Kraków chce wprowadzić ograniczenia dla Airbnb! Inne polskie miasta też o tym myślą
Mieszkańcy z grodu Kraka mają dość hałaśliwych turystów i apelują do krakowskich radnych o ustalenie limitów. Mocno domagają się tego wspólnoty mieszkaniowe. Ale inne miasta też mają dość – niektóre punkty już dostają przydomki typu „Booking.com Island”.
O problemach Krakowa ze zbyt dużą liczbą hałaśliwych turystów, zwłaszcza pijackich hord z Wielkiej Brytanii, jest głośno już od dawna. Od pewnego czasu na sile przybiera jednak drugi problem, czyli powolne wymieranie Starego Miasta. Powód jest prosty: ludzie wyprowadzają się z zatłoczonego centrum miasta, a mieszkania po nich są wynajmowane turystom np. poprzez serwis Airbnb czy Booking.com. Najczęściej nielegalnie i bez żadnej kontroli. A tłumy turystów to coraz większy problem, który powoli zaczyna wyglądać w Krakowie jak w Amsterdamie, Barcelonie, Wenecji i innych miastach, które mają problem ze zbyt dużą liczbą turystów.
Niedawno w „Polityce” czytaliśmy, że krakowski magistrat znalazł się w ostrym konflikcie z Airbnb z powodu braku zgody na przekazanie części danych.
– Coraz więcej stałych mieszkańców wyprowadza się ze Starego Miasta. Spora część mieszkań jest potem zamieniana przez przedsiębiorców na apartamenty dla turystów – mówi Bożena Zaremba-Macych z Urzędu Miasta Krakowa. Miasto ma już ponad 20 tys. miejsc noclegowych w pokojach gościnnych, kwaterach prywatnych czy mieszkaniach do wynajęcia.
A przynajmniej taka jest oficjalna liczba zgłoszonych nieruchomości wynajmowanych turystom. Nieoficjalnie ta liczba może być znacznie wyższa. Ilu mieszkań nie zgłoszono do magistratu?
– Niestety, sieci Airbnb i Booking.com odmawiają nam danych dotyczących osób udostępniających swoje mieszkania w Krakowie, byśmy mogli sprawdzić, kto prowadzi działalność bez rejestracji i płacenia podatków. To problem, z którym boryka się wiele miast. Amsterdam walczy z szarą strefą, zatrudniając inspektorów, którzy krążą po mieście, wypytując turystów o miejsce zakwaterowania – dodaje Zaremba-Macych.
Czy taką formę będą miały ograniczenia w Krakowie? Okaże się już wkrótce.
Mieszkańcy mają dość
Jak czytamy w krakowskiej „Wyborczej”, na ostatnie posiedzenie komisji promocji i turystyki rady miasta przybyła delegacja przedstawicieli różnych wspólnot mieszkaniowych, którzy mają już dość współdzielenia swych budynków ze wciąż zmieniającymi się turystami. W tej sytuacji domagają się interwencji miasta.
– Mieszkańcy skarżą się na hałas i brak bezpieczeństwa wynikający z ciągłych zmian osób nocujących w ich budynku. Dochodzi też do konfliktów między stałymi mieszkańcami a przyjezdnymi, które mogą dotyczyć np. placu zabaw lub współdzielenia basenu. Wiele mieszkań na wynajem powstało też w luksusowych apartamentowcach, gdzie część osób kupowało nieruchomości, by w nich mieszkać a część komercyjnie, by na nich zarabiać – mówi Aleksander Miszalski, przewodniczący komisji.
Co zrobi Kraków?
– Prawnicy magistraccy przeprowadzają obecnie dogłębną analizę prawną, co możemy zrobić w sprawie apartamentów dla turystów. Ale patrząc na prawo przedsiębiorców i liberalną w tym zakresie ustawę o usługach turystycznych, wydaje się, że mamy ograniczone możliwości manewru – mówi Katarzyna Gądek, zastępca dyrektora wydziału promocji i turystyki w krakowskim ratuszu.
I dodaje, że zmiany musiałyby nastąpić w prawie ogólnopolskim. Tak jak np. w Japonii, która wprowadziła ograniczenia w funkcjonowaniu serwisów homesharingowych typu Airbnb dla całego kraju. Nie jest zresztą wykluczone, że się tak stanie i u nas, bo przedstawiciele rady miasta chcą zwrócić się do Sejmu, aby zajął się tym tematem.
Sprawa jest jednak dość delikatna, a jak czytamy w „Wyborczej”, ostrożnie podchodzą do niej nawet krakowscy hotelarze i przedsiębiorcy, którzy na ograniczeniach dla Airbnb mogliby najwięcej zyskać. Powód? Obawy, by nie wylać dziecka z kąpielą – „legalne” hotele i pensjonaty nie są w stanie obsłużyć tak dużej liczby turystów, jaka odwiedza Kraków. Po drugi zaś, ograniczenia w wynajmie mogłyby doprowadzić do gwałtownych wahnięć na rynku nieruchomości.
Jesienią Kraków zorganizuje warsztaty dla polskich miast mających problem z inwazją turystów. Planowana jest też debata, by wypracować wspólne stanowisko w sprawie apartamentów na wynajem.
Problemy mają też Warszawa i Gdańsk
Nie tylko Kraków ma problem z nielegalnym wynajmem mieszkań. Równie poważny kłopot może mieć Warszawa, gdzie według szacunków ratusza, może działać nawet kilkaset nielegalnych hosteli. W niektórych przypadkach – czytamy w „Wyborczej” – w przerobionych mieszkaniach kapsuły do spania ustawione są po sam sufit. Wszystko oczywiście także działa nielegalnie, bez jakichkolwiek zgód.
Dowód? Na portalu Booking.com po wpisaniu hasła „Warszawa” wyskakuje ponad 2,5 tys. miejsc, które oferują noclegi – najniższe stawki zaczynają się od 30 PLN za noc w pokoju wieloosobowym. Tymczasem w miejskiej ewidencji obiektów hotelarskich widnieje.. ledwie 500 obiektów – hoteli, hosteli, akademików, pensjonatów i kwater prywatnych.
Sprawą zainteresowali się miejscy radni – w złożonej interpelacji wyszli z propozycją, by miasto wprowadziło bardziej szczegółowe kontrole nielegalnych obiektów. Czy zmiany wejdą w życie? Zobaczymy.
– Problem z nielegalnymi hostelami jest duży. Prowadzimy sporo takich spraw. Walka z nimi nie jest łatwa, bo trudno udowodnić, że to nie jest lokal mieszkalny, tylko hostel – przyznał Andrzej Kłosowski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. – Najczęściej właściciele się odwołują. Przekonują, że łóżka piętrowe to żaden dowód. Podczas samej kontroli w lokalu zazwyczaj nie ma gości – dodaje.
Problemy są też w Trójmieście, a zwłaszcza w Gdańsku. O Wyspie Spichrzów, gdzie w ostatnich latach powstało wiele luksusowych apartamentowców mówi się już w Gdańsku „Booking.com Island”. Tu także wiele nowoczesnych apartamentów w marinie zamieniła się w mieszkania na wynajem, głównie dla obcokrajowców. W środku zaś często słychać odgłosy libacji alkoholowych i głośnych imprez.
Czy Waszym zdaniem wprowadzenie ograniczeń w Krakowie i innych polskich miastach jest koniecznie?