Embraer wierzy, że Polacy przesiądą się do powietrznych taksówek. Mają nas dowozić do CPK
Pamiętacie „Jetsonów”? Kultowa kreskówka Hanna Barbera prezentuje futurystyczną wizję życia przeciętnej amerykańskiej rodziny, która podróżuje małym latającym statkiem powietrznym. Już wkrótce ta wizja może się ziścić, choć oczywiście nie na masową skalę. Wszystko za sprawą eVTOL, czyli elektrycznych statków powietrznych, łączących cechy helikopterów i małych samolotów. Na rynku pojawiło się wiele firm, które prowadzą zaawansowane prace nad stworzeniem własnych pasażerskich dronów, a pierwsze mogą pojawić się w Europie już w przyszłym roku. Właśnie wtedy – zgodnie z zapowiedziami niedługo przed startem igrzysk olimpijskich – pierwsze pasażerskie drony chce uruchomić w Paryżu niemiecki producent Volocopter. Wstępne plany zakładają, że zainteresowani podróżni będą mogli dolecieć z lotnisk Charles de Gaulle i Le Bourget do centrum Paryża (gdzie na dużej barce na Sekwanie zlokalizowany zostanie vertiport, czyli miejsce startów i lądowań). Planowany jest też „przystanek” w pobliżu pałacu w Wersalu.
Alanya od 2070 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Ayia Napa od 2100 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Radom)
Majorka od 2921 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Niemcy są przy tym tylko jedną z ponad 200 firm prowadzących prace nad powietrznymi taksówkami, a wśród nich jest m.in. Embraer. Brazylijska firma słynąca głównie z produkcji samolotów regionalnych prowadzi prace nad swoim eVTOL poprzez osobną spółkę Eve Air Mobility i liczy na certyfikację swoich dronów w 2025 roku. Tak, aby pierwsze podniebne taksówki mogły pojawić się na niebie w 2026 roku. Jak będą wyglądać? W zależności od konfiguracji, będą one w stanie przewieźć od 4 do 6 pasażerów (w pierwszej wersji z pilotem, w tej większej jako autonomiczny statek powietrzny). Mają być ciche, bezemisyjne, szybkie i łatwe do zamawiania – ma to być możliwe w sposób podobny do aplikacji taksówkowych.

Embraer sporo sobie obiecuje po nowym rynku, licząc na to, że w ciągu najbliższych kilku lat spółka Eve może notować podobne przychody jak… sam Embraer obecnie, czyli kwoty rzędu 4-5 mld dolarów rocznie. Z danych brazylijskiej spółki wynika, że w 2035 roku na świecie będzie latało ok. 50 tysięcy takich powietrznych taksówek. Gdzie Brazylijczycy widzą największy potencjał? Pierwszy w kolejce jest Dubaj, gdzie taka usługa ma wystartować już w 2026 roku. Jak informuje „Rynek Lotniczy”, firma Falcon Aviation Services zamówiła 35 takich maszyn i ma uruchomić loty z hotelu Atlantis, zlokalizowanego na sztucznej wyspie Palm Jumeirah.
Duże szanse na sukces przedsięwzięcia Embraer widzi też jednak w największych i najbardziej zakorkowanych miastach. Takich jak Londyn, gdzie Embraer widzi potencjał w 2035 roku na 395 latających taksówek i 6,6 mln podróżnych rocznie. Ale też bardziej egzotycznych destynacji jak Mumbaj, gdzie w tym samym okresie firma określiła potencjał na 795 egzemplarzy eVTOL i 13,4 mln pasażerów rocznie.

– Naszym celem nie jest to, aby powietrzne taksówki zastępowały samochody. Uważamy jednak, że to ciekawa alternatywa w najbardziej zatłoczonych miastach, zarówno pod względem kosztowym jak i czasowym – mówi Andre Stein, prezes zarządu Eve.
Co ciekawe, wśród najbardziej perspektywicznych rynków Embraer wskazuje też Polskę, a konkretnie Warszawę. Analizując podobną perspektywę czasową, Brazylijczycy określają potencjał stolicy na 140 elektrycznych dronów w 2035 roku i nawet 2,4 mln pasażerów rocznie. Skąd tak duża liczba? Eve dużo sobie obiecuje po planowanej budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego i liczy, że eVTOL może być wygodną alternatywą dla transportu pasażerów (głównie z segmentu premium) z centrum stolicy do lotniska w Baranowie. Obiecują przy tym, że czas podróży ze śródmieścia do oddalonego o 40 kilometrów CPK wyniesie ok. 15 minut. Czy to optymistyczne szacunki? Mówiąc delikatnie tak. Tym bardziej, że w planach jest stworzenie szybkiej kolei, dzięki której z centrum Warszawy do CPK też dojedziemy w kwadrans (w ramach tej samej linii z CPK do Łodzi dojedziemy w 30 minut).

Nic więc dziwnego, że nawet eksperci z CPK patrzą na ten projekt z umiarkowanym entuzjazmem.
– Teoretycznie projekt CPK może stanowić poligon doświadczalny dla rozwiązań innowacyjnych, np. naziemnych i powietrznych pojazdów autonomicznych. Jesteśmy otwarci na nowe technologie, a formuła inwestycyjna „greenfield” (projektów budowanych od podstaw i bez ograniczenia ze strony istniejącej infrastruktury) sprzyja ich wykorzystaniu. Interesują nas np. rozwiązania smart, które usprawnią przepływy i obsługę pasażerów, bagażu, odprawę biletową, czy kontrolę bezpieczeństwa – mówi w rozmowie z Fly4free.pl Konrad Majszyk, rzecznik prasowy CPK.
Jednak na razie studzi on wszelki hurraoptymizm

– Co do tej propozycji autonomicznych dronów-taksówek, to zanim odlecimy, wolę twardo stąpać po ziemi i być ostrożny. Jeszcze nigdzie na świecie takie rozwiązanie nie zostało wprowadzone i przetestowane w warunkach codziennej pracy lotniska. Z jednej strony CPK, czyli nowa inwestycja, która jest na etapie projektowania, może stanowić optymalne miejsce dla tego typu innowacyjnych rozwiązań. Z drugiej strony, eksperci od megainwestycji ostrzegają, żeby zbyt łatwo nie wchodzić w rolę królika doświadczalnego, który weźmie na siebie wszystkie choroby wieku dziecięcego danego rozwiązania. Innymi słowy: decyzja musi być przemyślana, a co nagle to po diable – komentuje Majszyk.
Bo i faktycznie na razie należy chyba traktować ten projekt w kategorii futurologii. Aby mógł się ziścić w Polsce, konieczne jest spełnienie szeregu warunków. Zaczynając od operatora, który złoży zamówienie na takie pojazdy, poprzez stworzenie jednego lub więcej vertiportów, skończywszy na zmianach w przepisach dotyczących korzystania z przestrzeni powietrznej.