Czy latanie samolotem w Polsce po trasach krajowych ma sens i się opłaca? Obalamy mity
Rozmowa zwolenników i przeciwników lotów krajowych w Polsce przypomina niekiedy dialog ślepego z głuchym: ciężko jest się porozumieć. Wokół latania po Polsce narosło wiele mitów, z których część jest wyssana z palca, inne opierają się na błędnych przesłankach, ale są i takie, które dość wiernie oddają stan faktyczny.
Postanowiliśmy przyjrzeć się 6 mitom. Tym najpopularniejszym – próbując znaleźć odpowiedź na pytanie: czy latanie samolotem na trasach krajowych w Polsce ma w ogóle sens?
* * *
– Nie ma sensu, jest drogo!
Jeden z koronnych argumentów osób, które są sceptycznie nastawione do tego środka transportu. Bilet lotniczy – według nich – kosztuje wielokrotnie więcej niż kwota, którą wydamy na inny rodzaj przejazdu, taki jak autobus czy pociąg. Skoro więc koszty przemieszczenia się samolotem są duże, należy zrezygnować z takiej formy podróży.
Tylko czy na pewno ta teza jest prawdziwa? Nie do końca. Polacy nauczyli się korzystać z okazji i planować swoje podróże, zwłaszcza między największymi miastami w Polsce.
Słynne połączenie lotnicze, realizowane przez Ryanair na trasie z Warszawy do Gdańska (jeszcze do niego wrócimy w dalszej części tego artykułu) było niczym encyklopedia taniego latania: nauczyło naszych rodaków, że to nie jest elitarny środek transportu. I nie potrzeba było wiele zachodu, aby móc kupić bilet na tej trasie za 19 PLN w jedną stronę, niekiedy nawet na kilka dni przed planowaną podróżą.
Kolej? W wielu przypadkach nie jest alternatywą, nawet cenową. Spójrzcie sami. Załóżmy, że chcę się dostać za 2 tygodnie nad morze. Mieszkam w Krakowie, jestem wolny w piątek po pracy, sprawdzam połączenie kolejowe na trasie Kraków – Gdańsk. Jest! Bezpośredni pociąg, klasy Express InterCity, który dosłownie pędzi na tej trasie: wyjeżdża o 17:53, a w Gdańsku jest po 5 godzinach i 34 minutach, o 23:27. Cena biletu w 2 klasie? 127 PLN. Klasa 1 to wydatek 229 PLN.
Fot. PKP
A gdybym chciał polecieć samolotem? Rzut oka na rozkład Ryanair… i niespodzianka. Wylot z Krakowa o 20:50, lot trwa nieco ponad godzinę, w Gdańsku jestem o 22:05. Cena biletu? 69,73 PLN. Prawie dwa razy taniej niż koleją.
Fot. Ryanair
Samochód? Szybkie przeliczenie kosztów paliwa i autostrad na trasie z Krakowa do Gdańska skutecznie odstrasza od tej możliwości transportu. Blisko 600 km w jedną stronę, przy założeniu że nasz samochód spali 8 litrów benzyny na każde 100 km, daje nam sumę ok. 230 PLN na samo paliwo. Autostrada A4 to wydatek kolejnych 20 PLN. Odcinek autostrady A1 – 30 PLN. Robi się drogo…
Ktoś powie: „no tak, ale sobie redaktor wybrał przykład, Ryanair akurat lata z Krakowa do Gdańska”. Pełna zgoda – ale hegemonem na trasach krajowych jest nasz narodowy przewoźnik, czyli PLL LOT. I planując z odpowiednim wyprzedzeniem podróż (lub czekając na promocję) również w LOT można kupić względnie tanie bilety lotnicze na połączenia krajowe. I nie mówimy tutaj tylko o trasie z Krakowa, ale również o połączeniach z Warszawy do Wrocławia, Katowic, Zielonej Góry czy Poznania.
O skali popularności krajowych połączeń lotniczych w przypadku, gdy cena biletu jest atrakcyjna, mogliśmy się przekonać wielokrotnie. Prezes lotniska w Gdańsku, Tomasz Kloskowski, w rozmowie z Fly4free.pl wyjaśniał ten fenomen.
