Twoim współpasażerem w samolocie jest pies, indyk, świnia… a nawet kucyk. Paranoja i naginanie przepisów?
Na pewno widzieliście zdjęcia, które wprawiły Was w zdziwienie. Wnętrze samolotu, lot krajowy w cywilizowanym państwie, żadna tam głęboka Afryka czy Azja, pasażerowie na swoich miejscach, wszystko w jak najlepszym porządku, obok nas będzie leciał koń. Stop, wróć, moment! JAKI KOŃ?
To opowieść o tym, jak można kreatywnie nagiąć przepisy, których wprowadzenie wynikało ze szlachetnych pobudek.
Wsparcie emocjonalne
Stany Zjednoczone dbają o swoich obywateli. Część z nich jest niepełnosprawna, niektórzy do prawidłowego funkcjonowania potrzebują wsparcia – doskonałym przykładem są tutaj osoby niewidome i specjalnie wyszkolone psy-przewodnicy. Rzeczą normalną i naturalną było to, że prędzej czy później musiało dojść do uregulowania przepisów, które pozwoliłyby takim osobom na przemieszczanie się (drogą lotniczą) ze swoimi pupilami.
Departament Transportu zmodyfikował m.in. ustawę o transporcie lotniczym, poprawiając zasady dotyczące przewożenia zwierząt na pokładzie statku powietrznego. Niestety, jeden z dokumentów Air Carrier Access Act niejako przy okazji uwzględnił także inne przypadki: osób, które potrzebują „wsparcia emocjonalnego” podczas podróży – a owym wsparciem jest przedstawiciel świata zwierząt. Pisząc wprost: zwierzę ma złagodzić stres związany z podróżą.
No i się zaczęło…
Fot. twitter / whoweird
Zwierzyniec
O ile na początku wszystko wyglądało normalnie (wróćmy do przykładu psa-przewodnika, który towarzyszy jako wsparcie swojemu niewidomemu właścicielowi), o tyle szybko okazało się, że kreatywność pasażerów jest… spora. Bo skoro nie ma obostrzeń związanych z tym, jakie zwierzę może być wsparciem emocjonalnym – to, jak mawiają Amerykanie, „sky is the limit”.
– Leciałem kilka miesięcy temu z Seattle do Chicago. Niewiarygodne, obok mnie podróżował facet z indykiem. Serio, z indykiem! – opowiada mi Maciek, jeden z naszych forumowiczów.
Maciek miał szczęście. Równie dobrze obok niego mógł podróżować ktoś z wężem. Albo z jeżem lub… świnią. O tak prozaicznych i popularnych pupilach jak kot czy pies, nawet nie warto wspominać. Co poszło nie tak?
Naginanie przepisów
Kolejny raz okazało się, że nie ma takiego rozporządzenia, którego nie da się obejść. Linie lotnicze musiały wpuścić na pokład pasażera z jego zwierzęciem (co więcej, nie mogły za to pobierać dodatkowej opłaty). Wystarczył magiczny papier potwierdzający, że przedstawiciel świata zwierząt jest „wsparciem emocjonalnym” dla jego właściciela. A ów dokument jest banalnie prosty do uzyskania.
Przewoźnicy stanęli pod ścianą. Z punktu widzenia prowadzenia biznesu ciężko ryzykować proces sądowy i ewentualną wypłatę odszkodowania, kłócąc się z pasażerem, który chce wprowadzić na pokład nietypowego współtowarzysza. Na przykład małego kucyka – legitymując się dokumentem potwierdzającym jego bliską więź i wsparcie, które daje mu to zwierzę.
Fot. Twitter / ar15
Na pokładach samolotów w Stanach Zjednoczonych zaroiło się więc od mniej i bardziej sympatycznych zwierząt, przemieszczających się ze swoimi właścicielami. Wszystko w majestacie prawa. Co ciekawe, to nie była tylko kwestia osób podróżujących w klasie ekonomicznej.
