Najkrótsza trasa lotnicza w Polsce notuje bardzo dobre wyniki. Latają na niej tysiące ludzi
Choć to tylko 180 kilometrów, to między Warszawą i Lublinem lata mnóstwo pasażerów. Nic dziwnego, że LOT już zwiększył liczbę połączeń między tymi lotniskami, a władze portu przekonują, że jest potencjał nawet na 2-3 loty dziennie.
LOT uruchomił połączenie z Warszawy do Lublina we wrześniu ubiegłego roku i jest to najkrótsza trasa w jego siatce połączeń – odległość między dwoma miastami to ledwie nieco ponad 180 kilometrów. Teoretycznie takie połączenie nie powinno się nikomu opłacać – w zależności od pory dnia da się tę trasę pokonać autem w nieco ponad 2-2,5 godziny. Z drugiej strony – akurat w tym czasie trwała intensywna modernizacja torów kolejowych, więc odpadała konkurencja ze strony pociągów. Krótka trasa (według rozkładu lot trwa 45 minut, choć w praktyce jest znacznie krótszy) okazała się jednak sporym sukcesem – kilka dni temu dowiedzieliśmy się, ilu dokładnie podróżuje na niej pasażerów.
Dane dotyczące trasy Warszawa-Lublin i innych połączeń krajowych przygotował Urząd Lotnictwa Cywilnego. Nie są to niestety dane najświeższe – dotyczą I półrocza, czyli okresu od stycznia do końca czerwca. I tak jednak stanowią one bardzo dobry punkt odniesienia, by zorientować się, jaką popularnością cieszą się poszczególne połączenia.
Z danych ULC wynika więc, że w okresie od stycznia do końca czerwca na trasie Warszawa-Lublin podróżowało w sumie 15696 pasażerów. W tym okresie wykonano na tej trasie 312 operacji lotniczych Bombardierami Q400, co oznacza, że samoloty na tej trasie były wypełnione w ok. 65 procentach, a więc prawie w 2/3.
Czy to dobry wynik? Można na niego patrzyć przez pryzmat innych lotnisk, które notują lepsze wypełnienie samolotów na trasach do Warszawy. Ale z drugiej strony – władze lotniska w Lublinie chwalą się, że mają najwyższy wskaźnik pasażerów transferowych na trasach krajowych wśród wszystkich portów regionalnych. Co to oznacza? Że LOT zwyczajnie opłaca się latać na tej trasie, bo zarabia więcej na pasażerach, którzy przesiadają się w Warszawie i lecą dalej do Europy, USA czy Azji. Oczywiście, jest to także związane z tym, że po bankructwie flyBMI i zakończeniu lotów do Monachium, Warszawa jest jedynym dużym hubem przesiadkowym dostępnym z Lublina.
Zresztą, LOT zdaje się “doceniać” swoje najkrótsze połączenie, bo od końca października zdecydował się zwiększyć liczbę lotów na tej trasie z 7 do 11 tygodniowo, dodając poranne rejsy z Lublina do Warszawy. Samoloty wylatują z Lublina o 6 rano w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki.
Ale władze lotniska twierdzą, że ta trasa ma znacznie większy potencjał.
– Z miesiąca na miesiąc zainteresowanie tym połączeniem rośnie. Już teraz jest potencjał, aby LOT latał z Warszawy do Lublina po 2 razy dziennie, a w perspektywie roku-półtora, potencjał zwiększy się do 3 rotacji dziennie – mówi Fly4free Ireneusz Dylczyk, dyrektor handlowy lotniska w Lublinie.
Władze lubelskiego portu argumentują, że w ten sposób są w stanie odciążyć zatłoczone Lotnisko Chopina nawet o 100-120 tys. pasażerów rocznie, którzy zamiast jeździć do Warszawy i odprawiać się na zatłoczonym lotnisku, mogliby swoją podróż zacząć w Lublinie i potem tylko przesiąść się na dalsze połączenie.
A jak jest na innych trasach krajowych?
ULC opublikował dane na temat lotów krajowych dla wszystkich lotnisk w Polsce, możemy więc mniej więcej oszacować, jak dużo ludzi lata po Polsce. Co wynika z tych danych? W I półroczu z usług LOT i Ryanaira (tylko te 2 linie realizują obecnie połączenia krajowe) skorzystało w sumie 1,857 mln pasażerów, czyli o 4 procent niż w analogicznym okresie rok temu.
Co ciekawe jednak, wciąż daleko nam do rekordowego 2017 roku, gdy w okresie od stycznia do czerwca podróżowało po Polsce 2,11 mln ludzi. To oczywiście efekt zawieszenia przez Ryanaira hitowych tras krajowych z Warszawy do Gdańska i Wrocławia. Widać to zresztą po danych z kilku lotnisk – w ruchu krajowym liczba pasażerów na lotnisku w Gdańsku jest mniejsza o 36 procent niż w I półroczu 2017 roku. Na lotnisku we Wrocławiu strata jest jeszcze większa i wynosi aż aż 41,5 procent w stosunku do danych sprzed 2 lat.