Tajlandia walczy z „begpackerami”. Lecisz tam? Musisz pokazać zapas gotówki
„Begpackerzy”, jak określa się nowy rodzaj podróżników, stają się zmorą wielu krajów. Takie osoby, choć zwykle pochodzą z dużo bogatszych państw, jadą na drugi koniec świata i żebrzą na ulicach. Z uzbieranych pieniędzy finansują kolejny odcinek podróży. Czasem zarabiają handlując bransoletkami czy pocztówkami. Oferują też proste usługi jak masaż czy… możliwość zrobienia sobie z nimi zdjęcia.
Turyści, których poproszono o okazanie gotówki przyznają, że urzędnicy przede wszystkim skupiali się na osobach przekraczających tajską granicę po raz kolejny. Brytyjczyk również miał w swoim paszporcie wbite trzy wizy turystyczne. Funkcjonariusze zapytali go, czy pracuje w Tajlandii i chcieli zobaczyć pieniądze na pobyt w kraju.
Mężczyzna zapewnia, że miał bilet powrotny, rezerwacje hoteli, karty kredytowe, a nawet zalogował się do bankowości internetowej pokazując duże oszczędności. To jednak nie wystarczyło, by wpuścić go do kraju, bo funkcjonariusze chcieli zobaczyć gotówkę. Internauci zgłaszają też kolejne przykłady takich kontroli. Na drugim lotnisku w Bangkoku– Suvarnabhumi, zawrócono jednego z turystów po tym, jak okazało się, że w gotówce ma przy sobie tylko 8 000 THB (ok. 860 PLN).
Wiele państw określa w swoich przepisach, że turysta ma mieć ze sobą „pieniądze na pobyt”. Ponieważ jest to pojęcie względne wiele krajów określa konkretną kwotę. Na Ukrainie jest to kwota 400 EUR na pierwsze pięć dni pobytu, w Mali na każdy dzień trzeba mieć 70 USD, w Malezji 5 USD, a w Salwadorze aż 150 USD.
W rzeczywistości bardzo rzadko zdarza się, że przepisy są egzekwowane, a turyści proszeni o okazanie pieniędzy. Moda na „begpacking” może to wkrótce zmienić.