Fly4free.pl

Zabytki UNESCO i wspaniała przyroda z wejściówkami za 5 PLN, tanie noclegi i restauracje. Odwiedzamy Luang Prabang

Foto: Adel Newman / Shutterstock
Czy Laos to najbardziej niedoceniany kraj w Azji Południowo-Wschodniej? Ten kierunek zdecydowanie nie znajduje się na szczycie listy katalogów biur podróży. Sam jestem jedną z ostatnich osób, które przed podróżą tam mogłyby go z czystym sumieniem polecić: do Luang Prabang wybrałem się głównie dlatego, że akurat miałem kilka dni wolnego, a Laos wciąż pozostawał szarą plamą na mojej mapie-zdrapce. Szybko jednak zrozumiałem, że będzie to miłość od pierwszego wejrzenia.

Pewnie też tak czasem macie? Są kraje, które oczywiście chcielibyście odwiedzić, ale jakoś nigdy nie jest po drodze. Może ciężko tam dotrzeć, może trochę drogo, a może po prostu nie jesteście do końca przekonani? W moim przypadku tak właśnie było z Laosem. Niby wszyscy znajomi zachwalali, na zdjęciach prezentował się super, ja zawsze jednak znajdowałem sobie „ciekawszy” kierunek, a wybierając się tam w końcu po raz pierwszy, odbyło się to niejako „z braku laku”. No to usiądźcie wygodnie i zapnijcie pasy: z ręką na sercu mogę przyznać, że Luang Prabang okazało się jednym z najwspanialszych miejsc, jakie miałem okazję odwiedzić w Azji.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne
Jak tanio dolecieć do Laosu?
Od pewnego czasu do Luang Prabang oraz Wientianu można tanio dolecieć z Bangkoku linią AirAsia. Oznacza to, że regularnie możecie polować na promocje i okazje!

Te widoki!

Do Laosu poleciałem z Bangkoku, korzystając z połączenia oferowanego linią AirAsia. Krótki, niespełna 1,5-godzinny rejs nie wyróżniał się niczym szczególnym aż do momentu lądowania. Wyposzczony dłuższym pobytem w azjatyckich metropoliach zdążyłem zapomnieć, jak bardzo brakowało mi natury nieskalanej ludzką dłonią. Wspaniały górzysty krajobraz, który zobaczyłem za oknem miejscami przypominał soczysty, mieniący się wieloma odcieniami ocean zieleni. Tym razem szczęśliwie „wylosowałem” miejsce przy oknie w czasie odprawy, ale to był ten moment gdy pomyślałem, że w zasadzie warto by było za nie zapłacić!

Foto: Rafal Wasko

Po przylocie

Niewielki port lotniczy w Luang Prabang obsługuje wyłącznie lokalne połączenia i jestem skłonny uwierzyć, że Airbus A320 AirAsia może być największym samolotem, który się tam pojawia. Mimo relatywnie nowego budynku terminala widać, że miejscowa turystyka została poważnie poturbowana przez pandemię koronawirusa, przez co port lotniczy zdaje się sprawiać wrażenie, jakby lata świetności miał już za sobą. Wszystko to połączone z surową estetyką i komunistyczną symboliką (Laos to kraj, który nie kryje się z własnymi sympatiami politycznymi, czego wyrazem są m.in. powiewające czerwone flagi z motywem, który w naszym kraju kojarzy się jednoznacznie źle) sprawia poczucie odbycia podróży w czasie.

Pomimo tego lotniskowe procedury przebiegają nadzwyczaj sprawnie, a wizę on arrival otrzymuję w kilka chwil po uiszczeniu (niemałej moim zdaniem) opłaty 40 USD (ok. 157 PLN). Zakupu wizy można dokonać w 3 walutach (kip laotański, bat tajski oraz dolar), tak samo jak karty sim oraz innych artykułów na lotnisku. Internet w telefonie przez okres całej wycieczki działał bez zarzutu i pozwalał nawet na pracę zdalną.

Wizyta w bankomacie (przynajmniej chwilowo) może poprawić humor. Niezależnie od stanu konta w Laosie raczej na pewno poczujecie się jak milionerzy. Ilość zer drukowanych na miejscowych kipach potrafi przywrócić o zawroty głowy. Milion w miejscowej walucie to niecałe 190 PLN.

