Fly4free.pl

Wynajem skutera w Azji: ile to kosztuje, o czym pamiętać i jak zrobić to z głową?

Foto: CatwalkPhotos / Shutterstock
Popularne porzekadło głosi, że jazda skuterem to najlepsza i zarazem najbardziej niebezpieczna rzecz, na którą można się zdecydować będąc w Azji. Czy jest to jednak propozycja wyłącznie dla wytrawnych użytkowników dróg i zaprawionych w boju kierowców? W poniższym tekście postaram się odpowiedzieć na to pytanie.

Być może rozważania te warto zacząć od odpowiedzi na pytanie: czym właściwie jest skuter dla regionu Azji Południowo-Wschodniej? Jeśli miałbym wskazać wynalazki, które zmieniły życie ludzi w tamtej części świata wybrałbym: blaszany dach, upowszechnienie jednośladów oraz wynalezienie głośnika bluetooth. Ten ostatni wymieniam z lekkim przymrużeniem oka, chociaż może niekoniecznie: każdy kto spędził nieco więcej czasu w Azji, wie że karaoke ma tam status niemal równy religii.

Pojawienie się skuterów odwróciło życie ludzi w Azji o 180 stopni, znacząco rozszerzając możliwość przemieszczania się. Charakterystyczne obrazki z zakorkowanych metropolii pełnych motorów lub malowniczych bezdroży z pojedynczymi jednośladami na stałe wbiły się w powszechne wyobrażenia o Azji. Zatem tamtejszy skuter może służyć na przykład do: przewozu pasażerów (nawet w liczbie 5 osób, byle szczupłych), transportu towarów oraz funkcjonować jako objazdowy sklep. Nic dziwnego, że to również jeden z najpopularniejszych środków transportu dla turystów pragnących na własną rękę odkrywać tamtejsze atrakcje.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Podczas mojej długiej eskapady po Azji Południowo-Wschodniej miałem okazję jeździć skuterem w każdym z krajów, które odwiedziłem (poza Singapurem). Były to kolejno: Tajlandia, Wietnam, Indonezja, Malezja, Laos i Filipiny. Dodatkowo w Kambodży dorobiłem się własnego „potwora” w postaci kultowej Hondy Scoopy w oldschoolowym wydaniu. Wierzę zatem, że mogę udzielić kilku wartościowych wskazówek i podzielić się różnymi doświadczeniami. Poniżej postaram się w luźny sposób zebrać swoje przemyślenia na temat wynajmu skutera w Azji. O czym warto więc pamiętać przed wyruszeniem w drogę?

Międzynarodowe prawo jazdy odpowiedniej kategorii

„Oczywista oczywistość”, od której jednak wypada zacząć temat. Prawda jest taka, że w wielu miejscach nie będzie ono konieczne do wypożyczenia. Skuter dostaniecie nawet na kartę biblioteczną lub piękne oczy. Jego posiadanie będzie miało jednak niebagatelne znaczenie w razie pojawienia się ewentualnych problemów.

Pierwszym z nich będzie zdarzenie na drodze lub policyjna kontrola. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że niezależnie z czyjej winy dojdzie do stłuczki lub wypadku, istnieje duża szansa, że winą obarczony zostanie „barang” (jak w Kambodży określa się kolokwialnie obcokrajowców). Brak dokumentu jedynie pogorszy i tak nieciekawą już sytuację.

Kolejną kwestią będzie ewentualna konieczność skorzystania z ubezpieczenia. Tutaj zazwyczaj nie ma żadnego pola do negocjacji – brak uprawnień do kierowania pojazdem uniemożliwia skorzystanie ze świadczenia, co zazwyczaj skutkuje utratą ochrony ubezpieczeniowej.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Kolejnym aspektem będzie posiadanie prawa jazdy odpowiedniej kategorii. Niektóre kraje pozwalają na poruszanie się pojazdami do pewnej pojemności (zazwyczaj granicą jest 125-150cc) bez żadnych formalnych uprawnień – tak sytuacja ma się na przykład w Kambodży. W innych, nawet w przypadku wynajmu małego skutera o pojemności 50cc konieczne będzie legitymowanie się prawem jazdy kategorii A. Jego brak może przysporzyć problemów w sytuacjach wspomnianych już powyżej.