– 25 proc. pasażerów Ryanaira lecących z Warszawy do Gdańska po raz pierwszy w życiu leciało samolotem. Ponad 70 proc. osób zadeklarowało, że leciało do Gdańska w celach turystycznych, kilkanaście procent w celu odwiedzin bliskich. Pasażerowie latający Ryanairem z Lotniska Chopina przenieśli się do samolotów przede wszystkim z własnych samochodów, autobusów i pociągów – mówił prezes gdańskiego lotniska.
Podsumowując ten mit – latanie na trasach krajowych w Polsce nie musi być drogie. Dużo zależy jednak od okazji i promocji na połączenia.
Fot. Pajor Paweł, shutterstock
– No dobrze, może i bywa taniej, ale samolot to niebezpieczny środek transportu.
Samoloty to tylko maszyny. Psują się, niekiedy ulegają poważniejszym awariom. Niestety, raz na pewien czas słyszymy o katastrofach, w których rozbił się samolot i zginęli pasażerowie. Tylko czy to oznacza, że lot samolotem jest bardziej niebezpieczny od innych środków transportu?
Niech przemówią liczby. Według opracowania przygotowanego przez Skyscanner w 2015 roku na polskich drogach doszło do 33 tys. wypadków. W tym samym czasie na całym świecie zanotowano 122 katastrofy lotnicze. Widać różnicę?
Sięgnijmy nieco głębiej. Wyliczenia prof. Arnolda Barnetta, profesora statystyki ze słynnej amerykańskiej uczelni Massachusetts Institute of Technology pokazują „skalę problemu”. Według badań profesora Barnetta, cytowanych przez Newsweek, podróżny mógłby codziennie latać samolotem przez około 4 miliony lat zanim maszyna, na której byłby pokładzie, uległaby jakiejkowiek awarii.
Statystycznie prawdopodobieństwo śmierci w wypadku lotniczym wynosi 1:29 milionów. Nie ma się czego obawiać – przechodząc ze statystyki do bardziej prywatnych argumentów: na podróże drogą lotniczą skusiła się nawet moja babcia, która, cóż… jest w dość zaawansowanym wieku, a każda podróż samochodem wiązała się z opowieściami babci, jak to niebezpiecznie na drogach jest.
Podsumowując ten mit: latanie to (mimo wszystko) najbezpieczniejszy środek transportu.
Fot. Patryk Kosmider, shutterstock
– Może w Stanach Zjednoczonych to działa. W Polsce nie ma dobrej siatki lotniczych połączeń krajowych.
To argument, z którym ciężko walczyć. Oczywiście, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I patrząc na to z perspektywy kogoś, kto mieszka w Jeleniej Górze, Białymstoku, Koszalinie czy Kaliszu, perspektywa przemieszczania się po Polsce samolotem jest abstrakcyjna.
Po wycofaniu się Ryanaira z popularnych tras z Warszawy do Gdańska i Wrocławia, patrząc na siatkę krajowych połączeń, widzimy niewesoły obraz dla mieszkańców mniejszych miast. Zresztą, pasażerowie z największych miast w Polsce pod tym względem także nie mają kolorowo.
– Połączenia krajowe to fikcja. Proszę to napisać dużymi literami. Fikcja – chłodno stwierdza Piotr Jaremko z Katowic. – Dwa razy w tygodniu muszę być w Trójmieście. Z przyjemnością korzystałbym z samolotu na trasie Katowice – Gdańsk. Ale takiego samolotu nie ma. Wszystko opiera się na Warszawie. Chcąc lecieć z Katowic, i tak najpierw muszę się dostać do Warszawy. I kółko się zamyka – gorzko puentuje biznesmen.
Siatka połączeń krajowych opiera się w tym momencie w większości na maszynach LOT, które wykonują połączenia na zasadzie nieco podobnej jak w słynnej wypowiedzi dotyczącej sprzedaży samochodu Ford T: „Możesz otrzymać samochód w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny”. Wystarczy tylko zamiast nazwy koloru wstawić Warszawę. Pisząc wprost: zapomnij o możliwości lotu bezpośredniego z Poznania do Krakowa. Albo z Gdańska do Rzeszowa. Zawsze musisz „zahaczyć” o Warszawę.
