Linie lotnicze szykują pozwy przeciw PAŻP! W tle drugi dzień paraliżu na polskim niebie
Wczorajsze masowe opóźnienia samolotów na lotniskach w Warszawie i nie tylko to efekt konfliktu w PAŻP. Tak naprawdę opóźnienia pojawiły się już kilka dni temu, ale dopiero w piątek problem stał się bardzo widoczny.
– To już jest katastrofa. Nasze samoloty mają już średnio po 90 minut opóźnienia. Cierpią na tym głównie pasażerowie. Boję się myśleć, co będzie działo się przed świętami – mówi w rozmowie z „DGP” Michał Kaczmarzyk, szef linii Buzz
Majorka od 2164 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Riwiera Adriatycka od 2729 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
Korfu od 2188 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Wrocław)
W piątek niektóre połączenia były opóźnione o ponad 2 godziny, na przykład rejs z Gdańska do Warszawy, a w sobotę już od rana widzimy, że samoloty ponownie notują opóźnienia. Zarządzający Lotniskiem Chopina PPL rozkłada ręce i mówi, że powodem jest brak kontrolerów ruchu lotniczego, którzy w następstwie konfliktu w PAŻP masowo odchodzą z pracy (44 z nich umowy wygasły od 1 kwietnia), a dodatkowo bardzo licznie dostarczają do firmy zwolnienia lekarskie.
Za konflikt kontrolerów z zarządem firmy zapłacił już głową prezes PAŻP Janusz Janiszewski, którego 31 marca zastąpiła Aneta Oleksiak. Nowa prezes ma wynegocjować ze związkowcami kompromisowe rozwiązane, jednak jak widać, na razie rozmowy nie przynoszą rezultatu. Główną osią sporu jest przede wszystkim kwestia wynagrodzeń (pod koniec 2021 roku PAŻP zapowiedział obniżenie pensji kontrolerom), ale też – jak twierdzą sami kontrolerzy – zapewnienie warunków, które będą gwarantowały bezpieczeństwo lotów.
W sobotę od rana sytuacja wygląda podobnie. Bardzo dużo przylotów i wylotów z Lotniska Chopina jest opóźnionych.

PAŻP traci podwójnie. Linie już zapowiadają pozwy
Sytuacja już jest trudna, a będzie jeszcze gorsza, bo do końca kwietnia z pracy w PAŻP odejdzie 136 kolejnych kontrolerów. Zdają sobie z tego sprawę sami przewoźnicy.
– Z tych informacji, które do nas docierają, nieoficjalnie wynika, że ta sytuacja może się zdecydowanie pogorszyć właśnie od maja. Wtedy może wystąpić konieczność masowego odwoływania lotów w Polsce. To będzie skala ogromna. Łącznie z problemami lotów tranzytowych nad Polską. To byłby ewenement na skalę europejską. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy mamy to, co mamy, na wschodniej granicy – mówi Kaczmarzyk w rozmowie z WNP.pl.
Wtóruje mu Andrzej Kobielski, wiceprezes linii Enter Air.
– Warszawa jest jedną z głównych naszych baz. Jest lotniskiem o największym obciążeniu. Brak kontroli w obszarze i na zbliżaniu oznacza całkowity paraliż. Według tych informacji, które otrzymaliśmy, w najczarniejszym scenariuszu, to raptem 20-30 proc. obecnej przepustowości lotniska byłoby możliwe do obsłużenia, gdyby zrezygnowała ta wcześniej deklarowana liczba kontrolerów PAŻP – mówi Kobielski.
Obaj prezesie jasno deklarują, że w przypadku anulowania jakichkolwiek rejsów wystąpią na drogę sądową, żądając od PAŻP odszkodowania. Mogą to być kwoty idące w miliony złotych.
A to nie jedyny finansowy cios dla agencji, której przychody już zostały mocno uszczuplone przez wojnę w Ukrainie.
– Wskutek rosyjskie agresji na Ukrainę obserwujemy w polskiej przestrzeni powietrznej spadek ruchu tranzytowego o 30 procent – mówił kilkanaście dni temu Janiszewski.
Jak dodaje, wielu przewoźników zdecydowało się na omijanie Polski, także z uwagi na sankcje nałożone przez Rosję czy zamknięcie przestrzeni powietrznej Ukrainy. Te wszystkie działania miały obniżyć przychody PAŻP o 30-40 mln PLN. Teraz te straty będą dużo wyższe – od wczoraj widzimy, że samoloty wielu linii lotniczych operujących na przykład z i do Skandynawii omijają Polskę, a Eurocontrol nie wyklucza, że w przypadku braku kontrolerów takie rozwiązanie zostanie wprowadzone na dłużej.