Przed wyruszeniem w podróż warto wybrać się do właściwego urzędu i wyrobić odpowiedni dokument. Kwestie międzynarodowego prawa jazdy regulują dwie konwencje: genewska i wiedeńska. Żeby nie było za łatwo, niektóre państwa są stronami obu porozumień, inne – żadnego. Dla świętego spokoju warto zatem wyrobić dwa dokumenty. Międzynarodowe prawo jazdy wydawane jest na rok, co dla większości podróżnych nie powinno stanowić problemu. Więcej informacji na jego temat możecie przeczytać na oficjalnej stronie rządowej.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Ubezpieczenie

Następna oczywista sprawa, na której nie warto oszczędzać. W kontekście jazdy motorem lub skuterem proponuję zdecydować się przetestowany wariant, gdzie wiadomo, że nie będzie problemu z ewentualną realizacją świadczenia. Pamiętajcie o odpowiedniej sumie ubezpieczenia, która pokryje koszty ewentualnego transportu medycznego.

Wypadki drogowe to nie żarty, a w wielu krajach Azji nie ma odpowiedniej infrastruktury medycznej. W poważniejszych przypadkach poszkodowani transportowani są do Tajlandii, Singapuru lub nawet do Europy. Bez wykupionego ubezpieczenia przyjdzie nam wtedy zmierzyć się z kolosalnymi kosztami. W mojej ocenie oszczędzanie na polisie lub jej brak to hazard porównywalny z jazdą bez kasku.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Hełm

Dla niektórych kontrowersyjna sprawa, bo ponoć nie ma nic przyjemniejszego niż jazda w słońcu z wiatrem we włosach. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że bez kasku na skuterze pozuję tylko do pamiątkowych zdjęć, to samo tyczy się pasażerów, których zabieram „na plecak”.

Hełmy z wypożyczalni są różnej jakości, przy czym w najlepszym wypadku powiedziałbym, że jest to średnia jakość. Niektóre bardziej przypominają garnek zapinany pod brodą gumką lub kawałkiem sznurka. Jasnym jest, że taki kask nie będzie stanowił odpowiedniego zabezpieczenia w razie wypadku. Z tego powodu rekomenduję zainwestować na miejscu we własny hełm, nawet jeśli wybieracie się w podróż tylko na kilka tygodni. Sklepy z tego typu asortymentem dostępne są niemal na każdym kroku i jest to wydatek, który nie zrujnuje waszego budżetu. Nie musicie od razu kupować hełmu z kevlaru i włókna węglowego nadającego się na tory Formuły 1. Solidny, dopasowany kask zapewni dużo większy komfort, w podbramkowej sytuacji może również uratować zdrowie lub życie.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Wynajem skutera

Tutaj w zasadzie macie dwie opcje. Pierwszą będzie udanie się do wypożyczalni. Powszechną praktyką jest również wynajem oferowany przez hotele i pensjonaty (choć czasami po prostu aranżują one skuter z zewnętrznej wypożyczalni, doliczając własną prowizję). Warto zawczasu zrobić mały rekonesans i samemu wybrać najkorzystniejszą opcję.

Z moich doświadczeń wynika, że dużo wygodniej było mi brać skuter z pensjonatu lub hotelu. Nie trzeba wtedy oddawać „w zastaw” dokumentu tożsamości. Gdy jednak przychodzi taka konieczność, z oczywistych względów nigdy nie zostawiam paszportu. Zanim weźmiecie skuter warto rzucić okiem na jego stan, zrobić zdjęcia lub krótkie wideo wszystkich zarysowań i uszkodzeń, przejechać próbną „rundkę” sprawdzając, czy hamulce, światła i lusterka działają jak należy.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Pisemne umowy należą do rzadkości i oczywiście dopóki wszystko w trakcie wynajmu jest w porządku, niewiele osób narzeka na taki stan rzeczy. Niestety przydarzyła mi się przykra sytuacja związana z upadkiem ze skutera, choć całe zdarzenie na szczęście wyglądało dużo bardziej dramatycznie niż finalnie się skończyło (kilka otarć i zadrapań, które w miejscowym żargonie dumnie można teraz nazywać „azjatyckimi tatuażami”). W wyniku zdarzenia ucierpiał również skuter, a szkoda po negocjacjach, w których brał udział właściciel, jego szwagier, kuzyn oraz brat, jak również gospodarz pensjonatu w roli mediatora, wyceniona została ostatecznie na 40 USD (niecałe 160 PLN). Czy to dużo? Oczywiście wolałbym uniknąć nadprogramowego wydatku, biorąc jednak pod uwagę całokształt sytuacji, miałem szczęście, że skończyło się jedynie na takiej kwocie. Sytuacja miała miejsce na wyspie Koh Rong.

