Praca w turystyce i świecie podróży? Będzie bolało! Oczekiwania kontra rzeczywistość
Trzy różne światy. Góry, niebo, morze. Każdy z tych światów może stać się wymarzonym miejscem pracy. Tylko czy aby na pewno dobrym pomysłem jest przejście z fazy bycia uczestnikiem biernym – jako turysta, urlopowicz, podróżny – do aktywnej pracy w branżach związanych z turystyką i podróżami?
Coś, co może wydawać się hitem, bywa smutną melodią. Sprawdźmy, jak to wygląda od środka.
* * *
Ballada o górach
Schronisko górskie. Marzenie każdego miłośnika gór, obiekt westchnień i pożądania. Przy każdej wizycie podczas wędrówek po szlakach rzucasz tęskne spojrzenia w kierunku ludzi, którzy tutaj pracują. Tacy to mają szczęście, prawda? Królowie życia, wstają i góry mówią im „dzień dobry”…
…podczas gdy ty, ze swoim plecakiem, tłuczesz się z Warszawy (Gdańska, Poznania, Wrocławia – niepotrzebne skreślić) w Tatry przez pół Polski, tracisz czas i pieniądze na dojazd do Zakopanego, przeklinasz korki na „zakopiance”, ciśniesz się w busiku jadącym na Palenicę Białczańską, zasuwasz ścieżką do góry. Jesteś w końcu w schronisku, rzucasz plecak na łóżko, przed tobą widok na Morskie Oko.
Ile byś dał, aby móc to oglądać codziennie! Świat zdecydowanie nie jest sprawiedliwy. Musisz złożyć podanie o pracę w schronisku. Stanowisko pracy obojętne, możesz nawet sprzątać. Pensja? Nieważne – i tak nie będzie tutaj na co wydawać pieniędzy. Nie to ciebie motywuje. Przecież góry będą jadły ci z ręki!
Panorama Tatr. Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
Mój serdeczny przyjaciel, Olek Długopolski, jest od wielu lat dzierżawcą dwóch schronisk w polskich górach. Słucha tych opowieści i głośno się śmieje.
– Nie możemy się opędzić od takich „amatorów przyrody i gór”. Oni są przekonani, że to cud, miód i orzeszki. Że mieszkasz sobie w schronisku, wychodzisz w góry kiedy chcesz, wracasz kiedy chcesz, wieczory spędzasz przy gitarze i herbacie, słuchając opowieści doświadczonych taterników. A prawda jest zupełnie inna i bardzo prozaiczna.
– Jaka?
– W schronisku trzeba zapie*&%ać. To ciężka praca od rana do nocy. Bywają dni, że nasz personel ledwo na oczy ze zmęczenia widzi.
– Ale góry za oknem to wabik…
– Dla kogo? Dla osoby, która od bladego świtu musiała zajmować się obsługą schroniska? Dla pań kucharek, które muszą uwijać się jak w ukropie, aby wyrobić się z wydawaniem dań podczas godzin śniadaniowych i obiadowych? Dla osób, które sprzątają? Czy dla przyjmujących zgłoszenia noclegów od turystów, którzy non-stop dzwonią i wysyłają maile?
– Niektórym to zapewne nie przeszkadzałoby.
– Nie, Paweł. Miałem tutaj już takich pracowników. Ideowców, zakochanych w górach. A potem proza życia w schronisku ich przytłaczała i nie wytrzymywali. Góry owszem, widzisz… ale za oknem, jak jest dobra pogoda. A na co dzień po prostu musisz pracować i nie masz nawet sił o nich myśleć.
– Dużo dostajesz podań o pracę w schronisku?
– Dziesiątki. I 99 proc. z nich nadaje się do kosza, niestety.
– Dlaczego?
– Bo ich autorami są właśnie takie osoby, które marzą o górach. A nie o pracy w górach. To bardzo istotna różnica.
– OK, kończysz pracę, masz czas wolny i zasuwasz na szlak.
– Nie. Kończysz zmianę i jesteś nieżywy od użerania się z „turystami”, którym nie pasuje smak jajecznicy, skrzypienie łóżka w sali wieloosobowej lub brak ciepłej wody w ciągu dnia. Odpadają ci ręce od zmywania i gotowania, czeka na Ciebie kilkanaście maili z prośbami o potwierdzenie noclegów, właśnie się zerwała linia wysokiego napięcia, więc zostaliście tylko „na agregatorze”. Ktoś musi iść i poszukać tego słupa, gdzie jest awaria. W środku nocy, przy minusowej temperaturze. Witaj w naszej codzienności.
– Polecasz pracę w górach?
– Tak. Ale tylko dla tych, którzy chcą pracować, traktując to miejsce jak każde inne. Ideały szybko się wycierają. Zresztą, bywasz u mnie często, sam widzisz.
Trudno się nie zgodzić z Olkiem. Osobiście miałem okazję poznać kilka osób, którym praca w schronisku dosłownie zmiażdżyła ich wyidealizowany obraz związany z „przebywaniem w górach”.
Mieszkałem w schronisku górskim przez ponad 3 miesiące, szukając wyciszenia od bodźców zewnętrznych podczas pracy nad pewnym projektem – i nigdy w życiu nie chciałbym podjąć się pracy zarobkowej (na jakimkolwiek stanowisku: nieistotne czy dzierżawcy czy osoby sprzątającej) w takim miejscu.
