga gdzie jest Monumento al Campesino, czyli rzeźba/pomink Césara Manrique, lokalnego artysty, z którego cała wyspa jest dumna. Jest on autorem symbolu El Diablo zdobiącego park Timanfaya i popularnego na całej wyspie. Obok pomnika znajduje się muzeum, restauracja, sklepik i centrum edukacyjne. Korzystamy z okazji i robimy przerwę na kawę i słynne bienmesabe.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po drodze zahaczamy o Lagomar, ale wstęp był płatny i tylko rzuciliśmy okiem.

Image

Image

Image

Chcemy podjechać do jaskiń Cueva de los Verdes lub Jameos del Agua. Ostatecznie kierujemy się na te drugie, bo ponoć są mniejsze a nas ogranicza czas. Na miejscu pytam w kasie ile trwa zwiedzanie. 45-60 minut. Po naradzie uznajemy, że jest ładna pogoda i lepiej zapolować na jakąś plaże, i jeszcze ogród kaktusów. Z Jameos del Agua mają ładne widoki.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Szybka wizyta w kaktusach

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wybieramy Playa del Jablillo na nasz punkt. W końcu... udało się nam zamoczyć maski :) Spokojna zatoczka z dużą ilością skałek po bokach. Ilość rybek w wodzie całkiem spora tylko woda jakby bardziej bałtycka niż kanaryjska, ale po wielu nieudanych próbach kąpieli w końcu się udało.

Image

Image

Image

Image

Na plaży dominowali Brytyjczycy, ale spotkaliśmy też Polkę. Po owocnym pobycie wracamy do auta i kierujemy się do portu, gdzie zostawiam dziewczyny, a sam jadę do Avisa. Zdanie auta poszło sprawnie, ale jest duża kolejka do busa na lotnisko ma być za jakiś czas. Po kilku minutach czekania idę do biura spytać się: za ile minut będzie bus 10-15. A czy mógłby Pan mi zadzwonić po taxi? Bo i tak muszę jechać do miasta, a nie na lotnisko.
Zadzwonił i taxi też ok 10 minut ale przynajmniej odpada czas na szukanie na lotnisku. Po chwili do bramy przy parkingu podchodzi młodzi chłopak i dziewczyna. Mają zawieszone karty pokładowe na smyczach i widzą też moją, więc szybko się dogadujemy na wspólny podjazd. Młoda para Niemców jest z tego samego statku. Ich taxi zamówiła pani z placu, gdzie zdaje się auta, więc zaproponowałem, że pójdziemy odwołać jedną taksówkę. Po kilku minutach przyjeżdża i możemy ruszyć do portu. Całą drogę rozmawiamy o rejsach. Podobnie jak moi poprzedni współpasażerowie, ci też są na pierwszym rejsie i są bardzo zadowoleni. Planują już następny więc interesowało ich moje porównanie AIDA vs MSC vs Costa

Dziewczyny znajduję jak zawsze we Fuego, a córka jak zwykle przy skrzydełkach. Idziemy się ogarnąć do pokoju, dokończyć pakowanie, a później teatr i wizyta w bufecie. Idziemy do Beach Club, bo jest bufetem z lepszym wystrojem i to dobra decyzja, bo tam dają pożegnalnego szampana. Nie jest to jakoś specjalnie ogłoszone i afiszowane ale dostrzegłem stojące w kącie kieliszki. Dodatkowo córka spotkała swoje koleżanki ze Szczecina. Poznałem się wcześniej z ich tatą, więc chwilę wszyscy rozmawiamy i umawiamy się 10 osobową ekipą na koncert o 22 na basenie wewnętrznym. Koncert to mix klasyki pop i rocka. Dość późno wracamy do kajuty, a jutro zejście ze statku.

Dzień 11
Wstajemy nieco wcześniej niż zwykle i kończymy pakowanie. Wczoraj celowo nie oddawaliśmy walizki, bo nie chcemy czekać na nią w terminalu. Na Kanarach teoretycznie nie powinno być problemu z czekaniem na bagaże nadawane, bo statek jest od 6 w porcie ale woleliśmy sprawnie zejść na ląd. Po śniadaniu wracamy po rzeczy. Kajutę musimy opuścić do 9 i taką sobie założyliśmy godzinę zejścia. Kilka minut musimy czekać na windy, bo ruch z walizkami jest duży. Na zewnątrz już od rana gorąco, a na postoju taxi same małe. Jeden z kierowców powiedział, że załatwi dużą, ale nie było pewności, bo tego nie potwierdził. Po kilku minutach jak już zaczynałem dzwonić po różnych firmach pojawia się większy bus. Po drodze okazało się, że za bramą portową jest więcej taksówek, w tym duże.