Wracając do przyjemniejszych aspektów. Najpopularniejsze modele królujące na azjatyckich drogach? Zdecydowanie Honda Click lub Air Blade oraz oczywiście elegancka wersja miejscowej Vespy – Honda Scoopy. W Malezji i na Filipinach zdarzyło mi się również kilkukrotnie dostać do dyspozycji Yamahę (której modelu nie mogę sobie przypomnieć).

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Ile to wszystko kosztuje?

Krótka odpowiedź będzie brzmiała: niewiele (choć zdaję sobie sprawę, że to bardzo subiektywna kategoria). W większości turystycznych miejsc będzie to wydatek od kilku do kilkunastu dolarów za dobę. Najdroższy skuter napotkałem na Boracay, gdzie nieliczne wypożyczalnie dyktują horrendalne ceny brane chyba prosto z kosmosu (ma to jednak związek z planami pozbycia się spalinowych maszyn z wyspy). W okolicach Sandakan na Borneo znalazłem tylko dwie wypożyczalnie, zatem ani nie było wielkiego wyboru, ani możliwości ewentualnego targowania się (płaciłem 50 MYR, ok. 42 PLN za dobę).

Najtańszy wynajem? Mniej uczęszczane miejscówki w Kambodży (jak Kep lub Battambang), z wyłączeniem Siem Reap. W okolicach Angkor Wat panuje coś na kształt zmowy cenowej, a wypożyczalnie nie chcą zejść poniżej 12-15 USD (ok. 47-60 PLN). Miło wspominam również wypożyczenia na filipińskich wyspach, gdzie za 350 PHP (ok. 24 PLN) bez trudu można było otrzymać wybraną maszynę. Dobrym pomysłem będzie zdecydowanie się na dłuższy wynajem – w przypadku terminów przekraczających tydzień, w większości przypadków można już liczyć na zniżki.

Skuter to bardzo ekonomiczny środek transportu, a zalanie baku „do pełna” (kiedy ostatni raz użyliście tego zwrotu na stacji benzynowej w Polsce?) to wydatek rzędu kilkunastu złotych. Zdecydowanie najtańsze paliwo dostępne było w Malezji. Na stacji lokalnego giganta petrochemicznego za litr benzyny bezołowiowej płaciłem nieco ponad 2 MYR, czyli w przeliczeniu na złotówki… około 1,60 PLN. Ponownie pozostaje mi jedynie pozdrowić nasze lokalne stacje benzynowe, rozumiejąc powoli, czemu Petronas radzi sobie w Formule 1 zdecydowanie lepiej, niż rodzimy Orlen.

Paliwo dostępne jest w zasadzie nawet w dowolnym małym sklepiku, choć nie zawsze jest to regułą. O ile w Kambodży lub Wietnamie kupicie je niemal na każdym przydrożnym stojaku, na Filipinach sytuacja miała się zgoła odmiennie, co zakończyło się zawstydzającą wpadką. Nocna przejażdżka po Panglao starą Yamahą z zepsutym wskaźnikiem (nie wiem komu próbuję to teraz wmówić) skończyła się przymusowym zatrzymaniem pośród drogi. Tym razem pomógł mi inny kierowca oraz pani z pobliskiego domostwa, która wyposażyła go w szklaną butelkę i skierowała w stronę najbliższej stacji benzynowej. Choć Panglao to niewielka wyspa, perspektywa kilkukilometrowego nocnego spaceru została mi zaoszczędzona dzięki życzliwości tamtejszych mieszkańców.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Potencjalnym dodatkowym kosztem, z którego większość ludzi może nie zdawać sobie sprawy, są bieżące naprawy komponentów, które uległy awarii lub zużyciu. To niestety powszechna praktyka i w wielu przypadkach właściciele będą próbowali przerzucić je na najemców.