Dobrze wiedzieć:
Przed wyruszeniem w podróż warto ściągnąć na telefon aplikację LOCA (tutaj: wersja dla iOS). Ma ona wiele przydatnych funkcji: można z jej pomocą nie tylko tanio rezerwować transport, ale również dokonywać lokalnych płatności.
Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Wyjątkowe miejsce na mapie Laosu

Luang Prabang to dawna stolica oraz kulturalne i duchowe serce Laosu. To jedna z największych aglomeracji kraju, jednak w porównaniu do innych azjatyckich metropolii sprawia wrażenie sennego miasteczka (mieszka w nim nieco ponad 50 tys. ludzi). Tym, co najbardziej rzucało mi się w oczy w trakcie całej wycieczki był spokój i brak tłumów. Dla oddania kontekstu: sąsiednia Kambodża o porównywalnej powierzchni ma ponad 2 razy więcej mieszkańców niż Laos. Tutaj, zwłaszcza poza ludzkimi osadami nietrudno o ciszę, własną przestrzeń i i bezpośredni kontakt z naturą.

Kolonialna przeszłość, spora grupa międzynarodowych darczyńców, a nawet… wizyta Baracka Obamy jako urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych przyczyniły się do powstania bardzo eleganckiego, zadbanego obrazu miasta. Świetnie zachowana starówka, unikatowe przykłady sakralnej zabudowy oraz niezwykły plan urbanistyczny zaowocowały wpisaniem Luang Prabang na listę światowego dziedzictwa UNESCO. A to już prosta droga do tego, by turystyka i biznes na miejscu kwitły.

W okolicy zastaniecie bogatą i bardzo przystępną cenowo bazę noclegową. Do tego mnóstwo muzeów, sklepików z tradycyjnym rękodziełem, restauracji i barów – miasto w zasadzie wygląda jak wyjęte z pocztówki. Nie czuć w tym wszystkim jednak sztuczności, która przywodziłaby na myśl wesołe miasteczko. Jest po prostu pięknie, a do tego czysto, cicho i bardzo bezpiecznie. Oznacza to, że Luang Prabang przyciąga raczej pary oraz turystów nastawionych na zwiedzanie, aniżeli szukających wrażeń imprezowiczów. Spacer polecam zacząć od odłożenia na bok mapy i spokojnego poszwędania się po jego wąskich uliczkach, by samemu odkrywać niepowtarzalny miks laotańskiej i francuskiej architektury.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Stare miasto najeżone zabytkami

W mieście znajduje się ponad 30 tradycyjnych buddyjskich świątyń, pałac królewski oraz liczne muzea. Nawet dysponując całym tygodniem ciężko będzie odwiedzić je wszystkie, zatem warto zawczasu dokonać pewnej selekcji.

Jeśli chodzi o mój subiektywny wybór, koniecznie polecam wizytę we wspomnianym pałacu królewskim, gdzie będziecie mieli okazję zobaczyć dawne oblicze władzy w kraju (znajdziecie tam również ciekawy polski akcent). Wewnątrz świątyni Haw Pha Bang przebywa unikatowy złoty posąg Buddy, który może liczyć sobie nawet 2000 lat. Duże wrażenie zrobiła na mnie mieniąca się mozaikami świątynia Wat Xiengthong. A jeśli chodzi o bilety wstępu? Są one wręcz śmiesznie tanie i zazwyczaj nie przekraczają 30 tys. KIP, czyli około… 5 PLN.

Idealnym zwieńczeniem dnia będzie wspinaczka na wznoszącą się ponad miastem Górę Phousi. Choć wypiętrza się ona „tylko” na około 100 m, pokonanie wszystkich schodów bez zadyszki może być poważnym wyzwaniem w tamtejszym klimacie. Za to panorama ze szczytu z nawiązką wynagrodzi wszystkie niedogodności – zwłaszcza o zachodzie słońca!

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Ceremonia wręczania darów

Jednym z najbardziej charakterystycznych obrazków z Luang Prabang jest odbywająca się o świcie ceremonia wręczania darów mnichom. Na terenie miasta znajduje się wiele świątyń, co oznacza, że populacja duchownych jest tam całkiem spora i bardzo widoczna. Chcecie zobaczyć ten niezwykły rytuał? Pamiętajcie, by nastawić budzik, bowiem mnisi wyruszają w drogę tuż po wschodzie słońca. Na głównych ulicach miasta można zobaczyć ich przemarsz oraz wspomniane wręczanie darów w zamian za udzielane błogosławieństwa. Mnisi oczywiście idą z duchem czasu i przyjmują już nie tylko ryż, ale również inne datki.

Jaka jest „ciemna” strona tej atrakcji? Turyści często nie potrafią zachować powagi, przeszkadzając w ceremonii poprzez szukanie najlepszego kadru, bieganie za uczestnikami z selfie stickami oraz ogólnie pojmowane niewłaściwe zachowanie. Nie oznacza to, że miejscowi są również bez winy. W procesji szybko zwietrzono dobry biznes, zatem na głównych ulicach czasami trzeba wręcz „opędzać się” od sprzedawców oferujących możliwość nabycia darów, które później można wręczyć mnichom. Wystarczy jednak wybrać jedną z bocznych uliczek, by w ciszy i spokoju pogrążyć się w zadumie i obserwować liczącą setki lat tradycję.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Wycieczka po rzece

Rejs po Mekongu to kolejna atrakcja, którą warto włączyć w plan zwiedzania. Odbywająca się o zachodzie słońca wycieczka pozwala podziwiać miasto od strony wody, gdy niebo mieni się najpiękniejszymi kolorami. Opcji wycieczek jest multum, to także aktywność popularna również wśród miejscowych. Z tego powodu warto wcześniej udać się na mały rekonesans, celem wybrania propozycji, która spełni wasze oczekiwania.

