Ryanair zostawił mnie w środku nocy 500 km od domu. Co robić w takiej sytuacji i jak dochodzić swoich praw?
Gdy sygnał „zapiąć pasy” zgasł, nikt nie rzucił się do drzwi. W samolocie panowała względna cisza – nikt się nigdzie nie spieszył, bo tak naprawdę nie było dokąd pędzić. Samolot stał na płycie lotniska w Hanowerze, a pasażerowie powoli zbierali swoje rzeczy, oswajając się z myślą, że to jeszcze nie koniec podróży.
Kilka minut później, już po połączeniu z niemiecką siecią, w telefonie pojawił się SMS od Ryanaira: „Organizujemy transport do Berlina. Wkrótce otrzymasz wiadomość z miejscem zbiórki.” I choć pytań wciąż było więcej niż odpowiedzi, to jedno było pewne – to będzie długa noc.
Sharm El Sheikh od 2543 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Kos od 2687 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Pafos od 1957 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Gdańsk)
Chociaż ta opowieść brzmi jak początek sensacyjnej powieści, to tak naprawdę wydarzyła się naprawdę, a ja byłem jednym z pasażerów. Plan podróży był prosty – krótki lot z Tallina, przesiadka z Berlinie na autobus do Szczecina i noc – choć trochę krótsza niż zwykle – spędzona we własnym łóżku. Tymczasem po północy wylądowałem prawie 500 km od domu, nie wiedząc do końca, jak się tam dostanę.
Dzięki tej historii dowiedziałem, na czym w praktyce polega lotniskowa cisza nocna, jak wygląda przekierowanie samolotu, organizowanie przez Ryanaria transportu zastępczego, a potem walka o odszkodowanie. I chętnie Wam tę historię opowiem.
Na czym polega cisza nocna?
Cisza nocna na lotniskach wynika z regulacji, które mają chronić przed hałasem osoby mieszkające nieopodal lotniska. W praktyce oznacza to to zakaz lub ograniczenie operacji lotniczych w godzinach, gdy większość ludzi śpi. Na niektórych lotniskach nocne lądowania i starty są albo całkowicie zakazane, albo dopuszczone tylko w wyjątkowych sytuacjach i po uzyskaniu specjalnych zezwoleń.
Berlin do kwestii przestrzegania przepisów podchodzi bardzo rygorystycznie. W porcie lotniczym Brandenburg, ze względu na względną bliskość centrum miasta, cisza nocna obowiązuje między północą i 5:00 rano. W tym czasie nie ma tam żadnych planowych startów ani lądowań. Problem pojawia się jednak w sytuacji, gdy dojdzie do opóźnienia. Kontrola lotów jest jednak nieubłagana – nawet kilkudziesięciosekundowe opóźnienie skutkuje przekierowaniem.
Jak wygląda transport zastępczy?
Na lotnisku w Hanowerze w środku nocy nie było praktycznie nikogo. Po terminalu przylotów nerwowo kręcili się jedynie pasażerowie przekierowanego lotu z Tallina oraz równie zagubieni podróżni, którzy kilka godzin temu powinni wylądować w Hamburgu – ale też nie wyrobili się przed ciszą nocną.
Na jakiekolwiek wsparcie pracowników Ryanaira na miejscu nie ma co liczyć. Jeśli sądzicie, że stewardzi zaopiekują się wami i zadbają o to, byście na pewno wsiedli do autobusu jadącego w kierunku Berlina, to jesteście w błędzie. W wiadomości SMS od linii mogłem oczywiście przeczytać, że „nasi pracownicy poprowadzą nas do miejsca zbiórki”. Nikt z przedstawicieli irlandzkiej linii na lotnisku się jednak nie pojawił.
Grupę w kierunku parkingu dla autokarów poprowadzili Ci, dla których przekierowanie do Hanoweru nie było pierwszyzną. Samolot z Tallina planowo ląduje w Berlinie o 22:30 – jeśli ktoś regularnie lata na tej trasie, to pewnie nie raz miał już okazję zostać odbyć nocną podróż autobusem z Hanoweru. Zresztą kilka miesięcy później sam byłem jednym z przewodników grupy – wówczas do stolicy Dolnej Saksonii przekierowano mój lot z Brukseli.
Nerwowe oczekiwanie na transport zastępczy trwało blisko 4 godziny. W międzyczasie regularnie pochodzili do nas kierowcy taksówek, polecając nam swoje usługi. Kurs z Hanoweru do Berlina to według ich taryfikatora „zaledwie”… 800 euro. Teoretycznie mógłbym pewnie zapłacić za przejazd z własnej kieszeni, a potem domagać się od Ryanaira zwrotu pieniędzy. Po całej tej przygodzie z przekierowaniem wolałem jednak nie ryzykować.
Gdy zaczynało już świtać na parkingu w końcu pojawił się… autokar. Jeden autokar na prawie 200 pasażerów. Tuż za nim w ustawił się natomiast sznur taksówkarzy – tych samych, którzy przez ostatnie godziny oferowali nam przejazd do Berlina. Tym razem przyjechali już jednak na zamówienie Ryanaira. Wystarczyło więc tylko wsiąść i ruszyć w drogę – bez obaw o dodatkowe koszty. Na parking pod berlińskim lotniskiem dotarliśmy ostatecznie ok. 8:00 – czyli 10 godzin od planowego przylotu.
Udana walka o odszkodowanie
Przekierowany lot nie był oczywiście niczym przyjemnym, ale w tym przypadku los choć trochę się do mnie uśmiechnął. Kilkugodzinne opóźnienie w dotarciu do Berlina sprawiło bowiem, że mogłem skorzystać z prawa do odszkodowania. Procedura nie jest skomplikowana – wystarczy w centrum pomocy na stronie Ryanaira wpisać frazę „Prawa pasażera według rozporządzenia UE-261”, wypełnić krótki formularz i… poczekać.
W moim przypadku po dwóch dniach przyszedł mail, w którym irlandzka linia potwierdziła wypłatę 250 euro odszkodowania. Można więc stwierdzić, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Obecnie jednak z dużo większą rezerwą patrzę na wieczorne połączenia do Berlina – po raz trzeci przekierowania do Hanoweru wolałbym już bowiem nie przeżywać.