Jechałem „chińskim Pendolino” w Laosie. Jak na jego tle wypada PKP?
Skąd w ogóle pomysł na szybką kolej w Laosie?
Laos, (oficjalnie: Laotańska Republika Ludowo-Demokratyczna, a według miejscowych po prostu: Lao) to jedyny w Azji Południowo-Wschodniej kraj śródlądowy. Niewielka powierzchnia mocno kontrastuje z jego „długością” – z północy na południe ciągnie się on na około 900 km. To górzysty, mocno pofałdowany teren. Nic więc dziwnego, że wcześniej ani władze kolonialne, ani lokalny rząd nie pokusiły się o wybudowanie kolei z prawdziwego zdarzenia. Byłoby to bardzo drogie, czasochłonne i ambitne przedsięwzięcie (biorąc pod uwagę liczbę ludności, która oscyluje około 6,5 mln mieszkańców).
Skąd zatem nowoczesna, szybka kolej w takim kraju? Oczywiście z Chin. Można doszukiwać się wielu powodów jej powstania, faktem natomiast jest, iż Państwo Środka z rozmachem godnym szejków z Zatoki Perskiej rozpoczyna coraz to nowe projekty infrastrukturalne poza granicami swojego kraju, skutecznie budując sieć wpływów i zależności. W tym konkretnym wypadku jest to część dużo większego projektu „nowego Jedwabnego Szlaku”, a kolej z Chin ma docelowo docierać aż do Bangkoku, a później może nawet do… Singapuru?

Imponujące liczby i wykonanie
Pomysł wybudowania tego typu infrastrukturalnego projektu od początku był bardzo ambitny. I powstał z rozmachem, którego nie powstydziliby się architekci naszego rodzimego CPK. Nie inaczej było z jego wykonaniem i realizacją. Od momentu przysłowiowego wbicia pierwszej łopaty do oddania kolei do użytku minęło… niecałe 5 lat. A warto podkreślić, że mowa jest nie o modernizacji istniejącej już sieci trakcyjnej, a o jej budowie od zera. W górzystym kraju, gdy po drodze „wydarzyła się” jeszcze pandemia COVID-19, w czasie której (jak wszyscy doskonale pamiętamy) świat dosłownie stanął w miejscu.
To wszystko nie zatrzymało Chińczyków i od końcówki 2021 roku pasażerowie w Laosie mogą podróżować z Wientianu aż do położonego przy granicy z ChRL Boten, a dalej nawet do znajdującego się kilkaset kilometrów dalej Kunming. Brzmi imponująco? Zatem czas na kilka liczb: ponad 400 km torów, z czego niemal połowa przebiega w tunelach wewnątrz gór. Jest ich aż 75, a najdłuższy ma ponad 9 km. Blisko 15% trasy ciągnie się po mostach, spośród których największy ma aż 7,5 km długości. Trzymajcie się mocno siedzeń, bowiem pociąg mknie po nich z maksymalną prędkością dochodzącą do 160 km/h.

Moja podróż z Luang Prabang do Vang Vieng
Laos od dawna znajdował się na mojej podróżniczej liście. Zatem gdy w końcu udało mi się tam dotrzeć, wiedziałem że muszę spróbować podróży pociągiem. Już wcześniej kilka razy obiły mi się o uszy informacje o nowoczesnej kolei w kraju, jednak nawet będąc na miejscu nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać: doświadczenia na miarę mknącego z zawrotną prędkością pociągu TGV, czy jednak ładnie opakowanego regionalnego składu w stylu rodzimego PKP (poczekaj, kiedyś…)?
Wybieram trasę z Luang Prabang – kulturalnej, duchowej oraz historycznej stolicy kraju do Vang Vieng, czyli miejsca które niegdyś cieszyło się wątpliwą sławą dzikiej imprezowni, dziś starającego się na nowo określić swoją nową (spokojniejszą) tożsamość i przyciągnąć inny (niż backpakersi) rodzaj turystów. Obie miejscowości dzieli relatywnie niewielka odległość (około 185 km), w przeszłości droga ta zajmowała jednak długie godziny w ciasnym busie. Po otwarciu linii kolejowej czas podróży uległ skróceniu do niecałej godziny, zatem dla pasażerów nadeszła prawdziwa rewolucja. Wow!


