Santorini wreszcie wprowadza ograniczenia dla turystów. Będzie trudniej zwiedzić piękną wyspę?
Jedna z najpopularniejszych greckich wysp nie może opanować nadmiernej liczby statków, które codziennie przywożą tysiące turystów. Burmistrz stawia na zakazy i limity, ale branża już grozi, że bez turystów nie będzie pieniędzy.
Santorini, które jest wyspą wulkaniczną ma niespełna 80 km² powierzchni. Mieszka tu 15 tysięcy osób, a przyjeżdża… nawet 5,5 miliona. Problem przepełnienia dostrzegają wszyscy – od władz, przez mieszkańców, po samych przyjezdnych. Jedynym zwolennikami pełnej samowolki są przedsiębiorcy, dla których każdy turysta to dodatkowe pieniądze.
Tylko w 2017 roku rejsy przyniosły greckiej gospodarce prawie 550 mln EUR. Szacuje się, ze 15 proc. tej kwoty dotyczy właśnie Santorini. W szczycie sezonu wyspa jest dosłownie oblężone, a burmistrz miasta od kilku miesięcy głośno mówi o tym, że osiągnęła punkt krytyczny.
W związku z tym już w zeszłym roku pierwszy raz ograniczono liczbę statków wycieczkowych, a rosnące ceny przynajmniej w teorii miały powstrzymać część chętnych. Tymczasem teoria sobie, a praktyka sobie.
Dlatego zapadła decyzja, by ponownie zwiększyć limit. Od początku 2019 roku do brzegów Santorini będzie mogło przypływać maksymalnie 8 tys. osób dziennie.
Jeśli statki zignorują zakaz lub przypłyną w czasie, gdy dzienny limit został już osiągnięty, będą zawracane do portu lub rozlokowywane na innych wyspach.
– Wiele osób tutaj zarabia na statkach wycieczkowych, ale muszą coś dać od siebie. Sieć elektryczna i wodna jest na granicy wytrzymałości, ilość śmieci podwoiła się dwukrotnie w ciągu ostatnich pięciu lat – tłumaczy Nikos Zoros, burmistrz wyspy w rozmowie z „Wall Street Journal”. – Jeśli nie będziemy kontrolować tłumów, odbije się to rykoszetem i nas zrujnuje – dodał.
Jak można się było spodziewać, decyzja nie przypadła do gustu osobom związanym z branżą.
– Uszanujemy decyzję burmistrza, ale mamy poczucie, że niesłusznie obwinia się nas za problemy spowodowane przez turystów, chociaż jesteśmy głównym generatorem przychodów – oświadczyli przedstawiciele stowarzyszenia The Cruise Lines Industry.
Obawy związane z nowymi limitami wyrazili także niektórzy właściciele nieruchomości, restauracji czy sklepów. Nikos Nomikos, prezes stowarzyszenia handlu detalicznego powiedział nawet, że zamiast ograniczeń, chciałby żeby na wyspę przypływało jeszcze więcej ludzi.