Na wspomnianym Borneo podobna sytuacja przytrafiła się i mnie. Złapanie „kapcia” na szczęście nie skończyło się niczym poważniejszym niż konieczność wymiany dętki. Niestety do zdarzenia doszło w okolicach Sandakan, „pośrodku niczego”. Tym razem miałem jednak szczęście, a pomocna właścicielka jednośladu nie tylko zaaranżowała pomoc drogową (odebranie skutera i jego naprawę wraz z ponownym dostarczeniem), ale także pokryła fakturę (w sumie 140 MYR, ok. 119 PLN) z własnej kieszeni. Pozostałe koszty? Wymiana akumulatora w Kambodży kosztowała mnie w Phnom Penh 15 USD (59 PLN).

Płacenie drobnych kwot za parking to powszechny zwyczaj i element miejscowej kultury drogowej. Opłaty są symboliczne, dlatego w tym wypadku rozstanie się z pieniędzmi przebiega raczej bezboleśnie. Przykładowa stawka w Phnom Penh to 2000 KHR (2 PLN), w Yogyakarcie było to 2000 IDR (0,5 PLN). Osoba, której płacicie nie tylko udostępni miejsce parkingowe, przypilnuje również kasku i motoru w trakcie waszej nieobecności, wyprowadzi go i pomoże płynnie włączyć się do ruchu.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Gdzie warto, a gdzie nie warto korzystać ze skutera?

Mieszkając w Europie jeszcze kilka lat temu stałem się zapalonym kolarzem-amatorem. Mogę powiedzieć, że zarówno na dwóch kółkach, jak i ruchliwej drodze czuję się pewnie. Na skuter przesiadłem się jednak dopiero w Azji, i jak na prawdziwego neofitę przystało – wkrótce chciałem nim jeździć niemal wszędzie. Czy to jednak dobry pomysł?

Dla mnie motor to przede wszystkim synonim wolności i niezależności. Pozwala dojechać w miejsca nieosiągalne transportem publicznym i zwiedzać na własną rękę, bez oglądania się na innych. Potencjalną oszczędność pieniędzy w tym wypadku traktuję jako kwestię drugorzędną. Gdybym zatem miał powiedzieć o miejscach, w których warto jeździć skuterem, odpowiedziałbym – tam, gdzie jest to przyjemne.

Nie wszędzie warto pchać się na siłę. Choć w Phnom Penh był to element codziennego życia, jazda w dużych miastach potrafi przyprawić o zawroty głowy – nieważne czy mowa o wezbranych falach motorów w Sajgonie, czy też ich tsunami w Dżakarcie. Odradzałbym jazdę w metropoliach, które zapewniają dobry dostęp do transportu publicznego: w Singapurze, ale też w Bangkoku lub Kuala Lumpur. W największym mieście Mjanmy (Birmy) – Rangunie – motory w ogóle nie są dopuszczone do publicznego użytku. Moje subiektywne mało przyjemne wrażenie dotyczy jazdy po półwyspie Malajskim – ze względu na niski stosunek liczby jednośladów do samochodów na tamtejszych drogach czułem się, jakbym występował w innej kategorii wagowej.

Foto: wibisono.ari / Shutterstock

Gdzie zatem warto przesiąść się na skuter? Przychodzi mi do głowy wiele miejsc: filipińskie wyspy, malownicze drogi wokół wulkanów Jawy, Phu Quoc lub wspomniane kilkukrotnie Borneo. Gdybym jednak miał wskazać swoje „top 3”, na listę zdecydowanie trafiłyby następujące miejsca.

Puste szosy północnego Laosu, gdzie czasami jedynymi współużytkownikami były… słonie. Trasa z Luang Prabang do Nong Khiaw to jedna z najpiękniejszych dróg, po których miałem okazję jeździć. Niska gęstość zaludnienia w prosty sposób przekłada się na intensywność ruchu, a jazda w tych okolicach to czysta przyjemność.

Legendarna przełęcz Hai Van to miejsce, któremu poświęciłem osobny artykuł. W tym miejscu możecie zapoznać się z jego treścią, tutaj dodam od siebie jedynie, że słynne trio z BBC nie bez powodu właśnie tam nagrało jeden ze specjalnych odcinków kultowego programu Top Gear.