Stacje które przypominają lotniska i „boarding” do pociągu
Na stację przyjeżdżam z 40-minutowym wyprzedzeniem, starannie poinstruowany o konieczności wkalkulowania sporego zapasu czasowego. Swoim rozmiarem, wielkością oraz stopniem sformalizowania procedur tamtejsze stacje kolejowe przypominają raczej lotniska, niż znane nam z Europy dworce pełniące role kawiarni/galerii handlowej/miejsca spotkań oraz oczywiście przystanku dla pociągów. Zatem przed wejściem czeka drobiazgowa kontrola dokumentów, a do wnętrza wstęp mają jedynie pasażerowie posiadający ważny bilet. Podróżni muszą poddać się jeszcze kontroli bezpieczeństwa, choć akurat tu nie trzeba pozbywać się płynów w opakowaniach przekraczających 100 ml.
Punktualność pociągów? Być może miałem szczęście, jednak z moich rozmów z innymi podróżnymi oraz mieszkańcami wyłania się obraz niemal szwajcarskiego zegarka. Przed wejściem na peron personel sprawnie skanuje bilety oraz kieruje podróżnych do odpowiednich sektorów. Dzięki temu, mimo sporego tłumu, po kilku chwilach siedzę już na swoim miejscu, a pociąg rusza ze stacji po dosłownie 5-minutowym postoju.

Obłędne widoki i komfort
Jeżeli macie szansę – wybierzcie miejsce przy oknie. Tak, wspominałem już, że po drodze czeka wiele tuneli, jednak ponad połowa trasy to wspaniałe panoramy, góry, pola ryżowe i niekończąca się zieleń. Trudno oderwać oczy, jednak podróżni, którzy wolą zająć się bardziej przyziemnymi sprawami również nie będą rozczarowani. Miejsca na nogi jest więcej, niż wystarczająco, a mówię to z perspektywy osoby o wzroście 187 cm (Ryanair mógłby się tutaj sporo nauczyć). Do tego regulowane oparcia i rozkładane stoliki. Gdyby nie notorycznie znikający (w tunelach) internet, byłoby to idealne miejsce do pracy. Na pokładzie dostępna jest otwarta sieć WiFi, jednak ze względu na opory przed zainstalowaniem w swoim telefonie aplikacji WeChat 😉 nie decyduję się na próbę połączenia.
Drużyna konduktorska zajmuje się wyłącznie sprzedażą przekąsek – bilety zostały sprawdzone już na stacji i to dwukrotnie. W pociągu dostępny jest wagon restauracyjny, choć jego nazwa jest nieco na wyrost. Nie dostaniecie tam kawy, w przypadku moich 2 podróży dostępna była wyłącznie woda, wrzątek i zupki instant. Pociąg oczywiście jest klimatyzowany, co w tamtejszym klimacie (temperatura rzadko spada poniżej 30 stopni Celsjusza) ma niebagatelne znaczenie. Warto o tym pamiętać i mieć ze sobą coś do narzucenia na ramiona – inaczej można nie na żarty zmarznąć. Podróż z Luang Prabang do Vang Vieng trwa niecałą godzinę i nawet nie zdążyłem się porządnie rozsiąść, a już trzeba było wysiadać. Muszę przyznać, że była to całkiem miła odmiana dla innych pociągów, którymi miałem okazję podróżować w Azji – w tym wypadku aż żal było opuszczać pojazd.

