Janusz i Grażyna już nie rządzą na turnusach. Biura podróży w Polsce czeka rewolucja. Choćby z powodu… Airbnb
Jeśli dawno nie byliście na wczasach z biurem podróży, to możecie się zdziwić, jak mocno zmieniły się oferty touroperatorów. A to dopiero początek zmian. – Biura podróży będą poszukiwały niszy, związanych z tym, w jaki sposób nasi klienci chcą spędzać czas. 20-latkowie oczekują na przykład, że w wakacyjnym kurorcie będą mogli prowadzić taki sam styl życia, jak w swoich dużych miastach. A my musimy za tym nadążyć – mówi Maciej Nykiel, prezes Neckermann Polska.
Po raz kolejny naszym gościem jest Maciej Nykiel, czyli prezes biura podróży Neckermann Polska. W pierwszej części naszego wywiadu rozmawialiśmy na temat przenosin linii czarterowych z Lotniska Chopina do Radomia lub Modlina, dzisiaj – porozmawiamy o aktualnej sytuacji na rynku, niskich cenach wycieczek i o tym, jak bardzo zmienią się w ciągu najbliższych kilku lat biura podróży.
Mariusz Piotrowski: Kiedy we wrześniu biura podróży oferowały wycieczki “first minute” przekonywały, że taniej nie będzie. Tymczasem klienci, którzy czekali do ostatniej chwili, w połowie czerwca mogli przebierać w ofertach rzędu 500 PLN za tydzień w hotelu z przelotem. Tak niskich cen nie było od dawna – co się właściwie stało?
Maciej Nykiel: Mamy do czynienia z ogromną nadpodażą miejsc na rynku. Bardzo wielu touroperatorów na jesieni zadeklarowało, że w tym sezonie letnim sprzedadzą o 40 czy 50 proc. więcej wycieczek niż w ubiegłym roku. Tymczasem rynek rośnie nieprzerwanie od 3 lat i koniunktura zwyczajnie się przegrzała. W efekcie zarówno w maju jak i czerwcu wszyscy cierpią na gigantyczną liczbę pustych miejsc w samolotach i starają się sprzedać je za bezcen. To spowodowało, że ceny spadły do poziomów, których nie pamiętam – wszystkie destynacje basenu Morza Śródziemnego, w tym te drogie jak Włochy czy Sardynia, można upolować poniżej 1000 PLN za tydzień w czerwcu. O skali przeszacowania najlepiej świadczy fakt, że z ostatniego raportu PZOT wynika, że w maju liczba wyjazdów była większa o 56 proc. w skali roku. A mimo wszystko były problemy biur podróży, co tylko pokazuje ich skalę.
Czy na nadpodaż nałożyła się też wyjątkowo upalna wiosna?
Zdecydowanie tak. Szczególnie dobrze było to widać w majówkę, gdy średnie temperatury w Polsce były o 10 stopni wyższe niż we Włoszech. Wielu ludzi spoglądało wówczas na prognozy i nie decydowało się na wyjazdy. Drugim powodem obecnej nadpodaży jest mundial – choć hotele stają na głowie, organizują strefy kibica, telebimy i inne cuda, to jednak zawsze przy okazji takiej imprezy wolimy oglądać mecze w domu.
Jakby było mało kłopotów, dochodzą jeszcze problemy z przewoźnikami.
Cały rynek jest obecnie bardzo podatny na zawirowania związane z problemami linii Small Planet Airlines, która z uwagi na awarie ma 2 uziemione samoloty w Katowicach. To komplikuje plany wielu dużych przewoźników, np. loty na Sycylię drugi tydzień z rzędu mają teraz opóźnienia sięgające 24 godzin. Mimo że jest to solidna i rzetelna linia lotnicza, to sytuacja staje się krytyczna, ale być może problemy Small Planet paradoksalnie zredukują capacity – jeśli wycofają część rejsów i będą musieli je łączyć, to być może liczba miejsc na rynku powróci do realnego poziomu. Jeżeli tak się nie stanie, to ceny w dalszym ciągu będą spadać, bo taka sytuacja nie jest korzystna dla nikogo…
Jest korzystna dla pasażerów.
To prawda, natomiast teraz wchodzimy w czas wakacji szkolnych, a to oznacza, że ceny wzrosną. Moim zdaniem w lipcu i sierpniu nie ma co liczyć na last minute, a ceny nie będą niższe niż rok temu. Na pierwsze “lasty” będzie można polować najwcześniej w ostatnim tygodniu sierpnia.

Problemy Small Planet pokazują, że chyba dobrze, że na rynku pojawił się Ryanair Sun? Czy w kolejnych latach ten przewoźnik może jakoś zmienić rynek czarterowy?