Z czego to wynika? Cóż, prawdopodobnie te trasy byłyby (z gruntu rzeczy) nierentowne. Zapełnić cały samolot na połączeniu z Krakowa do Poznania? Ciężka sprawa. A skoro samoloty w większości przewoziłyby powietrze, siłą rzeczy cena biletów stałaby się po prostu nieatrakcyjna dla ewentualnych podróżnych. Jeżeli już wspominamy LOT, to musimy także pamiętać, że on także ma ograniczoną flotę. W takim przypadku priorytet mają połączenia, które „dowiozą” pasażerów do centralnego hubu, którym jest Warszawa. Oczywiście, są połączenia, które raczej zawsze będą cieszyć się popularnością – tysiące podróżnych, którzy korzystali z transportu lotniczego na trasie Warszawa – Gdańsk są tego dowodem.
Jak już o Warszawie piszemy: nasza stolica to punkt centralny, zwornik krajowych tras lotniczych w Polsce. I dopóki nie będzie (a raczej nie będzie) możliwości bezpośrednich połączeń między największymi miastami w naszym kraju – z pominięciem Warszawy – trudno nawet żartować, twierdząc że w Polsce jest dobra siatka lotniczych połączeń krajowych.
Czy nie ma szans na to, aby w Polsce latać Z lotnisk regionalnych NA lotniska regionalne? Cóż, w większości przypadków, gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Mój redakcyjny kolega, Mariusz Piotrowski, pisał na naszych łamach:
– Szanse na loty krajowe mają też mniejsze lotniska, jednak tu też wszystko rozbija się o pieniądze. Dobrym przykładem jest działalność linii SprintAir, która w pewnym momencie latała po kraju aż z 3 lotnisk: z Zielonej Góry (do Warszawy), Szyman (do Krakowa i Wrocławia) i Radomia (do Wrocławia i Gdańska). Loty były realizowane w promocyjnych cenach (z Szyman zaczynały się od 99 PLN w jedną stronę), były jednak bardzo mocno dofinansowywane z samorządowej kasy. Co nie znaczy, że nie były potrzebne.
[…] Dobrym przykładem jest lotnisko na Mazurach. Równo rok temu loty SprintAira zniknęły z siatki połączeń, właśnie z powodu konieczności dopłacania do nich przez mazurski port.
Podsumowując ten mit: siatka połączeń krajowych w Polsce jest w dalszym ciągu bardzo uboga.
Fot. Mazury Airport
– Ludzie robiący interesy nie będą się cisnąć w ciasnych samolotach turboodrzutowych z innymi pasażerami.
Taaak? To co robią te tłumy panów w drogich garniturach, z aktówkami w dłoniach, których non-stop spotykam na „krajówkach”? Warszawa-Kraków. Poznań-Warszawa? A nawet, o zgrozo, w low-costowym Ryanairze z Gdańska do Krakowa?
Brak klasy biznes w ofercie lotów krajowych w niczym im nie przeszkadza. Biznesmeni dzielnie dzielą swoje miejsca ze studentami, turystami, osobami lecącymi do pracy, na koncert, do rodziny. Egalitarnie, bez problemów, fochów i dąsów.
Przelot samolotem na trasie krajowej jest dla tych ludzi czymś zupełnie naturalnym, jednym z elementów pracy. W większości przypadków pozwala zaoszczędzić coś, co jest warte niekiedy spore pieniądze. Co to jest? Czas.
Oczywiście, nie mówimy o tych wszystkich Bardzo Ważnych Biznesmenach, którzy mają swoje własne samoloty. Ale to już zupełnie inna para kaloszy…
Podsumowując ten mit: to bzdura.
Fot. Jacob Lund, shutterstock
– Oszczędność czasu? Kpina! Te wszystkie procedury, check-iny, czas lotu, dojazd na lotnisko.