Stacje z dala od miast i problematyczny proces zakupu biletów
Rzecz, do której w Europie przyzwyczaiły nas pociągi (w przeciwieństwie do transportu lotniczego) to dworce zlokalizowane w centrach miast oraz możliwość „wskoczenia” do nich w ostatniej chwili. Cóż, w Laosie sytuacja ma się zgoła inaczej. Stacje zbudowano z dala od miejscowości, w przypadku Luang Prabang czeka was niemal półgodzinna przejażdżka z centrum. Warto o tym pamiętać w kontekście planowania swojej podróży. Na szczęście po opuszczeniu pociągu dotarcie do celu podróży nie będzie stanowiło problemu. Mimo początkowego wrażenia chaosu, spotęgowanego liczbą podróżnych, wszyscy bardzo sprawnie alokowani są do tuktuków, które za przejazd pobierają niewielką opłatę (1-2 USD), a pasażerów rozwożą pod drzwi ich hoteli.
Brzmi świetnie? Podróż była rzeczywiście wspaniałym doświadczeniem, tym co jednak może skutecznie zniechęcić niejedną osobę będzie proces zakupu biletów. Przypomina on podróż w czasie i to do ery, której nikt raczej nie wspomina z nostalgią. Pierwsza zasada: bilet można kupić z maksymalnie 3-dniowym wyprzedzeniem. Koniec kropka, w tej chwili jest to termin nie do przeskoczenia. I choć każdego dnia jeździ niemal 10 pociągów i „podobno” nie ma problemów z dostaniem biletów na interesującą nas datę, wyobrażam sobie, że w przypadku świąt lub dni wolnych od pracy sytuacja może wyglądać inaczej. Od niedawna dostępna jest aplikacja (LCR Ticket) z pomocą której można dokonać zakupu biletów. W praktyce sprowadza się ona jednak jedynie do funkcjonalnego rozkładu jazdy. Po pierwsze do założenia konta potrzebny będzie laotański lub chiński numer telefonu. Do niedawna karty płatnicze Visa oraz Mastecard nie były akceptowanymi środkami płatności. Na koniec wisienka na torcie: nawet w przypadku zakupu biletu przez aplikację i tak trzeba wcześniej udać się do kasy (na dworcu) celem… odbioru papierowego biletu.
Na szczęście to Azja, więc nikt nie zna tu znaczenia słowa „niemożliwe”. Oznacza to, że bilety łatwo załatwicie w każdej agencji turystycznej, a prawdopodobnie nawet w hotelu czy pensjonacie. Oczywiście tego typu system dystrybucji to ogromne pole do nadużyć oraz wszelkiego rodzaju „targów”, dlatego moja rada przed zakupem biletu brzmi: znaj swoją cenę. W przypadku mojej podróży oficjalna cena biletu wynosiła 135 000 KIP (niecałe 30 PLN). Tyle w teorii, bowiem na głównej turystycznej ulicy w Luang Prabang krzyknięto za niego aż 300 000 KIP, w pensjonacie, w którym się zatrzymałem – 250 000 KIP, dopiero kawałek poza centrum znalazłem touroperatora, który zaproponował pomoc w zakupie za (rozsądną moim zdaniem) kwotę 150 000 KIP. Można oczywiście postawić na samodzielność i osobiście udać się na stację celem zakupu biletu, biorąc jednak pod uwagę ograniczone godziny pracy kasy biletowej – w mojej opinii jest to strata czasu.

Jak w porównaniu wypada podróż z PKP?
Zdaję sobie sprawę, że ciężko o miarodajne porównanie w przypadku dwukrotnej podróży jako turysta oraz jej konfrontacji z długimi latami krążenia każdym chyba dostępnym pociągiem między Krakowem, a Warszawą. Byłem jednak bardzo pozytywnie zaskoczony tym, co kolej w Laosie ma do zaoferowania: nowoczesne składy, wygoda i czystość oraz wzorowa punktualność. A z tym w PKP, jak wszyscy doskonale wiemy – bywa różnie. Gdyby tylko proces zakupu biletów mniej przypominał targowanie się z „konikami” mającymi na sprzedaż bilet na koncert twojego ulubionego zespołu…
Laos, jak niemal cała Azja Południowo-Wschodnia to wspaniałe miejsce, w którym czeka mnóstwo cudów. Inną stroną medalu niestety jest fakt, że europejski turysta dla wielu osób wygląda jak chodząca skarbonka. Nie twierdzę, że na każdym kroku ktoś będzie próbował was naciągnąć (jak w przypadku mojej przeprawy z zakupem biletów), ale pamiętajcie: jako obcokrajowcy, z pewnością zostaniecie przetestowani, zatem warto wcześniej zastanowić się, ile chcecie wydać na bilet 🙂 A reszta będzie już tylko wspaniałą przygodą!
- Aktualnie bilety można kupić maksymalnie z 3-dniowym wyprzedzeniem.
- Oficjalną aplikację kolei w Laosie możesz ściągnąć z Google Play lub App Store.
- Będąc w Laosie polecam zaopatrzyć się również w aplikację Loca. Dzięki niej zamówisz taksówkę, jedzenie, a nawet dokonasz płatności w sklepie.
- Pamiętaj, że podróżując do Laosu potrzebujesz wizy. Możesz otrzymać ją na granicy, a więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.
- Okazji na tanie bilety do Laosu szukaj w tym miejscu.
- Masz pytania związane ze zbliżającą się podróżą? Nasze forum to prawdziwa skarbnica wiedzy.