Rynek jest mocno podzielony między 3 graczy z niewielką przewagą Enter Air, dlatego wejście czwartego dużego przewoźnika jest zdrowe dla rynku, klientów i touroperatorów, bo zwiększa wybór. Ryanair Sun mógłby zresztą skorzystać na obecnych problemach Small Planet – gdyby szybko przerzucił teraz część floty do Polski, mógłby zacząć się rozwijać na naszym rynku znacznie szybciej niż pierwotnie planował.
A co z zarzutami, że Ryanair Sun popsuje rynek, bo będzie proponował dumpingowe stawki?
Rozmawialiśmy z tym przewoźnikiem i nie zdecydowaliśmy się na ich ofertę, była porównywalna do konkurencyjnych ofert. Nie wykluczamy natomiast, że będziemy korzystali z usług Ryanaira w kolejnych sezonach. Jest to przewoźnik, którego ofertę z pewnością będziemy rozważać.
Wspomniałeś o trudnym maju i czerwcu dla przewoźników. Czy to oznacza, że mniejsze biura podróży mogą bankrutować?
Moim zdaniem, gdyby jakieś plajty miały mieć miejsce, to juz teraz byśmy o nich słyszeli. Scenariusz takich zdarzeń jest zawsze ten sam – nieuczciwi lub nieudolni operatorzy zbierają zaliczki przed sezonem, mają zbyt mało klientów, więc nie stać ich na płacenie hotelom i przewoźnikom, po czym ogłaszają niewypłacalność. Obecnie wydaje się, że najgorsze jest już za nami. Natomiast z całą pewnością będzie postępowała w dalszym ciągu konsolidacja rynku w różnych obszarach na poziomie małych i średnich touroperatorów. To jest nieuniknione.

Jak bardzo zmienił się w ostatnich latach klient biura podróży i jego preferencje? Jeszcze niedawno Polacy uchodzili za bardzo wrażliwych na punkcie ceny…
Przede wszystkim zmieniło się tyle, że teraz znacznie częściej podróżujemy do dużo droższej Europy niż jeszcze 10-15 lat temu do krajów Afryki Północnej. Egipt i Turcja odbiły co prawda w ostatnim czasie, ale wciąż nie są to poziomy takie jak 8-10 lat temu. Są też przykłady krajów, które nie są w stanie przywrócić zainteresowania ludzi jak np. Tunezja. Drugim trendem są zdecydowanie krótsze urlopy – w biurach podróży bardzo rzadko zdarzają się już pełne, 14-dniowe turnusy. Znacznie taniej wyjeżdżamy na 7 dni, ale nowym trendem jest też… wydłużanie tego czasu i wyjazdy na 8-9-10 dni przy wykorzystaniu dynamicznego pakietowania. Coraz częściej klienci przyjmują też model wyjeżdżania na wczasy 2 razy w roku – w lecie i zimą, gdy coraz częściej latamy do egzotycznych destynacji – na Zanzibar czy Dominikanę.
Rynek bardzo zmieniły też Dreamlinery LOT-u, które wyznaczyły pewien standard – firmy czarterowe też starają się o samoloty dalekiego zasięgu, by sprostać oczekiwaniom touroperatorów. Także bliskowschodnie linie jak Qatar i Emirates, oferujące przesiadki w Dosze i Dubaju sprawiły, że te egzotyczne destynacje azjatyckie stały się bardziej dostępne.
Wydaje się, że kilka lat temu główną grupą korzystającą z usług biur podróży byli stereotypowi “Janusz i Grażyna”. Ten wizerunek też chyba odchodzi do przeszłości?
Zdecydowanie tak, choć tacy klienci wciąż są w cenie. Na pewno ważnym trendem ostatnich 2-3 lat jest ruszenie się z domów tzw. “Polski B” i ludzi z mniejszych miejscowości, którzy często po raz pierwszy wyjeżdżają zagranicę. Na początku tacy ludzie zaczynają od niezbyt dalekich wypadów – nad nasze morze, do Czech czy do Słowacji, ale stopniowo stają się coraz odważniejsi i wyjeżdżają coraz dalej. Z pewnością 500 Plus nieco uaktywniło klienta, który wcześniej nie zawsze był w stanie pozwolić sobie na podróż samolotową. Brakowało też sieci dystrybucji w mniejszych miastach, a teraz to zaczyna się zmieniać.
A co z pokoleniem dzisiejszych 30-latków i nieco starszych? Wielu ekspertów uważało, że to pokolenie, wychowane na tanich liniach lotniczych i przyzwyczajone do tego, że sami chcą decydować o tym, w jaki sposób spędzają urlopy, odwróci się od biur podróży i skieruje się w stronę tanich linii i serwisów bookingowych. Tak się jednak nie stało.
