Jeszcze w tym roku francuska linia French Bee ma odebrać 2 Airbusy A350-1000. Co w tym niezwykłego? Każdy z nich będzie zabierał na pokład aż po 488 pasażerów. Aby uzmysłowić sobie jaki to ścisk, weźmy proste porównanie: tego typu samolot latający dla Qatar Airways ma “zaledwie” 327 foteli.
Jak to możliwe, że w pandemii, gdy linie lotnicze pozbywają się dużych samolotów z powodów oszczędnościowych, akurat ten przewoźnik decyduje się na zakup tak “napakowanych” maszyn. Okazuje się, że tu także decydująca jest ekonomia. French Bee to tania linia, skupiająca się na dalekich trasach o charakterze… urlopowym – przewoźnik lata m.in. na wyspę Reunion czy do Polinezji Francuskiej. Jest to więc jedyny segment rynku lotniczego, który w najbliższym czasie ma przed sobą jakiekolwiek perspektywy.
Patrząc pod tym kątem, przejęcie samolotów z tak duża liczbą foteli oznacza, że French Bee będzie miała najniższe koszty operacyjne w przeliczeniu na jedno miejsce. Co to oznacza? Że przewoźnik będzie mógł oferować tańsze bilety i mocniej konkurować o pasażerów. Z drugiej strony: o tym, jak ryzykowna jest to strategia przekonał się Norwegian, WOW Air i inne linie, które przez lata przekonywały nas, że możliwe jest operowanie przez tanią linię lotniczą na długich międzykontynentalnych trasach. Aby bowiem ten biznes się spinał, samoloty muszą być maksymalnie wypełnione. Czy to się uda French Bee? Zobaczymy. Przejdźmy jednak do samych maszyn.
2 samoloty, które French Bee ma otrzymać w tym roku, to Airbusy A350-1000 – każdy z nich ma mieć 488 miejsc na pokładzie. Z tej liczby 40 to miejsca w klasie premium economy, a 448 – w zwykłej klasie ekonomicznej. French Bee dysponuje już flotą 4 Airbusów A350-900, które zabierają na pokład do 411 pasażerów.
Serwis One Mile At A Time wskazuje na to, że zamówienie French Bee oznacza, że będą to samoloty z największą liczbą foteli, jeśli chodzi o maszyny dwusilnikowe przeznaczone na dalekie trasy. Bo choć japońska ANA dysponuje Boeingiem 777-300 z 514 miejscami na pokładzie, to jednak wykorzystuje go przede wszystkim na trasach krajowych.
Przypomnijmy też, że dla French Bee nie będzie to pierwszy „rekord”: w maju ubiegłego roku przewoźnik wykonał prawie 17-godzinny lot, który został uznany za najdłuższą trasę krajową w historii.
Oczywiście zamówienie tak dużych samolotów sprawia, że otwarcie trzeba zapytać o komfort pasażerów. Przewoźnik wykonuje bowiem głównie kilkunastogodzinne loty i nie jest jasne, jak dobrze pasażerowie będą je znosić przy tak dużej liczbie foteli w kabinie, co z pewnością oznacza mniejszy komfort, choćby pod względem dostępnego miejsca na nogi.