Codzienność schroniskowa. Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
Przekonałem się o tym podczas tych gorących godzin, kiedy turyści walą do schroniska drzwiami i oknami – chcąc pomóc Olkowi i jego załodze, rzucałem pracę przy komputerze i wspierałem ich w kuchni lub przy obsłudze turystów.
Widziałem załamania nerwowe wśród pracowników, intrygi, monotonię codzienności, brak rozrywek podczas złej pogody (tu nie ma kina, sklepów i księgarni za rogiem – a internet dopiero od 3 lat działa w miarę rozsądnie). To było traumatyczne doświadczenie.
* * *
Pieśń o przestworzach
Oczekiwania? Ci piloci to mają klawe życie. Dzisiaj w Warszawie, jutro w Nowym Jorku, pojutrze w Londynie. Zwiedzają, latają, ich pensja to wielokrotność średniej krajowej, a praca jest lekka, łatwa i przyjemna.
Wprawdzie trzeba zainwestować w kursy, szkolenia, cały ten jazz – ale potem to już tylko prestiż i wygoda.
Rzeczywistość?
– Jesteśmy eksploatowani jak kierowcy TIRów. Etos pracy już praktycznie nie istnieje, każdy się boi o etat, zabezpieczenie socjalne, mamy makabrycznie napięty system pracy – opowiada anonimowo jeden z pilotów pracujących dla taniego przewoźnika.
Na naszych łamach opisywaliśmy polskiego pilota, którzy pracował w Ryanair.
– Pracujemy bez etatu, urlopu, aby tylko samolot był w ruchu. To praca równie elitarna, jak na kasie w Biedronce – nie owija w bawełnę pilot. – Powiedzmy, że zaczynałem dzień w Modlinie, potem lecę do Londynu, następnie do Marsylii, a dzień kończyłem we Włoszech. Odpoczywam i wracam do domu kolejną trasą. Wychodziłem z domu w środę, wracałem w niedzielę. Robione jest wszystko, aby wykorzystać do maksimum normę godzin pracy w powietrzu – dodaje rozmówca, cytowany m.in. przez wp.pl
Praca w kokpicie samolotu? Jak gość, gdy tylko mam taką możliwość, wchodzę tam z przyjemnością. Ale nigdy nie marzyłem o tym, aby to był mój zawód…
Pilot dreamlinera i autor-amator podróży. Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
* * *
Piosenka o wakacjach
Ach, być animatorem w zagranicznym kurorcie. Słońce grzeje, drink z palemką czeka, grupa sama się sobą zajmuje – wieczne wakacje. Każdego roku wiele osób składa aplikacje do biur podróży, które poszukują kandydatów na objęcie tego typu stanowisk. Perspektywa pracy w Egipcie, Turcji czy Hiszpanii jest bardzo kusząca.
Skoro to taka „praca marzeń”, to skąd tyle niepochlebnych opinii?
– Jeżeli nie masz problemów z pracą po 18 godzin na dobę, z użeraniem się z roszczeniowo nastawionymi turystami, z oddaleniem od rodziny, z intrygami, to może sobie poradzisz – nie pozostawia złudzeń Karolina, która od 6 lat pracuje w tym zawodzie, obsługując polskojęzyczne grupy w Turcji. – Ktoś, kto uważa, że to są wieczne wakacje, nie ma zielonego pojęcia o realiach – dodaje animatorka.
Fot. Sergey Lyashenko, shutterstock
Rozmowa z osobami, które pracują w branży, szybko staje się litanią problemów. Siedzę w kawiarni w jednym z krakowskich centrów handlowych, jest wieczór, a moje dwie rozmówczynie sypią przykładami jak z rękawa.
– Polak na wakacjach? Zapłaciłem, więc wszystko mogę. Być pijanym i drzeć się na animatorkę. Rozwalić drzwi balkonowe i żądać od nas, abyśmy je naprawiły, „bo to przecież nasze obowiązki”. Oskarżyć kierowcę busa, którym jedziemy na wycieczkę fakultatywną o kradzież portfela… po czym odnaleźć go po powrocie w swoim pokoju na podłodze. Mieć poczucie wyższości, bo „ja jestem na wakacjach, a pani tu tylko pracuje” – opowiada Dorota.
– Nie możesz ustawić takiego turysty „do pionu”?
– Raz spróbowałam. Dostałam potem naganę, ponieważ turysta, któremu dość dosadnie na koniec turnusu w końcu zwróciłam uwagę, po powrocie do Polski złożył na mnie skargę. Życie – gorzko uśmiecha się Dorota.
Wtóruje jej Karolina:
– Przestałam doceniać urok miejsca, w którym przebywam. Gdybym tutaj była jako gość, na wakacjach – zapewne byłabym zrelaksowana i wypoczęta. A tak zazwyczaj jestem kłębkiem nerwów – wszystko jest na mojej głowie, a praca z ludźmi to codzienne zaskoczenia, niestety najczęściej nieprzyjemne. Ile można rozmawiać z ludźmi i wciąż wałkować to samo?
Fot. karamysh, shutterstock
* * *
Może jednak lepszym pomysłem jest traktowanie podróży i turystyki jako hobby? Czegoś, co ma nam przynosić satysfakcję, przyjemność i miłe wspomnienia – nie będąc smutnym obowiązkiem, który musi być wykonany niezależnie od okoliczności.
Co jest lepsze? Wydawać pieniądze jako turysta… czy je zarabiać, pracując w turystyce? Jakie jest wasze zdanie?