Tutaj sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Bez dwóch zdań, w przypadku części połączeń, oszczędność czasu jest bezdyskusyjna. Choćby odprawa się przedłużała a lot był nieco opóźniony – nie ma szans, abyśmy trasę z południa Polski nad morze „zrobili” szybciej niż samolotem.
Pamiętajmy też o tym, że podróż samochodem, autobusem czy pociągiem również jest obarczona ryzykiem opóźnień. Korki na bramkach przy wjeździe na autostradę? Opóźnienie pociągu, który „złapał” je na wcześniejszym etapie trasy. Wzmożony ruch na drogach, który spowoduje iż podróż autobusowa zmieni się w długą podróż autobusową. To czynniki zewnętrzne, na które nie mamy wpływu.
Co z krótkimi połączeniami? Czy ktoś, kto ma do wyboru: jechać samochodem z Warszawy do Katowic lub polecieć na tej trasie samolotem, będzie szybciej w miejscu docelowym? Niekiedy czasy będą porównywalne. Tylko musimy pamiętać o jednej rzeczy: podróż samolotem to jednak nieco inne doznanie niż jazda samochodem. Ale jesteśmy na portalu miłośników LATANIA, i akurat tej kwestii chyba nie trzeba rozwijać… 😉
Przy okazji: przeprowadziliśmy kiedyś pewien test. Przy okazji debiutu Pendolino w Polsce, nasza redakcja sprawdziła, czy jest to najszybsza opcja transportu z Warszawy do Wrocławia. Przeciwstawiliśmy Pendolino trudnych konkurentów: BMW X3 z 258KM pod maską i Boeinga 737-800 Ryanaira. Kto wyszedł zwycięsko z tej rywalizacji? Zapraszam do przeczytania relacji z wyścigu.
Oczywiście, pamiętajmy, że od czasu przeprowadzenia naszego wyścigu, podróż Pendolino na tej trasie uległa skróceniu.
Podsumowując ten mit: to zależy od okoliczności i trasy.
Fot. Milosz Maslanka, shutterstock
– Latanie po kraju jest fajne, jak nie masz ze sobą bagażu. A co, jak mam do przewiezienia sporo pakunków?
I tutaj pełna zgoda. Najczęściej równanie: tanie latanie = brak bagażu, jest prawdziwe. W Ryanair, który operuje m.in. na trasie z Gdańska do Wrocławia czy z Warszawy do Szczecina, zakup taniego biletu to dopiero początek. Może okazać się, że dokupienie bagażu będzie kosztować znacznie więcej, niż sam bilet. Ot, taki paradoks.
Co z LOTem? Tutaj również decydując się na kupno najtańszego biletu, musimy mieć świadomość, że nie weźmiemy ze sobą w podróż za dużo rzeczy. W tym przypadku bezkonkurencyjny jest transport samochodowy – ogranicza nas tylko pojemność bagażnika naszego auta.
Co z autobusami? We FlixBusie, który pojawił się na naszych drogach w miejsce czerwonych autokarów sygnowanych marką PolskiBus, kupując bilet mamy prawo przewieźć (oprócz jednej sztuki bagażu podręcznego) także duży bagaż podróżny – jedną sztukę o rozmiarach maks. 80 x 50 x 30 cm. A jak chcemy przewieźć więcej rzeczy? Musimy zapłacić za nadbagaż.
Podsumowując ten mit: jest w nim sporo prawdy.
Fot. Collage / Paweł Kunz, Fly4free.pl / linerpics, shutterstock
Jak widać, latanie samolotem w Polsce po trasach krajowych nie jest prostą sprawą. Przy odrobinie samozaparcia, ten środek transportu może być bardzo przydatnym podczas planowania wyjazdów, odwiedzin u rodziny, podróży firmowych.
Ale to dopiero początek długiej drogi, która stoi przed liniami lotniczymi, zarządcami lotnisk oraz decydentami, których decyzje nierzadko mogą wpłynąć na rozwój siatki połączeń krajowych w Polsce.
Jakie jeszcze mity, związanie z lataniem na trasach krajowych, są według Was warte wymienienia?