Koniec największej biletowej wojny cenowej w Europie. Efekt? Wszyscy przegrali, nawet…zwycięzca

Port w stolicy Austrii niemal od zawsze uchodził za drogie lotnisko, jednak sytuacja zmieniła się kilka lat temu wraz z upadkiem linii Air Berlin oraz Niki. W Wiedniu nagle pojawiły się wolne sloty, a lotnisko – stojąc przed dylematem, jak przyciągnąć pasażerów – przedstawiło bardzo atrakcyjny cennik dla nowych przewoźników i połączeń. Polującym na taką okazję low-costom nie trzeba było dwa razy powtarzać – w Wiedniu pojawiły się wszystkie największe tanie linie w Europie, które zaczęły na wyścigi otwierać nowe kierunki i oferować tysiące biletów w szalonych cenach. Bilety po 1 euro z Wiednia do ciepłych krajów na południu Europy jeszcze kilka lat temu były codziennością. Wszystkich przebiła zaś linia Level, która z okazji uruchomienia 14 nowych tras zaoferowała pasażerom 50 tysięcy biletów za… 1 eurocenta. I to nie byle dokąd, bo w takiej cenie można było polecieć m.in. do Londynu, Dubrownika, Paryża, Wenecji czy na Ibizę.
– To największa wojna cenowa, jaka od lat miała miejsce w Europie – mówił swego czasu Jozsef Varadi, prezes Wizz Aira. I zaraz dodawał, że jego linia z pewnością tę batalię wygra.
Czy w tym szaleństwie była metoda? Wszystkie tanie linie wychodziły z założenia, że przez jakiś czas będą dopłacać do swoich tras, by wykosić konkurencję i w efekcie przejąć cenne sloty na niezwykle atrakcyjnym rynku, jakim był Wiedeń. I faktycznie, w kolejnych latach (także z pomocą pandemii) kolejne low-costy zwijały się ze stolicy Austrii: Level zamknął swoją austriacką spółkę, Vueling i easyJet mocno ograniczyły liczbę połączeń, a na placu boju zostało właściwie dwóch starych znajomych: Wizz Air oraz Ryanair (wcześniej operujący na tym rynku pod nazwą Lauda). Obie linie operowały z Wiednia nie bez kłopotów (patrz: pandemia), ale ostatnie zawirowania (omikron i wybuch wojny w Ukrainie) sprawiły, że Wizz Air dość mocno ograniczył swoją ofertę w stolicy Austrii.
Ostre cięcia Wizz Air zaczął już pod koniec ubiegłego roku, gdy zawiesił aż 84 połączenia w całej Europie z powodu załamania popytu. Wiedeń był wówczas najmocniej „poszkodowany” ze wszystkich europejskich lotnisk: węgierska linia zawiesiła aż 12 tras, w tym połączenie do Warszawy. Kilka dni temu Wizz Air dokonał jeszcze większych cięć: linia zawiesiła aż 20 połączeń z Wiednia i jednocześnie zredukowała wielkość swojej bazy z 6 do 4 samolotów. Na liście zamykanych tras znalazły się właściwie połączenia w całej Europie (m.in. Eindhoven, Porto, Lizbona, Mediolan Malpensa, Malta, Malaga, Palma de Mallorca) i nie tylko (Marrakesz), choć najwięcej zniknęło tras do Grecji (Saloniki, Rodos, Santorini, Mykonos, Ateny).
Skąd te cięcia? W dużej mierze jest to związane z konkurencją ze strony Ryanaira: na 8 z 20 zawieszonych tras obaj przewoźnicy rywalizowali ze sobą. Równie ważna jest też wynikająca wprost z rywalizacji kwestia rentowności: być może w zarządzie Wizz Aira uznano, że dalsze dopłacanie do austriackiej bazy nie jest już opłacalne, stąd znaczące zmniejszenie skali jej działalności.
Czy Ryanair wygrał tę walkę? Niby tak, ale jakim kosztem…
Kilka dni po decyzji Wizz Aira, Ryanair przypuścił ofensywę. I to dość zdecydowaną: irlandzka linia ogłosiła, że w bieżącym sezonie letnim uruchomi z Wiednia 15 nowych tras i zbazuje tu kilka dodatkowych samolotów.
– Jako najszybciej rosnąca linia w Austrii, oferujemy nasz największy rozkład lotów w historii, oferując pasażerom aż 91 tras, w tym 15 nowych. Podczas gdy inne linie zawieszają trasy lub całkowicie zamykają działalność (jak easyJet czy Level) Ryanair wciąż się tu rozwija – mówi Michael O’Leary, szef Ryanaira, który już kilka miesięcy temu przepowiedział problemy WIzz Aira. Mówił też oczywiście o swoim sukcesie, choć nie pozbawionym problemów…
– Zainwestowaliśmy w Wiedeń mnóstwo pieniędzy, ale mnóstwo pieniędzy też straciliśmy… – na taką niecodzienną refleksję zdobył się O’Leary.
I faktycznie – cena, jaką zapłacił Ryanair za zwycięstwo w wojnie low-costów jest niezwykle wysoka. Spójrzmy tylko na koszty działania linii Lauda (wcześniej Laudamotion), którą Ryanair najpierw kupił, a potem zmodernizował wyłącznie z myślą o podboju austriackiego rynku. Tylko w pierwszym roku swojej działalności Lauda zanotowała ponad 172 mln EUR straty, a potem było tylko gorzej. W efekcie linia szybko zamknęła większość swoich baz operacyjnych, w tym wWiedniu, gdzie zarządzanie samolotami linii przejęły bardziej efektywne spółki-córki Ryanaira, czyli Malta Air i polski Buzz.
Do tego trzeba też dodać, że mimo tak wielkich inwestycji Ryanair ostatecznie… nie podbił Wiednia. Owszem – 91 tras w rozkładzie brzmi dumnie. Sam Ryanair ma zaś w nadchodzącym sezonie letnim niecałe 20 procent całkowitego oferowanie (czyli liczby dostępnych foteli w ofercie) na lotnisku w Wiedniu. Ale z drugiej strony – Ryanairowi nie udało się osłabić pozycji kluczowego gracza na lotnisku w Wiedniu, czyli linii Austrian Airlines, która ma 47 procent całkowitego oferowania. Ten współczynnik jest jeszcze większy, gdy dodamy do tego inne linie latające z i do Wiednia w ramach Star Alliance – w sumie przewoźnicy sojuszu mają aż 60 procent udziałów na wiedeńskim lotnisku.
Wydaje się więc, że przerzucanie się niskimi cenami w tym przypadku nie popłaca, a choć Ryanair niby wygrał rywalizację z innymi przewoźnikami, to tak naprawdę może mówić na razie głównie o bardzo wysokich kosztach tej rywalizacji.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?