Na naszych łamach opisywaliśmy przypadek, kiedy pasażerka, będąca wymarzonym typem klienta linii lotniczych (osoba latająca bardzo dużo, posiadająca status Executive Platinum, regularnie kupująca bilety w klasie biznes i first) natknęła się na psa podczas lotu „w biznesie”. Ponieważ podróżna ma alergię na zwierzęta, poprosiła personel pokładowy o pomoc. Zaproponowano jej miejsce w tylnej części kabiny. Ale tuż obok, na siedzeniu podróżował… kolejny pies. Kobieta odrzuciła więc propozycję takiej zamiany.
Jaki był finał tej historii? Po kilku minutach, zamiast startu samolotu, do kabiny wszedł pracownik linii lotniczej i nakazał jej opuszczenie pokładu.
Same problemy
Mówiąc o zwierzętach podróżujących jako emocjonalne wsparcie, nie można zapominać o problemach, które były przez nie generowane. Zwierzęta zachowywały się… no właśnie, jak zwierzęta.
Psy szczekały, koty łasiły się. Kłopotem były kwestie związane z wypróżnianiem się takich towarzyszy podróży (tutaj warto wspomnieć o kaczorze, podróżującym w… pieluszce – warto zwrócić także uwagę na jego „obuwie”).
Fot. Twitter / crazyanimals
Z pozytywnych reakcji – najbardziej szczęśliwymi pasażerami, którzy byli zadowoleni z obecności zwierząt na pokładzie, były (oczywiście, oprócz właścicieli pupili)… dzieci. I trudno się dziwić.
Znacie dziecko, które nie byłoby uśmiechnięte i zadowolone, widząc obok siebie w samolocie na przykład kangura?
Fot. Twitter / aussienews
Jak to wygląda w Polsce?
Opuśćmy na chwilkę Stany Zjednoczone i spójrzmy na przepisy w Polsce. Czy u nas także można pokusić się o zabranie na pokład samolotu węża, kaczki lub konia? Odpowiedź brzmi: nie.
Pojęcie „wsparcia emocjonalnego” nie pozwala na myślenie o podróży na przykład Wizz Airem z Warszawy do Londynu, mając za towarzysza nietypowego pupila. Nie można wyrobić sobie specjalnego certyfikatu, który umożliwiałby takie działania.
Czy to znaczy, że jesteśmy mniej empatyczni w stosunku do osób, które mogą mieć taką potrzebę? Nie do końca. Ciekawą (i prawdziwą) tezę wysnuła autorka bloga piesberek.pl:
– Można założyć, że u podstaw niechęci do obecności zwierząt w przestrzeni publicznej jest brak edukacji. Trzeba jednak pamiętać, że na świecie są ludzie, którzy nie mają ochoty podróżować siedząc koło psa, czy jeść w restauracji, gdzie jest świnka czy papuga. I mają do tego prawo – pisze właścicielka psa rasy Gordon Seter. – Należy szukać jakiegoś kompromisu, edukując, negocjując, rozmawiając, a nie lekceważąco łamiąc prawo. Miejmy więc nadzieję, że nas ominie moda na kombinowanie z certyfikatami, a ostanie nam się droga edukacji i dialogu – dodaje.
Fot. Twitter / Jodie Smalley
Czy to oznacza, że żadne zwierzę, będące „wsparciem emocjonalnym” nie może podróżować na pokładzie samolotu przewoźnika, który operuje na polskim niebie? Część linii lotniczych robi wyjątek dla psów. Obwarowane jest to jednak wieloma restrykcjami. Spójrzmy, jak to wygląda w przypadku Lufthansy.
– Lufthansa zezwala na podróż psów zapewniających wsparcie emocjonalne i psychiatryczne. Zalecamy kontakt z nami jeszcze przed rozpoczęciem podróży, abyśmy mogli dokonać koniecznych przygotowań. Psy zapewniające wsparcie emocjonalne i psychiatryczne muszą mieć odpowiednią dokumentację przygotowaną przez osobę zajmującą się zawodowo zdrowiem psychicznym, posiadającą odpowiednie uprawnienia, w których będzie potwierdzone, że:
- Pasażer cierpi na emocjonalną/psychiczną, związaną ze zdrowiem niepełnosprawność i towarzystwo psa na pokładzie jest niezbędne;
- Osoba dokonująca oceny zajmuje się zawodowo zdrowiem psychicznym i posiada odpowiednie uprawnienia, a pasażer znajduje się pod opieką osoby wystawiającej dokumenty;
- Dokumenty nie mogą być starsze niż jeden rok. Dokument musi zawierać datę, określenie typu uprawnień osoby zajmującej się zdrowiem psychicznym oraz dane władz, które wydały uprawnienia.