W trakcie jazdy na lotnisko zamknięto jeden z tuneli na autostradzie. Ogólnie mieliśmy duży zapas czasu, ale licznik taksometru bił. Na szczęście po kilku minutach puścili ruch. Na lotnisku jesteśmy jakeś niecałe 4 godziny przed odlotem i Discover ma jeszcze zamknięty check-in. Ogólnie jest dziki tłum czarterów - głównie Niemcy, Brytyjczycy i solidna reprezentacja Skandynawów. Tłum jest tak dziki, że zablokował przejścia przez terminal. Ludzie robili kolejki od okienka do przeciwległej ściany.

Check-in otwiera się 3 godziny przed lotem (który jest opóźniony o 35-40 minut), Nadajemy duże bagaże i chcę nadać też 3 podręczne ale pani oznajmia, że nie może ich przyjąć. Mówię, że mam maila z informacją, że Discover chętnie przyjmie nasze podręczne bagaże. To ją przekonuje. Po kontroli bezpieczeństwa udajemy się prosto do saloniku przepalić nasze 3 ostatnie wejścia na PP. Proponuję siostrze wejście za 31$ za osobę, ale stwierdzają, że poszukają czegoś na hali. Tymczasem podczas rejestracji do saloniku córka weszła za free. Salonik był wypchany po brzegi ale jak już znajdujemy stolik to dzwonię do siostry, że zostało nam jedno darmowe wejście. Okazało się, że na hali odlotów praktycznie nie ma wolnych miejsc żeby usiąść i coś zjeść albo napić się kawy więc chętnie korzystają.

Nasz opóźniony lot ma bramkę blisko saloniku, więc siedzimy do oporu. Po załadunku samolot złapał jeszcze trochę opóźnienia, a nasz przesiadka we Frankfurcie dość ciasna. Siostra zestresowana, bo chciałby sprawnie dotrzeć do domu. My i tak mamy jeszcze nocną jazdę autem, więc perspektywa noclegu we Frankfurcie i ewentualnego odszkodowania oraz dotarcia do domu rano jawi nam się kusząco, więc podchodzimy do tematu na luzie.

Ostatecznie docieramy z kilkunastu minutowym zapasem czasu, wysiadamy rękawem, a bramka do Poznania jest dość blisko. Pozostaje kwestia bagaży, ale już siedząc w samolocie do Poznania widzę na aplikacji, że są zapakowane do samolotu.

Tak oto nasza kanaryjska przygoda dobiegła końca. Podsumowując:
- zaczynaliśmy rejsowanie od AIDA i czujemy lekki zawód, bo albo nasza pamięć nieco podkolorowała poprzednie rejsy albo armator spuścił nieco z tonu.
- jeśli chodzi o sam statek Cosma, to jak na duży statek jest dość dobrze zorganizowany, ale ma kilka mniejszych mankamentów i jeden poważny w postaci dramatycznie małego teatru.
- bufety są niższej jakości niż to zapamiętaliśmy ale restauracje tematyczne nadrabiają
- same wyspy wywołały u nas mieszane uczucia. Gran Canaria i Teneryfa za specjalnie nas nie urzekły, Madera również chyba nie spełniła oczekiwań. Inne wyspy, które kiedyś odwiedziliśmy sprawiały lepsze wrażenie.
- za to Lanzarote to już inna bajka. Krajobraz, architektura, spokojniejsze tempo nas urzekły do tego stopnia, że mamy plan na powrót w ten rejon dla dokończenia zwiedzania Lanzarote i Fuerteventury.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Offline
#14 PostWysłany: 02 Gru 2025 14:16 

Rejestracja: 03 Sty 2017
Posty: 809
Loty: 42
Kilometry: 63 566
niebieski
Gran Canaria też mnie nie urzekła, na pierwszym miejscu (z Kanarków) Fuerta, a potem Lanzarote. Może na brak wow na dwóch dużych wyspach (i na Maderze) miała wpływ pogoda i sporo czasu w aucie? efekt lizania lizaka przez papierek... niby jest, ale sporo brakuje...

Zastanowiło mnie jedno, czemu zamawiałeś auta na lotnisku i traciłeś czas na dojazdy? Skoro w portach lub miasteczku przy porcie Cicar ma swoje oddziały...
Góra
 Profil Relacje PM off
bruce09lili lubi ten post.
 