Tym razem stawiam na droższą, ale zdecydowanie bardziej elegancką opcję. Rejs łodzią prowadzoną przez francuskiego armatora odbywa się w ciszy i spokoju, trwa też zdecydowanie dłużej, niż wycieczki oferowane przez inne biura. Była to jedna z najdroższych atrakcji, z których skorzystałem miejscu (15 USD, ok. 59 PLN, płatne w dolarach), jednak tym razem zdecydowanie warto było dopłacić, by mimowolnie nie brać udziału w karaoke odbywającym się na innych łodziach. Wiem co mówię – Laos jest jednym z tych krajów, gdzie amatorskie „zawody” w karaoke podniesione są niemal do rangi religii i stanowią najpopularniejszą formę spędzania czasu.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Nocny rynek, bary i restauracje

Co jeszcze warto odwiedzić w trakcie krótkiej wizyty w mieście? W porze suchej mieszkańcy budują bambusowy most, po którym za symboliczną opłatę można przeprawić się na drugi brzeg Mekongu. Jeżeli zdecydujecie się na wynajem skutera, dobrym pomysłem będzie wybranie się w tamte rejony promem, by zobaczyć mniej turystyczne, a bardziej „autentyczne” oblicze północnego Laosu.

W Luang Prabang działa oczywiście nocny rynek, na którym możecie kupić liczne pamiątki, rękodzieła oraz wyroby z jedwabiu (oferowane przez najmniej nachalnych sprzedawców, jakich zdarzyło mi się spotkać w Azji). To świetne miejsce na zakup pamiątek i pocztówek, choć w tym miejscu muszę zrobić dygresję w stronę laotańskiej poczty. Widokówki choć piękne i starannie wybrane, nigdy nie dotarły do adresatów (a wysłane były do różnych krajów, zatem nie można tego raczej zrzucić na inną pocztę).

Druga część targowiska koncentruje się oczywiście wokół jedzenia i spędzania czasu w grupie. Po zachodzie słońca miejski plac staje się tętniącym życiem sercem miasta. Miejscowa tradycyjna kuchnia mnie osobiście nie zachwyciła, być może ze względu na fakt, iż odmienia się w niej niemal przez każdy przypadek charakterystyczny lepki ryż. Jednak ze względu na bogactwo smaków i aromatów warto wybrać się tam choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie.

Ze względu na turystyczny charakter miejsca, w mieście znajdziecie ogromną ilość kawiarni, barów i restauracji. W kraju spotkacie wysoką kulturę produkcji i konsumpcji kawy, ku mojemu zaskoczeniu hoduje się tam kilka ciekawych jej odmian. Wracając do barów, mnie do gustu niezmiennie najbardziej przypadają te utrzymane w estetyce dawnych ukrytych chińskich opium barów. Znajdziecie ich kilka w centrum miasta. W tym miejscu wypada również wspomnieć o rodzinnej restauracji Manda de Laos. Znajduje się ona nad stawem z kwitnącymi kwiatami lotosu i już od kilku pokoleń serwuje gościom tradycyjne potrawy charakterystyczne właśnie dla kuchni z Luang Prabang.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Kuang Si, czyli największa perełka w okolicy!

Miejscem, którego nie możecie pominąć będąc w okolicy są wodospady Kuang Si. Położone około 30 km od Luang Prabang są nie tylko niezwykłym cudem natury: kaskadowo spływające strumienie łączą się w wyrzeźbionych w wapieniu basenach z turkusową wodą. To również niezwykle popularny cel wycieczek miejscowych mieszkańców. Wstęp na teren parku jest (ponownie) śmiesznie tani i wynosi 20 tys. KIP (ok. 4 PLN). Do tego w cenie możecie odwiedzić działające na miejscu „sanktuarium” dla niedźwiedzi księżycowych (najmniejszy tego typu gatunek w Azji) oraz zażyć orzeźwiającej kąpieli w wodospadach i lagunach.