Uważam, że oba te rynki rozwijają się bardzo prężnie i tak będzie w dalszym ciagu. Dzieje się tak z kilku przyczyn. Przede wszystkim, kiedy 30-latkowie zaczynają mieć dzieci, to w sposób naturalny kierują się w stronę biur podróży. To wynika trochę z wygody i zmiany priorytetów: nie chcemy już czekać 6 godzin na przesiadkę na lotnisku, latać przez Paryż do Grecji. Tak samo jest z obiektami, w których ta grupa nocuje: to już nie są city breaki, tylko rodzinne wakacje przy plaży z dużą liczbą atrakcji dla dzieci, a takie miejsca indywidualnym klientom trudno jest samodzielnie znaleźć w dobrej cenie. Dochodzi też kwestia szanowania własnego czasu – młodzi ludzi mają go więcej, mogą na przykład pojechać na wakacje we wrześniu. Z wiekiem, gdy wchodzą na coraz wyższe pozycje na rynku pracy, a dzieci zaczynaja chodzić do szkoły, muszą organizować ten urlop w pewnych ramach czasowych. Do tego trzeba też dodać temat pieniędzy – w okresie wakacji ceny w tanich liniach są bardzo wysokie, więc oferta biur podróży w naturalny sposób jest znacznie bardziej atrakcyjna.
Czy takie projekty Ryanair Holidays czy inne pomysły zaangażowania linii lotniczych w sprzedaż miejsc mogą w jakikolwiek sposób zmienić rynek biur podróży? Macie się czego obawiać?
Taki produkt ma właściwie każda linia lotnicza i nie jest to żadna nowość. Znacznie bardziej dynamicznym trendem, który może nieco zmienić rynek jest homesharing, czyli rosnąca popularność kwater prywatnych w serwisach typu Airbnb. To z pewnością zmieni układ sił w niektórych segmentach rynku i sprawi, że zwiększy się zapotrzebowanie na sprzedaż samych biletów w liniach czarterowych. Obecnie liczba biletów sprzedawanych indywidualnie na lotach czarterowych nie przekracza 5 proc., ale wkrótce te proporcje mogą się zmienić.

Czy to jedyna zmiana?
Biura podróży będą poszukiwały niszy, związanych z tym, w jaki sposób nasi klienci chcą spędzać czas. W Neckermannie takim projektem są hotele koncepcyjne Cook’s Club, które są próbą przeniesienia stylu życia 20-latka z dużego miasta do destynacji wakacyjnych. To nowoczesne, designerskie obiekty w wystroju przypominające apartamenty, z imprezami przy basenie i dużą liczbą rozrywek, bardzo dobrze przyjęta na rynkach zachodnich. Podobnym projektem jest Casa Cook
A czy wyobrażasz sobie, że biura podróży takie jak Neckermann mogą zacząć współpracować z Airbnb?
To niemożliwe, bo jako biuro podróży ponosimy odpowiedzialność i ryzyko za każdy etap wyprawy naszych gości i musimy mieć kontrolę nad każdym jej etapem. A w tym przypadku nie jesteśmy w stanie kontrolować jakości produktu w takich miejscach – w standardowych obiektach typu hotele mamy swoich inspektorów, procedury, zbieramy opinie, zarządzamy jakością w oferowanych naszym klientom obiektach.
Czy na horyzoncie widać jakieś nowe kierunki, które mają potencjał, by stać się hitami wśród turystów z Polski?
Wciąż rosnącym hitowym kierunkiem są z całą pewnością Bałkany. Łącznie z Macedonią i jeziorem Ochrydzkim – to kraj, który nie ma dostępu do morza a już stał się pełnoprawną destynacją czarterową. W dalszym ciągu będą też rosły takie kierunki jak Albania, Słowenia czy Czarnogóra.
A czy w związku z tym, że coraz mocniej się bogacimy, biurom podróży uda się w końcu wysadzić Polaków podróżujących do Chorwacji z samochodów i wsadzić do samolotów czarterowych?
To niestety nie jest możliwe, bo próbowali już chyba wszyscy i nikomu się nie udało. Chorwacja czy północne Włochy to destynacje, które znajdują się w zasięgu auta, a tutaj graniczna nie jest wygoda, tylko cena. Gdy wsadzimy 4 osoby do samochodu, maksymalnie wyładowanego prowiantem, to koszty wciąż będą znacznie niższe niż w przypadku lotu samolotem. Do tego dochodzi duża grupa ludzi przyzwyczajonych do wypoczywania na kempingach – można powiedzieć, że to swego rodzaju tradycja.