      
Offline
#15 PostWysłany: 02 Gru 2025 16:29 

Rejestracja: 21 Paź 2016
Posty: 53
Czytałem całą relację z zaciekawieniem, bo w styczniu ten sam statek i ten sam rejs mamy.
Co do samochodów na lotniskach to pewnie chodzi o cenę, bo w porcie liczą sobie 2x drożej.
Jeśli można kilka pytań bardziej szczegółowych (podstawy już znam bo rejsowałem z AIDĄ):
1. Obawiamy się najbardziej pogody i mocnego bujania. Mógł byś szerzej opisać czy jest to uciążliwe? Czy masz wiedzę jakie były fale/warunki że statek nie popłynął na jedną z wysp?
2. W jakich godzinach było pierwsze wejście na statek na GC?
3. Ile kosztują drinki bez pakietów? W internecie znalazłem od 6-10e, nadal aktualne?
4. Gazetki już nie przynoszą do kabin?
5. Czy na Teneryfie można kupić bilety na autobusy u kierowcy? Będziemy w 4 os i czy jest to bezproblemowe?
Góra
 Profil Relacje PM off
bruce09lili lubi ten post.
 
      
Offline
#16 PostWysłany: 02 Gru 2025 17:41 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
@piekara114
Samochody zamawiałem na lotniskach ze względu na cenę. Różnica czasami była 130 zł vs 550 zł, więc nawet po doliczeniu taxi wychodziło taniej. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że bardzo wielu Niemców (co jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem) wypożyczało auta z rejsu. Na Lanzarote i Teneryfie nawet któraś lokalna wypożyczalnia miała oddział w samym porcie, ale to się szybko rozchodzi.

Maderę bym klasyfikował gdzieś pomiędzy Gran Canarią, Teneryfą, a Lanzarote i Fuerteventurą. Może przy głębszym zwiedzeniu wrażenie byłoby lepsze. Sama Teneryfa i GC były bardzo komercyjne. Miejscowości nadmorskie jakoś tak dziwnie z naszym przysłowiowym Mielnem nam się kojarzyły.
Pewnie wrażenie potęguje też to, że byliśmy na różnych wyspach w różnych rejonach świata, więc też trochę ciężko nas zachwycić.

@dbw86
1. Wydaje mi się, że na oceanie buja nieco mocniej niż na morzach, ale Cosma to był duży statek, więc aż tak nie było tego czuć. Tylko raz porządnie bujało jak po burzy wypływaliśmy z Teneryfy. Wydaje mi się, że to było tylko na początkowym etapie, jak już statek wypłynął na ocean to było lepiej. To było w dzień, kiedy odwołano Fuerteventurę ale nie umiem określić jak mocno bujało w czasie przymusowego postoju. Zamknięto wszystkie porty na Kanarach i nie wiem na ile to profilaktyka, ale coś tam pisali w internetach o wielkich falach.

2. od 14

3. Powiedziałbym, że od 7-11 Euro. Mam PDF z menu z baru basenowego. Mogę wysłać.

4. Nie. Wszystko jest na aplikacji i w TV. Wydaje mi się, że papierowa jest na życzenie.

5. Nie wiem, bo jeździliśmy autem.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Offline
#17 PostWysłany: 02 Gru 2025 19:59 

Rejestracja: 03 Sty 2017
Posty: 809
Loty: 42
Kilometry: 63 566
niebieski
Podejrzewam, że na Fuerte nie poplyneliście z powodu sztormu Claudia, który uderzył w Kanary 11-13.XI. 13go jego końcówka uderzyła w Lanzarote (na której akurat byłam, 4 statki wycieczkowe nie dostały zgody na wpłynięcie do portu, dzień wcześniej przyjmował port statki z Fuerty): dla mnie to był deszcz i trochę wiatru (do halnego bardzo mu było daleko), ale na Teneryfie było już mocno nieciekawie. W wyniku fal, które uderzyły w falochron 3 osoby zginęły (są w necie filmiki), dużo zniszczeń, podpopień (tak to pokazywali w hiszpańskiej tv).
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Offline
#18 PostWysłany: 02 Gru 2025 20:35 

Rejestracja: 08 Paź 2013
Posty: 909
Loty: 92
Kilometry: 187 561
srebrny
Tak, to ten sztorm. Z tego co wiem od taksówkarza, który wiózł mnie na lotnisko po auto, to 13.11 w porcie na Lanzarote uziemiona była, któraś mniejsza AIDA, chyba Bella.
12 listopada na Teneryfie pogoda popsuła się dopiero późnym popołudniem, a 13 w dodatkowym dniu było dość wietrznie i większa część wyspy pochmurna. Ale jak pisałem w relacji - udało nam się naleźć spokojne miejsce, gdzie można było plażować. Pas słońca zaczynał się na południe od Santa Cruz, a kończył na lotnisku południowym. Dalej na zachód za lotniskiem już była beznadziejna pogoda.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 18 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group