Znajdująca się w okolicach Kampotu w Kambodży góra Bokor to nie tylko park narodowy i jeden z najsłynniejszych kolonialnych kurortów dawnych Indochin. To również majestatyczne miejsce oferujące niezapomniane widoki, które w większości obejrzałem jednak na zdjęciach znajomych. W czasie mojej wycieczki pogoda przypominała scenerię niskobudżetowego horroru klasy B, ja natomiast mogłem trenować wyłącznie jazdę w deszczu i pelerynie. Mimo wszystko było to niezapomniane doświadczenie.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne

Kilka rad na sam koniec

Prowadzenie motoru lub skutera w Azji potrafi być nie lada wyzwaniem. Zarówno w kontekście przytłaczającego ruchu w metropoliach, jak i pozornie chaotycznej, niebezpiecznej jazdy na bezdrożach. Przyzwyczajenie się do tego wymaga czasu, a dwie rady których udzieliłbym w tym miejscu brzmiałby: nie bać się ale też nie szarżować, mierząc siły na zamiary. Koniec końców powinna być to przyjemność, a zdecydowanie ważniejszą kwestą od adrenaliny jest bezpieczeństwo.

Owszem, dochodzi do sytuacji gdy inni kierowcy jeżdżą pod prąd, nie używają kierunkowskazów lub nie patrzą w lusterka. Zdarzyło mi się znaleźć w sytuacji, w której wyłącznie refleks pozwolił na uniknięcie potencjalnie niebezpiecznego zdarzenia. Choć czasami odnoszę wrażenie, że zasady ruchu drogowego w Azji obowiązują na swój wyjątkowy sposób, ich opanowanie sprawia dużą satysfakcję. Z drugiej strony: na drodze nie ma agresji, z którą niestety czasami trzeba mierzyć się w niektórych europejskich krajach. Sam klakson (używany nagminnie i zdecydowanie za często) oznacza raczej ostrzeżenie przed nadjeżdżającym pojazdem, aniżeli gniewną reakcję innego kierowcy.

Wolność i swoboda płynące z możliwości niezależnego zwiedzania na własną rękę to dla mnie esencja i jeden z najważniejszych aspektów podróżowania. Choć mam wrażenie, że po długim pobycie w Azji dobrym pomysłem byłaby swego rodzaju „kwarantanna” przed ponownym dopuszczeniem na europejskie drogi 😉 Uważam jednak, że wiele osób nadaje się do prowadzenia skutera w trakcie wycieczek po Azji i liczę, że ten tekst pomoże wam następnym razem zrobić to w bezpiecznym sposób.

Foto: Rafał Waśko / archiwum prywatne
Dobrze wiedzieć:
Pozostałe teksty mojego autorstwa dotyczące podobnej tematyki możecie znaleźć w specjalnym dziale na Fly4free.pl poświęconym Azji.
Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Dobry tekst, przyjemnie się czyta 
xionc, 9 lipca 2024, 20:22 | odpowiedz
> rozumiejąc powoli, czemu Petronas radzi sobie w Formule 1 zdecydowanie lepiej, niż rodzimy Orlen. Dlaczego? Do jakiego wniosku doszedles? Bo chyba nie Orlen -> wieksze ceny -> wieksze zyski i z jakiegoś powodu skoro wieksze zyski to gorzej dla F1 ? o_O
Lukasz_S, 10 lipca 2024, 9:08 | odpowiedz
Bo Petronas trzyma sztamę z Mercedesem, a nie z Toro Ro... Alpha... Visa Cash App RB Formula One Team ;)
Rafał Waśko, 10 lipca 2024, 9:46 | odpowiedz
Super, oby więcej takich wartościowych artykułów, niż tych sponsorowanych :)
AgaZap, 10 lipca 2024, 21:38 | odpowiedz
Tekst Ok ale szkoda że nie ma listy krajów gdzie można poruszać się bez typowego prawa jazdy kat A np. na samą kategorię B a gdzie nawet na 50cm3 bez kat.A nie pojeździmy. Czy ktoś zna temat uprawnień na skutery w Indiach i na Sri Lance? Byłbym wdzięczny za informację.
mars72, 11 lipca 2024, 12:04 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »