Ta linia zamówiła A380 na 840 pasażerów! Ścisk to mało: „bydłoloty” mogą przeżywać renesans
Z jednej strony Airbus ogłosił koniec produkcji A380, z drugiej – przewoźnicy wciąż chcą jednak kupować duże samoloty, najlepiej maksymalnie wypchane fotelami. Jednak tylko pod warunkiem, że będą bardziej oszczędne niż francuski kolos.
W zeszłą niedzielę po miesiącach fatalnych informacji, w końcu napłynęły pozytywne wieści z obozu Boeinga: swój pierwszy testowy lot wykonał 777X, czyli największy dwusilnikowy pasażerski samolot świata, który zabierze na pokład nawet 426 pasażerów. Boeing chwali się, że ma zamówienia na 309 samolotów tego typu i ma nadzieję, że sukces nowego modelu choć trochę pozwoli przyćmić skandal z uziemieniem modelu 737 MAX. 426 foteli to sporo, choć na rynku nie brakuje przewoźników, którzy chcieliby w swoich nowych samolotach upchnąć jeszcze więcej miejsc. Choć oczywiście w samolocie znacznie bardziej ekonomicznych niż poczciwy kolos A380, którego produkcja jest powoli zwijana.
Nie wspominając już o tym, że historycznie plany niektórych linii były jeszcze bardziej ambitne, choć ostatecznie większość z nich nie została wprowadzona w życie. Jakie są więc największe pasażerskie samoloty i projekty w historii i… czy ta historia może zatoczyć koło?

1000 osób na pokładzie? To pestka
Jakiś czas temu na łamach Fly4free.pl pisaliśmy o Suchoju KR-860, który miał być rosyjską odpowiedzią na Airbusa A380. W wariancie z samymi miejscami klasy ekonomicznej miał zabierać na pokład nawet 1000 pasażerów, czyli o 140 więcej niż francuski kolos w swojej najbardziej zagęszczonej konfiguracji. Ostatecznie, mimo szumnych zapowiedzi, rosyjski samolot nigdy nie wszedł do fazy produkcji i… chyba dobrze. Jak czytamy bowiem w specyfikacji, na dolnym pokładzie Rosjanie przewidzieli rzędy z 12 miejscami i trzema alejkami! O tym, jak duży byłby to ścisk, lepiej nie mówić.

Francuska linia, która chciała przebić wszystkich
Wspomnieliśmy o A380, który wkrótce przestanie być produkowany przez Airbusa. Największy pasażerski samolot świata może teoretycznie zabrać na pokład 868 pasażerów, jednak w praktyce linie lotnicze decydują się na konfiguracje przekraczającą 500 miejsc. Jest to oczywiście związane z faktem, że samoloty te są przeznaczone na bardzo dalekie trasy, a na takich połączeniach konieczne jest posiadanie odpowiedniej liczby miejsc w klasie pierwszej, biznes czy nawet premium, które zazwyczaj decydują o rentowności danego połączenia.
Oficjalnie najbardziej “zatłoczony” A380 należy do linii Emirates i zabiera na pokład 615 pasażerów – 557 w klasie ekonomicznej i 58 w klasie biznes.
Ale to i tak nic w porównaniu z zamówieniem z 2009 roku, złożonego przez francuską linię Air Austral, która zażyczyła sobie 2 Airbusy A380 w konfiguracji z samymi miejscami w klasie ekonomicznej. Każdy z samolotów miałby zabierać na pokład… po 840 pasażerów! Ostatecznie w 2012 roku przewoźnik anulował jednak to zamówienie – jak tłumaczył prezes Air Austral, A380 bez jakichkolwiek miejsc premium, nie byłby w stanie na siebie zarobić, a pasażerowie płacący najwięcej za bilety odeszliby do konkurencji.
Z kolei w 2013 roku linie Garuda Indonesia chciały zamówić A380 w wersji “kombi” – samolot w dwuklasowej konfiguracji, który łatwo dałoby się przerobić na model tylko z miejscami w klasie ekonomicznej. Potencjalna liczba foteli: nawet 850. Tu też skończyło się tylko na planach…
Plany “wypchania” swoich A380 miały też linie Malaysia Airlines. W 2016 roku przewoźnik chciał przerobić swoje 4 Airbusy tak, by mogły zabierać na pokład 700 pasażerów! W ramach tego pomysłu przewoźnik chciał się mocno zaangażować w biznes pielgrzymkowy i zwiększyć częstotliwość lotów do świętych miejsc islamu, czyli np. do Mekki, do której muzułmanie odbywają regularne pielgrzymki.
Żaden z tych projektów ostatecznie nie wszedł w życie, ale nie brakuje teraz linii, które maksymalnie upychają inne rodzaje samolotów.

“All economy” - nadzieja tanich linii na podbój rynku
Pół roku temu bardzo głośno było o filipińskiej linii Cebu Pacific, która złożyła zamówienie na 16 Airbusów A330neo. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że będą one najbardziej ciasnymi samolotami w swojej klasie – będą one posiadały tylko miejsca w klasie ekonomicznej, a przewoźnik zabierze na pokład aż 460 pasażerów. Dotychczasowy “rekordzista” w takiej konfiguracji zabierał na pokład 440 osób.
Ciasno? Być może. Ale sam przewoźnik twierdzi, że absolutnie o to mu chodziło.
– Azja to rynek z ogromnymi ograniczeniami infrastrukturalnymi, jeśli chodzi o lotniska i brak wolnych slotów. Widzimy to na lotnisku Manili, ale to tak naprawdę problem całego regionu. I właśnie dlatego szukaliśmy możliwie największego latającego autobusu, w którym moglibyśmy przewozić jak najwięcej pasażerów na najbardziej popularnych trasach – mówi Mike Szucs, doradca zarządu Cebu Pacific.
Airbus widzi potrzeby niektórych przewoźników, stąd całkiem niedawno wprowadził też modyfikacje do swojego flagowego samolotu, czyli Airbusa A350-1000. W efekcie zmian w ustawieniu kabiny maksymalna liczba foteli w tym modelu zwiększyła się z 440 aż do 480. I choć brzmi tak dużo miejsc w takim samolocie jak A350 brzmi nieco surrealistycznie, to już znalazł się pierwszy chętny na samolot w takiej konfiguracji. To linia French Bee – tani przewoźnik z siedzibą na lotnisku Paryż-Orly, która lata m.in. na Karaiby i jest jedyną linią na świecie, której flota składa się wyłącznie z Airbusów A350. Owszem, na razie tylko z trzech, ale egzemplarz numer 4 ma zostać dostarczony w czerwcu, a wspomniane wcześniej A350 mogące pomieścić 480 pasażerów, trafią do linii w 2021 i 2022 roku.
Nie umknęło to zresztą uwadze Bena Smitha, czyli prezesa Air France-KLM, który w jednym z ostatnich wywiadów stwierdził, że takie samoloty jak A350-1000 we flocie tanich linii drastycznie obniżają ich koszty jednostkowe, w efekcie czego Air France nie będzie łatwo z nimi rywalizować.
Mamy więc do czynienia z dwiema szkołami. Jedną, która stawia na maksymalizację zysku kosztem wygody pasażerów. I drugą, która wskazuje na to, że wyścig na liczbę foteli nie ma sensu, bo na koniec dnia o danych połączeniach i tak decydują pasażerowie typu premium, kupujący najdroższe bilety. Która koncepcja zwycięży? A może na rynku jest miejsce dla obu? Przekonamy się wkrótce.