Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 5 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
 Temat postu: Chiny YUNNAN
#1 PostWysłany: 23 Cze 2014 20:05 

Rejestracja: 06 Lip 2013
Posty: 9
Zdjęcia z wyprawy oraz z innych wypadów znajdziecie na: https://www.facebook.com/marta.palcempomapie


Bilety lotnicze kupiliśmy kilka miesięcy przed lipcową wyprawą. Z Polski do Yunnanu trudno znaleźć relatywnie tanie połączenia. Zdecydowaliśmy się lecieć Aeroflotem z Warszawy do Moskwy, a stamtąd do Szanghaju. Chińska wiza kosztuje 220 zł i aby się o nią ubiegać trzeba przedstawić kopię biletu lotniczego. Na szczęście jedna osoba może złożyć wnioski za pozostałych. Tutaj można znaleźć informacje o wizie: http://www.chinaembassy.org.pl/pol/lsyw/. Jeśli planujecie zajrzeć do Hongkongu od razu należy wykupić podwójną wizę. Ważna informacja dla uzależnionych od Facebooka – podczas pobytu zostaniecie skierowani na przymusowy odwyk, bo strona jest zablokowana. Na wszelki wypadek polecam się zaszczepić przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby A i B oraz wykupić ubezpieczenie zdrowotne na czas podróży. W Polsce nie uda się wymienić złotówek na yuany. Załóżcie konto walutowe w euro lub dolarach, aby nie tracić czasu w Chinach na wizyty w bankach, w których należy wypełniać stos dokumentów.
Pierwsze bankomaty (limit dzienny 3 000Y) znajdują na ogromnym lotnisku w Szanghaju (Pudong). W tym mieście większość zna angielski i chętnie pomoże. Aby dojechać do centrum, warto kupić bilet całodobowy (ok. 20Y) i skorzystać z metra. Czeka Was ponad godzina jazdy i przynajmniej jedna przesiadka, ale jest to najtańszy środek komunikacji i w cenę wliczono cudowną klimatyzację. Drugą opcją jest szybka kolejka podmiejska (ok. 15 min jazdy). My musieliśmy przedostać się na dworzec kolejowy, więc zdecydowaliśmy się na taksówki (w liczbie mnogiej, bo nie sposób znaleźć busów). Przed każdym przejazdem trzeba przygotować chińskie nazwy miejsc, do których chcecie dojechać. Na próżno kierowcy, nawet w Szanghaju, pokazywać mapę czy angielską nazwę. Niestety dla białego i w dodatku turysty ceny są wyższe. Można próbować się umawiać przed ruszeniem na konkretną cenę, ale tylko w przypadku nielicencjonowanych taksówek.
Z zakupieniem biletów kolejowych czy autobusowych też nie powinno być większego problemu. Aby uniknąć kolejek i znaleźć kasjerkę, która chociaż minimalnie zna angielski kierujcie się do kasy numer 1 lub dla inwalidów. Każdorazowo należy okazać paszport, a jego numer zostanie wpisany na bilecie. Poważnym ograniczeniem dla turystów jest fakt, że bilet na jakiejkolwiek trasie można kupić tylko w miejscu wyjazdu. I tak dla przykładu: w Szanghaju nie mogłam nabyć biletu kolejowego na trasie Kunming-Dali. Jeśli planujecie po kilku dniach przejechać do innego miasta, to od razu kupcie bilety. Po drodze zwiedziliśmy jeszcze Hangzhou (niezapomniany nocny rejs łódką wkoło wysepek Jeziora Zachodniego) i odwiedziliśmy wodne miasto Wuzhen. Dopiero za kilka dni czekała nas ponad 30h jazda pociągiem do Kunmingu – najbardziej znanego miasta w Yunnanie. Bilet na tak długi przejazd można kupić na ok. 10 dni przed datą wyjazdu. Tutaj można wyszukać wszystkie połączenia kolejowe:
http://www.travelchinaguide.com/china-t ... 1=Hangzhou. Na krótkich dystansach polecam wybrać najtańsze opcje miejsc: Soft Seat lub Hard Seat – siedzenia w bezprzedziałowych lub przedziałowych wagonach przeważnie zatłoczonych. W moim przypadku miałam do pokonania prawie 3 000km, więc zaopatrzyłam się w bilet na Hard Sleeper – leżanka z pościelą w klimatyzowanym wagonie. Do wyboru są łóżka na trzech poziomach, nie polecam najwyższego, bo zderzenie czoła z sufitem jest nieuniknione. W przeliczeniu na złotówki taka podróż kosztuje ok. 250 zł i łatwo ją przeżyć. Do dyspozycji jest wrzątek, umywalki z lustrami, można zakupić ciepłe posiłki i wymyślne owoce. Toalety typu dziura są często sprzątane, ale warto zabrać większe ilości papieru toaletowego. Nie dziwi nikogo, że biali są atrakcją turystyczną, która przyciąga ciekawskich Chińczyków, którzy chętnie porozmawiają łamaną angielszczyzną lub ukradkiem robią zdjęcia. Przygotujcie się na zdjęcia z dziećmi, które są wręcz wpychane na siłę w Wasze ramiona. Czego można nauczyć się od Chińczyków? Ciągłego podjadania Cały pociąg budzi się o godzinie 6:00 w porze karmienia zupkami chińskimi, które są o wiele większe i bardziej przyprawione od tych, które znajdziemy w kraju (polecam na podróż kupić sobie kilka w markecie). Potem trzeba koniecznie usiąść przy oknach i popijając zieloną herbatę rozkoszować się widokami. Po kilku chwilach zaczyna się podjadanie owoców, skubanie suszonego słonecznika lub obgryzanie kurzych łapek. Nie skusiłam się na nie, podobnie jak na mdłe słodycze. Nie bójcie się na migi pokazywać, że chcecie czegoś spróbować, tak właśnie poznałam smak owoców lotosu (podobne do orzechów laskowych) czy bliżej niezidentyfikowanych owoców. Chińczycy lubią dzielić się jedzeniem. Trzeba przestawić się na jedzenie ryżu, bo chleba nie ma. O 22:00 służby porządkowe zasuwają zasłonki, wyłączają muzykę i gaszą światła. A większość ludzi idzie grzecznie spać – taką podróż pociągiem po prostu trzeba przeżyć na własnej skórze.

Nocleg w Kunmingu, jak i resztę bukowaliśmy na bieżąco na jednym z portali. Nie ma co liczyć na miejsce w hostelu bez rezerwacji. W metropoliach można skorzystać z hoteli na godziny, jednak do większości nie wpuszczają białych (to dobry pomysł na odświeżenie się przed dłuższą podróżą, ale trzeba się naszukać). Kunming wydaje się mniejszy i bardziej przystępny dla obcokrajowca. Zwiedziliśmy pagody, targ ptaków i kwiatów, gdzie można kupić np. węże. Warto zboczyć z turystycznych szlaków i zajrzeć do ukrytych parków, gdzie starsi ludzie rankami ćwiczą, a przez resztę dnia grają w gry planszowe, tańczą, śpiewają i popijają zieloną herbatę. Aby wtopić się w tłum można zaopatrzyć się w kolorową parasolkę, która chroni nie tylko przed sporadycznym deszczem, ale również przed nieznośnym słońcem. Parasolki są wszechobecne, nawet na skuterach. To, że kierowcy elektrycznych motorów i skuterów nie używają drogowskazów i jeżdżą bezgłośnie po chodnikach może przyprawić turystę o drżenie serca. Uciekając również przed nimi skorzystaliśmy z autobusu, którym dojechaliśmy do hostelu. Jest to najtańszy środek transportu, zazwyczaj kurs kosztuje 1Y, rzadziej 2Y. Warto zatem najpierw zorientować się w możliwościach komunikacyjnych niż od razu skorzystać z nachalnej pomocy naganiacza. Niepisaną zasadą jest targowanie się. Z doświadczenia wiem, że najlepszym sposobem jest podać cenę o prawie połowę niższą, jeśli nadal cena Wam nie odpowiada, to idźcie dalej. Gwarantuję, że jeśli naganiaczowi zależy, to przybiegnie ze swoim gadżetem w postaci kalkulatora czy komórki. W hostelu śmiało pytajcie obsługę o zabytki i dojazdy – posiada ogromnie przydatne informacje.