Na rejsach łączonych obsługiwanych przez Lufthansę poza Stanami Zjednoczonymi, psy muszą podróżować w kabinie pasażerskiej w klatce (zwierzę w kabinie) lub w luku bagażowym samolotu, w zależności od rozmiaru/wagi psa – należy wziąć pod uwagę dodatkowe opłaty.
Moda?
Skąd taki pęd do podróżowania ze zwierzętami, nawet kosztem naginania przepisów? Być może odpowiedzią na to pytanie jest słowo: moda. Posiadanie swojego pupila jest teraz dobrze widziane, media społecznościowe pękają od zdjęć znanych (i mniej znanych) osób, pozujących ze swoimi zwierzakami w każdym możliwym miejscu – nie wyłączając miejsc publicznych i środków komunikacji.
– To chory pęd. Rozumiem przywiązanie i nić przyjaźni, która się zawiązuje na linii człowiek-zwierzę. Należy jednak pamiętać o tym, że we wszystkim wskazany jest umiar – mówi mi Katarzyna, która jest specjalistką od behawiorystyki zwierząt. – Zawsze należy zadać sobie pytanie: na ile to, co robimy, może być uciążliwe dla innych. I, co ważne, co czuje zwierzę. Bo oczywiste odruchy zwierząt mogą być źle odebrane przez człowieka, nawet właściciela danego pupila. To może oznaczać kłopoty dla jednych i drugich – dodaje pani Katarzyna.
Fot. Twitter / a_fast
Rozsądek?
Wróćmy do Stanów Zjednoczonych. Przepisy przepisami – ale masowość zjawiska zaczęła być uciążliwa. Status ESAN (emotional support animal) stał się słowem-wytrychem. Aktorka Kate Walsh, znana ze swoich ról m.in. w serialu „Chirurdzy” lub filmie „Pod słońcem Toskanii”, publicznie przyznała, że posiada sfałszowaną dokumentację, która pozwala jej na podróże lotnicze ze swoimi zwierzętami.
Część pracowników amerykańskich linii lotniczych zaczęła odmawiać wejścia na pokład z niektórymi zwierzętami. Pracownicy United Airlines nie wpuścili do swojej maszyny pawia o imieniu Dexter.
– Zwierzę nie spełniało wytycznych linii lotniczych z wielu przyczyn, przede wszystkim dotyczyło to wagi i rozmiarów pawia. Wyjaśniliśmy to naszym klientom trzy razy przed ich przybyciem na lotnisko – powiedział rzecznik linii.
Czy to początek końca takiej „zabawy z przepisami”? Wygląda na to, że tak. Linia United Airlines opublikowała nowe, surowsze przepisy, które regulują kwestie zwierząt wspierających emocjonalność. Od 1 marca nie można już do kabiny samolotu zabrać: owadów, gryzoni, gadów, pająków, egzotycznych zwierząt oraz stworzeń, które wydzielają nieprzyjemny zapach.
Dodatkowo niezbędne będzie przedstawienie odpowiednich dokumentów, potwierdzających odbycie szkolenia przez dane zwierzę, które ma podczas podróży być emocjonalnym wsparciem dla pasażera. Linia wymagać będzie również uznania odpowiedzialności za zachowanie zwierzęcia oraz książeczki szczepień.
Zwierzęta w domu?
Zatem koniec z indykami w samolocie? Z kangurem, który zajmuje fotel? Z wężem, który jest emocjonalnym wsparciem dla pasażera? Doświadczenie podpowiada, że to nie będzie takie łatwe – i jeszcze niejednokrotnie zobaczymy zdjęcia nietypowych zwierząt, które podróżują drogą lotniczą.