Selfie w tych miejscach może kosztować nawet 500 PLN mandatu. Ale turystów to nie odstrasza
Spacerem do Rosji
Na Pomorzu nie ma formalnego przejścia granicznego, jednak turyści chętnie odwiedzają Mierzeję Wiślaną, gdzie przebiega linia graniczna pomiędzy Polską a Federacją Rosyjską. Zwłaszcza, jeśli pogoda nie sprzyja tradycyjnemu plażowaniu, to w okolicy można spotkać spacerujących czy jeżdżących na rowerach ludzi. Zdarza się też, że żeglujący w okolicy turyści wpłyną na wody terytorialne Federacji Rosyjskiej.
– Jeśli chodzi o przekraczanie granicy z Rosją, to najczęściej turyści robią to nieświadomie – przekonuje kpt. Andrzej Jóźwiak z Morskiego Oddziału Straży Granicznej. – Zdarza się, że zawracamy ich jeszcze zanim dokonają wykroczenia – przekonuje.
Trudno jednak usprawiedliwiać takie zachowanie skoro w okolicy nie brakuje znaków granicznych. Informują one jasno: „Znajdujesz się na granicy miasta Krynica Morska, która jest jednocześnie zewnętrzną granicą Unii Europejskiej z Federacją Rosyjską. Informujemy, że przekraczanie granicy państwa w tym miejscu jest zabronione”.
Wielu turystów wydaje się ignorować zakaz lub nie przyjmować go do wiadomości.
– Zazwyczaj takie przypadkowe przekroczenie granicy kończy się u nas mandatem, a ten może wynosić do 500 PLN – mówi kpt. Jóźwiak.
Mimo tego turystów w tej okolicy nie brakuje. Już w 2004 roku pojawił się pomysł utworzenia przejścia granicznego w Krynicy Morskiej. 9 lat później polska strona chciała stworzyć ścieżkę rowerową wzdłuż Mierzei Wiślanej z całą infrastrukturą turystyczną, która miałaby się kończyć pieszo-rowerowym przejściem granicznym. W zeszłym roku udało się pozyskać środki na budowę ścieżki, ale planów dotyczących przejścia na razie nie udało się wcielić w życie.
Kilka lat temu strażnicy musieli ukarać mandatami pięciu motocyklistów ze Szwecji, którzy jak gdyby nigdy nic przejechali granicę. Byli w trakcie większej podróży – z Rygi do Gdańska i jak tłumaczyli, nie mieli pojęcia, że granicy z Rosją nie wolno przekraczać w dowolnym miejscu.
Kosztowne selfie w Bieszczadach
Podobne sytuacje mają miejsce w Bieszczadach, gdzie przebiega granica z Ukrainą. W tym roku Bieszczadzki Oddział Straży Granicznej musiał interweniować już 50 razy.
– Takie przypadki zdarzają się co kilka dni, ale głównie w okresie letnim. – W zimie praktycznie nie mamy takich sytuacji. – opowiada chor. Anna Michalska z Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.
Na przykład w maju tego roku mandatami ukarano trzech Holendrów, którzy robili sobie zdjęcia przy słupkach granicznych. Dwa tygodnie temu podobny los spotkał parę Irlandczyków, którzy mimo znaków ostrzegawczych spacerowali po obu stronach granicy.
Najczęściej przyłapane osoby tłumaczą się niewiedzą. Ale nie brakuje też takich, którzy przekraczają granicę z premedytacją.
– Różnie bywa. Czasem turyści od razu przyznają, że po prostu chcieli sobie zrobić zdjęcie i wiedzieli, że nie mogą przekraczać granicy, ale liczyli na szczęście – opowiada chor. Michalska. – Innym razem zdarzy się, że granicę przekroczą bawiące się w okolicy dzieci albo ktoś się zgubi czy zagapi w trakcie zbierania grzybów. Wtedy zwykle kończy się pouczeniem – dodaje.
Jednak z pozoru niewinne przekroczenie granicy o kilka kroków może skończyć się większymi problemami. Wystarczy brak dokumentów, które na pewno będzie chciał sprawdzić patrol. W takim przypadku wdrażane są procedury „ustalania tożsamości”, a te bywają kłopotliwe. I nie można zapominać o tym, że karą może być nie tylko grzywna, ale też pozbawienie wolności do lat trzech.
– Staramy się regularnie nagłaśniać takie sprawy. Nie chodzi o to, żeby „pochwalić się” skutecznością w wyłapywaniu takich osób. Chcemy po prostu przestrzec turystów przed konsekwencjami – tłumaczy przedstawicielka Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej.
Przepisy mówią, że nie powinniśmy wchodzić w tzw. pas graniczny, który ma szerokość 15 metrów. Nie ma jednak problemu, gdy chodzimy wyznaczonymi szlakami i ścieżkami.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?