Kunming jest dobrą bazą wypadową do głównych atrakcji regionu, a na zwiedzanie samego miasta wystarczą maksymalnie dwa dni. Wybraliśmy się pociągiem (3h) do Shilin – Kamiennego Lasu. Nowością dla nas było ustawianie pasażerów na peronie w równych rzędach. Pilnowani przez służby porządkowe grzecznie czekaliśmy się na przyjazd pociągu. Do parku należy dojechać busem, który już czeka przy dworcu. Tradycyjnie w Chinach bilety wstępu do parków narodowych są bardzo drogie. W ten sposób rząd chce ograniczyć szybkość i wielkość zniszczeń danych atrakcji. Wejście do Shilin kosztowało 185Y, ale jak zwykle było jakieś „ale”. Okazało się, że od kas do bram parku należy jeszcze wykupić dojazd Melexem. Stwierdziliśmy, że się nie damy i po 40 minutach wędrówki dotarliśmy do celu. Rzeczywiście w Skalnym Lesie wyczuwało się komercyjność (Chińczycy w kowbojskich kapeluszach robiący zdjęcia tabletami), jednak i temu można zaradzić. Chińczycy nie lubią się przemęczać i podróżują Melexami lub tylko płaskimi szlakami. Im szybciej oddaliliśmy się od utartych ścieżek, przeciskaliśmy się przez skalne szczeliny, wchodziliśmy po stromych schodach, tym więcej podziwialiśmy formacji skalnych, które przypominały np. zwierzęta. Moim zdaniem warto przyjechać w to miejsce i spędzić tu kilka godzin, tylko koniecznie trzeba zabrać ze sobą coś na ząb – nie znalazłam knajpy.
Jednym z miejsc, które zrobiło na mnie największe wrażenie było miasteczko Yuanyang. Dostać się tam można tylko autobusem z Kunmingu, pod koniec trasy jedzie się niezwykle malowniczą trasą z wieloma serpentynami, a za oknami pojawiały się różnorodne plantacje. Nasz cel osiągnęliśmy wjeżdżając na wysokość około 2 000m.n.p.m. Zaprowadzono nas do małej wioski, gdzie nocowaliśmy u przemiłej gospodyni. Prosty dom z ogromnym balkonem, z którego można podziwiać przedsmak tarasów ryżowych. Ci, który lubią ciszę, brak turystów oraz przyrodę muszą koniecznie wstać o 6:00, wspiąć się na dach lub rozsiąść się wygodnie w bujanych hotelach i czekać na wschód słońca. Myślałam, że już nic nie zrobi na mnie takiego wrażenia, ale po raz kolejny mile się zaskoczyłam. Już wcześniej na dworcu zamówiliśmy busa z tutejszym przewodnikiem, który w ciągu kilku godzin miał pokazać nam okolicę. Tarasy ryżowe są od siebie znacznie oddalone, więc w ten sposób najlepiej je zwiedzać. Oczywiście kierowcy znają tylko kilka słów po angielsku, ale można się z nimi porozumiewać na migi. Wchodząc do wiosek polnymi drogami uniknie się uiszczania opłat dla turystów. Prawdziwą przygodą było przedzieranie się przez tarasy i napawanie się tymi niesamowitymi widokami W Chinach bardzo łatwo rozpoznać mniejszości narodowe, które zamieszkują również w okolicach Yuanyang. Kobiety noszą charakterystyczne stroje i niepowtarzalne nakrycia głowy i ozdoby. Trafiłam również na prawdziwy targ, gdzie można było za pół darmo kupić grzyby mun czy owoce. W drodze powrotnej dowiedziałam się co to znaczy nocny autokar (jest on nieznacznie droższy, ale ma się większy komfort podróżowania). Są w nim tylko miejsca leżące i to w dodatku piętrowe. Każdy przy wsiadaniu musi zdjąć buty i włożyć je do torebki, aby nie pobrudzić dywanu. Na każdego czeka poduszka i kołdra, a buty i bagaż podręczny można położyć na swojej półeczce w nogach. Po kilku godzinach obudzono nas i na migi pokazano, że musimy się przesiąść do innego autokaru. Świetna atrakcja dla obcokrajowca.
Kolejnym punktem na naszej mapie było miasto Dali – zgodnie z przewodnikiem, że to raj hipisów. Jak się szybko okazało książki nie kłamały, a wszędzie unosił się zapach marihuany. Tutaj spotkaliśmy zdecydowanie więcej turystów, a co za tym idzie więcej kramów z wszelkimi pamiątkami. Postanowiliśmy zaszaleć: wypożyczyliśmy skutery i jeździliśmy wzdłuż jeziora Erhai –biali szaleńcy z kaskami. Skutery elektryczne mogą pokonać bez ładowania max 60km z prędkością 50km/h, a jego wypożyczenie na cały dzień kosztowało 60Y (czyli ok.33zł). Droga wzdłuż rozległego jeziora Erhai jest mało uczęszczana, korzystają z niej przede wszystkim rowerzyści i rolnicy, który na drodze suszą kukurydzę lub inne plony. Na asfalcie porozkładano również pasy siatki, a na niej porozrzucane białe wstążki. Jak się okazało tylko w tej części kraju i z tego jeziora poławia się odmianę ryb zwaną Silver Fish. Jest ona droga i przypomina białego robaka, ale smakuje wyśmienicie, może dlatego jest eksportowana aż do Japonii. Wieczorem centrum Dali zmienia się w istne targowisko kiczu. Nie można pominąć innych zajęć: wjazd na pobliski szczyt na grzbiecie konia lub wejście do Świątyni Trzech Pagód. Zdecydowaliśmy się na drugą opcję, która okazała się wielkim kompleksem świątynnym u podnóża malowniczego łańcucha górskiego. Z jednego budynku przechodziło się na coraz to wyższe schody, które prowadziły do kolejnych zabudowań.
Przez hostel zorganizowaliśmy transport do Tiger Leaping Gorge. Trzeba było widzieć kierowcę busa, który palił trawę, rozmawiał przez telefon, jechał szybko po wąskich górskich drogach i wyprzedzał na trzeciego. Spóźnił się 30 minut, ale na miejsce dojechał zdecydowanie przed czasem. Zarezerwowaliśmy miejsca w schronisku, które znajduje się tuż przy wejściu na szlak. Tiger Leaping Gorge jest jednym z najgłębszych wąwozów na świecie. Chińscy turyści i lenie wybierają jazdę autokarem wzdłuż koryta rzeki, aby na końcu podziwiać ogromne kaskady wodne. Trekking zajmuje 9,5h, ale jeśli ma się więcej czasu, to można zatrzymać się na trasie w jednym z kilku schronisk. Zdobyliśmy najwyższy punkt trasy 2670m.n.p.m., jednak żeby do niego dotrzeć trzeba przez kilka godzin wspinać się stromą ścieżką m.in. 28 zakrętów, z każdym kolejnym modliłam się o ostatni. Fizyczne męczarnie zostały wynagrodzone niepowtarzalnym krajobrazem np. na początku trasy spomiędzy chmur przedzierały się tylko pojedyncze promienie, które padały na ściany wąwozu i odbijały się z wodzie. W innym miejscu zza zakrętu wyłonił się malowniczy wodospad na jednej ze ścian, którą należało pokonać. Wracaliśmy zamówionym busem z hostelu, jednak już na początku droga się osunęła i musieliśmy pokonać przepaść, a nadchodziła burza. Po niewielkich opadach ziemia znowu się osunęła i kierowca wraz z innymi wyrównywali drogę. Najkrócej pisząc najedliśmy się strachu. Polecam upewnić się czy w porze deszczowej (lipiec, sierpień) wejście na szlak jest otwarte oraz sprawdzić pogodę na najbliższe dni. Nie ma co niepotrzebnie ryzykować. Bez dobrej kondycji, odpowiednich butów i mnóstwa wody się nie obejdzie.
Postanowiliśmy pożegnać się z Yunnanem mistycznym akcentem. Zawitaliśmy do Shangri-la, poetyckiego zaginionego miasta. Tak naprawdę to rząd Chiński zmienił nazwę miasta Zhongdian na obecną, aby przyciągnąć turystów. Dla mnie miasto to oznaczało spotkanie z tybetańską kulturą i dzika przyrodą. Zwiedziliśmy trzeci co do wielkości klasztor buddyjski. Duże wrażenie zrobił na mnie ogromny posąg Buddy. Wchodząc do świątyni należy przestrzegać kilku zasad: nie można przeszkadzać mnichom, świątynie można zwiedzać tylko zgodnie ze wskazówkami zegara i nie można robić zdjęć. Można wprawić w ruch młynki modlitewne, oddając w ten sposób cześć zmarłym. Niestety rozczarowałam się tym miejscem, ponieważ wszystko wydawało się wyremontowane albo dopiero co wzniesione. A na dodatek większość mnichów schowała się w swoich domach lub wyszła na miasto. Sytuację uratowało pobliskie jezioro, które można było obejść, z innej perspektywy spojrzeć na świątynie i zobaczyć małe jaki. Stara część Shangri-la jest bardzo urokliwa, ale klimat psują europejskie knajpki. Na rynku wieczorami odbywają się tradycyjne tańce ludowe w kręgach i każdy może spróbować swoich sił. Nad miastem góruje pagoda z monstrualnym młynkiem modlitewnym, aby go poruszyć, musi go wprawić w ruch kilkanaście osób. Następnego dnia odkryliśmy jeden z prawdziwych skarbów tego regionu - Park Narodowy Pudacuo. Dojechać tam można prywatną taksówką. Umówiliśmy się, że zapłacimy za nią dopiero przy odbiorze po kilku godzinach. Za łącznie około 60km jazdy zapłaciliśmy tylko 120. W parku nie było białych. Bilet kosztował 110Y plus bus z chińskim przewodnikiem 80Y. Nie można z niego zrezygnować, ponieważ odległości są duże. W dwóch miejscach można wysiąść i zdecydować się na spacer wyznaczonymi szlakami po urokliwych kładkach wzdłuż jezior Schudu i Bike. Drugie umiejscowione jest na wysokości 3 500m.n.p.m. i nikt się nie dziwił, że pojawiły się problemy z oddychaniem. Z jednej strony park z jeziorami, bagnami, drzewami porośniętymi jakby mchem, a z drugiej można było z bliska zobaczyć jaki i dzikie konie. Obrazek psuli tylko Chińczycy z małymi radiami, którzy zamiast rozkoszować się również ciszą, wybierali harmider. Miłym akcentem kończącym podróż po Yunnanie było spotkanie z turystami, których poznaliśmy jeszcze w Kunmingu. Szkoda tylko, że podczas całej wyprawy nie natrafiliśmy na Polaków. Z Shangri-la nocnym autobusem wróciliśmy do Kunmingu, skąd czekało nad ponad 40h jazdy pociągiem. Na wariackich papierach zwiedziliśmy Szanghaj, który zdecydowanie mnie przytłoczył.
Nie sposób pominąć tematu jedzenia. Chińczycy wykorzystują dosłownie wszystko w swojej kuchni, która jest tak niesamowita dla europejskiego turysty. W samym Yunnanie możemy spotkać się z dużą różnorodnością. W regionach górzystych jak Shangri-la nie można pominąć gulaszu z jaka czy grillowanego mięsa. Coraz bliżej Syczuanu serwowane są bardziej ostre posiłki. Polecam pokusić się o gorący kociołek: do wrzątku z przyprawami każdy może wrzucić zamówione przez siebie składniki. W rejonie jeziora Erhai koniecznie należy spróbować Silver Fish czy smażonych krewetek , a w obrębie tarasów ryżowych skusić się na miejscowe owoce i warzywa: specjalna odmiana trawy, kwiaty i liście dyni. Pamiętajcie, że Chińczycy preferują wspólne jedzenie. Lepiej i taniej zamawiać kilka potraw i próbować wszystkie. Ryż zapewni ostateczne najedzenie się. Trzeba koniecznie spróbować tysiącletnich jaj – przechowywane w glinianych pojemnikach z domieszką wapna, wyglądają jak brązowe galaretki lub niezbyt ładnie pachnące tofu – swoisty chrzest bojowy. Najgorszą rzeczą, którą próbowałam były lody w grochem i zielonym groszkiem w środku. Najlepszymi daniami są zdecydowanie bakłażany w sosie rybnym i szpilkowe grzyby. Z kuchni ulicznej dobrze zapamiętałam bułeczki na parze z mięsem lub grillowane ostrygi i małże w dodatkiem chilli. Wybierajcie lokale, gdzie je najwięcej ludzi. W niektórych menu znajdziecie zdjęcia dań, ale większym wyczynem jest zamawianie z „lodówek”. W Chinach możesz wybierać, co chcesz zjeść pokazując na migi. Jeśli zestawienie składników nie spodoba się kelnerowi, to Wam to pokaże i zapewne zaproponuje coś innego. Zawsze przy zamówieniu sprawdzajcie ceny, żeby nie było nieporozumień. W niektórych miejscach polecam mieć swoje pałeczki. Jeśli nie lubicie ostrych żeby, to upewnijcie się, że zamówiliście [bu la] – nie ostre danie. Nie warto pokazywać na palcach cyfr, ponieważ w Chinach mają całkiem inne znaki i nie zostaniecie zrozumiani. Pijcie dużo wody tudzież piwa, które jest niskoprocentowe. Polecam również owoce, które można kupić na ulicach od rolników – melony czy banany. Niektórzy mają problemy żołądkowe przy przestawieniu się na tamtejsze przyprawy, zabierzcie podstawowe leki, a przede wszystkim węgiel.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast
Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem) Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem)
 Temat postu: Re: Chiny YUNNAN
#2 PostWysłany: 25 Cze 2014 13:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Cze 2013
Posty: 212
witam,
Cytuj:
Postanowiliśmy pożegnać się z Yunnanem mistycznym akcentem. Zawitaliśmy do Shangri-la, poetyckiego zaginionego miasta. Tak naprawdę to rząd Chiński zmienił nazwę miasta Zhongdian na obecną, aby przyciągnąć turystów. Dla mnie miasto to oznaczało spotkanie z tybetańską kulturą i dzika przyrodą.


zakładam że podróż była przed styczniem 2014, ponieważ Shangri La spłonęło i aktualnie na stayrm mieście niestety nie tańcza wieczorami,
pisałem o pożarze:
http://www.chiny-info.pl/chiny/stare-mi ... a-spalone/
zdjęcie
https://www.facebook.com/ChinyBlog/phot ... 0763711775
na lato 2015 podejrzewam starówka będzie odbudowana. Okolica nadal ładna i warta odwiedzenia, mimo że samo stare miasto aktualnie w 'naprawie'...
będę w Yunnanie w lipcu i Shangrila mam po dordzę, sprawdzę jak ida prace.
pzdr
_________________
http://www.chiny-info.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Chiny YUNNAN
#3 PostWysłany: 05 Lip 2014 12:07 
Site Admin
Awatar użytkownika

Rejestracja: 13 Sty 2011
Posty: 7790
Fajna relacja, sporo przydatnych informacji. Jednak dużo fajniejsza była by ze zdjęciami! :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Chiny YUNNAN
#4 PostWysłany: 05 Lip 2014 13:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Sie 2013
Posty: 1988
Loty: 850
Kilometry: 1 929 194
platynowy
Nie byliście w Lijang? Toż to najpiękniejsze miasto tam i po drodze z Dali do Zhongdian.
_________________
Moje podróże - piotrwasil.com

Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
 Temat postu: Re: Chiny YUNNAN
#5 PostWysłany: 06 Lip 2014 10:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Cze 2013
Posty: 212
@cart,
Lijiang to chińska cepeliada po bandzie. Ma swój urok, ale do dziś w uszach dzwoni mi hałas ze wszechobecnych dyskotek w starym mieście. Wszystkie ceny z d**y, wszędzie wciskają najczęściej wątpliwej jakości i uroku pamiątki. Jest to jedna z najpopularniejszych destynacji dla Chińczyków, ale oni lubią jak jest głośno, stadnie i poniekąd tandetnie.
Nie mówię, że nie warto, bo jednak celując w Wąwóz jest to dobra baza, ale nie przesadzałbym z zachwytem. Fakt- ładnie na zdjęciach to wychodzi, ale cała otoczka psuje ogólny odbiór. Może poza sezonem jest trochę lepiej....?
Siedzę teraz w Yangshuo i jest dokładnie ta sama bajka, w porównaniu do 2010 ceny poleciały w górę, przybyło ulicznych straganów, dyskotek i KTV. Trzeba poza miasto wyskoczyć żeby było 'ładnie', a i tam turystyczny terror można napotkać ;)
takie moje 3 grosze;)
pzdr
_________________
http://www.chiny-info.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 5 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group