„Niepełnosprawność pozwoliła mi podróżować”. Zamiast się załamać, ruszył w świat
Dziś trudno odmówić mu radości życia. To człowiek, od którego każdy mógłby się uczyć pogody ducha, samozaparcia, determinacji w drodze do spełniania marzeń i odwagi. Poznajcie Michała Ławryszka – niepełnosprawnego podróżnika, który swoimi dokonaniami mógłby zawstydzić wielu pełnosprawnych.
Bariery? A co to takiego?
Większość ludzi, gdy myśli o osobie sparaliżowanej wyobraża sobie kogoś, kto bez przerwy potrzebuje opieki i nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Michał jest kompletnym zaprzeczeniem tego wyobrażenia. I choć sam chyba nie zauważa, jak niezwykłym jest człowiekiem, to trudno znaleźć kogoś, kto potrafi aż tak cieszyć się życiem.
– Ja po prostu korzystam z przywilejów dla niepełnosprawnych. Takich projektów dla osób z niepełnosprawnością jest coraz więcej, czasem nawet nie jestem w stanie aplikować na wszystko, czego chciałbym spróbować – opowiada podróżnik. – Moją największą pasją jest nurkowanie, trafiłem na rewelacyjną ekipę, bardzo mi się to spodobało. Byliśmy w Meksyku, na Bali, kilkakrotnie w Egipcie. Woda kręci mnie najbardziej – dodaje.
Ale to nie jedyna rzecz, jaką robi Michał. Pływa na narcie wodnej, żegluje, jeździ na skuterach wodnych. Skakał też ze spadochronem, latał na paralotni, jeździ konno.
Nie zastanawia się nigdy, czy może to zrobić, tylko jak tego dokonać. Jeśli ma marzenia, to po prostu je realizuje. Po kolei. Lubi adrenalinę, choć wie, że nie wszystkim się to podoba.
– Najbardziej przeżywa to moja mama, ale staram się jej o wielu rzeczach mówić dopiero po fakcie. Żeby się nie martwiła. To ona jako pierwsza wiedziała, że nie będę już chodził. Cały ciężar mojej sytuacji spadł na nią – opowiada. – Pokazuję jej filmy albo zdjęcia, a ona dopytuje. Czasem nie dowierza. Póki co wszystkie moje aktywności kończą się bezpiecznie – podsumowuje.

Fot. Archiwum Prywatne/Michał Ławryszek
Jednak Michał nie zawsze miał tyle szczęścia.
Wypadek zmienił wszystko
Michał przyznaje, że już kiedy był młodszy bardzo lubił podróże, nie mógł usiedzieć na miejscu. Nazywa to „duszą podróżnika” i przyznaje, że na szczęście rodzice często organizowali wakacyjne wyjazdy. Ale pewnego dnia całe jego życie wywróciło się do góry nogami. Miał wtedy 17 lat.
– Jechałem jako pasażer w samochodzie. Kolega, który prowadził, jechał za szybko, wyprzedzał w nieodpowiednim miejscu. Auto wpadło w poślizg, uderzyliśmy w drzewo wystrzeliły poduszki, wszystko działo się bardzo szybko – opowiada. – Moi koledzy wyszli z tego cało, niemal bez szwanku. Kierowca miał złamaną kość udową i nadgarstek. Ja złamałem kręgosłup – dodaje.
Wypadek komunikacyjny skutkował paraliżem od klatki piersiowej w dół, przez medycynę nazywanym paraplegią. Michał musiał usiąść na wózku inwalidzkim. I jak sam przyznaje – w najgorszym momencie życia.
– Trafiło na okres dojrzewania. Wtedy tyle chce się robić, a ja wylądowałem na wózku. Tyle tylko, że ja cały czas wierzyłem, że jeszcze będę chodził. I to nie była jakaś nadzieja, ja po prostu byłem pewien. Nie dopuszczałem do siebie innej myśli. Tłumaczyłem sobie, że to taki okres przejściowy, czas na rehabilitację i tak dalej. Ale przecież za jakiś czas wrócę do pełnej sprawności – wspomina.
Być może dlatego nie pojawił się moment załamania. Michał od razu zaczął jeździć do różnych ośrodków rehabilitacyjnych, ciężko pracował nad formą. Mnóstwo czasu spędzał w szpitalach, a tam radził sobie coraz lepiej.
– Pielęgniarki miały mnóstwo roboty, no i przede wszystkim zajmowały się pacjentami po kolei. A nasza sala była na samym końcu korytarza. Nie chciałem czekać aż przyjdą, bo mijało mnóstwo czasu… – opowiada.
Na początku skupił się na nauce samodzielności. Nauczył się np. ubierać bez pomocy innych. Później zaczął nawet pomagać koledze z oddziału. Wreszcie rytm szpitalnego życia trochę przyspieszył.
– Zawsze to ja byłem osobą, która pomagała innym. Udzielałem się, byłem bardzo aktywny chociaż w inny sposób niż teraz. Chętnie uczestniczyłem w akcjach charytatywnych, wolontariatach, a teraz nagle sam potrzebowałem pomocy i to prawie we wszystkim – opowiada Michał.

Fot. Archiwum Prywatne/Michał Ławryszek
Potem trafił na obóz aktywnej rehabilitacji. To tam zobaczył, jak może wyglądać życie poza szpitalem. I że może być ono pełne pasji.
– Nauczyli mnie tam, jak się poruszać na wózku, złapałem ogromną zajawkę. Mieli mnóstwo sportowych propozycji dla nas – obozy pływackie, nurkowe, żeglarskie, jeździeckie. Zrozumiałem, że potrzebuję nowego, porządnego wózka i będę mógł funkcjonować na wysokich obrotach – wspomina.
Nowe życie, nowe pasje
Dzisiaj Michał sam jest instruktorem na tym samym obozie, na którym kiedyś był uczestnikiem. Uczy dzieci pływania, pracuje z osobami, które mają wrodzoną niepełnosprawność. A przede wszystkim wciąż podróżuje i przesuwa granice własnych możliwości.
– Lubię przekraczać kolejne granice, próbować nowych rzeczy, ale najważniejsi są ludzie, którzy mnie otaczają. Bez nich nawet najpiękniejsza rafa koralowa i najbardziej luksusowy hotel nie miałyby sensu – dodaje.
Dzięki licznym projektom organizowanym przez różne fundacje i organizacje, wiele niepełnosprawnych osób ma szansę na niesamowite wyjazdy. Część z nich jest dofinansowywana, a niektóre skutkują niezwykłymi sytuacjami.
– Na przykład w Meksyku ludzie nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Kilkuosobowa grupa osób niepełnosprawnych wzbudzała tam ogromne zainteresowanie. Nawet powiedziałbym, że robiliśmy furorę. Nikt się nie spodziewał, że można przylecieć z drugiego końca świata będąc sparaliżowanym, żeby ponurkować w cenotach i robić to z takimi umiejętnościami – tłumaczy Michał.
Wielu miejscowych instruktorów było zdumionych możliwościami grupy. Chwalili zaradność i umiejętność zachowania się w wodzie, także w cenotach – przepięknych krasowych studniach bardzo popularnych na półwyspie Jukatan, które nie należą do najłatwiejszych miejsc dla nurków.

Fot. Archiwum Prywatne/Michał Ławryszek
Po ich pobycie w Meksyku baza nurkowa otworzyła się na osoby niepełnosprawne. Teraz taki sam wyjazd mogą zorganizować osoby prywatne. Na miejscu będą mieli możliwość skorzystania z pomocy i doświadczenia, jakiego tamtejsi nurkowie nabrali właśnie przy polskiej grupie.
– Otworzyliśmy drzwi nurkowe w Meksyku. Przetarliśmy szlaki dla innych – cieszy się Michał.
Wspomina też, że w Egipcie, który teraz ma duży problem z turystami, byli jedynymi gośćmi w całym hotelu. W tym roku był też na Lanzarote, zaczął nurkować w Chorwacji, a inna grupa pojechała na Kubę.
– Podróżując, mam więcej znajomych niż wcześniej. Nawiązałem niesamowite znajomości z Polakami za granicą, one czasami są dużo bardziej trwałe niż te na miejscu. Mam już niewiele kontaktu z ludźmi, których znałem przed wypadkiem. Oni założyli rodziny, mają ustabilizowane życie. Ja żyję zupełnie inaczej i nasze drogi w naturalny sposób się rozeszły – opowiada.
Sam przyznaje, że często ma wrażenie, że robi więcej niż osoby pełnosprawne. Tłumaczy to chęcią sprawdzenia własnych możliwości.
– Ale nie wszystko mnie kręci. Chciałbym jeszcze pojechać do Afryki, kupić busa i nim pojeździć po świecie, ale na przykład koło podbiegunowe to nie moje klimaty. Marznąć nie lubię – śmieje się. – Czasem to znajomi zmuszają mnie, żebym coś zrobił, a czasem ja ich – opowiada.
Ale nie zawsze jest łatwo
Choć opowieści Michała brzmią lekko i przyjemnie, a jego pasja i zaangażowanie do podróżowania może zarażać, to nie zawsze jest tak kolorowo.
– Kiedyś znajomi oświadczyli mi, że lecę z nimi na Walii. Oni tam mieszkają, przylecieli do Polski wyrobić paszporty, a wrócić mieliśmy już razem. Byłem przerażony – zapewnia. – Nie wiedziałem, jak będzie wyglądać moja sytuacja na lotnisku, czy nie będę dla nich ciężarem – dodaje.
Na szczęście lotniska okazały się być przyjazne pasażerom na wózkach. Wystarczyło zgłosić wcześniej takiego pasażera, a w porcie uruchomiono cały system pomocy.
– Bez kolejki przechodzi się przez kontrole, jako pierwszy wsiadam do samolotu i jako ostatni z niego wysiadam. A w dodatku w wielu liniach lotniczych przeznacza się dla mnie te siedzenia, w których jest więcej miejsca na nogi. Dzięki temu moi znajomi też lecieli w bardziej komfortowych warunkach, bo oficjalnie byli moimi opiekunami – opowiada.

Fot. Archiwum Prywatne/Michał Ławryszek
Gorzej jest w innych środkach transportu. Na przykład w pociągach.
– Wiesz, że rozmowa telefoniczna, którą muszę wykonać przed zjawieniem się na dworcu kosztuje czasem więcej niż bilet na pociąg? Bo te połączenia na linii dla niepełnosprawnych są płatne. Złotówkę z hakiem za minutę. A rozmowa trwa czasem nawet kilkadziesiąt minut, bo ktoś po drugiej stronie musi się dowiedzieć, jakim jeżdżę wózkiem, na ile jestem samodzielny, ile ważę itd. – tłumaczy Michał. – Nie ma też możliwości, żebym np. kupił kwiatka i odebrał koleżankę z dworca, bo nikt z tego powodu nie uruchomi dla mnie specjalnej platformy. Tylko, jeśli gdzieś jadę. W Warszawie jest trochę inaczej, ale nie wszyscy mieszkają w stolicy – mówi.
Choć na wielu dworcach funkcjonują windy, to bardzo często zdarzają się awarie. To, co za granicą jest nie do pomyślenia, u nas podsumowuje się wzruszeniem ramion. Nie działa, po prostu. Michał przyznaje, że w Polsce jeszcze daleko nam do bardziej przyjaznych krajów, ale na pewno sytuacja jest coraz lepsza.
– Kiedyś wielu rzeczy nie mogłem. Na przykład chciałem wziąć udział w maratonie, ale organizator bał się, że wszystkich prześcignę, a wygrana osoby niepełnosprawnej nie wchodziła w grę. – śmieje się. Ale to było parę lat temu, w małej miejscowości. Teraz czasy się zmieniły i dziś nie jest to żaden problem – mówi.
I żeby ludzie byli inni…
Podróżnik podkreśla też, że choć sam zwykle nie potrzebuje pomocy, to marzy o większej ludzkiej wyrozumiałości. Chciałby, żeby ludzie nie traktowali go jako sensacji.
– Wbrew pozorom osoby niepełnosprawne mają umiejętność mówienia. Jeśli ktoś chce nam pomóc, to wystarczy podejść i zapytać. Na pewno nie warto pomagać nam na siłę, bo czasem niechcący można zaszkodzić. A my możemy doradzić, podpowiedzieć – opowiada. – Kiedyś na przykład lekko podpity pan wziął sobie za punkt honoru, że pomoże mi na schodach. Ale w połowie drogi zrezygnował – wspomina z uśmiechem.
Michał nie zamierza przestać podróżować, ale nie ukrywa, że czasem rezygnuje już z jakiegoś wyjazdu, żeby zrobić coś na miejscu. Choć czerpie z życia pełnymi garściami, przyznaje, że brakuje mu jeszcze kogoś, z kim mógłby iść przez życie.
– Nauczyłem się z tym żyć, realizuję pasje i marzenia, ale do końca nigdy się nie pogodziłem z tą sytuacją – przyznaje. – Jednak czuję, że na wózku osiągnąłem o wiele więcej niż bez niego. Paradoksalnie, teraz mam znacznie większe możliwości. Ale marzę też o rzeczach, które dla innych są proste. Chciałbym się zakochać, stworzyć związek ze swoją partnerką i móc razem z nią odkrywać nowe zakątki świata. Chciałbym mieć dzieci i całą rodziną wrócić też do tych miejsc, które już widziałem – przekonuje.

Fot. Archiwum Prywatne/Michał Ławryszek
Więcej o przełamywaniu barier i swoim niezwykłym życiu Michał Ławryszek będzie opowiadał podczas targów podróżniczych World Travel Show, które odbędą się w dniach 20-22 października w Ptak Warsaw Expo w Nadarzynie pod Warszawą.
Spotkanie z Michałem i innymi podróżnikami rozpocznie się w niedzielę o godz. 11.15 w Strefie Fly4free.pl. W trakcie panelu dyskusyjnego „Podróżuj mimo wszystko!” podróżnik opowie o tym, że „Niepełnosprawni mogą więcej”.
Fly4free.pl jest patronem internetowym World Travel Show. W czasie targów przygotowaliśmy dla Was znacznie więcej atrakcji – możecie o nich przeczytać TUTAJ.