Choć widok turystów nikogo tam nie dziwi, a biorąc pod uwagę sporą ich liczbę z Państwa Środka miejscowi przyzwyczaili się prawdopodobnie do niemal wszystkiego 😉 to jednak jeśli nie chcecie się wyróżniać, zadbajcie o odpowiedni strój. Mieszkańcy nawet do wody wchodzą „szczelnie” okryci, co jednak nie przeszkadza im licznie korzystać z uroków wypoczynku nad wodą.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Dodatkowe atrakcje w okolicy

Jeśli macie więcej czasu i jesteście zmotoryzowanymi podróżnymi, w pobliżu znajdziecie również inne miejsca, którym warto poświęcić więcej uwagi! Choć oczywiście w turystyce w Azji słowo „niemożliwe” prawdopodobnie nie istnieje i niemal każdy touroperator będzie skłonny zorganizować wam wycieczkę za odpowiednią sumę, wypożyczenie skutera będzie zdecydowanie najtańszą opcją. Biorąc pod uwagę fakt, że drogi w północnym Laosie od niedawna są w świetnym stanie i nie panuje na nich duży ruch, można z ręką na sercu powiedzieć, że jazda nimi to czysta przyjemność.

W drodze z Luang Prabang do Nong Khiaw warto przystanąć w niewielkiej wiosce Sang Ha, w która słynie z wyrobów z jedwabiu, rękodzieła oraz… produkcji miejscowego alkoholu, w tym specjałów z wężem lub skorpionem zamkniętych w butelce. Znajdujący się nieopodal kompleks jaskiń Pak Ou to ważne w okolicy miejsce kultu, wewnątrz którego znajdują się setki figurek Buddy. Dodatkową atrakcją będzie przeprawa łodzią w pobliże pieczar z możliwością podziwiania otaczających je skał.

A okoliczne krajobrazy? Mnie osobiście wciskały w fotel skutera, sprawiając, że niejednokrotnie to droga stawała się celem, a atrakcje do których początkowo zmierzałem – miłym dodatkiem. To miejsce, które na każdym kroku potrafiło pozytywnie mnie zaskoczyć, a na pustych bezdrożach niejednokrotnie jedynym pozostałym uczestnikiem ruchu były… słonie. Liczę, że moje wspomnienia i subiektywny zachwyt nad Luang Prabang skłoni was do odwiedzenia tego niezwykłego miejsca w przyszłości. A jeśli jeszcze nie jesteście zdecydowani: poniżej kilka dodatkowych zdjęć w galerii.

Podróżowanie po Laosie:
W kraju funkcjonuje ogromna ilość małych, prywatnych przewoźników oferujących transport drogowy. Od niedawna dostępna jest również nowoczesna, szybka kolej, którą można podróżować od Wientianu, aż po chińską granicę. W tym miejscu możecie przeczytać moją relację z podróży takim pociągiem.
Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Wybieram sie tam w tym roku, ale do Wientianu. Jak wyglada kwestia komarow i przenoszonych chorob, glownie dengi? Statystyki wskazuja na jej obecnosc w calym kraju i ze komary sa tam obecne, przynajmniej w porze deszczowej. Jak bylo podczas Twojego pobytu? Stosowales repelenty, szczepienia, chodzenia po zmroku? 
pawpos, 11 marca 2024, 22:42 | odpowiedz
Hej, komary owszem były, ale nie dawały się dużo bardziej we znaki, niż w innych miejscach w regionie. W moim przypadku wystarczyło regularne stosowanie repelentów.
Rafał Waśko, 12 marca 2024, 7:46 | odpowiedz
Laos nie ma dostępu do morza, a co za tym idzie nie ma tam możliwości kąpieli w wodach morskich.  A jakie  są możliwości kąpieli/pływania w wodach śródlądowych?
roman.grzywna, 16 marca 2024, 9:07 | odpowiedz
Wodospady Kuang Si - w mojej ocenie najlepsze miejsce na kąpiel. W okolicach Vang Vieng też znajdziesz kilka malowniczo położonych "lagun".
Rafał Waśko, 14 kwietnia 2024, 11:26 | odpowiedz
W sumie, miałam tam na lotnisku jeden fakap, celniczka dopiero się uczyła i przeskanowała moją wizę (a właściwie zgłoszenie visa on arrival), zawiesiła system, przeskanowała drugi raz i zakomunikowała mi że nie mam prawa wstępu do kraju, bo wiza została wykorzystana. Sporo czasu zajęło mi odkręcanie, aż w końcu przełożony przełożonego tej dziewczyny zerknął w dane i okazało się, ze faktycznie wiza została wykorzystana, ale 27 minut wcześniej, przeze mnie, a nagrania z kamer pokazują, że jednak mimo to nie zostałam wpuszczona do kraju. Otrzymałam swój paszport bez przepraszam, ale za to ta ucząca się dziewczyna nie wiedziała gdzie oczy podziać. Shit happens...
ania_hajduk_f4f_gmail_com, 24 kwietnia 2024, 0:00 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »